Wersja z lektorem:
Wersja z napisami:
Plik z napisami do ściągnięcia STĄD (kliknij prawym przyciskiem myszy i wybierz "zapisz jako")
KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE
Dziś omówimy temat, który zasugerował mi pewien mnich. Jako że to mnich, to ciężko mi było odmówić. Powiedział, że znalazł w Internecie około 850 nagrań z moich spotkań – niesamowite, że aż tyle się ich nazbierało. Przejrzał te wszystkie nagrania i nie znalazł niczego na ten jeden konkretny temat; niesamowite, że po tylu spotkaniach jeszcze go nie poruszyłem. Poprosił, żebym pomówił o słuchaniu. To ciekawe: kiedy mówię, nie mogę słuchać. To pewnie dlatego nie znalazł nic na ten temat. Nie, żartuję.
Słuchanie jest ważną częścią zarówno życia w harmonii z innymi, jak i rozumienia samego siebie. Jest to też jedna z umiejętności, która doskonali się, kiedy ćwiczymy uważność i świadomość. Stajemy się coraz bardziej świadomi i umiemy słuchać pełniej i uważniej, i dosłownie słyszymy i rozumiemy więcej. I oczywiście uczymy się, jak słuchać świata, zamiast tylko odpowiadać na to, co do nas mówi, i zyskujemy większą mądrość i zrozumienie. A kiedy nauczysz się słuchać siebie, swojego umysłu, to dopiero zaczyna się zabawa. To był krótki przegląd tego, na czym polega słuchanie.
Zaczynamy po prostu od nauki słuchania się nawzajem. Kiedy dyskutujemy, wdajemy się w konflikty, ale kiedy słuchamy, zdobywamy mądrość. Co wybieracie? Chcecie mówić czy słuchać i stać się mądrymi? Częścią naszego treningu dla mnichów jest uczenie się, jak siedzieć w bezruchu i w milczeniu. Pamiętam, jak pierwszy raz przyjechałem do Australii po dziewięciu latach nauki siedzenia cicho. Mnich, który był starszy ode mnie w hierarchii prowadził piątkowe spotkania. Ja siedziałem obok, również po spotkaniach, kiedy ludzie zadawali mu pytania; po kilku miesiącach zrobił sobie przerwę i pojechał do Tajlandii, więc ja musiałem poprowadzić spotkanie. Jak tylko zacząłem mówić, podeszła do mnie kilkunastoletnia dziewczynka i powiedziała: „To niesamowite! Pan mówi! Myślałam, że ma pan uszkodzony mózg!”. Myślała, że jestem upośledzony intelektualnie tylko dlatego, że nic nie mówiłem. Szkoda, że nie mamy szacunku dla ciszy. Szanujemy tylko mowę. To jeden z powodów, dla których jesteśmy dobrzy w mówieniu, ale nie w słuchaniu. Rozwinęliśmy umiejętność wyrażania siebie – uczy tego szkoła, jak również wiele innych dziedzin życia. Uczymy się ekspresji, przekazywania naszych uczuć innym. Ale czy umiemy być tym, który odbiera to, co wyrażają inni? Czy naprawdę potrafimy słuchać? Tyle nas omija w życiu przez to, że zamiast słuchać, rozpraszamy się mówieniem.
Medytacje, które odbywają się przed spotkaniami, uczą was, jak głęboko słuchać. Dawno temu określiłem to jako słuchanie całkowite. Kojarzycie sytuacje, gdy ktoś do was mówi, a wy słuchacie go w połowie i bardziej skupiacie się na własnych dialogach wewnętrznych, tym co słyszycie we własnej głowie. Przez to nie wyłapujemy tego, co inni próbują nam przekazać. Mąż albo żona zaczyna coś mówić, a my myślimy: „Znowu to samo, czemu ciągle to powtarza, ile mam tego słuchać, jestem zmęczony, nie chcę tego teraz słuchać.” Ledwo zaczęli, a w twojej głowie zaczyna się ta konwersacja, na którą zwracasz więcej uwagi niż na to, co mówią. Nie umiesz słuchać.
To samo z błądzeniem myślami i fantazjami. Pamiętam, jak kiedyś czytałem numer „Time'a”, w którym przeprowadzono badania, z których wynikało, że 95% ludzi słuchających publicznych przemówień oddaje się fantazjom erotycznym, zamiast słuchać mówcy. Mam nadzieję, że nie ma to miejsca tutaj. To pokazuje, że ludzie nie koncentrują się na tym, co się dzieje wokół nich; wyobrażanie sobie różnych rzeczy to lepsza zabawa niż słuchanie. Dlatego raz na jakiś czas trzeba opowiedzieć dowcip, żeby ludzie nie przestali cię słuchać.
Można jednak zrozumieć, dlaczego ludzie są tacy nieuważni. Kiedy zaczynasz medytować, zdajesz sobie sprawę, że to twój wewnętrzny głos sprawia, że nie umiesz słuchać, więc korzystamy z różnych technik, które pomagają go wyciszyć. Bardzo ważna jest świadomość chwili obecnej, bo tak naprawdę poza tym nie ma o czym mówić. Jeśli naprawdę wejdziemy w chwilę obecną, to duża część życiowego zgiełku zostaje poza nami, a dzięki temu o wiele łatwiej być w ciszy. W medytacji od początku uczymy się słuchać, szczególnie naszego ciała i doznań. Często mówię ludziom, że choroby nie biorą się znikąd, ale rosną miesiącami, nawet latami. Ciało często wysyła sygnały, że potrzebuje odpoczynku albo jakichś ćwiczeń; ciało nam to mówi, ale my często jesteśmy zbyt zajęci, żeby słuchać.
Kiedy się nauczysz ciszy, to zamiast słuchać szumu w swojej głowie, możesz zacząć słuchać swojego ciała. To dlatego tego uczymy; jeśli czujecie, co się dzieje w waszym ciele, to od razu wiecie, jeśli coś jest nie tak i możecie podjąć jakieś działanie – zazwyczaj wskazane jest podjęcie odpoczynku – albo zacząć ćwiczyć i w ten sposób zadbać o ciało. To niesamowite, jak znieczuleni są ludzie tylko dlatego, że zwracają za dużo uwagi na to, co się dzieje w ich głowach.
