KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE
Zrównoważenie, o którym chciałbym pomówić tego wieczoru, było zawarte w recytacji, którą robiliśmy na koniec. Cztery niebiańskie siedziby, rozprzestrzenione na cztery strony świata, to piękna oprawa dla czterech wzniosłych stanów, które harmonijnie ze sobą współgrają.
Aby zrozumieć te cztery wzniosłe stany oraz pojąć, dlaczego grupowane są w ten właśnie sposób, należy zrozumieć związek między zrównoważeniem umysłu a pozostałymi trzema stanami.
Mettā – miłująca dobroć – jest często izolowana od reszty. Uważam jednak, że jeśli nie rozumiecie zrównoważenia i nie praktykujecie go, wówczas skupianie się wyłącznie na metcie może prowadzić do subtelnie zniekształconego doświadczenia. Problem z miłującą dobrocią, podobnie jak ze współczuciem, polega na tym, że mogą one z łatwością ulegać niewielkim deformacjom.
Większość ludzi, gdy praktykuje współczucie lub miłującą dobroć, nie zdaje sobie sprawy, że w rzeczywistości nie praktykują zgodnie z tym, co głosił Buddha. Współczucie łatwo pomieszać ze współodczuwaniem czyjegoś żalu i smutku; z kolei miłująca dobroć może przekształcić się w uczucie bardzo osobiste i nieobiektywne. Miłująca dobroć nie jest indywidualną sympatią.
Miłująca dobroć to coś, co jest ciepłe i pozytywne, ale nie ogranicza się do istnień, które postrzegacie jako dobre czy interesujące. Gdyby miłująca dobroć była uzależniona od jakiegoś szczególnego aspektu danej istoty, byłaby czymś stronniczym, jakąś indywidualną preferencją. Miłująca dobroć to ciepłe, życzliwe uczucie; pojawia się w naszych rodzinach oraz w naszych relacjach z przyjaciółmi, ale tylko wtedy, gdy ma ku temu sprzyjające warunki.
Człowiek może myśleć, że jest ciepłą i kochającą osobą, ale jeśli jego usposobienie zmienia się w zależności od okoliczności i są sytuacje, w których jego życzliwość rozwiewa się i znika – to nie jest to tak naprawdę wzniosły stan miłującej dobroci. Zrównoważenie również odgrywa tu swoją rolę: pozwala wzmacniać i stabilizować miłującą dobroć. To chłód, który towarzyszy ciepłu miłującej dobroci. Często mówię o tej idei chłodnej głowy i ciepłego serca. Nie przeskakujecie pomiędzy chłodnym umysłem a ciepłym sercem, możecie utrzymywać obie te jakości jednocześnie. Zrównoważenie jest obecne – dostrzega szerszy obraz i pamięta o nim. Wie, że wszystkie rzeczy powstają i przemijają, co jest bardzo związane z mądrością. Dzięki temu możecie uczestniczyć w ciepłej życzliwości wobec innych istot, nie zostając przez nią pochłoniętymi, nie zatracając się w niej. I to jest powód, dla którego zrównoważenie i miłująca dobroć tak pięknie łączą się ze sobą.
Współczucie oraz współradość są w rzeczywistości jedynie wariacjami miłującej dobroci; są przeznaczone dla określonego rodzaju istot. Współczucie to miłująca dobroć wobec tych, którzy cierpią, wyraźnie w tej chwili. Współradość to miłująca dobroć wobec tych, którzy właśnie teraz są szczęśliwi.
Celebrujecie to. W przypadku miłującej dobroci oraz współczucia i współradości: możecie współodczuwać radość tych, którzy dobrze się bawią, ale wraz ze współczuciem wobec tych, którzy są zmartwieni, nie pojawia się w was współcierpienie.
Zamiast tego jest ciepło miłującej dobroci; to wspaniałe doświadczenie. Ofiarujecie wszystko, co tylko możecie cierpiącym istotom, ale nie uczestniczycie w ich cierpieniu. Możecie pozostawać w stanie głębokiego dobrostanu także wtedy, gdy innym go brakuje. Nie oznacza to, że stajecie się nieprzyjaźni czy nieżyczliwi.
Myślę, że każdy pracownik służby zdrowia zdaje sobie sprawę, że szybko by się wypalił, gdyby współ-odczuwał ból, smutek i cierpienie każdego pacjenta przekraczającego próg gabinetu. Dotyczy to również pracowników socjalnych. Dotyczy tych wszystkich osób, które decydują, że wzniosłą i piękną rzeczą będzie pomoc potrzebującym.
