KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE

Buddha często porównywał siebie do doktora leczącego choroby serca i umysłu swoich słuchaczy. Zwykle myślimy o schorzeniach serca jako o miażdżycy, a o dolegliwościach psychicznych jako o postradaniu zmysłów, ale on głosił, że są trzy prawdziwe choroby serca i trzy prawdziwe choroby psychiczne: pożądanie, niechęć i ułuda. Palą jak gorączka w sercu, gorączka w ciele. Nauczał o tych przypadłościach, ponieważ istnieje sposób na uwolnienie się od nich. Gdyby nie dało się ich wyleczyć, nie zadawałby sobie trudu. Musimy więc nauczyć się traktować jego nauki jak lekarstwa dla naszych serc i umysłów. Wtedy właściwie z nich korzystamy.

Leczenie takich schorzeń jest w pewien sposób podobne do leczenia zwykłych dolegliwości psychicznych i fizycznych. A z drugiej strony trochę się od niego różni.

W przypadku zwyczajnych chorób lekarz może podać ci lek, zażywasz go, i to tyle. Jednak w przypadku kuracji Buddhy, to ty podajesz sobie lekarstwo. Po prostu uczysz się o tym leku od Buddhy. Jak mówił, on jedynie wskazuje drogę, ale ty sam musisz przejść kurację i podawać sobie lekarstwo. Więc jesteś jednocześnie lekarzem i pacjentem – jesteś studentem medycyny. Uczysz się o leczeniu. Czasem symptomy choroby zdają się nie pasować do ich opisów w książkach i do tego, co słyszałeś od innych ludzi – dlatego potrzebujesz do pomocy doświadczonego lekarza. Jednak potrzebujesz również pomysłowości, bo zdarza się, że – zupełnie jak w szpitalu – akurat nie ma pod ręką doświadczonego lekarza. Czasami zdarza się naprawdę ciężki przypadek, a wokół nie ma nikogo poza stażystami, którzy sami muszą dojść do tego, co zrobić. Więc to nie tylko kwestia podążania za wskazówkami z podręczników. Musisz się również nauczyć, jak zastosować te lekcje we wszelkiego rodzaju niespodziewanych sytuacjach, dowiedzieć się, które nauki są podstawowymi zasadami, a które dodatkowymi szczegółami.

Podobieństwo między tymi dwoma typami chorób – zewnętrznymi i wewnętrznymi – polega na tym, że w obu wypadkach istnieją dwa rodzaje źródeł choroby: wewnętrzne i zewnętrzne. Za niektóre choroby ciała możemy winić zarazki. Wnikają z zewnątrz i sieją spustoszenie w ciele. Jednakże na bardziej podstawowym poziomie pytanie brzmi: „Dlaczego zarazki zwyciężają?” – ponieważ czasami stawiasz wystarczający opór w walce z nimi, a czasami nie. W tym znaczeniu podstawowa przyczyna pochodzi z wnętrza, z twojego wewnętrznego braku oporu.

To samo tyczy się umysłu. Wielokrotnie za jego wewnętrzne problemy winimy zewnętrzne sprawy – zachowanie innych, to, co mówią, ogólną atmosferę wokół nas, wartości, wśród których dorastaliśmy, rzeczy, jakich nauczyliśmy się, będąc dziećmi. I tak, te kwestie odgrywają jakąś rolę, ale największy problem tkwi w tym, co pochodzi z umysłu. Dlaczego jest podatny na te wpływy? Przecież znamy ludzi, którzy przebywają w określonym środowisku, a mimo wszystko są w porządku, nie są podatni na złe wpływy, podczas gdy inni trafiają do tego samego środowisko i stają się wypaczeni. Dwójka dzieci dorastających w tej samej rodzinie słyszy te same pouczenia od rodziców, ale do każdego trafia coś zupełnie innego. Jest tak ze względu na to, co przynosisz do życia, kiedy tu przybywasz, jakie umysł ma słabe i silne strony.

Dlatego musimy skupić się na umyśle jako głównym problemie. Nie możesz winić spraw z zewnątrz. Gdyby umysł miał naprawdę dużo siły do stawiania oporu, naprawdę mocny układ odpornościowy, nic nie mogłoby go sprowokować do namiętności, nic nie mogłoby go sprowokować do złości, nic nie mogłoby go sprowokować do złudzeń. Na szczęście możesz go ćwiczyć, żeby wypracować odporność. Taki właśnie umysł chcesz rozwinąć. Oto umysł, który Buddha definiuje jako zdrowy. Dlatego trening jest skupiony na wnętrzu, patrzeniu na umysł i dostrzeganiu, kiedy jest wybijany z rytmu. Gdzie twój opór jest silny, a gdzie słaby w momencie, gdy zarazki dostają się do umysłu? Jaką wyznaczasz linię oporu? Nad tym pracujemy w medytacji – nad linią oporu. Skupienie, moralność, szczodrość: to są linie oporu przeciw zarazkom.