W medytacji uczymy się ciszy i uczymy się nie tylko słuchać potrzeb naszego ciała, ale też słyszeć o wiele więcej z tego, co się dzieje wokół. Rozumiemy też więcej, jeśli słuchamy, zamiast mówić. Przede wszystkim rozumiemy to, co ma związek z naszymi relacjami z innymi ludźmi, bo jest często źródłem zmartwień – choć może też być źródłem wielkiego szczęścia. Dlaczego ludzie mówią, że nie umieją się porozumiewać? Żeby się porozumieć, potrzeba dwóch osób: jednej mówiącej – taką zawsze łatwo znaleźć – i drugiej słuchającej – o taką już dużo trudniej.
Jest taka historia, która to ilustruje; uwielbiam ją opowiadać. Wiele lat temu przenieśliśmy się do Serpentine. Wybudowaliśmy kuchnię i jadalnię w naszym klasztorze i pewnego dnia, tuż przed lunchem, przechodziłem obok kuchni. Przypadkiem zerknąłem do środka przez okno. Grupa kobiet z Tajlandii gotowała dla nas posiłek. Generowanie dobrej kammy to część ich tradycji. To, co mnie zainteresowało, to nie to, co gotowały, tylko to, że wszystkie mówiły. Jako że byłem wcześniej naukowcem, to spojrzałem na to z punktu widzenia empirycznego i zacząłem się zastanawiać: jeśli sześć osób mówi w pomieszczeniu, w którym jest tylko sześć osób, to kto słucha? Rzecz jasna, nikt nie słuchał. Wszyscy mówili. Co za strata czasu.
To dobrze podsumowuje życie w naszych czasach: każdy mówi, a bardzo niewielu ludzi słucha. Jeśli chcesz zdobyć mądrość i pogłębić swoją duchowość – innymi słowy, pogłębić współczucie i zrozumienie – to jest o wiele ważniejsze, żeby słuchać niż żeby mówić. Kiedy słuchasz, zbierasz ważne informacje i nie tylko słyszysz słowa, ale to co jest między słowami. Widzisz też język ciała, a nawet czujesz zapach drugiej osoby. Ludzie nie porozumiewają się tylko przez słowa, ale przez wiele innych kanałów komunikacji. Nawet nasze umysły nawiązują łączność. Jeśli ktoś myśli, że mnisi i mniszki mają nadprzyrodzone zdolności, to nieprawda; nie ma w tym nic nadprzyrodzonego, po prostu jesteśmy na tyle świadomi, że umiemy odczytać więcej informacji niż większość ludzi i dzięki temu rozumiemy, co ktoś tak naprawdę nam przekazuje. Nie tylko słyszymy słowa, ale też widzimy ich źródło. To bierze się tylko stąd, że jesteśmy bardzo cicho. Praktykuję to od lat. To część naszego treningu. Kiedy ktoś do mnie mówi, nie zaczynam się zastanawiać nad odpowiedzią. Nie oceniam go, nie myślę, że zadaje głupie pytania, nie myślę: „Ile jeszcze razy mam tego słuchać, czy oni nie wiedzą, że jestem mnichem?”. Nie lubię takiego myślenia.
Trzeba być w ciszy, w szacunku, mieć pusty umysł i skupić wszystkie zmysły na osobie, z którą rozmawiasz. Wtedy dociera do nas o wiele więcej. Jako mnisi uczymy się słuchać całkowicie. Nie tylko uszami, ale też oczami, nosem, umysłem. Dzięki temu odbieramy o wiele więcej informacji i uczymy się rozumieć drugą osobę.
Wiele osób przychodzi tu zadawać mi pytania – innym mnichom i mniszkom również. Jeśli myślicie, że nasze odpowiedzi są mądre i głębokie, to nie dlatego, że nauczyliśmy się tego na studiach, z książek. Nasze przygotowanie nie na tym polega. Uczymy się zachowywać cichy umysł, dzięki czemu umiemy naprawdę słuchać, wszystkimi zmysłami. I kiedy przyjmujemy te wszystkie informacje, nasz mózg to przetwarza i znajduje odpowiedzi, które, muszę przyznać, czasem zaskakują nawet mnie samego. Skąd to się bierze? To co przychodzi mi do głowy, wydaje się szalone, ale działa.
Opowiem teraz historię pewnej terapeutki z miasteczka niedaleko Sydney. Ona również medytowała i pewnego razu spróbowała takiego głębokiego słuchania. Opowiedziała tę historię na pewnej konferencji buddyjskiej. Pewnego razu spotkała się z klientką, która przyleciała aż z USA, z Kalifornii. Cierpiała na wiele różnych zaburzeń: depresję, stany lękowe i na dodatek chorowała na raka, zdaniem lekarzy w fazie terminalnej. Jej zdrowie psychiczne i fizyczne było w ruinie. Próbowała znaleźć terapeutę w Stanach, ale nikomu nie udało się jej pomóc. Była zdesperowana, więc kiedy usłyszała o tej terapeutce w Sydney, umówiła się na spotkanie; była bardzo bogata, więc mogła przylecieć na terapię aż do Australii.
Ta terapeutka opowiadała podczas tej konferencji, że znała historię tej kobiety i wiedziała, że zwykłe metody nie podziałają, więc postanowiła spróbować całkowitego słuchania. Kiedy ta kobieta weszła do gabinetu, terapeutka wyciszyła swój umysł. Żadnych myśli. Żadnej wyuczonej wcześniej wiedzy. To by tylko zwiększyło szum myśli w głowie. Przez kilka minut słuchała tej kobiety. A kiedy tamta skończyła, terapeutka powiedziała – i nie wie, skąd te słowa przyszły, ale powiedziała jej: „Myślę, że powinna pani znowu zacząć grać na skrzypcach”. To nie miało żadnego odniesienia do tego, co powiedziała jej ta kobieta na poziomie werbalnym, ale zareagowała na to wybuchem płaczu i w tym momencie rozpoczęło się jej katharsis. Okazało się, że kiedy była młoda, jej matka powiedziała, że dziewczynka o jej pozycji społecznej nie powinna marnować czasu na granie na instrumentach, mimo że to właśnie kochała robić. Nie, powinna robić coś ważniejszego. To był początek kontroli jej matki nad jej życiem i powstrzymywania jej od tego, co chciała robić. I to jedno zdanie: „Powinna pani znowu zacząć grać na skrzypcach” dla tej udręczonej chorobami kobiety oznaczało uwolnienie i pozwolenie na to, żeby robić to, co chciała. Rozluźnić się, odrzucić kontrolę i po prostu żyć. Od tego momentu ta kobieta zaczęła zdrowieć.