To jest powszechnie znanym faktem: jeśli błędnie pojmujecie współczucie, to łączycie je ze współodczuwaniem, a wtedy łatwo się zagubić, empatycznie wchłaniać czyjeś cierpienie i wszelkie negatywne odczucia, aż wreszcie – wypalić się. A wtedy nie będzie już z was żadnego pożytku! Dlatego tak ważne jest, aby mieć stabilny fundament, jakim jest dobrze rozwinięte zrównoważenie.
Wiedza o umiejętnych stanach umysłu powinna stać się elementem szkolenia pielęgniarek, lekarzy i psychiatrów, pracowników socjalnych oraz nauczycieli, zwłaszcza nauczycieli szkół podstawowych, ale też każdego innego szczebla, włączając w to kadry profesorskie na wyższych uczelniach.
Szkolenia czy też kursy, doskonalące życzliwość i miłującą dobroć na gruncie dobrze rozwiniętego zrównoważenia, byłyby ogromnie korzystne na Zachodzie, ponieważ wartości te nie są tu wciąż właściwie pojmowane.
W zasadzie to nigdzie nie są rozumiane właściwie, lecz na Zachodzie sprawy przybrały szczególny obrót. Przypuszczam, że jest to pewien rodzaj spuścizny po chrześcijaństwie. Filozofia pierwszych chrześcijan istotnie różniła się od greckiej. Wcześni greccy filozofowie doskonale znali stan zrównoważenia i byli świadomi, jak wielka jest jego wartość. Podobnie niektórzy filozofowie rzymscy, stoicy itp. – wysoko cenili zrównoważenie. Natomiast w chrześcijaństwie, być może w wyniku jakiejś pomyłki czy nieporozumienia, obiektem czci niemalże stało się… cierpienie.
To wszystko jest dość zagmatwane. Smutek, uporczywy żal, który niesiecie, jest nieodłącznym elementem chrześcijańskiego paradygmatu, i niezależnie od tego, czy jesteście chrześcijanami, czy nie, czy kiedykolwiek chodziliście do kościoła itp. – ten smutek wciąż unosi się w powietrzu. Jest to nadal częścią etosu, dlatego warto zbadać, ile tego ma się w sobie.
Czy rzeczywiście jest to dla was jasne, to polecenie Buddhy, by uwolnić się od zbędnego cierpienia, nawet stojąc w obliczu cierpienia innych? To wręcz zdumiewające, jakim koszmarem może być egzystencja: ludzie potrafią wikłać się w okropne stany mentalne nie tylko przez chwilę; potrafią podtrzymywać swoje cierpienie przez długie lata i dekady, zakleszczeni w pułapce zagmatwanych, bolesnych emocji. Po dokonaniu takiej obserwacji łatwo jest zamknąć się w sobie lub pogrążyć w rozpaczy.
Buddha jednak nie akceptuje żadnej z tych reakcji. On sam uznał, że ma już dość saṃsāry – i zachęcał innych, by również się przebudzili. Pamiętacie pewnie, jakie obrazy ujrzał, te z opowieści o bodhisatcie opuszczającym pałac. Buddha zobaczył najpierw starca, potem kogoś chorego i pogrzeb martwej osoby, a wreszcie ascetę – jakiegoś rodzaju jogina, ubranego w łachmany, odchodzącego do lasu, by wieść życie poza światem, rezygnującego z angażowania się w ten świecki świat. Uświadomienie sobie, że te obrazy są nieodłączną częścią ludzkiej egzystencji, ostudziło jego entuzjazm. Buddha nie sugeruje, że można po prostu trwać beztrosko i radośnie ignorować te realia, ale należy zdać sobie sprawę, że ostatecznie w tej grze nie da się wygrać, co nie zmienia faktu, że już w niej jesteście, i że jest to gra, w którą trzeba grać. Tej gry nie da się uniknąć, mówiąc „nie chcę grać” – życie trwa, jesteście jego częścią, przybyliście tutaj i podejmujecie różne decyzje dotyczące tego, jak je rozgrywać.
