Tytuł: Skopiuj to!

O autorze: Bhikkhu Sujato

Wersja pdf: pdf2.jpg

zobacz źródło

print

Wersja epub: epub2.jpg
bz_0026.jpg

Prawo autorskie to ważny problem. Nie ma nawet jednego użytkownika komputera, który nie zetknąłby się z możliwością wykorzystania lub tworzenia treści, które naruszają prawa autorskie. I jest to również poważna sprawa w zakresie tekstów buddyjskich, gdzie wiele tekstów jest chronionych w tej czy innej formie przez prawo autorskie. Mam zamiar przeprowadzić tutaj dość skomplikowaną argumentację, więc pozwolę sobie z góry przedstawić moje wnioski.

Myślę, że prawo autorskie to zły pomysł. Myślę, że byłoby nam o wiele lepiej bez niego. Ale niezależnie od tego czy istnieje dla niego pewne zastosowanie w niektórych dziedzinach, jest ono sprzeczne z podstawowymi zasadami buddyzmu i nigdy nie powinno być stosowane do pism buddyjskich.

Dlaczego prawo autorskie to zły pomysł?

Podstawowym założeniem praw autorskich jest to, że możemy zapewnić twórcom dochody za pomocą prawa. Celem prawa autorskiego jest zapewnienie ścieżki prawnej zapewniającej przestrzeganie praw oryginalnych twórców. To znaczy, że wzmianka o prawach autorskich jest niczym innym jak ukrytą groźbą czynności prawnej. Mówi ona, że jeśli nie postępujesz zgodnie z zaleceniami, jesteś przestępcą, a my podamy cię do sądu. Problemem jest nie tylko to, że groźby te nie działają, ale to, że uniemożliwiają nam nawet branie pod uwagę bardziej ludzkich i akceptowalnych społecznie środków.

Gdy prawa autorskie ewoluowały na przestrzeni ostatnich kilku wieków, żyliśmy w zupełnie innym świecie. Kopiowanie stanowiło duży wysiłek i można było je w związku z tym ograniczyć. Ale w ciągu ostatnich 20 lat, połączone moce ludzkiej pomysłowości i produkcji przemysłowej stworzyły miliardy urządzeń, które mogą kopiować bardzo szybko i umieściły te maszyny w rękach większości ludzi na tej planecie.

A teraz mówi się wszystkim, "Proszę nie używać tych urządzeń do kopiowania!" Słyszałeś o kuszeniu, które wydarzyło się w Edenie? Pozwólcie, że będę zgadywał: ludzie i tak będą kopiować.

Poniżej liczba zgłoszeń do usunięcia (notice and takedown) jakie dostaje Google w związku z naruszeniem praw autorskich:

google_takedown.jpg

Tak, to ponad milion wniosków dziennie. W jednej firmie. Spójrzcie jak wzrosła ta liczba w ciągu ostatnich kilku lat, w tym samym czasie, kiedy obrońcy praw autorskich tak mocno naciskali na tworzenie coraz bardziej drakońskiego prawa.

Nie ma aż tylu złych ludzi na świecie. Jeśli prawo mówi, że miliony ludzi są przestępcami, to prawo jest złe, nie ludzie. Każde prawo, które jest łamane tak często jest nieprzemyślane.

Wydaje mi się, że są dwa rodzaje udanego prawa. Pierwszy dotyczy spraw, które są bardzo wyjątkowe, tylko garstka osób dokonuje wykroczeń, które radykalnie łamią to, co uważa się za dopuszczalne: morderstwo, kradzież, itp. W tych przypadkach można zakazać danej rzeczy i nakładać wysokie kary na sprawców. Ale inne rodzaje ustaw regulują sprawy, które większość ludzi robi lub może robić. Nie chodzi tu o zakazywanie robienia czegoś, ponieważ jest to złe, ale zarządzanie tym, w interesie dobra publicznego. Mam na myśli takie sprawy jak mandaty za przekroczenie prędkości, przepisy budowlane czy strefy dla niepalących. W takich przypadkach staramy się nakłonić ludzi do lepszego zachowania. Prawo w tych kwestiach można dostrajać, czyniąc je bardziej rygorystycznym aby wraz ze składnikiem edukacyjnym stopniowo budować społeczne normy dopuszczalnych zachowań.

