KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE
Sesja pytań i odpowiedzi z odosobnienia sztuki znikania
[VC] Mamy zielone! Witamy wszystkich na wieczornej sesji. Zielone światło oznacza, że streamerzy są z nami na żywo. To znaczy – oni nie streamują, tylko oglądają nasz stream. Witamy wszystkich! Tu Ajahn Brahm… To znaczy… nie ja jestem Ajahn Brahm, to jest Ajahn Brahm.
[AB] Ja nie jestem Ajahn Brahm. To tylko pięć grup składowych (khandh)
[VC] Czyli nie ma tu nikogo. Przynajmniej dziś! Na razie nie przyszły żadne wiadomości… Aha, teraz pytania napływają. Zatem zaczynamy! Dziś z Ajahnem Brahmem postaramy się jak najlepiej odpowiedzieć na wasze pytania. Jeśli coś pominiemy, zadajcie pytanie ponownie. Chcesz zacząć?
[AB] Nie, kobiety mają pierwszeństwo!
[VC] Ale tu nie ma żadnych kobiet!
[AB] To prawda.
[VC] To było łatwe.
[AB] OK. „W medytacji zdarzają mi się chwile błogości, ale całkowita cisza trwa tylko kilka sekund. Główną przeszkodą dla mnie jest wewnętrzny monolog. Co zrobić, żeby umysł dłużej pozostawał w ciszy?". Jeśli umysł zapragnie ciszy, z czasem sam będzie jej szukał, bo cisza jest o wiele piękniejsza. Wszyscy, nieustannie tworzymy wewnętrzne narracje. Spróbujcie kiedyś włączyć komputer czy telefon i obejrzeć fragment filmu albo wiadomości z wyłączonym dźwiękiem i sprawdźcie, co się stanie. Doświadczyłem tego kiedyś w samolocie. Z sufitu wysunęły się ekrany, na których był wyświetlany film. Sęk w tym, że nie miałem słuchawek. Nie wiedziałem, o czym jest historia, nie słyszałem aktorów ani muzyki. Jak się później dowiedziałem, ten film to był „Armageddon". A ja, ponieważ nie słyszałem dialogów ani muzyki, przez cały film pękałem ze śmiechu! Bardzo głupio, niewiarygodnie głupio wyglądał sam obraz bez dźwięków, które kontrolują narrację. Czyli bez wewnętrznych opowieści żyje się lepiej – można naprawdę świetnie się bawić. Ta cisza, ten spokój… Postaraj się więc bardziej świadomie delektować się ciszą. Gdy wybierzesz ciszę jako priorytet, właśnie tam twój umysł będzie chciał pozostawać dłużej– w cudownej ciszy. Cisza jest o wiele przyjemniejsza niż jakakolwiek opowieść.
[VC] OK?
[AB] OK!
[VC] Następne pytanie – idealne dla mnie, bo przez wiele lat miałam problem, o którym mowa. „Jak radzić sobie z natrętnymi melodiami, tzw. earwormami?”. „Earworm” to dosłownie „robak w uchu”, ale tu chodzi o piosenki, które w kółko grają nam w głowie. „Umysł nie chce wyłączyć ani przyciszyć dźwięku, nawet jeśli go ładnie poproszę". Zanim zostałam mniszką, zanim w ogóle zaczęłam medytować, czyli jakieś 10 lat temu, kochałam muzykę i wydawało mi się, że słucham tylko tej dobrej. Niestety podczas pierwszego w życiu odosobnienia okazało się, że w moim umyśle grają też bardzo złe kawałki – mój umysł stał się szafą grającą pełną koszmarnych melodii.To było bardzo dziwne – miałam wrażenie, że każda piosenka, jaką w życiu usłyszałam, została mi w głowie. Ostatecznie zrozumiałam, że nasze umysły są jak pojemniki, które gromadzą wszystkie wrażenia. Gdy tylko nastąpi chwila ciszy, wszystko, co tam umieściliśmy, zaczyna się wydostawać. Zauważyłam wtedy, że muzyka, którą tak kochałam, też zakłóca mój wewnętrzny spokój. Gdy pierwszy raz puszczamy sobie jakąś piosenkę, wydaje nam się, że będziemy mieć kontrolę nad tym, kiedy będziemy jej słuchać ponownie. Potem okazuje się, że melodia sama włącza się podczas medytacji i staje się jasne, że nie mamy żadnej kontroli i że sami podrzuciliśmy umysłowi tę pożywkę! Pierwszym krokiem może być uważne dobieranie muzyki do słuchania. Z czasem być może coraz rzadziej będziesz miała ochotę w ogóle jej słuchać. Choć oczywiście nie ma w tym nic złego. Moją główną… można to nazwać strategią…. było nieprzejmowanie się muzyką grającą w głowie, skoro i tak nie dało się jej wyłączyć. Kierowałam uwagę na wybrany obiekt medytacji, a dźwiękom pozwalałam grać w tle. Tu można przywołać naukę Buddhy o pięciu sposobach przezwyciężania myśli z Vitakkasanthānasutty, Majjhima Nikāya numer 20. Muzyka jest podobna do myśli, bo włącza się automatycznie. Sposób, o którym mówię, to ignorowanie dźwięku. Kolejną strategią, która pomaga, gdy w mojej głowie krążą myśli lub czasem też – choć dziś już rzadko – piosenki, jest zadawanie (w chwilach ciszy) pytania umysłowi: „Jaka będzie następna myśl?". Potem zaczynam nasłuchiwać następnej myśli. I, nie uwierzysz, ale kiedy zadaję to pytanie i zaczynam nasłuchiwać, gdy jestem naprawdę czujna, ta następna myśl się chowa! Chowa się jak myszka w norce! Ponieważ bacznie nasłuchuję, wyostrzona uważność wyłapuje myśl zanim ta powstanie. Z czasem pojawia się umiejętność obserwowania formujących się bąbelków myśli, jeszcze zanim zostaną one ubrane w słowa. Taka ciekawa sztuczka. Nie wiem, czy to zadziała z piosenkami, ale nie martwiłabym się tym za bardzo. Dodam jeszcze, że dobrze jest zauważać chwile, kiedy w głowie nic nie gra – bo raczej mało prawdopodobne, że to dzieje się przez cały czas. Im bardziej będziesz doceniać te chwile ciszy i spokoju bez piosenek w głowie, tym łatwiej będzie rozwijać ciszę. Trzymam kciuki! A jeśli to nie zadziała, można spróbować metody zastępowania myśli i piosenek. To bardzo skuteczna metoda, którą możesz stosować tak często, jak chcesz. Ja używam do tego słów metty, miłującej dobroci, które są z zasady dobre i zdrowe. Buddha mówił, że generując myśli metty, miłującej dobroci, nie możemy jednocześnie wytwarzać myśli złorzeczących. To po prostu niemożliwe! Nie można mieć jednocześnie dobrych i złych myśli. W danym momencie można mieć tylko jedną myśl, a jeśli jest to mettā, możesz być pewna, że trzymasz się Ścieżki. To może być kolejna metoda na pracę z myślami, które doprowadzają cię do szału – spróbuj częściej robić medytację metty, praktykować miłującą dobroć, by napełnić umysł poczuciem szczęścia. Dzięki temu łatwiej będzie ci budować spokój i wyciszenie. OK?
[AB] OK. „Czasem, kiedy medytuję – zgodnie z waszymi wskazówkami, mój oddech znika i po kilku minutach wraca. Czy to normalne i co mam wtedy robić?". Oddech znika, zwykle wtedy, gdy umysł jest bardzo spokojny i wyciszony, gdy jest w nim niewiele myśli i dużo radości. W praktyce obserwacji oddechu, ānāpānassati, z czasem dochodzimy do etapu piątego i szóstego z szesnastu stopni ānāpānassati, w których doświadczamy pītisukhi, radości płynącej z oddechu. To etapy, w których umysł dodaje do oddechu wspaniałe uczucie rozkoszowania się spokojem i ciszą. Jeśli pītisukhi jest wystarczająco dużo, oddech może zaniknąć i pozostanie sama pitisukha. Pītisukha to ogromna dawka inspiracji i energii dla umysłu. Jeśli zaś chodzi o znikający oddech, to pamiętaj, że nadal oddychasz, tylko nie masz świadomości tego procesu. Taki stan może się utrzymać przez dłuższy czas. A gdy oddech wróci… „Co mam wtedy robić?" – kontynuuj to, co wcześniej: obserwuj oddech i uspokajaj go, aż znów pojawi się w tobie poczucie szczęścia. Być może następnym razem, kiedy oddech zniknie, wejdziesz w głębsze stany medytacyjne.
