Tekst ze względu na wartość historyczną, bez redakcji i zmian merytorycznych.

przejdź do -> Rozdziału 2
przejdź do -> Rozdziału 3
przejdź do -> Rozdziału 4
przejdź do -> Rozdziału 5

OD AUTORA

Znaczna większość podanych w tej książce rozdziałów jest cytowana z dosłownych tłumaczeń starożytnych, oryginalnych tekstów buddyjskich. Czasem skracałem je lub upraszczałem, aby stały się zrozumiałe dla współczesnych czytelników; albo dodawałem zdania, dla jaśniejszego przedstawienia myśli, w tym samym oczywiście duchu co księgi; dodałem również w tym duchu Wstęp.

Buddyzm, podobnie jak chrześcijaństwo ma wiele szkół; starałem się podawać tylko te teksty, na które wszystkie odłamy buddyzmu się zgadzają. Można moją książkę uważać za skompilowaną ze świętych ksiąg; tylko ułożenie wyjątków z nich w jedną harmonijną całość, przedstawiającą syntezę nauki Buddhy, jest własnym wysiłkiem i wkładem autora. Chciałem przedstawić życie Buddhy w świetle najważniejszych religijno-filozoficznych i etycznych wskazań, omijając wszelkie legendarne upiększenia, których jest tak dużo, zwłaszcza w pismach północnego buddyzmu; jednak uważałem za konieczne pozostawienie pewnej atmosfery cudu, która otacza wszystkie najdawniejsze księgi. Cuda przestały dziś być sprawdzianem religii, jednak wiara w cudowne władze mistrza świadczy o pewnej trwodze poświętnej, zachwycie i zapale jego pierwszych uczniów.

Dla uniknięcia niezrozumienia nauki Buddhy, należy przestrzec czytelnika aby był ostrożny w interpretowaniu słowa „ja”, aby mu nadawał znaczenie zgodne z myślą Buddhy; zaprzecza on istnienia „ja”, „jaźni” jak ją potocznie rozumiano w jego czasach; ale nie neguje bynajmniej duchowej konstytucji człowieka, ani umysłowości i znaczenia jego indywidualności, czyli tego, co byśmy dziś nazwali duszą, czy duchem. Zaprzecza natomiast istnienia jakiejś „super jaźni”, którą niektóre szkoły za czasów Buddhy nazywały „ātmanem”, i uważały za oddzielną, jakby samą w sobie istniejącą istotę, poza czynami i psychiką człowieka, jako niemal metafizyczną istność. Buddyzm jest monistyczny, twierdzi iż dusza człowieka nie składa się z dwóch czynników, tj. „ātmana” oddzielnego od myśli i czuć, które właśnie stanowią duszę. Toteż tłumaczenie słowa „ātman” w tych buddyjskich kontekstach jako „dusza”, jest nie tylko nieścisłe, ale powodujące niezliczone nieporozumienia.

Nauka Buddhy nie jest bynajmniej pesymistyczna, ani też negatywna. Choć odmawia nieśmiertelności małej, ciasnej, egoistycznej osobowości, twierdzi że czyny, myśli i uczucia człowieka stwarzają skutki — kammę — które wyrażają się w jego charakterze w następnym wcieleniu. W istocie Buddha, jak sam to określił, „otwiera wrota do nieśmiertelności” przed ludzkością. Na pojęciu o nieuniknionych skutkach naszych czynów, myśli i uczuć opiera się cała, bardzo wysoka, etyka buddyzmu. Kto nie umie dojrzeć tej najważniejszej i radosnej, a nie pesymistycznej strony nauki Buddhy, ten nigdy nie zrozumie jak mogła ona wywrzeć, i dotąd wywierać, tak silny wpływ na miliony ludzi.

Książka niniejsza nie stawia sobie za cel wyświetlania historycznych zagadnień; nie jest ona również popularyzowaniem nauk Buddhy, ani poetyckim ich przedstawianiem. Jeśli dopomoże czytelnikowi do zrozumienia religii Buddhy, do zobaczenia piękna i wielkości jego postaci, to i to osiągnięcie nie będzie jeszcze głównym jej celem. Pisząc ją myślałem wciąż, iż chciałbym aby skłoniła ona czytelnika do zastanowienia się nad współczesnymi zagadnieniami religii w ogóle; a dając sylwetkę religijnego nauczyciela odległej przeszłości sądziłem iż może to coś wnieść i do aktualnych problemów teraźniejszych. czasowo raz stać się twórczym czynnikiem w kształtowaniu przyszłości.

Uderzało mnie niejednokrotnie w buddyzmie podobieństwo wielu nauk i twierdzeń do chrześcijaństwa, zwłaszcza w etyce. Max Muller, słynny indolog, pisał: „Gdy znajduję w buddyjskich księgach zupełnie te same nauki co w chrześcijaństwie, wcale mnie to nie przestrasza, odwrotnie, czuję się tym uradowany i zachwycony, bo wszak prawda nie staje się mniej prawdą, dlatego że większość ludzkości w nią wierzy”.

Są ludzie którzy sądzą że tylko w chrześcijaństwie jest prawda, że ludzkość nie mogła drogą ewolucji dojść do tych samych wzniosłych moralnych wskazań jakie głosi chrześcijaństwo; a przecie buddyzm przedstawia tę samą etykę na wiele wieków przed przyjściem Chrystusa; uczy życzliwości dla wszystkich, tak przyjaciół jak wrogów, oddawania dobrym za złe, dobroci dla wszystkich stworzeń, nie zabijania istot żywych, nie kłamania…

Buddha nie mówi o objawieniu, podaje nauki dające się sprawdzić, opiera je na prawdach doświadczalnych, a przecie w swej etycznej treści są one te same co w chrześcijaństwie.

Paul Carus

WSTĘP

Radujcie się, weselcie Dobrej Nowinie! Buddha najświętszy znalazł korzeń zła i pokazał nam drogę zbawienia.

Rozprasza on ułudę, niweczy lęk śmierci, pociechę przynosi znużonym i smutnym; pokój przywraca tym, którzy się uginają pod życia ciężarem, serca słabych odwagą napełnia.

Wy, których dławi męka, wy którzy walczycie i ciężkich doznajecie prób; wy którzy tęsknicie do życia w prawdzie, radujcie się Dobrej Nowinie.

Są leki dla zranionych i chleb dla głodnych; woda dla spragnionych, nadzieja dla rozpaczających; jest światło dla błądzących, a niewyczerpane błogosławieństwo dla sprawiedliwych.

Uzdrowione będą wasze rany, zaspokojony wasz głód, ukoi się wasze nużenie; ujrzycie światłość, uradujecie się radością wielką, wy, strapieni i smutni.

Albowiem światłość Prawdy rozprasza mrok grzechu i błędu. Radujcie się wy, którzy kochacie Prawdę, albowiem królestwo sprawiedliwości powstało na świecie; mrok niewiedzy znika, jasno widzimy dziś drogę. 

Buddha, nasz Pan, odsłonił nam Prawdę. Prawda, zwycięży mrok i zło, uleczy nas i zbawi.

Radujcie się, weselcie Dobrej Nowinie!

SAṂSĀRA I NIBBĀNA

Rozejrzyj się wkoło, obserwuj życie. Wszystko jest znikome i złudne; nic nie może trwać; narodziny i śmierć, wzrost i upadek, połączenia i rozstania.

