Wersja z lektorem:

Wersja z napisami:

KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE

Plik z napisami do ściągnięcia STĄD (kliknij prawym przyciskiem myszy i wybierz "zapisz jako")

Otrzymałem ostatnio e-maila od kogoś, kto czuł się przygnębiony. Tym kimś był jeden ze scenarzystów tworzących „Saturday Night Live”, jednego z najpopularniejszych programów komediowych w USA. Osoba ta słuchała moich nagrań i dzięki nim poradziła sobie ze swoimi problemami. To niesamowite! Nawet twórcy „Saturday Night Live” mnie słuchają! To pewnie stąd biorą wszystkie dowcipy… albo może i nie… (śmiech) Moje dowcipy nie są na aż tak wysokim poziomie… W każdym razie nasze transmisje docierają naprawdę daleko, do różnych zakątków świata.

Dziś pomówimy o poważnym problemie, który jest dość powszechny w naszym społeczeństwie. Jest nim samobójstwo. To trudny temat, ale nie martwcie się. Jeśli będziecie się zbytnio zadręczać, możecie być następni.

Kwestia samobójstwa jest obecna w naszym świecie. Kiedy ktoś popełnia samobójstwo, ludzie zastanawiają się: dlaczego? Podejście buddyzmu do tego problemu nie jest tak surowe jak w niektórych religiach.

My, buddyści nie wierzymy, że życie jest podarowane człowiekowi przez Boga. Nie wierzymy, że człowiek nie ma wyboru i musi żyć, że nie może sam decydować o własnym życiu. W buddyzmie wierzymy, że to twoja kamma, twój wybór. Możesz robić to, co wydaje ci się słuszne. Samobójstwo nie jest aktem sprzeciwu wobec woli bożej. Wierzymy jednak, że samobójstwo nie jest mądrym rozwiązaniem, że w większości przypadków jest błędem – ale po śmierci możesz dostać kolejną szansę. Są ludzie, którzy wierzą, że życie nie kończy się na śmierci. Istnieje proces odrodzin, ciągle to powtarzam, istnieją na to dowody. Wśród nas – nawet tutaj obecnych – są ludzie, którzy pamiętają poprzednie życia i wiedzą, że to wszystko prawda.

Byłoby fatalnie, gdyby ktoś umarł, bo popełnił błąd, a nie byłoby kolejnych wcieleń. Jeśli miałoby się tylko jedną szansę na życie, to przez samobójstwo kompletnie się ją zaprzepaszcza. Ale jeśli wiesz, że dostaniesz kolejną szansę, to śmierć nie jest taka straszna.

W życiu dostajemy wiele szans, których czasem nie wykorzystujemy. Kiedy popełniasz błąd, powinieneś się z niego czegoś nauczyć, a nie zostać za niego ukaranym. Jeśli pomyliłeś się, a potem nie możesz wyciągnąć z tego nauki, bo miałeś tylko jedno życie, które zmarnowałeś, to jest to coś trudnego do zaakceptowania. Nie brzmi to ani sprawiedliwie ani słusznie. Cała egzystencja jednostki kończy się tylko dlatego, że popełniła jeden głupi błąd? Wiara, że życie trwa dalej, jest o wiele bardziej pokrzepiająca. Jeśli wierzycie w to co ja, to wiecie, że sensem naszego życia jest pozwolenie sobie na popełnianie błędów i nie zamartwianie się nimi. Ja robię błędy, wy robicie błędy. Każdy popełnia błędy. Chodzi o to, żeby się na nich uczyć i rozwijać się dzięki nim. To jest właśnie sens życia.

Nawet w przypadku dużych błędów, do jakich należy samobójstwo, nie chodzi o to, żeby ukarać siebie albo swoich bliskich. Chodzi o to, żeby czegoś się nauczyć i następnym razem znaleźć inne rozwiązanie. Wszystko w życiu jest lekcją. Jeśli ktoś, kogo znacie, popełnił samobójstwo, to czego możecie się z tego nauczyć? Po pierwsze, możecie zobaczyć, jak łatwo to zrobić w naszych czasach. Po drugie, dlaczego ludzie to robią – zazwyczaj dlatego, że cierpią na depresję. Co to jest depresja? Poczucie, że nic nie ma sensu i nie ma sensu żyć dalej. Można to zrozumieć w przypadku kogoś, kto jest u kresu życia, choruje na nieuleczalną chorobę i wybiera samobójstwo w formie eutanazji. To można zrozumieć, to ma jakiś sens. Ale jeśli mamy do czynienia z kimś, kto nadal jest młody, w miarę zdrowy i ma nadal sporo życia przed sobą, to samobójstwo nie wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Dlaczego zatem ludzie to robią?

Bardzo łatwo jest popaść w depresję, w której nie widzi się światełka w tunelu. Zastanawiamy się, jaki to wszystko ma sens. Jeśli chcecie poznać sens życia, skorzystajcie z zabiegu akupunktury. Dotkliwie odczujecie sens życia. Ważne jest to, żeby nie żyć za bardzo wewnątrz samego siebie. To prowadzi do poczucia izolacji od innych – człowiek myśli tak dużo, że zaczyna mu odbijać. Dlatego też ludzie uczą się medytacji i uważności: to daje świadomość, jak działa nasz umysł. Jeśli człowiek nie wie, jak obchodzić się z własnym umysłem i jak działa interakcja z innymi, to zmierza w stronę „czarnej dziury”, a z niej czasem nie ma wyjścia. Dlatego właśnie potrzebujemy przyjaciół. Jeśli masz przyjaciela chcącego wiedzieć, co czujesz, będzie on musiał wejść w tę dziurę z tobą.

Często to robię, jeśli rozmawiam z kimś, kto ma depresję i myśli samobójcze. Jestem świadomy, że jego życie jest w moich rękach. Rozmawiam więc z nim i próbuję poczuć to, co ta osoba. To oznacza, że muszę wejść w tę czarną dziurę razem z nią. Zawsze jednak zabieram ze sobą drabinę, żebym mógł się wydostać i jeszcze wyciągnąć tego człowieka. Tą drabiną jest pewna doza mądrości, życzliwości i świadomości, żeby wiedzieć, co się robi. Dzięki temu można znaleźć nowy sposób postrzegania życia. Taki, w którym nie patrzymy tylko na to, co złe. Czasem wystarczy po prostu pobyć z drugim człowiekiem.

