Wersja z lektorem:

Wersja z napisami:

KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE

Plik z napisami do ściągnięcia STĄD (kliknij prawym przyciskiem myszy i wybierz "zapisz jako")

Dobrze, większość osób już weszła. Można jednak dołączyć, bo – jak zawsze powtarzam – najtrudniej jest obrazić osoby religijne, a w szczególności mnichów. Jesteśmy zawsze pokojowo nastawieni i weseli, bez względu na wszystko. Co też będzie tematem dzisiejszej dyskusji. Chcemy odróżnić szczęście od spokoju. Potem ustalić, jakie macie cele życiowe, do czego dążycie. Następnie porozmawiamy o tym, jaka jest różnica pomiędzy tym, co znaczy szczęście, a tym, czym jest spokój. Możecie wybrać to, czego sobie życzycie. Myślę, że uda wam się to odnaleźć, jeśli przedstawię tę kwestię tak, jak powinna być przedstawiona. Mam taką nadzieję.

Spokój to najwyższy poziom szczęścia – to powiedzenie, które słyszałem w zakonach na Tajwanie, kiedy byłem młodym mnichem. Spokój to najwyższy poziom szczęścia. Co to właściwie znaczy? Ostatnio znów podróżowałem. W zeszły weekend byłem w Sydney, żeby wygłosić mowę. Byłem na lotnisku, samolot był opóźniony, jak zwykle. Zaczynam się do tego przyzwyczajać. No cóż, zazwyczaj w końcu się udaje. Zajrzałem do księgarni i było tam dużo książek w dziale poradników o szczęściu. To prawie stało się już gałęzią przemysłu, jak twierdzą niektóre czasopisma. Kiedy byłem w Sydney, w październiku ubiegłego roku na konferencji, okazało się, że istnieją nawet instytuty szczęścia, gdzie menedżer albo szef nie nazywa się dyrektorem generalnym, a dyrektorem szczęścia. Czy to nie szalone?

Szczęście staje się towarem, który jest promowany przez New Age i organizacje religijne. Wielu innych interpretatorów zwróciło uwagę, że to często przynosi ludziom wiele stresu. Ludzie doprowadzają się do szaleństwa, próbując być szczęśliwi. Są bardzo rozczarowani, kiedy im się to nie udaje. Musimy być bardzo ostrożni, gdy próbujemy zrozumieć, do czego właściwie dążymy w życiu. Czy naprawdę chcemy szczęścia? Czy może jednak to nie do końca to i jednak powinniśmy dążyć do czegoś innego? Zastanówcie się nad swoim życiem, nad tym, czym zajmują się ludzie, jak dążą do osiągnięcia życiowych celów. Chcą być bogaci, bo myślą, że wtedy będą szczęśliwi. Albo że znajdą dobrego partnera i wtedy będą szczęśliwi. Chcą móc przejść na emeryturę w wieku 50 lat i wtedy będą szczęśliwi. Ja przeszedłem na emeryturę, kiedy miałem 23 lata. To było naprawdę mądre z mojej strony. Wszyscy mówią mi, że nie mam funduszu emerytalnego, ale komu to tak naprawdę potrzebne, jeśli możesz medytować? Nazywam to funduszem medytacyjnym. To zapewni ci poczucie szczęścia i niewyczerpany zapas duchowej waluty, abyś mógł być szczęśliwy i spokojny do końca życia. A nawet więcej, ponieważ z funduszu emerytalnego możesz korzystać tylko do śmierci, a spokój i szczęście trwa nawet po śmierci i żadne towarzystwo emerytalne nie może ci tego odebrać.

Ale wracając do szczęścia – czym jest szczęście, którego ludzie szukają w życiu? Często mówi się, że prawdziwe szczęście to bycie zakochanym. Czy wy byliście kiedyś zakochani? Ile razy byliście zakochani? Zauważyliście, że kiedy się zakochujecie, to potem musicie się znowu odkochać? To się nazywa nietrwałość, wzloty i upadki. Dlatego jednym z moich ulubionych powiedzeń jest… Przeczytałem je jakieś 6 miesięcy temu… Moje ulubione powiedzenia, to po prostu takie przekręcone, zwykłe powiedzenia i dlatego tak bardzo je lubię. „Lepiej jest kochać i utracić, niż nigdy nie zaznać straty”. To cytat z Szekspira, jeśli się nie mylę i w oryginale brzmi: „… niż nigdy nie zaznać miłości”, ale łatwo kochać, a pomyślcie, jak to jest coś stracić? „Lepiej jest kochać i utracić, niż nigdy nie zaznać straty”. Co się dzieje z ludźmi, którzy „wygrywają”? Nie są w stanie zrozumieć, czym tak naprawdę jest życie.

Gdy wszystko idzie po twojej myśli, nie zyskasz zbyt wiele mądrości. Nie wiesz, czym tak naprawdę jest spokój. Widzisz iluzję, która mówi, że życie jest wspaniałe i jesteś w stanie je kontrolować, i zmieniać wedle upodobania. W tym właśnie tkwi problem ludzi odnoszących sukcesy. Oni żyją iluzją, że sami stworzyli swoje szczęście. I myślą: „Wow, ale jestem wspaniałym człowiekiem, a wszyscy inni są nieudacznikami”. Czy ktoś nazwał cię kiedyś nieudacznikiem? Proszę, nazwijcie mnie nieudacznikiem. Uwielbiam być nieudacznikiem. To o wiele fajniejsze. To właśnie mówię ludziom… Czasami przychodzi do nas młodzież na spotkania i mówię: „Spójrz, dobrze jest nie zdać egzaminu, bo jeśli go zdasz, za rok musisz przystąpić do kolejnego, musisz zdawać te egzaminy, aż w końcu rzeczywiście ci się nie uda i dopiero wtedy możesz przestać”. Gdybym tylko to wiedział, kiedy byłem młody! Bo musiałem zdać maturę, iść na uniwersytet, na studia magisterskie i tak dalej… Jeny! Gdybym tylko wiedział, jak to zrobić, żeby mi się nie udało w życiu, byłbym być o wiele spokojniejszym człowiekiem. Wiecie, co mam na myśli?

Ogromny strach przed porażką sprawia, że nie możemy zdobyć mądrości. Taka sytuacja powoduje, że wywieramy na sobie presję, brak nam poczucia własnej wartości i przynależności, czujemy, że wszyscy nas oceniają. Myślę, że to wspaniałe, że możemy z tego wyciągnąć lekcję. Możemy się nauczyć o wiele więcej z poniesionych porażek, niż z osiągniętych sukcesów. Dlatego uważam, że to cudownie być nieudacznikiem. Spójrzcie na mnie. Straciłem wszystko. Kiedyś zdobyłem te wspaniałe tytuły naukowe i je straciłem. Wiecie, co z nimi zrobiłem? Kiedy po raz pierwszy pojechałem do domu, żeby odwiedzić moją mamę i zobaczyłem, że ma moje dyplomy, mój licencjat i moją magisterkę, powiedziałem: „Mamo, przecież ja ich nie potrzebuję” i podarłem te dyplomy, i wyrzuciłem je do śmieci. Myślałem, że świetnie zrobiłem, dopóki nie zobaczyłem jej godzinę później, jak skleja je taśmą przy kuchennym stole. Poczułem się okropnie! Zdałem sobie sprawę, że to nie były moje dyplomy, tylko jej. Bo jestem jej synem i była ze mnie dumna. Jednak dla mnie strata tych dyplomów nie była znacząca.

