Wersja z lektorem:
Wersja z napisami:
KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE
Plik z napisami do ściągnięcia STĄD (kliknij prawym przyciskiem myszy i wybierz "zapisz jako")
Wiele tematów, które poruszam na spotkaniach, ma związek z czymś, co niedawno – czasem bardzo niedawno – wydarzyło się w moim życiu. Mimo że nie mamy w klasztorach telewizji, co jakiś czas ktoś pokazuje mi dokument, który nagrał albo ściągnął z Internetu, i oglądamy go z mnichami. W zeszłym tygodniu widziałem kilka programów poruszających kwestię reinkarnacji. Już dawno o tym nie mówiłem, a to bardzo ważny aspekt buddyzmu. Jest to też aspekt, z którym wiele osób ma problem, i na dzisiejszym spotkaniu chciałbym się zastanowić, dlaczego tak się dzieje i jakie możemy z tego wyciągnąć wnioski. Jest jeszcze pytanie, które wciąż powraca, dotyczące tego, na czym polega i jak przebiega reinkarnacja.
Dla mnichów i mniszek, a także dla innych uduchowionych, często medytujących osób jedną z praktyk, które dużo przynoszą i które powinniśmy często uprawiać, jest kontemplacja śmierci. Nie mamy tego robić po to, żeby wpaść w depresję i myśleć o makabrycznych rzeczach, ale po to, żebyśmy mogli się zainspirować i odkryć, jak ważne jest życie. Poza medytacją nad śmiercią jest też medytacja nad tym, co dzieje się potem. To jedno z ważnych pytań, więc dziś skoncentrujemy się na reinkarnacji, na tym, co ona dla nas oznacza, i na tym, jak możemy dzięki niej poprawić jakość naszego życia i osiągnąć stan pokoju i wolności.
Jestem mnichem od wielu lat. Zanim nim zostałem, myśl, że to nie jest nasze jedyne życie, że nie rodzimy się jako tabula rasa, a po śmierci po prostu nie znikamy, zawsze wydawała mi się oczywista. Nikt mnie tego nie uczył ani nie starał się wpłynąć na mój pogląd – to było coś, do czego nie trzeba było mnie przekonywać. Będąc mnichem i mieszkając w krajach, gdzie jest to równie oczywiste i ludzie rozmawiają o swoich przeszłych życiach, w pewnym sensie wychowałem się wśród tej mentalności. Dlatego zaskoczyło mnie, kiedy dwadzieścia sześć lat temu wróciłem do Australii i okazało się, że większość ludzi nie wierzy w reinkarnację. Dlaczego? Przecież to jest takie oczywiste! Szczególnie że przecież są dowody. Jeden z dokumentów, które widziałem, nakręcony chyba przez BBC, opowiadał o profesorze filozofii z amerykańskiego uniwersytetu – nie jednego z tych najlepszych, ale całkiem dobrego – który właśnie zapoznał się z pracami profesora Iana Stevensona na temat przypadków prawdopodobnej reinkarnacji. Chyba mamy tę książkę w naszej bibliotece. Profesor Stevenson to ciekawa postać: na początku był zwykłym lekarzem rodzinnym, pracującym w USA, w stanie Virginia. Był w swoim fachu bardzo dobry, więc zaoferowano mu posadę wykładowcy na uczelni. Nauczanie medycyny nadal go nie satysfakcjonowało, więc skończył psychiatrię i przez jakiś czas pracował w tym zawodzie; następnie wrócił na uczelnię, żeby wykładać psychiatrię. To bardzo zdolny człowiek. W końcu, szukając tematu do badań, który by go interesował, a który nie został jeszcze zgłębiony, natknął się na relacje ludzi doświadczających spontanicznych wspomnień swoich poprzednich żyć. Na przykład dzieci, które przychodziły do rodziców i mówiły: „Mamo, nie jesteś moją prawdziwą mamą. Moi prawdziwi rodzice żyją gdzieś indziej”.
Pewnie wielu z was słyszało takie historie, ale ten profesor postanowił bliżej się im przyjrzeć i stwierdzić, czy były to tylko dziecięce fantazje, czy może było w nich coś więcej. Spędził całe życie na analizowaniu ich. Badania muszą być finansowane, a profesor Stevenson otrzymał fundusze ze źródła, które wydaje się bardzo odpowiednie do dotowania badań nad reinkarnacją: z firmy Xerox. Firma, która jest związana z tworzeniem kopii, sponsorowała badania nad reinkarnacją – pasuje jak ulał.
Profesor spędził nad tymi badaniami całe życie, przyglądając się relacjom ludzi na całym świecie; nie tylko w krajach buddyjskich, ale też muzułmańskich i w krajach Zachodu. Znajdował ludzi, którzy twierdzili, że mieli wcześniej inne życie. Wyeliminował przypadki, które można było wyjaśnić w jakikolwiek inny sposób, i w końcu, w swojej pierwszej książce, opisał doświadczenia dwadzieściorga dzieci – historie, dla których nie można było znaleźć żadnego innego wytłumaczenia niż to, że dzieci te rzeczywiście już kiedyś żyły. To, co tu opowiadam, nie oddaje w pełni treści tej książki, więc przeczytajcie ją sami. Jedną z cech charakterystycznych tej pracy jest najwyższa jakość przedstawionych badań – nie odnosi się wrażenia, że pisze to badacz próbujący coś na siłę udowodnić, ale że jest to zapis obiektywnej obserwacji, bezstronnej oceny danych i dojścia do jedynego oczywistego wniosku.
Kiedy zapytano profesora, jaki wpływ miały na niego te badania, powiedział, że przeprowadził je naprawdę starannie i w każdej innej dziedzinie zostałyby potraktowane poważnie. Niepokojące były tylko wyniki: bo jedynym wnioskiem, jaki można było wyciągnąć z otrzymanych danych, było to, że te dzieci rzeczywiście już kiedyś żyły i że reinkarnacja istnieje. W końcu profesor ogłosił, że w świetle tych badań jako naukowiec uważa, że byłoby irracjonalne odrzucenie wniosku, że to nie było pierwsze życie tych dzieci. Moją uwagę zwróciło to, że jako filozof powiedział, że odrzucenie wiary w reinkarnację jest irracjonalne. Stwierdził, że wszystkie dowody wskazują na jej istnienie i że racjonalnie myśląca osoba wobec takich danych nie może znaleźć innego wyjaśnienia. To ciekawe, że ten temat został tak dokładnie zbadany. Jeden z członków naszego Towarzystwa, będąc w USA, odwiedził profesora Stevensona i przywiózł z tej wizyty jedną z jego książek, którą profesor opatrzył swoim autografem i która teraz znajduje się w naszej bibliotece.