Wspaniałość tego świata jest jak kwiat, rankiem rozkwita, a nad wieczorem więdnie i opada. Gdziekolwiek spojrzę wszędzie pośpiech i tłok, pogoń za zyskiem i za rozkoszą, ucieczka przed śmiercią i płomień pożerczy żądz. To saṃsāra.

Czyż nie istnieje nic na tym świecie stałego? Czy nie masz w całym kosmosie jednego punktu gdzieby się serce mogło ukoić i znaleźć ciszę ? Czy wieczne nie istnieje nigdzie?

Buddha najświętszy widział pustkę i próżność saṃsāry, i odkrył Prawdę wieczystą.

O wy, którzy tęsknicie do istotnego życia, wiedzcie że nieśmiertelność ukrywa się w przemijającym. Wy, którzy pragniecie szczęścia, wejdźcie w sprawiedliwe życie. Wy, którzy pożądacie bogactw, przyjmijcie skarby wieczyste. Albowiem Prawda jest skarbem a życie w Prawdzie jest szczęściem.

Prawda nie zna narodzin ni śmierci, początku ani końca. Czcijcie Prawdę! Prawda jest nieśmiertelną cząstką w człowieku. Prawda wyraża wieczne, przedstawia niewzruszone i nieskończoność objawia.

Wszystko co jest złożone rozpaść się musi; ale Prawda która rządzi, łączy i rozprasza, jako prawo przyrody, trwa zawsze. Ciała i kształty rozpadną się w proch, ale Prawda myśli która je ożywia nie zginie.

Naucz się odróżniać co do jaźni, a co do Prawdy należy. Jaźń jest ułudą, egoizm rodzi grzech, fałsz i zło, A Prawda ponad jaźnią trwa, powszechna jest i wszechogarniająca. Jaźń, to co się ludziom ich istotą wydaje, nie jest wiecznym i niezniszczalnym; więc od niej się odwróć i Prawdę znajdź.

Buddha znalazł wieczyste wśród przemijającego; ukazał nam Prawdę i sam Prawdą się stał. Bądźże godnym dla przyjęcia Jego nauki. Niech Prawda wypełni twą duszę.

Wyzwól się z samolubstwa, nie życz innym źle, stań się w sercu przejrzysty jak diament, co światło prawdy odbija, rzecz każdą taką jaką jest, tak i ty ją odbijaj bez zabarwień żądzą, bez skrzywień ułudy, bez załamań niespokojnych pragnień.

Szukaj ostoi w tym co jest niewzruszone we wszystkich zmiennościach istnienia, w Prawdzie którą nam oświecenie Buddhy wskazuje.

Niech Prawda wypełni twą duszę, a w końcu, u szczytu duchowego rozwoju i ty staniesz się Buddhą.

Tylko ten kto swą duszę z Prawdą zjednoczy osiągnie zbawienie; a kto wchodzi w Nibbānę szczęśliwość poznaje najwyższą i nieśmiertelność zdobywa.

Nie masz oświecenia póki istnieje „ja”, zgaśnięcie „ja” to zbawienie. Szczęśliwy jest ten, kto się z Prawdą zjednoczy na zawsze.

PRAWDA TO ZBAWIENIE JEDYNE

W zmienności rzeczy wszelkiej jest Prawda ukryta, tylko dzięki niej rzecz każda istnieje. Ona jedna trwa gdy wszystko się zmienia i znika.

Prawda chce się objawić, świadomą pragnie stać się i widzialną, i spojrzeć na siebie i samą siebie poznać.

Prawda jest ukryta w kamieniu, bowiem kamień tu oto leży, i żadna potęga świata, ni człowiek; ni bóg, ani demon nie może go pozbawić istnienia. Lecz świadomości nie ma w kamieniu.

Prawda jest obecna w roślinie; życie jej wzrasta, rozszerza się, kwiat stwarza i owoc i piękno przedziwne, ale świadomości jeszcze jej brak.

Prawda żyje w zwierzęciu; zwierzę się rusza, postrzega, rozróżnia i uczy się wybierać; już w nim istnieje świadomość, ale tylko siebie, nie Prawdy.

Ta siebie świadomość — to „ja”, ono Prawdę zakrywa, ono jest krzywym zwierciadłem w człowieku, złudzenia rodzi, majaki i błąd, w nim zarzewie grzechu się kryje; to „ja” rodzi samolubstwo, nienawiść, okrucieństwo i wszelkie zło. „Ja” to Māra - kusiciel, twórca złości i krzywdy.

To „ja” nas mami i łudzi, kusi rozkoszą, raje obiecuje, zasłonę rzuca na oczy. Lecz jego rozkosze to złuda, a raj to labirynt bez wejścia, a zwodnicze piękno tylko rozpala żar żądz.

Któż nas oswobodzi z kleszczy naszego „ja”? Kto z labiryntu wyprowadzi? Kto nam dostojeństwo życia i głębokiej przywróci radości?

Wielką jest nędza i męka saṃsāry, lecz większym ponad wszystko jest Prawdy szczęśliwość; tylko ona pokój niesie najgłębszy i Wyzwoleniem darzy.

Błogosławiony jest ten, kto Wyzwolenie osiągnął albowiem wzniósł się ponad nędze i walki, ponad narodziny i śmierć i ponad wszelkie zło.

Szczęśliw, albowiem staje się Prawdy żywym wcieleniem i słodyczą jest i miłością. Zwycięża, choć może rany otrzymywać; zna szczęście nawet w cierpieniu; silny jest zawsze choćby ramiona jego tłoczył ciężar ogromny. Umiera a przecie jest nieśmiertelny.

Szczęśliw jest ten, co wzniosłego poziomu Buddhy dosięgnął, bowiem zbawienie może innym wskazywać. Prawda na zawsze w nim zamieszkała. Dobądźmyż tedy Prawdę z naszych serc i podajmy ją całej ludzkości, jak to Buddha uczynił.

Błogosławiony po trzykroć jest Buddha, Prawdy objawiciel z Prawdą na wieki zjednoczony.

ROZDZIAŁ 1: KSIĄŻĘ SIDDHATTHA ZOSTAJE BUDDHĄ

NARODZINY BODHISATTY

Panował w Kapilavatthu król z rodu Sakyów; a był on silny i w dążeniu do swych celów wytrwały. Jako potomek rodu Okkāki (sanskr. Iksvāku) nazywał siebie „Gotama”; a imię jego było Suddhodana. Otaczał go powszechny szacunek i cześć.

Małżonka jego - Māyādevī - piękna była jako lilia wodna, a czysta jako kwiat lotosu. Była niebios królową żyjącą na ziemi, ale przez żadne ziemskie nie tkniętą pożądania, zaprawdę była niepokalaną.

Jej królewski małżonek głęboką czcią otaczał jej świętość i oto duch Prawdy zstąpił na nią.

Gdy poczuła iż godzina macierzyństwa się zbliża prosiła króla, by odesłał ją do rodziców; a Suddhodana, pełen troski o matkę i o dziecię którym go miała obdarzyć, przychylił się chętnie do jej prośby.

Aleć gdy po drodze znalazła się w ogrodzie Lumbinī godzina jej nadeszła; usłano jej łoże pod wysokim drzewem, i oto dziecię wyszło z jej łona jako słońce wschodzące jasne i doskonałe.

