POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUD

Jak wspomniałem kilka chwil temu, tytuł dzisiejszego wykładu to “Różne szkoły buddyjskie”. Ponieważ w przyszłym tygodniu przyjeżdża Jego Świątobliwość Dalaj Lama i jest Tybetańczykiem… Tak, przylatuje do nas Jego Świątobliwość Dalaj Lama i jest buddystą tybetańskim. Niektórzy ludzie są buddystami mahāyāny, a my jesteśmy buddystami theravādy. Mamy mniszki, mamy mnichów Zen, i mamy wielu różnych zakonników buddyjskich i ludzi z różnych szkół buddyjskich.

I pomyślałem, że to dobry moment, by porozmawiać o różnych szkołach buddyjskich. Przepraszam, jeśli czujecie się zawiedzeni ale nie mogłem się temu oprzeć… Nie będę was oszukiwał, będę całkiem szczery. Są podziały oczywiście w związku z pojawieniem się Jego Świątobliwości Dalajlamy w najbliższą środę będą ludzie zadający to pytanie: "Czy Dalajlama jest taki sam jak wy? Czy on jest przywódcą buddyzmu? Jak to wszystko działa? Czy wy jesteście przyjaciółmi? Jak to się dzieje, że się sprzeczacie? A jeśli nie we wszystkim się zgadzacie dlaczego się kłócicie? Czy to to samo, co podział na szyitów i sunnitów? Czy zamierzacie iść na wojnę?". Jak to jest z tymi wszystkimi różnymi rodzajami buddyzmu? O tym będzie mowa tego wieczoru.

Chodzi o to, że… Jeśli kiedykolwiek czytałeś książki, mówię o starożytnych pismach, albo czytasz książki napisane przez uczonych z uniwersytetów, a oni nigdy nie wychodzą ze swoich pokoi, nie mają zbyt wiele do powiedzenia o prawdziwym życiu. Niestety tak jest czasami… Właśnie wróciłem z konferencji w Bangkoku. Niektóre z rzeczy, które profesorowie uniwersyteccy twierdzą, nawet jeśli są naprawdę miłymi ludźmi, czasem myślę sobie: "Czy ty mówisz o buddyzmie? Czy ty w ogóle wiesz, co dzieje się na Ziemi?"

Oczywiście bardzo często tego nie wiedzą. Jeśli czytasz te książki lub czytasz tych uczonych, zaczynają od stwierdzenia, że są trzy różne rodzaje buddyzmu: jest hīnayāna - mały pojazd jest mahāyāna - wielki pojazd i jest vajrayāna - diamentowy pojazd. Problem polega na tym, że jak tylko będziesz miał jakąś różnicę, kolejne pytanie brzmi: "Która z nich jest najlepsza?" Znasz odpowiedź na to pytanie? Zapytasz poszczególnych i każdy odpowie: "Nasza jest najlepsza!".

Problem pojawia się kiedy mamy różnice. Gdy już mamy różnicę, zaczynamy oceniać. Zazwyczaj oceniamy z zarozumiałości jaki jest najlepszy pojazd. I to mnie naprawdę denerwuje. Użyję australijskiego słowa, to mnie wkurza! Kiedy mamy buddystów mówiących: "Jestem lepszy od ciebie! Mój nauczyciel jest bardziej oświecony niż twój nauczyciel!" - bo miałem tego dość, gdy byłem dzieckiem, z chrześcijanami i z innymi ludźmi, kłócącymi się o to, kto jest najlepszy. Ale niestety to zostało spisane w książkach w czasach starożytnych i czasami te rzeczy się powtarzają i wprowadzają ludzi w błąd, a także powodują rozczarowanie. Dlatego mam nadzieję, że nie usłyszysz tutejszych mnichów czy mniszki mówiących, że "jesteśmy najlepsi", bo to tylko pycha i arogancja.

Niestety, niektórzy mnisi i mniszki oraz buddyści z różnych tradycji, którzy nie rozumieją czym są nauki i co naprawdę znaczą, widzą tylko zewnętrzną powłokę tych nauk. To naturalne, ale tylko z powodu naszej dumy, z powodu naszej arogancji. Zawsze myślimy, że mamy najlepszą świątynię, a nasz nauczyciel jest najbardziej oświecony, a nasze mniszki są najlepsze w całej Australii. Właściwie to są jedynymi w Australii… Są więc najlepsze w Australii.

W rzeczywistości dzieje się tak, że kiedy zaczniemy być aroganccy tracimy szansę na dostrzeżenie ważnego elementu buddyzmu. Arogancja nie ma nic wspólnego z duchowością. Zamiast tego powinniśmy mieć wzajemny szacunek, bez rozróżnień między jedną osobą czy drugą. Nie ma znaczenia, czy jesteś z takiej czy innej tradycji. Jak wykorzystujesz tę tradycję to czyni cię godnym szacunku lub nie wartym szacunku. Tak samo jest z każdą inną religią, nie chodzi o to, jakiego jesteś wyznania. To kwestia jak używasz swojej religii. Nieważne jakiej jesteś płci lub jakiej jesteś orientacji seksualnej, czy jesteś gejem czy hetero, albo czy jesteś w celibacie, jak mnisi i mniszki. To jak używasz tego pojazdu - to jest najważniejsze w życiu. Więc po prostu wygłaszasz ogólnikowe stwierdzenia jak to, że jedna tradycja jest lepsza od drugiej, co jest całkowicie niezgodne z prawdą, z tym, czym w rzeczywistości jest buddyzm. Więc zawsze, gdy słyszycie o różnych tradycjach i jak jedna jest lepsza od drugiej, proszę zrozumcie, że to nie ma podstaw w buddyjskich naukach.

Po drugie, ludzie czasami bardzo mocno podkreślają, że istnieją różnice w tych tradycjach. Przynajmniej według ksiąg i uczonych…Zgodnie z theravādą, którą macie w zwyczaju odwiedzać w każdy piątkowy wieczór, powinniśmy być samolubną tradycją. Tak jest napisane w książkach. A tradycja mahāyāny ma być bezinteresowną tradycją, która idzie na pomoc wszystkim czującym istotom i nie dba o siebie. Ale wszystko, co musisz zrobić, to wejść na stronę internetową i zobaczyć mój plan podróży do tej pory w tym roku. A jeśli jestem samolubny, nie wiem, jak bardziej można dawać innym. Tak dużo podróżowałem, nawet w ostatnim miesiącu mamy święto Vesak w niedzielę, obchody święta narodzin, Przebudzenia i ostatecznej parinibbāny Buddhy, i będzie to czwarty, jaki zrobiłem w tym roku. Będę w trzech krajach, czterech miastach, przeprowadzał ceremonię Vesak.

A tak w ogóle, to jestem bardzo szczęśliwy z moimi podróżami, bo nawet w ostatni wtorek wieczorem, w drodze powrotnej z Bangkoku zatrzymałem się w Singapurze, nie po to, by odpocząć, ale żeby zrobić ceremonię otwarcia grupy, którą prowadzę w Singapurze, ponad sto osób. Społeczność, która była budowana w ciągu ostatnich lub lat i w końcu przeniosła się do świątyni. Byłem bardzo dumny, że mogę wygłosić mowę w tej świątyni, ponieważ była świątynią mahāyāny, a my jesteśmy w grupą theravādy. To, co zrobiliśmy, to… połączyliśmy te dwie grupy.

A więc dwie różne tradycje zaczęły dzielić tę samą przestrzeń świątynną. Pomyślałem, że to wspaniała rzecz. To stowarzyszenie buddyjskie ma darczyńcę, który jest mnichem mahāyāny. Jest szefem Federacji Buddyjskiej w Singapurze, Czcigodny Quang Sheng. Znam go od wielu lat, to dobry przyjaciel. Bardzo dobrze się dogadujemy. Ma też duże poczucie humoru, co pomaga w byciu dobrym przyjacielem. Ludzie, którzy nie mają poczucia humoru, jakoś nie mogę się z nimi dogadać. Ale mniejsza o to…

Ok, może to dobry moment na wieczorny żart. Opowiedział mi go dziś rano Ajahn Sujato, który jest w naszym klasztorze w Sydney. Były sobie dwa anioły, devy, i leciały sobie w powietrzu w pochmurny dzień i zgubiły się. Więc jedna deva zapytała drugą: "Gdzie jesteśmy?" Pierwsza przełożyła rękę przez chmury i powiedziała: "Musimy być w Nowym Jorku, bo czuję Statuę Wolności". Poleciały dalej,i pierwsza deva znów spytała drugiej: "A gdzie teraz jesteśmy?", "Przełożę rękę przez chmury. Ach, musimy być w Paryżu, bo czuję wieżę Eiffla". Potem poleciały trochę dalej i znów się zgubiły, więc jedna włożyła rękę w dół przez chmury: "Och, musimy być w Indiach, bo mogę poczuć Taj Mahal". Poleciały trochę dalej i jedna znów spytała: "Gdzie teraz jesteśmy?", "Oho musimy być w Northbridge [czyli dzielnica rozrywki i czerwonych latarni] w Perth", "Skąd to wiesz?" spytała tamta. "To dlatego, że nie czuję już zegarka, którego miałam na ręku!". [śmiech publiczności] Ok, to jest dzisiejszy żart. To był żart autorstwa Ajahna Sujato z klasztoru Santi koło Sydney. Dziękuję, Ajahnie Sujato.