[VC] Bardzo dobrze! Na razie nie mamy jeszcze kolejnego pytania. Aha, już jest, a nawet dwa: „Chciałabym wrócić do historii osła i na jej podstawie lepiej zrozumieć, na czym polega odpuszczenie i jak praktykować uważność. Dziękuję". To pytanie przekazuję tobie.
[AB] Historia osła?
[VC] Chyba chodzi o Twoją przypowiastkę o ośle i marchewce.
[AB] A, tak.
[VC] Chyba sam ją wymyśliłeś.
[AB] Tak… Faktycznie sam wymyśliłem analogię z osłem i marchewką. Co tu odpuszczamy? Odpuszczamy pogoń za pragnieniami i potrzebę ciągłego robienia czegoś. Ważna jest też różnica pomiędzy odpuszczeniem i akceptacją. Odpuścić, znaczy zaprzestać pogoni i zatrzymać się, a akceptować, znaczy z życzliwością przyjmować wszystko, co się wtedy pojawia. Innymi słowy, z życzliwością przyjmujemy chwilę obecną, nic nie musimy z nią robić. Pozwalamy, by ta chwila po prostu trwała i odpuszczamy chęć wprowadzania zmian, żeby uzyskać coś innego. O tym mówi opowiastka o ośle. Dlaczego ją wymyśliłem? Bo czasem, gdy ludzie odpuszczą i przestaną gonić pragnienia, mówią, że tracą umiejętność medytacji! Nie mogą obserwować oddechu, nie mogą na niczym utrzymać uwagi. To jak marchewka, która cały czas się oddala. Ale bądźcie cierpliwi. Z czasem, gdy przestaniecie o tym myśleć, zobaczycie, jak [marchewka] leci w waszym kierunku. W końcówce historii o ośle zawsze podkreślam potrzebę zachowania postawy życzliwości, którą od lat opisuję jako otwarte drzwi własnego serca, bezwarunkowa akceptacja wszystkiego, co się dzieje. W mojej historii osioł praktykuje życzliwość, mówiąc do marchewki: „Marchewko, drzwi mojego pyska są otwarte, proszę wejdź!". My również czasem musimy zastosować ten zabieg, gdy medytujemy – musimy z życzliwością zaprosić do umysłu radość i błogość. Dostrzegam dziwne zjawisko wśród osób, które zaczynają wchodzić w głębsze stany medytacyjne. Kiedy pojawia się błogość – wiele z tych osób jest przekonana, że nie powinna jej doświadczać, że błogość nie może być częścią medytacji, że powinni cierpieć. Z drugiej strony pojawia się wątpliwość, czy zasługują na tę błogość, a to skutkuje poczuciem przytłoczenia. Właśnie dlatego mówię o bezwarunkowym otwieraniu serca na wszystko, co się wydarza jako o ważnej części medytacji. Mamy kolejne pytanie, które wiąże się z poprzednim i dotyczy sensu życia… Tu odpowiedź będzie łatwa…
[VC] Nie, to inne pytanie.
[AB] Aha, inne, tak?
[VC] Tak, teraz odpowiedz na to: „Jak praktykować uważność?"
[AB] OK. „Jak praktykować uważność?" Uważności się nie praktykuje, uważności się doświadcza, gdy odpuścimy pragnienie i się wyciszymy – wtedy uważność się zwiększa i umacnia. Uważność naturalnie rośnie i osiąga kolejne poziomy – mam nadzieję, że tego doświadczyliście… Uważność może się tak wyostrzyć, że nawet gdy wyjdziecie z domu… Albo weźmy dywan, na którym teraz siedzę – zauważam wszystkie jego odcienie i faktury do tego stopnia, że zachwycam się jego pięknem. Kiedy uważność jest wyostrzona, zwykła rzecz staje się czymś niesamowitym. To oznaka rozwiniętej uważności. Wtedy wszystko, co nas otacza, staje się niezwykle interesujące. Najzwyklejsze przedmioty nabierają zupełnie nowego wymiaru. To dzięki wyostrzonej uważności możecie dostrzegać w nich piękno, łatwiej jest wam utrzymywać na nich skupienie, pozostawać przy nich z uwagą i dobrze się przy tym bawić. Gdy uważność jest bardzo silna, znika wszelka niechęć i negatywne myśli. OK, tak.
[VC] OK. Dziękuję. Następne pytanie: „Mam pytanie o sens życia. „Mówi się, że należy go samemu stworzyć lub stać się najlepszą…" Ach nie.. „samemu nadać sens swojemu życiu lub stać się najlepszą wersją siebie”. A my tu uczymy się sztuki znikania i odpuszczania. Proszę o wyjaśnienie. Dziękuję". Po pierwsze, sens życia dla każdego jest czymś innym. Każdy musi znaleźć własny sens życia. Musimy sami odkryć, co jest dla nas ważne, po co tu jesteśmy i jak zrobić z życia najlepszy użytek. Gdy byłam nastolatką, były to dla mnie palące pytania, do tego stopnia, że nie byłam w stanie zdecydować się na żadne studia – bo nie wiedziałam, kim i po co jestem. Było dla mnie bardzo ważne, żeby zrozumieć sens życia. Intuicyjnie czułam, że chodzi o empatię, współczucie i zakończenie cierpienia. Gdy usłyszałam nauki Buddhy, dokładnie wszystko to znalazłam. Ma to ścisły związek z następną częścią twojego pytania, o to, jak stawanie się najlepszą wersją siebie ma się do znikania i odpuszczania. Na pierwszy rzut oka te dwie koncepcje mogą wydawać się przeciwstawne i sprzeczne. Jeśli jednak chodzi o ścieżkę buddyjską, moim zdaniem, stawanie się najlepszą wersją siebie to rozwijanie w sercach dobrych cech. Chociaż nie ujmujemy tego w kategoriach „siebie" i „ja", to na pewno ważne jest skupienie na własnym sercu. Praktykowanie buddyzmu to w dużej mierze rozwijanie moralności. Moralność to podstawa każdej praktyki buddyjskiej. Musimy skupiać się na rozwijaniu dobra we własnych sercach, na budowaniu życzliwości, współczucia i zrozumienia. Świadomości, że wszystkie istoty cierpią i – tak jak my – chcą się od cierpienia uwolnić. Nikt nie chce wciąż cierpieć ani wyrządzać krzywdy innym. Gdy dostrzeżemy nasze wspólne człowieczeństwo i zdamy sobie sprawę z tego, że wszyscy chcemy po prostu być szczęśliwi, może to nas zainspirować do rozwijania dobroci i starania się, by w miarę możliwości nie krzywdzić innych. Wspiera nas w tym praktyka uważności i pozostałe elementy Ośmiorakiej Ścieżki. Dzięki nim uczymy się rozpoznawać, gdy używamy umysłu w sposób, który może krzywdzić i staramy się świadomie używać go, by pomagać i wspierać inne istoty i samych siebie. W miarę, jak rośnie w nas poczucie moralności, rośnie też wiara – wiara w samych siebie i w nauki Buddhy. To z kolei rozbudza w nas radość, a radość pomaga rozwijać uważność, która stale się zwiększa. Im więcej radości czerpiemy z wnętrza siebie, a nie ze świata zmysłów, przyjemności zmysłowych i stymulacji – tym łatwiej nam odpuścić to, co nie przynosi nam żadnych korzyści, a tylko szkodzi. Im lepszymi ludźmi się stajemy, tym bardziej wyrafinowany staje się nasz gust, jeśli chodzi o źródła szczęścia. Zaczynamy szukać szczęścia innego rodzaju: szczęścia płynącego z braku poczucia winy, szczęścia, jakim jest życie bez skazy, jak mówią buddyjskie pisma. To rodzaj szczęścia, które bierze się z wnętrza i nie jest zależny od doznań zmysłowych. Dzięki temu łatwiej jest nam odpuszczać i cierpienie znika. Pamiętajmy, że to nie… To znaczy, można powiedzieć, że w pewnym sensie to my znikamy, ale tak naprawdę znika tylko przytłaczające nas cierpienie. I nic ponad to. Buddha nauczał o cierpieniu i końcu cierpienia. I dla mnie na tym polega sens życia. Zatem sprawdź, co u ciebie powoduje wzrost szczęścia, a co zmniejsza twoje cierpienie. Myślę, że nikt raczej nie chce zadawać cierpienia sobie ani innym istotom. Chcesz coś dodać?
