KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE
Wiesz, Vimutta, powinieneś sobie sprawić takiego klapsa jak mają reżyserzy, i po tym gdy odliczasz, mówić: [Ujęcie pierwsze.]
Witam widzów z YouTube’a! To znowu ja! Mam dla was dziś małą mowę z Jhana Grove. Miło jest to powtórzyć.
Tego ranka w klasztorze jedliśmy śniadanie z Czcigodnym Vimuttą, który – swoją drogą – teraz nagrywa i jest poza ekranem, właściwie go nie widzę. W każdym razie zdecydowaliśmy się pospacerować razem i, choć ja już zjadłem, on jeszcze nie skończył posiłku. Wtedy wydawało mi się, choć mogłem być w błędzie, że on się spieszy ze swoim śniadaniem, byśmy mogli razem wyjść. Dlatego zdecydowałem się udawać z pustym kubkiem w dłoni, że wciąż piję herbatę. Wiecie, chodzi o to, by myślał, że wciąż coś piję i by się nie spieszył. I wtedy pomyślałem sobie: „Ach, ucztuję przy pustce!”. Wiecie, ponieważ w kubku nic nie było. Jedynie udawałem i „piłem” nicość. Moje imię, Sunyo, również znaczy „pusty”. Takie jest jego dosłowne znaczenie.
Dlaczego w buddyzmie tak się zazwyczaj skupiamy na pustce? I dlaczego tak bardzo lubię tę naukę, że aż wybrałem sobie zakonne imię Sunyo, Dlaczego wybrałem bycie „pustym”? Ajahn Brahm nie nadaje już mnichom imion. Choć tradycyjnie to nauczyciel wybiera mnichowi nowe imię, to Ajahn Brahm mawia: „Ech, nadałem już tak wiele imion i czasami imię, które wybrałem, komuś się nie podoba lub ta osoba nie odnajduje w nim żadnej inspiracji”. I dlatego Ajahn pozwala nam wybierać swoje własne imiona. Dlaczego więc zdecydowałem się na imię Sunyo?
Większość mnichów wybiera takie imiona, które przedstawiają jakąś cechę, do której aspirują. Na przykład imię „Ananda” oznacza „Radość”, a „Vimutto” oznacza „Wyzwolenie”, ale „Sunyo” oznacza „Pusty”. Co jest w tym inspirującego? Nie brzmi to szczególnie inspirująco. Kiedy rozmawiałem z moją mamą i wyjaśniłem jej, co znaczy moje imię, jej reakcja była następująca: „Och, okej, będę je pamiętać!”
Trudno jest znaleźć inspirację w pustce. Nie potrafię wyjaśnić tego słowami. Piękno pustki jest czymś, co musimy poczuć w swoim wnętrzu. Tego ranka obudziłem się, wypiłem kubek wody i następnie zacząłem medytować. Wtedy pomyślałem: „Obym miał dobrą medytację, bo muszę dzisiaj wygłosić mowę Dhammy”. Dobrze, bym był pełen inspiracji i spokoju. A więc siedzę i medytuję. Okej, niech nadejdzie spokój! Nie, to nie działa. Niech nadejdzie radość! Nie, to również nie działa. Dzieje się tak, ponieważ próbuję wytworzyć rzeczy w moim umyśle. Próbuję wepchać szczęście i radość do swojego umysłu. Dobrze, że nie minęło wiele czasu, bym sobie to uświadomił. „Sunyo, ty głupcze, nie tak się medytuje!”. To tak nie działa. Przynajmniej nie dzisiaj. Po kilku minutach zdałem sobie sprawę, że powinienem skupić się na pustce. Zamiast próbować wypełnić swój umysł, muszę spróbować skupić się na tym, czego tu nie ma.