Tak więc siedziałem obok tego kolegi, on wciąż woła na mnie “Mnich theravādy z sercem mahāyāny”. A jeszcze, gdy byłem w Bangkoku, widziałem się z dr Yi Fa, która była na naszej konferencji w zeszłym roku i zawsze się kłócimy, no, nie kłócimy, ale mamy między sobą pogawędkę. Jest z tajwańskiej grupy Fo Guang Shan i mieszka w San Diego, jest mniszką mahāyāny, a ja jestem mnichem theravādy. I powiedziałem: "Kiedy w końcu będziesz mieć kilku uczniów?", bo ona ciągle krąży z miejsca na miejsce, ale nigdy nie szkoliła żadnych innych mniszek. Powiedziałem, spójrz na mnie, trenuję tych wszystkich uczniów, mam przy sobie tych wszystkich mnichów w klasztorze. Mówię, jej: “Jesteś hīnayāna, jesteś samolubna dr Yi Fa. Ja jestem bodhisattwą mahāyāny. A to, co robimy, to zamiana miejsc, bo zgodnie z księgami, to theravāda powinna być samolubna,a mahāyāna ma za zadanie dawać z siebie, nie myśląc o sobie, ale o wszystkich czujących istotach”.

Mówię to, aby pokazać, że prawda jest taka,że w rzeczywistości nie ma żadnej różnicy między tymi tradycjami. Możecie zobaczyć tak zwanych mnichów theravādy jeżdżących dookoła świata, wysilających się, by uczyć innych ludzi, pracujących naprawdę ciężko, szerząc Dhammę, pomagających, opiekujących się innymi ludźmi, służących i dających, prawie że do bólu. Jaka jest różnica? Tak naprawdę, nie ma żadnej różnicy. Bo bez względu na to, za którą tradycją buddyjską podążasz, podstawowy trening, nauczanie, ogólne zasady buddyzmu, postępowanie zgodnie z moralnością, czyli zdrowy rozsądek jest to wspólne dla wszystkich tradycji. To bycie miłym dla innych, bycie łagodnym dla siebie. Buddyzm jest mocno zakorzeniony w wartościach moralnych, natomiast wszystkie te wierzenia i dogmaty, potrafią zmylić twój kompas moralny. Powstrzymują one zdrowy rozsądek przed zdobyciem jakiejkolwiek mocy. Bo kiedy wierzysz książkom, albo wierzysz w boga lub księży, czasami jest to sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Więc lepiej uwierzmy w tę książkę, bo Bóg tak powiedział. Albo lepiej wierzyć księdzu, bo oni mają bezpośrednie łącze do Allaha. Albo musimy wierzyć w to, że to, co jest, jest wspaniałe, bo to oni stoją na czele tradycji. A czasem to właśnie te przekonania i dogmaty stoją na drodze zdrowemu rozsądkowi.

Ale w buddyzmie nie mamy tego rodzaju wierzeń ani dogmatów, więc zdrowy rozsądek ma wolność wyrażania się. Więc to co tu usłyszysz to zdrowy rozsądek i niesamowitą rzeczą jest to, że nic nie może powstrzymać tego zdrowego rozsądku. Nie ma dogmatów ani tekstów, które mówiłyby, że zdrowy rozsądek jest błędny, zamiast tego uwierz mi na słowo. Tego nie ma w buddyzmie. Wszystkie tradycje buddyjskie, są pozbawione tego dogmatu, i jesteśmy uwolnieni od wiary w Boga, albo jakiejś "absolutnej istoty", która mówi ci co masz robić. Nadaje temu zdrowemu rozsądkowi wolność wyrażania się. Ci z was, którzy pójdą spotkać Jego Świątobliwość Dalajlamę w przyszłym tygodniu zobaczą, że to jest normalne, że to ma sens. I to samo usłyszycie od mnichów i mniszek tutaj, lub od innych nauczycieli tradycji buddyjskiej, to ma sens.

Dlaczego inni ludzie tego nie uczą? Wszystkie tradycje buddyjskie mają tę wspólną cechę bycia wolnym od tych rzeczy, które przeszkadzają temu oczywistemu zdrowemu rozsądkowi. I to dotyczy wszystkich naszych buddyjskich tradycji. W ten sposób mamy zasady moralne, które mają sens. Z którymi ludzie mogą się identyfikować i wiedzą, że są prawdziwe. Dobrym przykładem jest kwestia buddyzmu i seksu. Na przykład jeśli chodzi o homoseksualizm czy antykoncepcję, to są sprawy, które ludzie mają w swoim sercu: "co w tym złego?". Znasz odpowiedź w swoim sercu kiedy zadajesz to pytanie, nie ma w tym nic złego. To twoje uczucia, twoje zrozumienie czym jest moralność, która jest naturalną zdolnością człowieka by wiedzieć, co jest dobre i wiedzieć, co jest słuszne.

Buddyzm uwalnia te naturalne zdolności do wyrażania siebie. Więc zamiast wierzyć kiedy ktoś inny mówi, że to jest złe, ale mi wydaje się to słuszne… Ale oni powiedzieli, że to jest złe więc lepiej tego nie robić. Zamiast być zdezorientowanym, te przeszkody zostały usunięte, więc naturalne zrozumienie moralności jest dla ciebie przystępne. Istnieje jeszcze jedna cecha buddyzmu, bardzo powszechna, coś, o czym wspomniałem w wywiadzie radiowym dziś rano.

Kilka miesięcy temu napisałem artykuł do gazety West Australian, skarżąc się na cytat Dalai Lamy, który powiedział, że homoseksualiści nie mogą być buddystami. To nie ma nic wspólnego z buddyzmem. Zostało to podniesione ponownie w gazetach i jedną z rzeczy, o których wspomniałem jest to, że nie mamy papieża w buddyzmie. Nawiązuje to do oświadczenia złożonego przez historycznego Buddhę, tuż przed jego odejściem. Kiedy ludzie mówili: "zaraz odejdziesz, kto przejmie od Ciebie przywództwo? Kto poprowadzi buddyzm?". Buddha wygłosił to potężne stwierdzenie: "Kiedy odejdę, nie będzie żadnego przywódcy. Niechaj Nauka, niechaj szkolenie, niechaj to będzie od tej pory twoim nauczycielem". A ponieważ było to bardzo wyraźnie powiedziane, stwierdzone i zapamiętane, oznaczało to, że nie ma uzasadnienia dla istnienia papieża, ajatollaha, głównego mnicha, głównego przywódcy, czy czegokolwiek takiego. I to było faktycznie unikalne wśród religii świata. Buddha zabronił na istnienie przywódcy buddyzmu. A zamiast tego zasady które wypowiedział, niech to będzie twoim przywódcą.

To znaczyło, że buddyzm nie może być nigdy “zorganizowaną religią”. Ale dlatego, że nigdy nie można było go zhierarchizować, uniknęliśmy problemów związanych z korupcją. Dzieje się tak, gdy masz władzę skupioną w jednej osobie lub jednej grupie ludzi. Wszyscy wiemy, co się dzieje w religii kiedy mamy ludzi, którzy mają ogromną władzę. Tak się składa, że czasem nawet dobrych ludzi, kiedy dostaną się na stanowiska władzy, władza skorumpuje, a "władza absolutna korumpuje absolutnie".