To był jeden z przykładów na to, że jeśli słuchasz, zamiast myśleć, to wzrasta siła twojej intuicji i możesz mówić rzeczy, które wydają się nie mieć sensu, ale które przynoszą dobre skutki. Kiedy za dużo myślimy, nie słuchamy, a kiedy nie słuchamy, to nie rozumiemy i wszystko psujemy.
Spróbujcie uspokoić ten myślący umysł w takim stopniu, żeby zacząć umieć słuchać. Nie mam zamiaru tylko radzić bez wyjaśnienia, jak wprowadzić te rady w życie. Jak uspokoić umysł i przede wszystkim wyciszyć ten głos wewnętrzny? Medytacja pomaga, więc zapraszam na sobotnie spotkania, na których uczymy medytacji. Jest też technika, którą stworzyłem i która pomogła wielu osobom nauczyć się przestać mówić do siebie, a zamiast tego słuchać. Polega na użyciu pewnej mantry. Jest wiele mantr i wiem, że to jest klasztor w tradycji Theravādy, ale co tam, wszystkie odmiany buddyzmu są dobre, więc korzystam z mantry Om mani padme hum, z tradycji tybetańskiej. Spróbujcie za pomocą tej mantry zatrzymać pęd myśli, jednak kiedy ją recytujecie, zacznijcie robić przerwy pomiędzy poszczególnymi wyrazami. Nie tylko „om mani padme hum” ale „om. Mani. Padme. Hum.” Wydłużajcie te przerwy, ale jeśli zauważycie, że wkradają się w nie myśli, skróćcie je i wypowiadajcie słowa prawie bez przerw. W miarę jak wasz umysł będzie się wyciszał, przerwy staną się dłuższe i dłuższe, aż w przerwach pomiędzy słowami umysł stanie się całkowicie cichy. A wtedy słuchacie … tak jak przed sekundą. Zrobienie pauzy w myślach umożliwia słuchanie.
To bardzo skuteczny sposób na zrozumienie innych ludzi i na komunikację z ludźmi, z którymi mieszkasz, z własnymi dziećmi, z ludźmi, z którymi pracujesz, klientami, dostawcami – wszystkimi, z którymi masz kontakt. Musisz porozumiewać się z tymi ludźmi i jeśli nauczysz się umiejętności słuchania z wyciszonym umysłem, to niesamowite, jak dobrze zacznie ci iść w życiu zawodowym, niezależnie od tego, czym dokładnie się zajmujesz. Staniesz się kimś, kto odbiera to, co mówią inni, zamiast tylko mówić. Staniesz się dobrym słuchaczem i nie tylko: umiejętność słuchania nie jest tylko narzędziem komunikacji z innymi i rozumienia tego, co nam przekazują; chodzi też o uczenie się o sobie samym poprzez słuchanie własnego ciała.
Często podczas medytacji na odosobnieniach uczę innej przydatnej umiejętności; wspominałem o tym wcześniej i ludzie się śmiali, ale potem pomyśleli, że może to nie taki głupi pomysł. Mówię ludziom, żeby kiedy wstają rano, zapytali swojego ciała i umysłu, co chcą robić tego dnia. To szalony pomysł: pytanie ciała i umysłu, co mają ochotę robić. Nie narzucanie im czegoś, co my uważamy, że powinni zrobić, ale robienie tego, czego chce ciało i umysł. To też uczy słuchania. Słuchania ciała i umysłu i dostrzegania, czego potrzebują. Ciało czasem potrzebuje szklanki wody albo czegoś do jedzenia, albo odpoczynku, albo ćwiczeń.
To niezwykłe, czego można się dowiedzieć o własnym ciele, jeśli tylko stajemy się świadomi poprzez słuchanie. Ja ciężko pracuję, ale kiedy mam wolne, pytam swojego ciała: „Co chcesz robić?”. I ono czasem odpowiada: „Chcę iść do łóżka”. Takie ma życzenie. Kiedyś powiedziałbym mu: „Nie możesz iść do łóżka, jest dopiero 9 rano, nie możesz teraz iść do łóżka.” Kiedyś tak było. Ale teraz mówię, że jeśli tego właśnie chce, to w porządku. I kiedy go słucham i ucinam sobie drzemkę o dziwnej godzinie – bo właśnie przespałem całą noc – to śpię trochę, a potem wstaję i czuję się naprawdę świetnie. Dzięki temu ciało czuje się wypoczęte.
Kiedy tak naprawdę wypoczniemy – nie dlatego, że z przyzwyczajenia poszliśmy spać o jakiejś godzinie i wstaliśmy wtedy, kiedy zwykle, bo wtedy często idziemy do łóżka i nie możemy zasnąć, a rano trudno nam wstać, to coś tu jest nie tak. Nie współpracujemy z naszym ciałem.
Czasem o pierwszej w nocy moje ciało mówi, że nie chce iść spać; chce medytować. W porządku. Słucham swojego ciała, a wtedy moje ciało staje się przyjacielem. To tak jak z partnerem: ciężko żyć z kimś, kto nas nie słucha. Teraz rozumiecie, dlaczego ciało czasem choruje: złości się na nas, ma nas dosyć, chce nam dać nauczkę. Jest taki żart, że śmierć to sposób natury na to, żeby nas skłonić, żebyśmy zwolnili. Nie doprowadźmy do tego. Zacznijmy słuchać ciała.