Można to porównać do tej sali tego dnia. Jest bardzo pusta. Jest tu tylko jedna mniszka i Vimutto tam z tyłu. Ale poza nimi i mną – sala jest bardzo pusta i nikogo w niej nie ma. Dlatego łatwo skupić się na obecnej tu pustce. Czasami kiedy mamy w tym miejscu odosobnienie medytacyjne, jest tu tylu ludzi, że więcej się już nie zmieści. Gdy mamy ceremonię Kathiny, która będzie za trzy miesiące od dziś, to kiedy nie ma ograniczeń związanych z Covidem, to bywają tu setki osób. Wtedy można pomyśleć: „Och, ta sala jest całkowicie wypełniona!”. Jest pełna! Ale czy jest to prawda? Przecież wciąż jest puste powietrze ponad nami i wokół nas. Zawsze obecna jest również pustka. Toteż zamiast skupiać się na tym, jak pełno jest tu ludzi czy jak pełna jest ta sala, możemy skupić się na pustce wewnątrz sali, która zawsze tu jest. Gdy więc będę tu siedział podczas ceremonii Kathiny gdzieś pośród mnichów, być może wtedy pomyślę: „Ach, ale tu pełno wszystkiego i ile hałasu”. Mogę wtedy skupić się na pustce.
Tak samo jest w medytacji. Może macie kłopot z myślami. To standardowy problem wśród ludzi. Zmagają się z własnymi myślami. Wtedy można skupić się na tym wypełnieniu przez myśli albo na pustce, która jest poza myślami. Może macie inny problem. Może dotyczy on bólu w waszych ciałach. Wtedy możecie skupiać się na tym bólu lub – choć ciężko to wyjaśnić – na wewnętrznej pustce. Nie skupiajcie się wtedy na swoich ciałach, lecz na pustce. Tak jak ja tego ranka. Niemądre były próby wypełnienia umysłu radością, zamiast skupienia się na pięknej ciszy i pustce, która już jest wewnątrz.
To taka mała kontemplacja, jaką miałem tego ranka. Ale uświadomiłem sobie również, że czasami przecież udaje się wytworzyć radość w umyśle. Tego ranka czyniłem to ze złym nastawieniem. Pragnąłem czy lgnąłem do radości i spokoju i, jakby powiedział Buddha, nie czyniłem tego umiejętnie. Umiejętna Dhamma. „Kusaladhamma” – rzekłby.
Trzeba postępować w taki sposób, jak czyni to dobry kucharz. Dobry kucharz zrobi dobry posiłek, a słaby kucharz – kiepski, niezależnie od użytych składników. W ten sam sposób medytujący, gdy umiejętnie praktykuje, może wytworzyć [coś w umyśle], niezależnie od tego, jakie ma składniki. Może stworzyć dobry posiłek dla umysłu, dobrą spokojną medytację. Ale nie można każdego dnia używać tego samego podejścia. Dzisiaj bardzo dobrze podziałało na mnie skupienie się na pustce. Być może tego popołudnia spróbuję zrobić podobnie. Lecz wtedy, ze względu na nieodpowiednie nastawienie, mogę lgnąć do pustki, pragnąc odtworzyć spokój umysłu, który odnalazłem tego ranka. I wtedy nagle ta metoda już nie zadziała.
Tak przynajmniej to widzę i myślę, że wielu z Was podczas medytacji również to dostrzega. Próbujemy tego samego schematu, który robiliśmy wcześniej i który działał tak dobrze za pierwszym razem, lecz kiedy próbujemy znowu z myślą: „Tak, wreszcie wiem, jak medytować, w tym tygodniu zostanę oświecony!”. Ale nie działa. Jest tak ze względu na nieodpowiednie nastawienie, pragnienie lub zbyt wiele domysłów. Uświadomiłem sobie: „Może dlatego nie przepadam za prowadzonymi medytacjami”. Nie wiem, czy dobrze, że to mówię, ponieważ tylu mnichów prowadziło tyle medytacji i ja również powinienem jedną niedługo poprowadzić, a teraz mówię, że za nimi nie przepadam. Ale powiem wam o powodzie, dlaczego nie lubię takiego podejścia do medytacji.