To niesamowite co się dzieje, kiedy tworzymy relację z drugą osobą. Wszyscy mamy na siebie wpływ. Jeśli znasz kogoś, kto jest pięknym, pozytywnym, życzliwym człowiekiem, to trudno wpaść w depresję. To tak jak w pewnej historii, której już dawno nie opowiadałem. Pewien człowiek – chyba nie będzie mu przeszkadzało, że to opowiem – był jednym z naszych dozorców. Odszedł na emeryturę i przeprowadził się. Mieszkał sam, daleko od wszystkich przyjaciół i zaczął wpadać w depresję. I zamiast odwiedzić któregoś z przyjaciół albo wpaść z wizytą do mnie, stwierdził, że ma dosyć i postanowił popełnić samobójstwo. Mieszkał w przyczepie i planował wybudować dom, jednak jeszcze tego nie zrobił. Poszedł do szopy, wziął linę, przywiązał ją do belki w suficie, zawiązał pętlę, przyniósł krzesło, a potem wrócił do przyczepy napisać list pożegnalny. W przyczepie było włączone radio. Był w połowie listu, i kogo usłyszał w radiu? Ajahna Brahma. Pomyślał: „O, nie! Nie uwolnię się od tego mnicha!” Potem wyrzucił list, odwiązał linę i przyjechał do nas opowiedzieć, co się stało. Śmiał się z tego zdarzenia, ale tak naprawdę był bardzo blisko samobójstwa. Pomogło mu to, że usłyszał mój głos i nagle wróciło mu poczucie humoru, dzięki któremu zdał sobie sprawę z bezsensu tego, co chciał zrobić.

Czasem ludzie wkręcają się w bardzo negatywne myślenie. Depresja bierze się z niewłaściwego myślenia. Przychodząc do takich miejsc, jak to, możemy nauczyć się innego sposobu myślenia, dzięki któremu nie wpadniemy w depresję. Jak wyjść z depresji? Kiedy spędzam kilka tygodni na nauczaniu, nie pamiętam, o czym mówiłem w poprzednim tygodniu, więc wybaczcie, jeśli się powtórzę. Kilka lat temu prowadziłem odosobnienie medytacyjne i jedna z uczestniczek bardzo się zdołowała. Dlaczego? Bo wszyscy byli szczęśliwi, tylko nie ona. Ja opowiadałem o pięknie medytacji, a ona poczuła, że ma dość bycia szczęśliwą, kiedy nie czuje się szczęśliwa. Podeszła więc do mnie, żeby się poskarżyć: „Dlaczego ciągle mówisz mi, że mam być szczęśliwa? Dlaczego wszyscy są tu szczęśliwi? Czuje się przez to nieszczęśliwa!”

Myślała, że biorąc udział w takim odosobnieniu albo medytując, trzeba być szczęśliwym. Czuliście kiedyś, że wszyscy wokół są szczęśliwi, a wy nie? Nie macie ochoty być szczęśliwi, więc dlaczego mielibyście tacy być? A ludzie wywierają na was presję bycia szczęśliwymi.

Jakiś czas temu dawałem wykład w Sydney i spotkałem faceta, który był Głównym Oficerem ds. Szczęścia w swojej firmie. W Sydney są dziwni ludzie. O, przepraszam, chyba siedzi tu kilka osób z Sydney. Dlaczego ludzie muszą być szczęśliwi? Czy to jakiś nowy przepis ustanowiony przez rząd? Każdy, kto nie jest szczęśliwy, dostanie mandat?

W każdym razie zdałem sobie sprawę, że ta kobieta czuła, że wywieram na nią presję. Poszedłem do biura, włączyłem komputer – sprawnie mi poszło, bo już się nauczyłem obsługiwać komputer – i zrobiłem jej licencję na marudzenie. Wyglądała bardzo porządnie; elegancką czcionką było na niej napisane: „Certyfikat Upoważniający Tą I Tą Osobę Do Bycia W Marudnym Nastroju Z Jakiegokolwiek Powodu Albo Bez Powodu. Podpisano: Ajahn Brahm, nauczyciel”. Dostała licencję na marudzenie. Wystawiałem już wcześniej takie certyfikaty: na złoszczenie, na depresję. Macie prawo mieć depresję.

Dałem jej ten certyfikat, a ona spojrzała na niego i uśmiała się do łez, i to był koniec jej marudnego nastroju. Na dzień czy dwa. Tak to działa: jeśli ktoś ma depresję, dam mu licencję na depresję. Dlaczego w naszych czasach nie pozwala się ludziom na depresję? Dlaczego się ją stygmatyzuje i traktuje jako coś złego? Ludzie słyszą: „daj spokój, otrząśnij się!” Ale życie czasem jest dołujące.

Macie prawo powiedzieć: „OK, dziś mam depresję”. Czy jest światowy dzień depresji? Na pewno jest dzień chorych na raka – to było kilka dni temu, dałem wtedy wykład w Cancer Wellness Association. Czy dzień raka oznacza, że każdy może mieć w tym dniu raka? Bo w dzień czerwonego nosa wszyscy noszą czerwone nosy. Tak samo dzień chorych na depresję: jeden dzień w roku, kiedy wszyscy mają prawo mieć depresję. Czy to by nie było wspaniałe? Jednym ze skutków ubocznych byłoby zdjęcie tabu z tej choroby. Ludzie przestaliby myśleć, że jest czymś złym. Nie można popaść w depresję, jeśli ma się na to pozwolenie.

Jeden z moich nauczycieli, Ajahn Chah, kiedyś powiedział – mówił to akurat w kontekście gniewu, a depresja to po prostu gniew na życie i na samego siebie – zapytany, jak można poradzić sobie z gniewem, powiedział: „Następnym razem, kiedy poczujesz gniew, weź zegarek” – taki jak ten, który tutaj wisi – „i zobacz, ile czasu umiesz wytrzymać w złości. Zobacz, czy pobijesz swój rekord”.

Co w ten sposób zrobił? Zdjął tabu z gniewu. Mierzenie, z zegarkiem w ręku, ile czasu można wytrzymać w złości, to tak zwariowany pomysł, że człowiek nie jest w stanie wytrzymać długo. To dobry trik psychologiczny. Kiedy jesteśmy rozgniewani, myślimy tylko o źródle naszego gniewu: o osobie albo zdarzeniu, które go wywołało. Nie myślimy o uczuciu złości w nas. Myślimy: „to przez niego, przez nią, przez rząd, światła na skrzyżowaniu”, cokolwiek. Nie jesteśmy świadomi, co się dzieje w nas. Przez odmierzenie ile czasu potrafimy trwać w gniewie, możemy się dowiedzieć, co czujemy w środku. Kiedy jesteśmy uważni wobec własnego wnętrza, zamiast kierować uwagę na zewnątrz i winić innych, nagle wszystko staje się prostsze. Zaczynamy się śmiać z tego gniewu. Tak samo jest z depresją, przyczyną samobójstw. Jeśli stygmatyzujemy depresję, negatywność narasta, wpadamy w depresję, a potem ta depresja wpędza nas w depresję. To budzi nasz gniew, jest coraz gorzej i staczamy się w tę dziurę coraz głębiej.

Jest taka klasyczna buddyjska przypowieść. Pewnie ją też już wiele razy opowiadałem, ale to jedna z najlepszych. Kilku psychologów mówiło mi, że ciągle korzystają z tej historii. Opowiada ona o potworze, który pożerał złość. Niektórzy z was jeszcze jej nie słyszeli, więc opowiem od początku.