Słuchajmy też umysłu. „Umyśle, czego potrzebujesz?”. I znowu: to działa; umysł mówi, że chce zastanowić się nad jakimś problemem? Nie ma problemu. Czasem mówi, że ma dosyć i chce odpocząć. Pozwól mu. Nasz umysł chce, żebyśmy go szanowali. Słucham swojego umysłu i – o, ktoś robi zdjęcie – okazuję mu szacunek, bo tego właśnie chce. Chce być doceniony, zamiast być traktowany jak niewolnik – tak samo jak traktujemy nieraz nasze ciała. Chce trochę szacunku, tak samo jak ludzie chcą być szanowani przez tych, z którymi pracują. Staracie się, jak możecie, a szef daje wam jeszcze więcej pracy i ochrzania was, jeśli coś się nie uda. „Robię, co mogę!” – to czasami mówi również nasze ciało. „Robię, co mogę, dlaczego tak mnie traktujesz?”. Nasz umysł też mówi: „Staram się osiągnąć spokój i szczęście, daj mi złapać oddech”.
Słuchanie ciała i umysłu, postępowanie według tego, co słyszymy i ufanie, że ciało i umysł wiedzą lepiej, przynosi dużo korzyści. Nawet jeśli to znaczy, że śpimy o dziwnych porach. Jednym z największych problemów, gdy jest się opatem, są te wszystkie zasady, które zakazują tego i tamtego, w tym spania, kiedy się tylko chce. Wy macie mniej ograniczeń, więc możecie częściej robić przerwy. Zapytajcie ciała i umysłu, czego potrzebuje i postępujcie według tego, co powie; bądźcie życzliwi. To bardzo ważne. My co prawda mamy nasze klasztorne reguły, ale po dwudziestu ośmiu latach życia jako mnich, który przestrzega wszystkich zasad, zdajesz sobie sprawę, że najważniejszą regułą w klasztorze jest życzliwość i współczucie. Najważniejszą zasadą w Buddyjskim Towarzystwie Stanu Australia Zachodnia jest miłująca dobroć i współczucie. Nie ma nic ważniejszego. Kiedy się tym kierujemy, przychodzą do nas zdrowie i spokój. Stajemy się osobami, które wiedzą, jak słuchać świata i odpowiadać życzliwie.
Kolejna ważna kwestia: jak rozwiązać problem, z którym wielu z nas musi się zmierzyć, kiedy któreś z naszych rodziców trafi do szpitala w śpiączce i lekarz pyta nas, czy może zrezygnować z podtrzymywania ich przy życiu. Chodzi o twoją matkę, która cię urodziła i opiekowała się tobą i którą kochałeś bardziej niż kogokolwiek innego na świecie. Co wtedy zrobić? To bardzo proste: siadasz przy łóżku swojej matki i słuchasz. Słuchasz, żeby wiedzieć, czy nadal tam jest. Żeby wiedzieć, czego ona chce. Często mówię ludziom, żeby zadali to pytanie. Tak, twoja matka jest w śpiączce i pewnie nie usłyszy twoich słów, ale usłyszy twoje myśli, jeśli nadal tam jest, a ty będziesz słyszeć jej myśli.
Czasami zdarza się, że ktoś z twoich krewnych ma wypadek w Nowym Jorku, a ty jesteś tutaj i wiesz, że coś się stało. Jeśli to jest ktoś, kogo kochasz, to wiesz. Więc zadaj to pytanie: „Mamo, czy masz już dość? Chcesz żyć dalej czy chcesz umrzeć? To twój wybór.” Tak powinno być. To nie syn albo córka powinni decydować o zakończeniu czyjegoś życia. To wybór tej osoby. Więc zadaj to pytanie i słuchaj.
Jeśli trochę medytowałeś, jeśli umiesz słuchać, to usłyszysz tę odpowiedź. Wiele razy robiłem to dla innych ludzi. Siadałem obok kogoś i pytałem, czy ma już dosyć. Pewna moja znajoma, która teraz jest bhikkhuni – chyba nie będzie miała nic przeciwko, jeśli opowiem tę historię – kiedyś przeprowadziła ze mną wywiad do gazety i zapytała mnie, co powinno się zrobić, jeśli ktoś jest w śpiączce, co myślę o eutanazji, co zrobić w takiej sytuacji. Powiedziałem: „Wyobraźmy sobie konkretną sytuację: twoja matka jest w szpitalu, w śpiączce.” Popatrzała na mnie zaskoczona: „Dobry jesteś!”. Bo akurat jej matka rzeczywiście leżała w śpiączce na intensywnej terapii. Powiedziałem, że powinna usiąść obok niej i zapytać: „Czy masz już dość? Czy chcesz umrzeć? Jeśli tak, to powiem lekarzowi, żeby odłączył urządzenia. Jeśli chcesz żyć dalej, to będziesz żyć dalej. To twój wybór.”
Zadała to pytanie, usłyszała odpowiedź. Jej matka chciała żyć i żyła jeszcze przez kilka miesięcy. Podczas wizyty w Tajlandii odwiedziłem ją na oddziale i zadałem to pytanie jeszcze raz. Była już zmęczona – nic dziwnego, miała chorobę Creutzfeldta-Jakoba, połowa jej mózgu uległa degeneracji; walczyła o życie, może starała się pokonać chorobę, ale po jakimś czasie człowiek po prostu jest zmęczony i ma już dość. To jasne, jeśli umie się słuchać. Powiedziałem to tej mniszce i wtedy ona zadała matce to pytanie i otrzymała tę samą odpowiedź. W końcu nie musieli odłączać aparatury, bo ta kobieta umarła tej samej nocy, nim podjęto decyzję o odłączeniu.
