Tytuł: O popełnianiu błędów

O autorze: Ajahn Brahmavamso

Wersja pdf: pdf2.jpg

zobacz źródło

print

Wersja epub: epub2.jpg
bz_0013.jpg

„Ajahn Brahmavamso jest opatem klasztoru Bodhinyana w zachodniej Australii. Poniższe refleksje dotyczące nauk Dhammy pochodzą z mowy wygłoszonej przez niego w Centrum Dhammaloka w Perth w roku 1990”.

Oświecenie oznacza, iż w twoim sercu nie ma już gniewu. Nie ma w nim też osobistych zachcianek czy ułudy.

Często zapominamy, że popełnianie błędów w naszym codziennym życiu nie jest niczym nadzwyczajnym. W buddyzmie popełnianie błędów jest w porządku, tak samo jak bycie niedoskonałym. Czyż nie jest to wspaniałe? Oznacza to, iż możemy cieszyć się wolnością z bycia istotą ludzką, zamiast myśleć o sobie jak o kimś cudownym i wielkim, kto nigdy nie popełnia błędów. Czyż nie jest to straszne, kiedy myślimy, że nie wolno nam popełniać błędów? Bo przecież popełniamy błędy, a później musimy je ukrywać i próbować zataić prawdę. Wtedy dom przestaje być oazą spokoju, ciszy i komfortu. Oczywiście, większość sceptyków powie: „Jeśli pozwolić ludziom na popełnianie błędów, w jaki sposób nauczą się czegokolwiek? Będą bezustannie popełniać coraz więcej błędów”. Działa to jednak w inny sposób. Przykład z mojego życia: kiedy byłem nastolatkiem, mój ojciec powiedział mi, że nigdy mnie nie wyrzuci ze swojego domu ani nie zamknie mi drzwi przed nosem. Cokolwiek bym w życiu nie zrobił, zawsze mam tam wstęp, nawet gdybym popełnił najgorsze błędy. Kiedy to usłyszałem, odczytałem jego słowa jako wyraz miłości i akceptacji. Zainspirowały mnie i szanowałem mojego ojca do tego stopnia, że nie chciałem go zranić, nie chciałem sprawiać mu kłopotów i próbowałem jeszcze mocniej zasłużyć sobie na ten zaszczyt.

Jeśli więc spróbujemy takiego postępowania z ludźmi, z którymi żyjemy, zobaczymy, iż daje im to wolność i przestrzeń do zrelaksowania się i bycia spokojnym, uwalnia całe napięcie. W tym rozluźnieniu poczujemy szacunek i troskę o drugiego człowieka. Rzucam wam wyzwanie: spróbujcie pozwolić ludziom na popełnianie błędów, spróbujcie powiedzieć swojemu kumplowi, rodzicom lub dzieciom: „Drzwi mojego domu będą dla ciebie zawsze otwarte, drzwi do mojego serca będą zawsze dla ciebie otwarte, cokolwiek byś nie zrobił”. Sobie też pozwól na popełnianie błędów. Czy pamiętasz wszystkie błędy, które popełniłeś w zeszłym tygodniu? Czy możesz zostawić je w spokoju i w dalszym ciągu być dla siebie samego przyjacielem? Dopiero kiedy pozwolimy sobie na popełnianie błędów, będziemy mogli w końcu się zrelaksować.

To jest to, co rozumiemy pod pojęciem współczucia, miłującej dobroci (metta), miłości. Musi być bezwarunkowe. Jeśli kochasz kogoś tylko dlatego, że wykonuje twoje polecania lub spełnia twoje oczekiwania, wtedy ta miłość jest niewiele warta. To miłość o profilu transakcyjnym: „Będę cię kochał, jeśli dasz mi coś w zamian”.