Profesor Stevenson zrobił jednak na nim wrażenie człowieka rozgoryczonego tym, że jego badania – a więc wyniki prac badawczych profesora psychiatrii na dobrym uniwersytecie – nie zostały zaakceptowane przez środowisko naukowe. Był rozgoryczony nie tym, że skrytykowano jego metody badawcze czy uczciwość zawodową, ale tym, że wyniki nie pasowały do tego, co chcieli usłyszeć inni. Profesor niedawno zmarł – albo raczej przeszedł reinkarnację – ale jego badania są kontynuowane. Pamiętam, jak prowadziłem kiedyś spotkanie w lankijskiej świątyni w Londynie, blisko miejsca, w którym mieszkała moja matka; po spotkaniu podszedł do mnie pewien chłopiec i powiedział, że jest jednym z tych dwudziestu przypadków opisanych w tamtej książce. Porozmawialiśmy trochę i powiedział, że upublicznienie wspomnień z przeszłego życia było najgorszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobił, bo kiedy ta informacja się rozeszła, zaczął mieć problemy w szkole. Bo wiecie, co się dzieje, kiedy jakieś dziecko w grupie czymś się wyróżnia. Inni uczniowie powiedzieli nauczycielowi, a rówieśnicy chłopca zaczęli mu dokuczać.
Kiedy usłyszałem, z jakim bólem opisywał ujawnienie się jako osoba pamiętająca poprzednie wcielenie, uświadomiłem sobie, że to doświadczenie nie przyniosło mu nic oprócz cierpienia. To było dla mnie ważne odkrycie, bo zdałem sobie sprawę, że ludzie nie wymyślają tych wspomnień, żeby coś zyskać, a wręcz przeciwnie: sporo przez nie tracą. Jest sporo do stracenia, a nic do zyskania. Fakt, że ten chłopiec doświadczył cierpienia w konsekwencji swoich zwierzeń, sprawił, że jego historia wydała mi się tym bardziej wiarygodna. Przekazanie swoich doświadczeń innym było dla niego trudnym przeżyciem. Ale cieszę się, że spotkałem osobę, która miała odwagę – albo była wystarczająco głupia – żeby opowiedzieć innym o swojej reinkarnacji.
Badania Stevensona są kontynuowane przez innych; jest często przeze mnie tutaj wspominana praca profesora Pima van Lommela, który bada zjawisko śmierci klinicznej. Czytałem też w pewnym magazynie naukowym, że naukowcom udało się odtworzyć doświadczenie istnienia poza ciałem poprzez stymulację odpowiednich obszarów mózgu. Naukowiec jednak powinien być w stanie odtworzyć całe doświadczenie, nie tylko jego część. Czy ktokolwiek jest w stanie sztucznie wywołać doświadczenia, w których ludzie, znajdując się poza własnym ciałem, widzą i słyszą, co się wokół nich dzieje, zamiast tylko coś sobie wyobrażać? To wyzwanie dla naukowców: jeśli odtwarzacie doświadczenie podróży poza ciało, czy jesteście w stanie zrobić to do końca? Tak, żeby ludzie wychodzący z ciała po traumatycznym, bliskim śmierci przeżyciu widzieli i słyszeli wszystko, co się dzieje dookoła nich?
W kolejnym dokumencie, który widziałem, pacjent na stole operacyjnym doświadczył opuszczenia własnego ciała i wzniósł się tak wysoko, że widział trampek leżący na gzymsie na zewnątrz sali operacyjnej. Nie wiem, skąd ten but się tam wziął, ale nikt o tym wcześniej nie wiedział. Dopiero pacjent po przebudzeniu poinformował ich, że na gzymsie leży trampek. Pracownicy szpitala sprawdzili to – i rzeczywiście, znaleźli but.
Takie historie dodają wiarygodności relacjom o tym, że ktoś umarł i znalazł się poza ciałem. To dane, których nie da się zdobyć z innych źródeł. To argument za tym, że chyba rzeczywiście coś jest po śmierci, bo czasem ludzie wracają i są na to mocne dowody. Jeśli interesuje was ten temat, poszukajcie prac profesora Pima van Lommela. Obecnie jest on już na emeryturze, ale jeździ w różne miejsca na świecie i prowadzi wykłady na temat swoich badań. On również uważa, że życie nie kończy się na śmierci i uświadomienie sobie tego zmieniłoby podejście wielu ludzi do życia. Nie chcę przedłużać opowiadania o dowodach i argumentach przemawiających za reinkarnacją, wolałbym skupić się na tym, co by się stało, gdyby ludzie zaakceptowali tę ideę – ale najpierw wróćmy do tego, dlaczego czasem jest to takie trudne. Zastanawiałem się nad tą kwestią przez bardzo długi czas. Ludzie podają mnóstwo niemądrych argumentów, na przykład: „Teraz jest na ziemi więcej ludzi niż kiedyś, więc jak mogli się odrodzić?”.
Ludzie wierzyli w reinkarnację od bardzo dawna. Nie tylko buddyści, ale też starożytni Grecy: Pitagoras, Heraklit, Sokrates, Platon. Dopiero chrześcijanie, około piątego wieku naszej ery, na specjalnej radzie uznali wiarę w kolejne wcielenia za herezję. Ale wcześniej w chrześcijaństwie uznawano reinkarnację. W judaizmie również się w nią wierzy. Reinkarnacja była traktowana jako część duchowej tradycji. Jeden z rabinów z Perth, mój przyjaciel, był kiedyś dyrektorem do spraw duchowych w pewnej szkole; jego dzieci odwiedzały czasami nasz klasztor, a ja raz w roku jeździłem do ich szkoły, żeby poprowadzić zajęcia. Kiedy go spotkałem pierwszy raz, podszedł do mnie i powiedział: „My też wierzymy w reinkarnację”. To dobry tekst, jeśli chcesz się zaprzyjaźnić z mnichem buddyjskim. W każdym razie okazuje się, że wielu Żydów też wierzy w reinkarnację.