Do pałacu pod nieobecność cesarza przybył pożeracz złości. Był brzydki, był straszny, był odrażający. Byli tam też strażnicy, którzy mieli pilnować pałacu – tutaj też mamy ochroniarzy, ale oni nie są brzydcy, co najwyżej onieśmielający, ale tak ma być, żeby ludzie trzymali się z daleka od waszych samochodów. Ochroniarze to swoi ludzie.

Strażnicy, którzy mieli ochraniać pałac, jak tylko zobaczyli tego straszliwego potwora, pochowali się pod stołami i powspinali na latarnie, żeby ukryć się przed tą okropną bestią. Dzięki temu potwór mógł chodzić gdziekolwiek zechciał. Poszedł więc do wielkiej sali w samym środku pałacu i usiadł na cesarskim tronie. Widząc to, strażnicy powychodzili z ukrycia i stwierdzili, że potwór posuwa się za daleko. „To tron naszego cesarza! Nie możesz na nim siedzieć!” Wyobraźcie sobie, że jakiś potwór przychodzi tu i siada na moim miejscu. Co byście zrobili? Powiedzielibyście „Wynoś się, to miejsce Ajahna Brahma, nie możesz tu siedzieć. Wynocha!”? Tak zrobili strażnicy. Bardzo się na potwora rozgniewali. Ale im bardziej się złościli, tym bardziej potwór rósł. Stawał się też brzydszy, bardziej przerażający i obrzydliwy. Ludzie tak długo się na niego złościli, że potwór był coraz większy, coraz brzydszy i coraz bardziej smrodliwy. Wtedy wreszcie wrócił cesarz, a właściwie cesarzowa. A była ona cesarzową dlatego – dziś podlizuję się kobietom, bo obok siedzą mniszki i boję się, że dostanę od nich po głowie – że była mądra. Doskonale wiedziała, co zrobić w różnych trudnych sytuacjach.

Kiedy zobaczyła tego potwora – a był naprawdę gigantyczny i tak paskudny, przerażający i smrodliwy, że – teraz już improwizuję – że nawet robaki, które chodziły po jego skórze, wymiotowały. Nawet robaki nie mogły znieść tego zapachu, a to już coś. Podoba mi się ten dodatek.

W każdym razie cesarzowa była cesarzową, bo była mądra. Kiedy zobaczyła, że ten stwór siedzi na jej tronie, co zrobiła? Powiedziała: „Witaj, potworze. Dziękuję za wizytę. Czy chciałbyś się napić herbaty? Mamy herbatę Dilmah ze Sri Lanki.” Tak, to spotkanie jest sponsorowane przez Dilmah. I oczekuję datków, panie Dilmah. „Mamy też miętową herbatę Twinings. Mamy herbaty ziołowe. A może chcesz coś zjeść? Może pizzę?” Teraz przecież robią potwornie wielkie pizze.

Cesarzowa nie żartowała. Naprawdę chciała ugościć potwora. Strażnicy zauważyli, że każde życzliwe słowo czy uczynek sprawiało, że potwór stawał się mniejszy, mniej odrażający i mniej smrodliwy. Ludzie zrozumieli swój błąd, więc też zaczęli dogadzać potworowi, zamiast próbować go przegonić. Zaopiekowali się nim i przyjęli go jak gościa. A z każdym dobrym uczynkiem, słowem, a nawet myślą, potwór coraz bardziej się kurczył, aż w końcu był tej samej wielkości jak wtedy, kiedy przybył do pałacu. Ale ludzie nie przestawali, aż potwór zrobił się tak malutki, że wystarczył jeszcze jeden drobny, życzliwy gest, żeby potwór znikł zupełnie.

Buddha używał określenia „potwór, który pożera złość”. Dajesz mu złość, a on staje się gorszy. Staje się większy i wówczas masz jeszcze większy problem. Zamiast tego można go przyjąć: „Dziękuję, depresjo, że przyszłaś mnie odwiedzić”, zamiast próbować się jej pozbyć. Bo ta depresja, ta negatywność, jest potworem pożerającym złość. I dlatego rośnie. Czasami ludzie, którzy wpadają w depresję, nie widzą tego i wpadają coraz głębiej. Próbują z tym walczyć, ale walka nie pomaga . Po prostu pozwól jej zostać. Rozluźnij się. Uważam, że należy jak najlepiej wykorzystywać każdą sytuację. Masz depresję? Nie musisz iść do pracy! Wyobraźcie sobie taki poniedziałek: zostajecie w łóżku, mówicie swojemu partnerowi, że macie dziś depresję, a on przynosi wam herbatę, będzie dla was super miły, zrobi wam śniadanie, włączy waszą ulubioną muzykę i zrobi wszystko, żeby was rozweselić. Ludzie często mają problem z opieką nad kimś, kto nie jest chory, więc możecie co jakiś czas poudawać. Mówię to, żeby zmienić wasze podejście do tego problemu. Depresja to jedna z rzeczy, które są częścią życia. Możemy się z nich uczyć. Możemy je zrozumieć. Poznać. A wtedy one znikają.

Kolejna historia, którą ostatnio komuś opowiadałem, zawiera jedną z podstawowych zasad buddyzmu. Żyła kiedyś pewna istota – czy to mityczna, metaforyczna, czy prawdziwa, możecie to zinterpretować jak chcecie – tę istotę w historii buddyzmu nazywa się Māra. Māra to istota podobna do diabła, ale jest bardziej skomplikowana. Māra ciągle próbuje utrudnić ludziom życie. Psoci i sprowadza kłopoty. Mārę można pokonać nie przez szarpanie, kopanie albo inny rodzaj walki. Buddha, kiedy Māra próbował uniemożliwić mu Przebudzenie, powiedział po prostu: „znam cię, Māro”. To wszystko. Zrozumienie. I jak tylko to powiedział – czy był to Buddha, czy jakiś inny mnich albo mniszka – to Māra, mówiąc „Poznał mnie”, spuszczał głowę i odchodził. To właśnie świadomość i zrozumienie były drogą do rozwiązania problemu. Nie walka. I podobnie jest z depresją: trzeba ją zrozumieć. Nie walczcie z nią. Postarajcie się ją poznać. A jak już ją poznacie, zdobędziecie nad nią władzę. Łatwo się nauczyć, że dzięki odrobinie świadomości tych emocji, które towarzyszą depresji, dzięki zrozumieniu, czym ona właściwie jest, dzięki poznaniu jej zamiast próbowaniu się jej pozbyć, możemy – tak jak z upałem, chłodami, deszczem czy nawet pożarami buszu – zobaczyć, że w końcu przeminą. Pogoda nie jest permanentna, jest nietrwała, więc trzymajcie się, dopóki się nie zmieni. Świadomość, że coś nie będzie trwało wiecznie jest dostrzeżeniem światła na końcu tunelu. To minie, nie ma innej opcji. Musicie to po prostu przeczekać.