Problemem z prawem autorskim jest to, że próbuje zastosować absolutyzm, który jest odpowiedni dla pierwszego rodzaju prawa, do czegoś, co powinno być zarządzane przez drugi rodzaj prawa. Nie można po prostu powstrzymać ludzi przed kopiowaniem rzeczy które lubią. To się nigdy nie uda. Być może da się zmienić ich zachowanie, ale dopóki nie pokaże im się sposobu w jaki to zrobić, ​​jest to przegrana bitwa.

Często uważa się, że prawo autorskie może być uzasadnione w odniesieniu do rzeczywistości gospodarczej. Ale jeśli tak jest, to dlaczego zwolennicy praw autorskich posuwają się do fałszowania danych, aby uzasadnić swoje stanowisko? Z drugiej strony, jest wiele relacji autorów i oficjalnych badań, które pokazują, że publikowanie książek swobodnie w internecie znacznie zwiększa rozpowszechnianie i ma niewielki wpływ na sprzedaż książek.

Powodem wprowadzenia prawa autorskiego nie była ochrona korporacji, ale ochrona pracy twórców. Ale w praktyce wygląda to inaczej. Zanim zostałem mnichem, byłem twórcą. Byłem autorem tekstów i żyłem wśród artystów. Przez 6 lub 7 lat prawie wszystkimi moimi przyjaciółmi byli pisarze, poeci, aktorzy, muzycy, malarze lub tancerze. I nie mogę sobie przypomnieć jednego razu, gdy prawo autorskie było rzeczywiście istotne dla kogokolwiek. To prawda, zarobiłem trochę z licencji na piosenki, ale to nigdy nie wpłynęło w znaczącym stopniu na nasze życie.

A tak w ogóle, nawet jeśli jako walczący o uznanie artysta dowiedziałbyś się o naruszeniu praw autorskich, co mógłbyś z tym zrobić? Pozwać wydawcę lub firmę nagraniową do sądu? Powodzenia. Zamiast tego, jeśli w ogóle byś coś zrobił, to skontaktowałbyś się z domniemanym sprawcą. A jeśli by nie zrobił tego czego się domagałeś, ponarzekałbyś na ten temat. Nie potrzebujesz do tego systemu prawnego.

Prawo autorskie staje się istotne, gdy wkraczasz do sfery korporacyjnej, sponsorowanej sztuki. Podpisujesz kontrakt, dając własność praw autorskich firmie. Dla nas była to wytwórnia, ale może to być wydawca książki, studio filmowe lub cokolwiek innego. Potem to oni są właścicielem praw autorskich, a ty otrzymasz niewielki procent (w naszym przypadku około 10% - tak wygląda ochrona praw twórców). Jeśli jest naruszenie praw autorskich, firma idzie do sądu, ponieważ może sobie na to finansowo pozwolić.

W niektórych przypadkach może to być uzasadnione. Na przykład, nakręcenie filmu jest bardzo drogie. Potrzebujesz firmy zapewniającej finansowanie i ponoszącej ryzyko. Ale to jest zupełnie warunkowe i zmienia się w zależności od technologii. W przeszłości, na przykład, wydawnictwo było potrzebne do produkcji książek. Stopniowo, technologia wyeliminowała wiele wyspecjalizowanych usług, które mogą zaoferować wydawcy. Skład, korekta tekstów, projektowanie, marketing, druk, dystrybucja: to wszystko może być teraz łatwo zrobione przez poszczególnych autorów, którzy mogą zachować pełną kontrolę nad ich prawami autorskimi. W sklepie Amazon, prawie 50% przychodów dla twórców gatunku pochodzi obecnie z opublikowanych przez siebie książek. Zatem argument, że pewna praca twórcza wymaga dużych przedsiębiorstw i ochrony prawnej nie oznacza, że ​​taka ochrona jest niezbędna wszędzie.

Pogląd, że prawo autorskie istnieje by chronić twórców słabnie, jeśli wziąć pod uwagę destrukcyjny wpływ jaki miało radykalne rozszerzenie praw autorskich na prace, których twórcy zmarli. Poniżej podaję wyjaśnienie tego tematu przez profesora Jamesa Boyle z Duke Law School:

Kongres wyeliminował łagodną praktykę obowiązku odnawiania (która gwarantowała, że 85% dzieł i 93% książek znajdowały się w domenie publicznej po 28 latach, bo autorzy i wydawcy po prostu nie chcą lub nie potrzebują drugiego okresu praw autorskich.) W ten sposób, prawo autorskie, które było systemem opt-in (wystarczyły bardzo drobne formalności, aby uzyskać prawa autorskie) stało system opt-out (masz prawa autorskie automatycznie po "utrwaleniu" pracy w formie materialnej, czy tego chcesz, czy nie.) Nagle cały świat nieformalnej i niekomercyjnej kultury - od amatorskich filmów, które zapewniają wspaniały wgląd w życie prywatne danej ery, do esejów, plakatów, materiałów dydaktycznych produkowanych lokalnie - został wciągnięty do obszaru prawa autorskiego. I jest tam trzymany przez okres życia autora plus 70 lat. Efekt kulturowy był katastrofalny. Prawa autorskie zamiast dotyczyć małej części sztuki i tylko na okres 28 lat, w którym była dostępna na rynku komercyjnym, objęły całą kulturę, niezależnie od tego, czy była ona dostępna - często na ponad wiek. W przeciwieństwie do "Fahrenheit 451", zdecydowana większość sztuki zepchnięta została do dwudziestowiecznej czarnej dziury, nie była dostępna na rynku, a w większości przypadków, autorzy są nieznani. Dzieła są zamknięte - bez korzyści dla nikogo - i nikt nie ma klucza, aby je odblokować. Odcinamy się od naszej własnej kultury, pozwalamy jej zgnić - czy w przypadku taśmy filmowej, dosłownie rozpaść - bez korzyści dla nikogo. Dzieła może nie są fizycznie niszczone - choć wiele z nich jest, znikają, rozpadają się lub po prostu gubią się po długim okresie czasu, na który zostały skazane przez prawa autorskie. Ale większość dzieł dla ogromnej większości obywateli, którzy nie mają dostępu do jednej z naszych wielkich bibliotek, po prostu nie istnieje, tak jak gdybyśmy ułożyli cały dorobek kulturalny dwudziestego wieku na stosie i podpalili; a wszystko to w chwili, kiedy moglibyśmy korzystać z internetu aby znacznie rozszerzyć zakres dostępności sztuki.

To, że rozszerzenie praw autorskich jest bezużyteczne i szkodliwe nie jest opinią tylko kilku radykałów. W roku 2002 zespół 19 ekonomistów, w tym 4 laureatów nagrody Nobla, przedstawiła analizę dla kongresu USA w sprawie ustawy 'Copyright Term Extension' z roku 1998, w którym stwierdzili, że ​​"W ogólnym rozrachunku autorzy uważają, że jest bardzo mało prawdopodobne, że korzyści ekonomiczne wynikające z rozszerzenia praw autorskich związane z ustawą CTEA przewyższają dodatkowe koszty." A jednak ustawa wciąż działa.

Oto oszałamiająca grafika, która pokazuje, jak głęboką dziurę wykopało prawo autorskie w naszej kulturze. Pochodzi ona z artykułu pod tytułem "Jak prawo autorskie utrzymuje działa w ukryciu", Paula J. Healda z wydziału prawa Uniwersytetu Illinois. Ten wykres pokazuje, jak książki wydane przed magiczną datą publicznej domeny, 1923, są znacznie bardziej dostępne niż te opublikowane po. Zasadniczo wydawcy udostępniają teksty przez dekadę lub dwie, a potem leżą nieczytane, aż wejdą do domeny publicznej.

subreddit151.jpg

Są też dowody na potwierdzenie tej tezy w praktyce. Badania empiryczne pokazują, że twórcy zarabiają przeciętnie około połowy mediany płacy, a do tego dochód jest bardzo nierówny i niepewny. Martin Kretschmer oraz Philip Hardwick z Bournemouth University Business School przeprowadzili ankietę wśród 25000 autorów w Wielkiej Brytanii i Niemczech. W podsumowaniu badania napisali, że jeśli celem prawa autorskiego jest zapewnienie rozsądnego wynagrodzenie dla pisarzy: "[…] to badanie pokazuje dość jednoznacznie, że obecnie prawo autorskie w praktyce nie spełnia tego celu." Dodali: "Po tym badaniu, polityka praw autorskich nie może pozostać taka sama." A jednak nie tylko nie było reformy, sprawy zmierzają w coraz bardziej niekorzystnym kierunku, np. w tajnych negocjacjach Partnerstwie Tranpacyficznym (TPP).