Czasami to w porządku [być prowadzonym], ale problem z prowadzoną medytacją jest taki, że ktoś inny mówi ci: „zrób to, zrób tamto, zrób to, zrób tamto”. Czasami, a dla mnie bardzo często, to nie jest to, czego mój umysł potrzebuje tego dnia. Być może potrzebuję podążyć inaczej? Inni mogą mówić: „Skup się na radości…” – tylko że tego dnia dla mnie znacznie lepiej będzie skupić się na pustce. Niekiedy mawiają: „Skup się na pustce…” – a tego dnia dla mnie znacznie lepiej będzie skupić się na radości. Taki jest czasami problem z prowadzonymi medytacjami. A ja niedługo będę właśnie prowadził taką medytację.
Chcę tylko, abyście wiedzieli, że jeżeli kiedykolwiek prowadzę medytację i chcecie zrobić podczas niej cokolwiek innego niż to, co mówię, to proszę – zróbcie to, co wy chcecie. Ponieważ czasami wasz umysł po prostu potrzebuje zrobić coś innego, a nie to samo, co robię ja. Musicie znaleźć swoją własną ścieżkę. W tych czasach używamy Internetu do komunikacji. Rozmawiam tutaj tylko do kilku osób, ale wiele innych ogląda nas przez Internet. Tak jest z wieloma różnymi rzeczami we współczesnych czasach, Dziś wszystko dzieje się przez Internet. Na przykład aplikacje o wizy dla mnichów czy komunikacja ze wszelkiego rodzaju oficjalnymi urzędami. Mnisi i mniszki muszą też czasami używać Internetu, by załatwiać oficjalne sprawy. Dlatego w klasztorze Bodhinyana budujemy teraz nowe biuro, w którym mnisi mogą wykonywać wiele z tych czynności przez Internet. Jest tam m.in. kilka komputerów.
Tymczasem kilka dni temu ja i kilku innych mnichów składaliśmy meble z Ikei, które ktoś zamówił do naszego biura. Przyjechały ciężarówką, a my mieliśmy je samodzielnie złożyć. Każdy, kto kiedykolwiek składał meble z Ikei, wie, o czym teraz mówię. One przychodzą z instrukcjami typu: „Krok pierwszy – połóż to tak, a nie tak”. Wiecie, te instrukcje mówią ci nawet to, byś położył to na tekturze, a następnie dokładnie krok po kroku: „Włóż ten kołek do tego otworu, weź ten śrubokręt i przykręć to w tę stronę”. Krok po kroku.
Słyszałem wtedy, jak inni mnisi mówili: „Ach, ale to jest super! Naprawdę to lubię! To dobra zabawa! To tak jak Lego, jak powrót do dzieciństwa”. A ja tam siedziałem i, szczerze mówiąc, w ogóle nie sprawiało mi to frajdy. W ogóle. I uświadomiłem sobie, dlaczego tak jest. Bo znowu chodzi o tę procedurę „krok po kroku”. Mówią ci, co masz robić: „Zrób to, zrób tamto, zrób to, zrób tamto” – a według mnie naprawdę nie daje to przyjemności. Dużo bardziej lubię, kiedy mogę używać swojej kreatywności, eksperymentować na własną rękę i samemu wynajdywać, jak tworzyć różne rzeczy.
Czasami samemu konstruuję jakieś meble. Ostatnią rzeczą, jaką zrobiłem, to okienne ramy. Zrobiłem je od podstaw, bez żadnych rysunków czy instrukcji. Po prostu wziąłem jakieś narzędzia do pracy z drewnem. Lubię używać ręcznych narzędzi. I zrobiłem [te ramy] całkowicie od podstaw. To była dużo lepsza frajda. Ponieważ nie ma instrukcji „krok po kroku”, to czasami zdarzają się po drodze jakieś błędy, ale jest to znacznie przyjemniejsze. Podobnie wtedy, składając te meble z Ikei, w pewnym momencie zacząłem to robić bez instrukcji. Wiecie, „będzie z nią w porządku”. Tak mówią Australijczycy: „Będzie z nią w porządku” – to w zasadzie znaczy: „Będzie dobrze”. Oczywiście popełniłem błędy i wsadziłem kołki do nieodpowiednich otworów i takie tam. Ale uczysz się, tak jest zabawniej. Przynajmniej tak to widzę.
