Wersja z lektorem:
Wersja z napisami:
Plik z napisami do ściągnięcia STĄD (kliknij prawym przyciskiem myszy i wybierz "zapisz jako")
KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE
OK, bardzo dobrze. Zatem jeśli chodzi o mowę dzisiejszego wieczora… Wielu z was wie, że – jak wspominał Denis – to będzie mój ostatni wykład przed dłuższą przerwą. Zostaniecie więc bez tych wszystkich słabych dowcipów przez następne 2 czy 3 miesiące. Będziecie wolni od kiepskiego humoru. Wszyscy mnisi rozpoczynają swoje medytacje. Dziś jest bardzo ważny, świąteczny dzień dla buddyzmu. Mamy pełnię księżyca nazywaną Asalha Puja. To naprawdę bardzo ważny dzień. Zaczyna się okres, kiedy my, mnisi, możemy przestać pracować i spędzić przyjemny, spokojny czas z samym sobą. To czas, który pozwala na zachowanie równowagi pomiędzy pracą i odpoczynkiem, co jest niezwykle ważne. Ci z was, którzy w ostatnią niedzielę uczestniczyli w ceremonii rozpoczynającej porę deszczową, mogli słyszeć, że wyraziłem pewną prośbę. Wynikała ona z nadziei na wasz szacunek i życzliwość dla mnie i innych mnichów. Wykonuję sporo pracy dla społeczności i czasami jestem naprawdę zmęczony. W zeszłym tygodniu prosiłem więc ludzi: „Proszę, nie umrzyjcie podczas naszych medytacji, ponieważ jeśli umrzecie, będę musiał opuścić odosobnienie i przygotować posługę pogrzebową, a to przerwie moją medytację. Więc proszę, żebyście z szacunku i z czystej życzliwości dla mnie i innych mnichów opóźnili śmierć, przynajmniej do października albo jeszcze lepiej do listopada”.
Oczywiście zawsze pojawiają się jakieś kammiczne konsekwencje, gdy głupio żartuję w tym stylu. W poniedziałek dostałem maila, że jeden z moich uczniów zmarł. A zostawiłem go tylko na jeden dzień! I tak wszystkie moje plany, to, co miałem do zrobienia we wtorek i środę, legło w gruzach, ponieważ musiałem jechać do Singapuru. We wtorek o 1 w nocy złapałem samolot, a wróciłem w środę po południu. Byłem w Singapurze mniej niż dobę, tyle tylko, żeby pomóc w pogrzebie. Należało tak postąpić z uprzejmości i współczucia. Ale dzięki temu wydarzeniu przypomniałem sobie o naturze życia, o tym, że nie mamy nad niczym kontroli. Nie mamy wpływu na swoją przyszłość. Najważniejszą rzeczą, w jaką z pewnością możecie wierzyć, jest niepewność, fakt, że ten świat będzie was zawsze zadziwiał.
Ludzie czasami pytają mnie: „Ajahn Brahm, w co wierzysz, jaka jest twoja religia?”. Można powiedzieć, że się jest buddystą, że wierzy się w Buddhę, ale co to tak naprawdę znaczy? Ten posąg stojący za tobą? Powinienem wspomnieć, że w przyszłym miesiącu odbędzie się spis powszechny. Proszę, wpiszcie, że jesteście buddystami, niezależnie od tego, czy jesteście, czy nie, ponieważ jeśli tego nie zrobicie i liczba buddystów w zachodniej części Australii spadnie, stracę swoją premię za produktywność. Więc napiszcie „buddysta” z czystej życzliwości i współczucia, w innym razie mogę zostać wylany z BSWA za nieproduktywność. Są organizacje, które chcą znać twoje wyniki sprzedaży, czyli to, na ile jesteś produktywny. Więc jeśli moje statystyki się pogorszą, wpadnę w duże tarapaty.
Zatem, w co właściwie wierzysz jako buddysta? Oczywiście istnieje wiele zjawisk, których można być pewnym. Czymś, w co możesz wierzyć, kultywować, a przynajmniej to szanować, jest niepewność. Kultywowanie i szanowanie jej stanowi istotną część naszego życia. Problem leży w tym, że większość z nas odrzuca niepewność, gdyż się jej boimy. Wszystko planujemy, co będziemy robić w przyszłym tygodniu albo dziś wieczorem – czasami macie tego całą listę – nie mówiąc już o tym, co ma być w kolejnym tygodniu albo w przyszłym roku. Macie zaplanowane całe życie. Co za głupota! Oczywiście, że nie możecie zaplanować całego swojego życia. Nie wiecie nawet, co się wydarzy za chwilę. Życie jest niepewne, to jedyna prawda, o której wiemy. Jasne, wy możecie wierzyć w Boga, a tamci mogą wierzyć w coś innego. Ale nie możemy mieć pewności. Wiemy jedynie to, że życie jest niepewne. To jest jak praca w toku, coś, co cały czas się rozwija i ewoluuje.
Dzisiejszego wieczoru chciałbym was spytać, dlaczego nie jesteśmy w stanie tego zaakceptować? Czemu nie możemy czcić niepewności, czemu chcemy się jej pozbyć, wtłoczyć tę piękną, rozwijającą się niepewność naszego życia w zwarty plan? To jak wciskać naturę w ramki. Kiedy już ją tam włożymy, ona i tak zrobi swoje. „Mam plan na ten weekend!” – ale natura musi robić swoje. Kiedy wpychacie naturę w takie właśnie ramki i staracie się kontrolować siłę niepewności, co się wtedy z wami dzieje? Zawsze jest tak samo, nieprawdaż? Ogarnia was frustracja, wkurzacie się, jesteście rozczarowani. W Singapurze, gdzie byłem w związku z pogrzebem, ktoś zadał mi pytanie: „Mam problem ze złością, wkurzam się, więc czy mógłbyś polecić mi jakiś sposób, żeby poradzić sobie z tą złością, którą odczuwam?”. Jednym ze sposobów jest zrozumienie, że duża część złości wywodzi się z tego, że twoje plany biorą w łeb, oczekiwania się nie spełniają, bieg dnia albo tygodnia zostaje zakłócony; rzeczy nie toczą się „tak jak powinny”. Czy kiedykolwiek mieliście takie problemy? „Nie powinnaś być taka, żono”, „Mężu, nie powinieneś mówić takich rzeczy”. Co macie na myśli, mówiąc, że „nie powinno się”? Ile już żyjecie? Przecież takie właśnie są żony, tacy właśnie są mężowie. To jak mówienie psu: „Nie powinieneś szczekać”, to jak mówienie kotu: „Nie powinieneś zwijać się w kłębek w najcieplejszym miejscu w klasztorze”. Mamy tylko jeden kominek w klasztorze i to jest kocie miejsce. Wiecie, jak to jest. Przez ostatnie kilka dni było naprawdę zimno. Czego się spodziewasz, mówiąc im „nie powinnyście tego robić”? Przecież to jest właśnie to, co robią koty. Więc te różne oczekiwania bardzo często są nierealistyczne.