Jeżeli prawo tak naprawdę nie chroni twórców, to kogo chroni? Prawo autorskie jest instrumentem kapitalizmu, i jak wszystkie instrumenty kapitalizmu, ma na celu uczynienie bogatych jeszcze bogatszymi. Kto robi tyle hałasu w sprawie praw autorskich? Rolnicy w Kenii? Sprzętacze ulic w Manili? Kierowcy autobusów w Brazylii? Nie, to właściciele ogromnych, bogatych korporacji.

Uważam, że faktycznym efektem prawa autorskiego, jest przejęcie pieniędzy z rąk twórców i ich fanów, by skumulować je w rękach bogatych, którzy kontrolują środki produkcji. Pomyślcie o tym: dlaczego prawo autorskie zostało stworzone około 300 lat temu? Czy nie jest to przypadkiem czas, gdy zaczęto używać prasy drukarskiej? Prasa drukarska umożliwia masowe kopiowanie pisma, ale robi to przy znacznych kosztach, zarówno fizycznej maszynerii i przestrzeni, ale także związanych z czasem, doświadczeniem i starannie wyuczonym rzemiosłem. Kiedy to prawo zostało stworzone, służyło pewnemu celowi, ponieważ kapitał - prasy drukujące, sieci dystrybucyjne i tym podobne, były potrzebne do propagowania dzieł. Więc powstał rodzaj firm, znanych jako "wydawcy", radzących sobie z tymi rzeczami i umożliwiających drukowanie i dystrybucję książek. Ale obecnie wymiernym efektem prawa autorskiego jest utrudnienie ludziom dostępu do treści. A powód tego stanu rzeczy jest prosty: cała ta idea opiera się na poziomie technologicznym, który po prostu już nie istnieje.

Zysk można otrzymać z popytu na dobra, których podaż jest ograniczona. W XX wieku, podaż treści intelektualnej była ograniczona, a więc była ona cennym towarem. Teraz tak nie jest; mimo wysiłków dostawców treści, by ten stan utrzymać. Informacja jest najtańszą rzeczą na świecie; znacznie tańszą niż woda. Ekonomiczne zasady leżące u podstaw praw autorskich są znacznie odpięte od realnego świata.

Szukałem danych demograficznych na temat skutków gospodarczych prawa autorskiego i nie byłem w stanie znaleźć niczego, więc pozwólcie mi postawić niepopartą badaniami hipotezę. Jeśli ktoś wie coś więcej na ten temat, proszę dać mi znać. Ale oto moja teoria: przepływ pieniędzy z praw autorskich jest, ogólnie rzecz biorąc, od biednych do bogatych; od kolorowych do białych; od kobiet do mężczyzn; z krajów słabo rozwiniętych do wysoko rozwiniętych; i od młodych do starych. Udowodnijcie, że się mylę!

Jeśli chcemy zachować jakąkolwiek formę prawa autorskiego, powinniśmy rozwijać je jako prawo drugiego rodzaju, o którym wspomniałem wyżej, stopniowo i w pragmatyczny sposób, wraz z procesem edukacji.

Jeden model mógłby polegać na tym, aby prawo autorskie było bardziej jak prawo patentowe. Działałaby zasada opt-in, więc twórca musiałby złożyć wniosek o prawo autorskie, w którym nakreślono powody stosowania prawa autorskiego w tym przypadku. Jeśli wniosek zostałby przyjęty, pewien procent zarobków, powiedzmy 10%, wędrowałby do organu regulacyjnego, zapewniając w ten sposób środki na jego utrzymanie. Dzięki temu prawo autorskie byłoby stosowane tylko w stosunku do znaczących dzieł, gdzie twórcy naprawdę oczekują, że mogą stracić więcej niż 10% swoich zarobków przez kopiowanie. Prawo autorskie miałoby zastosowanie w rozsądnym okresie, powiedzmy 20 lat, jak to jest w przypadku patentów.

Od zarania dziejów, ludzie bez przerwy coś tworzą. Pierwsze oznaki ludzkiej aktywności twórczej mają prawie 100.000 lat. Kreatywność jest wyrazem ludzkiego ducha: to nie jest własność kapitalizmu. Bez względu na to, co w tej kwestii robisz, ludzie będą tworzyć. Ludzie na całym świecie tworzą, piszą, malują, grają muzykę, i nie obchodzi ich prawo autorskie. W prawie autorskim nie chodzi o promowanie kreatywności. Chodzi o utrzymanie przy życiu porządku gospodarczego opartego na technologii XX wieku, który zapewnia, że ​​niewielki krąg bogatych otrzymuje większą część zysku ekonomicznego z działalności twórczej.