I tak samo jest z medytacją. Medytacja nie jest czymś, gdzie ktoś daje ci jakąś listę:
„Skup się na tym”.
„A potem skup się na tym”.
„A potem skup się na tamtym”.
„Włóż ten kołek do tego otworu”.
Jeżeli robisz wszystko według instrukcji, czasem to faktycznie działa. Ale ja odkryłem coś znacznie bardziej oświecającego, znacznie bardziej edukującego – to być kreatywnym i próbować tworzyć coś samodzielnie, znaleźć w medytacji swoją własną drogę. I dlatego podczas dzisiejszej medytacji chciałbym, byście znaleźli własną drogę i byli kreatywni. Bez instrukcji „krok po kroku”. Oznacza to też, byśmy nie analizowali zbyt dużo. Nie analizujcie zbyt wiele, co się dzieje w waszej medytacji.
Kiedy pisałem pracę magisterską na Uniwersytecie Technicznym w Delft, w Holandii, studiowałem inżynierię mechaniczną, a tematem mojej pracy były ciecze magnetyczne [ferrofluidy]. Cóż, nie będę wchodził w szczegóły, ale mój promotor, który nazywał się Joah, dał mi pewnego razu wspaniałą radę. Miała ona dotyczyć inżynierii, ale ja używałem jej do wielu innych rzeczy w moim życiu. Podczas jednego z naszych pierwszych spotkań, powiedział mi: „Simon – bo takie było moje świeckie imię – Simon, kiedykolwiek ukazuję studentom jakiś problem, od razu szukają jego rozwiązania. Ale to, co chcę, byś Ty robił, to po prostu obserwuj dany problem, a rozwiązanie przyjdzie w swoim czasie. Początkowo go nie rozumiałem. Ale okazało się, że miał rację.
Kiedy zbyt mocno próbujesz odnaleźć odpowiedź czy rozwiązanie jakiegoś problemu, nie masz w sobie odpowiedniej uwagi, by skupić się na tym, co już tu jest. Tworzysz pewnego rodzaju pragnienie, napięcie. Podobnie na gruncie inżynierii zrozumiałem, że większość rozwiązań przychodziło, kiedy nie myślałem o znalezieniu rozwiązania, lecz kiedy po prostu skupiałem się na samym problemie. Tak samo jest w medytacji. Zamiast próbować iść za tym, co nam się narzuca: czy chodzi Przebudzenie, czy głęboką medytację, to lepiej po prostu pozostać z tą chwilą i nie przesadzać z analizowaniem. Nie twórzmy tego wewnętrznego napięcia.
A więc pewnego dnia… (To jest żart.) Pewnego dnia Sherlock Holmes i dr Watson poszli na biwak. Rozłożyli namiot i weszli do środka w swoich śpiworach i spali. W środku nocy Sherlock Holmes szturcha dr Watsona:
„Watson, Watson! Obudź się, Watson!”
A dr Watson: „Hę? Co jest, Panie Holmes?”
Wtedy Sherlock Holmes mówi: „Spójrz w górę, Watson! Co widzisz?”
A Watson na to: „Och, widzę rozgwieżdżone niebo”.
Na to Holmes: „To prawda, Watson! Czego Cię to uczy?”
A dr Watson odpowiada: „Och, czego mnie to uczy? Hmm, niech to przeanalizuję. Cóż, po pierwsze to widzę te wszystkie gwiazdy. To sprawia, że czuję, jakby wszechświat był ogromny, a to tworzy we mnie uczucie, jakbym był malutką częścią tego wszechświata, ale jednocześnie jestem z nim zintegrowany. Czuję się jak zjednoczony z całym wszechświatem! Kiedy patrzę w gwiazdy, również mogę użyć swoich umiejętności nawigacyjnych i wiedzieć dokładnie, gdzie jesteśmy na planecie zwanej Ziemią. Mogę też użyć gwiazd, by sprawdzić, którą mamy godzinę. Poza tym jest jeszcze wiele rzeczy, których mogę nauczyć się od gwiazd”.