Wiecie, jak ogromne jest znaczenie dzisiejszego dnia – dnia pełni księżyca w lipcu. To początek odosobnienia. Wtedy to Buddha przekazał Cztery Szlachetne Prawdy, będące esencją buddyzmu. Pierwszą Szlachetną Prawdą jest prawo cierpienia. „Co to właściwie jest cierpienie?” – zapytał mnie ktoś dawno temu, nie wiem, w Malezji czy w Singapurze. Był to jeden z tych menadżerów, co ciągle się spieszą. Wiecie, jacy zajęci są ludzie, nie mogą spędzać całego… Wy tu przychodzicie, godzinę słuchacie mowy, to niesamowite. Większość ludzi chce, żeby zrobić to szybko. Często myślałem o założeniu obwoźnej świątyni buddyjskiej, gdzie zamawiasz mowę, na którą masz ochotę, a ja daję rady: złość, depresja czy cokolwiek. Podchodzisz do okienka, słyszysz parę miłych, mądrych słów, „dziękuję”, płacisz i „do widzenia”. Wspaniała rzecz, posiadanie takiej obwoźnej buddyjskiej świątyni w dzisiejszych czasach. Ta osoba właśnie tak działała. „Te buddyjskie nauki – Cztery Szlachetne Prawdy, cierpienie – co to jest cierpienie? Dawaj, szybko!”. Czasami lubię, gdy ludzie stawiają mnie w takiej sytuacji. Ponieważ kiedy ktoś przypiera cię do muru, to często wtedy udaje ci się stanąć na wysokości zadania i korzystnie wybrnąć z sytuacji. Właśnie tak się wtedy stało, i powiedziałem: „Cierpienie to proszenie świata o coś, czego nigdy nie będzie w stanie ci dać”. I to było bardzo głębokie. Byłem sobą zdumiony. „Skąd to wytrzasnąłeś?” – pomyślałem. Prześledźcie to: „Proszenie świata o coś, czego nigdy nie będzie w stanie wam dać”. Jak bardzo cierpicie z powodu ciągłego wymagania czegoś od waszego partnera, szefa, kolegi z pracy albo nawet gorzej – od siebie samych; wymagacie od siebie czegoś, czego nigdy nie będziecie w stanie zrobić. To się nazywa cierpienie. Zatem końcem cierpienia jest zaprzestanie wymagania od świata czegoś, czego nie może wam dać.
Tak samo jest z pewnością. Świat nie może dać wam pewności, bo to jest przeciwko jego naturze. Tak jak byłoby przeciwko naturze psa, wcale nie szczekać. To niemożliwe. Prawdopodobnie ktoś powie mi, że wyhodowano psa, który nie szczeka. Za każdym razem, gdy mówię coś w tym rodzaju, później ktoś podchodzi do mnie z artykułem z jakiegoś dziwnego magazynu, żeby udowodnić, że się myliłem. Wiecie, o co mi chodzi. Wymaganie od świata, żeby dał nam coś, czego nie jest w stanie dać. Pewność jest jedną z tych rzeczy, których świat wam nigdy nie da.
Spójrzmy na nasze plany i oczekiwania, a oczekiwania są częścią tych planów. Pomyślcie też o tym, czego oczekujecie od innych ludzi, od siebie, od życia, czego oczekujecie od tej mowy. Wszystkie te oczekiwania i przewidywania nie spełnią się tak, jak byście chcieli, zawsze stanie się inaczej. Doświadczyliście tego, ja także tego doświadczyłem. Większość z tego, co zaplanowałem w przeszłości, zwyczajnie wyparowała. Plany się nie zrealizowały. Żyję już wystarczająco długo, aby zdać sobie sprawę, że problemem nie jest świat, lecz moje oczekiwania. Wszystkie te: „powinno”, „powinno być w ten sposób”, „powinno być w tamten sposób”. Zrozumiałem, że życie jest tak niepewne, że im szybciej to zaakceptuję, tym mniej będę cierpieć, tym prędzej przestanę wymagać od życia tego, czego nigdy nie będzie mogło mi dać. Więc zamiast próbować odrzucić niepewność życia, zamiast się jej bać, przyjmijmy ją, uczcijmy i uszanujmy. Jeśli ktoś spyta mnie, w co wierzę, odpowiem, że jestem zdeklarowanym wyznawcą wielkiego boga niepewności. To właśnie podziwiam – niepewność. Jestem „niepewnistą”. Kiedy przyjmiecie niepewność i będziecie ją szanować, i respektować zamiast walczyć z nią, to nigdy nie będziecie sfrustrowani i nigdy nie będziecie się wkurzać ani oczekiwać, żeby było inaczej, niż jest.
Wykonałem to jako test na dobrego buddystę – jeśli naprawdę myślisz, że jesteś dobrym buddystą, myślisz, że rozumiesz coś na temat życia albo że jesteś oświecony – oto test: ktoś dzwoni do ciebie z zagranicy i słyszysz na przykład, że osoba, którą kochasz, umarła. To ktoś naprawdę młody, może miał 16 lub 17 lat. Odpowiadasz: „Tak, spodziewałem się tego”. Moglibyście tak powiedzieć? Czy jesteście zszokowani? „Jak to – »spodziewałeś się tego«? On był całkowicie zdrowy”. „Spodziewałem się tego, ponieważ życie i termin śmierci są niepewne”. Albo sprawdzacie swoje akcje na giełdzie i okazuje się, że straciliście wszystko, firma upadła, a wy mówicie: „Tak, spodziewałem się tego”. Czy możecie tak zrobić? Jeśli możecie, zrozumieliście, czym jest niepewność. Staracie się, jak możecie, ale nie wiecie, co z tego wyjdzie. Zaakceptujcie i przyjmijcie niepewność. Co się dzieje z większością ludzi w momencie, gdy otrzymają taką wiadomość? Doznają szoku. Z jakiego powodu jesteście zszokowani? Nie wiecie, że młodzi ludzie umierają? Nie wiecie, że giełda raz rośnie, a raz spada? To jest jak jo-jo – taka jest natura tego świata. To, co się unosi, musi opaść, a to co spada, musi się wznieść – taka jest natura tego świata. Więc osoba, która zrozumie i przyjmie niepewność, nigdy nie będzie zaskoczona ani zszokowana tym, co się wydarza. A gdy jesteście zaskoczeni lub zszokowani, zaczynacie się złościć, a to was osłabia. Marnujecie mnóstwo czasu na wkurzanie się i martwienie, więc tak naprawdę nic nie robicie, nie jesteście proaktywni. W życiu zawsze coś można zaradzić, z czymkolwiek byście się spotkali. Oznacza to, że osoba, która przyjmuje niepewność zamiast bać się jej czy próbować ją kontrolować, nauczyła się dostosowywać, niezależnie od tego, w jakiej sytuacji się znajdzie. Zamiast więc kłócić się o życie: „to nie powinno się dziać”, „to nie powinno mi się przydarzyć”, „dlaczego to mi się przytrafiło?”, „to niesprawiedliwe”, spójrz – to już się stało. To już jest. Co teraz z tym zrobisz?
Czasami właśnie dlatego, że jestem buddystą, nie jestem dobrym doradcą, ponieważ kiedy ludzie przychodzą ze swoimi problemami – tak, jej mąż uciekł z jej najlepszą przyjaciółką; tak, szef go wylał; tak, ktoś ich oszukał i zabrał wszystkie pieniądze; tak, ma raka; tak, niedługo umrze – bardzo często mówię: „Tak, i co z tym zrobisz?”. Co zrobisz, zamiast mówić, że to niesprawiedliwe albo pytać, dlaczego właśnie tobie to się przytrafiło? Mówiąc tak, tylko patrzysz w przeszłość, na coś, czego nie można już zmienić. Co zrobisz, zamiast się złościć, martwić, zamiast zaprzeczać: „To się nie dzieje, to nie może się dziać”? Posłuchaj, to się dzieje. Zatem, co z tym zrobimy? Możecie sprawić, że stanie się pozytywne. I nie dlatego, że takie podejście jest fajne albo popularne, tylko dlatego, że jest rozsądne. Odkryjecie, że niezależnie od tego, czego już doświadczyliście w życiu, zawsze jest coś, co można zrobić.