[AB] Nie, to wystarczy. „Do tej pory praktykowałam w tradycji, w której medytuje się od 10 do 11 godzin dziennie. Relaksowanie się i słuchanie swojego ciała to dla mnie nowość. Dziś, choć mogłabym się zmusić do siedzenia dłużej w medytacji, nie zrobiłam tego. W efekcie przespałam około 12 godzin i dodatkowo zrobiłam drzemkę w ciągu dnia. Jestem młodą kobietą, prowadzę dość zbalansowany styl życia i nie miałam pojęcia, że jestem aż tak zmęczona. Teraz jednak pojawia się poczucie winy. Mówi mi, że marnuję czas i powinnam siedzieć dłużej. Jak pogodzić dyscyplinę z odpoczynkiem? Jaka jest różnica między lenistwem, pobłażaniem sobie, a dbaniem o siebie? Dziękuję". Bardzo dobre pytanie – wiele osób uważa, że aby wejść w głębsze stany medytacyjne trzeba sobie narzucić dyscyplinę i godzinami siedzieć w pozycji medytacyjnej. Ale tu nie chodzi o ilość, ale o jakość medytacji. W swoim mnisim życiu widziałem już wielu innych mnichów, którzy praktykowali wielogodzinne medytacje, ale ich umysł stawał się wtedy tak spięty, że nie pozwalał wejść głębiej. Z kolei, gdy się rozluźnimy i słuchamy własnego ciała, czujemy się zdrowiej i bardziej swobodnie – o wiele łatwiej nam odpuścić ciało. Dobrze jest pamiętać naukę Buddhy o drodze środka – nie zamęczamy i nie znęcamy się nad ciałem, ale jednocześnie nie ulegamy pokusom pięciu zmysłów. Buddha wyłącza z tej nauki przyjemność umysłową, bo to rodzaj przyjemności, do której należy dążyć i której nie trzeba się obawiać. Na tym polega środkowa droga. Podążając nią – choć wiele osób tego nie rozumie – można medytować więcej niż 10 czy 11 godzin dziennie, ale nie trzeba! Ciało i umysł same zaczynają tego chcieć, same się ku temu skłaniają. Nie wiem, jak można medytować po 10-11 godzin dziennie i prowadzić normalne życie. Na pewno byłaś bardzo niewyspana. 12 godzin snu i do tego drzemka to dużo spania, ale też oznaka tego, że faktycznie potrzebowałaś odpoczynku. Lekarze wiedzą, że brak snu jest przyczyną wielu chorób – – nie tylko fizycznych, ale także psychicznych. Piszesz, że jesteś młodą kobietą o raczej zbalansowanym stylu życia. Jesteś młoda, więc na razie masz wytrzymałość i zdrowie, ale gdybyś chciała praktykować w ten sposób, będąc w średnim lub starszym wieku, mogłoby to okazać się niebezpieczne dla zdrowia. Jeśli zaś chodzi o poczucie winy, które: „Mówi mi, że marnuję czas" – nie ma mowy o marnowaniu czasu, gdy dbamy o siebie i chcemy utrzymać ciało w zdrowiu. Lepiej jest prowadzić zdrowy tryb życia i się wysypiać niż spędzać życie w szpitalach, w bólu – to dopiero jest strata czasu. „Powinnam dłużej siedzieć" – jak mówiłem, nie patrz na to, ile siedzisz. Zwracaj uwagę na to, czy w medytacji osiągasz głębię, spokój i piękno. Gdy to wszystko zaczyna się pojawiać, medytacja staje się przyjemnością, poczucie ciała szybko znika i wchodzisz w bardzo błogie stany umysłu. Wtedy przekonasz się, że medytacja absolutnie nie jest stratą czasu, tylko czymś cudownym.
[VC] Dalej: „Choć wiem, że życie nie polega na roztrząsaniu: »Gdyby tylko…«” „Gdyby tylko..” to jedno z powiedzonek Ajahna Brahma – nie da się powiedzieć „gdybym tylko zrobił inaczej”, kiedy rzeczy już się wydarzyły. Nie da się też przewidzieć konsekwencji swoich decyzji. „…Mam problem z podejmowaniem decyzji. Wynika on ze strachu, ale nie wiem, czego się boję. To wywołuje we mnie stres i lęk, przez co czuję się sparaliżowany i nie jestem w stanie podjąć żadnej decyzji, i tak w kółko. Jak przerwać to błędne koło i odpuścić?" Niepodejmowanie decyzji ze strachu… Ciekawy problem – sama często miewam w życiu okresy zwątpienia i gdy jestem w stanie zwątpienia, wiem, że nie jest to dobry czas na podejmowanie decyzji. Dlatego mam zasadę: jeśli masz wątpliwości, co robić, nie podejmuj decyzji albo zwyczajnie zaczekaj. Ale mówisz, że tobie przeszkadza strach, choć nie wiesz, przed czym. Gdybym ja była w takiej sytuacji, skontaktowałabym się z tym strachem i dokładnie zbadała, czego dotyczy. Taka eksploracja może okazać się bardzo interesująca, bo strach to coś, od czego zwykle uciekamy i czemu nie chcemy się przyglądać. Być może, pod wpływem takiej analizy, twój strach zacznie maleć i uzyskasz większą jasność co do przyczyn takiego wahania, stresu i lęku. Na pewno nie rób nic na siłę, bo wtedy możesz zacząć podejmować decyzje nie ze strachu, ale z irytacji, niepokoju, czy innych tego typu stanów. A jeśli chodzi o to, jak przełamać to błędne koło i odpuścić, to być może, gdy następnym razem będziesz musiał decydować, spróbujesz rozpatrzyć, który wybór może przynieść największe korzyści dla ciebie i innych. Nigdy nie będziesz mieć pewności, ale możesz dołożyć wszelkich starań, by było dobrze. Tego nauczyłam się od Ajahna Brahma: nie mamy wpływu na konsekwencje naszych wyborów, ale mamy wpływ na to, jak do nich podchodzimy. Choć nie mamy tak naprawdę kontroli nad życiem, mamy wpływ na to, jak reagujemy. I to bardzo pomaga. Jeśli będziesz musiał podjąć decyzję… Jeśli trzeba będzie ją podjąć szybko i będzie bardzo ważna, zastanów się, który wybór będzie moralnie poprawny i który napełni twoje serce radością. Niektóre decyzje musimy podejmować bardziej z obowiązku, a niektórych wyborów dokonujemy, bo czujemy się zainspirowani i chcemy oddać temu całe swoje serce. Zastanów się, co naprawdę jest dla ciebie ważne i przyjrzyj się temu nieco głębiej. Jednocześnie przyjrzyj się też nieco bliżej swojemu lękowi. Może być?