Potem tracisz dziewczyny. Powiem wam, że to świetne uczucie. Jesteś wolny! Możesz iść, gdzie chcesz i robić, co chcesz. A jak masz chłopaka, to musisz się dla niego starać, malować się, ładnie się ubierać, być miła. Wszystko to strata czasu. Pomyślcie jacy będziecie wolni, gdy pozbędziecie się wszystkiego. Porzućcie bogactwo tak jak ja. Oddajcie wszystko. To zdumiewające. Im mniej posiadasz, tym bardziej wolny się czujesz. Ludziom wydaje się, że jest na odwrót. Im więcej posiadasz, tym więcej masz kontroli nad życiem. Ale to złudzenie. Wcale nie panujesz nad sytuacją. Powinniście o tym wiedzieć już od młodości.

Zatem im więcej porzucisz, tym więcej wolności zdobędziesz. Im więcej porzucisz, tym więcej osiągniesz spokoju. W końcu, tak czy owak, musisz porzucić wszystko. Rozejrzyjcie się. Większość z was i tak straciła już młodość. No, przyznajcie się. Gdzie to zniknęło? Wszyscy jesteście nieudacznikami. Może z wyjątkiem tego niemowlaka z tyłu, w porządku, ty wciąż jesteś młody. Straciliście już urodę. Teraz trzeba się mocno napracować, żeby dobrze wyglądać. Tracicie zdrowie, wigor. Czy to nie wspaniałe? Okres dojrzewania to ciągła walka ze stresem. Poczucie, że trzeba pięknie wyglądać i błyszczeć inteligencją. Pamiętacie jak to było?

Opowiem wam taki stary żart. Wyobraźcie sobie, że macie 20 lat. Musicie się ładnie ubierać, musicie być inteligentni i fajni. Przejmujecie się tym, co myślą o was inni. Dlatego musicie dbać o swój image, makijaż, starannie dobierać ciuchy. Gdy macie 40 lat, stajecie się pewni siebie, macie w nosie, co inni o was myślą. Po prostu jesteście sobą. Kiedy macie 60 lat, w końcu zdajecie sobie sprawę z tego, że i tak nikt nie zwraca na was uwagi. Gdybyście tylko wiedzieli o tym od początku, mielibyście o wiele więcej wolności, nie musielibyście się martwić, co myślą inni.

Właściwie, powoduje to wiele problemów psychicznych. Ciągłe dążenie do uzyskania akceptacji i zdobycia szacunku. Oni i tak częściej myślą o sobie. Nie o tobie. Mówię prawdę. No więc, to wspaniale być nieudacznikiem. Straciłem całą moc wykonawczą, nie mogę uprawiać seksu, nie mogę iść do kina. Jest wiele rzeczy, których nie mogę robić. Straciłem wolność, stając się mnichem. Z czasem i tak stracicie zdrowie i życie. Umrzecie. Koniec końców wszyscy jesteśmy nieudacznikami. Więc co złego jest w byciu nieudacznikiem? Zakładam nową organizację. Prawa nieudacznika! Równość dla nieudaczników! Nie dyskryminujcie nieudaczników! Założę Stowarzyszenie Nieudaczników.

Mam na myśli to, że czasem wystarczy spojrzeć na coś z innej strony i można wyciągnąć o wiele więcej wniosków. Bo jeśli nie zaznaliśmy porażki i rozczarowania, to nigdy nie dowiemy się czym naprawdę jest życie. Kiedy dobrze ci się wiedzie, wydaje ci się, że życie to tylko szczęście, ale to nieprawda. Prawdziwe życie zaczyna się, gdy coś pójdzie nie tak. Prędzej czy później to przytrafi się każdemu z nas. Każdemu przytrafi się coś przykrego i ciężkiego do zniesienia – przynajmniej na początku wydaje się, że takie jest. Czujemy się zdesperowani.

Na przykład z powodu dzieci, które są niegrzeczne, biorą narkotyki. Albo ktoś nam dokucza w pracy. Przeżywamy bolesną chorobę. Ktoś nas oszukał. Nasz partner nas zdradza. Co robi większość ludzi, gdy nic im się nie układa w życiu, kiedy ponoszą porażki? To niewiarygodne, ale większość ludzi reaguje na stratę poczuciem winy. Wydaje im się, że popełnili jakiś błąd i zasłużyli na ten ból. Czasami mylnie bierzemy na siebie odpowiedzialność za to, co się dzieje.

A tak naprawdę, to po prostu życie. Zawsze tak było i zawsze tak będzie, i nie ma to nic wspólnego z wami. Dlatego tworzą się grupy terapeutyczne, w których ludzie mający podobne doświadczenia, mogą rozmawiać ze sobą. Dzięki temu mogą utożsamić się z inną osobą i jej bólem, i podzielić się swoimi odczuciami. Nie czują się osamotnieni ze swoim bólem i problemami. Dzisiaj po południu byłem na konferencji dotyczącej smutku i opowiadałem dowcipy. Uwielbiam to robić. O losie! Na spotkaniach tych grup ludzie słuchają o problemach, które są zbliżone do tych, jakie sami przeżywają i zdają sobie sprawę, że wszystko z nimi w porządku. Takie rzeczy są normalne i mogą przytrafić się każdemu. Takie po prostu jest życie. Tak jak w grupach wsparcia chorych na raka. Ta choroba jest częścią życia. To nie żadna pomyłka. Uczymy się przyjmować życie takim, jakie jest zamiast z nim walczyć. Na tym właśnie polega przegrywanie, takie jest jego przesłanie, a celem jest zrozumienie, że nie mamy kontroli. Nie przegraliśmy. Takie po prostu jest życie.