Przyjmujcie niepewność, nie odrzucajcie jej i nie udawajcie, że nic się nie stało. Zaakceptujcie ją, nawet mając raka; nic nie jest pewne i nie wiecie, co się za chwilę wydarzy. Czasami dotyczy to także śmierci. Kiedyś byłem w Singapurze i ktoś poprosił mnie, żebym przyszedł odprawić śpiewy dla jego mamy, która dopiero co wyszła ze szpitala. Ta pani poprosiła mnie o przyjście, miałem wtedy iść na pogrzeb zupełnie innej osoby. Pomyślałem: „Może to jej ostatni raz, może ona wkrótce umrze”. Znałem ją od dawna i zrobiłem to dla niej, a ona, najwyraźniej wskutek inkantacji, wstała z łóżka i zaczęła spacerować. Kolejny cud! To nie cud, to niepewność.
Wiecie co? W ten sposób wpakowałem się też w kłopoty. Kilka lat temu tutaj, w Perth, pewna rodzina poprosiła mnie o odprawienie śpiewów dla ich ojca albo matki, wydaje mi się, że to był umierający ojciec. Poszedłem do szpitala i odprawiłem inkantację przy jego łóżku, a on poczuł się lepiej. Rodzina się na mnie wkurzyła. Naprawdę. Powiedzieli: „On miał umrzeć. Miałeś odprawić coś, żeby spokojnie umarł, a nie żeby wydobrzał”. Przygotowali się na jego śmierć. Wszystko uporządkowali, nastawili się psychicznie, emocjonalnie i wtedy ja się pojawiłem. Przyszedł ten głupi mnich i wszystko się zmieniło. Ojciec powrócił do życia.
Nie wiedziałem wtedy, co się stanie, ale znam wiele takich przypadków. Czasami nawet mnie życie zadziwia. Nie można niczego przewidzieć. Była pewna pani, którą poszedłem odwiedzić na OIOM-ie. Miała grypę, bardzo poważny przypadek, septyczny i rozlany. Zostało w niej niewiele życia. „Czy mógłbyś przyjść i odprawić śpiewy dla tej pani?”. Wyglądała na zesztywniałą i bezwładną, jakby była już po tamtej stronie. Pielęgniarki powiedziały, że nie dają jej wielkich szans, ale trochę inkantacji, trochę obecności dobrego człowieka, duchowe wsparcie dadzą jej spokojną śmierć. Kilka tygodni później zadzwonił jej mąż i zapytał, czy mógłbym przyjść do nich do domu. Ta pani była w doskonałym stanie, całkowicie powróciła do zdrowia. Nie uważam, żeby to była sprawa cudu. Nie otwierajcie nowego kościoła, św. Brahma, z chodzeniem w kółko i śpiewaniem „alleluja”. Nie róbcie tego, proszę. To nie są cuda, to nic innego poza faktem, że wszystkie rzeczy w życiu są absolutnie niepewne. Nie wiecie, co się zaraz wydarzy.
Między innymi dlatego lekarze rzadko mówią, że komuś został tylko miesiąc życia albo dwa. Nigdy nie wiecie, co się wydarzy. Znam wielu ludzi, którym lekarze powiedzieli: „Twój rak jest w stadium końcowym, nie przeżyjesz, umrzesz” i to było jakieś 20, 25 lat temu. Po raz pierwszy zetknąłem się z tym, gdy był tu ten bardzo znany mnich, którego zdjęcie znajduje się w drugim korytarzu – Ajahn Tey. Przybył do Perth przede mną, dawno temu. Miał raka, a ponieważ był bardzo znanym mnichem, zapewniono mu najlepszą opiekę. W szpitalu powiedziano mu: „Nic więcej nie możemy dla ciebie zrobić. Wróć do swojego klasztoru, tak żebyś mógł umrzeć wśród przyjaciół, a nie w szpitalu”. Więc wrócił do klasztoru i umarł jakieś 25 lat później. Znacie takie przypadki? Ja znam ich całą masę. Czasami zastanawiacie się, co to jest – cud czy tylko fakt, że nikt nie może znać przyszłości. Ona jest całkowicie niepewna. Jeśli weźmiecie pod uwagę wielką ilość takich przypadków, zrozumiecie też, że wszystkie wasze plany mogą być tylko orientacyjne. Przy planowaniu przyszłości popełniamy błąd, zapominając, jak niepewne jest życie. Doznajemy szoku, gdy nie idzie ono zgodnie z naszym planem; kiedy samolot się opóźnia, kiedy umówieni ludzie się nie pojawiają, gdy nie wszystkie części układanki życia do siebie pasują.
To jeden z głównych powodów, dla których ludzie się wkurzają. To nie jest ich problem emocjonalny, to jest problem z ich mądrością. Tak naprawdę nie rozumieją natury świata. Jeśli zrozumiecie naturę świata i przyjmiecie prawdę o niepewności, nie będziecie zszokowani nieprzyjemnymi wiadomościami. Powiecie: „Spodziewałem się tego, takie jest życie, takie rzeczy się zdarzają”. Nie będziecie się wściekali, gdy wasze plany się rozsypią, ponieważ będziecie wiedzieli, że nie są trwałe. Oczywiście możecie snuć plany, ale niech one będą elastyczne, giętkie, plastyczne, podatne, tak żebyście do ostatniej chwili mogli je zmieniać. Nigdy ich nie konkretyzujcie. Inaczej będziecie się wkurzali i będziecie cierpieli. A tego nie chcecie. Więc bądźcie kimś, kto może się naginać, zmieniać, zawrócić w miejscu, jak mówią w Stanach Zjednoczonych. Jeśli widzicie lepszy od zaplanowanego sposób na zrobienie czegoś, po prostu tak róbcie. Bądźcie w stanie zmieniać plany.
Rozumieć niepewność i być zdolnym do szybkiej reakcji na zmieniające się okoliczności. Wiedzieć, że życie jest nieprzewidywalne i umieć zmienić się stosownie do tego, co się stanie. To właśnie musiałem robić w ostatni wtorek. Powiadomiony na ostatnią chwilę, pojechałem do Singapuru i następnego dnia obudziłem się w innym kraju, gdzie wcale nie planowałem być. Miałem być na odosobnieniu w Perth, razem ze wszystkimi moimi planami i robiąc zupełnie inne rzeczy. Kiedy jesteście gotowi na zmianę, kiedy przyjmujecie niepewność, oznacza to, że nie ma cierpienia, nie ma zawodzenia: „Dlaczego właśnie ja? Właśnie rozpocząłem odosobnienie. Dlaczego to się przydarzyło właśnie mnie? To niesprawiedliwe”. Czy kiedykolwiek myśleliście, że życie jest niesprawiedliwe? Oczywiście, że nie jest niesprawiedliwe. Życie jest doskonale sprawiedliwe – nazywamy to prawem kammy. Zawsze dostajecie to, na co zasługujecie. To trudne do zaakceptowania, co nie? Zawsze winimy innych ludzi: „To twoja wina”.
Jest taka stara historia zamieszczona w „Otwórz drzwi swojego serca”, której dawno nie opowiadałem. Otrzymałem wiadomość od wydawców, że ta książka właśnie wychodzi po polsku, bułgarsku, w języku Tamilów – malajskim, czy coś w tym rodzaju. W każdym razie będą trzy dodatkowe wydania. Wracając do tej konkretnej opowieści… Wiecie, że kiedyś uczyłem w więzieniach i spędzałem czas z więźniami, których nazywano kryminalistami. Pamiętacie, co mówiłem: oni nie są kryminalistami, nie są mordercami, nie są złodziejami, oni są ludźmi, którzy popełnili przestępstwa. Mówiłem to przedtem, ale teraz powtórzę, żebyście zapamiętali, ponieważ nie będzie mnie przez 2–3 miesiące. Nie ma kogoś takiego jak morderca, nie ma kogoś takiego jak złodziej, nie ma kogoś takiego jak kłamca. Jest osoba, która zamordowała, osoba, która ukradła, osoba, która skłamała. Oni nie są tylko kłamcami, są kimś więcej. Nie krytykujcie ludzi: „jesteś kłamcą”, „jesteś złodziejem”, „jesteś cudzołożnikiem”. Nie można tak mówić, to nie jest racjonalne ani rozsądne, ani pomocne, ponieważ skupiacie się wówczas na jednej, niewielkiej części ludzkiego istnienia. Oni są kimś więcej niż tylko ta część. Kiedy szedłem do więzienia, nie widziałem tam żadnych morderców. Widziałem tylko ludzi, którzy zamordowali, a to wielka różnica. Widziałem osoby. Widzicie, możecie zaprzyjaźnić się z kimkolwiek, możecie szanować każdego. Nie ma kogoś takiego jak terrorysta, jest osoba, która zajmuje się terroryzmem, może przez 1% swojego życia, może przez jego ułamek. Ale tak naprawdę jest kimś więcej.