Odpowiedź na pytanie o to, jak może żyć teraz tylu ludzi, skoro wcześniej było ich mniej, brzmi: to nie tak, że ludzie odradzają się tylko z ludzi. Możliwa jest też reinkarnacja zwierzęcia – i innych istot – w ciele człowieka. Problem polega na tym, że ludzie są aroganccy i często myślą, że są wyjątkowi i że pomiędzy nimi a zwierzętami jest przepaść nie do przebycia. Nie wyobrażają sobie, jak mogliby pochodzić od zwierzęcia. Nazywam to „gatunkizmem”. Jest rasizm, seksizm; ludzie myślą, że dana rasa albo płeć jest lepsza od innych, albo że orientacja heteroseksualna jest lepsza od homoseksualnej. Rozpoznajemy tyle różnych rodzajów dyskryminacji, ale nadal nie dostrzegamy gatunkizmu. Myślimy, że jesteśmy lepsi, więc możemy trzymać zwierzęta w klatkach w zoo, zjadać je, znęcać się nad nimi i je wyzyskiwać. Ale buddyzm od początku mówi, że ludzie odradzają się ze zwierząt; stąd się wzięło wielu współcześnie żyjących ludzi. W miarę zmniejszania się liczby zwierząt na świecie wzrosła liczba ludzi – i stąd się właśnie wzięliśmy.
Mała anegdota na ten temat (jako mnich zbieram wiele takich historii): w jednym z naszych klasztorów w Tajlandii, wiele lat temu, pewien mnich wybrał się na targ, gdzie zobaczył małpę wystawioną na sprzedaż. Biedna małpa była trzymana w ciasnej klatce i cierpiała. Ten człowiek zlitował się nad małpą i kupił ją, by oddać do miejsca, gdzie ktoś się nią zaopiekuje. Zamiast zabrać zwierzątko do rezerwatu przyrody, zaniósł je do jednej ze świątyń. Mnisi są pełni współczucia, więc główny mnich zajął się małpą i karmił ją, i małpa żyła sobie swobodnie w leśnym klasztorze i skakała po drzewach. Ale ponieważ była bardzo przyzwyczajona do towarzystwa ludzi, była jakby pół człowiekiem, pół małpą. Za każdym razem, kiedy mnisi pili herbatę, małpa przychodziła, łapała czarkę z herbatą tak jak mnisi i piła napar razem z nimi. Była praktycznie jednym z mnichów. W końcu pomiędzy monk (mnich) i monkey (małpa) jest tylko parę liter różnicy.
Małpa żyła sobie w klasztorze. Mnisi ją lubili, bawili się z nią i ją karmili. Czasami zachowywała się wobec nich bardzo opiekuńczo, przeganiając zbyt głośne samochody, bo lubiła spokojne miejsca – zupełnie jakby była świadoma, że to leśny klasztor, więc nie powinno się hałasować. Niestety pewnego dnia, goniąc ciężarówkę, małpa wpadła pod koła i zginęła. To był dla niej koniec – w tym życiu. Jednak główny mnich (nie powiem, jak się nazywa, ale był tutaj kilka lat temu i prowadził spotkanie), który bardzo głęboko medytował, powiedział innym, co się potem stało; był w stanie zobaczyć to w swojej medytacji. Kiedy małpa umarła, strumień jej świadomości – niektórzy nazywają to duszą, ale w buddyzmie mówimy o strumieniu świadomości; to niewielka różnica – opuścił jej ciało i skierował się w stronę wioski, gdzie jedna z kobiet była w ciąży. Mnich widział, jak ta świadomość wnika w łono tej kobiety. Opowiedział o tym pozostałym mnichom, dzięki czemu ja mogę to opowiedzieć wam. Widział, jak świadomość tej małpy przechodzi do ciężarnej kobiety, żeby odrodzić się jako człowiek. Dlaczego? Ta małpa spędzała tyle czasu z ludźmi, że myślała, że też jest człowiekiem i że jej miejsce jest wśród ludzi. Dlatego ciągnęło ją do ludzkiego życia. Ludzie często trzymają psy, koty i inne zwierzęta, które ciągle są wśród ludzi. Kto z was ma zwierzęta domowe, które nawet jedzą ludzkie jedzenie? Nie chcą Whiskasa, chcą kurczaka albo coś innego, co akurat jecie. Są z wami tak związane, że pewnie odrodzą się jako ludzie, bo już i tak myślą o sobie jako o ludziach.
Małpa odrodziła się jako mały chłopiec. Kiedy pierwszy raz o tym usłyszałem, to dziecko jeszcze się nie urodziło i wszyscy mnisi czekali, żeby je zobaczyć. To była wioska w sąsiedztwie klasztoru, więc mnisi znali tych ludzi i spotykali czasem tę kobietę. Kiedy dziecko w końcu przyszło na świat, mnisi zauważyli ciekawą rzecz: jak na ludzkiego niemowlaka było bardzo owłosione. Zostało w nim coś z małpy i pewnie kiedy podrosło, też zachowywało się trochę jak małpka.
Zwierzę może odrodzić się jako człowiek i to daje bardzo elegancką odpowiedź na tamto pytanie. Może się wydawać, że między ludźmi i zwierzętami jest zbyt duża bariera, ale przecież około 99% genów człowieka i małpy jest takich samych. Są filmy dokumentalne o zwierzętach, które umieją mówić – poszukajcie w Internecie papugi o imieniu Alex; to była papuga, z którą można było prowadzić konwersacje. Kiedy to zobaczyłem pierwszy raz, byłem zdumiony: papuga i pani psycholog, która się nią zajmowała, siedziały i rozmawiały. „Jak się miewasz?” „Nie najlepiej”. „Jadłaś lunch?” „Tak, dostałam trochę marchewki”. Albo coś w tym rodzaju. Nie pamiętam treści tej rozmowy, ale było oczywiste, że ta papuga inteligentnie używała języka. Niektóre zwierzęta, jeśli się je odpowiednio tresuje, potrafią wykazywać niezwykłą inteligencję. Możemy więc pozbyć się dyskryminacji gatunkowej i myślenia, że ludzie zostali stworzeni przez Boga, a z całą resztą możemy robić, co chcemy. Nie ma już miejsca na taką arogancję. Jesteśmy blisko świata zwierząt i jesteśmy z nimi współzależni, również w sensie wymiany gatunkowej w kolejnych życiach. Zrozumienie tego odpowiada na tamto pytanie.