Czasem odnosimy sukces, innym razem ponosimy porażkę. Naturalna kolej rzeczy. Czytam czasem sekcję sportową na ostatnich stronach gazet i najczęściej piszą o przegrywaniu, bo jak się okazuje, West Coast Eagles i Fremantle Dockers znajdują się gdzieś na końcu tabeli. To cudowne, że tak jest, ponieważ adaptuję historię do mojej książki… W buddyzmie istnieje bardzo ważna koncepcja bodhisatty. Wiecie, kim jest bodhisatta? To człowiek, który poświęca swoje szczęście dla innych. Ktoś, kto jest tak współczujący, że wybrałaby najniższy szczebel na drabinie, żeby tylko żadna inna drużyna nie musiała tak cierpieć. Wychodzi na to, że West Coast Eagles i Fremantle Dockers to najbardziej współczujące drużyny w tym roku, to prawdziwi buddyści. Poza nimi, wszyscy inni wygrywają, bo to sprawia, że są szczęśliwi. Fremantle Dockers i West Coast Eagles są spokojni i dobrzy, i wrażliwi. Jeśli inna drużyna chce przejąć piłkę: „Proszę bardzo!”. Prawdziwy bodhisatta. Wreszcie moje nauki dotarły do Subiaco, gdzie grają te drużyny.

Przechodząc do sedna sprawy. Jesteśmy w stanie nauczyć się czegoś z serii porażek życiowych, z bólu i rozczarowań. Czasem podchodzą do mnie dzieciaki, znam niektóre z nich, dorastały przy mnie, jestem prawie jak ich wujek. One mówią mi różne rzeczy, o których nie opowiadają swoim rodzicom i ja też im nic nie powiem, przecież to tajemnice: o życiu towarzyskim, co się u nich dzieje. Raz na jakiś czas podchodzi do mnie taki dzieciak i mówi, że ma złamane serce. Wiecie, jak to jest, gdy się ma 16, 17 czy 20 lat. Przeżywasz piękną pierwszą miłość i nagle coś jest nie tak, i płaczesz. A ja mówię na to: „Jeśli nie wiesz, czym jest ból – i nie mam na myśli bólu fizycznego, jak ból zęba, tylko ból w sercu – rozczarowanie, gdy całe twoje życie rozpada się na kawałki, skąd kiedykolwiek będziesz wiedział, czym jest miłość?”. Jeśli nie znasz przeciwieństwa, jeśli nie znasz światła, nigdy nie poznasz ciemności. Jeśli nigdy nie czułeś bólu serca, nigdy nie poczujesz w nim radości. Nie wiesz, czym jest spokój, jeśli nie wiesz, czym jest wzburzenie. Więc mówię dzieciakom, że nic nie dzieje się bez powodu. Nawet ból życia. To możliwość dowiedzenia się, czym jest prawdziwa miłość, czym jest prawdziwy spokój. To także rozczarowanie.

Jedną z rzeczy… znam jednego psychologa w Sydney i jednego tutaj… Buddyzm naprawdę popycha psychologię do przodu w naszym współczesnym świecie do tego stopnia, że istnieje Australijskie Stowarzyszenie Terapeutów Buddyjskich i Psychoterapeutów, którego jestem członkiem. Nie dlatego, że jestem psychologiem czy psychoterapeutą, ale dlatego, że jestem buddystą i mieszkam w Australii. Pamiętam, gdy poprzednim razem prowadziłem wykład podczas konferencji. Rozmawiano na temat bólu, który przeżywa terapeuta lub lekarz, psychoterapeuta czy pielęgniarka lub ktokolwiek, kto wykonuje zawód opiekuńczy, gdy spotyka kogoś, kogo nie może wyleczyć. Kogoś, kto choruje i jego organizm nie odpowiada na żadne leczenie lub nie chce się mu poddać. Nie ma nic gorszego od patrzenia na kogoś, komu nie można pomóc. I pytają mnie, co bym zrobił w takiej sytuacji, jako mnich, jako nauczyciel, gdy osoba, która ma problemy psychiczne czy emocjonalne lub przeżywa straszny ból fizyczny, odmawia pomocy albo nie można jej pomóc.

Ja na to patrzę inaczej. To nieprawda, że nie można tej osobie pomóc. Nie można jej wyleczyć. Innymi słowy nie można jej zapewnić fizycznego zdrowia, ale zawsze można się nią opiekować. Jest bardzo duża różnica pomiędzy pozbyciem się raka a zapewnieniem zdrowia i pomiędzy pozbyciem się problemów psychicznych a przywróceniem do stanu normalności. To się nazywa uzdrawianie. I to coś innego, niż troska. Pomimo że nie można zmienić tego, co się stało, można to zaakceptować. Można się troszczyć. Można powiedzieć, tak jak napisałem w mojej książce: „Drzwi mojego serca są dla ciebie otwarte, niezależnie od tego, jaki jesteś”. To piękny gest. Jeśli jesteś w stanie odróżnić troskę od uzdrowienia, kochanie od zmieniania, to znaczy, że jesteś bardzo mądry i możesz wykorzystać tę wiedzę, gdy spotkasz kogoś, kto cierpi lub jest zestresowany, a ty czujesz się bezradny. Wcale nie musisz się tak czuć. Zawsze jest coś, co możesz zrobić. Niekoniecznie zmieniać tę drugą osobę, ale zatroszczyć się o nią.

Kiedy już wiesz, jak to zrobić, możesz bardzo wiele zdziałać, żeby pokonać trudności. Chcemy zmienić niektóre problematyczne sytuacje i czasami desperacko próbujemy uleczyć drugą osobę. Niestety często pogarszamy sytuację. Aby zrozumieć różnicę pomiędzy szczęściem a spokojem, czasem musimy pozwolić na nieszczęście, a nie próbować sprawić, żeby wszystko było idealne i kolorowe i żeby rozwiązały się wszystkie problemy świata. Ponieważ niektórych problemów świata nie da się rozwiązać. Co możemy z tym zrobić?

Jedną z lepszych opowieści, jaką przeczytałem dawno temu… jest opowieść filozoficzna. Wspominałem o niej już wiele razy, ponieważ ma wielką moc. Kiedy czytasz coś takiego, myślisz sobie, że to naprawdę zmienia sposób, w jaki podchodzisz do życia. To wiedza praktyczna w formie dowcipnej historyjki, którą łatwiej się zapamiętuje. Opowiada o byłym premierze Wielkiej Brytanii Haroldzie Macmillanie, który skończył kadencję, ale ponieważ był najstarszym mężem stanu, dawał wywiady dla gazet w 1967 roku podczas sześciodniowej wojny między Izraelem, Egiptem, Syrią, Jordanem i Libanem. Każdy z krajów leżących niedaleko Izraela walczył w tej wojnie. Zapytano go w wywiadzie do gazety: „Co myśli pan o problemach na Środkowym Wschodzie?”. I ten wybitny polityk, były premier Wielkiej Brytanii, odpowiedział: „Proszę pana, na Środkowym Wschodzie nie ma żadnego problemu”. Dziennikarz był oszołomiony i powiedział: „Co ma pan na myśli, mówiąc, że nie ma żadnego problemu?! Przecież tam jest wojna! Latają pociski, jeżdżą czołgi, giną ludzie! Co ma pan na myśli, mówiąc, że nie ma żadnego problemu?!”. I ten mąż stanu całkiem spokojnie odpowiedział: „Proszę pana, problem ma rozwiązanie. Dla Środkowego Wschodu nie ma żadnego rozwiązania, zatem nie ma problemu”.