Spojrzenie z szerszej perspektywy sprawia, że nie widzicie kryminalistów, tylko ludzi, którzy popełnili przestępstwa. Jeśli jesteście na coś źli albo czymś przygnębieni, albo macie wroga, to dlatego, że patrzycie na jego błędy. „Oni są oszustami, są kłamcami”. Oni nie są oszustami ani kłamcami, to osoby, które oszukały, osoby, które skłamały. Kiedy to zrozumiecie i spojrzyjcie w ten sposób, wiele problemów w waszym życiu się rozwiąże. Wracając do opowieści… Chodziłem do więzienia i spotykałem się z ludźmi, którzy kradli, z ludźmi, którzy rabowali, z ludźmi, którzy mordowali. Przyszedł do mnie jeden ze starszych więźniów. Spędził w więzieniu większość życia. Był naprawdę miłym, starszym facetem, bardzo przyjacielskim. Powiedział: „Chciałem powiedzieć ci coś osobistego”. Spytałem, o co chodzi. „Wiem, że inni więźniowie już ci to mówili, ale ja i tak to powiem. Nie będę cię okłamywał, bo cię szanuję, widuję cię tu od dawna i jesteś religijną osobą. Innym mogę kłamać, ale nie tobie. Posłuchaj, nie popełniłem przestępstwa, za które zostałem wsadzony do więzienia. Byłem niewinny. Nie ukradłem wtedy. Szczerze, nie zrobiłem tego, nie kłamię, nie próbuję cię oszukać. Nie zrobiłem tego. Zostałem zamknięty do więzienia za coś, czego nie zrobiłem”.
Wiecie, gdy słyszę coś takiego, odzywa się we mnie poczucie sprawiedliwości, tak zostałem wychowany. Być może wzmocniłem to, będąc mnichem przez tyle lat – kiedy widzę, że coś jest nie tak, muszę działać. Jako przywódca religijny nie mogę siedzieć i pozwalać rzeczom toczyć się w ten sposób. Zagłosuję, żeby poprzeć gejowskie małżeństwa, bo myślę, że to niesprawiedliwe, że osoby homoseksualne nie mogą mieć ceremonii ślubu, aby przyrzec sobie miłość, tak jak osoby heteroseksualne. Wspieram ludzi. I często pakuję się przez to w kłopoty. Tak jak w sprawie bhikkhuni, opowiadając się za prawem kobiet do zostania w pełni wyświęconymi mniszkami. Całkowita równość jest dla mnie oczywista i będę ją popierał. Tak samo, kiedy słyszę, że ktoś został uwięziony za coś, czego nie zrobił, nie mogę puścić tego mimo uszu. W szczególności dlatego, że od dawna chodzę do tych więzień i wiem, że nie mają zbyt wielkich zasobów. Nie mogą sobie sami pomóc, potrzebują pomocy z zewnątrz, żeby napisać albo zadzwonić. Przysługuje im może jeden telefon tygodniowo. Nie są w stanie zdobyć pieniędzy, żeby zapłacić za prawników. A ja znam prawników. Znam wielu buddystów, którzy są prawnikami.
Jest typ prawników, których nazywam „jednorękimi prawnikami” – znacie takiego prawnika? Jeśli kiedykolwiek będziecie szukali prawnika, zawsze bierzcie takiego, który ma tylko jedno ramię, ponieważ ci, którzy mają dwie ręce, zawsze powiedzą wam, że z jednej strony to, z drugiej strony tamto. Nigdy nie można im ufać. Jednoręcy prawnicy są bezpośredni. Myślałem o tym, że znam wielu jednorękich prawników, którym można ufać, że mógłbym zebrać jakieś datki, podzwonić trochę, żeby pomóc temu facetowi. On jest niewinnym człowiekiem, którego wsadzono do więzienia. Możecie sądzić, że więzienia są przyjemnymi miejscami do mieszkania, bo mają tam wszystkie wygody i można oglądać telewizję, ale przecież nikt nie lubi przebywać w więzieniu. Jeśli kiedykolwiek odwiedziliście takie miejsce, to wiecie, że nie jest ono fajne. Nieważne, czy uważacie je za wygodne. No i gdy tak myślałem, co by tu zrobić, on powiedział: „Ajahn Brahm, to absolutna prawda, że nie popełniłem tego przestępstwa, za które wsadzono mnie do więzienia. Ale było tyle innych kradzieży, podczas których nie zostałem złapany. Myślę więc, że sprawiedliwie tu jestem”. Pomyślałem: „On jest mądrą osobą”. Pewnie nie dokonał tej konkretnej kradzieży, ale z innymi mu się upiekło, więc to jest kamma. Dostał to, na co zasługiwał. To prawo kammy. Nie zadziałało w sposób liniowy, ponieważ kiedy popełnił przestępstwo, nie został złapany, a kiedy tego nie zrobił, został osądzony i uwięziony.
Takie jest życie. Prawo kammy nigdy nie działa wprost, zawsze robi to okrężną drogą. Więc okazało się, że to było sprawiedliwe. Zaczęliście się śmiać… Nie trzeba było nic robić, sprawiedliwości stało się zadość. Inspirując się tą opowieścią, pomyślcie o historiach, które wam się przydarzyły i kiedy myśleliście: „To niesprawiedliwe, dlaczego zostałem ukarany?”. Jak często mówicie „to niesprawiedliwe”? Kiedy jechaliście zbyt szybko i akurat nie przejeżdżaliście obok fotoradaru, czy kiedykolwiek powiedzieliście, że to niesprawiedliwe? Ile razy nie wpisaliście odpowiedniej kwoty w zeznanie podatkowe i nie zostaliście złapani? Czy mówicie: „To niesprawiedliwe, że nie zostałem złapany w tym roku”? Oczywiście, że nie. Ale kiedy zarzuca się wam coś, czego nie zrobiliście, wtedy mówicie: „To niesprawiedliwe, czemu to się stało? Partner mnie rzucił, ktoś mnie oszukał”. Nie, to jest sprawiedliwe. To wyrównanie rachunków. To jest prawo kammy. Musicie więc przyjąć na klatę to, że zasługujecie na wszystko, co dostajecie. Oznacza to, że nie możecie narzekać: „Dlaczego ja?”.