Takie sytuacje są dobrą okazją do słuchania i zdobycia wiedzy, na czym polega całkowite słuchanie. To samo ze zwierzętami domowymi. Zabierasz zwierzę do weterynarza i okazuje się, że ma raka i trzeba je uśpić. Jako buddysta – nie tylko jako buddysta, po prostu jako człowiek – pytam: czy pozwolicie zabić to zwierzę? To jedna z rzeczy, które nie podobają się ludziom w buddyzmie, bo nie wolno nam nikogo ani niczego zabijać. Co zrobić? Znowu: zadajcie swojemu kotu pytanie. To nie ty decydujesz, ale ten kot. Zapytaj: „Masz już dosyć, czy chcesz dalej żyć?”. Jedna z kobiet, które od dawna nas wspierają, miała psa, który miał raka – chyba coś z nogami. Wzięła go do weterynarza, który powiedział, że nie ma szans, żeby ten pies przeżył, że bardzo cierpi i że trzeba go uśpić. Za moją radą wzięła psa i zapytała: „Czy chcesz umrzeć?”. Odpowiedź była jasna: „Nie, nie chcę jeszcze odchodzić”. Taki przekaz odebrała. Wróciła do weterynarza i powiedziała, że wraca z psem do domu. Weterynarz się rozgniewał. Powiedział, że jest okrutna, że pies cierpi, że buddyjskie zasady są głupie i nie mają nic wspólnego z dobrocią. Strasznie ją złajał. Sześć miesięcy później pies całkowicie wyzdrowiał. Zabrała go do weterynarza; ten zbadał psa i powiedział: „Niesamowite. Wy, buddyści, jesteście bardzo mądrzy”.
To nie jest pojedynczy przypadek – pamiętam, jak opowiedziałem tę historię na innym spotkaniu i ktoś podniósł rękę i powiedział, że jego psu przydarzyło się to samo. Takie jest właśnie całkowite słuchanie: jest w nim życzliwość, bo to pies, kot, matka albo ojciec decyduje. Słuchajcie. Ci z was, którzy są lekarzami, wiedzą, jak trudno nieraz dowiedzieć się czegoś od pacjenta. „Jak się pan czuje?”. „Boli.” „Jak to, boli? Gdzie boli? Jak boli?”. „Gdzieś tutaj.” To musi być frustrujące dla lekarza, jeśli pacjent nie umie wytłumaczyć, co się właściwie z nim dzieje. Ktoś może cierpieć na różne bóle i mieć różne objawy, ale nie wie, jak je opisać. I co ma zrobić lekarz? Jeśli chcesz być mądrym lekarzem albo pielęgniarką musisz słuchać. Słuchać całkowicie, tak że w spokoju i ciszy, bez myśli w głowie, bez zgadywania, co pacjent chce powiedzieć, usłyszysz, co tak naprawdę mówi. Poczuj to. I wtedy, intuicyjnie, będziesz wiedział, co zrobić. Jeśli słuchasz całkowicie, słyszysz odpowiedz. Słyszysz, co ktoś chce powiedzieć, czego nie umie wyrazić.
Wyrażenie siebie i przekazywanie informacji to jedno z życiowych wyzwań. Czasami nie możemy znaleźć słów, czasami boimy się powiedzieć, co myślimy, bo nie wiemy, jak inni to przyjmą. Przez to często słuchacz musi zrobić wysiłek, żeby zrozumieć, co ktoś inny chce przekazać. Nie oczekujmy, że ktoś po prostu powie nam coś wprost. Trzeba umieć dobrze słuchać, w ciszy i spokoju.
Kolejną ważną rzeczą w sztuce słuchania jest umiejętność trwania w ciszy. Jest w buddyzmie coś, co nazywamy nīvaraṇa, przeszkody. Dwie pierwsze to pragnienia i zła wola. To rzeczy, które wypaczają prawdę i wypaczają treść tego, co ktoś mówi, zanim jeszcze to usłyszymy. Zanim dotrze to do naszego mózgu. Wiele razy słyszymy to, co chcemy usłyszeć i nie słyszymy tego, czego nie lubimy. Odrzucanie treści i wypaczanie prawdy nikomu nie służy. Kiedy trwamy w ciszy, uwalniamy się od tych mechanizmów umysłu, które odfiltrowują, wypaczają i blokują to, co nam się nie podoba, które próbują podkreślić to, co chcemy usłyszeć. W ciszy te rzeczy znikają, a my słyszymy to, co faktycznie mówi druga osoba. Przestajemy filtrować. To bardzo ważne.
To niezwykłe: wydawałoby się, że kiedy tak filtrujemy, to powinniśmy odrzucić negatywne rzeczy, ale w naszych czasach ludzie odrzucają często to, co pozytywne. To dziwne. Słuchamy tego, co nam się nie podoba. Stąd płyną problemy z samooceną, negatywnością, poczuciem winy, depresją. A kiedy trafiamy na coś pięknego, to wypieramy.
Pewien psycholog w Sydney powiedział, że eksperymenty udowadniają, że potrzeba piętnaście sekund, żeby człowiek usłyszał pochwałę, i jedną sekundę, żeby usłyszał krytykę. „Ty głupia dziewczyno” – to od razu dociera. „Masz tyle życzliwości, jesteś wspaniała, robić piękne rzeczy” – tego nie słyszymy. Zamiast tego podejrzewamy ukryte intencje. Dlaczego nie słyszymy pochwał?
Wypaczanie słuchu to jeden z powodów dla których w świecie jest tyle złości, poczucia winy, depresji i niepokoju. Odrzucamy to, co pozytywne w życiu. Jeśli chcecie filtrować to na miłość boską, zmieńcie filtr. Jeśli coś odrzucacie to niech to będą złe, negatywne rzeczy; ja tak właśnie robię. Często powtarzam, że jeśli macie jakieś pozytywne uwagi na temat tych spotkań, przyjdźcie do mnie, jeśli macie jakieś negatywne uwagi, przyjdźcie do przewodniczącego – gdzie on jest? Chyba gdzieś uciekł. O, tam jest. Ja lubię filtrować: komplementy do mnie, zażalenia do przewodniczącego.