Powiedział to Lord Acton. Zawsze będę pamiętał Lorda Actona ponieważ urodziłem się w Acton i był on tam lordem wiele lat temu, zanim się urodziłem. I to właśnie powiedział: "Władza korumpuje, a władza absolutna korumpuje absolutnie". Nawet dobrzy ludzie zostają zdeprawowani przez władzę. Więc z tego powodu buddyzm nigdy nie miał osoby lub grupy ludzi posiadających władzę, którzy mogliby kontrolować całą religię. Dlatego każdy klasztor, każda świątynia są samodzielne. Albo odnosi albo nie odnosi sukcesów, nie z powodu tego, kim są, ale jak się zachowują i jak uczą. Jedynym powodem, dla którego to miejsce odnosi sukcesy jest to, że są tu dobre nauki, zrobiliśmy to, co trzeba, uderzaliśmy we właściwe struny, to znaczy, że odnosimy sukcesy.

Gdy istnieje ten brak przywództwa to oznacza, że powstaną różne grupy. Zwracamy uwagę na inne rzeczy, mamy różne szkoły buddyzmu ponieważ nie ma jednolitej hierarchii w tym Nauczaniu. Więc, gdy buddyzm udał się do Tybetu rozwinął formę tybetańską. Gdy trafił do Chin, to opracował chińską formę. Kiedy trafił do Japonii opracował japońską formę. I wiele z tych różnych rodzajów buddyzmu są bardzo zbliżone do form kulturowych. A teraz rozwijamy Australijski typ buddyzmu, gdzie opowiadasz dowcipy i mówisz "Jestem wkurzony z tego powodu", i używamy słownictwa Australii. Musimy to robić. Musimy rozwijać buddyzm w ten szczególny sposób, aby odnieść się do kultury, do języka i do sytuacji, w której się znajdujemy. I w miarę jak rozwijamy ten odmienny kulturowo buddyzm, nigdy nie powinniśmy myśleć, że te kulturowe formy buddyzmu czynią buddyzm innym: "to jest lepsze, bo to jest bardziej oryginalne"albo "to jest bardziej efektywne", bo jest skuteczne w różnych kontekstach.

Ale mamy nie tylko to wspólne zrozumienie moralności i tego, co dobre, i etykę buddyzmu, o których wygłosiłem tu wiele mów, i które są bardzo przydatne dla ludzi. Przede wszystkim jest to etyka, którą można szanować i można praktykować. Ponieważ pamiętam kiedy byłem chrześcijaninem: jak wchodzisz do kościoła, zachowujesz te zasady, ale jak tylko wychodzisz, przestajesz je praktykować. Było się tylko w pewnym sensie chrześcijaninem, tylko gdy chodziło się do kościoła. A jeśli już próbowałeś utrzymywać te zasady, twoi przyjaciele mówili ci; “jesteś głupi, po co to robisz? To nie ma żadnego sensu”. Więc czasami nie byłeś dumny ze swojej etyki, albo chciałeś bronić swoich zasad etycznych, ponieważ nie miały one sensu dla większości ludzi.

Etyka buddyjska jest po prostu wspaniała ponieważ jest szanowana. Rok czy dwa lata temu kiedy przechodziłem przez lotnisko w Perth, co ostatnimi czasy robię bardzo często, jeden z oficerów imigracyjnych właśnie wspomniał o Dalajlamie, bo przeczytał jedną z jego książek i powiedział: "Ten facet stoi twardo na ziemi". I pomyślałam, że to był wspaniały komentarz o buddyzmie w ogóle, że buddyjscy mnisi i mniszki stoją twardo na ziemi. To, co mówią, ma znaczenie dla ciebie, odnosi się do życia. I nie jest to jakiś bajkowy dogmat lub przesąd, coś, co może być prawdą lub nie, coś, czego dowiesz się dopiero po śmierci, kiedy jest już za późno. O wiele ważniejsze jest, aby mieć coś, co trafia do ludzi i myślą: "To ma sens tu i teraz". To właśnie miał na myśli mówiąc, że "stoją twardo na ziemi".

Jest to więc moralność, którą ludzie mogą zrozumieć.W tych wszystkich tradycjach buddyjskich nie ma "samolubnej" tradycji buddyjskiej. Nie ma czegoś takiego, że jest jedna grupa buddystów, która jest bardziej samolubna, a druga grupa bardziej współczująca. To nie ma dla mnie sensu. Widziałem mnichów i mniszki z całego świata. Niektórzy byli dość egoistyczni, ale widziałem też mnichów i mniszki z wielu tradycji, którzy byli niesamowicie współczujący. To, co czasem widziałam, po prostu doprowadzało mnie do płaczu. Niektóre z tych rzeczy, które…

Nie powiem, kto to powiedział, jest całkiem znanym mnichem na Sri Lance. Byłem bardzo zainspirowany nim, ponieważ był dawcą krwi i dlatego, że był dawcą krwi, wpisał swoje nazwisko na listę dla bycia dawcą nerki. Służba zdrowia na Sri Lance zadzwoniła do niego. Wezwali go, bo pasował. Ktoś potrzebował nerki i miał idealne dopasowanie. Spytali: "Czy możesz dostarczyć swoją nerkę osobie, która tego potrzebuje?" Ale problem polegał na tym, że ten mnich, darczyńca, był bardzo oddanym buddystą. A osobą, która potrzebowała nerki była fundamentalistyczną chrześcijanką, która jeździła po Sri Lance nawracając buddystów na chrześcijaństwo. Powiedzieli "Czy chciałabyś oddać nerkę dla chrześcijanina, aby mógł nawrócić więcej twoich wyznawców?". Odpowiedział: "Co masz na myśli? Nie obchodzi mnie, do czego będzie jej używać. Ona tego potrzebuje. Weź ją". Więc oddał swoją nerkę bez zastanowienia. To jest współczucie.

Czasami myślisz, że dawanie darowizn, dając dziesięć lub sto dolarów na ośrodek medytacyjny albo na klasztor mniszek czy cokolwiek innego, to jest jedyny rodzaj hojności ale oddanie nerki dla kogoś, kto tego potrzebuje, robi się z tego wielka hojność. Zwłaszcza dla kogoś, kto tego potrzebuje - nie myślisz, kim oni są albo dlaczego tego potrzebują, albo co zamierzają z tym zrobić. Potrzebują tego? "Proszę weź". To jest dopiero inspirujące.

Albo niektórzy z mnichów theravādy, bo muszę się przyznać w zeszłym miesiącu, kiedy byłem w Singapurze, poszedłem do kina. [śmiech publiczności] Pierwszy raz od lat byłem w kinie "Lido" w Singapurze. Oczywiście, nie robiłem tam nic złego ponieważ był to festiwal filmów buddyjskich i musiałem wygłosić tam wykład. To nie był zwykły film, to był dokument o klasztorze Zen w San Francisco. Po raz pierwszy byłem bardzo rozczarowany, bo kiedy chodziłem do kina, dawali ci lody. Nie dostałem żadnych lodów. Bardzo rozczarowujące. [śmiech]

Ale to był buddyjski międzynarodowy festiwal filmowy chcieli, żebym wygłosił mowę, więc dałem tam wykład. Film pokazywano wcześniej, nie widziałem go, był to film o tajskim mnichu, który urodził się w slumsach, pomagał łobuzom, handlarzom narkotyków i dzieciom ulicy w Bangkoku. Pomagał poprzez uczenie ich kickboxingu. Wcześniej był kickbokserem. Powód, dla którego zrobili ten film, był taki, że robił on tak wiele dobrego, zabierał dzieci z ulicy i dawał im nowe życie. Oczywiście, możesz myśleć, że to nie jest to, co mnich powinien robić, ale nie, on komuś pomaga, więc dlaczego nie? Nie tylko pomagał komuś. Pomagał bardzo wielu ludziom.

Więc widzisz te niewiarygodnie współczujące i życzliwe czyny przychodzące ze wszystkich stron. Nie ma znaczenia, z jakiej tradycji jesteś. Widzisz, jak to się dzieje. I dlatego nie można powiedzieć, że jedna tradycja jest bardziej współczująca niż inna. To co możesz powiedzieć to że niektórzy ludzie w każdej tradycji są bardziej współczujący, a niektórzy są bardziej zapatrzeni w siebie. Ale kogo to obchodzi? Wszyscy oni robią dobre rzeczy, i szanujmy wszystkich, bez względu na to, jaka jest ich tradycja. Jak stałem się mnichem, to miałem być w tradycji medytacyjnej. Czasami myślimy o sobie leśni mnisi, niektórzy mnisi z lasu patrzyli z dezaprobatą na miejskich mnichów. "Ci mnisi z miasta tylko sobie folgują, cały czas czytają sobie książki, które nigdzie nie doprowadzą". Aż natknąłem się na to powiedzenie Buddhy. Powiedział i faktycznie było w tekście, to było powiedzenie, którego używał Buddh, aby uczyć swoich uczniów. Powiedział: "Wy, medytujący mnisi, nie powinniście patrzeć z góry na studiujących mnichów. Są ważni, bo piszą książki. A wy studiujecie te książki, aby pomogły wam zrozumieć medytację. Wy, studiujący mnisi, nie powinniście patrzeć z góry na medytujących mnichów". W zasadzie wszystko, co tam przeczytałem znaczyło: "nie patrzymy na nikogo z góry".