To bardzo mądre zdanie, ponieważ wiele sytuacji w życiu nie ma rozwiązania, a przynajmniej nie jest możliwe w danej chwili. Zbyt wiele osób marnuje mnóstwo energii i czasu, chorobliwie martwiąc się o rzeczy, których nie można zmienić w danym momencie. Niektóre z tych sytuacji, np. gdy wasze dzieci zaczynają brać narkotyki albo uciekają z domu, gdy żona cię zdradza albo mąż przegrywa cały majątek w kasynie, to prawdziwe problemy. Więc co można z tym zrobić? Czasem musimy zrozumieć, że niektórym problemom można zaradzić. Jeśli tak, to wspaniale. Ale jeśli nic nie można poradzić, to znaczy, że to nie jest problem. To poza naszą kontrolą. Więc wszystko, co możesz zrobić, to dać sobie spokój i zostać „nieudacznikiem”. Pozostać spokojnym i zdać sobie sprawę, że ten świat jest często poza kontrolą a wszystko, co można zrobić, to zatroszczyć się o siebie i innych.

Czasami nie możesz „uleczyć” problemu, nie możesz czegoś naprawić, ale zawsze możesz się zatroszczyć. Pozwolić, żeby to istniało. Odpoczywaj, zachowuj swoją energię, bądź w pogotowiu, jak to się mówi. Nie strzelaj, gdy wroga nie ma w zasięgu wzroku. Tak naprawdę oznacza to, że jeśli nic nie można zrobić, to nie doprowadzaj się do szaleństwa, nie zamartwiaj się. Dlaczego tak jest, że ludzie nie potrafią po prostu przeczekać tych sytuacji? Bardzo często, gdy natkniemy się na poważny problem, doprowadzamy się do szału. Myślimy, myślimy, myślimy, martwimy się, martwimy się, martwimy zamiast zdać sobie sprawę z tego, że istnieją problemy, których po prostu nie zdołamy rozwiązać. Powinniśmy zostawić je w spokoju i poczekać, aż coś się zmieni.

Nie będę opowiadał teraz o żołnierzu, który znajdował się w środku birmańskiej dżungli, możecie o tym przeczytać w książce, ale sedno sprawy tkwi w tym, że rzeczy naprawdę się zmieniają. Ludzie nie zawsze zostają tacy sami. Związki się zmieniają. A życie nieustannie płynie. Więc jeśli w danym momencie nie ma rozwiązania, nie ma problemu. Często napotykamy trudności, tylko po prostu nie wiemy, jak dać sobie spokój i poczekać na odpowiedni moment do działania. Odłożyć to na jakiś czas. Odpocząć. Jeśli nie ma problemu, nic nie można zrobić, najlepiej nic z tym nie robić.

Innymi słowy, poczuj spokój. Czasami ludzie mogą poczuć spokój, tylko gdy wszystko jest idealnie. Kiedy wszystkie problemy są rozwiązane. Kiedy na świecie nic się nie dzieje. Kiedy nie masz problemów finansowych, twoja rodzina jest przeszczęśliwa. Kiedy nie masz problemów zdrowotnych. Dopiero wtedy możesz poczuć spokój. Ludzie cały czas próbują osiągnąć ten idealny stan, w którym wszystko jest w porządku i można czuć się spokojnie. Ale nigdy nie udaje się tego osiągnąć. Dlatego jedyna chwila, gdy ludzie mogą odpocząć następuje… kiedy? Dobrze wiecie, że na cmentarzu.

W naszym społeczeństwie zwrot „spoczywaj w pokoju” odnosi się tylko do zmarłych. A ja opowiadam się przeciwko temu. Ja będę spoczywał w pokoju jeszcze za życia i będę czerpał z tego przyjemność. Jak można spoczywać w pokoju za życia? Jedynie w stanie niedoskonałości możesz odnaleźć poczucie spokoju. Bo jeśli próbujesz doścignąć doskonałość, nigdy tego nie osiągniesz i nigdy nie odnajdziesz spokoju w życiu.

Nigdy nie myśl, że wszystkie twoje problemy są rozwiązane: zaoszczędziłem wystarczająco dużo pieniędzy, żeby przejść na emeryturę, moje sprawy prawne są uregulowane, moje dzieci wróciły do domu, moja żona w końcu po latach przeprosiła, czy cokolwiek innego, co cię martwiło. Nigdy, przenigdy nie myśl, że to jedyny moment, kiedy możesz poczuć spokój.

Z nauk Buddhy – ja się tego uczyłem wiele lat – można się dowiedzieć, jak odnaleźć spokój w najbardziej nieprawdopodobnych sytuacjach. Pośród zamieszania, w chorobie, gdy wszystko idzie nie po naszej myśli. Wtedy nie znajdziesz szczęścia, ale zawsze możesz znaleźć spokój. W każdym momencie możesz znaleźć to wspaniałe poczucie akceptacji, gdy możesz usiąść, odpocząć i nie starać się tak bardzo zmieniać świata. Zostaw to.

Dlatego właśnie są momenty w życiu, gdy przelotnie dostrzegasz spokój i bardzo ważne jest, aby je przeżyć i zrozumieć, czym naprawdę jest spokój, jak to się dzieje i jak jest piękne. Jako człowiek masz prawo, aby odkryć ten spokój i nauczyć się w nim trwać, zrozumieć, że mimo tego, że świat jest całkowicie dziwny i szalony, to i tak możesz znaleźć spokój w każdej chwili i w każdym miejscu.

Wciąż pamiętam, że jak byłem dzieckiem i dorastałem w Anglii, na ruchliwych ulicach, w głośnym mieście, to chodziłem do kościołów, mimo tego, że nie byłem chrześcijaninem. Chodziłem tam, żeby sobie posiedzieć w ciszy. Przeważnie do wielkich katedr, uwielbiałem je, nie z powodu architektury, nie podziwiałem ścian, tylko przestrzeń. Czyli to, co znajdowało się pomiędzy ścianami. Nie ozdoby, które dekorowały świątynie. Podziwiałem ciszę, jaka panowała w tych ogromnych budynkach. Właśnie to miało dla mnie znaczenie, ponieważ te katedry były ogromne. Największe budynki jakie kiedykolwiek widziałem. Oczywiście zanim powstały wielkie banki i centra handlowe. Najwspanialszą rzeczą w tych katedrach było to, że kiedy się do nich wchodziło, hałas ruchu ulicznego i głosy ludzi z zewnątrz nigdy nie przedostawały się przez te grube kamienne mury. Wewnątrz była cisza. To była oaza spokoju. W środku wielkiego miasta. Dla mnie był to symbol, to było przeżycie duchowe. Miejsce spokoju pośrodku tego szaleństwa i niedoskonałości świata. Kiedy ostatni raz poszedłem do katedry, to było w Westminster Abbey, załamałem się. Nie było już spokoju, który panuje w wielkich kościołach i katedrach, bo ktoś zainstalował system głośników – ktokolwiek tam zarządza jest głupi. Wygłaszano tam kazanie 24 godziny na dobę, grała muzyka organowa, dawano ogłoszenia. Nie można już było odnaleźć tam spokoju. Nawet na lotnisku powinien być pokój do medytacji, miejsce, gdzie można się pomodlić. Poszedłem tam, myśląc: „Świetnie, mogę pomedytować zamiast siedzieć i czekać na samolot. Świetnie, pójdę poszukać tego spokojnego miejsca do medytacji”. Usiadłem tam i usłyszałem ogłoszenia ochrony lotniska: „Proszę nie zostawiać bagażu bez opieki”, „Czekamy na pasażera takiego i takiego”, „Lot numer 672 za chwilę wystartuje”. Wszystkie te komunikaty w pokoju dla modlących się. Pomyślałem, że nie można znaleźć nawet jednego miejsca, gdzie będzie cisza i spokój.