I światłość wszystkie zalała światy. Ślepcy odzyskali wzrok, bowiem chwałę Pana zapragnęli ujrzeć; a głuchoniemi przemówili, sławiąc szczęsne znaki co narodzenie Buddhy zwiastowały; ułomni ozdrowieli, bezwładni powstali, łańcuchy więźniów pękły, a ognie piekieł zagasły.

Ani jedna chmura nie zaciemniała błękitów, a mętne strumienie i rzeki stały się przejrzyste; niebiańska muzyka napełniła przestwory i pienia anielskie najwyższej radości.

A nie była to radość ich własnego szczęścia jeno radość dogłębna iż oto dopełnia się Prawo, że świat cały pogrążony w cierpieniu, ma teraz ulgę znaleźć i oswobodzenie.

Ucichł dzikich zwierząt ryk, a wszelkie okrutne stworzenie nagłą życzliwość w sobie poczuło. I pokój zapanował na ziemi. Jedynie Māra - Zły - nie zaznał radości, jeno rozpacz dotkliwą.

Nāgów królowie pełni gorącej chęci uczczenia najdoskonalszego Prawa - jako ongi byli czynili dawnym Buddhom oddając cześć - i teraz do stóp Bodhisatty śpieszą i kwiecie mandary hojnie Mu sypią, w radości głębokiej iż dane im jest to zbożne przynieść uwielbienie.

Król ojciec znaczenie tych wieszczych znaków rozważając, raz wielkiej doznawał radości, to znów dogłębnego smutku.

A królowa matka, wpatrując się w dziecię i nad wstrząsem jaki narodziny jego w świecie uczyniły cicho rozmyślając, w swym tkliwym kobiecym sercu mękę i niepokój czuła.

U łoża jej sędziwa stanęła niewiasta, błogosławieństwa niebios wzywając na dziecię.

A żył wówczas Asita, wielki ṛṣi, w leśnych przebywający pustelniach. Był on braminem dostojnym, nie tylko przez swą wiedzę i mądrość wsławionym, ale i przez umiejętność odczytywania wszelkich tajemniczych znaków; król wezwał go by książęce zobaczył dzieciątko.

A ów ṛṣi jasnowidz ujrzawszy dziecinę westchnął głęboko i otarł łzy. Gdy król dostrzegł te Asity łzy zatrwożył się wielce i spytał: ,,czemuż to widok mego syna taką boleść ci sprawia, Asito?”

Ale serce Asity radowało się radością wielką, a czując niepokój króla, z tymi zwrócił się doń słowy:

„Król - jako miesiąc gdy się pełnią rozświetli - winien wesela być pełen, albowiem cudownej szlachetności dał życie synowi.”

„Cześć mą nie ku Brahmie zwracam, a ku temu oto dzieciątku; i bogowie we wszystkich świątyniach ze swych wyniosłych powstaną tronów aby się jemu pokłonić w uwielbieniu zbożnym.”

„Oddal, o królu, wszelki lęk i zwątpienie. Niezwykłe znaki, co się przy jego urodzeniu zjawiły, wieszczą iż to dziecię całemu światu oswobodzenie przyniesie.”

„Wspomniawszy iżem jest stary, nie mogłem powstrzymać łez, albowiem koniec mój jest teraz bliski. Ale ten oto twój syn będzie rządzić światem. Zstąpił na ziemię dla dobra wszystkiego co żyje.”

„Jego wzniosła nauka będzie jako zbawczy stały ląd dla rozbitków. Potęga jego medytacji będzie jako głębia świeżych jeziornych wód; wszelkie stworzenie płomieniem żądz pożerane ochłodę w nich znajdzie i orzeźwienie.”

„Nad ogień chciwości wzniesie się on chmurą miłosierdzia swego, aby deszcz Prawa ugasił ten dziki ogień do cna.”

„Rozewrze on ciężkie wrota rozpaczy i oswobodzi istotę wszelką w sieć własnej niewiedzy i szaleństwa wplątaną.”

„Oto przyszedł władca Prawa by wyrwać z więzów wszystkich nędznych, bezbronnych, ubogich”.

Gdy usłyszeli królewscy rodzice słowa mędrca Asity, rozradowały się ich serca, a imię nowonarodzonemu dzieciątku dali — Siddhattha, czyli ten który zadania swego dopełnił.

A królowa rzecze swej siostrze imieniem Pajāpati: „Matka która pod sercem przyszłego Buddhę wynosiła nigdy drugiego nie urodzi dziecka. Wkrótce opuszczę ten świat, króla-małżonka i to dziecię moje - Siddhatthę. Bądźże mu ty matką gdy mnie nie stanie.”

A Pajāpati, cała we łzach, przyrzekła to swej siostrze.

Gdy królowa odeszła ze świata żyjących, Pajāpati jak matka zajęła się chłopięciem.

I jako światło miesiąca powoli się wzmaga, tak dziecię królewskie z dniem każdym duszą i ciałem wzrastało, a Prawda i Miłość przebywały w jego sercu.

WIĘZY ŻYCIA

Gdy Siddhattha dorósł król-ojciec zapragnął go ożenić i rozesłał posły na wszystkie spokrewnione dwory prosząc by ich księżniczki przybyły do jego stolicy, aby Siddhattha mógł wybrać z nich jedną za żonę.

Aleć krewniacy taką posłali królowi odpowiedź: ,,Syn twój, o królu, nazbyt jest młody i delikatny, nie posiadł też żadnej z nauk. Naszej córki nie zdoła na należytym utrzymać poziomie, a w razie wojny nie da rady wrogom”.

Siddhattha nie znał pychy ani samochwalstwa; był z natury skupiony i myślący. Lubiał siadywać w ojcowskim ogrodzie, pod rozłożystym drzewem Jambu [czyt. dźambu], obserwować życie i głębokim oddawać się rozmyślaniom.

Teraz zwrócił się do ojca mówiąc: „Zaproś ojcze wszystkich twoich krewniaków, niech mnie poznają i wypróbują mą siłę”. I król uczynił wedle syna słów.

A gdy się wszyscy królewscy zjechali krewniacy i zebrał się cały lud grodu Kapilavatthu, by wypróbować dzielność i uczoność księcia, ten dojrzałym okazał się mężem, biegłym we wszystkich, fizycznych i umysłowych ćwiczeniach; wśród młodzianów i mężów całej Indii nie miał godnego siebie rywala, żaden mu nie dorównał w tym fizycznym i umysłowym turnieju.

Odpowiadał z łatwością na wszystkie mędrców pytania, ale gdy on im swoje zadawał, milkli nawet najuczeńsi.

Tedy wybrał Siddhattha księżniczkę Yasodharę, swą krewną, nadobną a słodką córę króla państwa Koliów i pojął ją za żonę. 

Urodził się im niebawem syn, którego nazwali Rāhula; a król Suddhodana w radości iż synowi dziedzic tronu się zrodził, rzecze do siebie:

,,Mój książę tak będzie kochał syna jak ja jego kocham. Będzie to silną więzią, co serce Siddhatthy do wszelkich spraw tego świata przywiąże, więc królestwo Sakyów pod panowaniem mego rodu zostanie. ”

A książę Siddhattha, bez jednej myśli o sobie, w imieniu syna i całego ludu wiernie swe religijne pełnił obowiązki, w wodach świętej Gangi kąpał co dzień ciało, a w wodach Prawa - duszę. I jako ojciec chce pokój i radość zapewnić swym dzieciom, tak on pragnął pokojem obdarzyć cały świat.