Gdy siedzimy tu z zamkniętymi oczami, zmieniamy rzeczy wewnątrz, zamiast próbować zmieniać sprawy zewnętrzne. Niektórzy myślą, że praktyka medytacyjna jest tylko kwestią nauczenia się, jak zaakceptować wszystko takie, jakim jest. Cóż, niektóre rzeczy akceptujesz, innych nie. Uczysz się akceptować fakt, że świat zewnętrzny będzie taki, jaki jest. Zawsze będą się pojawiały zewnętrzne problemy. Określenie „świat zewnętrzny” nie odnosi się tylko do innych ludzi. Z perspektywy Dhammy twoje ciało również jest częścią świata zewnętrznego. Są w nim zalążki starości, choroby i śmierci. Taka jest natura ciała. Nie możemy tego zmienić, ale mamy wpływ na umysł. Nie możemy po prostu siedzieć, pełni opanowania, i akceptować umysł taki, jakim jest. Musimy przyjąć, że ma potencjał, żeby się zmienić, więc naprawdę trzeba się przyłożyć do zaglądania weń, by sprawdzić, jaka skłonność musi zostać osłabiona, a jaka wzmocniona.

To moment, w którym do akcji wkracza Właściwy Wysiłek – uczysz się rozpoznawać umiejętne i nieumiejętne stany umysłu. Umiejętne przeciwdziałają chciwości, gniewowi i ułudzie. Nieumiejętne poddają się im, są podatne na infekcje. Ponieważ ułuda jest częścią problemu, to po pierwsze, musimy się nauczyć, jak rozpoznawać stany umiejętne i nieumiejętne. Oto dlaczego potrzebujesz instrukcji. Oto dlaczego potrzebujesz odpowiedniej techniki w praktyce medytacyjnej – masz punkt centralny, czyli oddech, jako miarę ruchów umysłu. Obserwujesz oddech, wdechy i wydechy, i zauważasz, kiedy się od niego odcinasz. To dobra wskazówka mówiąca, kiedy umysł jest czymś zainteresowany. Jeśli nie masz tego rodzaju skupienia, ciężko stwierdzić, w którym momencie przychodzi gniew i kiedy odchodzi. Nie ma względem czego tego zmierzyć. Podobnie jak z chmurami na niebie – nie możesz powiedzieć, jak szybko się poruszają, dopóki nie masz czegoś stałego i stabilnego na ziemi jako punktu odniesienia – drzewa albo słupa telefonicznego. Jeśli skupisz się na tym punkcie, to możesz zobaczyć, czy chmury przesuwają się na północ czy na południe i jak szybko poruszają się względem tego punktu.

Tak samo z umysłem, który ma punkt odniesienia, jakim jest oddech – gdy tylko uwaga zostanie od niego odciągnięta, od razu wiesz, że coś się stało. Sprawdzasz wtedy, żeby zobaczyć, co to jest. Na początku tylko zauważasz, co to jest i – zdając sobie sprawę, że jeśli za tym podążysz, odpłyniesz z miejsca, w którym chcesz być – przywracasz umysł. To podstawowy poziom uczenia umysłu, jak ma pozostać w bezruchu przez chwilę, jak ma zostać przy pierwotnej intencji bycia ześrodkowanym i jak ma się uspokoić. Jednakże wraz z powiększaniem się siły skupienia i uważności, zauważasz, że możesz badać, co cię odciąga – lub co odciągnęłoby cię, gdybyś w porę się na tym nie złapał. Tak się dzieje, kiedy opór staje się silniejszy – gdy zaczynasz widzieć dokładnie, jak łapiesz się na haczyk.