Prawo autorskie i buddyzm

Można by pomyśleć, że nie będzie trzeba tego przypominać, ale najwyraźniej jest taka potrzeba: w buddyzmie chodzi o odpuszczanie, a prawa autorskie polegają na zatrzymywaniu.

Nawet jeśli możemy zaakceptować niektóre formy prawa autorskiego w pewnych sferach życia, jak można zastosować je do buddyzmu? Przede wszystkim, buddyzm nie tylko przetrwał, ale rozwijał się przez tysiące lat zanim pojawiła się w ogóle koncepcja praw autorskich. Zacznijmy więc od perspektywy historycznej.

Pierwsze pytanie, które może być łatwo rozpatrzone brzmi: czy kopiowanie jest kradzieżą naruszającą buddyjskie wskazania? Odpowiedź brzmi: nie. Kradzież w buddyzmie wymaga, aby ​​właściciel był pozbawiony czegoś. Kopiowanie to nie zabieranie. Można argumentować, że twórca jest pośrednio pozbawiony dochodów, ale to nie ma znaczenia. Istnieje wiele sposobów, aby pośrednio pozbawić kogoś dochodu: mógłbym np. założyć konkurencyjną firmę. I mógłbym to nawet zrobić ze złośliwości, aby świadomie cię skrzywdzić. To może nie być grzeczne, to może być nawet niezgodne z prawem, ale to nie ma nic wspólnego z kradzieżą. Oczywiście, łamanie praw autorskich jest niezgodne z prawem i to jest odrębna sprawa, ale nie jest to łamanie wskazań.

Nawiasem mówiąc, wiele osób zakonnych, jak większość ludzi w krajach rozwijających się, korzysta z pirackiego oprogramowania przez cały czas. Jeśli kopiowanie byłoby kradzieżą, ryzykowaliby takim przewinieniem opuszczenie stanu mnisiego. Jednak mimo, że korzystanie z oprogramowania nie jest przewinieniem oznaczającym wydalenie z Saṅghi, jest to wciąż nielegalne. Jest to jeden z wielu powodów, dla których mnisi powinni korzystać z bezpłatnego oprogramowania open source (Free and Open Source Software - FOSS), takich jak Linux. To ilustruje również jeden z często pomijanych szczegółów w historii prawa autorskiego. Oprogramowanie to jest niezwykłą branżą, ponieważ masowe kopiowania ma miejsce od początku jego istnienia. Ludzie używają milionów pirackich kopii Windows i innego oprogramowania, od kiedy tylko się pojawiły. Mimo tego, producenci oprogramowania świetnie prosperują i przynoszą im one rekordowe zyski.

W tradycji buddyjskiej, jak zresztą w większości dawnych tradycji, nie ma pojęcia własności intelektualnej. Ludzie pożyczali i kopiowali przez cały czas. Teksty buddyjskie są pełne przypadków, w których mnisi i mniszki cytują dosłownie wypowiedzi Buddhy lub innych i nigdy nie jest poruszana kwestia własności. To dlatego, że w Dhammie nie chodzi o własność. Chodzi o pomaganie ludziom puścić cierpienie.

Jeśli Dhamma była uznawana za należącą do kogokolwiek, to do Buddhy. Buddha zachęcał swoich uczniów do nauczania Dhammy w ich własnym języku. W ten sposób od pierwszych dni, Dhamma istniała w wielu formach, z których wszystkie były uznawane za słowa Buddhy. Gdy teksty zostały później przetłumaczone na język chiński i tybetański, kontynuowano tę tradycję, i traktowano tłumaczenia jako "słowa Buddhy" w dokładnie w tym samym sensie, jak "oryginalne" teksty (które same były tłumaczeniem z jednego indyjskiego dialektu na drugi).

Jednak w dzisiejszych czasach, umowy takie jak Konwencja Berneńska stwierdzają, że tłumaczenia powinny być uznane za oryginalne kreacje. Myślę, że to pomyłka. Pisałem jako autor, robiłem tłumaczenia i wiem, że są to bardzo różne rzeczy. Można, na przykład wykonać tłumaczenie komputerowe, choćby niskiej jakości, ale żaden komputer nie jest w stanie napisać sensownego oryginalnego artykułu.