Szanujemy różnorodność w obrębie naszych tradycji. Było dla mnie tak ważne, zwłaszcza gdy podróżuję po świecie, ponieważ zadaję się z różnymi mnichami i mniszkami z różnych tradycji. I jestem tak dumny z tego, że jestem przyjacielem dla tych wszystkich tradycji, że mogę tworzyć mosty między tradycjami. Tak, widzę to, mamy różnokolorowe szaty i mamy różne płcie. Jedynym powodem, dla którego nasi mnisi, tutaj w Perth noszą jaśniejszy brąz, a zakonnice noszą ciemniejszy brąz, jest po to żebyście wiedzieli, kto jest kim. To wszystko. Nie ma w tym nic szczególnego. Od razu wiesz, czy to mnich czy mniszka. Bo to jest czasem dość ważne, bo czasami…

To rzeczywiście zdarzyło się tutaj kilka lat temu. Mieliśmy tu jedną z pierwszych zakonnic, myślę, że to była siostra Jittindria. Była w odwiedzinach przez jakiś czas, i tuż po porannym obiedzie w sobotę, jedna z pań postanowiła wziąć ją na małą wycieczkę po miejscach w Perth. Więc była w samochodzie, siedząc obok innej pani, były we dwie na przednich siedzeniach samochodu, i odjechały z ratusza, który jest tutaj, tuż za rogiem. Jak tylko odjechały, wydaje mi się, że to była tajska kobieta, która zaczęła krzyczeć: "Hej, spójrz, to jest Ajahn Brahm, siedzący obok dziewczyny. Gdzie oni jadą?"[śmiech publiczności]. I właściwie była bardzo blisko, prawie trafiła, bo w tym czasie, kiedy wskazywała na ubraną na brązowo postać z łysą głową, siedzącą na miejscu pasażera w samochodzie obok młodej dziewczyny, tak się złożyło, że wyszedłem.[śmiech publiczności] Wtedy powiedziała: "Ajahn Brahm nie jest tam, Ajahn Brahm jest tutaj". A ponieważ rozpoznała, że nie mogłem być w samochodzie, bo stałem tuż obok niej, powiedziałem "Jestem tutaj", i zrozumiała, że to zakonnica siedziała w samochodzie, to nie byłem ja. Ale gdybym nie wyszedł, ona by mogła powiedzieć: "Ten Ajahn Brahm, wiesz co on robi kiedy …"[śmiech publiczności]

To dlatego mamy szaty o innym odcieniu. Wtedy wiesz, którzy to są mnisi i które to mniszki. Tylko z tego powodu mamy różnice w kolorze. Kolejnym powodem, dla którego mamy różnice w kolorach szat jest to, że jeśli widzieliście kiedykolwiek mnichów z Bangkoku, którzy mają jaskrawożółte szaty, wiecie, co to jest? Jeśli kiedykolwiek widzieliście ruch uliczny w Bangkoku, w ten sposób mogą omijać samochody … Są widoczni na drodze.[śmiech publiczności]

To tylko żart. To nie dlatego noszą te jaskrawożółte szaty, aby uniknąć potrącenia przez ruch uliczny. [śmiech] Głównym powodem, dla którego to robią jest dostępność naturalnych barwników. W północno-wschodniej części Tajlandii, skąd pochodzi nasza tradycja, farbowaliśmy nasze szaty w korze z drzewa chlebowca. Wtedy wychodzą w takim brązowym kolorze. W innych miejscach farbujesz swoje szaty na inne naturalne kolory, więc wychodzą bardziej czerwone. Albo w takich miejscach jak Korea nie mają barwnika z kory drzewa, więc używają węgla drzewnego, dlatego mają szare szaty. Więc różne kolory szat, powstały tylko dlatego, że był taki lub inny barwnik dostępny w tamtym czasie, tylko dla uproszczenia. Nie ma nic innego, jak tylko prostota i to, co było dostępne do farbowania ubrań w tamtym czasie. Więc to nic nie znaczy.

Dlatego powiedziałem, że różne tradycje buddyzmu są jak to samo ciasto z różnym lukrem. Więc to tutaj to jest polewa z mlecznej czekolady.[śmiech publiczności] Siostra Vayama i zakonnice to jest polewa z ciemnej czekolady. Czyli mnisi tybetańscy i Dalajlama, to jest truskawkowy lukier. [śmiech publiczności] I mnichów, których czasem tu widać ,jak siostra Wei Kan jest połączeniem wanilii z jeżynami, bo kolor ich polewy jest szarawy.[śmiech publiczności] Ale jeśli zajrzysz pod lukier, to jest ten sam rodzaj ciasta i to jest to, co naprawdę mnie zainspirowało, jadąc dookoła świata, zwiedzanie innych klasztorów, odwiedzanie innych nauczycieli i dostrzeganie, że kiedy faktycznie dostaniesz się do tego, co jest pod spodem … Co mówią książki i jak mnisi i mniszki, świeccy wyznawcy i świeckie wyznawczynie z różnych tradycji, co robią, jak praktykują, nie ma żadnej różnicy. Więc wszelkie różnice między szkołami buddyzmu są całkowicie powierzchowne, i dlatego mogę być zapraszany do innych świątyń, do dawania wykładów i możemy prowadzić różne dyskusje.

Miałem tę niesamowitą dyskusję na jednej z konferencji kilka lat temu z zachodnim, niemieckim mnichem tybetańskim. Ponieważ chciałem się dowiedzieć: "A jaka jest twoja medytacja? Co robisz, gdy idziesz na długie odosobnienia?". Jest pewna forma medytacji tybetańskiej, mahamudra. To jest inna nazwa na to, co robimy tutaj czyli praktykowanie jhān. Mieliśmy wspaniałą dyskusję, bo był on zachodnim mnichem, który potrafi mówić po angielsku można wtedy dobrze podyskutować. Jeden z problemów dlaczego mamy trudności ze zrozumieniem różnych tradycji to bariera językowa. Z wieloma mnichami buddyjskimi, na przykład chińskimi mnichami, musisz porozumiewać się po kantońsku, jeśli pochodzą z Hong Kongu, lub w mandaryńskim, jeśli pochodzą z Innych części Chin. Jeśli są w tradycji wietnamskiej, musisz rozumieć wietnamski, i czasami to język, który tworzy te bariery. Nawet tybetańscy mnisi, tylko kilku z nich potrafi dobrze mówić po angielsku. Ale miałem kiedyś sposobność porozmawiać z tybetańskim mnichem z Niemiec, który mówił doskonale po angielsku. Świetnie nam się rozmawiało. Cenię to sobie od dawna. Nazywał się Lama Londrop. I stwierdziłem, że to dokładnie to samo. Te same głębokie medytacje, uspokojenie umysłu, świadomość chwili obecnej, cisza, obserwowanie oddechu, uzyskanie pięknego światła i nimitt i wchodzenie w jhānę. I to było takie wspaniałe widzieć, że to były tradycyjne nauki tybetańskie, tradycyjne nauki theravādy, tradycyjne nauki mahāyāny, jhāny, bo kiedy dochodzisz do najgłębszej części buddyzmu, nie znajdujesz absolutnie żadnej różnicy nie ma najmniejszej różnicy. Jedyną różnicą jest to, co jest powierzchowne, na zewnątrz.