[AB] Tak. „Ajahnie Brahmie, czy »chcieć« to zawsze coś złego? Ja na przykład chciałem być na tym odosobnieniu. Czy to »chcenie« będzie miało dla mnie jakieś negatywne konsekwencje?”". To już przeszłość, bo już jesteś na odosobnieniu. Pragnienie ma negatywne konsekwencje dla medytacji. Często mówię mnichom w moim klasztorze: „Wszelkie starania i pragnienia muszą się skończyć, kiedy tylko tyłek ląduje na poduszce do medytacji”. Dotarłeś tu – przestań chcieć czegoś innego i pozwól, żeby medytacja cię poprowadziła. Inaczej pragnienie zawsze będzie cię zwodzić gdzieś w przyszłość. Siadasz do medytacji, ale chcesz być gdzie indziej – w takim przypadku nigdy nie znajdziesz spokoju, błogości ani szczęścia. Zamiast tego będziesz doświadczać ciągłego pragnienia. Nawet jeśli to szlachetne pragnienie – na przykład chęć pomagania, prędzej czy później trzeba się zatrzymać, bo inaczej nikomu nie pomożemy. Tak się kręcą i bezustannie zataczają koła procesy saṃsāry. Pragnienie napędza saṃsārę, a jedynym sposobem na zatrzymanie saṃsāry jest [dotarcie do miejsca, w którym] niczego już nie chcesz. To bardzo piękne doświadczenie. Często zdarza się, że ludzie mówią do mnie: „Tak bardzo mi pomogłeś! Chciałbym dać ci coś w zamian. Czy jest coś, czego chcesz?". A ja odpowiadam – i mówię prawdę, jestem szczery – że niczego nie chcę, wszystko już mam. Niczego nie chcę. A oni na to: „Niemożliwe. Musisz czegoś chcieć". Ale ja naprawdę nie chcę niczego! To są chwile spokoju, ciszy, tego, co nazywamy zadowoleniem. Jeśli czegoś chcesz, to znaczy, że nie jesteś zadowolony z tego, co jest. Pamiętam, jak kiedyś wykonywałem swoje obowiązki starszego mnicha i stałem z jakimiś papierami w ręku, wszedł mój przyjaciel, były mnich, i zapytał: „Jak leci, Ajahn?". A ja na to: „Powoli, ale do przodu". Na co on: „Do przodu, czyli dokąd?". Spojrzałem na niego i mu podziękowałem – droga do przodu to droga wyłącznie na cmentarz. Taka jest prawda. Od tamtej pory, gdy ludzie mnie pytają, jak leci, zamiast „Powoli, ale do przodu" odpowiadam „Powoli i tu i teraz" – to znacznie lepsza odpowiedź. Kiedy jesteś tu i teraz, nie pragniesz niczego oprócz spokoju. To piękne uczucie, spróbuj.
[VC] Następne pytanie brzmi: „Podczas medytacji lubię siedzieć ze skrzyżowanymi nogami, ale po pół godzinie nogi mam całkowicie zdrętwiałe i gdy chcę nimi poruszyć, czuję silny ból. Co robić?" To ciekawe, że chcemy… Mamy określone preferencje dotyczące tego, co chcemy, aby robiło nasze ciało, ale ciało czasami odmawia współpracy. W takim przypadku najlepszym rozwiązaniem jest nauczyć się szanować swoje ciało i jego ograniczenia zamiast, jak to często bywa, przekraczać siebie i zmuszać, by dla nas pracowało. Moja rada jest taka, by zapytać ciało, czego potrzebuje i nieco bardziej się o nie zatroszczyć. Wtedy może się okazać, że ciało jest bardziej chętne do współpracy. Można też oczywiście spróbować skorygować pozycję ciała podczas sesji, dodać poduszkę, czy podłożyć sobie coś pod kolana. Czasem siedząc w dany sposób uciskamy sobie jakiś nerw i wystarczy delikatnie, ale precyzyjnie zmienić umiejscowienie poduszki.
Ja na przykład odczuwam ból nerwu kulszowego, ale jeśli poduszkę umieszczę dokładnie pod tylną częścią pośladków – i nieco ją przekręcę, tak żeby prawa strona była trochę bardziej odciążona – robi to ogromną różnicę i mogę siedzieć przez godzinę albo nawet dłużej. Możesz więc trochę poeksperymentować, ale od czasu do czasu pozwól też zdecydować ciału. Opcją jest również siedzenie na krześle, można też wypróbować podnóżek… nie podnóżek… ławeczkę do medytacji. To taki stołeczek, który można postawić na podłodze, więc nadal masz kontakt z podłożem i czujesz się uziemiony, ale nie powodujesz ucisku na konkretne nerwy. Jeśli chodzi o mnie, to na takich stołeczkach drętwieją mi nogi, ale każdy jest inny. Nie przejmuj się więc za bardzo, bo w medytacji ważniejsza jest nastawienie umysłu, czyli twoja postawa wobec ciała i wybranego obiektu medytacji – to to doprowadzi cię do Przebudzenia – nie sposób, w jaki siedzisz. [AB] „Proszę o wyjaśnienie, czym jest »strażnik« w praktyce medytacji i w codziennym życiu". Strażnik najbardziej przydaje się wtedy, gdy medytację zakłóca jakiś nawracający problem – na przykład zaczynamy odczuwać spokój, ale po chwili się cofamy i znów zaczynamy myśleć. Wchodzimy w głęboką medytację i ogarnia nas nadmierna ekscytacja. Wiele jest takich przeszkód. Na czym polega zasada strażnika? Teraz nazywa się to programowaniem uważności… Na początku medytacji, kiedy jest jeszcze czas na wysłuchanie instrukcji, mówisz sobie: „Jeśli w trakcie medytacji zobaczę piękne światło, nie będę się ekscytować, nie będę się bać, nie będę się ekscytować, nie będę się bać, nie będę się ekscytować, nie będę się bać". Mówisz tak sobie na początku medytacji, a potem zapominasz wszystkie te instrukcje i medytujesz. A gdy wejdziesz w medytację na tyle głęboko, że pojawi się piękne światło zwane nimittą, odezwie się twój automatyczny strażnik i podpowie: „Nie, nie będę się bać". Nie dosłownie powie, a raczej zadziała zapobiegawczo, jak program antywirusowy w komputerze. Taki antywirus uruchamia się w umyśle dzięki temu, że wydaliśmy mu instrukcje na początku sesji, kiedy jeszcze nie są one rozpraszające. W ten sposób strażnik pomaga uniknąć pojawiających się trudności i problemów. Tak to działa w medytacji. W życiu codziennym zasada jest podobna. Przypuśćmy, że planujesz coś zrobić, np. zadzwonić jutro do mamy, bo są jej urodziny. Możesz sobie powiedzieć: „Jutro o 15:00 zadzwonić do mamy. Jutro o 15:00 zadzwonić do mamy. Jutro o 15:00 zadzwonić do mamy". Co się wtedy dzieje? Otóż na drugi dzień o godz. 15 przypomnisz sobie o tym: „Czy nie miałem do kogoś zadzwonić?". Nawet podczas tego odosobnienia możesz poeksperymentować. Nie wiem, o której godzinie pójdziesz dziś spać, ale gdy się położysz i zrobi ci się przyjemnie i miło, zanim zaśniesz, powiedz sobie: „Obudzę się o piątej. Obudzę się o piątej. Obudzę się o piątej" – czy o innej godzinie, o której chcesz wstać. Na wszelki wypadek nastaw budzik na 5:05, żeby się nie martwić. Będziesz zdumiony, jak dobrze to działa. Od kiedy zacząłem stosować tę metodę, budzę się jedną - dwie minuty przed wyznaczoną godziną lub chwilę po niej. To bardzo ułatwiło mi życie, bo nie muszę się już martwić tego typu rzeczami. Strażnik to część umysłu, która może przypominać ci, co masz robić, a czego unikać. Ustawiamy go, programując uważność poprzez podanie sobie jasnych instrukcji - najlepiej w ojczystym języku i prostymi słowami – i powtarzając je trzy razy, z maksymalną uważnością, na jaką nas stać. Przekonasz się, że to działa. I nie musisz więcej o tym myśleć. OK.
[VC] Dobrze. Następne pytanie nie należy do łatwych, ale spróbuję i ewentualnie przekażę tobie, Ajahn, do dalszego wyjaśnienia.
[AB] OK.