Na samym początku kiedy zostałem mnichem, myślałem, że mnisi muszą być idealni. Uważałem, że nie powinni popełniać błędów, że medytując, powinni zawsze siedzieć w pozycji wyprostowanej. Lecz ci z was, którzy uczestniczyli w porannej medytacji o godzinie 4:30, zwłaszcza jeśli ciężko pracowali poprzedniego dnia, wiedzą, że można być kompletnie zmęczonym, bezwładnym lub nawet przysypiać. Wszystko w porządku. W porządku jest popełniać błędy. Czy czujesz ten spokój, kiedy całe napięcie i stres znikają, jak tylko dasz sobie przyzwolenie na popełnianie błędów?

Problem w tym, że mamy tendencję do rozdmuchiwania błędów i zapominania o sukcesach, co tworzy ciężar poczucia winy i przygnębienia. Zamiast tego, możemy odnieść się do naszych sukcesów, dobrych uczynków popełnionych w życiu, możemy nazwać to naszą wewnętrzną naturą buddhy. Jeśli zwrócimy się ku dobrym uczynkom, będą rosły, jeśli natomiast poświęcimy uwagę błędom, to one urosną. Jeśli rozwodzisz się nad jakąkolwiek myślą lub myślami w swojej głowie, będą rosły i rosły, nieprawdaż? Zawróćmy więc nasze serca i zacznijmy rozmyślać o naszych pozytywnych cechach, o czystości, dobroci, o źródle tej bezwarunkowej miłości – tej która chce pomagać, poświęcając nawet własną wygodę dla innej istoty. To jest sposób, w jaki możemy traktować naszą wewnętrzną naturę, nasze serce. Wybaczając wady, rozwodząc się nad szlachetnością tegoż serca, jego czystością i dobrocią. To samo możemy robić z innymi ludźmi, możemy rozpamiętywać ich dobroć i przyglądać się jak wzrasta.

To właśnie nazywamy kammą – czynami, sposobem w jaki myślimy o życiu, jak o nim mówimy, co z nim Tak naprawdę to od nas zależy, co zrobimy. Nie leży to w gestii jakiejś nadprzyrodzonej istoty, która powie nam, czy będziemy szczęśliwi, czy nie. Twoje szczęście jest całkowicie w twoim władaniu, w twojej mocy. To rozumiemy pod pojęciem kammy. Zupełnie jak z pieczeniem ciasta: kamma określa jakie składniki posiadasz, z czym będziesz pracował. Tak więc osoba z niefortunną kammą, być może zgromadzoną w wyniku czynów z przeszłości, nie posiada zbyt wielu składników. Może mieć trochę stęchłej mąki, jedną lub dwie rodzynki i trochę zjełczałego masła oraz – co jeszcze wchodzi w skład ciasta? – odrobinę cukru… i to wszystko, co ma do dyspozycji. Inna osoba może mieć bardzo dobrą kammę, wszystkie wymarzone składniki: mąkę razową, brązowy cukier i wszelkiego rodzaju suszone owoce i orzechy. Natomiast jeśli chodzi o produkt końcowy, czyli ciasto… Niektórzy ludzie potrafią upiec piękne ciasto, nawet gdy dysponują lichymi składnikami. Mieszają wszystkie składniki, wkładają do pieca – pychota! Jak oni to robią? Inni natomiast mogą dysponować najlepszymi składnikami, ale ciasto, które robią, smakuje ohydnie.

Tak więc kamma określa składniki, to czym będziemy dysponować, nie definiuje natomiast tego, co ze składnikami zrobimy. Jeśli więc osoba jest mądra, nie ma znaczenia, z jakimi składnikami będzie pracować. Nadal może zrobić doskonałe ciasto – jeśli tylko wie jak.

Oczywiście pierwszą rzeczą, którą trzeba wiedzieć, jest to, że ustawiczne narzekanie na składniki, którymi dysponujemy, jest ostatnim sposobem, który zadziała. Czasem, kiedy w klasztorze zabraknie jakiegoś składnika, ludzie przyrządzający posiłek zaglądają do spiżarni i korzystają z tego, co tam znajdą. Muszą być naprawdę wszechstronni i wychodzą z tego całkiem dziwne ciasta, lecz wszystkie są przepyszne, ponieważ ludzie ci nauczyli się sztuki wykorzystywania dostępnych im produktów.