Nawet ideał bodhisattwy poświęcanie się dla innych istot jak gdyby to było w jakiś sposób inne niż Arahanci, którzy stają się w pełni Przebudzeni. Nie wiem, ile razy zdarzyło mi się nauczać o tym na odosobnieniach medytacyjnych. Jeśli chcesz być Przebudzony, nie ma mowy że to się stanie. Ponieważ jest to pragnienie, chęć, pożądanie bycia, które porusza umysł. A to powstrzymuje cię przed staniem się spokojnym i cichym. Nie wiem, ile razy już powtarzałem to porównanie. Trzymanie w górze szklanki, to jest do kamery przede mną. Trzymam w górze szklankę z wodą z myślą: "Czy mogę ją trzymać absolutnie nieruchomo?" Próbuję i próbuję od lat trzymać szklankę z wodą w absolutnym bezruchu. Ci z pierwszego rzędu widzą, że jeszcze się rusza. Więc co robię? Staram się bardziej, żeby to utrzymać, nadal nie mogę jej ustabilizować, mimo że cały czas staram się. Próbowałem przez lata utrzymywać ją w bezruchu. Nigdy nie będę w stanie tego zrobić. Jak utrzymać szklankę wody w bezruchu? Należy ją odłożyć. Kiedy odstawisz szklankę wody, na początku bardziej się poruszy. Ale po kilku sekundach stwierdzasz, że - ci z pierwszego rzędu mogą to zobaczyć - jest tak stabilna, że nie mógłbym jej w taki sposób nigdy utrzymać. To jest sposób na medytację w tradycji theravāda. W ten sposób uczył mnie Ajahn Chah, by pozwolić rzeczom odejść. Nie pożądać, nie chwytać, nie trzymać, ale odpuszczać. To jest droga do głębokiej medytacji, to jest droga do Przebudzenia. Nie można CHCIEĆ Przebudzenia. Jeśli chcesz, stawiasz przeszkodę.

Czym więc jest droga bodhisattwy? Rezygnujesz z troski o siebie, rezygnujesz z pożądania rzeczy. To zupełnie to samo. Ludzie, którzy piszą książki, bo wszystko co znają to słowa, i nie praktykują, mogą faktycznie znaleźć różnice. I potrafią argumentować te różnice. Ale kiedy dojdziesz do tego, że faktycznie coś robisz, wykonując tę praktykę uspokajasz umysł, widzisz rzeczywistość, widzisz nieporuszenie serca, spokój serca, prawdę, Nibbānę. Nie ma dwóch Nibbān czy trzech Nibbān dla każdej z tradycji, to wszystko jest dokładnie takie samo. I jedynym sposobem, aby uzyskać spokój w medytacji jest poddanie się, by poświęcić poczucie własnego “ja”, które jest zawsze pragnące i chwytające i po prostu urzeczywistnienie tego. Im więcej chcesz, tym tworzysz silniejsze poczucie własnego “ja”. Im bardziej znikasz i odpuszczasz, tym spokojniejszy staje się cały świat. Dlatego droga bodhisattwy, porzucenie troski o siebie jest dokładnie taką samą ścieżką jak droga Arahanta, uświadomienia sobie anatty, braku istoty. Nie ma dwóch dróg, ani trzech, albo czterech, albo sześciu. Jest to absolutnie, dokładnie takie samo.

Nawet niektóre z tych kardynalnych spraw powiedzmy, że celem jest dawanie Przebudzić się najpierw innym… Jednym z pomysłów, które szanuję i korzystam z mahāyāny jest natura Buddhy. Uznawane jest to za koncepcję mahāyāny, że wszystkie istoty mają naturę Buddhy. Ale rozszerzyłem tę ideę, dlatego, że jest to bardzo przydatne nauczanie. Nie tylko wszystkie istoty mają naturę Buddhy, ale wszystkie doświadczenia mają naturę Buddhy. Co rozumiemy przez naturę Buddhy? Buddha jest Przebudzonym. Natura Buddhy oznacza, że każda istota nie tylko ma potencjał, by być w pełni Przebudzona, ale ma też część w sobie, która jest jak Buddha. Część, którą można szanować i cenić. Używałem tego, gdy wchodziłem do więzień i widziałem przestępców, którzy popełnili ciężkie przestępstwa. Doradzałem to ludziom, którzy stawali przed swoimi wrogami, przed ludźmi, którzy byli dla ciebie okrutni i znęcali się nad tobą i naprawdę mocno cię zranili. Poprzez zastosowanie metody natury Buddhy, patrzymy na tę osobę, staramy się dostrzec w jej wnętrzu coś co jest jak Buddha, jakaś mała iskra czystości i dobra w tym kimś. Widzisz w nich coś, co możesz darzyć szacunkiem, coś, co jest ponad ich okrucieństwem, ich chęcią krzywdzenia i ich popełnione nadużycia w stosunku do ciebie.

Nawet w swoim najgorszym wrogu, czy będzie to Osama bin Laden, Saddam Hussein, George Bush, John Howard nie wiem, kto jest twoim wrogiem zawsze można tam dostrzec jakieś piękno, trochę dobroci, trochę natury Buddhy. To potężny sposób na pokonanie nienawiści i urazy, która nie pozwala ci być szczęśliwym. Wszyscy wiemy, że buddyzm jest bardzo wyraźnie nastawiony na przebaczanie. Tak bardzo, że zapytano mnie na koncercie w Singapurze o pewną kwestię poruszoną w mojej książce “Otwórz drzwi swojego serca”. A mianowicie: "Ile razy należy przebaczyć?". Ludzie raz po raz cię ranią: "Ile razy, w buddyzmie, powinieneś przebaczyć?". Odpowiedź zawsze brzmi: "jeszcze jeden raz". Innymi słowy, zawsze można wybaczyć. Bo wybaczanie to odpuszczanie. Nie oznacza to usprawiedliwiania czy zapominania. Znaczy to tylko: "Nie zamierzam pozwolić, żeby ten ktoś mnie znów zranił". I danie szansy tej drugiej osobie, widząc, że coś w nich jest, coś, co jest warte wybaczenia. To tak jakby zobaczyć naturę Buddhy u najgorszego przestępcy. Buddha wybaczył Angulimali, seryjnemu mordercy. Tamten zabił 99 osób, jak opisują tradycyjne podania. Ale Buddha mógł wybaczyć i zrobił z tej osoby świętego. Zdarza się, że gdy nie ma przebaczenia, dochodzi do zmarnowania ludzkiego życia. Ludzie są zabijani lub więzieni, a mogliby pomagać i służyć. Kara przyjdzie zgodnie z kammą, nie trzeba ich bardziej karać. Ale to, co robi przebaczenie, a raczej jak możesz zacząć wybaczać, to dostrzeganie natury Buddhy w kimś innym. Rozszerzyłem to nie tylko na ludzi, ale także na doświadczenia, aby zobaczyć, że w każdym doświadczeniu, które masz w życiu, ma naturę Buddhy, ma zdolność do obudzenia cię, aby dać ci mądrość, współczucie i wzrost. To było bardzo mocne.

Zawsze, gdy coś idzie nie tak w twoim życiu, jakieś rozczarowanie, choroba lub ból, nie możesz zasnąć w nocy, albo oblałeś egzaminy, albo gdzieś utknąłeś. To było bardzo podejrzane, kiedy pojechałem do Bangkoku z Perth, musiałem wstać bardzo wcześnie rano, by dostać się na lotnisko, by wsiąść do samolotu, wstałem około 3:30 rano, i zanim dotarłem do Bangkoku późnym popołudniem, dowiedziałem się, że zabukowali mnie na wywiad telewizyjny o godz. 22:30. Miałam czas na szybki prysznic i musiałem wracać do studia, co nie było aż takie złe, ale miało to być po tajsku. Czasami wydaje mi się, że mówię biegle po tajsku, ale raz, tu w Perth było tu kilku odwiedzających Tajów i poprosili o nauczanie, więc mówiłem jakieś 30 minut o buddyzmie w języku tajskim. A potem powiedzieli, że są pod wielkim wrażeniem: "Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że można wygłosić mowę w języku palijskim".[śmiech publiczności] To nie był palijski, to był tajski! "Och", odpowiedzieli Tajowie, "naprawdę?". Innymi słowy, nie zrozumieli ani słowa.[śmiech publiczności]

I oto byłem w telewizji na żywo, robiąc z siebie idiotę, pomyślałem: “Jak mówiłem po tajsku, poszło mi naprawdę dobrze”. Było tam jeszcze dwóch innych Tajów, dwóch tajskich mnichów, podczas wywiadu, jeden był rektorem Uniwersytetu Mahacula Lukon Czcigodny Dammakosaja i był bardzo dobry, ale ten drugi był tajskim mnichem, który był rezydentem w buddyjskim klasztorze w Oksfordzie. I najwyraźniej po tym wszystkim mój tajski, mimo że jestem człowiekiem Zachodu, był bardziej płynny niż tego tajskiego mnicha, który przebywał w Oxfordzie przez ostatnich kilka lat. I pomyślałam "Jak to możliwe?". Cóż, byłem z Cambridge, a on był z Oxfordu. Cambridge jest zawsze lepszy. [śmiech publiczności] To tylko żart.