Kolejnym dobrym pytaniem jest to, jak właściwie przebiega reinkarnacja. Wielu naukowców wie, że reinkarnacja istnieje, ale nie rozumieją, jak działa. Staje się to jasne, jeśli się medytuje i jest się świadomym tego, jak funkcjonuje nasz umysł, i tego, co nas napędza – co daje nam siłę, żeby iść przez dni i lata, i przez życia. Bo to ten sam mechanizm. Mamy jakieś nadzieje i pragnienia albo niedokończone sprawy. I kiedy człowiek umiera, to te nadzieje i pragnienia nadal żyją, i to one są tą siłą, która nas prowadzi. Mamy teraz podobno dwustulecie narodzin Darwina i stupięćdziesięciolecie publikacji „O powstawaniu gatunków”. Myślę, że Stevenson jest jak Darwin w tym sensie, że prowadzi przełomowe badania naukowe, które mają służyć ludzkości, ale nie są akceptowane.
Jak działa ewolucja? Co ją popycha? To nie tak, że wszystko jest kwestią przypadku. Ewolucję napędza pragnienie ewoluowania. Przed dzisiejszym spotkaniem grupa dzieci zadała mi pytanie… o co one pytały? Pamiętam odpowiedź, ale nie pytanie. Odpowiedziałem, że jeśli chcesz być wyższy albo piękniejszy, to twoje ciało zacznie się zmieniać w tym kierunku. Dlaczego tyle współczesnych młodych kobiet i mężczyzn jest wyższych niż ludzie z poprzednich pokoleń? Bo chcą.
Zainteresowałem się tym tematem, kiedy wiele lat temu natknąłem się na pewien artykuł na temat zmutowanych kotów. Jakieś dwadzieścia pięć, trzydzieści lat temu, kiedy Margaret Thatcher została premierem Wielkiej Brytanii, jednymi z pierwszych rzeczy, które zrobiła po dojściu do władzy, były walka ze związkami zawodowymi i zamknięcie kopalń węgla. Uważała, że szkodziły gospodarce. Zamknęła więc wiele z nich. Niektóre znajdowały się w południowej albo północnej Walii, a jedna z nich była niedaleko Cardiff albo Swansea – nie pamiętam dokładnie. I kiedy zamknięto tę kopalnię i ogrodzono ją płotem, okoliczni mieszkańcy, gdy mieli kocięta, których nie chcieli zatrzymać, zamiast zanieść je do świątyni buddyjskiej, żeby zajęli się nimi mnisi, robili coś o wiele bardziej okrutnego: przechodzili przez płot, podchodzili do brzegu kopalni i wrzucali te kocięta do szybu. Po prostu je zrzucali. To wielkie okrucieństwo. Wyszło to na jaw tylko dlatego, że jakieś dziesięć lat później wysłano do tej kopalni grupę inżynierów, żeby sprawdzili stabilność konstrukcji i stwierdzili, czy istnieje ryzyko zawalenia. Kiedy zjechali na dół, znaleźli górę martwych kociąt. Ale koty, a szczególnie kocięta, są niezwykle zwinne i często lądują na czterech łapach, toteż niektóre z tych zrzuconych kociąt przeżyły. Inspektorzy odkryli w kopalni kolonię kotów – i okazało się, że po tych dziesięciu czy piętnastu latach była to zupełnie nowa rasa kotów. Miały ogromne uszy i były od urodzenia ślepe. To był zupełnie nowy gatunek kota, który wyewoluował w przeciągu dziesięciu albo piętnastu lat.
Jak to się stało? To proste. Żyjąc głęboko pod ziemią, gdzie nie docierało światło, koty nie potrzebowały oczu, więc oczy się u nich nie rozwijały. Potrzebowały uszu, bo słuch mógł doprowadzić je do jedzenia, obronić je przed wrogami i pomóc im znaleźć partnera. Uszy były dla nich niezbędne, więc rosły i rosły, aż stały się naprawdę ogromne. Oczy nie były potrzebne, dlatego koty były ślepe. Zupełnie nowy gatunek. Widziałem ich zdjęcia; nigdy wcześniej nie widziałem takich kotów. Dlaczego ewoluowały? Bo tego potrzebowały. To właśnie je napędzało. To pragnienie jest twórczą siłą, która jest w tobie i we wszystkich istotach.
To pragnienie nie umiera razem z tobą. Ta twórcza siła nie przestaje tworzyć i popychać cię do przodu, ku kolejnym życiom. Buddha nauczał tego prawie dokładnie w tych słowach. To pragnienie tworzy kolejne życie. Na pewno widzicie to już teraz: wasze pragnienia i potrzeby pchają was w życiu do przodu – i nie przestaną, nawet kiedy umrzecie. Po prostu popchną was w stronę kolejnego życia, kolejnych narodzin, kolejnej formy, żebyście mogli się wyrażać i ewoluować.
Jeśli potrzebujecie innego wyjaśnienia tego mechanizmu, to jakiś czas temu wymyśliłem porównanie do mango; to najlepsza metafora reinkarnacji, którą udało mi się do tej pory wymyślić. Uwielbiam mango, szczególnie w sezonie. Poza sezonem nie są już takie dobre, bo są hodowane sztucznie i naszpikowane chemikaliami. Ale w sezonie są naprawdę dobre, szczególnie z ryżem… Nie powinienem tego mówić. Nie, naprawdę nie powinienem, bo ostatnio kiedy powiedziałem coś takiego, następnego dnia dostałem mnóstwo tego, o czym mówiłem, więc staram się nie przyznawać do takich rzeczy. Zapomniałem o tym, przepraszam.