Wtedy Sherlock Holmes rzekł: „Watson, Ty idioto! Ktoś ukradł nasz namiot!”
Teraz wiecie, co się wydarzyło. Obaj poszli spać w namiocie, potem nagle widzą niebo… Jaki jest z tego wniosek? Namiot został skradziony. Zamiast więc rozmyślać tak dużo o gwiazdach, odpowiedź jest oczywista, jeżeli skupimy się na właściwej rzeczy.
W swoim własnym umyśle dostrzegam, że czasami jesteśmy zbyt pewni co do niektórych metod. I jesteśmy tak w nich utwierdzeni, że nie jesteśmy w stanie spróbować innej drogi. Przyczyną tego zjawiska może być to, że mamy pewien sposób tworzenia spokoju w naszych umysłach, którego używamy za każdym razem. Niekiedy jednak, próbując używać tego sposobu, zbyt dużo myślimy o samej metodzie i przez to znowu zbyt wiele myślimy i próbujemy wytworzyć rzeczy zamiast odpuścić i pozwolić im przyjść samym z siebie. Na własne życzenie zaplątujemy się i utykamy w schematach, których często używamy.
Nieopodal mojej chatki jest duży stos kamieni. Ktoś ułożył je w taki sposób, że najpierw jest jeden wielki stos kamieni, powyżej na nim – mniejszy i wyżej – jeszcze mniejszy. Stos jest wielkości człowieka. Kiedy przeprowadzałem się z innej chatki do tej, spacerowałem z mnichem, który mieszkał w niej przede mną. Gdy przechodziliśmy obok owego stosu kamieni, który – jeśli ktoś chce – może nazwać stupą, zapytałem tego mnicha: „Czy ty to ułożyłeś?”. A on opowiedział mi zabawną historię.
Kiedy dawniej mieszkał w tej chatce, inny koreański mnich przeprowadził się do niej na tydzień czy trzy i on ułożył ten stos kamieni. Później koreański mnich opuścił tę chatkę, a mój rozmówca wrócił do niej z podróży. Mieszkał potem w niej i ponoć miesiącami przechodził obok tego stosu kamieni i ani razu go nie zauważył. Zwrócił na niego uwagę dopiero, gdy koreański mnich wysłał mu maila, a może zadzwonił do niego, i powiedział:
„Podoba ci się moja stupa?”
A ten na to: „Stupa? Jaka stupa?”
„Jest tuż obok ścieżki, dwa metry obok niej”.
Widocznie musiał być tak skupiony na tej ścieżce, że nawet jej nie zauważył. Może to dobrze, nie wiem. Może był tak uważny, że jej nie zauważył. Można to jednak porównać do medytacji. Czasami jesteśmy tak skupieni na jednej ścieżce, o której myślimy, że jest tą właściwą, a nie zauważamy tej stupy. W medytacji nie zauważamy ścieżki czy innych dróg, którymi możemy podążać. Stupa symbolizuje w tej opowieści Buddhę. Nie zauważamy Buddhy, który jest w nas. Oznacza to, że w medytacji nie ma jednej słusznej drogi. Nie decydujemy więc przed medytacją, jak ma ona przebiegać.
====
Nie jest skuteczne dla mnie podejście w stylu: „Dobra, podczas tej pory deszczowej, każdego ranka między piątą a szóstą rano, będę wykonywał medytację miłującej dobroci”. Jeżeli podjąłbym taką decyzję, to z pewnością poskutkowałaby straconą godziną. Znacznie lepiej jest usiąść do medytacji, spojrzeć na swój umysł i zobaczyć, czego on tego dnia potrzebuje. Użyć swojej kreatywności i własnych metod, by odnaleźć tego dnia spokój i nieporuszenie. Co mogę uczynić, by mój umysł się nie poruszał? Należy sprawić to w sposób naturalny, nie metodą Ikei, „krok-po-kroku”, lecz pozwolić rzeczom przyjść. Po tym jak wysłuchaliście wszystkich mów wszystkich mniszek i mnichów, powinniście mieć zaufanie, że już wiecie jak medytować. Po prostu uwierzcie, że te wszystkie informacje, których potrzebujecie, już są w waszym wnętrzu, w waszych sercach czy umysłach i to, że przyjdą, kiedy będą potrzebne.