Jeśli cierpisz, bo straciłeś ukochaną osobę, przeżywasz żałobę i nie wiesz, jak sobie z nią poradzić, spójrz na innych ludzi, którzy przeżyli podobne albo gorsze rzeczy. Poradzili sobie i nawet się rozwinęli. I tak samo jak dla nich, dla ciebie to też nie jest permanentna sytuacja. Pewnego dnia będziesz się śmiać z tego, co się stało. Naprawdę. To jest to światło na końcu tunelu: poznając te emocje, zdajesz sobie sprawę, że nie przetrwają. A to oznacza, że możesz je znieść. Najgorszą częścią tortur jest myślenie, że nigdy się nie skończą. Najgorszą częścią żałoby jest myślenie, że ten stan będzie trwał zawsze i nigdy się nie zmieni. Najgorszą częścią depresji jest myślenie, że nie ma końca.

Samo zrozumienie, że to wszystko przeminie, zazwyczaj wystarcza, żeby znieść ten ciężar i żeby problem zniknął. Im mniej walczysz, tym szybciej znika. Im życzliwiej o tym myślisz, tym szybciej się kurczy. Czasami jednak łatwo o tym zapomnieć, jeśli człowiek jest sam.

Jestem mnichem od czterdziestu lat, buddystą od kiedy miałem szesnaście lat – czyli to już prawie czterdzieści osiem lat buddyzmu. Będąc buddystą, zawsze starałem się utrzymywać więzi z przyjaciółmi, którzy byli chrześcijanami albo ateistami. Bo jeśli przebywasz tylko wśród ludzi takich jak ty, ograniczasz swoje horyzonty. Szczególnie ze względu na swoją pozycję starałem się utrzymać te wszystkie znajomości: z ateistycznymi naukowcami, teraz staram się przyjaźnić z anglikanami z Perth albo z mnichami z innych klasztorów. Robię to dlatego, ponieważ nie chcę być ograniczony i patrzeć na rzeczywistość z wąskiego punktu widzenia. A tak się może stać, jeśli człowiek za dużo czasu spędza sam. Ograniczamy swoją perspektywę tak, że może nas to wpędzić w depresję, a nie ma obok nikogo, kto może nam pomóc wrócić do pionu.

Ja otaczam się chrześcijanami i naukowcami, więc jeśli za bardzo odlatuję w dogmatyzm, ściągają mnie z powrotem na ziemię. Szanuję ich za to, bo sam wpędziłbym się w myślenie tylko o buddyzmie, buddyzmie, buddyzmie… To prowadzi do kłopotów. Można popaść w fundamentalizm. To się na szczęście nie zdarza za często w buddyzmie, ale są wyjątki, np.: w Sri Lance albo Birmie, jeśli wiecie, co mam na myśli. Ale jeśli spotykasz się z innymi ludźmi, to powstrzymują cię od popadania w ekstrema. A to jedna z rzeczy, które wywołują depresję: człowiek za dużo jest sam. Kiedy ludzie wpadają w depresję, idą do lekarza, który daje im leki. Od dawna mówię ludziom, że lekarstwem o wiele lepszym od tych wszystkich chemikaliów – pomijając oczywiście przypadki głębokiej depresji; mówię raczej o okresach złego samopoczucia – jest praca w wolontariacie. Wyjdź z domu, odwiedź szpital albo dom opieki i popracuj jako wolontariusz. Odwiedź dom dla starych mnichów – czyli to miejsce. Albo dom dla starych mniszek w Dhammasara.

Bo kiedy robisz coś dla innych, to niesamowite, ile to działanie daje mocy, żeby pokonać depresję. Przede wszystkim czujesz, że masz jakiś cel. Są ludzie, którzy cieszą się na twój widok. A jeśli to nie działa, to, jak mówiłem w zeszłym tygodniu, przygarnij kota albo psa. W zeszłym tygodniu mieliśmy w Jhana Grove królika. To był uroczy, mały króliczek. Dawaliśmy mu marchewkę, a on ją szybko wsuwał. To był sympatyczny widok. Takie zwierzęta są wspaniałe, bo dają nam miłość. Tak jak mówiłem, to daje nam poczucie sensu. Jeśli zrobisz coś dla społeczności albo zaopiekujesz się zwierzęciem, to trudno wpaść w depresję. Jeśli myślisz o samobójstwie, a pies przychodzi i zaczyna cię lizać, to jak możesz się zabić? Posiadanie zwierzęcia działa bardzo korzystnie. Prace społeczne również.

Kiedy studiowałem na uniwersytecie, byłem w takim okresie, kiedy łatwo wpaść w depresję. Nawet jeśli odnosi się sukcesy. Miałem grupę znajomych, chrześcijan, którzy powiedzieli, że pracują jako wolontariusze w szpitalu psychiatrycznym Fulbourn. Zdecydowali się na takie działanie, ponieważ jest ono zgodne z ideą chrześcijańską. To mi dało kopa w ambicję: pomyślałem, że jeśli chrześcijanie mogą to zrobić, to buddysta też. Zaangażowałem się w wolontariat tylko dlatego, że nie chciałem być gorszy od kolegów. Pracowałem z ludźmi z Zespołem Downa. W końcu okazało się, że buddysta wygrał z chrześcijanami: koledzy wytrzymali kilka tygodni, a ja zostałem na dwa lata. Na początku chodziło mi tylko o to, żeby pokazać, jaki jestem wspaniały, i że buddysta jest nie gorszy od chrześcijanina. Czysta rywalizacja. Pojedynek na religie.

Kiedyś powiedziałem, że chciałbym założyć drużynę piłki nożnej złożoną z buddystów. Moglibyśmy grać przeciwko chrześcijanom. Stwierdziłem jednak, że to się nie uda, bo buddyści grający przeciwko chrześcijanom – albo muzułmanom, albo żydom – musieliby nadal trzymać się zasad buddyzmu. Przede wszystkim: pozwól rzeczom odejść. Przeciwnik chcę dostać piłkę? Ależ proszę, weź ją. Dalej: współczucie. Gdyby buddyści strzelili gola, przeciwna drużyna byłaby niezadowolona, więc kopalibyśmy piłkę tak, żeby nie trafiła do bramki. To wszystko z miłującej dobroci i współczucia. Buddyjska drużyna zawsze by przegrywała. To pewnie dlatego Freemantle Dockers ostatnio przegrali – mają za dużo buddystów w drużynie.

W każdym razie, pracowałem jako wolontariusz i na początku chodziło mi tylko o rywalizację i własne ego, ale po jakimś czasie zaczęło sprawiać mi przyjemność spędzanie w szpitalu czwartkowych popołudni. Przestawiałem różne dodatkowe zajęcia, żeby móc tam zdążyć, i tak przez dwa lata. Bardzo dużo mi to dało. Po pierwsze nauczyłem się od dzieci z Zespołem Downa inteligencji emocjonalnej. Kiedy przychodziłem po kłótni z dziewczyną, oni od razu to wiedzieli. Nie musiałem im nic mówić, po prostu to wyczuwali. Przytulali mnie i pytali, co się stało. Byli nadzwyczaj wyczuleni emocjonalnie. To było dla mnie bardzo ważne, bo ludzie, z którymi spędzałem czas w Cambridge, byli emocjonalnie upośledzeni. Nie mieli pojęcia jak nawiązać więzi emocjonalne z innymi ludźmi. A ci ludzie z Zespołem Downa byli mistrzami w inteligencji emocjonalnej. Bardzo wiele się od nich nauczyłem i tak dobrze się tam czułem.