TRZY NAJWIĘKSZE NIESZCZĘŚCIA

Pałac jaki król przeznaczył dla syna jaśniał blaskiem największego przepychu jakie mogły dać Indie, albowiem ojciec zadowolenia książęcego pragnął i szczęścia.

Nic z tego co smutne, bolesne i nędzne nie miało tutaj dostępu, nawet wiedzę o istnieniu cierpienia oddalano od księcia; nie wiedział też zgoła, że zło się pleni na świecie.

Ale jako słoń na uwięzi tęskni za swobodą dzikiej dżungli, tak książę pragnął ujrzeć świat poza bramami zamku i zwrócił się z tą prośbą do ojca.

Suddhodana przystał i rozkazał, by rydwan klejnotami cennymi zdobiony, w cztery wspaniałe zaprzężony rumaki był zawsze w pogotowiu na żądanie księcia; a drogi którymi miał przejeżdżać rozkazał przystrajać bogato.

Domy całego grodu zdobiono w chorągwie, kilimy, dywany; a mieszkańcy wybiegali tłumnie i w dwa ustawiali się szeregi by spojrzeć na następcę swego króla. I tak Siddhattha jechał wesoło, z Channą swoim woźnicą, przez udekorowane ulice grodu, dalej, aż w pola gdzie szemrały strumyki, a odświeżający cień rzucały drzewa.

Tam, na tej drodze spotkali raz starca. Książę ujrzawszy pochylone barki, pomarszczone oblicze, zapadłe i smutne oczy, zdumiał się i spytał swego woźnicy: „Powiedz mi, Channo, kto to jest? Włos biały, wzrok mętny, ciało zwiędłe; ten człowiek ledwie na nogach się trzyma kijem się podpierając”.

Wierny woźnica Channa zakłopotany nie śmie księciu całej prawdy wyjawić, rzecze tylko: ,,To zwykłe starości oznaki. Ten człowiek był ongi dzieckiem, po tym urodziwym, wesołym młodzieńcem i mężem w sile wieku, lecz z biegiem lat utracił swą młodość i urodę, żywotność i siłę”.

Słowa Channy głębokie wywarły na księciu wrażenie, aż westchnął ciężko nad nędzą podeszłego wieku. I pomyślał: „Jakże to ludzie mogą weselić się i cieszyć, gdy wiedzą, że ich wkrótce czeka uwiąd i nędza starości?”

A oto nieco dalej ujrzeli na drodze człowieka ciężką dotkniętego chorobą; oddech łapał z trudem, ciało miał zniekształcone i ułomne, raz po raz konwulsyjny wstrząsał nim dreszcz, bolesny jęk dobywając z piersi.

I znów pyta książę swego woźnicy „A cóż to za człowiek?” Ten odpowiada: ,,Chorobą ciężką trapiony. Cztery elementy jego ciała są w dysharmonii, popsuła się ich równowaga, więc oto jest chory. Każdy z nas w taki stan może popaść; bogaty i biedny, ciemny i oświecony; każdą istotę, która posiada ciało nieszczęście takie może spotkać”.

Siddhatthę jeszcze głębiej porusza ta odpowiedź Wszystkie rozkosze tego świata puste mu się teraz zdają, ze wstrętem o nich myśli.

Woźnica przynagla rumaka, by ujść prędzej od tego smutnego widoku; gdy nagle musi zatrzymać swój pojazd, bo oto czterech ludzi przechodzi drogą niosąc ciało umarłego. Wzdrygnął się książę na widok tego kształtu bez życia i znów zwrócił się do woźnicy: ,,Co oni niosą? Co to na ich noszach leży? Wieńce kwiatów na nich widzę, ale ludzie co w orszaku idą zdają się być bólem zgnębieni”.

A Channa odpowie: ,,Jest to ciało umarłego człowieka, sztywne i nieruchome; życie zeń uszło, a myśl się zatrzymała; rodzina i grono przyjaciół, którzy go kochali niosą teraz to ciało do grobu”.

Groza i przerażenie ogarnęło księcia. „Czy ten człowiek jest jedynym umarłym, czy też jest takich wielu na świecie?”

Z ciężkim sercem odpowie woźnica; „Wszędzie na świecie to samo się dzieje. Każdy kto życie tu rozpoczyna musi je i skończyć. Nikt śmierci nie może uniknąć”.

A książę urywanym, drżącym ze wzruszenia głosem woła: „O człowieku! W jakże strasznej żyjesz ułudzie! Twe ciało nieuchronnie w proch się wkrótce obróci, a ty, niebaczny, płoche i lekkomyślne wiedziesz życie”.

Channa widząc jakim wstrząsem były dla księcia te smutne widoki, wóz ku miastu czym prędzej zawraca.

A gdy przejeżdżali koło domów dostojników, młodziutka księżniczka - siostrzenica króla -imieniem Kisā Gotami, widząc Siddhatthę w pełni męskiej urody zadumanego głęboko, te oto skierowała doń słowa: „Szczęsny jest rodzic który ci dał życie, szczęsna matka która cię karmiła, szczęśliwą zaprawdę jest żona, która tak świetnego męża małżonkiem swoim nazywa”.

A książę usłyszawszy to pozdrowienie rzekł: „Szczęśliwi są tylko ci, którzy Wyzwolenie zdobyli. Pokoju duszy pragnę, znaleźć chcę nieprzemijającą szczęśliwość Nibbāny”.

I podał jej w podzięce za naukę zawartą w jej słowach, swój naszyjnik pereł bezcennych; po czym zawrócił ku pałacowi.

Patrzył teraz ze wzgardą na jego zbytki i skarby. Yasodharā witając go prosiła by jej przyczynę swego smutku wyjawił, a on rzekł: „Zmienne jest wszystko pod słońcem, więc mi ciężko na sercu. Człowiek starzeje się, choruje, umiera. Czyż tego nie dość, by odebrać życiu wszelki czar?”

Król-ojciec gdy wieść go doszła, że się książę od wszystkich odwrócił rozkoszy, zasmucił się smutkiem głębokim, który jak miecz przeszył jego serce.

BODHISATTY WIELKIE WYRZECZENIE

Noc była późna. Siddhattha nie znajdował spokoju na swym miękkim posłaniu. Wstał i wyszedł w sad.

Niepokój nim szarpał. „Cały świat jest pogrążony w niewiedzy i mroku, a nie masz na ziemi nikogo kto by wiedział jak tej nędzy istnienia położyć kres,” wyszeptał w męce.

Usiadł pod wielkim drzewem Jambu i pogrążył się w myślach nad życiem i śmiercią i nędzą zniszczenia. Myśl jego, w jedno zestrzelona ognisko, wzniosła się ponad wszelki zamęt; rozwiały się najdrobniejsze pragnienia i doskonały pokój zstąpił w jego serce.

I w tym stanie cichej ekstazy roztoczyła się przed wzrokiem jego duszy cała nędza i męka tej ziemi; widział cierpienie idące w ślad za rozkoszą, a cień nieuniknionej śmierci nad każdą istotą. I ślepotę człowieka. Tak, ślepy jest, nie zbudzony ku Prawdzie. I ogarnęło go bezgraniczne współczucie.

Gdy tak rozmyślał nad istotą cierpienia i zła, ujrzał nagle swym wewnętrznym wzrokiem postać wyniosłą, stojącą pod drzewem, majestatu pełną, spokoju, dostojeństwa. „Kim jesteś, skąd przychodzisz ?” spytał Siddhattha.