W jakim więc kierunku podąża kamma? Co tak naprawdę z nią robimy? Czy chodzi o to, by podążać za bogactwem i władzą? Nie, ta medytacja, buddyzm, wskazuje oświecenie jako kierunek, w którym powinniśmy podążać. Korzystamy z dostępnych nam składników, aby zostać oświeconymi. Lecz co oznacza oświecenie? Oświecenie oznacza, iż w twoim sercu nie ma już gniewu. Nie ma w nim też osobistych zachcianek czy ułudy.

Pewnego razu był sobie rosyjski nauczyciel imieniem Gurdżijew, który zarządzał wspólnotą we Francji. Jeden z członków tej wspólnoty był osobą absolutnie wstrętną. Nagminnie denerwował ludzi i dawał im ostro w kość. Wspólnota zebrała się więc razem i poprosiła Gurdżijewa o odesłanie go, o pozbycie się tego człowieka, ponieważ zawsze doprowadzał do sprzeczek i sprawiał, że ludzie czuli się nieszczęśliwi. Gurdżijew nigdy się na to nie zgodził. Po jego śmierci odkryli, że płacił on temu człowiekowi za przebywanie we wspólnocie! Wszyscy pozostali musieli płacić za wikt i opierunek, a Gurdżijew płacił temu jednemu za obecność we wspólnocie, by dawał im nauczkę. Jeśli możesz być szczęśliwy tylko gdy żyjesz, z ludźmi których lubisz, twoja radość nie jest nic warta, ponieważ nie jesteś pobudzany. To tak jak ze szklanką mulistej wody: wygląda przejrzyście, jeśli nią nie wstrząśniemy, prawda? Ale jak tylko nią poruszymy, muł podniesie się z dna i wymiesza. Dobrze jest potrząsnąć własną szklanką, by zobaczyć, co się tak naprawdę w niej znajduje. Gurdżijew zwykł więc płacić wspomnianemu mężczyźnie za „potrząsanie” ludźmi, by zobaczyć co w nich drzemie.

Bardzo dobrym wyznacznikiem tego, gdzie się znajdujemy w naszym życiu duchowym, jest przyjrzenie się, jak dobrze dogadujemy się z innymi ludźmi – w szczególności z tymi kłopotliwymi. Czy możesz zachować spokój, kiedy ktoś dostarcza ci ciężkich chwil? Czy możesz odpuścić gniew i irytację w stosunku do kogoś, do jakiegoś miejsca lub w stosunku do siebie samego? W końcu będziemy musieli, inaczej nigdy nie dojdziemy do oświecenia, nigdy nie zaznamy spokoju.

Wyobraź sobie, jak to jest powiedzieć: „Już nie będę się irytował, nie będę walczył lub odrzucał drugiej osoby i jej nawyków. Jeśli nic nie mogę na to poradzić, nauczę się spokojnie współżyć z tym, czego nie lubię. Nauczę się w spokoju akceptować ból, zamiast zawsze odwracać od niego głowę w poszukiwaniu przyjemności”. Wyobraź to sobie!

Czasami ludzie wyobrażają sobie, że jeśli ktoś się nie złości, to jest jak warzywo, pozwala innym wchodzić sobie na głowę i jest tym, który siedzi bezczynnie i nie robi nic. Lecz zadaj sobie pytanie: „Jak się czujesz po wybuchu złości? Czujesz się pełen życia, energiczny?”. Kiedy jesteśmy wściekli, wypalamy się; pochłania to po prostu tyle energii z serca. Nawet gdy jesteśmy zirytowani lub negatywnie nastawieni do drugiej osoby lub miejsca, to również pochłania energię. Jeśli nie chcemy więc czuć się tak zmęczeni i przygnębieni, możemy w ramach eksperymentu spróbować się nie irytować. Zobaczyć, jak zupełnie przebudzeni i pełni werwy się poczujemy. Wtedy możemy zainwestować tę energię w troskę o innych oraz o siebie. Leży to w naszej mocy. Jeśli naprawdę zależy ci na wkroczeniu na szybką ścieżkę ku oświeceniu, spróbuj pozbyć się irytacji i złości.