Tak właśnie jest z pracą społeczną: myślisz, że coś dajesz, ale tak naprawdę dostajesz o wiele więcej, niż jesteś w stanie dać, kiedy pomagasz w jakimś kościele albo organizacji charytatywnej. To ci daje dużo dobrego, a to najlepsze lekarstwo na depresję. Czujesz, że życie odzyskuje sens. Nie chodzisz już tylko do pracy, żeby zarobić pieniądze i utrzymać rodzinę. Robisz o wiele więcej. I dlatego to jeden z najlepszych sposobów na pokonanie depresji. Pracując prospołecznie, nie czujesz się przygnębiony i nie masz ochoty odebrać sobie życia, bo to życie ma teraz jakiś cel. Zaczynasz rozumieć, że sens życia to robienie błędów, wybaczanie ich i uczenie się. Zapamiętajcie akronim PPW: Przyznaj się, Przebacz i Wyciągnij Naukę. Na tym polega rozwój.

Niestety, zamiast posługiwać się tym schematem, ludzie ukrywają błędy, bo się wstydzą. Nie ma nic wstydliwego w robieniu błędów. Skąd ten pomysł, że nie wolno popełniać błędów? Że nie wolno chrapać w trakcie medytacji? Że telefon nie może zadzwonić? Oczywiście, że nawet jeśli myślisz, że go wyłączyłeś, mogłeś nacisnąć zły przycisk i telefon zaczyna dzwonić! Telefon dzwoni czasem nawet przewodniczącemu BSWA. To się zdarza.

Kiedy ludzie popełniają takie błędy, inni się śmieją. Kiedy ja robiłem głupie błędy, mój nauczyciel, Ajahn Chah, nigdy mnie nie karcił. Śmiał się. Śmieszyło go, że ludzie na Zachodzie idą na uniwersytety, gdzie niczego się nie uczą. Moje pierwsze spotkanie z azjatycką toaletą to dobry przykład. Nigdy wcześniej nie widziałem azjatyckiej toalety, więc co zrobiłem? Usiadłem na niej. Albo te bidety, które służą do podmywania. Stwierdziłem, że to urządzenie świetnie się nadaje do mycia zębów. To niegłupi pomysł: można iść do toalety i jednocześnie myć zęby. To normalne, że ludzie robią takie błędy i inni się śmieją. Nie ma po co się przejmować.

Chodzi o to, żeby się nie osądzać. Jak mówiłem pod koniec medytacji: można poznawać bez osądzania. Czy to nie wspaniałe? Poznajesz życie, poznajesz emocje, ale ich nie osądzasz. Co to jest depresja? To tylko poczucie osamotnienia, złość, niezadowolenie. Daj sobie pozwolenie na bycie w złym nastroju, a przekonasz się, że nie potrwa ono długo. Nie wpadniesz do czarnej dziury, przez którą ludzie czasem popełniają samobójstwo. A jeśli ktoś jednak odbiera sobie życie, to to jest duży błąd, ale trzeba go uznać, wybaczyć i nauczyć się czegoś z niego. Dlaczego, jeśli ktoś popełnia błąd, inni ludzie obwiniają samych siebie? Jestem teraz nauczycielem, ale jeśli zrobicie jakiś błąd, nie będę się tym w ogóle przejmować. Nie zwalajcie winy na nauczyciela. „No bo Ajahn Brahm mi kazał!” Nie – ja zasugerowałem, nie kazałem. Dlaczego ludzie przyjmują winę na siebie za to, co robią ich dzieci albo ich partner?

To jest jedna z rzeczy związanych z samobójstwem. Rozmawiałem z wieloma ludźmi, pomagałem im poradzić sobie z tym doświadczeniem – mówię o krewnych osób, które popełniły samobójstwo – i wielu z nich powtarza, że mogli zrobić coś więcej. To dobrzy ludzie, znam ich od dawna i wiem, że nie mogli zrobić nic więcej. Nie mogliście tego powstrzymać. To jest część życia. To tak jak z pożarami buszu: możemy próbować je powstrzymywać, możemy je ograniczyć, ale pożary zawsze będą się zdarzać. To naturalne zjawisko w przyrodzie. Czy możemy przestać robić błędy? Możemy próbować, ale nie możemy zupełnie przestać. Próbujemy powstrzymać pewne zdarzenia, ale nie zawsze jest to możliwe. To część życia, że ludzie czasami je sobie odbierają. Trzeba skończyć z obwinianiem. Nie wiem, czemu ludzie się obwiniają. Nie jestem fanem Tony’ego Abotta, ale po co go winić? Starał się, jak mógł. Czy ktokolwiek z was poradziłby sobie lepiej? Ja na pewno nie. To trudna praca, poprzeczka jest bardzo wysoko.

Ktoś mnie zapytał na spotkaniu w Cancer Wellness Association, jak można poradzić sobie z gniewem i szukaniem winnych. Bardzo prosto: obniżcie oczekiwania. Ludzie mają bardzo wysokie oczekiwania wobec siebie samych i innych. To dlatego tak trudno nam budować związki: mamy za wysokie oczekiwania wobec partnerów. Obniżcie je, a wasze relacje staną się szczęśliwsze. Jeśli nie będziecie mieć kompletnie żadnych oczekiwań, będziecie niesamowicie szczęśliwi. Wszystko stanie się piękną niespodzianką: „wow, umyłeś dzisiaj zęby!”. Tak samo jest z wymaganiami względem samego siebie. Czego od siebie oczekujecie? Ja mam bardzo niskie oczekiwania wobec siebie, szczególnie jeśli chodzi o jakość moich dowcipów. Dzisiaj jeszcze nie opowiadałem dowcipu. Czy w zeszłym tygodniu opowiadałem kawał o Nodze, Nodze Nodze, i Nodze Nodze Nodze? Nie? Ok, obniżcie oczekiwania, bo to naprawdę zły żart. Ma związek z rdzennymi mieszkańcami Australii, ale nie jest obraźliwy. To oryginalni „właściciele” tego kraju i należy im się szacunek.

Na północy mieszkała matka trzech synów, z których jeden nazywał się „Noga”, drugi „Noga Noga”, a trzeci „Noga Noga Noga”. Trzej bracia dorastali razem, razem bawili się i chodzili do szkoły. Kiedy Noga skończył osiemnaście lat, powiedział do matki:

– Mamo, całe życie spędziłem w buszu, nigdy nie byłem w Perth. Czy mogę jechać do Perth?
– Nie, to niebezpieczne, nie wiadomo, co może się stać – odpowiedziała matka.
– Mamo, zabiorę mojego brata Nogę Nogę. Razem będzie nam raźniej i będziemy się dobrze bawić.
– No dobrze, w końcu musisz opuścić rodzinne gniazdo i zobaczyć trochę świata.
Noga i Noga Noga wsiedli więc do autobusu i po jakimś czasie dojechali do Perth. Po wyjściu z dworca zobaczyli na chodniku hamburgera.
– Zobacz, zdobycz! – powiedział Noga Noga i podniósł hamburgera.
– Nie jedz tego – zaprotestował Noga. – Nie wiemy, co to jest. Ja jestem starszy, więc ja spróbuję pierwszy.