To jeden z problemów społeczeństwa. Polega na tym, że bardzo ciężko znaleźć miejsce, gdzie panuje spokój i cisza. Kiedy wreszcie uda ci się znaleźć takie miejsce, wtedy zaczyna się magia. Ilu z was było kiedyś w dziczy? Setki kilometrów z dala od czegokolwiek. Tak daleko od ludzi. Tak jakby świat się zatrzymał. Może wcale nie trzeba iść w dzicz. Klasztor na szczycie krętej drogi, w którym nie ma zbyt wielu ludzi. Tam jest naprawdę spokojnie. Jak wiele osób w dzisiejszych czasach uwielbia tam przychodzić? Nie po to, żeby zobaczyć mnichów, posłuchać ich czy dać jedzenie, tylko aby poczuć spokój. To wartościowa rzecz.

Opowiadam im wtedy historię, jak 27 lat temu pojechałem do Londynu odwiedzić moją rodzinę po raz pierwszy po tym, jak zostałem mnichem. Zatrzymałem się w nowym klasztorze w Sussex, który istniał od roku, ale wciąż trwała tam budowa, nie było ogrzewania, a to była bardzo mroźna zima. Tamtej nocy było minus 26 stopni. Następnego dnia nagłówki w brytyjskich gazetach mówiły o tym, że nawet piwo zamarzło. Dziennikarstwo wysokiej klasy. Nie było żadnych wiadomości ze świata, o tym, że ludzie głodują, czy że trwa wojna. Nagłówek: „Nawet piwo zamarzło”. To by było na tyle, jeśli chodzi o kulturę.

Pamiętam, że wstałem wcześnie rano, bo tak mnie nauczono. Wyszedłem pospacerować po lesie. Było bardzo zimno. Owinąłem się szczelnie. Było tak zimno, że nic się nie poruszało. Wszystkie zwierzęta spały zimowym snem. Tylko zwariowany mnich nie spał tak wcześnie. Spacerowałem w śniegu i to było wspaniałe. Nigdy nie zapomnę tego przeżycia, bo w lesie nie było nikogo poza mną. W nocy padał śnieg, więc na ziemi nie było żadnych śladów ludzi, ani śladów zwierząt. Nic nie przeszkadzało. Nie było wiatru. Żaden liść i żaden krzak się nie poruszał. Gdy przystanąłem, cały świat przystanął ze mną. Było tak cicho i tak spokojnie. Miałem świadomość, że doświadczam świętej ciszy. Zdawałem sobie sprawę, że było w tym coś… nie wzruszającego, to nieodpowiednie słowo, to było coś przeciwnego. To mnie po prostu uziemiło, ześrodkowało. Ta cisza była taka piękna. Nie chciałem tego zburzyć, gdy wreszcie udało mi się tam dotrzeć. To było jak powrót do domu. Czułem, że przynależę do tego miejsca – gdzie trudy świata znikają. Tak to nazywał Ajahn Chah – cisza i spokój we własnym domu. Zawsze tam są. Gdy wszystko przestaje się ruszać. Spokój. Wreszcie.

To było takie inne od szczęścia. Szczęście to coś, co możesz stworzyć, sprawiasz, że się dzieje. Wtedy możesz się tym cieszyć. Hurra, wygrałem w totka! Wybrałem dobre liczby! Ciężko pracowałem i dostałem premię! Dostałem awans! Moje dzieci zdały egzaminy na studia i mają dyplom! Moja ulubiona drużyna wygrała! Czymkolwiek jest szczęście dla świata, zawsze wynika z jakichś czynów. A spokój po prostu zawsze jest, ale zawsze się go unika. Jednak jest tam, wystarczy tylko, że przystaniesz na chwilę i przestaniesz cokolwiek robić. To niesamowicie silne przeżycie. I wcale nie musisz się starać, żeby to przeżyć, nie musisz szukać, to nie jest gdzie indziej, jest właśnie tutaj, w tej chwili. Gdy ludzie wreszcie odnajdują ten spokój, to okazuje się, że to prawdopodobnie najlepsze lekarstwo na świecie.

Każdy, kto wie jak osiągnąć ten piękny bezruch, wie również jak to jest mieć zdrowe, szczęśliwe, piękne ciało. To twoje tempo odpoczynku. Kiedy odczuwasz spokój, w każdej chwili, nawet pośród hałasu i niedoskonałości – spoczywaj tak przez chwilę. Nie na zawsze. Ludzie popełniają ten błąd. Buddyści siedzą i medytują, i jaki z nich pożytek? To nieprawda! Trwasz w spokoju, głęboko medytujesz, żeby potem być o wiele bardziej wydajnym w pomaganiu światu. To twoje źródło energii i siły. Miejsce, z którego czerpiesz nie tylko energię, ale mądrość, jasność umysłu i siłę. Spokój i bezruch świata w twoim sercu, gdziekolwiek jesteś.

Kiedy ludzie wreszcie zaczynają rozumieć, czym jest spokój i czym jest szczęście, a potem porównają obie te rzeczy, to czego pragną? Spokój pochodzi z oddawania. Gdy oddasz zachcianki, krytykę i ocenę, oddasz wszystko, co napędza twoje życie. Pozwalasz na to, aby chwila trwała, nie zmieniasz świata, stajesz się jednością ze światem. Ze wszystkimi jego wadami. Trwaj w tej chwili przez jakiś czas. Trwaj w spokoju. Nigdy nie znajdziesz tego spokoju poza niedoskonałością zwykłego, codziennego życia. W lesie, gdy jest zimno, w krzakach, w zakonie, w kościele, w twojej sypialni. Zatrzymaj się na chwilę. Odpuść. Pozwól, aby wszystko się zatrzymało. Gdy to się wydarzy, poczujesz niesamowity spokój. Podstawę twojego istnienia. Gdy go odnajdziesz, potrwaj w nim chwilę. On pozwala spojrzeć z innej perspektywy na życie.