Ale nie, tak naprawdę tego nie róbcie; przyjmujcie jedno i drugie. Dzięki temu zyskujemy mądrość i zaczynamy słyszeć prawdę. To dziwne uczucie, kiedy ktoś nas chwali i mówi: „wspaniale mówiłeś”. Ile osób potrafi usłyszeć coś takiego? Albo: „zrobiłeś dziś coś bardzo dobrego”. Umiecie to usłyszeć? Ludziom często włącza się blokada: „niemożliwe, to nie o mnie. Ten ktoś powiedział, że mnie lubi, to jakiś wariat”. Dlaczego tak się dzieje? Powinniśmy, przynajmniej, umieć słuchać otwarcie i szanować osobę, która do nas mówi. Jeśli ktoś jest wobec nas życzliwy, to widać zrobiliśmy coś dobrego. Zaakceptujmy to.
Kiedy słuchamy w ten sposób, to nie tylko słuchamy tej drugiej osoby, ale też naszego ciała i umysłu. Jedną z bardzo ciekawych rzeczy jest słuchanie życia. Słuchanie życia polega na tym, że zamiast słuchać muzyki na i-podzie w ciągu dnia, zamiast rozmawiać z ludźmi albo nawet zamiast słuchać nagrań z moich wykładów – ludzie mówią mi, że słuchają ich w samochodzie w drodze do i z pracy; dziś ktoś powiedział, że kiedy słucha mnie w drodze do pracy, to jedzie wolniej, więc poskarżył się, że spowodowałem korek; jechał tak wolno, że zakłócił płynność ruchu na drodze. Jeśli ludzie zwalniają, to też znaczy, że dochody policji spadają, bo jest za mało mandatów za przekroczenie prędkości.
Zamiast słuchać nagrań z naszych spotkań albo muzyki, spróbujcie posłuchać życia. Można się świetnie zrelaksować idąc na plażę albo do lasu i w samotności słuchając dźwięku fal albo ptaków. W lesie zawsze coś się dzieje, i dzieje się teraz. Nie ma echa w australijskim lesie, ani na plaży. Każdy dźwięk tkwi w chwili obecnej. To uwalnia nas od zgiełku przeszłości i przyszłości. Jesteś tutaj. Słuchanie daje ci pokój. Słuchasz życia na żywo. Nie oglądasz nagrania. To wszystko jest naprawdę.
Ta prawdziwość życia to źródło mądrości. Wreszcie jestem na miejscu i słucham życia dziejącego się w chwili obecnej. To wypełnia nas spokojem i mądrością. Słuchamy nie tylko ptaków, ale też tego, co się dzieje wewnątrz nas. Słuchasz spokoju nie na zewnątrz, ale wewnątrz siebie. Zaczynasz rozumieć, jak właściwie działa twój umysł. Nazywamy to często refleksyjną uważnością w medytacji. Nie tylko trwasz w chwili obecnej, nie tylko skupiasz się na oddechu, ale też obserwujesz swoje wewnętrzne reakcje; słuchasz siebie. Słuchanie tego, jak reaguje się na różne rzeczy może być źródłem wielkiej mądrości. Jak często odrzucamy coś albo przyjmujemy przez to, że myślimy, że tak powinno albo nie powinno być. Zamiast tego powinniśmy zaakceptować wszystko. Na tym polega otwarcie drzwi własnego serca na życie. Na całe życie. Nie tylko na to, co nam się podoba. I dlatego głębokie słuchanie rodzi się z miłości. Kochać znaczy słuchać głęboko.
Kochasz swoje dziecko, więc go słuchasz, nawet kiedy mówi głupie rzeczy. Nieważne, to moje dziecko, będę go słuchać. Bez oceniania. Z akceptacją wszystkiego. Możesz też słuchać siebie. Mówisz czasem głupie rzeczy – ja też mówię głupie rzeczy, nawet bardzo głupie, ale wy słuchacie, z miłością i akceptacją. Słuchacie też waszych wewnętrznych reakcji, i w końcu możecie odnaleźć spokój, szacunek do samych siebie, samoakceptację. Kiedy słuchacie samych siebie, zaczynacie widzieć, jak ta cała krytyka i ocenianie którym ciągle się poddawaliście są kompletnie nieistotne. To tylko hałas. Można go wyciszyć.
Słuchajcie spokoju, który jest w waszym sercu. On zawsze tam był, ale został zakłócony. Nie wiem dlaczego – chociaż nie, właściwie to wiem: kiedy ludzie przychodzą do naszych klasztorów, w których jest bardzo cicho, to czasem zaczynają mówić głośniej niż jest konieczne. Nie mogłem zrozumieć dlaczego ludzie podnoszą głos kiedy przychodzą do naszego zacisza. To dlatego, że boją się tej ciszy. Słuchaj jej, a wkrótce wypełni cię spokój. Nie ma się czego bać. To, co słyszysz, to spokój. To, co słyszysz, to zadowolenie. To, co słyszysz, to wolność. Nie bójcie się. Przyjmijcie to do siebie. To trudne na początku, bo nie jesteście do tego przyzwyczajeni; jesteście przyzwyczajeni do mówienia i robienia różnych rzeczy. A teraz po prostu jesteście w ciszy i wszystko widzicie.
Na zakończenie podsumuję to spotkanie historią, którą często opowiadam podczas medytacji. Pokazuje ona, jak przez słuchanie uczymy się rozumieć i widzieć głęboko, i cieszymy się tym, co wcześniej nam umykało. To historia o mistrzu Taoizmu - Lao Tzu, który chodził na spacery ze swoimi uczniami – co wieczór z innym. Pewnego dnia wybrał nowego ucznia i powiedział mu, zanim wyruszyli, że jest złota zasada: podczas spaceru z mistrzem nie wolno się odzywać. Wyruszyli i długo szli przez las, aż w końcu, o zachodzie słońca, dotarli do gór. Zachód słońca wyglądał tak pięknie, że uczeń zapomniał o złotej zasadzie i zawołał: „wow, ale piękny zachód!” Mistrz odwrócił się, wrócił do klasztoru i powiedział, że temu młodemu człowiekowi nie wolno już nigdy iść z nim na spacer. Nigdy. Do końca życia. Inni uczniowie stwierdzili, że to trochę zbyt surowe: „to tylko jedno zdanie. Daj spokój. Zresztą, co jest złego w mówieniu?” Mistrz odpowiedział: „kiedy powiedział ‘co za piękny zachód!’, to nie zwracał już uwagi na ten zachód, tylko na swoje słowa.” Nie zwracał uwagi na zachód, tylko na słowa: „ale piękny zachód”.