Nie musicie tego wymuszać, nie musicie ich poszukiwać. To może być wasza jedyna medytacyjna instrukcja. Będę tutaj medytował i niech wglądy czy podejścia do medytacji przyjdą naturalnie. Nie będę tego wymuszał, po prostu odpuszczę i będę cieszył się pokojem, który może nadejść w jakikolwiek sposób. Wtedy dopiero możemy być w medytacji naturalni. Możemy dostosować się do sytuacji, jakąkolwiek by ona nie była. Tego ranka na swój własny sposób próbowałem wypełnić swój umysł. I musiałem sobie uświadomić, że to nie podziałało. Dzisiaj musiałem skupić się na pustce, jak wyjaśniłem już wcześniej. Ale innego dnia może być odwrotnie, może będę musiał właśnie wytworzyć trochę radości i spokoju.
Jakiś czas temu byłem w innym klasztorze, w Albany, ponieważ jest tam wciąż Czcigodny Mudu. Toteż trochę mu pomagałem. Dla tych, którzy nie wiedzą, Albany znajduje się na wybrzeżu południowo-zachodniej Australii. Zdarza się, że jest tam bardzo wietrznie, co jest właściwie całkiem przyjemne. Pewnego dnia poszedłem na spacer po plaży. Na tej plaży znajdują się też wielkie klify. Był tam taki mały pawilon, w którym można było się schronić i postać w jeśli pada deszcz. Poszedłem tam, nie dlatego że padało, lecz by spojrzeć na morze. Zobaczyłem coś, co przypominało sokoła. Nie jestem ekspertem ornitologii, ale jakiś ptak szybował na wysokości moich oczu. W tamtej chwili stałem na ponad stumetrowym klifie, a ten ptak szybował nad taflą wody. Był około dwadzieścia metrów ode mnie. Wiało wtedy tak mocno, że ledwo mogłem ustać na ziemi. Wiatr niemalże mnie porwał.
Co prawda, to nie jest tak, że wiatr jest cały czas tak samo silny. Czasami jest bardzo potężny, potem się uspokaja, a następnie znowu przybiera na sile. Jest bardzo nieprzewidywalny, jednocześnie wiejąc z różnych stron. Mimo to ten ptak szybował w jednym miejscu. Jeżeli wiatr nagle zawiał mocniej, to on natychmiast delikatnie dopasowywał swoje skrzydła, tak by szybować w jednym miejscu. Ptak ten był po prostu nieporuszony. Doskonale nieporuszony! Nie poruszył się nawet o cal w żadną stronę. Było to doprawdy niesamowite! W pewnym momencie zacząłem się przypatrywać, czy nie jest przyczepiony do jakiejś linki czy czegoś w stylu latawca. Tak bardzo był nieporuszony! To było odlotowe. Potem wracałem z powrotem do klasztoru, co zajęło mi około godzinę.
Było miło i spokojnie – i w pewnym momencie pomyślałem o tym ptaku i zastanowiłem się: To jest trochę tak, jak w medytacji. Nieczystości, które przychodzą do naszego umysłu, są trochę jak wiatr, a my chcemy być nieporuszeni jak ten ptak. Jak to zrobić? Poprzez zwalczanie nieczystości, próbując je odepchnąć? Nie. Bądźmy bardziej jak ten szybujący ptak, który dopasowuje się delikatnie, by pozostać w jednym miejscu. W taki sam sposób możemy subtelnie dostrajać się w naszym umyśle, tak jak ptak czyni to swoimi skrzydłami [na wietrze].