Niektórzy są tym rozczarowani i wycofują się, lecz jest to nieumiejętne. Przez „wycofują się” rozumiem, że albo popełniają samobójstwo, albo otępiają się różnymi narkotykami, alkoholem itd. Jest to unikanie tego, co bardzo bolesne. Odmienną strategią unikania jest rozwijanie filozofii eternalizmu, według której idzie się do nieba i pozostaje w nim na zawsze. Oba te podejścia są próbami rozwiązania problemu istnienia.
Buddha nie popada w żadną z tych skrajności. Są to płytkie rozwiązania. Buddha nie jest przekonany co do istnienia jakiejkolwiek trwałej i błogiej wieczności. Każda egzystencja ma wbudowaną entropię. Współcześnie, w naukowej wizji wszechświata, nie uważa się już, że jest on wieczny i niezmienny. Zaskakujące, że ta zmiana postrzegania nastąpiła dość niedawno.
Jeszcze na początku XX wieku wielu naukowców zakładało, że wszechświat jest niezmienny i najprawdopodobniej wieczny. Ci, którzy próbowali formułować idee o wszechświecie poza religijnym spojrzeniem, nie mieli szczególnego powodu, by zakładać, że jest inaczej. Dopiero wraz z rozwojem astronomii i astrofizyki zaczęto sobie uświadamiać, że wszechświat nie jest wieczny, że nawet gwiazdy powoli wypalają się i gasną.
Następnie pojawiły się jeszcze bardziej niepokojące wieści: że całe galaktyki oddalają się od siebie z dużą prędkością. Aby to wytłumaczyć, sformułowano teorię Wielkiego Wybuchu. To wszystko stało się niedawno, bardzo niedawno. Nawiasem mówiąc, ideę Wielkiego Wybuchu jako pierwszy przedstawił katolicki ksiądz. Tak się złożyło, że przed przyjęciem święceń studiował na uniwersytecie i uzyskał doktorat z matematyki i fizyki. Aby wyjaśnić obserwowane ruchy odległych mgławic pozagalaktycznych, sformułował hipotezę, że cały wszechświat się rozszerza, a co za tym idzie – miał swój początek, i był nim pojedynczy punkt.
Nagle znajdujemy się w buddyjskim obrazie świata, w którym nic nie jest trwałe ani niezmienne, włączając w to cały wszechświat, który porusza się i rozpada. To zagraża ideom eternalistycznym. Zauważyłem też, że bardziej popularny staje się anihilacjonizm. To rozwiązanie również zostało odrzucone przez Buddhę; to nie jest dobre rozwiązanie.
Anihilacja ma wiele wariantów, samobójstwo jest jednym z nich; można też wyróżnić prowizoryczne, tymczasowe unicestwienia – na przykład poprzez zbyt długi sen czy przyjmowanie leków, aby przyćmić doznania. Również odwracanie uwagi, celowe rozpraszanie się – wszystko to są próby rozwiązania problemu poprzez eliminację sytuacji. Buddha musiał opracować jakąś praktyczną alternatywę, sposób na egzystowanie w tym świecie, rozpoznając go jako miejsce, gdzie nie można znaleźć stałego, długotrwałego, pewnego oparcia. Strategie negujące istnienie, jak unikanie czy wycofanie się, również są niezadowalające.
Buddha musiał więc znaleźć sposób, jak istnieć w tym świecie, skoro się już w nim jest, jednocześnie nie łudząc się, że jest gdzieś miejsce, w którym można odnaleźć stabilne bezpieczeństwo. Odkrył, że jedyne satysfakcjonujące rozwiązanie działa poprzez dużą ilość wyrafinowanego wglądu i wysiłku, skierowanych ku własnemu umysłowi i strukturze emocjonalnej, a także że trwałe schronienie oraz bezpieczeństwo można odnaleźć w samej mądrości. Jedną z form przejawiania się tego, jedną z najbardziej wykwintnych, jest zrównoważenie.
Jednocześnie Buddha nie lekceważy ciepła. Ludzie uważają, że idea wycofania się w coś w rodzaju chłodu ignoruje tę część biologicznej struktury istnienia, która tęskni za ciepłem, za jakością ciepła i bliskości w relacjach z innymi istotami. Buddha jest tu bardzo ostrożny i zauważa, że wprowadza to po raz pierwszy na świecie, że nikt nigdy wcześniej tego nie uczył, nikt nigdy wcześniej nie opisał uniwersalnej, bezwarunkowej miłującej dobroci. Na początku, kiedy to słyszycie, możecie pomyśleć, że to niemożliwe… lecz nie znajdziecie żadnych prehistorycznych nauk, które by ją propagowały.