A odpowiedź brzmiała: „Jestem śrāmaṇą. Niepokoiła mnie myśl o starości, chorobie, śmierci, więc opuściłem dom by szukać drogi zbawienia. Niszczeje wszystko; tylko prawda zawsze, nieodmiennie trwa. Wszystko się zmienia, przemija, uchodzi; stałość nie istnieje nigdzie; a jednak słowa Buddhów są niewzruszone. Pragnę szczęścia, które nie przemija, skarbu, który nie wietrzeje nigdy, życia, które nie zna początku ni końca; odrzuciłem więc wszystkie świeckie, powierzchowne myśli, usunąłem się w zaciszną dolinę, by żyć w samotności; żebrzę o pożywienie i oddaję się jedynemu celowi, który jest wart osiągnięcia”.

Siddhattha pyta; „Czyż w tym świecie tarć i rozterek można znaleźć spokój? Uderza mnie dziś pustka wszelkich rozkoszy, a żądze wzbudzają we mnie wstręt. Wszystko mnie gnębi i tłoczy; samo istnienie zdaje się być ciężarem nie do uniesienia”.

A śrāmaṇa mówi: „Gdzie jest żar tam i możliwość zimna istnieje; istoty które podlegają cierpieniu, posiadają też zdolność odczuwania radości; pochodzenie zła wskazuje, że dobro może się powiększać. Albowiem są one współzależne. Tam gdzie jest wiele bólu, tam będzie i wiele radości, jeśli tylko oczy twe zechcesz na nią otworzyć. Jak człowiek który wpadł w stos brudnych śmieci, ma się co prędzej porwać i pobiec do pobliskiego jeziora o wodach przejrzystych, tak i ty zdążaj do wielkiego jeziora nieśmiertelnych wód Nibbāny, które niweczą wszelkie grzechu plugastwo. Jeśli człowiek tych wód błogosławionych nie szuka, nie jest to na pewno winą jeziora; podobnie jeśli istnieje Ścieżka święta, grzesznego człowieka ku zbawieniu Nibbāny wiodąca, a on nie chce na nią wstąpić, nie jest to Ścieżki, a tego człowieka winą. A jeśli ktoś gnębiony chorobą, nie zwraca się do lekarza który go może uleczyć, a jest tuż pod ręką, jest to odpowiedzialnością chorego, a nie lekarza. Podobnie gdy człowiek dotknięty chorobą złoczynów, nie szuka duchowego przewodnictwa światłości, nie jest to winą niweczącego grzech przewodnika”.

Pilnie słuchał Siddhattha tych wzniosłych słów i rzekł: „Dobrą przynosisz mi wieść; teraz wiem, że osiągnę mój cel. Ojciec mi radzi cieszyć się życiem, podejmować światowe obowiązki, które mnie i mojemu domowi chwałę przyniosą. Mówi iż jestem za młody, że krew ma jeszcze zbyt gorąca, abym mógł ascetycznie religijne prowadzić życie”.

A postać dostojna potrząsnęła głową zaprzeczając: „Powinieneś wiedzieć, że aby wejść w prawdziwą religię czas nigdy nie może być nieodpowiedni”.

Błysk radości przeszył serce Siddhatthy, i rzekł: „Właśnie teraz nadeszła pora by szukać istotnej religii; teraz jest czas by zerwać wszystkie związki jakie mogą mi w osiągnięciu doskonałego oświecenia przeszkadzać; teraz czas, by iść w puszczę i wiodąc życie żebracze znaleźć drogę wyzwolenia”.

A ów nadludzki wysłannik zdawał się słuchać tego postanowienia Siddhatthy z radością.

„Tak, teraz zaprawdę czas by wejść w prawdziwą religię. Idź więc Siddhattho i osiągnij twój cel, albowiem jesteś Bodhisattą, przyszłym Buddhą wybrańcem; przeznaczeniem twym - nieść światło całemu światu. „Tyś jest Tathāgatą - Doskonałym; ty wszystką sprawiedliwość wypełnisz i staniesz się „Władcą Dharmy” (dhammarāja), wyrazicielem Prawdy. Tyś jest Bhagava - Błogosławiony, bowiem powołaniem twym jest zostać zbawcą, niosącym światu wyzwolenie. „Osiągnij więc doskonałość Prawdy. Choćby piorun miał w ciebie uderzyć, nie poddaj się nigdy powabom, które mamią i sprowadzają człowieka z drogi Prawdy. Jak słońce, zawsze o każdej porze roku swego trzyma się biegu, nigdy zeń nie zbaczając, tak i ty od drogi sprawiedliwości nigdy się nie odchylaj, a zostaniesz Buddhą.

„Wytrwaj w swym poszukiwaniu, a znajdziesz Prawdę. Podążaj do celu niezłomnie, a zdobędziesz nagrodę, walcz mężnie, a zwyciężysz. Błogosławieństwo wszystkich bogów i świętych, i tych którzy szukają światła jest z tobą, a mądrość nadludzka kieruje twymi kroki. Będziesz Buddhą, mistrzem naszym i błogosławionym; światło przyniesiesz światu i uratujesz ludzkość od zatracenia”.

Po tych słowach postać zniknęła; a duszę Siddhatthy przeniknął spokój. I rzekł do siebie:

„Oto zbudziłem się ku Prawdzie; muszę osiągnąć mój cel. Zerwę wszystkie związki jakie mnie łączą z tym światem, i dom porzucę; by szukać drogi zbawienia.

„Słowa Buddhów nie zawodzą nigdy, mowa ich nie może nigdy od Prawdy się odchylić.

„Albowiem jak upadek rzuconego w powietrze kamienia; jak śmierć każdej żywej istoty; jak słońca wschód co po jutrzence musi nastąpić, a narodziny dziecka gdy koniec ciąży nadchodzi, wszystkie pewne są i niezawodne, tak słowa Buddhów nieodmienne są i zawieść nie mogą nigdy.

„Zaprawdę Buddhą zostanę”.

I książę powrócił do pałacu. Wszedł do sypialni żony, by raz ostatni spojrzeć na te, ponad wszystkie skarby ziemi droższe mu istoty. Stał wpatrując się w ich lica i zapragnął gorąco wziąć raz jeszcze synka w ramiona i przytulić go pożegnalnym uściskiem, Ale dziecko spało w objęciach matki, nie można go było poruszyć nie budząc obojga.

I Siddhattha stał tak, wpatrzony w piękne rysy swej żony, w najdroższego syna, a ból przepełnił jego serce. Męka rozstania owładnęła całą jego istotę. I choć postanowienie było niewzruszone, i nic - dobre czy złe - nie mogłoby go zachwiać, przecie łzy popłynęły gorące. Nie wstrzymywał ich; w istocie żadna moc nie zdołałaby zatrzymać ich serdecznego strumienia.

Ale się ocknął i mężnie oderwał od najdroższego widoku, opanowując uczucie, lecz nie gasząc jego pamięci. Wybiegł, dosiadł swego wierzchowca - Kaṇṭhaka - a widząc wrota pałacu otwarte, wyjechał w cichą noc; za nim jego wierny Channa.

Tak oto książę Siddhattha wyrzekł się wszelkich rozkoszy, porzucił królestwo, zerwał ziemskie związki i stał się bezdomnym wędrowcem.

Ciemność wisiała nad ziemią; ale gwiazdy na niebie świeciły jasno.