Noga Noga podał mu hamburgera i Noga go zjadł. To był stary, brudny hamburger i Noga się rozchorował. Noga Noga wziął go do szpitala. Lekarze starali się mu pomóc. Noga Noga stale był przy łóżku brata, ale biedny Noga był tak poważnie chory, że umarł. Noga Noga musiał zabrać ciało brata z powrotem do domu, gdzie zostało pochowane. Rodzina pogrążyła się w żałobie. Kiedy okres żałoby minął, Noga Noga powiedział do matki:
– Mamo, spędziłem w Perth tylko parę minut i to głównie w szpitalu. Czy mogę tam wrócić?
– Oczywiście, że nie możesz tam wrócić!
– Mamo, zabiorę mojego brata Nogę Nogę Nogę i na pewno będziemy się dobrze bawić.
– Nie, absolutnie nie możesz jechać! – odpowiedziała matka.
– Ale dlaczego??
I to jest ta zła część tego dowcipu:
– Bo, synu, już jedną Nogę mam w grobie!

Mówiłem, żebyście obniżyli oczekiwania. Całkowicie. Swoją drogą to ciekawe: ludzie narzekają na jakość moich żartów, a potem opowiadają je innym. Każą innym cierpieć tak, jak sami cierpieli.

W każdym razie, jeśli obniżacie oczekiwania, nie czeka was rozczarowanie. Nie popadacie też w depresję. My, ludzie, stale mamy wysokie oczekiwania: oceniamy siebie samych o wiele za surowo. Oceniamy też innych. To jest jedno ze źródeł depresji. Jeśli ktoś popełnia samobójstwo, nie oceniajcie go. Nie wydawajcie sądów. Dlaczego ten ktoś to zrobił? Nie wiem. Nie osądzaj też siebie: nie mogłeś nic zrobić.

Pamiętam pogrzeb, w którym brałem udział. To był pogrzeb syna pewnej pary buddystów, który popełnił samobójstwo. Był jeszcze w szkole podstawowej, miał chyba dziesięć czy jedenaście lat. Nikt w szkole, do której chodził, nie mógł tego zrozumieć. To był zdolny uczeń, był lubiany przez innych, z nikim się nie pokłócił. Nikt się tego nie spodziewał. Nie wiemy, dlaczego takie rzeczy się dzieją. Ja nie wiem. Nikt nie wie. To się po prostu czasami zdarza. W tamtym przypadku nikogo nie można było obwinić. Chłopak chodził do dobrej szkoły, miał dobrą, troskliwą rodzinę, więc dlaczego? Czasami po prostu takie rzeczy się dzieją. Nikt nie mógł zawinić.

Jeśli przytrafi się wam coś podobnego, nie myślcie, że to wasza wina, że mogliście coś powiedzieć, coś zrobić. Nie, nie mogliście. Nauczyłem się tego po rozmowach z wieloma osobami, których krewni popełnili samobójstwo. Zastanawiali, się co mogli zrobić. Proszę, zaufajcie mi, bo wiem, o czym mówię: nie mogli zrobić nic. To się czasem po prostu dzieje. To, co możemy zrobić, skoro już do czegoś takiego dojdzie, to wyciągnąć z tego naukę.

Patrząc w przeszłość, myślimy czasem: „gdybym tylko zrobił to czy tamto”. Już to kiedyś mówiłem, ale przeszłość jest „niewygdybana”. Jest takie słowo jak „niewysłowiony”, którego używa się w odniesieniu do boga albo jakiegoś innego religijnego zjawiska. „Moc boża jest niewysłowiona”. Ale w odniesieniu do przeszłości możemy użyć słowa „niewygdybana”. Nie możemy wygdybać przeszłości.

„Gdybym ożenił się z inną dziewczyną, wszystko byłoby inaczej. Dlaczego to zrobiłem?” „Gdybym tylko poszukał innej pracy.” „Gdybym tylko zamknął samochód.” Nie możesz wygdybać przeszłości! Ona już się wydarzyła. Musisz ją zostawić i iść dalej, w stronę przyszłości. Nie gdybajcie szczególnie w sytuacji, kiedy ktoś popełnił samobójstwo. Nie marnujcie czasu. Zamiast tego możemy się uczyć. Czy to samobójstwo, wypadek, czy zawał serca – uczymy się, że życie jest krótkie i zaczynamy je doceniać. Przez „docenianie” nie mam na myśli wyciśnięcie z życia jak najwięcej przyjemności, ale jak najwięcej treści, jak najwięcej miłości, troski i wybaczenia. Jak najwięcej piękna. Wyciśnij z życia jak najwięcej mądrości i współczucia. To piękne rzeczy. A kiedy umrzesz, ludzie powiedzą: „jakiż to był wspaniały człowiek. Ileż sobie daliśmy, ile się od siebie nauczyliśmy, ileż się przy nim rozwinęliśmy. Cóż to był za wspaniały czas”. To piękne, tak się buduje sens życia. I jeśli czyjeś życie kończy się wcześnie, nieważne z jakiego powodu, to ma to sens.

Kiedy patrzymy na czyjeś życie, to czemu skupiamy się tylko na tym, jak umarł, a zapominamy, jak żył? Śmierć to niewielki ułamek życia. Ale jeśli ktoś je sobie odebrał, to okazuje się, że ten fakt dominuje nad całą resztą. Jeśli kogoś wspominacie, nie wspominajcie tylko jego śmierci, ale również to, jak żył. Bo śmierć, nawet ta zła, jest jak te dwie złe cegły w murze.

To opowieść, którą ciągle powtarzam, ponieważ jest ważna i tak jak ta o potworze pożerającym złość, naprawdę pomaga ludziom. Budowaliśmy mur w Serpentine. W pierwszym murze źle położyłem dwie cegły. Leżały krzywo i cały mur wyglądał źle. Chciałem go zburzyć z powodu tych dwóch cegieł. Mur aż mi się śnił. Myślałem, że wszystko popsułem. Chciałem wysadzić ścianę dynamitem, ale nie było mnie na niego stać. Bardzo się wstydziłem za te dwie źle położone cegły, aż ktoś przyszedł – wielu z was słyszało już nieraz tę historię, więc opowiadam w skrócie – ktoś przyszedł i powiedział: „ale ładny mur!”. Zapytałem, czy jest ślepy, że nie widzi tych dwóch złych cegieł. Odpowiedział: „tak, widzę, ale widzę też dziewięćset dziewięćdziesiąt osiem dobrych cegieł”. To ja byłem ślepy.