[VC] „Proszę o wyjaśnienie definicji kilku pojęć. Czy umysł to po prostu wszelkie procesy psychiczne? Czy ego oznacza to samo, co jaźń i obraz siebie?" Ajahn wie znacznie więcej o umyśle niż ja, ale w moim rozumieniu umysł to niekoniecznie to samo, co procesy psychiczne. Powiedziałabym raczej, że aktywność psychiczna to bardziej saṅkhāra-khandha, czyli mentalne reakcje, powstające w wyniku kontaktu umysłu z obiektami. Natomiast umysł to dla mnie coś bardziej pasywnego. To jest poznawanie tych obiektów mentalnych – jakichkolwiek obiektów pięciu zmysłów, – a także obiektu szóstego zmysłu, którym zazwyczaj jest myśl lub wspomnienie związane z pięcioma zmysłami. Ale dopiero w głębszej medytacji możesz zacząć dostrzegać umysł bez zakłóceń ze strony pięciu zmysłów. Zazwyczaj na początku podczas medytacji przestajesz postrzegać przez zmysł wzroku. Później przestajesz słyszeć dźwięki. Choć właściwie jeszcze przedtem zwykle przestajemy zauważać odczucia z ciała i ciało staje się bardzo lekkie lub nawet zupełnie znika ze świadomości. Wtedy dopiero możemy poznać umysł, któremu nie przeszkadzają zmysły. Umysł staje się coraz bardziej pasywny i przechodzi w stan czystego poznania. Druga część pytania dotyczy ego – tego, czy jest ono tożsame z jaźnią i obrazem siebie. Nie jestem pewna, jak to jest rozumiane na Zachodzie, ale w buddyzmie poczucie „ja” odnosimy do dwóch głównych obszarów, w których to „ja” niejako zakłada własne istnienie i rości sobie pewne prawa. Te obszary to „ja” jako ta, która coś robi oraz „ja” jako ta, która wie. Takie są dwa główne aspekty jaźni w rozumieniu buddyjskim. Ale świadomość siebie można też definiować w kategoriach posiadania – czasem w ten sposób łatwiej wyjaśnić, czym jest poczucie jaźni. Mam na myśli sytuacje, gdy myślimy: „moje ciało", „mój umysł", „moje postrzeganie", „moje nastroje", „moja rodzina", „moja praca" – z tym wszystkim się identyfikujemy i myślimy, że jest nasze. Silne poczucie własnego „ja” można także rozpoznać po ilości cierpienia – im bardziej czegoś pragniemy, tym więcej cierpienia powoduje to w naszym życiu. Na przykład dla mnie obiektem przywiązania jest chęć życia w idealnym klasztorze [śmiech], a moje poczucie własnego „ja” jest zbudowane wokół bycia mniszką i ideału klasztornego życia. Wiem, że jestem nadmiernie przywiązana do tego ideału, bo cierpię, gdy on się nie spełnia. Wszyscy się z czymś utożsamiamy, nawet my – mnisi i mniszki. Dopóki nie osiągniemy wysokiego stopnia Przebudzenia, będziemy się z różnymi rzeczami utożsamiać. A po tym, co nam trudno odpuścić, możemy poznać, co jeszcze uważamy za część siebie. Czy chcesz powiedzieć coś więcej o umyśle, Ajahn?
[AB] Tak. Zwłaszcza o procesach mentalnych… W suttach aktywność psychiczna jest definiowana jako wytwór pięciu zmysłów. Zmysły są wciąż aktywne… Mentalna aktywność to wszystko, czego przez nie doświadczamy –rozumiemy widoki, dźwięki, zapachy, smaki, dotyk i wszelkie ich kombinacje. A prawdziwa aktywność umysłu to… można doznać tego tylko w głębokiej medytacji, … stan gdy jest tylko umysł bez żadnego odniesienia do pięciu zmysłów. Tylko czysta aktywność umysłu. Buddha mówił, że nie da się pojąć natury umysłu poprzez rozumowanie. Można ją poznać tylko poprzez bezpośrednie doświadczenie. Jak uzyskać to doświadczenie? Kiedy pięć zmysłów znika i pozostaje czysta świadomość, całkowicie oddzielona od pięciu zmysłów, to jest właśnie umysł, zwany cittą. Jeśli w umyśle pozostają jakiekolwiek resztki pięciu zmysłów, bardzo trudno jest zrozumieć jego naturę. Buddha porównywał to do złota. Chemik, który chce odkryć naturę złota, musi sprawdzić, czy na pewno nie ma w nim innych metali – tylko wtedy będzie to stuprocentowo czyste złoto. Jeśli chcesz zrozumieć, czym jest umysł, musi on być w 100% czysty i pozbawiony widoków, zapachów, smaków, dźwięków, dotyku i wszelkich myśli o nich. W umyśle nie mogą rozlegać się echa pięciu zmysłów. A gdy umysł jest wolny od zmysłów, gdy jest zupełnie oczyszczony, możesz zacząć eksperymentować z uwolnioną w ten sposób mocą. Wtedy możliwe staje się przypomnienie sobie poprzednich wcieleń, wejście w stany wypełnione poczuciem niezwykłego szczęścia i zrozumienie, jak naprawdę działa umysł i że to on jest wytwórcą wszystkich splamień. Można zrozumieć, tak jak powiedziała Ayya Canda, że stan swojego umysłu możesz rozpoznać poruszając się na linii między Reagującym a Wiedzącym. Kiedy przestajesz cokolwiek robić, znika twoje przekonanie o tym, kim jesteś. A im subtelniejsze aspekty umysłu odkrywasz, tym bardziej zaczyna zanikać świadomość. Niektórzy z was mogą się tego obawiać: „Mam praktykować po to, żeby zniknąć?" – ale wierzcie, że to największy spokój i szczęście. Ego natomiast to poczucie własnego ja, które jest tak przestraszone, że buduje sobie zamek, wielki obronny zamek, którego głównym budulcem są Reagujący i Wiedzący. Ich osłabienie jest bardzo trudne. Im bardziej się staramy, tym bardziej nasze wielkie ego rośnie w siłę. Im więcej wkładasz w coś wysiłku, im większe odnosisz sukcesy, tym większa twoja satysfakcja – i stąd bierze się ego.
[VC] Co się stało?
[AB] Przepraszam
[VC] (Niezrozumiałe)
[AB] Nie, tyle wystarczy
[VC] Ok. Najpierw miły komentarz: „Miło widzieć tak szczęśliwą Saṅghę zgromadzoną w oksfordzkiej viharze". Właściwie nazywamy się Anukampa Buddhist Vihara, bo istnieje też Oxford Buddhist Vihara i nie należy nas mylić. Oxford Buddhist Vihara znajduje się 10 minut piechotą stąd, co bardzo nam służy, bo mieszkają tam bardzo przychylni nam birmańscy mnisi. Planuję… Już właściwie się trochę poznaliśmy – mnisi są wobec nas bardzo mili i pomocni. W każdym razie to miejsce nazwiemy chyba Anukampa Buddhist Vihara – to tak żebyście wiedzieli, kim jesteśmy. Wspaniale, że sprawiliśmy ci radość i że, jak mówisz, czujesz się zainspirowany i wdzięczny za możliwość słuchania nauk od tak szczęśliwych ludzi. „Mettā dla wszystkich". Cudownie, pamiętaj też, że jesteś jednym z „nas wszystkich", John, jesteś… Przepraszam, może nie powinnam podawać twojego imienia, ale ty również ogromnie nas wspierasz. Wszyscy tutaj jesteśmy częścią jednej społeczności. Nie moglibyśmy być szczęśliwi i uśmiechnięci i nauczać Dhammy bez waszego wsparcia. To zasługa wszystkich tu zebranych, że mamy miejsce do praktyki i że możemy stąd prowadzić to odosobnienie. Wszystko to ogromnie sprzyja jej rozwojowi. Wiem, że Ajahn Brahm również to docenia, co z kolei uszczęśliwia mnie, ponieważ rola Ajahna w tym projekcie jest nie do przecenienia. Dlatego dziękuję wszystkim, w tym oczywiście naszemu nauczycielowi, Ajahnowi Brahmowi. Następne pytanie brzmi: „Czy podczas odosobnienia zalecana jest medytacja na stojąco, a jeśli tak, to jak robić ją prawidłowo?". Chyba i ja i Ajahn Brahm nieczęsto uczymy medytacji na stojąco – a przynajmniej nigdy nie słyszałam, jak jej uczysz. Czasami medytuję na stojąco, bo mój drugi nauczyciel, Bhante U Jagara, zalecał to jako sposób na wypełnienie luk w codziennej uważności poprzez dodanie kolejnej pozycji ciała. W końcu chodzi nam o to, żeby nauczyć się rozwijać uważność jednocześnie z życzliwością, aktywować strażnika, powściągać zmysły i postępować moralnie we wszystkim, co robimy. Im więcej pozycji ciała wykorzystujemy do rozwiania uważności i świadomej obecności, tym łatwiej przychodzi nam zauważanie przerw między chwilami uważności i możemy skracać chwile, gdy tracimy poczucie tego, co dobre i właściwe. Medytacja na stojąco może również pomóc, gdy jesteśmy zmęczeni lub senni albo gdy ciało potrzebuje odmiany. Kolejnym przykładem jej zastosowania są chwile, gdy czujemy niepokój, może nawet lęk – bo możemy dosłownie stanąć z tym twarzą w twarz. Najlepiej jest stanąć i równo rozłożyć ciężar na obu nogach, stabilnie postawić stopy, może nieco ugiąć kolana, poczuć ich sprężystość. Dodatkowo, ustawić biodra w jednej linii z kolanami, a stopy bezpośrednio pod nimi. Można nieco ściągnąć łopatki i puścić ręce luźno. wzdłuż ciała. Dzięki temu poczujesz, że stoisz wyprostowany, co doda ci pewności siebie i da poczucie ugruntowania, a to może mieć pozytywny wpływ na umysł, dając mu to samo poczucie. Jak pewnie zauważyliście – postawa ciała może wpływać na stan umysłu. Gdy leżycie, jest bardziej prawdopodobne, że umysł się zrelaksuje i rozluźni do tego stopnia, że możecie zacząć chrapać. Z drugiej strony czasem doznajemy przypływu nowej energii. Mnie na przykład zdarza się medytować na leżąco. Wykonuję wtedy nieuporządkowane skanowanie ciała, starając się napełnić ciało życzliwością. Pozwala mi to nabrać nowej energii. Więc jak najbardziej spróbuj medytacji na stojąco. Sprawdź sam, jak ci najwygodniej, tylko niech wszystko będzie w równowadze. I jeszcze jedno: zasada jest taka, że jeśli masz problemy z ciśnieniem albo choroby w rodzaju Parkinsona czy inne, gdzie nie można za długo stać, lepiej mieć otwarte oczy. Można medytować z otwartymi oczami. Ważne jest wtedy, żeby patrzeć kilka metrów przed siebie. Z początku można to robić tylko przez chwilę, bo przyzwyczajenie się do pozycji stojącej zajmuje trochę czasu. Daj sobie np. 10 minut albo nawet nie wyznaczaj konkretnego czasu. Uważam, że medytacja na stojąco to przydatna dodatkowa technika. Dobrze mieć pod ręką różne narzędzia.