[dziecko krzyczy na sali] O, właśnie! Dziecko przyznaje mi rację. Więc zasługuję na wszystko, co otrzymuję. Kiedy zrozumiecie, że życie nie jest pewne, chodzi swoimi ścieżkami, to gdy coś się wydarzy, zamiast narzekać: „Czemu mi się to przytrafiło, czemu muszę się tym zajmować” – zajmijcie się tym. Żadnych „dlaczego ja?”, żadnego użalania się nad sobą. Życie jest niepewne, więc dostosuj się, zareaguj. Nie sprzeciwem, który jest negatywny i wcale nie pomaga. Zrób coś, wyciągnij wnioski, wzrośnij. Właśnie dlatego od lat opowiadam historię śmieciarki załadowanej odpadkami. Ta historia jest warta recyklingu. Otóż idziecie do domu i odkrywacie, że przed waszym domem albo mieszkaniem ktoś wyrzucił całą śmieciarkę odpadów. Albo – nazwijmy to tak, jak na to zasługuje – ciężarówkę gówna, krowiego łajna, śmierdzącego, cuchnącego, wprost przed waszymi drzwiami. Co robicie z tym gównem życia? Możliwość pierwsza – większość ludzi mówi: „Dlaczego ja? Nie zasługuję na to”. Oczywiście, że na to zasługujesz. Rzecz w tym, że nie wiecie, kiedy to zamówiliście, nie możecie pamiętać. To jest problem z kammą, jest przebiegła. Możliwość druga – utknęliście z tym, nikt nie może tego zabrać. Możecie wprawdzie pójść do mnicha, zakonnicy, osoby religijnej, jakiegoś guru albo czarodzieja i powiedzieć: „Proszę, czy możesz to zabrać?”. Od czasu do czasu będziecie w takim gównie. Możecie wtedy prosić ludzi, żeby się za was tego pozbyli, ale to niemożliwe. To należy do was i wy musicie sobie z tym poradzić.
Tak więc są dwie rzeczy, które ludzie robią z gównem życia. Niektórzy wkładają je do torebki albo do kieszeni i noszą ze sobą. „Dlaczego ja? To niesprawiedliwe, to okropne, to nieprzyjemne” – to się nazywa noszenie gówna. Z czasem odkrywają, że nosząc ze sobą gówno, tracą wielu przyjaciół. To jasne, że tak jest. Czy będąc nawet najlepszym człowiekiem na świecie, współczującą i życzliwą osobą, lubilibyście ciągle być w towarzystwie takich negatywnych ludzi, zawsze narzekających „dlaczego ja?”, wkurzonych, zrzędliwych, pochłoniętych żałością? Można przebywać wśród takich ludzi przez chwilę, ale po jakimś czasie oni cię wypalają, wysysają do cna. Lubimy być wśród pozytywnych, szczęśliwych ludzi, zgadza się? Gdybym ja był zrzędliwy, złośliwy, okropny, to czy przychodzilibyście tu w piątki wieczorem? Oczywiście, że nie. Bo lubimy przebywać wśród szczęśliwych, mądrych, przyjaznych ludzi. Więc jeśli nosisz swoje gówno ze sobą, tracisz wielu przyjaciół. Ale jest jeszcze inna rzecz, którą możecie zrobić z krowim gównem życia: zakopać je w ogródku. Zamiast na nie narzekać, robicie z niego użytek. To piękne, gdy nie musicie na nic narzekać. Lepiej spożytkujcie to swoje gówno. Odkryłem, że w życiu można spożytkować wszystko.
Niektórzy ludzie, którzy przeszli przez najgorsze problemy, najgorsze trudności, stają się najlepszymi z nas. Ponieważ oni zakopali gówno życia w swoich ogródkach. Czasami to zabiera bardzo dużo czasu, bo kiedy jesteś w samym środku, nie możesz się tego pozbyć w jednej chwili, potrzebne są tygodnie, czasami lata. Zakopujesz to codziennie po trochu. Ale, zawsze jest tak, za każdym razem pojawia się taki moment, że patrzysz i widzisz, że sprzed domu zniknęło całe to gówno. Wsiąkło w ziemię, a w ogrodzie za domem wyrósł niezwykły ogród. Z pięknymi kwiatami, pachnącymi tak mocno, że ludzie idący ulicą mogą je poczuć i mają ochotę wstąpić, żeby zobaczyć twój wspaniały ogród. Rosną w nim jabłka pyszne i słodkie tak bardzo, że rozdajesz je swoim przyjaciołom. I może nawet swojemu ulubionemu mnichowi. Tak, my także dostajemy z tego przydział. Dlaczego je rozdajecie? Ponieważ jest ich tak dużo. Innymi słowy twój ogród, który wyrósł z gówna twojego życia, jest nie tylko dla ciebie, ale dla każdego, kto się do ciebie zbliży, nawet dla ludzi, którzy tylko przechodzą koło twojego domu. Ludzie, z którymi pracujesz albo tacy, których znasz tylko z widzenia, także dostają kwiaty i owoce z twojego ogrodu, wyrosłe z gówna twojego życia.
Uwielbiam to porównanie, ponieważ pokazuje ci, kiedy dobrze postępujesz: gdy nie narzekasz i nie złościsz się, ale także dlatego, że pokazuje ci efekty tych działań. Tak, to trudne, ale już wiesz, że niepewność to jedyna pewna sprawa w życiu. Teraz możesz ją przyjąć, zaakceptować i spożytkować, wzrosnąć i zyskać ten piękny, piękny ogród życia. Kiedy nauczyłem się, jak akceptować niepewność zamiast narzekać, zamartwiać się i wkurzać: „moje plany zostały zniszczone”, „miałem zamiar zrobić coś w weekend”, mogę zatrzymać się i zmienić to. Poczułem się wspaniale, że mogę pojechać do Singapuru, żeby komuś pomóc. Jedną z miłych rzeczy, które mi powiedzieli, było: „Prawdopodobnie nie jesteś w stanie przyjechać, ale byłoby wspaniale, gdybyś się pojawił”. Powiedziałem: „OK, przyjeżdżam”. Zrobiłem coś, co było dla nich zaskakujące. Takie właśnie jest życie – przynosi mnóstwo niespodzianek. Nadchodzi inne wielkie wydarzenie, w którym mam wziąć udział. Denis powiedział w zeszłym tygodniu, że 7 sierpnia są moje 60. urodziny i ma być przyjęcie-niespodzianka. Wszyscy to rozreklamowaliśmy. Ludzie o tym wiedzą, mówi się o tym w Singapurze. To tyle, jeśli chodzi o niespodziankę. Tak, będzie przyjęcie-niespodzianka, ponieważ jestem pewny, że nie wyjdzie ono tak, jak ktokolwiek się spodziewa. Czy nie byłoby strasznie, gdybyście mieli imprezę-niespodziankę i dokładnie wiedzieli, co się wydarzy? Wszystko działoby się idealnie tak, jak sobie życzyliście. To byłoby koszmarne. To nie jest życie. Same nudy. Nic, czego możesz się nauczyć, nic, co cię wzbogaca, wszystko przewidywalne. Życie nie miałoby sensu, gdyby było przewidywalne. Dzięki temu, że istnieje niepewność, możemy być współczujący i mądrzy. Ponieważ nie wiemy, co się wydarzy, mądrość otwiera nasze umysły na każdą możliwość. Nasze współczucie, nasza życzliwość pozwalają, żeby świat był niepewny.
Mój ojciec świetnie się wypowiadał na temat współczucia: „Drzwi mojego serca są otwarte dla ciebie, synu, cokolwiek zrobisz, gdziekolwiek pójdziesz, kimkolwiek się staniesz”. Te słowa to wyraz bezwarunkowej miłości do mnie, jego syna. Stąd pochodzi tytuł mojej książki „Otwórz drzwi swojego serca”. Rozszerzcie to na życie. Życie, jakiekolwiek się okażesz, cokolwiek się stanie w ten weekend i przez resztę życia. Życie, drzwi mojego serca są dla ciebie otwarte, cokolwiek się stanie. To się nazywa – przyjmowanie niepewności, to jest oddawanie szacunku życiu, prawdziwemu życiu, a nie temu, które miało się wydarzyć zgodnie z waszymi pomysłami. Możecie zwrócić się do najbliższego weekendu: „Weekendzie, cokolwiek się stanie, będę cię kochał”. Nawet jeśli wszystko pójdzie nie tak, nawet jeśli wasz przyjaciel nie pojawi się o właściwej godzinie, nawet jeśli będzie tak, jak w poprzednią niedzielę. Poprzedniej niedzieli mieliśmy wielką ceremonię w klasztorze w Serpentine, początek naszych medytacji w porze deszczowej. Wszyscy to organizowaliśmy. Zaprosiliśmy wielu ludzi. Wstałem bardzo wcześnie, ale kiedy wróciłem z medytacji o 6.30, nie było prądu. Przerwa w dostawie prądu w drugi pod względem ważności dzień w naszym klasztorze. Było strasznie zimno. Nie będziemy mogli włączyć ogrzewania ani przygotować herbaty dla ludzi, nie będzie oświetlenia. Wiecie, że wcale o tym nie myślałem? Pomyślałem: „Jak wspaniale. Przyjmijmy to; pierwszy raz od 28 lat nie ma prądu w klasztorze. Użyjemy świeczek, przyniesiemy piecyk gazowy, żeby podgrzać wodę, będzie przyjemnie, dostosujemy się”. W wielu przypadkach, kiedy się dostosujecie, robi się znacznie przyjemniej. Tak jest wtedy, kiedy nauczycie się adaptować do sytuacji zamiast zawsze robić coś w ściśle określony sposób, zgodnie z planem. Nie cierpię tego.