Jako że to ja zbudowałem ten mur, widziałem tylko te dwa błędy. Byłem ślepy i nie dostrzegałem tych wszystkich pozostałych dobrych cegieł. Ile razy coś podobnego przytrafiło się wam? Kiedy ktoś popełnia samobójstwo, otoczenie widzi tylko jedną kiepską cegłę. Buddyzm oczywiście nie popiera samobójstwa ale dlaczego patrzymy tylko na ten jeden kiepski element i smucimy się? Zamiast dostrzec wszystkie pozostałe dni w życiu tej osoby? Wszystkie dni, kiedy okazał innym życzliwość, wszystkie dobre cegły w życiu tego człowieka – nie tylko sposób, w jaki zakończył życie. Kiedy zrozumiecie to porównanie do dwóch złych cegieł, pojmiecie, że mur może być piękny, nawet jeśli kilka cegieł leży krzywo. To była piękna osoba. Mieliście szczęście, że ją znaliście. Bądźmy wdzięczni, że była na świecie. Popełniła błąd – ale wszyscy je popełniamy. To był duży błąd, przez który cierpię, ale dziękuję za wszystkie piękne chwile, które razem przeżyliśmy. Jeśli ktoś odbiera sobie życie, nie mówcie, że to grzech. W buddyzmie nie ma grzechu tak jak w chrześcijaństwie. Nie ma grzechu, są błędy. A błędy się wybacza, nie karze.

Niektórzy buddyjscy mnisi, którym… brakuje świadomości – miałem powiedzieć, że są głupi, ale nie powiem tego – głoszą, że osoba, która popełnia samobójstwo, pójdzie do piekła. To bardzo nieżyczliwe, poza tym błędne. Za samobójstwo nie idzie się do piekła ani nie odradza się w negatywnych okolicznościach. Pewna rodzina, w której dziecko popełniło samobójstwo tuż przed ważnymi egzaminami, właśnie to usłyszała. Zupełnie jakby utrata kogoś bliskiego nie była wystarczającym ciosem, to dodatkowo ludzie jeszcze powiedzą, że dziecko pójdzie do piekła.

Ile jest przedmiotów w ostatnim roku szkoły? Powiedzmy, że cztery. Ile jest egzaminów z każdego przedmiotu? Dwa. Czyli osiem egzaminów. Ile jest pytań na każdym egzaminie? Dziesięć? Czyli żeby dostać się na uniwersytet, uczniowie muszą odpowiedzieć na osiemdziesiąt pytań. Wyobraźcie sobie, że ktoś odpowiedział prawidłowo na siedemdziesiąt dziewięć pytań, ale kompletnie położył ostatnie. Siedemdziesiąt dziewięć z osiemdziesięciu – czy dostanie się na studia? Tak, i pewnie dostanie jeszcze stypendium. Na pewno nie będzie musiał pracować jako śmieciarz. Siedemdziesiąt dziewięć to dobry wynik. Tak samo jest z życiem: siedemdziesiąt dziewięć dobrych odpowiedzi, a potem ktoś popełnia samobójstwo, czyli robi błąd w ostatniej odpowiedzi. To nie znaczy, że pójdzie do piekła. Nie możemy oceniać czyjegoś życia tylko przez pryzmat tego, jak się zakończyło. Co ze wszystkimi innymi rzeczami, które robił w życiu?

Jeśli spojrzymy na życie jako na całość, a nie tylko na ostatnie chwile, to staje się oczywiste, że ta osoba nie może iść do piekła. Jeśli ktoś całe życie był „złym człowiekiem”, to niezależnie od tego, jak umarł, jego następne życie nie będzie przyjemne. Ale jedna zła cegła nie psuje całej ściany. Nie oceniajcie więc ludzi na podstawie tego, w jaki sposób odeszli – dobrych ludzi. Możemy się z tego uczyć i rozwijać, możemy nieść dalej miłość, która nas łączyła. Uwalniamy się od tego. Uczmy się, że kiedy ktoś wpada w depresję warto go zachęcić, żeby przyszedł do takiego miejsca jak to, albo żeby popracował w domu opieki jako wolontariusz. Ludzie w naszych czasach stale potrzebują jakiegoś wsparcia, a rząd ciągle coś obcina i likwiduje, i ciągle brakuje rąk do pomocy.

W domach opieki są samotni ludzie, których nikt nie odwiedza. Pójdźcie ich odwiedzić. Albo dzieci z domów dziecka. Ludzi niepełnosprawnych. Odwiedźcie ich i okażcie im troskę. Gdyby więcej osób to robiło, byłoby o wiele mniej depresji i świat byłby piękniejszy. Bo tak właśnie można poradzić sobie z problemami.

To wszystko na temat tego, jak buddyzm radzi sobie z problemem samobójstwa. Mam nadzieję, że podobało wam się to, co mówiłem. Ale proszę, nie odbierajcie sobie życia. Jest wiele innych rozwiązań. Dziękuję za uwagę.

[Publiczność] Sādhu! Sādhu! Sādhu!

[Ajahn Brahm] Kiedy w młodości chodziłem do kościoła, to co słyszałem nudziło mnie albo przerażało. Na buddyjskich wykładach chciało mi się spać. Brakowało im energii. Kiedy więc wołacie „sādhu”, włóżcie w to więcej serca. Powtarzajcie za mną: Sādhu! Sādhu! Sāāā dhu! Coś takiego w mgnieniu oka wyleczy depresję. Ok, przejdźmy teraz do pytań i komentarzy. Jedno pytanie – nie, dwa. Łał. Zgadnijcie, skąd jest pierwsze pytanie. Z Syrii.

Pytanie: „Skąd się biorą wszystkie negatywne uczucia?”

AB: Stąd, że przychodzimy na świat. Rodzimy się z umiejętnością odczuwania pozytywnych i negatywnych emocji. Potraktujmy je jak pogodę: czasem świeci słońce, czasem przychodzą burze. I jeśli przestaniemy osądzać negatywne emocje i nazywać je negatywnymi – to po prostu trudniejsze uczucia – to będą trwały krócej. Zmienią się. Przyjdą też pozytywne uczucia. Nie nakręcajcie się negatywnymi emocjami tak jak ja tą złą cegłą w murze. Tuż przed i tuż za negatywnymi emocjami są te pozytywne.

Pamiętam, jak czytałem kiedyś wspomnienia byłych więźniów Auschwitz. Kilka tygodni temu była rocznica wyzwolenia obozu. Mimo że było to straszne miejsce, więźniowie nadal potrafili śmiać się i żartować. Kiedy pierwszy raz to przeczytałem, zrobiło to na mnie wielkie wrażenie. Okazuje się, że wszędzie – a było to naprawdę przerażające miejsce; nawet w Syrii nie jest aż tak źle – można mimo wszystko znaleźć miłość, szacunek, nawet śmiech. Źródłem przykrych emocji jest życie, ale pamiętajcie, że przykre emocje to nie wszystko. Są inne cegły poza tymi złymi, są również te dobre. Spójrz uważnie, a je zobaczysz.

Następne pytanie, z USA: „Prawie całe życie miałem myśli samobójcze. Ostatnio czuję się coraz gorzej; czuję się bezużyteczny i zniszczony, i nie mogę się z tego otrząsnąć. Co mam zrobić?”