[AB] Następne pytanie: „Co to znaczy: W pełni zrozumieć cierpienie? Czy to doświadczanie go? Odczucia w ciele i umyśle? Postrzegane przyczyny tego cierpienia? Jak to urzeczywistnić w codziennym życiu?" Uwielbiam to pytanie, bo przywodzi mi na myśl analogię z kijanką i żabą. Weźmy kijankę, która urodziła się w wodzie, dorastała w wodzie i całe życie spędziła w wodzie – jak ta kijanka miałaby zrozumieć, czym jest woda? Jak może pojąć istotę wody, skoro cały czas w niej przebywa? Kijanka nie jest w stanie zrozumieć natury wody, jest w tym podobna do ryby. Ale w końcu kijance zaczynają wyrastać kończyny – nogi, ręce i wtedy staje się żabą. Nasza mała kijanka po przeistoczeniu w żabę pewnego dnia wyskoczy z wody na suchy ląd. I dopiero jako żaba może po raz pierwszy pojąć, czym jest woda – kiedy ta zniknie. Tak samo jest z cierpieniem. Cierpienie możemy pojąć dopiero wtedy, gdy podczas głębokich medytacji zaczyna ono znikać. Weźmy nasze ciała – jak możemy zrozumieć, czym jest ciało, skoro w ciele się urodziliśmy, w ciele przeżyliśmy całe życie i nie znamy nic poza ciałem. Ale podczas medytacji ciało czasami całkowicie znika, a uważność wyraźnie się wyostrza. Może nas wtedy ogarnąć błogość. Wynika ona z tego, że to ciało (które jest źródłem nieustannego cierpienia – choćbyśmy nie wiem, jak byli sprawni i zdrowi) zniknęło. I teraz dopiero widać, jakim cierpieniem jest ciało. To doświadczenie przypomina uczucie opuszczenia ciała opisywane przez osoby, które przeżyły śmierć kliniczną. Wiele z tych osób, gdy umarło, odczuło wielką ulgę i spokój. Przytoczę historię z dokumentu BBC. Przeprowadzono wywiad z kobietą, która cierpiała na szereg różnych dolegliwości fizycznych. Raz podczas operacji opuściła swoje ciało i poczuła ogromny spokój i wolność. Tak przynajmniej to potem wspominała. Nie musicie w to wierzyć, ale historia jest naprawdę genialna. Kobieta opowiadała, że po drugiej stronie czekał na nią duch, który powiedział: „To jeszcze nie twój czas, musisz wracać". A ona na to: „Nie ma mowy, nie wracam! Zostaję tutaj!" Ale duch naciskał: „Musisz wrócić!". Pokłócili się w tym astralnym wymiarze, ale w końcu stanęło na tym, czego chciał duch: „Koniec, musisz wracać". Ponieważ kobieta nadal się upierała, duch zwyczajnie ją złapał i wrzucił z powrotem w stare ciało. W ten sposób znalazła się w BBC i – jak mówiła podczas wywiadu: „Kiedyś w końcu naprawdę umrę i pierwsze co zrobię po śmierci, to odnajdę tego ducha i się z nim porachuję. Ten ból, gdy wepchnął mnie znów w to stare ciało – nigdy mu tego nie wybaczę, nigdy!". Ta kobieta potwierdziła to, co słyszałem już wiele razy i czego jestem pewien– dopiero kiedy opuścisz ciało, zdajesz sobie sprawę, jak bardzo jest ono bolesne. Boli nawet, gdy wydaje się nam, że jesteśmy zdrowi. Gdy więc ciało znika – a to cudowne uczucie – wtedy staje się oczywiste, czym naprawdę jest cierpienie.
[VC] Super! Proszą nas, żebyśmy mówili głośniej. Przepraszamy tych, którzy źle nas słyszą, zrobimy, co w naszej mocy. Następne pytanie brzmi: „Proszę o wyjaśnienie, co znaczy słowo »Buddho«, którego używają tajscy Ajahnowie. Czasem jest ono tłumaczone jako »Ten, który wie« i tym podobne, a ja nie bardzo rozumiem, co to znaczy. Czy to należy do jaźni, czy to viññāṇa, czy jest to jeszcze coś innego? Jak z tym właściwie praktykować, żeby nie było jakimś bezmyślnie powtarzanym pāḷijskim słowem?". Po pierwsze, nie wszyscy tajscy Ajahnowie używają tej metody – jest ona rozpowszechniona chyba na północnym wschodzie Tajlandii, ale to nie znaczy, że wszyscy ją stosują. Czasami niektórym tradycjom łatwo jest zawłaszczyć niemal całe nauki tradycji leśnej, choć w rzeczywistości jest tam wielu różnych nauczycieli. Myślę więc, że być może mylisz tutaj dwie różne metody. Jedna to wypowiadanie słowa „Buddho", które oznacza Buddhę, tylko – jeśli się nie mylę – w mianowniku, tak? W każdym razie znaczy to tyle, co „Buddha", więc to jakby powtarzać słowo „Buddha". Mocno wierzące osoby, zwłaszcza w krajach buddyjskich, używając takiej mantry, potrafią wzbudzić w sobie radość i ufność, a także mogą dzięki niej poczuć przypływ energii czy łatwiej ustanowić uważność. Używają „Buddho” właśnie jako mantry, jako formy zastąpienia myśli. To jeden z pięciu sposobów radzenia sobie z niechcianymi myślami (lub jakimikolwiek myślami), których Buddha naucza w Vitakkasaṇṭhāna Sutcie - mowie o pozbywaniu się natrętnych myśli. Podsuwasz daną frazę umysłowi i nasłuchujesz sercem, co ona dla ciebie naprawdę znaczy. Dla niektórych może to być metoda na osiągnięcie wyciszenia i spokoju. Zatem to raczej zręczna technika, nie żadna doktryna. Można też używać innych mantr… Jaka jest twoja ulubiona? „Zamknij…
[AB] …się!
[VC] Zamknij się!” Mantra dla ludzi z Zachodu, choć może nie podnosi aż tak na duchu. Możesz użyć dowolnego słowa, które pomoże ci się uspokoić i wyciszyć. Ja sama lubię używać słowa „spokój". Powtarzam je sobie w myślach: „spokój…” i przysłuchuję się, jak to brzmi i co dla mnie znaczy; nasłuchuję, w jakie rejony to słowo kieruje mój umysł. Dalsza część twojego pytania dotyczy czegoś trochę innego… „Tego, który wie" tajscy Ajahnowie określają chyba słowem „citta"… Dobrze? Citta?