Promieniowanie miłującej dobroci, jak sugeruje Buddha, jest kierowane ku wszystkim istotom, prawda? Gdziekolwiek by nie były i jakiekolwiek by nie były – nie ma znaczenia również, czy są w ogóle ludźmi. Nie chodzi więc tylko o wychodzenie poza własne plemię; istniało wiele głosów nawołujących do dobrej woli wobec sąsiadów i członków własnego plemienia, lecz istnieją także wrogowie oraz inne istoty, które nie należą do ludzkiego spektrum. Wszystkie inne filozofie tamtego czasu wykluczały jakąś część istot żywych, a istoty pominięte wypadały tym samym z grona adresatów praktyki dobrej woli. Buddha sugeruje, że żadna istota nie powinna być wykluczona z tej praktyki; nikt nie musi się w żaden sposób „kwalifikować”. To jest jego rozwiązanie wobec faktu, że jesteście w tej grze i że musicie grać w nią w sposób umiejętny. Wskazuje też, że istnieje droga wyjścia, że ta gra może się zakończyć, lecz koniec nie może być naiwny czy nieudolny. Nie przez rozproszenie, nie przez odurzenie, nie przez sen, nie przez śmierć.
Praktyka mądrości jest czymś, co jest niezachwiane, choć w ciągłym ruchu. Mądrość zawsze dostosowuje się do chwili obecnej i nieustannie reaguje na sytuację, na sytuację chwili obecnej. Zrównoważenie również tak działa – istnieje aktywne zrównoważenie, które przejawia się w najróżniejszych okolicznościach. Prawdopodobnie radzicie sobie dobrze w pewnych sytuacjach, gdy rozwijają się one stopniowo; dostajecie jakieś ostrzeżenie, że coś może się wydarzyć, i przygotowujecie się na to, próbując się uspokoić. To dobrze – to rozwijanie zrównoważenia.
Jeżeli tak jest, powinniście zacząć pracować nad coraz krótszymi okresami, aż do całkowitych niespodzianek. Czy wciąż pozwalacie się zaskoczyć, czy raczej pozostajecie zrównoważeni? Czy zdecydowaliście dziś rano: „Cokolwiek się wydarzy, nie będzie żadnych niespodzianek”? Zrównoważenie nigdy nie jest zaskoczone. Wszystko sprowadza się do ułamka sekundy. Jedną z najtrudniejszych rzeczy, nawet dla dobrze wyćwiczonych mnichów, jest radzenie sobie z reakcją na gwałtowne zaskoczenie. Odruch zaskoczenia. Można praktykować nawet w odniesieniu do niego.
Niektórzy psychologowie sądzą, że to niemożliwe, oraz że ciało fizyczne jest zaprogramowane na gwałtowne i emocjonalne reakcje. Tak jak tamtej nocy, kiedy ptak uderzył w okno; może pamiętacie to wydarzenie, chyba że byliście w głębokim stanie samādhi. BAM! Tuż obok… Byłem w połowie medytacji i nagle: BAM! Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że ptak przeżył, ale był to moment gwałtownego zaskoczenia. To było bardzo nagłe… Czy praktykowaliście, aby przygotować się na takie sytuacje? Takie wydarzenia mają miejsce w życiu i rzeczywiście pozostawiają po sobie ślad. Wystrzał z broni w nocy lub sytuacja, gdy samochód o mało co was nie potrąca.
Coś, co zdarza się regularnie w Kanadzie – poślizgnięcie się na lodzie; to bardzo ciekawe… Widzicie, jak osoba przez krótką chwilę wymachuje rękami, wykonując złożony i szybki taniec – po czym upada. Lodowa estrada. Nie wiedzieliście, że dziś rano w drodze do pracy wystąpicie na lodowej estradzie. Praca z tym jest naprawdę interesująca, bo jest mnóstwo okazji do ćwiczeń i za każdym razem możecie wtedy obserwować, jak wam idzie. Obserwujcie swoją reakcję w tych bardzo krótkich momentach, gdy pojawia się coś takiego jak nagły dźwięk… PSSST! Zaskakujący dźwięk, zaskakująca sytuacja.