Ale tak to jest, możesz tak działać. Więc co się dzieje, gdy jesteś naprawdę zmęczony, 10:30 wieczorem w Bangkoku, to 11:30 tutaj w Perth. Cały dzień podróżowałem, a teraz muszę mówić w obcym języku w telewizji na żywo. Co robię? Używam natury Buddhy. Jest możliwość, nie odrzucenia, ale powiedzenia sobie: "To jest ważne. Zamierzam wiele się z tego nauczyć, to będzie bardzo ciekawe". Więc nie odrzucaj niczego, ale zobacz to jako szansę, jako coś, co ma wartość, to jest jak doświadczenie Buddhy. Szczególnie trudne doświadczenia, które czasem mam. Lubię je najbardziej w sensie: "To te, dzięki którym naprawdę się uczysz, gdzie naprawdę doskonalisz swoje umiejętności, gdy jesteś naprawdę zmęczony, ale nadal możesz nauczać w płynnym tajskim.

Każde doświadczenie ma naturę Buddhy. Nie trzeba więc go odrzucać. Nie chodzi o intencję: "Zamierzam to usunąć z drogi, aby przejść do normalnego funkcjonowania". Ile godzin, dni, miesięcy, lat swojego życia życzycie sobie, żeby coś zniknęło? Żeby to szybko załatwić, by móc robić to, co myślicie że w życiu ważniejsze. Jeśli jesteś jednym z tych ludzi, którzy życzą sobie by coś zniknęło przez godziny, dni, tygodnie, lata swojego życia, tracisz okazję. Masz ograniczoną liczbę lat. Nie możesz sobie pozwolić na zmarnowanie nawet jednego dnia, jednej godziny, jednej chwili. Więc kiedy każde doświadczenie, każdy moment ma naturę Buddhy, cenisz wszystko, nawet te bolesne doświadczenia. Kiedy trzeba pójść na chemioterapię, albo mieć jakąś straszną operację, to ma naturę Buddhy. To ważne. To są okazje do Przebudzenia. Przebudzenie do czego? Przebudzenie do prawdy o życiu. Twoje ciało jest poza twoją kontrolą. Powinnaś już to wiedzieć. Trzeba po prostu z nim być. Im bardziej walczysz z tym ciałem, im więcej mówisz: "Nie chcę być chora. Nie chcę mieć chemioterapii. Chcę być tylko lepsza". Jak tylko będziesz chciała czegoś innego, tworzysz to psychiczne cierpienie. Kiedy szanujesz doświadczenie, które masz, jako nieodłączną część, nie rozróżniasz między miłymi doświadczeniami a niemiłymi. Szanujesz każde doświadczenie, które naucza ciebie, jak Buddha, jako szansę na Przebudzenie.

Wtedy nigdy nie będziesz próbował życzyć sobie zniknięcia jakiejkolwiek części swojego życia. Kiedy nigdy nie życzysz sobie by coś zniknęło z Twojego życia, ani by żadna osoba nie zniknęła z twojego życia, wyobraź sobie, jak wiele spokoju i współczucia i bogactwa, możesz mieć w swoim życiu. Wszystko jest teraz cenne. Jest takie stare porównanie, którego się nauczyłem w Tajlandii, dobitnie się tego nauczyłem, kiedy po raz pierwszy przybyłem do Perth, kiedy przenieśliśmy się do Serpentine, kupiliśmy ten leśny klasztor, w którym rośnie dużo drzew jarrah. Obumierały, było dużo martwych drzew. A co robi taka osoba jak ja, perfekcjonista? "Wytnijmy te martwe drzewa. Są brzydkie. Kto chce mieć te martwe szkielety w tak pięknym lesie?”. Kiedy próbowałem je ściąć, ktoś mnie zatrzymał "Czy nie zdajesz sobie sprawy? W tych martwych drzewach, są dziuple, to domy dla oposów, kakadu, jaszczurek i wszystkich innych istot, które żyją dzięki tym martwym drzewom. Są one częścią ich siedlisk. Kiedy uświadomiłem sobie wartość tych martwych drzew, nie były już brzydkie. Były one częścią australijskiego lasu. To samo z martwymi częściami twojego życia. Wszystkie brzydkie części twojego życia, nie widzisz ich wartości. Muszą tam być, to jest miejsce, gdzie mieszka współczucie lub mądrość, w martwych drzewach twojego życia i brzydkich momentach twojego dnia. To tam widzimy, że wszystkie te rzeczy. Też mają naturę Buddhy. Jesteśmy współczujący dla każdej chwili naszego życia.

Łatwo jest współczuć wspaniałym chwilom, tym, którymi się cieszysz. Ale wyobraź sobie, że jesteś współczujący i widzisz naturę Buddhy, kiedy Eagles przegrywają i tak samo Dockers [śmiech publiczności]. Tak jak zrobiłem to w zeszłym tygodniu, kiedy byłem w Tajlandii, pewnie dlatego, że byłem daleko, dlatego obie drużyny przegrały. Przepraszam. Cóż, jestem tu w tym tygodniu, więc pewnie teraz wygrają. Ale tak czy inaczej, możesz zobaczyć, co mam na myśli. Natura Buddhy, to widzenie czegoś pozytywnego w każdym doświadczeniu, które masz w życiu. Więc jestem mnichem theravādy uczącym doktryn mahāyāny. Kogo to obchodzi? Jeśli coś działa, to robimy z tego użytek. Te ideały, współczucia i bodhisattwy, możemy to wszystko wykorzystać. Koniec końców używam nawet tej tak zwanej hīnayāny jako będącej samolubną i mahāyāny myślącej tylko o drugiej osobie… Wykorzystuję te konteksty, aby pokazać, że oba podejścia są tylko jednym sposobem patrzenia.

I być może najbardziej skutecznym wykorzystaniem tych koncepcji jest wątek związków między ludźmi, na przykład w małżeństwach,ponieważ często to widzę. Prowadzę wiele porad małżeńskich jako mnich, jestem ostatnią deską ratunku. Przychodzą do mnie w ostateczności. I przychodzą do mnie jako do pierwszej instancji, bo nie stać ich na prawdziwego psychoterapeutę dla par. Oczywiście, dobrze wiecie, że jestem tani. Stawiasz miskę z ryżem i bananem, dostaniesz pół godziny terapii.[śmiech publiczności] To naprawdę tanie. Jestem strasznie eksploatowany. Ale tak czy inaczej, tym właśnie jest bodhisattwa, jest wykorzystywany, nie pobiera żadnych opłat.

W każdym razie, jedna z wielkich nauk dla par to ta, że w małżeństwie, są dwie osoby, to może być małżeństwo gejowskie, może to być małżeństwo hetero, zawsze jest jeden partner, który jest hīnayāna, i drugi partner, który jest mahāyāną. Hīnayāna to ta egoistyczna osoba. Oni są tylko w tym wszystkim dla siebie i myślą tylko o tym, co mogą wynieść z małżeństwa. A mahāyāna jest tym, kto poświęca się, oddaje siebie dla drugiej osoby. I niestety, prawdą jest, że hīnayāna to zazwyczaj - ale nie zawsze - mężczyzna, a mahāyāna to zwykle kobieta - poświęca się dla małżeństwa. I okazuje się, że obie strony są w błędzie. Taką parę nazywamy "dysfunkcyjną". To nie działa. Jeśli to ty jesteś tym samolubem w małżeństwie. "Co mogę z tego mieć?" tylko myślisz o sobie. To nie jest sposób na związek. W końcu tracisz to, czym jest związek lub małżeństwo lub związek partnerski. To egoistyczne, frustrujące, nigdy nie dostaniesz tego, czego chcesz.

Ale druga osoba jest jeszcze gorsza. Mahāyāna, która się poświęca dla swego partnera lub małżeństwa. Wielu z was mogło być takim kimś i wiecie, jak to jest. Po pewnym czasie, nie dostajesz nic w zamian. Znów dopada cię frustracja, przygnębienie, nie ma tam już nic dla ciebie. To tylko "daj, daj, daj", nie dostaniesz nic z powrotem. Wysychasz, wypalasz się, nic nie zostaje. I w końcu się rozchodzicie. Jedno i drugie jest dysfunkcyjne. To nie jest mahāyāna, dawanie wszystkiego drugiej osobie, nie dostajesz tego, czego oczekujesz. Zamiast hīnayāny i mahāyāny, powinna być Droga Środkowa. To nie on albo ona, to nie ja, to my.