Wróćmy do mango. Kiedy zjemy mango, możemy posadzić pestkę w ogrodzie. W Perth mango uprawia się całkiem nieźle. Drzewko rośnie – zajmuje to chyba jakieś dziesięć albo piętnaście lat – a jak już urośnie, wypuszcza pierwsze kwiaty i owoce. Moje pytanie brzmi: co się wydarzyło między tym pierwszym zjedzonym przez ciebie mango a pierwszym mango z nowego drzewka? Nowe mango prawdopodobnie nie ma ani jednej wspólnej molekuły z tym pierwszym. Nawet DNA się zmienia – spytajcie jakiegoś biologa. DNA nie jest w pełni kopiowane, zawsze są jakieś mutacje i dwa różne drzewka mango nie będą identyczne. Ale część DNA zostaje; w końcu na mangowcu nie mogą wyrosnąć jabłka. I jeśli to pierwsze mango było bardzo słodkie, to jest prawdopodobne, że te z nowego drzewka też będą słodkie. Może trochę mniej, może trochę bardziej. Jeśli pierwsze mango było odporne na suszę, to nowe drzewko pewnie też takie będzie. Rozumiecie teraz, na czym to polega? Od pierwszego mango do następnego sporo się zmienia, ale możemy prześledzić cały ten proces: nasiono posadzone w ziemi, a następnie podlewane, kiełkuje i możemy obserwować, jak powoli rośnie, zamienia się w drzewo, wypuszcza liście, kwiaty; kwiaty są zapylane, formują się owoce i mamy słodkie mango. Istnieje ciąg przyczynowo-skutkowy – zapoczątkowuje go stare mango, z którego powstaje nowy mangowiec.
Dokładnie ten sam proces ma miejsce w przypadku ludzi. To podobny ciąg wydarzeń, ale w nowym życiu, które powstaje na końcu, niewiele zostaje z tego poprzedniego. Niemniej są wyjątki: jeśli stare mango było odporne na suszę, to nowe też będzie; jeśli tamto było słodkie, to nowe też będzie. Podobnie działa kamma. Mamy jakieś skłonności, charakterystyczne cechy i to właśnie one przechodzą dalej. To dobre wyjaśnienie, jak reinkarnacja działa w teorii. A w praktyce? Nie mogę tego udowodnić; będziemy to mogli udowodnić dopiero po śmierci. Być może was to zaskoczy, ale po śmierci człowiek nadal jest. Leży martwy i słyszy oraz widzi ludzi, którzy się nim zajmują. Co do wychodzenia z ciała, to najlepszy artykuł na ten temat, jaki czytałem, był napisany przez kogoś, kto nie jest buddystą. To, że coś takiego mówi buddysta, to nic nadzwyczajnego, bo przecież to normalne w buddyzmie. Ale ten człowiek mógł dużo stracić, pisząc o swoim doświadczeniu śmierci. To były senator Australii Zachodniej, Graham Edwards. Teraz chyba jest już na emeryturze. Graham Edwards był politykiem i jeździł na wózku inwalidzkim. To dzięki niemu cały nowy budynek parlamentu dostosowano do potrzeb osób niepełnosprawnych. W swoim artykule opisał między innymi, w jaki sposób stracił nogi. Był żołnierzem, walczył w Wietnamie. Brał udział w wymianie ognia z Wietkongiem, kiedy ranny został jego przyjaciel. Edwards, zważając bardziej na to, żeby ratować przyjaciela, niż na własne bezpieczeństwo, przez nieuwagę stanął na minie, która urwała mu nogi.
W swoim artykule opisuje, co się stało potem: był błysk i ból nie do zniesienia – ale tylko przez sekundę. Następne, co pamięta, to – cytuję – „beztroskie unoszenie się ponad polami Wietnamu, w poczuciu wolności i spokoju”. Opisywał to jako jedno z najpiękniejszych doświadczeń w życiu. Wszyscy, którzy przeżyli doświadczenie bliskie śmierci i deklarują, że opuścili własne ciało, mówią to samo: opisują to jako stan tak wspaniały, błogi i pełen spokoju, że kiedy wracają, do końca życia już nie boją się śmierci. Zamiast tego mówią innym, że nie ma się czego bać. Samo umieranie może być długie i bolesne, ale śmierć jako taka to świetna perspektywa. Widzicie? Teraz macie przed sobą cel. Trzeba tylko przeżyć jakoś umieranie, a potem można cieszyć się śmiercią.
Edwards nie wie, jak długo unosił się w powietrzu, ale tym, co ściągnęło go z powrotem, była myśl o jego żonie, która tutaj, w Perth, właśnie urodziła ich pierwsze dziecko. Poczuł, że nie powinien zostawiać żony i nowo narodzonego dziecka. Ta myśl ściągnęła go z powrotem do ciała, przez co znowu zaczął odczuwać ten straszny ból, ale tylko przez chwilę, bo szybko stracił przytomność, a potem obudził się w szpitalu.
Opisał to doświadczenie, mimo że był politykiem, i ludzie nazywali go wariatem. Ale to wydarzyło się naprawdę i chciał się tym podzielić. Wielu ludzi to robi. A ci, którzy nie wracają, często dążą do kolejnych narodzin. Mówię o tym, bo jeśli wiemy, co i jak się dzieje, i mamy dowody, to zmienia to naszą perspektywę na obecne życie. Ludzie czasem używają określenia „wąski horyzont” – dla mnie wąski horyzont jest wtedy, kiedy ludzie myślą, że mają tylko jedno życie. To bardzo wąskie spojrzenie. Przynosi też sporo cierpienia i rozczarowań, bo czasem życie po prostu się nie układa i nie jest szczęśliwe, wobec czego posiadanie tylko jednego wcielenia byłoby dołujące. A nawet jeśli masz dobre życie, to i tak przecież widzisz, że to nie fair. Żyjesz wygodnie w Australii, czasami narzekasz, ale jak porównasz to z tym, co w tym czasie dzieje się w Palestynie, Zimbabwe albo w innych niebezpiecznych miejscach na świecie, zaczynasz się zastanawiać, dlaczego tak jest. Czasem spojrzenie na świat całościowo ułatwia nam zrozumienie pewnych kwestii, znalezienie odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego oni? Dlaczego nie ja?”. Być może już przez to przeszedłeś i nie musisz przeżywać tego samego w tym wcieleniu.
Ludzie, którzy pamiętają poprzednie wcielenia, często rozumieją, że kolejne życia nie są po to, żebyśmy mogli robić więcej rzeczy; tak naprawdę to rodzaj treningu, edukacji, takiej jak w szkole czy na uniwersytecie. Do szkoły też chodzi się dłużej niż jeden rok; są wakacje, a potem wracasz, żeby nauczyć się więcej. Nawet kiedy skończysz studia, nie przestajesz się uczyć. Uczymy się i doświadczamy cały czas. Bo nie chodzi tylko o wiedzę akademicką, ale też o wiedzę płynącą z życiowych doświadczeń, dzięki którym uczymy się o życiu i lepiej rozumiemy świat. Bogactwo, bieda, sława, brak sławy – to wszystko uczy nas, co jest w życiu ważne.