To można wypracować, możecie dojść do optymalnych, niesamowicie krótkich momentów; zobaczcie wtedy, czy możecie „wycofać” swój odruch zaskoczenia. W rzeczywistości jest to możliwe; przeprowadzono nawet na ten temat pewne badania z udziałem mnichów i osób świeckich, regularnie medytujących. Psychologowie zakładali, że tego nie da się zrobić. Badania polegały na tym, że uczestnikom zakładano słuchawki i odtwarzano dźwięk wystrzału z broni.
To bardzo głośny dźwięk wystrzału z broni, bezpośrednio w waszych uszach. Nawet doświadczeni policjanci oraz żołnierze podskakują podczas jego odtwarzania, to wydaje się instynktowną reakcją. Okazało się jednak, że wśród medytujących znaleźli się tacy, którzy byli w stanie rozproszyć ten odruch, niejako rozpuścić odruchową reakcję przerażenia, nawet gdy wystrzał wybrzmiewał niespodziewanie i z całą mocą, bezpośrednio wewnątrz ich uszu.
Taka forma zrównoważenia polega na nieustannym obserwowaniu własnego oporu wobec sytuacji oraz poruszenia, jakie ona wywołuje, bądź tendencji do pogrążania się w smutku i tym podobnych stanach. To czyni was przytomnymi, pomaga zachować lekkość i czuć się wolnym w obliczu nieprzewidywalnych wydarzeń. Ciekawie jest też zastanowić się, czy naprawdę zrównoważenie to emocja? A może jest to po prostu nieobecność negatywnych emocji? Czy to obecność pozytywnej emocji, czy też po prostu brak emocji negatywnej? Dość często w ujęciu filozoficznym opisuje się to jako nieobecność.
Ale oczywiście w tym przypadku jest to obecność, ponieważ – jak recytowaliście dziś wieczorem – „Przebywa, rozprzestrzeniając serce wypełnione miłującą dobrocią zarówno w jednym kierunku” zmieniliśmy na „serce wypełnione zrównoważeniem”. A zatem jest to coś, czym można napełnić swoje serce. Nie jest to jedynie brak negatywności; serce jest przepełnione zrównoważeniem. „Także w drugim, także w trzecim, także w czwartym kierunku. W ten sam sposób, do góry, w dół, w poprzek, wszędzie naokoło, cały świat, całym swym sercem”. „Przebywa, rozprzestrzeniając serce wypełnione zrównoważeniem: szczodrze, wylewnie, bez ograniczeń, będąc wolnym od wrogości i złej woli”. „Szczodrze, wylewnie, bez ograniczeń”.
Tak więc powiedziałbym, że to musi być emocja. Ale nie tylko; jest to promieniowanie skierowane na innych. To bardzo interesujące. Kultywowanie zrównoważenia w sobie, tej stabilnej, wyważonej, szlachetnej jakości, pozwala ci pozostać czystym, ale wrażliwym.
Jak promieniować nim na innych? Myślę, że to po prostu życzenie, by oni również mogli odnaleźć zrównoważenie, ponieważ dopóki tego nie zrobią, będą w ciągłym niepokoju. To dobre życzenie; to życzenie, aby inni mogli odnaleźć własną drogę do tego spokoju, lekkości i jasności, żeby ich cierpienie mogło się poprzez to uśmierzyć. Tym właśnie promieniujecie w ich stronę.
Odczuwając zrównoważenie, jednocześnie promieniujecie nim. To tak, jakbyście wspięli się na górę, opuszczając rozgorączkowane miasto, zatłoczone, głośne i pełne spalin. Nareszcie znaleźliście drogę wyjścia: idziecie w góry i widzicie to miasto w oddali. Widzicie całą tę aktywność, i tych ludzi na dole, i ich malutkie samochodziki. Wznosicie się w swojej wolności i dystansie, co sprawia, że wszystko staje się czyste i nieskazitelne. Nareszcie możecie zebrać myśli.
Zanurzeni w świecie, jesteście rozdarci i poruszeni emocjami, więc kiedy udaje się wam z niego wydostać, pojawia się stan zdrowia, stan ekstremalnego dobrostanu. Życzysz wtedy wszystkim innym, aby oni też znaleźli własną drogę wyjścia z tego chaosu i przytłoczenia, dotarli do bardziej szlachetnej wizji życia.