[AB] Nie, tam nawet Buddhę nazywają, używając własnego wyrażenia: „Phûu rúu" - „Ten, który wie". Zapoczątkowali to pewni mnisi z tradycji leśnej. Ajahn Funn był pierwszym, który wprowadził to określenie. Z czasem „Ten, który wie” zyskał wyższą rangę, stał się terminem równoznacznym z Przebudzonym, z Buddhą. Było to mylące i błędne. Ale musicie wiedzieć, że w Tajlandii nie można było krytykować niektórych mnichów – szczególnie, że ten który zaczął mówić w ten sposób, był nauczycielem ówczesnego króla Tajlandii. Krytykowanie królewskiego nauczyciela mogło mieć naprawdę nieprzyjemne konsekwencje. Można było trafić do więzienia nawet za wyrażenie nieprzychylnej opinii o królewskim piesku.
[VC] Naprawdę?
[AB] Oczywiście. W tamtym hierarchicznym systemie nie można było udzielać święceń kobietom, bhikkhuṇī – nie dlatego, że było to sprzeczne z nauką, ale dlatego, że ci na górze tego nie chcieli – a tego, co mówią twoi nauczyciele, nie wolno kwestionować. Stąd to zamieszanie. Fraza „Ten, który wie” odnosi się nie tylko do uważności, ale w pewnym sensie zakłada istnienie „ja", jakiejś trwałej osobowości, która wszystko przetrwa – nawet Nibbānę. Dzięki Nibbānie stajesz się „Tym, który wie". Faktycznie, brzmi to bardzo ciekawie, ale stoi w całkowitej sprzeczności z naukami Buddhy. Niestety to jest powód, dla którego ta koncepcja zyskała taką popularność – bo dawała ludziom to, co chcieli usłyszeć, a nie to, czego Buddha naprawdę nauczał.
[VC] Bardzo to pasuje do tego, o czym mówiliśmy wcześniej – o przywiązaniu do poczucia własnego „ja" jako „Tego, który wie". Więc to nawet nie jest aspekt „ja”, to jest aspekt złudzenia istnienia „ja”.
[AB] Tak.
[VC] To jeden z tych błędów postrzegania, kiedy zakładamy istnienie stałego „ja” tam, gdzie faktycznie zachodzi tylko proces. Szczerze mówiąc, nawet sam termin „umysł" nie jest do końca adekwatny – bo (według mnie) umysł jest również procesem…
[AB] Tak.
[VC] …procesem świadomości umysłu. Można to oczywiście opisać jako „umysł" bo to świadomość umysłu, ale świadomość umysłu także podlega wygasaniu, zmianie, znikaniu. To tak naprawdę proces, który ma swoją przyczynę, a kiedy ta przyczyna znika, proces się kończy.
[AB] Zgadza się.
[VC] Chyba już wyjaśniłam, jak zręcznie używać słów. Gotowy? Ok. Chcesz odpowiedzieć na to pytanie?
[AB] „Pewnego ranka, podczas medytacji…".
[VC] To będzie ostatnie na dziś.
[AB] OK. „…Około sześć tygodni temu, medytując, poczułam prawdziwą głębię i ciszę. Przestałam nawet myśleć i poczułam się, jakbym wpadła do jakiejś dziury – wszystko zniknęło". Ale uważność była wciąż obecna, bo nagle pojawiło się światło głębokiej miłości. Rozluźniając się w tym, nagle poczułam: »Znam Cię«. Wtedy pojawiła się druga myśl, która powiedziała, że na to nie zasługuję – i umysł po prostu wyszedł z tego stanu. Czy to była nimitta?". Może nawet więcej niż nimitta, mogło to być coś, co nazywam „pingpongowa jhāna”, bo pojawiło się światło, pojawiła się głęboka miłość. Wiele osób utożsamia błogość pierwszej jhāny z uczuciem głębokiej miłości. Niesamowite, jak bardzo uczucie czystej, głębokiej miłości jest podobne do czystego szczęścia. Różnica jest tylko w nazwie. „Nagle poczułam »Znam cię«.” – nie do końca wiem, co masz tu na myśli… „(…) Wtedy pojawiła się druga myśl, która powiedziała, że na to nie zasługuję ". To najbardziej poruszyło mnie w twojej wypowiedzi, bo wielu ludzi spotyka to samo. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Wielu z nas nosi w sobie przekonanie, że coś jest z nami nie tak, że nie jesteśmy wystarczający. Słyszymy to od rodziców, którzy powinni nas tylko kochać, a często wymagają od nas, żebyśmy ciągle dawali z siebie więcej. Po wielu latach jesteśmy w stanie zrozumieć, dlaczego tak robili, ale niestety te wiele lat przeżywamy w poczuciu, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy. W szkole też spotykamy nauczycieli, którym wydaje się, że nas wspierają mówiąc, że wciąż robimy za mało. W ich rozumieniu ma nam to dać poczucie, że możemy osiągnąć więcej. W efekcie kończymy z poczuciem, że coś jest z nami nie tak, że brakuje nam czegoś, co mają inni. Potem to wychodzi w medytacji – jak u ciebie, gdy pojawiła się myśli pt. „Nie zasługuję na to" i umysł wyszedł. Moim zdaniem to wielka szkoda! Każdy kto żyje na tej planecie zasługuje na jhāny i oczywiście na Przebudzenie. Wyjątkiem są sprawcy haniebnych czynów, które Buddha nazywał ānantarika-kamma - zalicza się do nich umyślne zabicie własnej matki, umyślne zabicie ojca, spowodowanie rozłamu w Saṅdze… Słucham? A tak, zgwałcenie bhikkhuṇī… Wcześniej uważano, że to niemożliwe, bo zwyczajnie w okolicy nie było żadnych bhikkhuṇī… Mówię o Tajach. Ale bhikkhuṇī oczywiście są. To są czyny, których popełnienie może uniemożliwić człowiekowi wejście w jhāny i osiągnięcie Przebudzenia. Jeśli natomiast: nie zgwałciłaś bhikkhuṇī, nie spowodowałaś rozłamu w Saṅdze, nie zabiłaś matki ani ojca – jeśli nic z tego nie ma na twojej liście, nic z tego nie zrobiłaś, to znaczy, że w pełni zasługujesz na głębokie medytacje. Zasługujesz na wszystkie etapy Przebudzenia. Natomiast nie zasługujesz na to, żeby czuć, że nie zasługujesz na te piękne stany umysłu. Na to faktycznie w ogóle nie zasługujesz.
[VC] Jeszcze jedno pytanie? Albo dwa?
[AB] Tak, może być. W porządku, tak.
[VC] Tak? Jeśli będą bardzo głębokie, to ty odpowiadasz, Ajahn.
[AB] Widzę jedno skierowane bezpośrednio do mnie.
[VC] Gdzie?
[AB] Tu.
[VC] Ok, to czytaj.
[AB] „Wiele lat…" Myślałem, że to jest pytanie. Od użytkowniczki Sister London Damodina?
[VC] Nie.
[AB] „Wiele lat myślałam, że jedyne czego w życiu pragnę, to Przebudzenie. Ale potem się przestraszyłam i stwierdziłam, że jednak nie chcę się przebudzić, bo przez to mogę zostać odrzucona przez rodzinę. Wiem, że to znak nadmiernego przywiązania do rodziny. Ajahnie Brahmie, czy możesz mi pomóc? Dziękuję”. Nie uda ci się przebudzić, jeśli będziesz tego pragnąć. Pragnienie cię zatrzymuje. Przebudzenie można osiągnąć tylko poprzez porzucenie wszelkich pragnień, zadowalając się tym, co jest. Zadowolenie przeradza się w kolejne etapy Przebudzenia… W etapy Przebudzenia. Jeśli chodzi o rodzinę, to zależy, czy jesteście rodziną z krótkim czy długim stażem. Jeśli masz małe dzieci, to z korzyścią dla nich będzie, jeśli będziesz więcej medytować i coraz bardziej zbliżać się do Przebudzenia. Gdy prowadzę lekcje medytacji w Australii, czasem słyszę od matek, że wcale im się nie chciało dziś przychodzić na grupową medytację, ale dzieci im kazały!