To takie miejsce, w którym możesz odpocząć, naładować baterie, ujrzeć znaczenie życia, a potem wychodzisz z tego spokoju, żeby harować na rzecz świata, żeby troszczyć się o świat. Nie zawsze po to, żeby go uleczyć, bo wiesz, że czasami uleczenie świata to niekończąca się praca. Możesz komuś pomóc, naprawdę pomóc, uratować życie, a wtedy znów przychodzi ktoś inny. To się nie kończy. Tak wygląda praca lekarza czy pielęgniarki, czy kogokolwiek pracującego w zawodzie opiekuńczym. Nie wiem, jak radzą sobie nauczyciele w szkołach. Uczą dzieci, które się w końcu nauczą i za rok nauczyciele muszą robić wszystko od początku z nową klasą i kolejną, i kolejną, i kolejną… To się nie kończy. Jeśli nie wiesz, jakie naprawdę jest znaczenie życia.

Ci z was, którzy próbowali medytacji, zrozumcie proszę, że świat medytacji i prawdziwy świat uzupełniają się nawzajem. Nie ma różnicy. To polega na robieniu tych samych rzeczy, tylko na dwóch różnych płaszczyznach. Medytacja jest jak laboratorium, w którym testujesz rzeczy, dowiadujesz się co działa, a potem korzystasz z tej wiedzy w zwykłym, codziennym życiu. Ludzie próbują medytować i próbują sprawić, żeby nastał spokój, a potem zdają sobie sprawę z tego, że spokój sam się pojawia, kiedy przestają się wygłupiać. Zostaw wszystko swojemu losowi. Ty jesteś tym, który robi pełno hałasu. Gdy przestaniesz hałasować… ćśś… przestaniesz zmieniać siebie i przestawiać wszystko tak, żeby było idealne… ćśś… wtedy odnajdziesz spokój. On zawsze tam był, a ty zawsze patrzyłeś w inną stronę. Jeśli mogę liczyć oddechy i powstrzymać senność, to mogę przestać robić coś i zacząć robić coś innego, wyidealizowanego i sprawić, aby wszystko było miłe, wtedy będę mógł być spokojny. Nie! Teraz jesteś spokojny. Możesz wysłać gdzieś dziecko, które hałasuje, zabić psy sąsiadów. Upewnić się, że ludzie nie będą kaszleć po wejściu do sali.

Gdy pojechałem do Singapuru w trakcie epidemii SARS, mieli tam maszynę na podczerwień, która sprawdzała, czy masz gorączkę. Ludzie sugerowali, że powinniśmy mieć takie maszyny także tutaj i każdy, kto miałby podwyższoną temperaturę i kaszel, nie mógłby wejść do sali. Oczywiście nie można robić takich rzeczy. Jeśli spróbujesz zrobić coś takiego, to znaczy, że nic nie zrozumiałeś. Nie jestem do końca pewien, nie zwracałem za bardzo uwagi na ludzi, ale myślę, że gdy zacząłem medytować, ktoś chrapał. W porządku, chrap sobie, nic się nie dzieje. To twój problem, mnie on nie dotyczy. Ja po prostu jestem pełen spokoju. Ale jeśli pomyślisz: „O nie, obudźcie go! Dlaczego nikt go nie obudzi? Przecież tu nie wolno chrapać. Ludzie próbują tu medytować. Powinien być taki znak »zakaz chrapania« albo powinniśmy mieć taki przyrząd z dużymi guzikami i uderzać nim każdego, kto chrapie. Powinniśmy być bardziej surowi” – to się nazywa kontrolowanie i w ten sposób nie znajdziesz spokoju nigdy, bo nigdy nie będziesz w stanie osiągnąć tego typu ciszy w medytacji przy obecności 300 osób.

Możesz znaleźć spokój w swoim sercu, mimo że nie możesz kontrolować świata. Zawsze możesz odpuścić. Zawsze możesz być dobry, pomimo że nie możesz kogoś uleczyć i sprawić, żeby wszystko było idealnie. Bądź dobry dla tej chwili, dla życia, dla wszystkich dźwięków, które do ciebie dochodzą. Możesz być dobry dla wszystkich uczuć, które płyną przez twoje ciało, możesz być tak dobry, że otworzysz przed życiem drzwi do swojego serca. Pogodzisz się z nim. Gdy się z czymś pogodzisz, to odnajdujesz spokój. To piękny bezruch, ponieważ nie walczysz ze światem. Świat się nie rusza. Świat się nie rusza, a ty trwasz w spokoju. Zatrzymujesz się.

To bardzo ważne podczas konferencji smutku, ponieważ jesteście nieudacznikami. Po jakimś czasie dojdziecie do takiego momentu w swoim życiu, że wszystko stracicie, będziecie największymi nieudacznikami. Jest taki program telewizyjny, prawda? Wiecie, kim są najwięksi nieudacznicy? To ludzie, którzy umierają. Każdy z was pewnego dnia będzie największym nieudacznikiem. Gdy wydacie ostatnie tchnienie, stracicie wszystko. Stracicie rodzinę, dom, samochód, pieniądze. Może uda ci się zrobić to teraz. Znaleźć to ciche, spokojne miejsce, gdzie nic się nie rusza. W pięknym angielskim lesie, podczas najcięższej zimy. Gdy nic się nie rusza, bo nawet zwierzęta śpią, wszyscy ludzie też jeszcze śpią. A ty wychodzisz tam sam. Śnieg przestaje skrzypieć pod nogami, stoisz w bezruchu przez chwilę i tracisz cały świat. Wszystko się zatrzymuje. Wiecie, co mam na myśli? Potraficie to zrobić? W momencie, gdy wydasz ostatnie tchnienie, znajdziesz się w takim miejscu, jak ten las. Gdzie wszystko stoi w miejscu albo śpi. Gdzie nic się nie rusza. Ty też nie. Jeśli się nie poruszasz, to się nie odrodzisz. Kończy się cykl odrodzenia. Ale jeśli się poruszysz, nawet odrobinę, wtedy wszystko zaczyna się od początku. Musisz się nauczyć jak trwać w bezruchu. Bezruch.

Znacie ten wspaniały cytat z Biblii chrześcijańskiej, który, według mnie, nawiązuje do buddyzmu? Staram się być ekumeniczny, lubię wynajdywać złote myśli w różnych religiach. Jeśli się wnika głęboko i odrzuca niepotrzebne rzeczy, to czasami można trafić na wspaniałe sentencje. To zdanie brzmiało: „Bądź spokojny i wiedz, że jest Bóg”. Co to może znaczyć? Bóg nie jest istotą, ale najwyższym, pięknym, wspaniałym prawem. Bądź spokojny i wiedz, że trwasz w spokoju. Prawdziwym spokoju, pełnym spokoju, najwyższym spokoju. Spokój to najwyższy poziom szczęścia. Jeśli najwyższe szczęście miałoby mieć nazwę, nie nazywałoby się Bogiem ani człowiekiem. Najwyższe szczęście. Jeśli spokój jest najwyższym szczęściem, to właśnie może to oznacza to wyrażenie. Bądź spokojny i wiedz, że to właśnie najwyższy poziom szczęścia. Ale oczywiście, tak jak wspomniałem, najważniejsze, aby z tego spokoju korzystać – jako miejsca, w którym można się zatrzymać jeszcze za życia. Jako miejsca, z którego czerpie się siłę i energię. Zbyt wiele osób rozwiązuje swoje problemy, lub próbuje je rozwiązać, za pomocą myślenia i zamartwiania się.