Bądź co bądź, to wyraźnie sprzeczne z całą tradycją buddyjską. Nie trzeba dodawać, że nikt nie pomyślał o tym, aby skonsultować się z buddystami. To było prawo ustanowione w Europie przez bogatych białych mężczyzn, którzy się nawet nie zastanawiali, że ich działania mogą mieć wpływ na starożytną tradycję duchową ze Wschodu. Ale to prawo zostało przyjęte przez wielu buddystów, którzy używają go do kontrolowania sposobu wykonywania tłumaczeń. Pisma buddyjskie nie są już traktowane jako "słowa Buddhy", ale jako własność osób fizycznych, lub co bardziej prawdopodobne, korporacji. Tendencja ta występuje głównie wśród zachodnich tłumaczy. Tłumacze z Azji zazwyczaj utrzymują tłumaczenia w pierwotnym duchu, choć czasami używają różnych form restrykcyjnych licencji.

Nie tylko tłumaczenia uważane są za własność osób fizycznych, nawet oryginalne teksty są często przedmiotem roszczeń praw autorskich. Można by pomyśleć, że tysiącletnie teksty będą dość mocno osadzone w domenie publicznej, ale najwyraźniej wielu wydawców oryginalnych tekstów tak nie myśli. Wychodząc poza i tak bardzo szeroki zakres prawa autorskiego, publikują licencje ze swoimi tekstami, czasem "uwalniając" je na różnych licencjach Creative Commons. Ale można tylko licencjonować coś, co się posiada, a nie ogłaszać się właścicielem czegoś, czego się nie ma. Takie roszczenie jest lub powinno być nielegalne. (Ponieważ prawo autorskie jest napisane niemal całkowicie w celu ochrony interesów dostawców treści, nie jest jasne, w jakim stopniu takie twierdzenie jest faktycznie nielegalne. Ale zasada jest wystarczająco jasna).

Podstawowym uzasadnieniem dla prawa autorskiego jest to, że jeśli nie nałożymy praw autorskich na dzieła, twórcy nie dostaną wynagrodzenia, więc praca nie zostanie wykonana. To wątpliwy argument przedstawicieli przemysłów kreatywnych, ponieważ nie tylko, jak już zauważyliśmy, nie ma dowodów, że prawa autorskie rzeczywiście zapewniają godne życie dla artystów, ale dlatego, że artyści nie są motywowani przede wszystkim pieniędzmi.

Szczególnie ma to zastosowanie do buddyzmu. Nikt nie tłumaczy buddyjskich tekstów dla pieniędzy. I bardzo dobrze, bo jeśli chcesz to robić dla pieniędzy, będziesz bardzo rozczarowany. My - mnisi, naukowcy, instytucje lub osoby prywatne, którzy wykonujemy pracę tłumaczenia, robimy to z miłości. Istnieją ogromne ilości tłumaczeń, które zostały wykonane i po prostu opublikowane, bez próby uzyskania rekompensaty. I nawet w mniejszości przypadków, w których prace są publikowane komercyjnie, tłumacze i asystenci, którzy umożliwili powstanie tych prac, zazwyczaj nie dostają z nich żadnych dochodów. Biorąc to pod uwagę, wydaje mi się, że najlepszym sposobem, aby tworzyć wysokiej jakości tłumaczenia jest udostępnienie naszej pracy za darmo, aby mogła być kopiowana, adaptowana i poprawiona. Jeśli potrzebne jest finansowanie, na przykład, jeśli ktoś chce tymczasowo zrezygnować z pracy aby wykonać tłumaczenia, powinniśmy polegać na buddyjskiej kultury "dāna", która wspierała utrzymanie i rozpowszechnianie tekstów od tak dawna.

Kiedy sugeruję, że nie powinniśmy używać praw autorskich do naszych tekstów, ludzie mówią; ale jak powstrzymać innych przed ich niewłaściwym używaniem? Nie rozumiem w czym tkwi problem. Czy ktoś naprawdę myśli, że są hordy złośliwych ludzi czekających aby zrobić straszne rzeczy z buddyjskimi tekstami?

Jeżeli jednak ktoś robi coś niewłaściwego z moją pracą, jak na przykład, publikując ją jako własną, skontaktuję się z nimi i poproszę ich, aby przestali. Jeśli nie, będę polegać na presji środowiska. Napiszę o tym i niech ludzie wiedzą, że jest to oszustwo. I sprawcy wkrótce znikną. Nigdy bym nikogo nie podał do sądu za coś takiego, więc dlaczego rzucać czcze pogróżki?