Mówiłem to kilka dni temu na ślubie. Była to pewna para w Bangkoku, oboje pochodzili z wyższych klas społecznych. Znałem pana młodego od dawna. Był w Melbourne na studiach, chciał zostać lekarzem. Znam go odkąd był jeszcze bardzo młody.Teraz znalazł sobie pannę młodą, więc przyszli do mnie po porady małżeńskie, kilka dni temu. Wiecie, jak to jest, gdy młodzi są zakochani i wkrótce się pobiorą - mają wielkie oczy, patrzą się ciągle na siebie, są nieco otępieni [śmiech publiczności]. Powiedziałam to samo “Nam, wkrótce będziesz mężem dla Dal”. On miał na imię Nam, ona Dal: “nie wolno ci nigdy myśleć o sobie”. Tak samo powiedziałem do niej "nie możesz nigdy myśleć o sobie, inaczej nie ma sensu się pobierać". Przytaknęli: "Tak…". Przed ślubem czujesz, że robisz wszystko bezinteresownie. I powiedziałem do Nam: “Doktorze Nam, od teraz nie wolno ci też nigdy o niej myśleć". I właśnie wtedy się trochę speszył.

Uwielbiam ten moment, gdy ludzie stają się zmieszani. Kiedy zbijasz ludzi z tropu otwierasz ich umysły. Wtedy można ich czegoś nauczyć. Kiedy mówisz im to, co już wiedzą, zawsze są zamknięci, dobrze już o tym wiedzą. Trzeba lekko zdezorientować ludzi. Więc powiedziałem: "Nam, od teraz nie możesz nigdy o niej myśleć". Naprawdę drapał się po głowie. "Co masz na myśli? To jest moja żona. Oczywiście, że muszę o niej myśleć!". Odpowiedziałem: "Nie, od tej pory nie myśl o niej". Spojrzałem na żonę: “Dal, nigdy nie myśl o swoim mężu od teraz". I była naprawdę zdezorientowana. Bo obie opcje są niewłaściwe. Myślenie o drugiej osobie to mahāyāna. Myślenie o sobie to hīnayāna. Powiedziałem: "Od tej pory musicie myśleć o ‘nas’. Jesteście parą. Jeśli myślisz tylko o nim, albo o niej albo o sobie, tracicie główny wątek. Związek nie dzieje się w partnerze, nie dzieje się w tobie. Dzieje się w przestrzeni pomiędzy wami obojga. To w ‘was’ gdzie dzieje się relacja”. Zrozumieli to dość szybko, tak jak wiele osób łapie o co chodzi, gdy wyraźnie widzi się problem ze związkami.

Szukacie w niewłaściwym miejscu. Albo patrzycie w siebie, co jest w tym dla mnie, albo poświęcacie się dla drugiej osoby, patrząc tylko na nich. Nie patrzycie na przestrzeń pomiędzy dwoma osobami, czyli tam, gdzie istnieje "my". To tak jak z hīnayāną i mahāyāną w buddyzmie, te dwie idee są całkowicie niedorzeczne. Buddha nigdy nie nauczał hīnayāny, nigdy nie nauczał mahāyāny. Te dwie drogi są całkowicie dysfunkcyjne. Nie chodzi o "mnie". Nie chodzi o "ciebie". Nawet jako mnich mieszkający w Perth przez tak długi czas, nigdy nie poświęcam się dla ciebie. Nigdy nie myślę o sobie. To zawsze byliśmy i zawsze będziemy my. Siedzimy w tym razem. Gdziekolwiek jestem, to nie ja i ty. Zawsze chodzi o "nas", związek w każdy piątkowy wieczór, kiedy otwieram usta i słowa płyną między mną a tobą. To właśnie tutaj jest główny wątek. Dlatego prawdziwy buddyzm, nazywają "Środkową Drogą". To, co jest między nami, to, co jest między obserwatorem i obserwowanym w trakcie medytacji. To nie to, co robimy, ale jak to robimy, nasz związek z każdą chwilą naszego życia. Nie ma znaczenia, czy masz trudne chwile. Ważne JAK masz trudne chwile. Nie ma znaczenia, czy spędzasz wspaniale, szczęśliwie czas, ważne JAK spędzasz te szczęśliwe momenty. Nieistotne czy jesteś chory czy zdrowy, ważne JAK jesteś chory lub zdrowy. Czy jesteś w celibacie, czy jesteś gejem, czy jesteś żonaty, stary czy młody. Ważne JAK to robisz, ważne jest to, co jest między tobą a światem, Środkowa Droga.

Kiedy to zrozumiesz, pojmiesz wszystkie te różne tradycje, tradycje tybetańskie, Zen,theravādę, tradycję leśną, tradycję miejską, wszystkie inne tradycje, które mamy, wszystkie są skierowane w to samo miejsce. Tradycje są tylko czymś zewnętrznym. Możemy recytować w różnych językach, i możemy używać innych porównań. W dzisiejszych czasach pożyczamy od siebie nawzajem. Ponieważ nie ma praw autorskich w buddyzmie. Mnisi nie będą pozywać zakonnic. Więc mogę swobodnie używać jakiegokolwiek nauczania kogokolwiek innego. To wspaniałe móc mieć taki poziom zaufania, ponieważ Dhamma jest tym, co jest ważne. Nauki, prawda, to jest nasz przywódca. To jest nasz szef. Prawda, współczucie, moralność, uczciwość, nikt nie może tego posiadać. Żadna grupa, żadna szkoła, żaden przywódca, żaden papież nie może tego posiadać na własność i być nieomylnym właścicielem i franczyzodawcą buddyzmu. Dlatego bardzo dobrze pasuje to do naszego współczesnego świata, dlaczego jest darmowy, dlaczego nie pobieramy opłat - bo nie jestem właścicielem tych nauk. Nigdy nie byłem, nigdy nie będę. Zawsze dajemy. Ponieważ dajemy, nie ma hierarchii.

Możesz się ze mną kłócić ze wszystkim co tu powiem - Ojej, chciałbym móc ekskomunikować kilku z was z biegiem lat. [śmiech] Nie, nie chcę. Ponieważ możesz robić co tylko zechcesz. Możesz wziąć te nauki i wykorzystać je w dowolny sposób. Nie ma kontrolera, który by powiedział ci, co masz robić. Dajesz te nauki, i to jest coś co ma Ciebie ośmielić abyś znalazł swój własny sposób na wykorzystanie tych nauk. Istnieje wiele rodzajów buddyzmu, nie tylko trzy pojazdy, są miliony pojazdów, tyle ilu jest buddystów tyle jest rodzajów buddyzmu. Ale jeśli będzie się podążać za tymi samymi podstawowymi zasadami, moralności, która pochodzi z wnętrza, nie nauczanej przez najwyższą istotę lub najwyższego mnicha lub najwyższą mniszką, albo najwyższą świecką osobę ze śmiesznym kapeluszem. Pochodzi z własnego serca. To jest nauka buddyzmu, która pochodzi z twojego wnętrza, wyjaśnia związek, który masz do świata, który masz wobec swojego partnera, dla siebie samego, do swojego życia. Uczy cię wejścia na Środkową Drogę, by widzieć naturę Buddhy we wszystkim.

A jeśli chodzi o współczucie, to jest to naturalny element całości. Jeśli chodzi o spokój, to tak się dzieje, gdy podążasz za tymi naukami. Jeśli są to nauki, które odzwierciedlają nasz współczesny świat, które dotyczą problemów, z którymi boryka się każdy z was, jeśli naprawdę docierają do sedna spraw związanych z twoim życiem, rozwiązują te problemy. A kiedy te problemy zostaną rozwiązane, masz spokój, znasz sens, zdajesz sobie sprawę, czym jest prawda. Prawda nie jest tym, co można znaleźć w książce. I nie możesz powiedzieć, że znasz prawdę, a inni ludzie jej nie znają. Albo twoja prawda jest lepsza niż prawda innej grupy lub klasztoru lub świątyni. Prawda jest w sercach wszystkich. Nie możesz posiadać prawdy, tak jak nie można posiadać powietrza.