Być może właśnie to jest najlepsze w uświadomieniu sobie, że przeżyliśmy już wiele żyć – zrozumienie, co tak naprawdę jest dla nas ważne. Jedno życie to tylko sześćdziesiąt–siedemdziesiąt lat. To nie jest dużo czasu. Ile macie lat? Szybko zleciało, prawda? Jedno życie jest jak mgnienie oka. Ludzie myślą nieraz: „To wszystko? Co się stało z moim życiem? O rany, a jestem już taki stary”. Czas ucieka, ale nasze życie jest częścią całości. Buddyści są bardzo cierpliwi – jeśli nie uda ci się teraz pozmywać, zawsze możesz to zrobić w następnym życiu. Jeśli nie zrobiłeś pracy domowej albo nie posprzątałeś i ktoś narzeka, że od dawna obiecywałeś, że to zrobisz, to uspokój ich zapewnieniem, że zrobisz to w następnym życiu.
Dzięki reinkarnacji mamy więcej czasu na naukę, a wiedza o kolejnych wcieleniach uczy nas tego, co jest najważniejsze. Ludzie myślą, że ważne rzeczy to: duży dom, sława, pieniądze i tak dalej. Ilu z was martwi się o gospodarkę? Nie ma sensu się o to martwić. Nieważne, czy jesteś bogaty, czy biedny, w trumnie będziesz wyglądać tak samo. Nieważne, czy macie wypasioną trumnę, czy chowają was w kartonowym pudle – jedna i druga spłonie, więc żadna różnica. I tak skończycie jako kupka popiołu. A jeśli was nie spalą, tylko pochowają w ziemi, to zjedzą was robaki, niezależnie od tego, z jakiego drewna jest zrobiona trumna.
Ale jeśli patrzymy na całość, na wszystkie życia, które przeżywamy, to widzimy, że niektóre sprawy są ważniejsze. Przypomnienie sobie poprzedniego istnienia zmienia cały system wartości. I dlatego lubię o tym mówić: jeśli ktoś zaakceptuje, pojmie – nie tylko rozumem, ale też sercem – fakt, że przyjdzie kiedyś na świat po raz kolejny, że będzie miał więcej niż jedno życie, to zmienia się jego sposób patrzenia na całą egzystencję. Nie smuci nas już tak bardzo, jeśli ktoś umiera, bo wiemy, że kiedyś jeszcze spotkamy tę osobę. Śmierć jest czymś tymczasowym, nie ostatecznym.
W społeczeństwie funkcjonuje sformułowanie, że coś jest „kwestią życia lub śmierci”, czasem nawet uznawane przez prawo. Jesteśmy gotowi zrobić cokolwiek, żeby uratować kogoś od śmierci. W buddyzmie nie ma kwestii życia lub śmierci – jest raczej kwestia tego, jak ktoś żyje i jak umiera. Liczy się to, jakie coś jest, a nie czy w ogóle jest. Zrozumienie, że mamy wiele żyć, zmienia nasz system wartości z nastawionego na zyski i osiągnięcia na taki, który uwzględnia fakt, że wiele rzeczy dzieje się stopniowo.
Ostatnio rozmawiałem z anagarikami pracującymi w naszej kuchni i powiedziałem im: to buddyjski klasztor. Nie jest ważne, czy jedzenie jest dobre ani czy jest zrobione na czas; najważniejsze jest to, w jaki sposób jest przygotowywane. Najważniejsza jest harmonia, spokój i współczucie między wami. Nawet jeśli posiłek się opóźni albo w ogóle go nie będzie, to jeśli tylko nie straciliście spokoju i harmonii, jesteście dobrymi kucharzami. Ważny jest proces, nie wyniki. Podanie posiłku jest drugorzędne; najważniejsze jest to, jak został przygotowany.
Wiele rzeczy w naszych życiach jest nastawionych na wyniki, osiągnięcia, posiadanie, ale ilu z nas zastanawia się nad tym, jak to wszystko osiągnęli? Ilu z nas myśli nie o tym, co dostali, ale ile ich to kosztowało, emocjonalnie i duchowo? Myśląc tylko o wynikach, tracimy wątek. Nie jest ważne, czy skończyłeś studia, masz duży dom, fajną rodzinę, świetną pracę – z punktu widzenia buddyzmu te rzeczy nie mają znaczenia. Liczy się to, jak się znalazłeś w miejscu, w którym jesteś. Jaką drogę przeszedłeś. Ta droga to to, co popycha nas z jednego życia w kolejne, i to, co liczy się najbardziej. Nie co, ale jak. Jaką drogą idziesz przez życie? Jak pracujesz w kuchni? Nie tylko to, co osiągnąłeś, ale w jaki sposób to zrobiłeś.
Kiedy zrozumiemy, że jest to proces, zmienia się nasze całe życie. I wtedy zamiast kierować nasze aspiracje tylko w stronę rzeczy materialnych, kierujemy je w stronę tego, jak doświadczamy życia, w stronę współczucia, życzliwości, dzielenia się i słuchania siebie nawzajem. Umiejętności życia w harmonii i współpracowania z innymi. Z tych rzeczy składają się nasze doświadczenia. To staje się ważne, gdy wiemy, że mamy więcej niż jedno życie. Ten proces doświadczania, czyli kamma, staje się najważniejszy. Nie to, co osiągasz w życiu, tylko jak to osiągasz. Gdy zobaczymy ten pełen obraz, to zmienia nasz punkt widzenia: jeśli nie zarobię miliona dolarów w tym życiu, to nic, mogę spróbować w następnym, o ile będzie mi dalej zależało. Jeśli nie mogę znaleźć partnera w tym życiu, to nic, pewnie w poprzednim życiu było inaczej, i w następnym może też kogoś znajdę; teraz nauczę się, jak być singlem. Masz mnóstwo możliwości i nie musisz wariować ze stresu, myśląc: „Mam już czterdzieści lat, a nie mam jeszcze dzieci, omija mnie życie!”. Nie omija cię życie. Może miałaś dzieci w poprzednim życiu; teraz zamiast dziecka możesz mieć kota. O wiele łatwiej się tymi zwierzakami opiekuje. Nie kosztują tyle, nie trzeba posyłać ich do szkoły, nie sprawiają kłopotów jako nastolatki. Możesz robić wiele różnych rzeczy.