AB: Po pierwsze, nie przestawaj słuchać tych transmisji. Powtarzaj sādhu i w ogóle. Po jakimś czasie moje słowa wypiorą ci mózg i w końcu uwierzysz, że uszkodzone, zniszczone drzewa są piękne. Te pokrzywione drzewa są najpiękniejsze w lesie. Mówisz, że czujesz się bezużyteczny. Nie ma takich osób na świecie. Kimkolwiek jesteś, na pewno zauważysz, że jeśli zaakceptujesz to uczucie bezużyteczności zamiast próbować je wykorzenić, poznasz je zamiast się z niego otrząsać, to wtedy, kiedy będzie ci znane, uwolnisz się od niego. To świadomość i poznanie dają wolność, nie pozbywanie się uczuć. Pomyśl o potworze w pałacu cesarzowej. Pomyśl o Mārze. Znam cię, Māro. Znam to uczucie. Ono nie pochodzi ze mnie, ale przychodzi i odchodzi, i podobnie jest z innymi uczuciami. Poznaj je. Nie próbuj się otrząsnąć. Zaakceptuj je i poznaj, a będziesz wolny.

Jest jeszcze jedno pytanie, które ktoś zadał mi w e-mailu. Ktoś prosi, żebym poruszył tę kwestię. Młoda osoba z Azji pyta, jak znaleźć dobrego partnera. Rodzice ciągle mówią, że źle wybiera, ale jej się podobają ci chłopcy, a ci których oni dla niej wybierają są beznadziejni. Wiecie, jak to jest w Azji – w Australii czasem też – kiedy rodzice naciskają, żeby ich dziecko związało się z kimś, kogo lubią, a dziecku ten ktoś się nie podoba. Jedną z pozytywnych rzeczy w naszych czasach – to, co powiem nie jest zgodne z tradycją – ale przecież zanim kupimy samochód, umawiamy się na jazdę próbną. Wiecie, co mam na myśli. I to jest dobry pomysł. Bo przecież nie da się poznać człowieka, jeśli tylko chodzi się na randki. Na randce każdy prezentuje się z najlepszej strony i poprawia swój wygląd – kobiety noszą makijaż i nie widać, jak naprawdę wyglądają, a chłopcy starają się być mili. Ale kiedy budzisz się rano z tą osobą i widzisz, jak idzie do łazienki, albo widzisz, jaki jest, kiedy ma kiepski nastrój – wtedy dopiero możesz ją poznać. Trzeba spędzić dużo czasu z drugim człowiekiem, żeby go dobrze poznać. Po to mamy te jazdy próbne. Może myślicie, że mieszkanie razem przed ślubem jest złe, ale to sposób, by uniknąć wielu problemów. Dzięki temu możemy uchronić się od złego wyboru. Bo skąd mamy wiedzieć, jaki ktoś jest, jeśli spotkało się go tylko kilka razy? Jeśli macie się potem ze sobą związać, to nie wiesz, w co się pakujesz. Czasem więc dobrze jest coś wypróbować i sprawdzić, jak działa. Tylko w ten sposób możemy się dowiedzieć. Rodzice czasem mają trochę więcej doświadczenia i mogą wiedzieć lepiej, kto jest dobrym kandydatem, ale czasem też się mylą. A czasami młodzi ludzie błądzą w swoich poszukiwaniach. Dobrze jest zrobić rozpoznanie: umówiliście się z kimś? Zapytajcie jego znajomych, jaki ten ktoś jest, co robił wcześniej.

To tak jak z samochodami: kupując nowy samochód, nie wierzymy na słowo sprzedawcy, ale dowiadujemy się czegoś o tym samochodzie z internetu albo od znajomych. Jeśli znacie kogoś, kto ma takie auto, zapytajcie, jak się sprawuje. To niesamowite, czego można się dowiedzieć o człowieku od jego byłych. „Jaki on jest?” – „O, boże, nie umawiaj się z nim”. A mówi wam to wszystko mnich, który oczywiście ma w tych kwestiach spore doświadczenie.

To samo dotyczy rodziców: jeśli twoje dziecko naprawdę chce się z kimś spotykać, pozwólcie mu. Być może ta osoba je zrani, ale dzieci muszą przez to przejść. Muszą doświadczać zranień, żeby się rozwijać. Mówiłem już wiele razy, że zanim zrozumiesz czym jest miłość, ktoś musi złamać ci serce. Miłość nie jest łatwa. Tak, będziesz płakać, ale to część tej ścieżki. Więc pozwólcie sobie żyć. Płakać i śmiać się. Kochać i zobaczyć, co się stanie.

Jednym z najlepszych miejsc na znalezienie dobrego chłopaka są nasze spotkania dla dobrych przyjaciół (kalyāṇamitta). Wszyscy młodzi ludzie biorący udział w tych spotkaniach otrzymują oficjalny certyfikat jakości Ajahna Brahma. To jak gwarancja na samochód. To naprawdę fajni ludzie. Jeśli zamiast tego pójdziecie do klubu, to jakich ludzi tam spotkacie? No, pewnie trafi się kilka porządnych osób, ale jest spora szansa, że traficie na kiepskie egzemplarze i będziecie mieć szczęście, jeśli uda wam się dobić dobrego targu.

W każdym razie, to jest moja rada dla osoby, która przysłała ten e-mail. Matki i ojcowie w tym kraju słuchają tego, co mówię, więc puść im to, co powiedziałem. Rodzice czasem nie chcą słuchać swoich dzieci, ale jeśli mnich coś mówi, traktują to poważnie, więc mogą dzięki temu dokonać lepszego wyboru dla swoich potomków.

OK, ponownie dziękuję za wysłuchanie – znowu przedłużyłem spotkanie, przepraszam. Ale nie musicie nic dopłacać. Wyrazimy teraz szacunek Buddzie, Dhammie i Saṅdze. Jeśli macie jeszcze jakieś pytania, możecie podejść i je zadać.

O autorze

brahm.jpg

Brahmavamso Ajahn
zobacz inne publikacje autora

Czcigodny Ajahn Brahmavamso Mahathera (znany jako Ajahn Brahm), właściwie Peter Betts, urodził się w Londynie 7 sierpnia 1951 roku. Obecnie Ajahn Brahm jest opatem klasztoru Bodhinyana w Serpentine w Australii Zachodniej, Dyrektorem ds. Duchowych Buddyjskiego Towarzystwa Stanu Australia Zachodnia, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Wiktoria, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Australii Południowej, Patronem Duchowym Bractwa Buddyjskiego w Singapurze oraz Patronem Duchowym ośrodka Bodhikusuma Centre w Sydney.

Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: Facebook

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

gnu.svg.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

cc.png

Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK

Źródło: http://www.bswa.org

Tłumaczenie: KuHarmonii
Redakcja polska: Joanna Tyszkiewicz
Czyta: Aleksander Bromberek (http://lektor-online.pl/)

Image0001%20%281%29.png

Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/