Ale wróćmy jeszcze do świata. To oczywiście jest to, co ludzie robią. Metropolie, takie jak Kalkuta i temu podobne, są naszpikowane zanieczyszczeniami i pełne chorób środowiskowych. Kiedy tam pojedziemy, to – jeśli na co dzień żyjemy gdzieś, gdzie środowisko jest czyste – myślimy po prostu: „Wow, jak oni to znoszą?”. To przytłaczające. To przewlekle przytłaczające, więc waszym natychmiastowym życzeniem byłoby, żeby również inni ludzie mogli przekonać się, jak smakuje czyste powietrze, oraz poczuć, jak może podnosić na duchu i jak zbawienny wpływ na ludzką psychikę ma czyste środowisko.
To jest dzielenie się zrównoważeniem; to czystość, klarowność, nieskazitelność rzeczy. Niektóre z tych zatłoczonych miast mają w sobie jakość ludzkiego ciepła. Wszędzie na ulicach jest mnóstwo małych, ruchliwych straganów, ludzi, dzieci i różnych rzeczy. W przeciwieństwie do tego, w kanadyjskim mieście często przechadza się pustymi ulicami przedmieść. Cała nasza sztuka to świecące, migoczące niebieskie światła w oknach – ani żywej duszy na ulicy. Jest bardzo czysto i bardzo sterylnie. Panuje tam izolacja – brak ludzkiego ciepła.
Myślę, że ludzie pochodzący z tych „cieplejszych” krajów są niejako zaskoczeni absolutną pustką ulic i przestrzeni. Same budynki, bez ludzi. Musimy to zaludnić; czystość nie powinna być sterylnością. Jest czysto, jest świeżo. To wspaniale, jednak brakuje tu ludzkiego ciepła. To coś, co rzeczywiście musimy zrównoważyć. Urbaniści muszą nauczyć się, w jaki sposób przywrócić ulicom ludzką jakość, nie tworząc przy tym chaosu ani zanieczyszczenia. Buddha jest doskonałym urbanistą. Ładne, czyste miasto, w którym jest wiele ludzkiego ciepła.
Rola zrównoważenia w balansowaniu niebiańskich siedzib jest bardzo istotna. W przypadku współczucia – oczywiście – to właśnie jest to, czego ludzie pracujący w służbie zdrowia tak bardzo potrzebują: upewnić się, że współczucie nie przerodzi się w rozpacz lub wypalenie. W tym właśnie może pomóc zrównoważenie.
To jest mała zachęta i przypomnienie, by praktykować swoje zrównoważenie i robić to w każdy możliwy sposób – zarówno wtedy, gdy zostaniecie zaskoczeni lub wstrząśnięci, jak i w długoterminowych, stresujących sytuacjach, ucząc się inicjowania tego zrównoważenia już od pierwszych chwil poranka, zanim jeszcze cokolwiek się wydarzy. Nie możecie czekać, aż coś się wydarzy, żeby zacząć praktykować zrównoważenie. Ono musi być inicjowane i pielęgnowane, pogłębiane i nieustannie rozwijane. Ono musi stać się wszechobecne.
Działamy tu podobnie, jak z miłującą dobrocią: podczas recytacji zaczynamy od 11 korzyści z miłującej dobroci, potem mamy 8 lub 9 powtórzeń; tak wiele praktyki to wymaga, a zrównoważenie wcale nie wymaga jej mniej. To coś, co praktykujecie przez cały czas; nieustannie o nim sobie przypominacie i rozpoczynacie z nim każdy dzień. Przypominacie sobie o nim w ciągu dnia i kończycie dzień w ten sposób.
Mówiąc o kończeniu dnia – to wszystko.
O autorze

Sona Ajahn
zobacz inne publikacje autora
Ajahn Sona został wyświęcony w trakcie pierwszej fali zainteresowania Zachodu theravadą i jest obecnie opatem buddyjskiego klasztoru Birken Forest w Kanadzie. Po ponad trzydziestu latach spędzonych w szatach, jego najbliżsi uczniowie nazywają go "Luang Por" ("Czcigodny Ojciec") - jest to tradycyjny tytuł nadawany starszym mnichom tajskiej tradycji leśnej.
Artykuły o podobnej tematyce:
- Thanissaro Bhikkhu Papañca i ścieżka ku kresowi cierpienia
- Ajaan Sumedho Niedwoistość
- Bhikkhu Bodhi Przebywając pośród mądrych
Sprawdź też TERMINOLOGIĘ
Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi:
Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK
Tłumaczenie: H.S.
Redakcja polska: Magdalena Bajtlik
Czyta: Kamień Stulecia

Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/
| 