Niektórzy ludzie butelkują wodę. Lata temu zauważyłem, że marka wody "Evian” pisana od tyłu to “naive" czyli naiwny. Evian pisane wspak to "naiwny". Czasami ludzie próbują butelkować wodę i ją sprzedawać. I co teraz? Jestem pewien, że ktoś spróbuje zabutelkować powietrze i je sprzedać, już wkrótce. Nie można posiadać powietrza, ale na pewno ludzie butelkują prawdę i chcą ją sprzedać. Ale my nigdy tego nie zrobimy. Prawda jest w twoim sercu. Nie trzeba rozróżniać poszczególnych tradycji. Te tradycje, które mamy mahāyāna, theravāda, Zen, hīnayāna ta tradycja, tamta tradycja. Jeśli ktoś kiedyś przyjdzie i powie: “Moja tradycja jest lepsza od innych”, po prostu potrząśnij głową. Prawda jest prawdą, to jest prawda. Żadna tradycja nie posiada licencji na prawdę, nie ma hierarchii prawdy. I możemy dzielić się naszymi tradycjami. To, co widzimy, to tylko ciastka, ten sam smak, to samo ciasto pod spodem, z różnymi lukrami. Możemy skorzystać z tych wszystkich tradycji, i dlatego mamy harmonię. To dlatego ten mnich, o którym wspominałem w Singapurze kiedy został opatem największej świątyni w Singapurze - wielkiej świątyni mahāyāny, zaprosił wielu wielkich chińskich mnichów mahāyāny, ale zaprosił też mnie. I to ja wygłosiłem przemówienie inauguracyjne. Gdy został opatem największej świątyni w Singapurze, największej chińskiej świątyni, angielski mnich theravādy dał główną mowę. Jaki to był wspaniały gest. Bo tak naprawdę pokazujemy, nie tylko w przemówieniach, pokazujemy w działaniach, nie ważne z jakiej tradycji jesteś, wszyscy jesteśmy dziećmi Buddhy. Ta sama rodzina, inne ubrania, inna mowa, ale jesteśmy braćmi i siostrami w Dhammie, i o to nam chodzi. Żadnych rozróżnień, żadnych separacji.

Jest już i tak zbyt wiele rozróżnień i podziałów na tym świecie. Najwyższy czas się ich pozbyć. Pozbywamy się ich w buddyzmie, pozbądźmy się ich między różnymi religiami, różnymi rasami. Możemy mieć wzajemny szacunek, gdy widzimy naturę Buddhy we wszystkich istotach i we wszystkich doświadczeniach, mamy możliwość uczenia się i rozwoju. Dziękuję.

Sadhu, sadhu, sadhu.

Ok, czy ktoś ma jakieś pytania o buddyzmie i szkołach buddyjskich? Ktoś tam macha. Chcesz wejść do środka? Jakiekolwiek komentarze i pytania dotyczące Dalaj Lamy lub czegoś innego? Tak.

(Pytający) [niesłyszalne] Czy Dalajlama odwiedzi Serpentine?

[Ajahn Brahm] Czy Dalaj Lama przyjedzie do Serpentine? Nie, Dalajlama nie odwiedzi Serpentine, więc Serpentine pójdzie odwiedzić Dalajlamę [śmiech publiczności]. Większość z nas wybierze się na to spotkanie. Tylko dwóch lub trzech mnichów zostanie opiekować się klasztorem. Dowiedzieliśmy się o tym od australijskiej policji, która nie pozwala mu jeździć tak daleko. Ponieważ bycie wielkim celebrytą oznacza, że zawsze znajdzie się kilku wariatów, którzy chcą cię skrzywdzić, więc Dalaj Lama zostanie w mieście. Nie wpadnie nawet tutaj, do Nollamary, wybacz. Nie może też przyjechać do twojego domu, przykro mi [śmiech publiczności].

Czasami miło jest mieć celebrytów buddyjskich. Taką rolę czasem pełni Dalaj Lama. Jest symbolicznym przywódcą, robi dobrą robotę. Mówiłem w Bangkoku o przywództwie. On przewodzi przez dawanie przykładu. Ze względu na jego styl życia, sposób mówienia, to, co robi. A tak niewielu ludzi tak naprawdę daje przykład swym działaniem w dzisiejszych czasach. Są politycy, i zawsze pojawia się jakiś skandal związany z nimi. A jaki był ostatnio skandal z Dalajlamą? Został złapany w Northbridge w środę wieczorem, pijany w sztok w pubie? Och, to byłaby wielka nowina na całym świecie. Oczywiście to się nigdy nie stało, już dawno byłby usunięty poza nawias. Jest więc kimś, kto daje przykład, jest przywódcą moralnym. A to w naszym świecie rzadkość. Wszystkie inne gwiazdy zawsze przechodzą detoks, w klinikach odwykowych, nie sądzę, by Dalajlama kiedykolwiek tam pojechał, chyba żeby wyrecytować mantry dla swoich przyjaciół celebrytów. Czy to nie cudowne mieć przywódcę religijnego, który jest czysty i godny szacunku, któremu od lat ludzie się dokładnie przypatrują. Brawo dla niego. I mówi też sensowne rzeczy.

Jakieś inne uwagi lub pytania zanim skończymy? Tak! Przepraszam, nie widziałem, tak.

[Pytanie] Dlaczego właściwie golisz głowę? Co to dla ciebie znaczy?

(Ajahn Brahm) To oznacza wolność…od fryzjerów [śmiech publiczności]. Kiedy golę głowę, co to znaczy - odpowiem na to pytanie. W dzieciństwie nienawidziłam chodzić do fryzjerów. Nigdy nie robili tak jak chciałem. W końcu golisz głowę i jest dobrze. Jako mnich lub mniszka nigdy nie masz dnia ze złą fryzurą [śmiech publiczności].
[pytanie] Czy musisz to robić?

(Ajahn Brahm) Czy musisz golić włosy?Jako buddysta widzisz, że jest tu wielu buddystów nie golą głów. To tylko obowiązek mnichów i zakonnic, którzy golą głowy. I jest to świetna rzecz do zrobienia. Dzięki temu można poczuć się bardzo swobodnie. Nie potrzebujesz grzebienia ani szczotki do włosów. Rano, stoisz pod prysznicem, myjesz swoje włosy w tym samym czasie. To takie cudowne być łysym. To dobre pytanie, ponieważ w niedzielę gdzie ona jest… Poszła szkolić dzieci. Ach, szkolenie dzieci, tak. Jedna z naszych członkiń goli włosy, ma pozwolenie od męża golić włosy, jako gest na zbiórkę pieniędzy na projekt naszego ośrodka medytacyjnego, gdzie wszyscy możecie udać się na medytację. Robi to w niedzielę o 17.00. Goli wszystkie włosy. Nie jest zakonnicą, tylko zwykłą kobietą. Golenie włosów na cele charytatywne. Czy są inni ochotnicy? [śmiech publiczności]. Spróbuj. To świetna zabawa. Otrzymujesz sponsoring. Masz wsparcie od ludzi, by zgolić sobie włosy. Jeśli dostaniesz dwieście dolarów w ramach darowizn możesz powiedzieć swojemu mężowi: "Słuchaj, dwieście dolarów za ogolenie się. Jeśli chcesz żebym ich nie ucinała, będzie cię to kosztowało dwieście pięćdziesiąt dolarów". [śmiech publiczności] Powinienem był zająć się marketingiem. Ale to także prostota, ponieważ nie musimy się martwić o wygląd osobisty. Ponieważ wiele razy jest dużo ego, które jest bardzo zaangażowane w wygląd osobisty i to jak wyglądasz. Zwłaszcza twoją fryzurą. Golisz to i znika wiele z tego ego. Brak poczucia własnej wartości. To jeden z powodów, dla których pozbywamy się swojego ego i przywiązania do własnego wyglądu. Czy to było kolejne pytanie? Nie? Dobra, przekroczyliśmy już czas. Już prawie robi się sześć minut po dziewiątej. Więc kończymy na dzisiaj. Dziękuję za przybycie. Mam nadzieję, że zobaczę niektórych z was w niedzielę na święto Vesak.

O autorze

brahm.jpg

Brahmavamso Ajahn
zobacz inne publikacje autora

Czcigodny Ajahn Brahmavamso Mahathera (znany jako Ajahn Brahm), właściwie Peter Betts, urodził się w Londynie 7 sierpnia 1951 roku. Obecnie Ajahn Brahm jest opatem klasztoru Bodhinyana w Serpentine w Australii Zachodniej, Dyrektorem ds. Duchowych Buddyjskiego Towarzystwa Stanu Australia Zachodnia, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Wiktoria, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Australii Południowej, Patronem Duchowym Bractwa Buddyjskiego w Singapurze oraz Patronem Duchowym ośrodka Bodhikusuma Centre w Sydney.

Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: Facebook

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

gnu.svg.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

cc.png

Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK

Źródło: http://www.bswa.org

Tłumaczenie: Portal Sasana.pl
Czyta: Aleksander Bromberek (http://lektor-online.pl/)

Image0001%20%281%29.png

Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/