Wydaje mi się, że ta obawa zdradza głębsze niezrozumienie tego, o co chodzi w prawie autorskim.

Prawo autorskie nie jest czymś, co można sobie rościć lub nie. Istnieje na mocy prawa, ponieważ dokonałeś twórczej pracy. Poprzez działanie na podstawie prawa autorskiego twierdzisz, że każdy, kto narusza to prawo jest przestępcą i jest potencjalnie zagrożony bardzo dużymi karami.

Uważam, że to nie powinno być kwestią prawną. Powinniśmy udostępniać nasze dzieła w domenie publicznej, na licencji Creative Commons Zero lub podobnej. To nie znaczy, że wspierasz i zachęcasz kogokolwiek do robienia dowolnych rzeczy z twoim dziełem. Oznacza to, że cokolwiek ktoś zrobi, nie traktujesz go jako przestępcę. Jeśli ci się nie podoba to, co robią, skontaktuj się z nimi i poproś ich grzecznie, aby przestali. Jeśli chcesz podać jakieś wytyczne zastosowania twoich dzieł, zrób to. Można prosić ludzi, aby podawali właściwe źródło, albo nic nie zmieniali, ani nie używali w celach komercyjnych. Ale nie trzeba z tego robić kwestii prawnych.

Kiedyś robiłem to, co było normą, myśląc, że to jest słuszne. Tak więc publikowałem moje prace na restrykcyjnych licencjach Creative Commons. Ale gdy dowiedziałem się więcej i moje zrozumienie praw autorskich polepszyło się, nie roszczę sobie żadnych praw. Jeśli ktoś chce zrobić coś z moją pracą, to świetnie. Alexander Duncan z Chroniker Press wziął moje tłumaczenie Theragāthā i wykonał piękne drukowane wydanie: jest wspaniałe - kup, jeśli chcesz! Markus Echterhoff z DhammaTime właśnie wprowadził pewne modyfikacje do mojej czcionki Open Sanskrit, która z kolei pochodzi od Open Sans. Świetnie, pobierz i używaj jej.

I to sprowadza mnie z powrotem do czegoś o czym wspomniałem wcześniej. Zamiast polegać na prawie autorskim, powinniśmy zaadaptować liczące tysiące lat sposoby negocjowania wykorzystywania materiałów, oparte na interakcjach społecznych. I to jest, po raz kolejny, obszar, gdzie technologia całkowicie zmieniła sytuację. Twórcy mogą pozostać w kontakcie z publicznością w takim stopniu, jaki nie był możliwy od wynalezienia wydawnictw.

Prawo autorskie jest negatywną psychologią. Ludzie, którzy chcą twoich dzieł to twoi fani. Powołując się na prawo autorskie, traktujesz swoich fanów jak przestępców. Jak twoim zdaniem to wpłynie na waszą relację?

Związek pomiędzy twórcą a publicznością to jeden, nieredukowalny fakt każdej publicznej aktywności twórczej. Potrzeba twórcy, i potrzeba publiczności. To, czego nie potrzebujesz, to pośrednika. Czyniąc anonimową firmę pośrednikiem, zdystansujesz twórcę od publiczności. Kiedy fani kopiują dzieła, nie myślą, że szkodzą twórcy. Myślą o tym, jak uniknąć płacenia "im". Jeśli naturalny twórczy związek między artystą a publicznością zostanie przywrócony, będzie opierał się na szacunku i wzajemnym wsparciu. Świadczą o tym takie innowacje jak Kickstarter, który pokazuje, że ludzie są skłonni zapłacić za twórczość, zwłaszcza jeśli mają poczucie związku z twórcą.

Uważam, że innowacyjne modele, takie jak Kickstarter, lub jego buddyjska wersja dana.io, dają nam przykład, jak mogą być zawierane nowe związki między twórcą a publicznością. Lulu.com, druk na żądanie, jest kolejnym przykładem. Zamiast przekazywania własności swojej pracy do Lulu, zachowujesz prawo własności i wykorzystujesz takie licencje jakie chcesz. Lulu jest jak wykonawca. Płacisz im za różne usługi podstawowe, jak druk i dystrybucję, oraz ewentualnie na takie rzeczy jak projektowanie i marketing. Ale oni nigdy nie są właścicielem pracy: ty nim jesteś.