KRÓL BIMBISĀRA

Siddhattha obciął swe długie, faliste włosy, a szatę królewską na zgrzebną, o barwie ziemi, zamienił. Channę, wiernego woźnicę, wraz ze swym szlachetnym rumakiem Kaṇṭhaką, do domu odesłał, by królowi zaniósł wieść że książę ostatecznie porzucił ten świat. I Bodhisatta ruszył przed siebie szerokim gościńcem z miską żebraczą w dłoni.

Ale uboga szata nie mogła ukryć jego dostojeństwa. Prosta postawa, pełen godności chód zdradzały królewskie pochodzenie; a oczy jaśniały gorącym ukochaniem Prawdy. Nowa moc zmieniała urodę jego młodości w świętość, co zdawała się aureolą otaczać jego głowę.

Wszystkich którzy go spotykali uderzała niezwykłość jego postaci. Nawet ludzie, którym było gdzieś spieszno, wstrzymywali kroki aby się obejrzeć; a nie było ani jednego przechodnia, który by go ze czcią nie pozdrowił.

Gdy zawędrował do grodu Rājagaha, szedł od domu do domu, czekając cicho aż mu coś do żebraczej włożą miseczki. A gdziekolwiek się zbliżył ludzie mu dawali wszystko co mieli, skłaniając się przed Błogosławionym w pokorze i czci, pełni wdzięczności, że zechciał przy ich domu przystanąć.

Starzy i młodzi ze wzruszeniem mówili: ,,Jakiż to dostojny muni (sanskr. saṃnyāsin). Samo jego zbliżenie szczęście przynosi, jakaż to dla nas radość ogromna!”

A król Bimbisāra dowiedziawszy się o przyczynie wielkiego w mieście poruszenia, posłał jednego z dworzan aby się przyjrzał temu dziwnemu gościowi.

Gdy usłyszał że saṃnyāsin musi z rodu Sakyów i z dostojnej pochodzić rodziny, że oddalił się w tej chwili do gaju nad brzegiem rzeki, aby tam spożyć ze swej miseczki żebraczej skromny posiłek, król wzruszył się w swym sercu i przywdziawszy swe królewskie szaty i złotą koronę, ruszył w otoczeniu sędziwych a rozumnych radców nad rzekę do lasu, na spotkanie tajemniczego wędrowca.

Zastał saṃnyāsina z rodu Sakyów siedzącego pod drzewem; a widząc spokój ogromny na jego obliczu, a harmonię i łagodność w każdym ruchu, król Bimbisāra pozdrowił go ze czcią i rzekł:

„O śrāmaṇo, twe dłonie są stworzone by dzierżyć mocarstwowe rządy, a nie miseczkę żebraczą. Jakże mi żal twej młodości! Gdybym nie przypuszczał iżeś jest z królewskiego rodu, prosiłbym cię abyś do mnie przystał i wziął udział w rządach mego kraju dzieląc moją królewską władzę. Czyż chęć władzy nie jest właściwa szlachetnie urodzonym? Bogactwem nie należy również pogardzać. Wzbogacić się a oddalić od religii, nie jest prawdziwą korzyścią; ale ten, kto posiada władzę, bogactwo i religię, używając każdej z nich odpowiednio i rozumnie, jest zaiste wielki”.

A Sakyamuni podniósł oczy i odpowiedział:

„Znany jesteś, o królu, jako władca szeroki i religijny, a słowa twoje tchną mądrością i rozwagą. O człowieku pełnym dobroci, a umiejącym odpowiednio używać swego bogactwa, mówi się słusznie iż wielki posiada skarb; a skąpiec który tylko dla siebie dobra gromadzi, w istocie nic nie zyskuje.

„Miłosierdzie przynosi zawsze wielką nagrodę, jest ono ze wszystkich skarbów największym, bo choć rozdaje hojnie, nie żałuje nigdy.”

„Zerwałem wszelkie więzy, bowiem pragnę wyzwolenia. Jakżebym więc mógł wrócić do tego świata z powrotem? Ten kto szuka istotnej religii i Prawdy - która jest skarbem najwyższym -musi odrzucić wszystko, co by go mogło zajmować, lub uwagę jego odciągać od tego jednego, jedynego celu. Powinien wyzbyć się chciwości i żądzy, a także chęci władzy.”

„Folgowanie, choćby odrobinę, żądzy, sprawia iż ona jak dziecko, wciąż rośnie. A sprawowanie władzy ściąga tysiączne ciężary i troski.”

„Lepszym ponad rządzenie całą ziemią, lepszym nad przebywanie w niebie, lepszym aniżeli władza nad wszystkimi światy - jest owoc świętości.”

„Bodhisatta poznał ułudę bogactw i władzy; nie weźmie już trucizny za pożywienie.”

„Czyż ryba która się poznała na zdradliwej przynęcie; zapragnąć może haczyka; a uwięziony ptak umiłować swą klatkę?”

„Czy królik wyrwany z paszczy węża zachce w nią powrócić i być pożarty? A człowiek który spalił rękę pochodnią i rzucił ją na ziemię, zechce ją ponownie wziąć w dłonie? A ślepiec który nagle odzyskał wzrok, zechciałby go na nowo utracić?”

„Człowiek w gorączce szuka chłodzącego leku. Czyż można mu doradzać ten, który gorączkę wzmaga? A czy można ogień zagasić rzucając weń nowe paliwo?”

„Proszę was, królu, nie żałujcie mnie. Skierujcie raczej wasze współczucie ku tym, których tłoczy brzemię obowiązków królewskich i niepokojów, które towarzyszą bogactwu; używają go ludzie z drżeniem lęku, pod nieustającą groźbą utraty dóbr, do których namiętnie przylgnęli sercem; a przecie gdy umrą nie wezmą ze sobą złota, ani królewskich diademów; czymże się różni umarły król od umarłego żebraka?”

„Nie pragnę zwykłych korzyści; więc odrzuciłem królewską koronę, nad którą więcej sobie cenię wolność od wszelkich więzów i ciężarów życia.”

„Nie staraj się więc, o królu, wciągać mnie w nowe obowiązki i więzy, a oddalać od dopełnienia dzieła, któremu się chcę poświęcić.”

„Z żalem muszę cię, królu, pożegnać. Idę do mędrców, którzy mogą mnie nauczyć prawdziwej religii i pomóc znaleźć drogę, na której nie ma zła.”

„Niech kraj twój cieszy się pokojem i dobrobytem, a mądrość niech przyświeca twoim rządom, jako światło południowego słońca; oby twa królewska władza była silna, a sprawiedliwość stała się berłem w twej dłoni”.

Król, składając we czci ręce, skłonił się przed Sakyamunim i rzekł: „Obyś osiągnął to, do czego dążysz, a gdy osiągniesz, wrócił tutaj i przyjął mnie wówczas za swego ucznia”.

I Bodhisatta rozstał się z królem w życzliwości serdecznej, obiecując w swym sercu spełnić jego prośbę.

POSZUKIWANIA SIDDHATTHY

Āḷāra i Uddaka słynęli wśród braminów jako najprzedniejsi nauczyciele, nikt w owych czasach w uczoności i filozoficznej wiedzy nie mógł im dorównać.