Reinkarnacja zupełnie zmienia spojrzenie na życie i dlatego właśnie lubię o niej mówić. Ludzie jednak często opierają się tej idei. Dlaczego? Tak jak powiedział profesor Stevenson – to irracjonalne. Dowody istnieją i są mocne, więc dlaczego ludzie nie chcą ich zaakceptować? Jednym z powodów jest to, że ludzie myślą, że jedno życie to wystarczająca ilość bólu i cierpienia. To często ludzie po pięćdziesiątce, sześćdziesiątce, którzy wiedzą, że życie czasem jest ciężkie. Być może fizycznie jest z tobą wszystko OK, ale jesteś okaleczony emocjonalnie. Blizny na ciele łatwo zauważyć, ale te w sercu są o wiele mniej widoczne. I właśnie dlatego, że życie nieraz boli, ludzie nie chcą żyć po raz kolejny. Boimy się przechodzić przez to drugi raz. Często kieruje nami strach, który jest źródłem wielu złudzeń. Ludzie nie chcą zobaczyć i nie widzą tego, czego się boją.
Myślę, że ludzie często nie wierzą w reinkarnację – nawet mimo mocnych dowodów – dlatego, że boją się uwierzyć. Jak można sobie z tym poradzić? OK, nie miałeś łatwego życia, ale w takich miejscach jak to uczymy, jak zmniejszyć cierpienie, jak radzić sobie z nim w mądrzejszy sposób; przede wszystkim uczymy, jak nie nosić ze sobą przeszłości, a razem z nią bólu. Klasyczna, bardzo mocna nauka – ktoś podchodzi do ciebie i mówi: „Jesteś brzydka. Jesteś najbrzydszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widziałem”. Jak reagujesz? Jesteś zła i jest ci przykro? Większość ludzi by tak zareagowała i zaczęła się zastanawiać: dlaczego on powiedział, że jestem brzydka? Przecież mnich buddyjski nie powinien mówić mi, że jestem brzydka! Nie ma prawa nazywać mnie brzydką! To niesprawiedliwe, że powiedział, że jestem brzydka!
W ten sposób nazwałaś się brzydką kolejne cztery razy. Za każdym razem kiedy sobie to przypominasz, pozwalasz, żeby ta osoba po raz kolejny nazywała cię brzydką. Stąd bierze się ból. Początkowe doświadczenie minęło, ale jeśli je pamiętamy i roztrząsamy, generujemy cierpienie. Moment, w którym ktoś mówi nam coś przykrego, mija szybko, ale jeśli nie przestajemy o tym myśleć, to właśnie przez to cierpimy.
Ktoś ci ubliża? Zapomnij o tym. Zresztą co mnich może wiedzieć o urodzie? Nie ogląda filmów ani nie czyta magazynów dla kobiet. Nie zna się. Po prostu odpuść. Dlaczego nosimy ze sobą, a nawet pielęgnujemy cierpienie? To szaleństwo. Możesz uwolnić się od bólu – to jedna z wielkich nauk buddyzmu i jedna z pierwszych, które mnie zainteresowały. Możesz uwolnić się od złych rzeczy. I nie chodzi tylko o to, co robią ci inni ludzie, ale też o to, co sam robisz, o poczucie winy. To kolejny powód, dla którego ludzie boją się reinkarnacji: wszyscy zrobiliśmy coś złego. Na pewno wy też narobiliście jakichś złych uczynków. Każdy narobił.
To mi przypomina pewną historię. Już dawno nie opowiadałem dowcipów, więc teraz opowiem o chłopcu, który dostał pracę domową – musiał przestudiować jakiś temat. Następnego dnia podszedł do nauczycielki i powiedział: „Wiem o wszystkim”. Nauczycielka na to: „Wiesz o wszystkim?”. „Tak, proszę pani”. „Masz tu pięć dolarów i nie mów nic dyrektorce”.
Bo każdy ma jakiegoś trupa w szafie. Chłopiec wziął pięć dolarów i opowiedział o tym zdarzeniu swojemu koledze. Ten wytłumaczył mu, że jeśli powiesz do kogoś „Wiem wszystko”, to ta osoba nie będzie do końca pewna, o czym mówisz, ale i tak da ci te pięć dolarów. Chłopiec wrócił do domu i postanowił wypróbować to na swojej matce. Podszedł do niej i powiedział: „Mamo, wiem o wszystkim”. „O mój boże. Masz tu dziesięć dolarów i nic nie mów ojcu”.
Widząc, że sprawy idą w dobrym kierunku, chłopiec poszedł do swojej siostry. „Cześć! Wiem o wszystkim!” „Skąd wiesz?” „Aa, od znajomych w szkole”. „Masz tu dwadzieścia dolarów, ty pryszczu, ale nikomu nie mów, OK?”
Kiedy ojciec wrócił z pracy, chłopiec pomyślał, że teraz dopiero się obłowi. Podszedł więc do niego i powiedział: „Tato, wiem o wszystkim!” „Masz tu pięćdziesiąt dolarów, synu, i nie mów matce!”
Chłopiec szybko się uczył, więc następnego ranka, gdy w drodze do szkoły zobaczył mleczarza, podszedł do niego i powiedział: „Wiem o wszystkim!”. A mleczarz na to: „Naprawdę? Synu!”.
Nie jestem pewien, czy to odpowiedni dowcip dla mnicha, ale trudno. Wszyscy mamy trupa w szafie. Jeśli będziemy potrzebować pieniędzy w Towarzystwie Buddyjskim, możemy do kogoś podejść, powiedzieć, że niektórzy mnisi potrafią czytać w myślach i o wszystkim wiemy! Ale nie, nie robimy takich rzeczy… Jeszcze. Nie, nie będziemy zaczynać.
Dobrze jest być świadomym tego, że można pozbyć się przeszłości i nie trzeba jej przenosić z jednego życia w kolejne. Na tym polega wybaczenie: na uwolnieniu się od złych rzeczy z naszej przeszłości. Kiedy zrozumiesz, na czym polega reinkarnacja, nie musisz się jej bać. Rozumiejąc ją i rozumiejąc kammę, rozumiesz zasady gry. Możesz wybaczyć; możesz się uwolnić. Nie musisz się karać. To wgląd, który staram się wszystkim przekazywać: poczucie winy jest zbędne. Możesz je za sobą zostawić.