Jeśli to rozumiecie, to rozumiecie moc ciszy. Za każdym razem, kiedy myślicie o kimś „to fajna dziewczyna”, to już nie widzicie tej osoby; zamiast tego widzicie słowa. Kiedy myślicie „wow, co za wspaniały las!”, to nie widzicie już lasu; zamiast tego widzicie słowa. Kiedy pytacie siebie „kim jestem?”, to nie widzicie już siebie; zamiast tego widzicie to pytanie. Nie widzicie siebie. Kiedy uczycie się, jak słuchać – ćśśś. Wtedy rozumiecie.
Czy rozumiecie?
Dziękuję za uważne wysłuchanie. Czy macie jakieś pytania związane z tematem słuchania? Mam nadzieję, że tamten mnich jest zadowolony; mam nadzieję, że słuchał.
Pytanie pierwsze, z Indii, z zeszłego tygodnia: „Dlaczego mój umysł ciągle zbacza w stronę autodestrukcyjnych myśli i zachowań?”
Myślę, że powodem może być to, że za bardzo próbujesz kontrolować umysł, więc się ciebie boi. Jak następnym razem spotkasz swój umysł, przeproś go i pozwól mu błądzić. Powiedz mu, że może chodzić, gdzie chce i przeproś za to, że tak go kontrolowałeś. Wtedy umysł powie: „no, dobra” i zostanie z tobą. Teraz twój umysł próbuje wziąć z tobą rozwód.
Pytanie drugie, Jack z Perth: „Co zrobić, jeśli ktoś nie praktykuje tego, co głosi, a poza tym odpowiedzi, których udziela na pytania są nie na temat?”
Konsekwencja jest bardzo ważna. Czyń tak, jak mówisz, mów według tego, jak czynisz. Ponieważ często przemawiam publicznie, muszę zważać na to, żeby nie ukrywać niczego, co mnie dotyczy. Jeśli ktoś chce zobaczyć, jak naprawdę żyję, zapraszam do klasztoru w Serpentine, możecie wejść do mojej celi i zobaczyć jak mieszkam, albo wejść do biura i sprawdzić, czy w szufladach nie ma jakichś Playboyów – albo, jak je nazywamy Playmnichów, ze zdjęciami mniszek. Jestem autentyczny, możecie się ze mną spotkać i zobaczyć, czy to wszystko, co mówię to prawda.
Co do odpowiadania nie na temat, pamiętam pewnego filozofa, który zainteresował mnie, kiedy byłem młody, Krishnamurti. Pewnego razu wygłosił bardzo znane przemówienie w Nowym Jorku – zostało nawet wydane na kasetach – po którym publiczność zadawała pytania. Ktoś zadał naprawdę dobre pytanie i byłem bardzo ciekaw, jaka będzie odpowiedź. A ten filozof na to: „czy ja muszę odpowiadać na każde pytanie?” To było bardzo ważne pytanie, a on je zlekceważył. Straciłem wtedy do niego szacunek. Ale dzięki temu teraz, kiedy sam jestem nauczycielem, pytam po spotkaniach, czy dobrze odpowiedziałem na pytanie. Jeśli nie, to przyjdź zadać je jeszcze raz, bo być może nie zrozumiałem, co miałeś na myśli. Staram się szanować pytania; myślę, że wszyscy powinni to robić. Czy jest się nauczycielem, czy po prostu przyjaciel zadaje ci pytanie i nie odpowiadasz na temat, to powinni zapytać jeszcze raz. Nawet przyznanie, że się czegoś nie wie wystarczy. Jeśli nie znasz odpowiedzi, to przyznanie tego budzi szacunek. Inaczej ludzie tracą radość życia i wzajemny szacunek.
Ostatnie pytanie jest z Indii: „Kiedy ludzie mnie krytykują, jak mam to zignorować, zamiast przejmować się krytyką i narzekaniem?”
Ludzie krytykują i marudzą, bo są stuknięci. Kto przy zdrowych zmysłach wygłaszałby krytykę, kiedy nie wie o czym mówi? Ja też jestem czasem krytykowany; mówię wtedy, że to nie ja, ja tego nie zrobiłem. Kiedy mnie chwalą, to też mówię, że nic nie zrobiłem i nie zasługuję na pochwały.
Dostajemy jedno i drugie: pochwały i krytykę. I na jedno, i na drugie czasem nie zasługujemy. Ludzie mówią różne rzeczy, ale nie znają cię. Jak ktokolwiek może oceniać innych? A tym właśnie jest krytyka czy pochwały. Ludzie po prostu nie wiedzą, o czym mówią. Jest wystarczająco trudno chwalić albo krytykować samego siebie; trzeba być bardzo uważnym i słuchać siebie samego bardzo głęboko, żeby wiedzieć, kim się jest i co kieruje naszym postępowaniem.
Zamiast narzekać i krytykować innych, przyjmijmy, że możemy się mylić. Jeśli zrobią coś głupiego, albo nawet nas zranią, weźmy pod uwagę, że może mieli okropny dzień, że tak naprawdę wcale tak nie myślą, może nie mówili do mnie, tylko do kogoś, kto stał za mną. Spójrzmy na to z dystansem, i nie reagujmy gniewem. Nie musimy reagować na krytykę i narzekanie.