Jeśli masz duży problem w pracy albo w życiu osobistym lub ze zdrowiem, wciąż o nim myślisz: „Mam raka, nie powinienem mieć raka, dlaczego mam raka?”. Stresujesz się tym coraz bardziej. Ile razy nie mogliście spać, bo rozmyślaliście nad swoimi problemami? Czy kiedykolwiek udało wam się znaleźć rozwiązanie? Poprzez myślenie? Dlatego właśnie w spokoju odnajdziecie mądrość. Nie poprzez myślenie. To tak jak satelita okrąża Ziemię, ale nigdy jej nie dotyka. Krąży, ale nigdy nie dociera do punktu. Myślenie po prostu powtarza się w kółko, ale nigdy tak naprawdę nie dociera do sedna sprawy. Aby dotrzeć do sedna sprawy, trzeba trwać w bezruchu i tego doświadczyć, być tam.

Ilu z was wie, jak słuchać podczas rozmowy? Ile osób ma problemy z komunikacją? Ile osób w waszych związkach, w waszych domach was nie słucha? Tak jest, prawda? Wy też ich nie słuchacie. Nie wiecie, jak się słucha. Jeśli chcesz kogoś wysłuchać, musisz być spokojny. Twój umysł się wtedy nie rusza. Nie myśli. Nie próbuje zapamiętać, co ktoś mówi. Jest taka wspaniała rzecz, którą nazywam słuchaniem całkowitym. Kiedy ktoś przed tobą stoi i pozwalasz, aby to, co mówi zostało zupełnie wchłonięte, a w twojej głowie nie toczy się żadna rozmowa. Dlatego właśnie wiele osób nie słucha. Twoja żona może coś mówić, a ty myślisz: „A ona znowu swoje, ile razy jeszcze będę musiał tego słuchać? Ona nie ma racji, tak wcale nie było. Jak tylko odzyskam kontrolę, powiem jej coś innego”. Wiele razy jest tak, że jedna osoba mówi, druga myśli – nie ma żadnej komunikacji. Aby słuchać całkowicie, gdy ktoś do ciebie mówi, musisz być zupełnie wyciszony w środku. Słuchasz zupełnie świadomy. Zauważasz rzeczy, mając spokojny umysł.

Osoby, które nauczyły się tej techniki całkowitego słuchania, jeśli uczą się jeszcze w szkole, świetnie się bawią i jednocześnie dostają najlepsze oceny. To zadziwiające, że ludzie nie uczą tego dzieci. Kiedy nauczyciel mówi do ciebie, siedź cicho. Słuchaj. Wszystkim, co masz. Tak żebyś nie miał ani jednej myśli w środku. Jesteś jak sucha gąbka, która wchłania wszystko. Jednym z powodów, dla których tak dobrze szło mi w szkole, to świetna pamięć, wiedziałem, że trzeba słuchać. Nawet, gdy byłem małym chłopcem. Podczas egzaminów dostajesz pytanie i pamiętasz, nawet jeśli nauczyciel tylko ci to powiedział. Akceptujesz to, co zostało powiedziane, bo w czasie, gdy coś jest mówione, nie myślisz. Jesteś cichy w środku.

Wyobraź sobie, że robisz coś takiego ze swoim partnerem. Będziesz w stanie zrozumieć, co mówi. Co ma na myśli. Twoja umiejętność komunikacji diametralnie się polepszy, co będzie z korzyścią dla związku. Jeśli zajmujesz się biznesem, no cóż każdy ma pracę, będziesz w stanie słuchać swoich dostawców, klientów, przełożonych, pracowników. Będziesz w stanie ich słuchać. Zrozumieć ich. Ponieważ potrafisz słuchać w ciszy. Cisza daje ci moc.

To podstawa medytacji. Jeśli chcesz mieć zdrowe ciało, musisz ćwiczyć, ale jeśli chcesz mieć zdrowy albo silny umysł, musisz się nauczyć, jak sprawić, żeby trwał w spokoju. Im bardziej jesteś spokojny, tym więcej siły czujesz. To wspaniałe w medytacji. Kiedy czuję się zmęczony… Od dzisiaj między 6 a 7 nie będę z nikim rozmawiał. Idę do swojego pokoju i będę medytował. Daje mi to więcej siły i energii, więc kiedy prowadzę wykład dla tych wszystkich ludzi, którzy oglądają go w Internecie, czuję, że lepiej mi to wychodzi, bo mam źródło energii. Uwielbiam to. Medytuję już od tak dawna. Wiem, jak wydobyć tę energię, nawet gdy jestem bardzo zmęczony.

Ostatnim razem byłem w Singapurze w styczniu, miałem taki podwójny koncert, nie żebym śpiewał, jestem bardzo empatyczny, a moje śpiewanie byłoby czymś okrutnym wobec ludzi. Ja po prostu wchodzę na scenę i opowiadam kilka historii. Jak pamiętam, miałem dwa takie wystąpienia i po pierwszym byłem już bardzo zmęczony, bolała mnie głowa. Wszyscy szli na obiad, a ja rozejrzałem się po teatrze w poszukiwaniu miłego, cichego miejsca. Niedaleko były dwa wyjścia i jedno, które było zamknięte, tworzyło ślepą uliczkę. Wspaniale. Zamknąłem drzwi, jak w małej jaskini w centrum Singapuru w dużym hotelu. I po prostu tam siedziałem. Przez jakieś pół godziny. Całe zmęczenie zniknęło. Poczułem, jak wraca mi energia i siła. Bezruch. Przestajesz wtedy myśleć. Trwasz w spokoju. To taki spokój, jak wtedy, gdy próbuję go poczuć w wielkiej katedrze, gdzie nic się nie rusza. W środku australijskiego buszu, gdzie nie słychać ani jednego ptaka, ani jednej żyjącej istoty. Cisza. Głęboka cisza, do której możesz dotrzeć przez medytację. To ożywia, inspiruje. Święta cisza daje ci siłę.

Oznacza to, że czymkolwiek się zajmujesz, będziesz wyjątkowo wydajny i osiągniesz wiele sukcesów. Bo masz siłę i potrafisz spojrzeć w głąb. Bo jesteś świadomy, a twój umysł jest silny. Oczywiście, ponieważ potrafisz spojrzeć bardziej wnikliwie niż inni, to łatwiej udaje ci się znaleźć rozwiązania problemów. Twój umysł ma siłę.