To tak, jakby twój umysł był pokryty rzepami, a ty śledziłbyś, co się do nich zbliża i przyczepia. Właściwie to te małe rzepy są wyborami. Nie są konieczne. Nie musisz przyczepiać się do rzeczy. W umyśle jest miejsce, gdzie dokonujesz wyboru. Dopiero kiedy się uspokaja, a twoja uważność jest naprawdę czysta, możesz zauważyć, że ten wybór jest czynnością – że zdecydowałeś, by zmniejszyć opór i zainfekować się zarazkami, podczas gdy nie musiałeś. Oto, gdzie możesz odpuścić. Po pierwsze, widzisz wady chorób spowodowanych zarazkami, i po drugie, dochodzisz do wniosku, że wcale nie musisz zapadać na te choroby. Nie ma takiej potrzeby. Gdy już potrafisz rozpoznawać konkretne wzorce chorobowe – nigdy już nie będzie takiej potrzeby. Taki przymus istnieje tylko wtedy, gdy nie jesteś w stanie wyobrazić sobie czegoś innego. „Tak musi być” – wmawia sobie umysł. Gdyby umysł musiał taki być, medytacja byłaby bezcelowa, nauki Buddhy byłyby bezcelowe. Przecież mógł siedzieć pod Drzewem Bodhi przez resztę życia i cieszyć się błogością Przebudzenia. Doszedł jednak do wniosku, że nauczanie będzie czemuś służyło. Tym więc się zajmujemy – korzystamy z tego, wcielamy jego nauki w życie, by uzyskać rezultaty, jakich oczekiwał po włożeniu wysiłku w nauczanie.

To wszystko zalicza się do Właściwego Wysiłku: zauważasz umiejętne i nieumiejętne stany umysłu oraz jesteś zdeterminowany, by nie karmić nieumiejętnych, gdy się pojawią, nie chcieć za nimi podążać. Niektórzy mają z tym problem, szczególnie ze zmaganiem się, wysiłkiem czy posiadaniem celu. Ten problem jednak nie leży w wysiłku czy celach samych w sobie, ale w twoim podejściu do nich. Musisz przyjąć zdrowe podejście do zmagań, do wysiłku, do celu, ponieważ cel jest tym, co nadaje życiu kierunek. Bez celów życie byłoby jedynie miotaniem się, podobnym do rzucania się ryb w kałuży.

Zatem musisz mieć kierunek. Trzeba sobie zdawać sprawę, że być może to jest bardziej wymagające zadanie niż dotychczasowe, więc nie krytykuj siebie za nieosiągnięcie celu natychmiast czy za niechwytanie wszystkiego w mig. Uczysz się, jakie jest twoje tempo i trzymasz się go – przez doświadczenie. Niekiedy dajesz sobie w kość, żeby dowiedzieć się, co znaczy przesadzić, i wtedy odpuszczasz. Można zauważyć u siebie tendencje do miotania się między przesadzaniem i pobłażaniem sobie, jednak dopóki to sobie uświadamiasz, rozumiesz, co oznacza „w sam raz”.

Gdy Buddha mówi o Ścieżce Środka, niekoniecznie pokrywa się to z naszymi z góry przyjętymi założeniami o niej. Musimy to sprawdzić. A wysiłek do tego potrzebny nie jest wysiłkiem straconym. Właściwy Wysiłek wiąże się z korzystaniem z oczu – wiedzą, co w umyśle jest umiejętne, a co nie, z determinacją, by porzucić wszystkie rozwijające się w umyśle nieumiejętne skłonności, ze staraniem się, żeby zapobiec pojawieniu się większej liczby nieumiejętnych stanów w umyśle. Jednocześnie starasz się zauważać, kiedy pojawiły się umiejętne cechy. Starasz się je utrzymywać, rozwijać i umacniać.

Więc mamy tu i odpuszczanie, i rozwój, a funkcją wnikliwości jest rozpoznać, które z nich jest właściwe w danej sytuacji. Musisz słuchać bardzo uważnie tego, co dzieje się w umyśle, obserwować, być spostrzegawczym. Dlatego tyle instrukcji medytacyjnych czyni cię odpowiedzialnym za wiele rzeczy, czyni odpowiedzialną twoją siłę obserwacji, ponieważ wyłącznie dzięki wypracowaniu tych mocy, możesz rozwinąć wnikliwość, jakiej będziesz potrzebował. Czasem wydaje się, że Buddha w swoich naukach specjalnie zostawił kilka białych plam, nie wyjaśnił wszystkiego, zostawił parę rzeczy do wygłówkowania tobie, bo gdybyś wszystko dostał na tacy, jak mógłbyś zaangażować w to wnikliwość? Jak miałaby się rozwinąć? Byłbyś jak krytyk kulinarny – kapryśny i wybredny, jeśli chodzi o jedzenie, które ci podano, ale niemający bladego pojęcia o gotowaniu. Więc czasem Buddha przekazuje nauki w formie zagadek, możesz się rozwinąć dzięki chęci rozwiązania ich, chęci popełniania błędów, cofania się i próbowania jeszcze raz. To jest zdrowe podejście do Właściwego Wysiłku, trzeba zdać sobie sprawę, że czasami będziesz potrzebował masę wytrwałości, mnóstwo wytrzymałości i dużo uporu.