Jak wspominałem w książce, którą napisałem wiele lat temu – powiedziałem też o tym jednemu z byłych premierów, bardzo mu się to spodobało; gazety ciągle go krytykowały i publikowały złośliwe komiksy; zawsze rysują Julię Gillard z wielkim siedzeniem, okropne są ci rysownicy. W każdym razie, jeśli ktoś robi coś takiego, to nie pozwalaj mu, żeby kontrolował twoje szczęście. Twoje szczęście jest w twoich rękach, nie w rękach gazety. Nie w rękach twoich wrogów albo ludzi, którzy cię nie lubią. Twoje szczęście jest całkowicie pod twoją kontrolą. Ludzie mogą mówić co chcą, ale moje szczęście jest w moich rękach. Mogą mnie nazywać świnią, najgrubszym, najgłupszym mnichem na świecie, a ja powiem: „tak, masz rację”. Będę szczęśliwy niezależnie od tego, co powiedzą ludzie. Nigdy nie pozwalaj innym kontrolować własnego szczęścia. To wam radzę. Ludzie krytykują albo chwalą, ale ja nie stanę się szczęśliwszy tylko dlatego, że ktoś mnie pochwalił. Będę szczęśliwy z samym sobą. Wiem, co robię i dlaczego. Nikt inny tego nie wie. W ten sposób komentarze innych ludzi po prostu po nas spływają.
Jeśli to nie podziała, to, za radą Buddhy, bądźcie jak lotos. Kwiat lotosu jest jednym z symboli buddyzmu. Ludzie mogą załatwiać się na kwiat lotosu, ale to nie zostawia na nim żadnych śladów. Ludzie mogą oblewać lotos perfumami, i po nich też nie zostaje ślad. Pochwała i obwinianie nie zostawiają śladu na mądrym sercu, tak jak na lotosie. Można wylać na niego perfumy albo mocz, i nic z nich na nim nie zostaje. Bądźcie jak lotos.
Jakieś pytania z widowni? Zazwyczaj odpowiadamy na pytania z zagranicy, ale w zeszłą sobotę ktoś przekierował swoją wiadomość przez Indonezję, choć tak naprawdę siedział w tej sali. Dostałem pytanie od Johna z Indonezji, który tak naprawdę był tutaj, na widowni. Spryciarz. Nie musicie tego robić, jeśli ktoś ma pytania, niech podniesie rękę. Tak?
Q: „Nie wspomniałeś w ogóle o bezpieczeństwie, a żeby słuchać, trzeba czuć się bezpiecznym, tak, żeby nasza uwaga mogła nie skupiać się na nas samych i żeby było nas stać na to, żeby skupić się na innych. Wiele osób żyje skanując swoje otoczenie w poszukiwaniu zagrożeń. 8 do 10% społeczeństwa cierpi na fobię społeczną i wiele osób łatwo onieśmielić. Dlatego konieczne jest, żebyśmy umieli się zrelaksować i poczuć bezpiecznie zanim będziemy mogli się skupić na kimś innym. Dlaczego nie poruszyłeś tej kwestii?”
AB: Myślę, że to dlatego, że zawsze czuję się bezpiecznie, nawet w niebezpiecznych sytuacjach; jako mnich, nie mam nic do stracenia. Bo czym właściwie jest strach? Strach oznacza utratę czegoś, do czego jesteśmy przywiązani. A jeśli uwalniamy się od przywiązań, zaczynamy rozumieć, że nie mamy nic do stracenia. Strach znika.
To, co mówię, to mój osobisty punkt widzenia, ale myślę, że czasem bezpieczeństwo pomaga nam mówić, wyrazić siebie; kiedy się boimy, to też słuchamy, ale nie tego, co powinniśmy: nasłuchujemy zagrożeń na zewnątrz zamiast słuchać naszych wewnętrznych reakcji. Tak naprawdę nie ma miejsca, w którym możemy być w stu procentach bezpieczni. To czyni życie pięknym. To tak jak w tragedii w Lockerbie: ludzie myśleli, że są bezpieczni w miasteczku w Szkocji, a pewnego dnia z nieba spadł samolot. To nie powinno nikogo zaskoczyć, bo takie rzeczy się zdarzają. Nie jest to prawdopodobne, ale może się zdarzyć.
Być może czujecie się bezpieczni tutaj, ale kilka lat temu, dokładnie w miejscu, gdzie siedzisz, Thomas, ktoś miał zawał serca i umarł. Dokładnie w tym miejscu. Czujecie się bezpieczni? Pewnie, że tak.
Idea bezpieczeństwa jest złożona, ale wiem, co masz na myśli; czytałem artykuł na podobny temat, który zwracał uwagę na to żeby, szczególnie, jeśli pracuje się jako terapeuta, sprawić, żeby druga osoba poczuła się bezpiecznie i mogła swobodnie wyrazić. Ale to dotyczy wyrażania; słuchanie to zupełnie co innego.
Dziękuję za pytania, i za to, że nie przesyłaliście ich przez Nową Gwineę. Dziękuję za wysłuchanie; słuchajcie dalej, jest jeszcze tyle do usłyszenia. Wyrazimy teraz szacunek Buddzie, Dhammie i Sandze, a potem możemy wrócić do swoich spraw.
O autorze
Brahmavamso Ajahn
zobacz inne publikacje autora
Czcigodny Ajahn Brahmavamso Mahathera (znany jako Ajahn Brahm), właściwie Peter Betts, urodził się w Londynie 7 sierpnia 1951 roku. Obecnie Ajahn Brahm jest opatem klasztoru Bodhinyana w Serpentine w Australii Zachodniej, Dyrektorem ds. Duchowych Buddyjskiego Towarzystwa Stanu Australia Zachodnia, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Wiktoria, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Australii Południowej, Patronem Duchowym Bractwa Buddyjskiego w Singapurze oraz Patronem Duchowym ośrodka Bodhikusuma Centre w Sydney.
Artykuły o podobnej tematyce:
- Thanissaro Bhikkhu Papañca i ścieżka ku kresowi cierpienia
- Ajaan Sumedho Niedwoistość
- Bhikkhu Bodhi Przebywając pośród mądrych
Sprawdź też TERMINOLOGIĘ
Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi:
Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.
Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0
Oryginał można znaleźć na tej stronie: https://www.youtube.com/watch?v=eSIEN0pZkxE
Źródło: http://www.bswa.org
Tłumaczenie: KuHarmonii
Redakcja polska: Aneta Miklas (www.liczesiezeslowami.pl)
Czyta: Aleksander Bromberek (http://lektor-online.pl/)
Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/