Jak się tego pozbyć? Po pierwsze, musisz chcieć to zrobić. Lecz wielu z nas nie chce porzucić własnego gniewu i poirytowania – z jakiegoś niejasnego powodu lubimy to. Jest taka cudowna opowieść o dwóch mnichach, którzy przez wiele lat mieszkali razem w klasztorze i byli wielkimi przyjaciółmi. Później umarli w odstępie kilku miesięcy jeden od drugiego. Jeden z nich odrodził się w świecie niebiańskim, drugi z nich odrodził się pod postacią robaka na kupie łajna. Ten przebywający w niebie bawił się wyśmienicie, korzystając z niebiańskich przyjemności. Po jakimś czasie zaczął rozmyślać o swoim przyjacielu: „Ciekawe, gdzie podziewa się mój kumpel?”. Przeszukał więc całe królestwo niebiańskie, lecz nie znalazł śladu przyjaciela. Następnie przeszukał świat ludzi, lecz również nie znalazł tam jego śladu, więc zaglądnął do królestwa zwierząt, a później insektów. W końcu znalazł przyjaciela, odrodzonego pod postacią robaka na kupie łajna… O rany! Pomyślał sobie: „Pomogę swemu przyjacielowi. Zejdę do tej kupy łajna i zabiorę go do nieba, by on również mógł rozkoszować się niebiańskimi przyjemnościami i błogim życiem w tych cudownych sferach”.
Zszedł więc na dół do sterty gnoju i zawołał przyjaciela. Malutki robaczek wydostał się na powierzchnię i zapytał: „Kim jesteś?”. „Jestem twoim przyjacielem. Obaj byliśmy mnichami w poprzednim wcieleniu i przybyłem, by zabrać cię do niebios, gdzie życie jest cudowne i rozkoszne”. Ale robak odpowiedział: „Weź, idź stąd, spadaj!”. „Ale ja jestem twoim przyjacielem i żyję w królestwie niebieskim” – i opisał przyjacielowi miejsce, w którym przebywał. Ale robak odpowiedział: „Nie, dziękuję. Jestem całkiem szczęśliwy na mojej gnojówce. Odejdź proszę”. „Gdyby tylko udało mi się chwycić i porwać mego przyjaciela do świata niebieskiego, przekonałby się na własne oczy!”. Chwycił więc robaka i zaczął go szarpać, a im mocniej szarpał, tym bardziej kurczowo robak przywierał do swojej kupki łajna.

Czy pojmujecie morał tej historii? Ilu z nas przywiązanych jest do swoich stert łajna? Kiedy ktoś usiłuje nas wyciągnąć, dajemy nura z powrotem, ponieważ do tego jesteśmy przyzwyczajeni, dobrze nam tam. Czasami jesteśmy tak przywiązani do swoich starych nawyków, naszego gniewu i pragnień. Czasami chcemy być wściekli.

Kiedy więc następnym razem wpadniesz w gniew, zatrzymaj się i obserwuj. Zapewnij sobie moment bycia świadomym, by zobaczyć jakie to uczucie. Zdecyduj i przypominaj sobie: „Następnym razem jak się zdenerwuję, będę tego świadom i postaram się nie być przebiegłym, nie stawiać na swoim oraz nie krzywdzić drugiej osoby”. Zauważ, jakie to uczucie. Jak tylko zwrócisz uwagę na to, jak na gniew reaguje twoje serce – nie głowa – wtedy zapragniesz pozbyć się gniewu, ponieważ gniew jest krzywdzący, jest cierpieniem.