Do nich udał się Siddhattha by u ich nóg słuchać nauk o ātmanie - który jest właściwą jaźnią człowieka i sprawcą wszystkich jego czynów. Poznał również ich teorie o reinkarnacji i prawie kammy; jak to dusze ludzi przewrotnych i grzesznych muszą cierpieć, powracając na ziemię wśród najniższych, najnędzniejszych kast, a nawet zwierząt, lub przebywając w piekle; natomiast ci, którzy oczyszczają swą naturę przez ofiary, obiaty i umartwienia, wcielają się jako bramini, królowie, a nawet devy, by wznosić się na coraz wyższe i wyższe szczeble, na wielkiej drabinie życia. Uczył się zaklęć, mantr i ofiar, oraz różnych metod, które im pomagały odrywać się od nędzy fizycznego istnienia w stanach wewnętrznej ekstazy.

Ṛṣi Āḷāra nauczał: „Cóż jest tą jaźnią, która obserwuje i poznaje działania pięciu ‘podstaw’ umysłu, tj. dotyku, węchu, smaku, wzroku i słuchu? Co jest czynne w dwóch rodzajach ruchu naszych rąk i nóg? Całe zagadnienie duszy przedstawia się w wyrażeniach: ‘ja mówię’, ‘ja postrzegam i poznaję’, ‘ja przychodzę, ja odchodzę’, albo ‘ja pozostanę tutaj’. Dusza nie jest twym ciałem, nie jest twym okiem ani uchem, nosem ani językiem, nie jest też na pewno twoim umysłem. To ‘jaźń’ jest tym, który w twym ciele odczuwa wszelkie kontakty i bodźce. To jaźń czuje zapachy przy pomocy nosa, a smak poprzez język, widzi przez oczy, słyszy przez uszy; to ona jest myślicielem właściwym, który myśli poprzez umysł. To ona -świadomość - porusza twe ręce i nogi. Ona jest duszą. Powątpiewanie o jej istnieniu jest a-religijne, tj. sprzeciwia się religii; bez poznania tej prawdy nie możesz wejść na drogę zbawienia. Głębokie dociekania i spekulacje wciągają umysł z łatwością, ale też sprowadzają zamęt i wiodą do niewiary. Tylko oczyszczenie całej naszej natury jest drogą do oswobodzenia. Osiągniesz prawdziwe wyzwolenie jeśli oddalisz się zupełnie od ciżby ludzkiej i pójdziesz w ciszę pustelniczego życia, żywiąc się tylko tym, co ci ludzie jako jałmużnę w darze przyniosą. Gdy wyzbędziesz się wszelkich pożądań i jasno zdasz sobie sprawę, że materia jest ułudą, tj. że nie ma rzeczywistego bytu; osiągniesz wówczas doskonałą ciszę i pustkę, i w niej poznasz stan ponadmaterialnego istnienia. Jak źdźbło trawy ‘munja’ uwolnione ze swej rogowatej powłoki; jak dziki ptak wyrywający się z klatki, tak twoje ‘ja’ oswobadzając się od wszelkich ograniczeń znajdzie wolność doskonałą. I to jest wyzwoleniem prawdziwym; ale mogą je poznać tylko ci, którzy mają wiarę”.

Bodhisatty nie zadowalały te wszystkie nauki. Odpowiadał: „Ludzie znajdują się w więzach, albowiem nie usunęli jeszcze samego pojęcia ‘ja’”.

„Tylko w naszej myśli, w pojęciach, przedmiot jest odmienny od swoich cech; w istocie tak nie jest. Gorąco jest różne od ognia tylko w naszym wyobrażeniu, w istocie nie można oddzielić gorąca od ognia. Mówicie, że można oddalić wszystkie cechy i właściwości, a rzecz sama w sobie zostanie; ale jeśli przemyślicie tę teorię do końca przekonacie się, że tak nie jest.”

„Czyż człowiek nie jest organizmem wieloskładnikowym? Czyż nie jesteśmy zbiorem rozlicznych ’khandh’ jak to nasi mędrcy nazywają?”

„Człowiek składa się z fizycznego ciała, z wrażeń i uczuć, z myśli i skłonności i wreszcie z rozumienia. To, co nazywamy sobą, gdy mówimy: ‘Ja jestem’, nie jest odrębną od owych khandh istotą; stwarza się przez współzależność, przez wzajemne oddziaływanie khandh. Istnieje umysł, istnieją wrażenia i myśli i czucia, istnieje też prawda; a cała psychika staje się prawdą, gdy działa słusznie i sprawiedliwie, tj. zgodnie z Dhammą.”

„Ale nie istnieje odrębne - oddzielne od myśli człowieka -’ja’, które by można nazwać duszą. Kto sądzi że owo ‘ja’ jest całkowicie odrębną istnością, nie ma ścisłych i prawdzie odpowiadających pojęć. Samo poszukiwanie duszy - ātmana - jest błędem; już ten pierwszy krok jest niesłuszny i prowadzi w mylnym kierunku.”

„Ileż to zamętu i pomieszania pojęć powstaje z tego zainteresowania sobą, z naszej samochwalczej próżności gdy myślimy o sobie : ‘ja jestem dzielny, mądry, dobry’ albo : ‘ja spełniłem ten wielki czyn’. To pojęcie ‘ja’ staje pomiędzy naszym rozumem a prawdą; usuńmy je, a zobaczymy rzecz każdą taką, jaką ona jest w istocie. Kto potrafi patrzeć i myśleć ściśle, pozbędzie się niewiedzy i zdobędzie mądrość. Pojęcia: ‘ja jestem’, ‘ja będę’, albo też ‘ja nie będę’, nie pojawiają się wcale u człowieka o prawdziwie jasnej i ścisłej myśli.”

„A poza tym, jeśli nasze ‘ja’ pozostaje i trwa, jakże możecie osiągnąć prawdziwe wyzwolenie? Jeśli ‘jaźń’ musi ponownie się wcielać w którymś z trzech światów, czy to na ziemi, czy w piekle, lub nawet w niebie, - wciąż od nowa, nieodwołalnie i nieuniknienie będzie nas spotykać ten sam byt. I wciąż będziemy wplątani w egoizm i grzech.”

„Wszelkie połączenia podlegają i rozłączeniu, i nie możemy ujść od narodzin, chorób, starości i śmierci. Czy mówicie o ostatecznym wyzwoleniu?”

A mędrzec Uddaka mówi: „Wszak widzisz wszędzie wokoło skutki działania prawa kammy. Cóż jest przyczyną, że ludzie tak się różnią charakterem, stanowiskiem, zdolnościami, posiadaniem, a wreszcie losem czy przeznaczeniem? Jest to sprawą ich kammy, a kamma obejmuje zasługi i przewiny. Reinkarnowanie się duszy zależy od jej kammy, bowiem dziedziczymy po naszych poprzednich wcieleniach smutne skutki naszych złych a dobroczynne naszych dobrych czynów. Gdyby tak nie było jakżebyśmy mogli się zmieniać?”

Tathāgata rozmyślał głęboko nad tymi wielkimi zagadnieniami - reinkarnacji i kammy - i poznał prawdę w nich ukrytą.

„Istnienie prawa kammy jest niezaprzeczalne”, odpowiedział mędrcom, „ale dla waszej teorii jaźni nie widzę podstawy.

„Życie człowieka, jak wszystko w przyrodzie, podlega prawu przyczyny i skutku. Teraźniejszość zbiera plon przeszłości, a to, co nastąpi będzie skutkiem tego, co jest obecnie. Ale nie widzę żadnego dowodu istnienia niezmiennej jaźni, istności która wciąż trwa ta sama, i przechodzi z jednego ciała w drugie.”