Wiecie, jakie w większości są wasze umysły? Bardzo wymęczone. Dlaczego? Bo staracie się rozwiązać problemy myśleniem. Nie śpicie, bo się zamartwiacie. Macie czym się martwić. Naprawdę istnieją problemy. Ale chodzi o sposób, w jaki szukacie rozwiązań. W tym tkwi problem. Nie szukacie rozwiązań w mądry sposób. Zamiast o tym myśleć, posiedź spokojnie. Jeśli nie ma rozwiązania – nie ma problemu. Zamknij się. Przestań się martwić. Bądź spokojny.

Z silnym umysłem uda ci się znaleźć rozwiązanie. Nie tylko dlatego spokój jest najwyższą formą szczęścia. Spokój jest także rozwiązaniem. Rozwiązaniem życiowych problemów. Dlatego właśnie spokój jest najwyższą formą szczęścia. Dlatego istnieje wielka różnica między spokojem i szczęściem. Szczęście pojawia się i znika. A spokój jest zawsze. Zawsze możesz się do niego zwrócić, w każdym momencie życia. Zwłaszcza w ostatniej chwili życia. Jeśli chcesz zostać oświecony, a nie odrodzić się ponownie na tym świecie, naucz się, czym naprawdę jest spokój. Naucz się, jak trwać w bezruchu, aby móc zatrzymać raz na zawsze ruch koła życia i śmierci.

Oto i wykład. Mam nadzieję, że podobał wam się mój wykład na temat siły spokoju.

Sadhu, sadhu, sadhu!

A.B.: Czy ktoś ma jakieś komentarze albo pytania lub skargi odnośnie do dzisiejszego wykładu?

Q: Tak.

A.B.: Proszę, jak szybko. Słucham?

Q: Jeśli dzięki odczuwaniu bólu możemy się wiele nauczyć, to dlaczego strategia buddyjska zakłada pozbycie się bólu?

A.B.: Jeśli jakikolwiek buddysta chce się pozbyć bólu, to jest bardzo głupim buddystą. Ból się tylko powiększy.

Q: A co z Czterema Szlachetnymi Prawdami?

A.B.: Z nimi jest tak: nie starasz się pozbyć bólu, a pozbywasz się starania. Pozbywasz się pragnienia. Wtedy, gdy pragnienie znika, wydarza się wspaniała rzecz. Ból zostaje, szczęście zostaje, cierpienie zostaje, ale pod tym wszystkim jest spokój. Spokój jest inny od szczęścia i cierpienia. Spokój pojawia się, gdy puszczasz szczęście i cierpienie. Godzisz się z cierpieniem. Godzisz się ze szczęściem. Próbując pozbyć się cierpienia, stajesz się bardziej spięty. Kłócenie się z życiem sprawia, że staje się ono problemem.

Chciałem dzisiaj opowiedzieć taki dowcip, o kłóceniu się. O człowieku, który miał 90 lat, w dniu swoich urodzin wciąż był bardzo zdrowy. Dawał wywiad do gazety i zadano mu pytanie: „Masz 90 lat i wciąż jesteś sprawny i zdrowy. Jaki jest twój sekret?”. Odpowiedział: „Nigdy się z nikim nie pokłóciłem, przez całe życie”. Dziennikarz powiedział na to: „To niemożliwe”, a mężczyzna odpowiedział: „Muszę się z tobą zgodzić”. To był żart na dziś.

Mam nadzieję, że odpowiedziałem na twoje pytanie. Czy to wystarczy na dziś?

Q: Tak.

A.B.: Czy ktoś jeszcze ma pytania?

Q: Jak można odnieść do prawa kammy to, że czasem coś nie idzie po naszej myśli?

A.B.: Dopóki uważasz, że coś złego dzieje się z twojej winy, stwarzasz więcej kammy. Jest coś takiego, co nazywa się końcem kammy. Koniec wszelkiej kammy, koniec robienia rzeczy i bycia za nie odpowiedzialnym. Stwarzasz dobrą lub złą kammę, nie ma człowieka na ziemi, który stwarza tylko dobrą kammę. Każdy stwarza trochę złej kammy. Ja też. Dalajlama też czasami stwarza złą kammę. Zdarza się, że ta cała zła i dobra kamma może się skończyć. Kiedy wydaje ci się, że wszystko kontrolujesz, że jesteś twórcą, wtedy dajesz się złapać kammie. To wspaniały sposób postrzegania życia. Wiele wyjaśnia, ale dodatkowo stanowi koniec kammy. Wtedy właśnie zupełnie dajesz sobie spokój, gdy znikasz, przestajesz walczyć ze światem. Wtedy już nie stwarzasz kammy. Wtedy wszystko się zatrzymuje, a do tego momentu nieustannie krąży. Większość osób rozumie kammę jako wyjaśnienie szczęścia i cierpienia w życiu. To wykracza poza szczęście i cierpienie. To koniec kammy. Koniec istoty, która stwarza kammę. Odpuszczenie kontrolera. Zniknięcie. To się dzieje, gdy trwasz w ciszy. Znikasz w ciszy. W środku buszu. Wspaniałe uczucie, gdy jest tak cicho, gdy nic się nie rusza, ty także znikasz. Czujesz jedność ze wszystkim. Nie istniejesz jako ty. Połączyłeś się. Koniec ciebie. Koniec kammy. Koniec cierpienia. Wreszcie spokój. Ty jesteś tym, który robi hałas.

Dziękuję za pytania i odpowiedzi, które nie odpowiedzą na wasze pytania, bo jedynie w spokoju znajdziecie odpowiedzi i w sposobie, w jaki możecie zetknąć się ze spokojem. Dziękuję za wysłuchanie.

O autorze

brahm.jpg

Brahmavamso Ajahn
zobacz inne publikacje autora

Czcigodny Ajahn Brahmavamso Mahathera (znany jako Ajahn Brahm), właściwie Peter Betts, urodził się w Londynie 7 sierpnia 1951 roku. Obecnie Ajahn Brahm jest opatem klasztoru Bodhinyana w Serpentine w Australii Zachodniej, Dyrektorem ds. Duchowych Buddyjskiego Towarzystwa Stanu Australia Zachodnia, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Wiktoria, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Australii Południowej, Patronem Duchowym Bractwa Buddyjskiego w Singapurze oraz Patronem Duchowym ośrodka Bodhikusuma Centre w Sydney.

Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: Facebook

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

gnu.svg.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

cc.png

Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK

Źródło: bswa.org

Tłumaczenie: KuHarmonii
Redakcja polska: Alicja Brylińska
Polskie udźwiękowienie: sponsorowane przez anonimowego darczyńcę
Czyta: Aleksander Bromberek

Image0001%20%281%29.png


Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/