Ale nie zawsze. Są momenty, gdy jest bardzo łatwo i przyjemnie, wszystko idzie gładko. Uczysz się więc dostosowywać ilość wysiłku, żeby była odpowiednia do sytuacji. Wtedy Właściwy Wysiłek jest naprawdę właściwy, zaczynasz wyczuwać, jak pewne zjawiska się zmieniają i jak je dostosowywać. Praktyka staje się wtedy coraz bardziej praktyką własną, uczyniłeś ją swoją – nie chodzi już o to, co mówi ci ktoś z zewnątrz. Zamieniasz się ze studenta medycyny w doświadczonego lekarza.

Na szczęście z chorobami umysłu nie jest tak, że wszyscy twoi pacjenci umrą. Ten konkretny pacjent – umysł – ciągle powraca. Więc jest miejsce na pomyłki – nie możesz jednak być z siebie zbyt zadowolony. Przecież to ty jesteś tym pacjentem. To ty cierpisz z powodu błędów. Niektóre z nich mogą poprowadzić cię ścieżką, która kończy się gdzieś bardzo daleko, a znalezienie drogi powrotnej zajmie ci dużo czasu. Potrzebujesz zrównoważonego podejścia – nie krytykujesz siebie za nieosiągnięcie celu, ale jednocześnie nie popadasz w samozadowolenie.

Spora część praktyki kręci się wokół zagadnienia znalezienia równowagi. Inni mogą dać ci wskazówki, ale tak naprawdę sam musisz wsłuchać się w praktykę, obserwować uważnie pojawiające się rezultaty – ponieważ ta umiejętność dostrzegania przyczyny i skutku w umyśle jest sednem wnikliwości, a właśnie wnikliwość wszystko zmienia. To ostateczne lekarstwo w apteczce Buddhy – a jednak nie może ci go po prostu podać. To jak z ziołami leczniczymi, które sam musisz wyhodować. Opisuje ci je i mówi, jak je znaleźć, jak wyhodować i jak je później przyjmować.

Więc przywyknij do wyobrażenia, że jesteś zarówno lekarzem, jak i pacjentem, i pracuj nad silnym poczuciem, że jesteś doktorem opiekującym się chorym. Nie utożsamiaj się całkowicie z pacjentem, ponieważ ciężko ci będzie dostrzec lekarstwo, a nawet możliwość wyleczenia. Ale gdy przyjmiesz postawę lekarza, będziesz musiał wiedzieć, na czym polega zdrowie i jak rozpoznawać chorobę, gdy zdradza swe oblicze. W tym samym czasie musisz rozwijać umiejętność zdystansowania się po to, żeby spojrzeć na całość sytuacji i znaleźć lekarstwo.

Oto inny przykład: kącik porad w czasopiśmie. Ludzie piszący listy do czasopism są tak mocno przejęci swoimi problemami, że nie potrafią się zdystansować. Mają kłopot nawet z napisaniem listu. Jedyne, co redakcja musi zrobić, to przeczytać list, który został już ułożony, i zwykle jest w stanie odpowiedzieć natychmiastowo, bo nie jest przejęta sytuacją. Z perspektywy redakcji problem został już opracowany, jej zadanie nie jest wcale tak ciężkie. Zauważysz, że twoja praktyka stanie się dużo łatwiejsza, gdy będziesz mógł odnieść się do niej z rezerwą, rozpoznać problem i opisać go sobie. Kiedy problem zostanie jasno określony – masz odpowiedź. Tak jak w przypadku doktora prawdziwa trudność polega na nauczeniu się diagnozowania chorób. Gdy postawisz właściwą diagnozę, wybór lekarstwa nie sprawia już trudności.

Tak więc pierwszy krok to nauczenie się, jak być lekarzem. Utożsamiaj przynajmniej część umysłu z doktorem. To część, którą chcesz ćwiczyć. A zabawne jest to, że podczas szkolenia lekarza, zostaje wyleczony pacjent.

O autorze

Thanissaro06.jpg

Thanissaro Bhikkhu
zobacz inne publikacje autora

Thanissaro Bhikkhu (Geoffrey DeGraff) (1949 - ) jest amerykańskim buddyjskim mnichem tajskiej leśnej tradycji Kammatthana. Po ukończeniu historii europejskiej w Oberlin College w 1971 roku wyjechał do Tajlandii gdzie uczył się medytacji u Ajaana Fuang Jotiko, ucznia Ajaana Lee.

Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: Facebook

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

gnu.svg.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

cc.png

Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK

Tłumaczenie: Marcin Gliniecki
Redakcja: Alicja Brylińska
Czyta: Aleksander Bromberek

Image0001%20%281%29.png

Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/