Pamiętacie skrót AFL? Jeśli stało się coś złego, uznaj to (Acknowledge), wybacz (Forgive) i wyciągnij z tego naukę (Learn). To wszystko, czego potrzebujesz. Sam Buddha mówił, żeby odrzucić karę, a za to przyznawać się do błędów – wybacz, nie karz… [kot wszedł na postument obok figurki Buddhy] Słucham? A, kot. Wiedziałem, że się pojawi. Kocie, wiem o wszystkim.
Nie karz się i ucz się. Jeśli umiesz to zrobić, to znaczy, że umiesz uwolnić się od bólu przeszłości i nie musisz bać się kolejnego wcielenia. Jeśli wiesz, jak działa reinkarnacja, to masz o wiele pełniejsze zrozumienie życia. Widzę, że nikt już nie patrzy na mnie, wszyscy widzą już tylko kota, więc chyba czas skończyć. Dziękuję za uwagę. Kot ma dobre wyczucie czasu, bo jeśli ktoś akurat szuka dla siebie kotka, to ten jest do adopcji. I jeśli ktoś ma kota, którego nie może zatrzymać, nie zostawiajcie go po prostu w klasztorze; las to nieodpowiednie środowisko dla kota. Dlatego trzymamy go tutaj. Być może ktoś z was będzie mógł dać dom temu kotkowi. Jest bardzo przyjacielski i grzeczny… czasami. Może znajdziemy dla niego nowy dom. Dziękuje za wysłuchanie. Czy ktoś ma jakieś pytania związane z reinkarnacją. Nikt? A, nie, ktoś się zgłasza.
[Osoba z widowni]: Czy strumień świadomości może przenieść się w przeszłość albo przyszłość?
Ajahn Brahm: W przeszłość? Nie, to nie Doctor Who (serial s-f telewizji BBC – przyp. tłum.). Strumień świadomości porusza się w danym czasie, a potem odradza się w przyszłości, więc nie, nie jest możliwe odrodzenie się w przeszłości.
[Osoba z widowni zadaje pytanie]
Ajahn Brahm: To trudne pytanie. Staram się nie unikać odpowiadania na pytania, bo czuję, że to brak szacunku dla nich, ale twoje pytanie jest bardzo trudne; dotyczy końca cyklu narodzin i końca reinkarnacji. Kiedy już wszystkiego się nauczysz, możesz zniknąć. Widziałem pewien film dokumentalny – nie wiem, ilu z was słyszało o doktorze Brianie Weissie; w Malezji obejrzałem dokument na jego temat. Zajmuje się on przywracaniem ludziom wspomnień o przeszłych wcieleniach za pomocą hipnozy. To fascynujące, bo daje nam mnóstwo informacji na temat wcieleń – niezależnie, czy w nie wierzymy, czy nie. Cofając się do poprzednich wcieleń, ludzie dowiadują się wiele o problemach, z którymi się borykają w tym życiu, takich jak zaburzenia lękowe, depresje albo fobie, np. klaustrofobia czy agorafobia. Czasami udaje się wrócić do doświadczeń z przeszłego życia, które uniemożliwiają nam swobodne funkcjonowanie teraz. Czasem ludzie mają problem ze znalezieniem partnera. Dlaczego? Przy cofnięciu się do poprzedniego wcielenia okazuje się, że te osoby miały bardzo złe doświadczenia z partnerami. Niezależnie od tego, czy wierzy się w autentyczność tych wspomnień, czy nie, prawda jest taka, że ludzie często czują się potem lepiej. To bardzo skuteczna terapia. Brian Weiss napisał o tym książkę, ktoś mi ją kiedyś podarował. Wiele osób zajmuje się cofaniem do poprzednich wcieleń za pośrednictwem hipnozy. To dobrze, bo to naprawdę dużo daje.
[Osoba z widowni zadaje pytanie]
Ajahn Brahm: Czy wszystkie istoty w końcu przestaną istnieć? To byłby koniec wszystkiego. Ciągle pojawiają się nowe istoty; tak było kiedyś, tak jest teraz, mamy dużo różnych wszechświatów. Według buddyzmu to nie jest pierwszy wszechświat, było też wiele cyklów rozszerzania się i zapadania wszechświata, a więc całościowe spojrzenie na reinkarnację oznacza, że nie tylko ludzie się odradzają, ale również wszechświaty. Pamiętam pracę „Brane Theory” profesora Carla Epsteina, którą czytałem piętnaście lat temu. „Brane” to skrót od „membrany” (ang. membrane). Epstein przewiduje w niej koncepcję mnogich wszechświatów następujących jeden po drugim. A jeśli wszechświaty się odradzają, to wyewoluuje coraz więcej istot.
[Osoba z widowni zadaje pytanie]
Ajahn Brahm: To tak jak z ludźmi: nie wszyscy kończą studia. Niektórzy odpadną w tym roku, ale jeśli chcą, mogą wrócić w następnym. Właściwie to pytanie było źle postawione, powinno brzmieć: „Czy przestaniesz się odradzać?”. Jeśli chcesz, to tak, ponieważ przez nasze pragnienia tworzymy świat i możemy iść tam, gdzie chcemy. W którą stronę chcecie pójść? Musicie być ostrożni, bo czasami życzenia się spełniają, więc upewnijcie się, że pragniecie dobrych rzeczy. OK, na dziś chyba wystarczy.
O autorze
Brahmavamso Ajahn
zobacz inne publikacje autora
Czcigodny Ajahn Brahmavamso Mahathera (znany jako Ajahn Brahm), właściwie Peter Betts, urodził się w Londynie 7 sierpnia 1951 roku. Obecnie Ajahn Brahm jest opatem klasztoru Bodhinyana w Serpentine w Australii Zachodniej, Dyrektorem ds. Duchowych Buddyjskiego Towarzystwa Stanu Australia Zachodnia, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Wiktoria, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Australii Południowej, Patronem Duchowym Bractwa Buddyjskiego w Singapurze oraz Patronem Duchowym ośrodka Bodhikusuma Centre w Sydney.
Artykuły o podobnej tematyce:
- Thanissaro Bhikkhu Papañca i ścieżka ku kresowi cierpienia
- Ajaan Sumedho Niedwoistość
- Bhikkhu Bodhi Przebywając pośród mądrych
Sprawdź też TERMINOLOGIĘ
Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi:
Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.
Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0
Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK
Źródło: http://www.bswa.org
Tłumaczenie: KuHarmonii
Redakcja polska: Katarzyna Chmielecka
Czyta: Aleksander Bromberek (http://lektor-online.pl/)
Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/