Większość ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy, ale internet działa na zasadzie dāna. Większość serwerów zasilających internet działa na systemie Linux, który jest wolnym i otwartym oprogramowaniem. Został stworzony, opracowany i jest nadal utrzymywany przez ludzi, którzy poświęcają swoją pracę na rzecz dobra publicznego. Linux nie tylko umożliwia działanie internetu, ale także jest podstawą Android'a, oraz całego szeregu innych zastosowań, od komputerów wbudowanych w różnych urządzeniach, do najszybszych superkomputerów na świecie. Jak uważasz, dlaczego najlepsi informatycy na świecie używają Linuksa do zastosowań najbardziej krytycznych dla wydajności pracy? Bo jest lepszy, oczywiście. Hojność to nie tylko miła idea, ale daje lepsze rezultaty. Dlaczego? Bo ludzie lepiej pracują, gdy angażują się w pozytywny sposób, niż kiedy zakładasz, że są samolubni.

Kolejnym innowacyjnym przykładem jest program do składu TeX opracowany przez Donalda Knuth'a. Udostępnił oprogramowanie za darmo, bo jakość składu jest dobrem publicznym i każdy powinien być w stanie to zrobić. Zarobił pieniądze poprzez umieszczenie szczegółowych instrukcji w książce "TeXbook", która była kursem składania tekstu w TeX. Poszedł nawet dalej, oferując nagrodę dla każdego, kto znalazł błąd w jego programie. W ten sposób nie tylko poprawił swoją pracę, ale zaangażował wspólnotę inteligentnych ludzi, którzy chcieli z nim pracować.

Jest wiele innych przykładów, które można jeszcze znaleźć. We wszystkich tych przypadkach, ludzie znaleźli skuteczne sposoby wykorzystania podstawowej zasady psychologii buddyjskiej: ludzie działają najlepiej, gdy są zachęcani do czynienia dobra. Jeśli karzesz ich za robienie czegoś nieszkodliwego, po prostu się denerwują.

Zakończę cytatem z Neila Gaiman'a, tekstu, który jest streszczeniem jego prezentacji na Targach Książki w 2013 w Londynie.

Ssaki poświęcają bardzo dużo energii na niemowlęta, na dzieci, które spędzają pierwsze swe dziewięć miesięcy noszone przez kobiety w ciąży, a następnie dostają dwie dekady naszej troski, ponieważ skupiamy całą naszą uwagę na tej jednej istocie, dla której pragniemy aby się rozwijała. Mlecz dla odmiany będzie miał tysiące nasion i pozwala im lecieć gdzie chcą, tak naprawdę go to nie obchodzi. Wyda i puści 1000 nasion, a 100 z nich wykiełkuje.

… cały sens granicy cyfrowej jest taki, że jest to granica i wszystkie stare zasady się rozpadają. Każdy, kto ci mówi, że wie co nadchodzi, co się stanie w ciągu najbliższych 10 lat, po prostu kłamie. Żaden z ekspertów, nikt nie wie i to jest wspaniałe.

Kiedy stare zasady nie obowiązują, można tworzyć własne reguły. Możesz odnieść porażkę, ciekawą porażkę, możesz spróbować różnych rzeczy i możesz odnieść sukces w sposób, o którym nikt by nie pomyślał, bo otwierasz drzwi, które nie są oznaczone jako wejście, przechodzisz przez nie. Możesz zrobić wszystkie te rzeczy, ale musisz po prostu stać się mleczem, być gotowy na porażkę, rozsiewać swoje pomysły, próbować i zobaczyć, co powstaje.

I tak przy okazji, poprawiłem błąd w pisowni w tym cytacie. Mlecz stał się nieco piękniejszy.

Artykuły o podobnej tematyce:


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: BlinkListblogmarksdel.icio.usdiggFarkfeedmelinksFurlLinkaGoGoNewsVineNetvouzRedditYahooMyWebFacebook

gnu.svg.png

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL:

Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.3 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.


cc.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons:
Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0


sasana_banerros.jpg

POMÓŻ FUNDACJI "THERAVADA"
(KRS: 0000464215, NIP: 5223006901, Regon: 146715622)

KONTO BANKOWE: 89 2030 0045 1110 0000 0270 1020


Oryginał można znaleźć na tej stronie: https://sujato.wordpress.com/2015/05/20/copy-this/

źródło: wpis na blogu Bhante Sujato, Maj 20, 2015.

Tłumaczenie: Wojciech Czypicki