Oczywiście te dostrojenia są skuteczne tylko wtedy, kiedy pozwolimy im dziać się naturalnie. Ptak nie myśli o tym, w jaki sposób porusza swoimi skrzydłami. To jest po prostu jego czy jej natura, by latać w taki, a nie inny, sposób. I tak samo dla nas, medytujących, jest naszą naturą, by stawać się spokojnymi. Mamy już wszystkie potrzebne umiejętności. Nie chodzi o nową wiedzę, którą musimy zdobyć, lecz o używanie wiedzy, która już jest głęboko wewnątrz nas. Mógłbym mówić o tym dużo więcej, ale lepiej już skończę, ponieważ mam jeszcze do poprowadzenia medytację.
W takim razie zacznijmy tę medytację po prostu od przyjęcia pozycji siedzącej. Nie dam wam zbyt wielu instrukcji, lecz powiem tylko jedno: Po prostu pozwólcie sobie być pewnymi, że macie wszystkie umiejętności potrzebne do medytacji. Nie potrzebujecie tego mnicha, by wam mówił, co macie robić, jak w instrukcji mebli z Ikei. Nie, to wy sami wiecie. Po prostu wytwórzcie tę pewność i zaufajcie Dhammie. Mamy to wszystko w naszych wnętrzach. Cokolwiek musimy zrobić, przyjdzie to naturalnie. A więc przywołajmy tę pewność. Wtedy zauważycie, że wasze ciała i umysły same znajdą swoje ścieżki w medytacji. Nie musicie im mówić, by robiły mettę czy jakiś rodzaj vipassany, czy samathy albo cokolwiek innego. Nie, po prostu pozwólcie im robić to, co czują. Pozwólcie im obserwować spokój i ciszę samym z siebie.
Taka jest moja instrukcja dla was. Od tej chwili wszystko zależy od… Chciałem powiedzieć „zależy od was”, ale nawet to nie jest prawdą. Zależy to od waszych umysłów, od Dhammy, które już tu są. Oto, co się stanie. A więc niech to po prostu przyjdzie. Nie wymuszajcie niczego, nie wpychajcie ani nie odrzucajcie. Miejcie miły, kreatywny, naturalny czas, medytując, a ja zadzwonię gongiem za jakieś 20 minut od tej chwili. Róbcie do tego czasu to, co po prostu przychodzi naturalnie. Miejcie zaufanie, że wiecie, co macie robić. To wszystko, czego potrzebujecie. Kiedy mamy zaufanie, że wiemy, co robić, że umysł wie, co robić, wtedy wszystkie rozwiązania przychodzą automatycznie. Po prostu pozostajemy w danej chwili.
Docieramy do końca tej wspólnej medytacji. Teraz możecie zapytać siebie, co w tych piętnastu czy dwudziestu minutach działało na was i wytwarzało więcej spokoju, nieporuszenia i szczęścia. Co nie podziałało? Co wytworzyło więcej niepokoju, irytacji i poruszeń w waszym umyśle? Być może zrozumiecie, że rzeczy które dawały efekty, były tymi, których nie wymuszaliście. To były te rzeczy, które wasz umysł przywołał sam z siebie, ponieważ on wie, co ma z nimi robić. Natomiast te z nich, które nie były skuteczne, prawdopodobnie zauważycie – i jest to najbardziej prawdopodobne – że były tymi, które wymuszaliście, które pochodziły od waszych pragnień czy gniewu.
„Gniew” może w tym kontekście być zbyt silnym słowem. Może wypływało to z naszej irytacji względem was samych czy waszych umysłów. Kiedy to staje się punktem wyjścia i ciągle próbujemy… – wtedy to nie działa, nieprawdaż? Po prostu przypomnijcie sobie o tym, co działało, a co nie. Poświęćcie minutę, by wzmocnić w umyśle właściwe wzorce.
Dobrze, dziękuję wam wszystkim za wspólną medytację i za wysłuchanie tego, co miałem do powiedzenia.