Gdyby tylko ludzie byli bardziej przebudzeni, bardziej świadomi, gdyby wiedzieli, jakie to uczucie, zamiast jedynie o nim myśleć, nie byłoby więcej problemów. Bardzo szybko odpuściliby gniew, ponieważ jest on gorący, pali. Mamy jednak tendencję do postrzegania świata raczej głową niż sercem. Rozmyślamy o nim, lecz rzadko go czujemy lub doświadczamy. Medytacja sprawia, że na nowo nawiązujesz kontakt z własnym sercem, wyzbywasz się myślenia i narzekania, miejsca, gdzie rodzi się cały gniew i pożądanie.
Kiedy wszystko wypływa z serca, możesz to poczuć, możesz być w spokoju sam ze sobą, możesz się o siebie troszczyć. Kiedy kieruję się sercem, jestem w stanie docenić serca innych ludzi. W taki oto sposób można pokochać własnych wrogów, kiedy docenimy ich serca, dojrzymy w nich coś wartego pokochania, coś godnego szacunku.

Ludzie wpadają w złość, ponieważ cierpią, nie są zrelaksowani. Jeśli natomiast jesteśmy szczęśliwi, nigdy nie rozzłościmy się na drugą osobę, tylko kiedy jesteśmy przygnębieni, zmęczeni, sfrustrowani, przeżywamy ciężkie chwile, kiedy nasze serce trawi choroba, wtedy złościmy się na innych. Kiedy więc ktoś się na mnie złości, współczuję mu i jestem wobec niego życzliwy, ponieważ zdaję sobie sprawę, że ta osoba cierpi.

Kiedy po raz pierwszy miałem spotkać się z osobą, która ponoć była oświecona, pomyślałem sobie: „O kurczę! Lepiej pomedytuję, zanim zbliżę się do tej osoby na odległość dziesięciu mil, ponieważ z pewnością będzie w stanie czytać w moich myślach, a to byłoby takie krępujące!”. Lecz osoba oświecona nie będzie dla ciebie podła, nie zrobi ci krzywdy. Osoba oświecona zaakceptuje cię i sprawi, że poczujesz się spokojnie. Czyż to nie wspaniałe uczucie: po prostu akceptować siebie samego? Możesz się po prostu zrelaksować, nie czuć żadnej złości czy irytacji. Jest w tym wielkie zrozumienie, wielkie oświecenie, że jesteś w porządku. Ileż bólu odjęłoby to z ludzkiego życia, jaką wspaniałą wolność dałoby to ludziom do udzielania się w świecie, jeśliby w końcu zdali sobie sprawę, że są w porządku. Ludzie nie muszą poświęcać tyle czasu, starając się być poprawnymi, nieustannie zmieniać się, a przy tym wiecznie obawiając się popełniania błędów. Jeśli czujesz się spokojny sam ze sobą, będziesz spokojny w kontakcie z innymi ludźmi, bez względu na to, kim są.


Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: BlinkListblogmarksdel.icio.usdiggFarkfeedmelinksFurlLinkaGoGoNewsVineNetvouzRedditYahooMyWebFacebook

gnu.svg.png

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL:

Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.3 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.


cc.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons:
Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0


sasana_banerros.jpg

POMÓŻ FUNDACJI "THERAVADA"
(KRS: 0000464215, NIP: 5223006901, Regon: 146715622)

KONTO BANKOWE: 89 2030 0045 1110 0000 0270 1020


Oryginał można znaleźć na tej stronie: http://what-buddha-taught.net/Books3/Ajahn_Brahm_On_Making_a_Mistake.htm

Źródło: Biuletyn Forest Sangha, styczeń 1997/2540, numer 39, UK
http://www-ipg.umds.ac.uk/~crr/newsletter/

Tłumaczenie: Aleksandra Łobacz