To jest to, co kocham w buddyzmie, zwłaszcza w Azji. Byłem w Tajlandii, to samo zdarza się na Sri Lance. Byłem na Sri Lance, ale nigdy nie byłem w Birmie. Idziecie na wielką ceremonię na Sri Lance albo w Tajlandii i jest tam chaos. Nic nie jest uporządkowane. Nic nie dzieje się na czas. Mieszkańcy Sri Lanki nazywają to czasem Sri Lanki, Tajowie nazywają to czasem tajskim. Dlaczego w Australii robimy rzeczy zgodnie z planem? Tam był chaos i byłem tym zachwycony. Dlatego właśnie nie znoszę zorganizowanej religii. Zdezorganizowana religia, to jest to, co lubię. Dezorganizacja, która jest w stanie się zaadaptować. To jest świetna rzecz, powinniście pójść na czyjąś wielką ceremonię, wielkie wydarzenie w Tajlandii. To działa. Może nie przebiega zgodnie z planem, może nie przebiega zgodnie z rozkładem, niektóre rzeczy są odwoływane, inne rzeczy są dodawane. To tylko życie, to rzeczywistość, to ludzkość, to tylko ludzie, i to działa.
Od 25 lat co roku chodzę do katedry świętego Jerzego. Mają tam międzywyznaniową mszę wspólnoty narodów. Zawsze jest tak, że ja robię swoje inkantacje, ktoś inny robi swoje. Wiecie, to jest dość nudne. Ale któregoś roku, zapomniałem już, ile lat temu, robiliśmy te same nudne rzeczy i było tylko kilka osób, ludzi, którzy musieli tam być, ponieważ ich córka śpiewała w chórze albo nauczyciele ze szkoły nakazali im przyjść. Nagle w środku śpiewów dziekan John Shepard, mój dobry przyjaciel, który czekał, żeby dać wykład, został wywołany. Zrozumiałem, że coś się dzieje, ponieważ tego nie było w programie. Wrócił, podszedł do mikrofonu i zawiadomił nas, że policja poinformowała o alarmie bombowym. Jakiś szalony fundamentalista uznał, że to złe i diabelskie, że w tej katedrze są ludzie, którzy nie są chrześcijanami. Ksiądz potraktował poważnie alarm bombowy, więc musieliśmy się ewakuować. To była najlepsza msza, na jakiej kiedykolwiek byłem. Wszystkie plany zostały rozbite w drobny mak. Znowu byliśmy ludźmi. Stanęliśmy w jakimś korytarzu, zrobiliśmy sobie herbatę i zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, ponieważ nie mieliśmy nic innego do roboty. Wszyscy rozmawiali ze sobą i zaprzyjaźnili się. Zamieszanie trwało krótko, ponieważ nie było żadnej bomby, tylko jakiś wariat dzwoniący na policję. Ale kiedy wróciliśmy, żeby dokończyć posługę, wszystko nabrało życia. Było czuć przyjazną atmosferę, lepiej współgraliśmy – to było naprawdę międzywyznaniowe. Ten jedyny raz rzeczywiście takie było. Wspomniałem Johnowi Shepardowi, że powinien tę mszę aranżować w ten sposób co roku. To była najlepsza posługa, jaką kiedykolwiek mieliśmy. Wydarzenie było zaskakujące, a my daliśmy sobie radę z niespodziewaną naturą rzeczy. Udało się, ponieważ było żywe, było ludzkie.
Kiedy idziecie na obrzędy, które są zawsze na czas, to w tym momencie robicie to, a w następnym robicie tamto. Denis jest naszym kapłanem ślubnym. Prosił, aby było więcej takich kapłanów. Jeśli chcecie zostać kapłanem ślubnym, przyjdźcie spotkać się z Denisem. Jest świetnym buddyjskim kapłanem ślubnym. Bo przecież macie prawo do popełniania błędów, nie musicie być perfekcyjni, możecie być zdezorganizowani (w granicach rozsądku, więc proszę, pojawiajcie się na czas). Możecie uczestniczyć w takich ceremoniach, odbywają się także tutaj. Na jednej z ceremonii, w Yansha – zawsze będę to pamiętał – Denis odprawił ceremonię, udzielił wszystkich błogosławieństw i zakończył: „A teraz przedstawiam wam panią i pana Smith”. „Denis – powiedziałem – zapomniałeś o obrączkach”. Zapomniał o wymianie obrączek. To było wspaniałe, wszyscy to zapamiętali. Właśnie dlatego to jest piękne. Może zapomniał tego z powodu zaprzeczenia – taki psychologiczny żart. Zaczęli małżeństwo czymś, co zawsze będą pamiętać. Rozmawiają o tym z radością i rozbawieniem, ponieważ to ludzkie.
Kiedy rzeczy nie idą zgodnie z planem, czy to nie dodaje życiu uroku? To tworzy sytuacje, które potem sobie przypominasz i opowiadasz innym. Na przykład odprawiam wiele pogrzebów, ale szczególnie zapadają mi w pamięć te, na których coś pójdzie nie tak. Nie ma tu Jenny, wydaje mi się, że jest gdzieś na północy. Chodziło o jej męża. Zabraliśmy go do krematorium przy cmentarzu we Freemantle. Nie wchodzi się wtedy do kaplicy, tylko na zewnątrz stoi ogromny przenośnik taśmowy, na którym kładziesz trumnę, wciskasz przycisk a trumna przejeżdża przez szklane drzwi do komory. Bardzo proste. To, co się tam stało, to właściwie moja wina. Przyznaję, że przyłożyłem do tego rękę, ponieważ powiedziałem Jenny, że wiem, jak to jest i że nie musi zamawiać trumny z katalogu, może zamówić inną, według własnego uznania. „Zrób to sama, zaprojektuj ją. To prawda, że są pewne wytyczne, ale można tak zrobić”. Nie po to, żeby zaoszczędzić pieniądze, tylko żeby była spersonalizowana. Ten gość lubił spływy górskie, więc wykonali coś w rodzaju małego białego canoe, z wiosłami na wierzchu. W przystępnej cenie, spersonalizowane – to był cały on. Kiedy położyli je na transporter, okazało się za ciężkie. Użyli grubego drewna zamiast cienkiej sklejki. Więc biedny przenośnik taśmowy walczył, żeby to przepchnąć przez szklane drzwi. W tym czasie drzwi zamknęły się dokładnie pośrodku trumny i zablokowały. Nigdy nie zapomnę twarzy pogrzebowego. Myślałem, że on też umrze. Najgorszy sen pogrzebowego. Jakiś koszmar, rzeczy szły tak źle. On nie mógł otworzyć drzwi. Nikt nie mógł, całe urządzenie całkowicie się zablokowało. Mieliśmy tego gościa w połowie w krematorium, w połowie na zewnątrz. A wtedy Jenny – zazwyczaj siedzi tutaj z przodu – nie będzie miała mi za złe, że opowiadam tę historię. Jenny doskoczyła wtedy do trumny i próbowała ją przepchnąć. Wtedy ludzie mówili: „Czy jesteś, aż tak zdesperowana, żeby pozbyć się tego faceta?”. Ktoś powiedział: „To mi coś przypomina. Znałem go, chodziłem z nim do szkoły, widzę, że sytuacja się powtarza – przy pierwszym podejściu rozwalił samochód, a teraz przy pierwszym podejściu rozwalił trumnę”. W końcu udało im się otworzyć drzwi i przesunąć trumnę, ale to była jedna z najbardziej pamiętnych mszy pogrzebowych. Wszyscy się śmiali, że to cały on i że pewnie zrobił to celowo. A dlaczego? Ponieważ poszło nie tak, jak miało być.