Była to krótka mowa na temat tego, jak możemy stać się kreatywni i naturalni w naszej medytacji, nie forsując przy tym niczego, lecz będąc niczym ptak w niebiosach, który szybuje w nieporuszeniu i utrzymuje się w jednym miejscu. Nie trzeba mieć żadnego planu czy żadnych instrukcji, w jaki sposób się gdzieś dostać, bo można polegać na naturalnej zdolności do medytacji. Czasami medytacja jest trochę jak siedzenie w wozie ciągniętym przez konia. Jakkolwiek próbujemy przy tym kierować konia, pociągając za lejce lub uderzając go pejczem, ten konkretny koń, którego nazywamy umysłem, nie robi tego, co mówimy mu, by robił. Jest to bardzo uparty koń i jeżeli mówimy mu, co ma robić, będzie robił dokładnie na odwrót.
Ten koń operuje znacznie lepiej, gdy odpuszczamy lejce i pozwalamy mu znaleźć własną drogę. Należy pozwolić mu ciągnąć ten wóz, w którym siedzimy, aby dotarł do celu. On dokładnie wie, gdzie powinien zmierzać. Dlatego nie musimy niczego wymuszać czy mieć standardowej rutyny albo planu. W medytacji, którą właśnie wykonaliśmy, zauważyłem, że myślę: „Och, będę teraz medytował. Lepiej najpierw rozluźnię moje ciało”. To jest standardowa instrukcja, jaką zawsze dostaję od Ajahna Brahma, i pomyślałem sobie właśnie: „Powinienem rzec do mojego umysłu: Tego dnia to nie jest odpowiednia dla mnie rzecz”. Dlatego, że kiedy wsłuchałem się we własne instrukcje o zaufaniu i o tym, że umysł sam wie, co zrobić, on nie rozpoczął rozluźniać mojego ciała, lecz zamiast tego skupił się na oddechu. Potem kiedy próbowałem odciągnąć umysł od oddechu, było to niemalże niemożliwe, ponieważ w tym momencie naturalne było dla mojego umysłu pozostać z nim. Było to naprawdę pełne spokoju, miłe oddychanie i moje ciało mimo wszystko się przy tym zrelaksowało. Kiedy mój umysł skupiał się na oddechu, ciało w międzyczasie się rozluźniło. Takie było moje dzisiejsze doświadczenie i postaram się je zapamiętać na przyszłość.
Niech to przychodzi naturalnie, po prostu cieszcie się waszą medytacją. Bądźcie kreatywni i w ten sposób będzie ona bardziej zabawna i przyjemna, ponieważ zawsze będziecie odkrywać nowe rzeczy, nie będziecie czuć się jakbyście za każdym razem składali krok po kroku te same meble. To jest jak tworzenie swoich własnych mebli. I wtedy, jeżeli kiedykolwiek będziecie musieli mówić innym o medytacji, będziecie mogli im powiedzieć o nowych rzeczach, które odkryliście, a które działały, zamiast szesnastu kroków ānāpānasati czy czegokolwiek innego. Nie chodzi o to, że te instrukcje nie były dobre, ale o to, że to tylko jeden sposób patrzenia na pewne rzeczy. Nie jest to jedyny sposób, którego musimy używać. Tak czy owak, wydaje mi się, że kończy mi się czas, ponieważ mamy tylko godzinę, zanim nagranie się zatrzyma. Dlatego pozostawię was z tymi przemyśleniami, życząc wam spokoju i przyjemnych medytacji!
O autorze
Sunyo Bhikkhu
zobacz inne publikacje autora
Czcigodny Sunyo jest mnichem z klasztoru Bodhinyana, uczniem Ajahna Brahma.
Artykuły o podobnej tematyce:
- Thanissaro Bhikkhu Jedno narzędzie spośród wielu
- Ajahn Viradhammo Życie z uczuciem
- Bhikkhu Bodhi Przebywając pośród mądrych
Sprawdź też TERMINOLOGIĘ
Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi:
Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.
Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0
Źródło: BSWA
Oryginał: LINK
Transkrypcja: Joanna Śliwowska
Tłumaczenie: Piotr Płaneta
Redakcja: Anna Wódczak-Kalińska
Czyta: Aleksander Bromberek
Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/