„Mamo, idź na medytację!"
„Nie idę, jestem zbyt zmęczona" - mówi mama.
„Ale musisz!" - odpowiadają dzieci.
„Dlaczego? Dopiero wróciłam z pracy, jestem zmęczona".
„Mamo, musisz iść!"
„Dlaczego?"
„Bo po powrocie z medytacji jesteś o wiele milsza". Dzieci zauważają pozytywną zmianę, jaka zachodzi w rodzicach, którzy praktykują na ścieżce do Przebudzenia. Zmianę zauważają też partnerzy życiowi. Nierzadko to właśnie oni wysyłają swoich partnerów na odosobnienia medytacyjne - bo już nie mogą znieść marudzenia. Odosobnienie medytacyjne jest jak oddanie samochodu do warsztatu, żeby go podrasować. Po paru dniach medytowania stajesz się o wiele milszą żoną lub o wiele milszym mężem. Pamiętaj, że jesteś coraz bliżej Przebudzenia, ale to długa droga, która zajmuje dużo czasu. Idąc tą drogą, stajesz się coraz szczęśliwsza. I wcale nie oddalasz się od swojej rodziny – przeciwnie, zbliżasz się do rodziny. Stajecie się sobie coraz bliżsi i może zdarzyć się, że nawet zechcesz zostać mniszką. Ja uwielbiam te sytuacje, gdy mogę wyświęcić osoby, które mają dzieci. Nie udzielam oczywiście święceń rodzicom małych dzieci, które są od nich zupełnie zależne. Ale czasami zdarza się, gdy dzieci mają już 16-17 lat i mogą sobie poradzić bez mamy i taty, że naprawdę cieszą się, gdy ich rodzic staje się osobą duchowną, obdarzoną wielkim współczuciem i wielką mądrością. Dla rodziny to nigdy nie jest strata,zawsze korzyść.
[VC] Na następne może odpowiem ja.
[AB] Tak, oczywiście.
[VC] Ponieważ ta osoba mieszka w „wolnej od theravādy części Norfolk” – szkoda, bo mieliśmy tam spędzić tegoroczne odosobnienie. Planowaliśmy swój przyjazd, ale niestety to miejsce zostało zamknięte. „Buddyzm w ujęciu theravādyjskim bardzo mi odpowiada. Mamy w okolicy przedstawicieli innych szkół, np. Nowa Tradycja Kadampa…” Podejrzane… „…Triratna i Zen. Jak praktykować w tradycji theravādyjskiej zdalnie?". Jednym oczywistym sposobem, który bardzo polecam, jest uczestnictwo w wydarzeniach online Anukampy. W dzisiejszych czasach dzięki Internetowi nie ma znaczenia, gdzie mieszkasz. Po drugie, Norfolk nie jest znów tak bardzo oddalone od reszty kraju, a mamy inne theravādyjskie klasztory. Nawet duże klasztory, które istnieją tu już wiele lat. Mamy nowe, małe miejsca, jak nasze. Zapraszamy więc do nas. Jeśli tylko będzie miejsce i przyzwoitka – bo chyba jesteś mężczyzną – jesteś tu bardzo mile widziany. Jeśli nie osobiście, zapraszamy na nauki, które prowadzimy online. Chyba połowa osób na tym odosobnieniu to osoby z mojej grupy online. Prowadzimy ją już od około dwóch i pół roku. W trybie zdalnym zorganizowaliśmy też wiele odosobnień. To bardzo miła grupa. Teraz na ekranie jesteśmy zamknięci w małych okienkach i to może wydawać się trudne, ale, gdy spotykamy się osobiście, czujemy, jakbyśmy doskonale się znali. Wszyscy odnoszą się do siebie ciepło i z troską. Na spotkaniach online oprócz mnie można posłuchać nauk Ajahna Brahma, Ajahna Brahmalego i inne zaproszone bhikkhuṇī. Jest to również okazja, by się poznać, jest czas na dyskusję. To idealna okazja do uczestnictwa w czymś, co nakarmi twoje serce. Zgadzam się, że ważne jest, aby rozwijać się w tym, co współgra z naszymi przekonaniami. Moim zdaniem lepiej szukać odpowiednich grup zdalnie niż spotykać się fizycznie z ludźmi, z którymi nie nadaję na tych samych falach. W Internecie jest też mnóstwo innych miejsc, możesz też spróbować sam coś stworzyć lokalnie… Jeśli chcesz pogłębiać swoją praktykę i utrzymać regularność, możesz spróbować zorganizować grupę w swojej okolicy. Jeśli masz odpowiednie warunki, możesz na przykład wywiesić ogłoszenie w sklepie ze zdrową żywnością czy studiu jogi: „Ktoś chętny na wspólną medytację u mnie w domu?”. Można też wynająć jakieś pomieszczenie, które pomieści grupę medytacyjną czy grupę dyskusyjną, z którą można omawiać sutty. My po tym odosobnieniu, w grudniu, również wracamy do cotygodniowych zdalnych spotkań dyskusyjnych o suttach i z wieloma innymi inicjatywami. Mamy też spotkania online z mowami Dhammy i recytacją metty. Mam nadzieję, że korzystając z tych możliwości, uda ci się utrzymać regularną praktykę. Pamiętaj też, że najlepszym nauczycielem jest Buddha. Jeśli masz dostęp do sutt i dobrych nauczycieli, którzy pomogą rozjaśnić ich znaczenie, możesz stać się niezależny i sam zbudować systematyczną praktykę. Może jeszcze ostatnie pytanie, Ajahn i kończymy na dziś? Jest łatwe.
[AB] Łatwe, faktycznie. Dotyczy składowych istnienia, o których mowa w dzisiejszej sutcie.
[VC] „Daleko lub blisko".
[AB] [Nie są „tobą" ani „twoje"] Chodzi tu nie tylko o własne ciało, odczucia i percepcje, ale o wszystkie żywe istoty, zarówno w twoim pobliskim otoczeniu, na przykład w Oksford, jak i w dalekich miejscach, np. w Norfolk czy nawet jeszcze dalej, w Australii – wszystkich bez wyjątku. Buddha chce uwzględnić wszystko, co można nazwać ciałem, wszystko, co można nazwać odczuciem, wszystko, co można nazwać percepcją, wszystko, co można nazwać wolą, wszystko, co jest świadomością – każdą z sześciu świadomości, czy są daleko czy blisko, wszystko w tym wszechświecie i w innych wszechświatach, wszystkie świadomości. Co interesujące – uprzedzę pytanie, które pewnie ktoś mógłby zadać… Jest jedna sutta w Aṅguttara Nikāyi, która mówi o istnieniu kosmitów – obcych spoza naszego Układu Słonecznego. Właśnie to oznacza „daleko lub blisko”. Wyjaśnię to następnym razem. Nie odchodźcie za daleko, jutro wracamy tu o tej samej porze i możemy odpowiedzieć na pytania o kosmitów. Dobranoc.
[VC] Dobranoc wszystkim. Sādhu, sādhu, sādhu, sādhu!
O autorze

Brahmavamso Ajahn
zobacz inne publikacje autora
Czcigodny Ajahn Brahmavamso Mahathera (znany jako Ajahn Brahm), właściwie Peter Betts, urodził się w Londynie 7 sierpnia 1951 roku. Obecnie Ajahn Brahm jest opatem klasztoru Bodhinyana w Serpentine w Australii Zachodniej, Dyrektorem ds. Duchowych Buddyjskiego Towarzystwa Stanu Australia Zachodnia, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Wiktoria, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Australii Południowej, Patronem Duchowym Bractwa Buddyjskiego w Singapurze oraz Patronem Duchowym ośrodka Bodhikusuma Centre w Sydney.
Artykuły o podobnej tematyce:
- Sumedho Ajahn Czym jest medytacja?
- Bhikkhu Sujato Medytacja bez przeszkód
- Ajahn Brahm Medytacja prowadzona
Sprawdź też TERMINOLOGIĘ
Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi:
Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK
Źródło: BSWA
Tłumaczenie: Katarzyna Kubiak
Redakcja polska: Izabela Mieszała
Czyta: Agata i Kamień stulecia

Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/
| 