Niepewność życia jest czymś, co celebruję. Nie złośćcie się, gdy coś pójdzie nie tak. Pomyślcie, czy to nie jest piękne, czy to nie jest urocze? Otwieram drzwi mojego serca na niepewność życia, nie wiem, co się za chwilę wydarzy, ale to, co mogę zrobić, to otworzyć drzwi serca i zaakceptować to. Jasne, wszyscy robicie plany, ale to orientacyjne plany. Przez trzy miesiące mam być w klasztorze, ale nie mam pojęcia, czy to wypali; zawsze ktoś wariuje albo coś innego idzie nie tak. Nie będę wtedy mówił: „To moje odosobnienie, nie możecie mi tak robić, to niesprawiedliwe”. Oczywiście, że nie. Gdybym tak robił, nie zasługiwałbym na żadne odosobnienie. Otwórzcie drzwi swojego serca. Istnieją orientacyjne plany, sam spędzam nad nimi dużo czasu, ale wiem, że one mogą nie wypalić. Zawsze jestem elastyczny, niezależnie od tego, co się stanie. Proszę was, żebyście robili to samo. Jedyną rzeczą, której możemy zawierzyć w życiu, jedyną prawdą, jedynym bogiem, który z pewnością istnieje, jest bóg niepewności. Kiedy szanujemy tę prawdę, to oznacza, że nie próbujemy niepewności kontrolować, nie próbujemy się jej pozbyć, nie próbujemy wmówić sobie, że nie istnieje.
Niepewność istnieje i wcale nie musicie się jej obawiać. Problemem jest to, że tak się jej boimy. Myślimy, że jeśli coś nie wypali, będzie okropnie, będzie beznadziejnie. To nie jest beznadziejne ani okropne. Kiedy rzeczy idą nie tak, jest wspaniale. Jeśli wszystko wyszłoby dzisiaj idealnie, byłbym strasznie znudzony, byłoby strasznie nieciekawie, nie byłoby nic stymulującego, nic interesującego. Kiedy rzeczy idą nie tak, jest życie, jest radość. Cieszmy się tym. Macie tyle szczęśliwych wspomnień związanych z tym, co poszło nie tak.
Gdy to zrozumiecie, możecie zaakceptować niepewność zamiast się jej bać. Kiedy to zrobicie, nie będziecie się tak zamartwiać i wkurzać na życie. Wiecie, że będą opóźnienia samolotów, będą chmury pyłu wulkanicznego, będą jakieś protesty, coś pójdzie nie tak. Tak, będziecie próbowali dotrzeć na spotkanie, tak, będą korki, tak, będzie padało, tak, utkniecie na światłach. Tak, to jest życie. Będziecie się spóźniali, nie jesteście w stanie zawsze być na czas. Rzecz w tym, że gdy zrozumiecie niepewność, zrozumiecie też, że wszystkie te obietnice, które składamy, są niezobowiązujące. Tak, postaram się być na moim urodzinowym przyjęciu-niespodziance, ale nie mogę tego zagwarantować. Składacie niezobowiązujące obietnice, a skoro wszystkie obietnice są niezobowiązujące, to nigdy nikogo nie zawodzicie. „Naprawdę chcę to zrobić, dołożę wszelkich starań, ale kto wie, co się stanie”.
Jeśli chodzi o politykę, proszę, nie czepiajcie się tak polityków za łamanie obietnic. Jedyną rzeczą, za którą obwiniam polityków, jest składanie tych obietnic. Proszę was, chłopaki, dziewczyny, politycy w Campbell czy w parlamencie stanowym, tutaj czy gdziekolwiek na świecie. Nie wiecie, co się za chwilę wydarzy. Możecie mieć jakieś pojęcie o tym, jak będzie funkcjonowała gospodarka jutro, ale w przyszłym tygodniu, w następnym roku? Geopolityka, wojny, trzęsienia ziemi, tragedie tego świata, sukcesy tego świata. Nikt nie rozumie, co się stanie, nie można tego przewidzieć. Więc nie powinniście składać tych obietnic: „Tak, to zrobimy; tak, to uchwalimy”. Nie możecie tego robić, ponieważ nie możecie przewidzieć świata. Dobry polityk, dobry mąż stanu, dobry przywódca musi umieć odrzucić wszystkie plany w ostatnim momencie i przygotować nowe, tak żeby zaadaptować je do rozwijającej się sytuacji. To właśnie mam na myśli. Nie możecie składać obietnic.
Niepewność jest zasadą tego świata, jest jedną z najgłębszych prawd, najbardziej niesamowitych nauk. Dopóki tego nie przyjmiemy, będziemy składać obietnice, których nie możemy dotrzymać. Snujemy plany, których będziemy bronić, mimo że będą stawały się coraz głupsze w miarę tego, jak świat będzie się zmieniał wbrew naszym oczekiwaniom. Oznacza to stwarzanie większej ilości cierpienia i większej ilości problemów na tym świecie. Więc proszę, nie składajcie zbyt wielu obietnic, niech będą tylko orientacyjne. „Tak, spróbuję tam być. Jeśli warunki dopiszą, będę tam, zrobię to”. Bądźcie rozsądni i zachęcajcie polityków, żeby robili to samo. „Tak, mamy zamiar to zrobić, zrobimy wszystko, co w naszej mocy, ale warunki się zmieniają, gospodarka się zmienia albo pojawia się kryzys”. Proszę, zaakceptujcie, że staramy się, tak jak możemy i zawsze musimy się adaptować, i żaden plan nie powinien być z betonu. Żaden z waszych planów nie powinien być tak trwały, żeby nie można było go zmienić dla wyższego celu. Bo nic nie jest pewne. Pamiętajcie, kiedy rzeczy nie idą po waszej myśli, zejdźcie na ziemię. Takie jest życie i to jest piękne, że rzeczy się zmieniają. W tej zmienności życia, w tej niepewności, tam odnajdujemy radość i zachwyt w życiu. Radość z umiejętności przystosowania, zaskoczenia, różnorodności, to wszystko jest sprawdzianem tego, w jakim stopniu możemy się dostosować, jak mądrzy i współczujący jesteśmy. Dowiadujemy się, że to jest wystarczające, żeby zrozumieć, że taka jest natura życia i być dostatecznie współczującym, by otworzyć drzwi naszego serca na to, żeby zaakceptować życie, spożytkować je, robić ogrody z gówna i spędzać cudownie czas. Zatem to miała być moja ostatnia przemowa przez… nie wiem, nikt nie wie. Możliwe, że wrócę tu w przyszłym tygodniu. Życie jest niepewne, dziękuję za uwagę.
Jakieś komentarze, pytania albo skargi? Nie ma żadnych pytań w tym momencie, ale gdy tylko skończymy, będzie cała kolejka. Nie szkodzi, takie jest życie.
– Ajahn Brahm, chciałbym zadać pytanie.
– Doskonale.
– Dlaczego mówisz: „to ona”, „to on”, dlaczego określasz płeć?
– OK. Czasami mówię „jej”, czasami mówię „jego”, czasami mówię „tego”. To tylko trochę reklamy. Ponieważ zbyt często mówicie „jego” i „on”, to dobry sposób, żeby zwrócić trochę uwagi na kobiety. Od bardzo dawna nasz język jest w dużym stopniu zmaskulinizowany. Ja tylko wyrównuję rachunki. Mówimy o rodzaju ludzkim [po angielsku dosłownie: rodzaju męskim]. A co z rodzajem kobiecym albo rodzajem nijakim, rodzajem zwierzęcym? Tak, nasz język jest zbyt mocno podszyty tym, co męskie. Miło jest poużywać trochę „jej”, „tego” itp. Czasami robiłem to celowo, żebyście mogli powiedzieć: „Ten buddyjski mnich, on naprawdę to rozumie”. Czy to cię satysfakcjonuje?
– Tak, w zupełności. Przedtem to było trudne do zrozumienia.
– Co powiesz o trudnościach, przykładowo w małżeństwie.
– Małżeństwo. Doskonale. To bardzo dobre pytanie. W małżeństwie… Słowo „małżeństwo” ma korzenie w łacinie. Mówią one o uprawianiu hazardu. To prawda, sprawdźcie to.
– Świetna odpowiedź.
– OK. Zostawię to.
– Czasami się wygrywa. Dobra robota. A czasami nie. Pamiętajcie, jeśli zrobicie to raz i nie wyjdzie, zawsze możecie rzucić kostką drugi raz, w tym samym małżeństwie. I sprawić, żeby się udało.
– Jest w bibliotece książka Ajahna Chah. On ufał niepewności. Książka nazywa się „Wszystko wzrasta i upada”. Jest bardzo pomocna. Jest jak biblia na temat niepewności. Przeczytałem ją wiele razy i podkreśliłem wszystko na temat niepewności.
– Robisz dobrą reklamę książce Ajahna Chah. Książka, która jest dostępna w bibliotece, po specjalnie obniżonej cenie, tylko tego wieczora! Bardzo dobrze.
[Wypowiedź słuchacza (niezrozumiała)]
– Mówisz o tym, że jeśli staniesz w obliczu nieprzyjemnej sytuacji, to ona zawsze się poprawi. Nie, nie zawsze będzie lepiej. Czasami zostaje tak samo, czasami się pogarsza, ale nigdy nie zostanie tak samo, właściwie to potem znowu się poprawia. Wiesz, że tak jest. Rozdmuchiwanie tego, myślenie, że będzie gorzej, to jest negatywizm. Będzie gorzej. Oczywiście, że będzie gorzej, ponieważ sprawiacie, że jest gorzej. Więc pozwólcie, żeby to było zmienne i niepewne – „nie wiem, co się wydarzy”. Wówczas otwieracie swoje serce na zmianę. Wiem, że lubimy stabilność, lubimy przewidywalność. Myślę, że to dlatego, że nie jesteśmy dostatecznie żywotni. Jesteśmy martwi. Życie wymaga swego rodzaju odwagi.
– Tak?
– Kiedy byłam Tajlandii, zrobiłam sobie wielki tatuaż.
– Gdzie?
– Na plecach. To był wielki błąd.
– Jestem niegrzeczny.
– Tatuaż był wielkim błędem. Sugerujesz, że powinnam zaakceptować tę pomyłkę?
– Pani mówiła, że kiedy była w Tajlandii, zrobiła sobie wielki tatuaż. Spytałem, gdzie? Na plecach. Powiedziała, że to był wielki błąd i zapytała, czy powinna go zaakceptować. Tak, dlaczego nie. Czasami wydaje nam się, że coś byśmy chcieli. Ciesz się tym. Jeżeli to był bardzo głupi tatuaż, to on sprawi, że ludzie się śmieją i są szczęśliwi.
[Uczestniczka: (niezrozumiałe)].
– OK. Tak, to bardzo głębokie, bo nawet ja tego nie rozumiem.
Więc twój tatuaż rozśmieszył dzisiaj jakieś 300 czy 400 osób, a to powędruje do Internetu. Może zanim zakończymy, możesz zaprezentować swój tatuaż w Internecie. Jaki wspaniały prezent ofiarowałaś tylu ludziom. Sprawiłaś, że się śmiali. Czerp z tego radość, cokolwiek się stanie. Kiedy ja popełniam błędy, mówię o nich ludziom. Sprawiam, że są szczęśliwi. To wspaniałe nie musieć być doskonałym. To była ogromna ulga, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że nie muszę być doskonały. Mogę być głupi, popełniać błędy, opowiadać głupie kawały, opowiadać je w złej kolejności. Jaka to ogromna ulga wiedzieć, że mogę popełniać błędy. To jest mój błąd i jestem taki szczęśliwy, taki dumny, że mogę pokazać ludziom mój błąd. „Nie muszę być już doskonały” – masz wspaniałe poczucie wolności i wtedy odkrywasz, że przecież jesteś doskonały.
– Tak?
[Wypowiedź uczestniczki (niewyraźne)]
– Bardzo dobrze. Nigdy nie słyszałem o Indianach Nawaho. A więc oni uważają, że posiadamy niedoskonałości, bo przez nie duchy przychodzą i wychodzą. Tak samo jest z australijskim rządem, używa niedoskonałości, żeby… Odpuśćcie im, nikt nie jest doskonały. To są niedoskonałości. To jest życie, to jest rzeczywistość. Często mówię: „Wprawdzie tutaj, w Serpentine, żyjemy na wzgórzach, ale wiecie, ze wzgórz możemy oglądać zachody słońca. Najpiękniejsze zachody słońca, chmury na horyzoncie albo nawet odrobinę popiołu i dymu unoszącego się z pożarów buszu. Dostajecie piękny zachód słońca. Potrzeba odrobiny niedoskonałości, żeby oglądać piękny zachód słońca. W idealnie słoneczne i bezchmurne dni zachody słońca są raczej nudnawe. Trochę niedoskonałości i mamy karmazynowe i złote odcienie na horyzoncie, zupełnie jak ogień. Wspaniałe! Zupełnie jak w życiu – jeśli kilka spraw pójdzie nie tak, tworzy się nam piękno. Zachwyt, radość, głębia życia. Więc kiedy popełniacie błędy – gratulacje. Właśnie coś dodaliście do niesamowitego zachodu słońca. To sama prawda. Niedoskonałości… Wtedy ukazuje się duch życia, prawdziwego życia – współczucia i miłości. Nie zgadzam się z Nawaho – ten duch nie odchodzi, on pozostaje.
W porządku, to wszystko na ten wieczór. Wiem, że próbowaliście w pełni ze mnie skorzystać, ponieważ to jest mój ostatni wykład. Wiedziałem, że uciekniecie się do tej sztuczki.
Artykuły o podobnej tematyce:
- Nyanatiloka Mahathera Właściwe zrozumienie
- Thanissaro Bhikkhu Papañca i ścieżka ku kresowi cierpienia
- Ajaan Sumedho Niedwoistość
- Bhikkhu Bodhi Przebywając pośród mądrych
Sprawdź też TERMINOLOGIĘ
Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi:
Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL:
Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.3 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.
Można także użyć następującej licencji Creative Commons:
Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0
POMÓŻ FUNDACJI "THERAVADA"
(KRS: 0000464215, NIP: 5223006901, Regon: 146715622)
KONTO BANKOWE: 89 2030 0045 1110 0000 0270 1020
Oryginał można znaleźć na tej stronie: https://youtu.be/pswsVGVdISY
Źródło: bswa.org
Tłumaczenie: KuHarmonii, Marcin Sulski
Redakcja: Małgorzata Domańska, Alicja Brylińska
Czyta: Robert Błaszczyk