„Czyż nie jest ta moja indywidualność skupieniem tak materialnych, jak psychicznych czynników?”

„Czyż nie składa się z różnych cech i właściwości, które powstawały stopniowo w powolnej ewolucji? Owe pięć ‘podstaw’ zmysłowego postrzegania zostały rozwinięte w ludzkim organizmie i przekazane nam przez naszych przodków, którzy ich używali. A pojęcia które stanowią zawartość naszej umysłowości pochodzą częściowo od innych ludzi, w których myśli zostały zrodzone, a częściowo wytworzyły się z połączeń różnych idei w naszym własnym umyśle. Ci którzy używali tych samych organów zmysłowych i żywili te same pojęcia, zanim moja dzisiejsza osobowość została stworzona, są to moje uprzednie istnienia, one są moimi przodkami, jak moje wczorajsze ‘ja’ jest ojcem dzisiejszego, a kamma moich przeszłych czynów wyraża się w ograniczających warunkach i losie mojego obecnego życia.”

„Gdyby to, co nazywacie ‘ātmanem’, używało działania zmysłów, tedy musiałoby widzieć jaśniej i szerzej, jeśliby owe ‘okna’ wzroku, tj., oczy, były usunięte, gdyż mogłoby przez ów większy niejako otwór postrzegać otaczające przedmioty dokładniej aniżeli przed tym. Musiałoby słyszeć lepiej, wyraźniej wszelkie dźwięki, gdyby uszy zostały ucięte, a odczuwać zapachy żywiej i subtelniej, gdyby nos został mu odebrany; poznawać smaki lepiej gdyby usunięto język, a odczuwać wszelkie bodźce o wiele silniej po zniszczeniu fizycznego ciała.”

„Obserwuję wszędzie przekazywanie oraz trwałość tego, co nazywamy charakterem; widzę jasno iż prawo kammy jest prawdziwe, ale nie dostrzegam nigdzie ‘ātmana’, o którym mówicie iż jest działającym i wypełnia wszelkie czyny. Ów ‘ātman’, o którym mówicie iż jest działającym, to ‘ja’, to ‘ego’, które mówi: ‘ja jestem’ i ‘ja chcę’ - jest złudzeniem. Gdyby owo ‘ja’ było rzeczywistością, jakże by mogło zaistnieć wyzwolenie się z egoizmu? Potworność piekła nigdy by się nie kończyła, a oswobodzenie się nie byłoby możliwe. Zło i cierpienia życia nie byłyby owocem naszej niewiedzy i grzechu, a stanowiłyby nieodłączną część naszej istoty.”

Bodhisatta zwrócił się także do kapłanów sprawujących obrzędy w świątyniach. Ale jego głęboko czujące serce było zranione widokiem bezcelowego okrucieństwa w składaniu ofiar na ołtarzach bogów. I rzekł:

„Tylko ciemnota może skłaniać tych ludzi do wielkich biesiad i odświętnych zgromadzeń ofiarnych, kosztem życia biednych stworzeń. O ileż lepiej czcić prawdę aniżeli chcieć przebłagać bogów krwawą ofiarą.”

„Czyż miłość może przebywać w sercach ludzi, którym się zdaje, że niszczenie życia zwierząt może służyć jako zadośćuczynienie za ich własne niegodziwe postępki? Czyż nowa niegodziwość może niweczyć skutki dawnej? A mordowanie niewinnych stworzeń na ofiarę jest w stanie zniszczyć skutki grzechów ludzkości? Jest to wyznawanie religii przez postępowanie zaprzeczające moralnemu prawu.”

„Przestańcie zabijać, a oczyśćcie serca wasze, to dopiero będzie prawdziwą religią.”

„Rytuały nie mają znaczenia, zaklęcia i mantry nie posiadają zbawczej potęgi, a modlitwy mogą być próżnym powtarzaniem słów. Ale wyzbyć się chciwości i żądzy, uwolnić się od złych namiętności, odrzucić wszelką nienawiść i niechęć - oto prawdziwa ofiara, oto istotne nabożeństwo.”

URVELĀ - MIEJSCE UMARTWIEŃ

I Bodhisatta poszedł szukać systemu filozoficznego, który by mu bardziej odpowiadał. Wkrótce w wędrówce swej zaszedł do osady pięciu pustelników w dżungli Uruveli; a gdy Sakyamuni ujrzał życie tych ludzi, którzy skutecznie umieli ukrócić swe zmysły i opanować namiętności, praktykując surową dyscyplinę i umartwienia, zachwycił się ich żarliwością i przyłączył do ich zespołu.

I Sakyamuni, w świętym zapale z serdeczną rzetelnością oddał się umartwieniom i rozmyślaniom usilnym. Jeśli tych pięciu było w swej surowości zapamiętałych, to Sakyamuni ich jeszcze przewyższał; toteż czcili go jako swego mistrza.

I tak przez sześć lat żył Bodhisatta, z całą cierpliwością udręczając swe fizyczne ciało, odmawiając mu normalnego podtrzymania i bezlitośnie trenując w najsurowszej ascezie, urabiając też w tym kierunku całą swą psychikę. Aż w końcu żywił się tylko jednym ziarnem konopnym na dzień, całą uwagę skupiając na zagadnieniu jakim sposobem można przepłynąć ocean żywotów i śmierci i dotrzeć do brzegu - do Wyzwolenia.

Aż ciało jego zwiędło i wychudło na podobieństwo usychającej gałęzi, a słabość i wycieńczenie wzrastały z dniem każdym; ale sława jego świętości rozeszła się szeroko, aż do okolicznych krajów dotarła, i ludzie śpieszyli zewsząd by nań spojrzeć i otrzymać jego błogosławieństwo.

Ale Bodhisatty i to nie mogło zadowolić. Szukał najistotniejszej mądrości, a nie znajdywał jej; i doszedł wreszcie de przekonania że umartwienia nie gaszą pragnień i nie pomagają w zdobyciu najwyższego oświecenia, choćby w ekstatycznej kontemplacji.

Znów usiadł pod drzewem Jambu i badał stan swego umysłu, oraz rezultaty przebytych umartwień. Tak oto rozmyślał: „Ciało me staje się z dniem każdym słabsze, a przecie moje posty i głodowania nie zbliżyły mnie do mego celu - do Wyzwolenia. Więc nie jest to droga słuszna. Może raczej starać się wzmocnić ciało odpowiednim pożywieniem, a pomoże to umysłowi osiągnąć pełnię spokoju i harmonii”.

Udał się do rzeki aby zażyć kąpieli, ale gdy chciał wyjść z wody tak był osłabiony iż nie mógł się podnieść. Widząc gałąź zwisającą nisko nad wodą uchwycił się jej, i przy tej pomocy powstał; po czym skierował się ku swej chacie.

Ale zataczał się i potykał, aż upadł na ziemię i nie miał siły powstać; a gdy towarzysze to zobaczyli wydał się im martwy.

A niedaleko od osady tych sześciu, żył pasterz Senānī, którego najstarsza córka nosiła imię Sujātā; ona to przechodziła drogą na której leżał na pół omdlały Sakyamuni; a ujrzawszy go skłoniła się w pokorze i prosiła, by przyjął od niej nieco ryżowej polewki; i Sakyamuni się zgodził.

A gdy się odrobinę pożywił, we wszystkich członkach poczuł pokrzepienie, a umysł jego stał się znów jasny i przenikliwy. I Bodhisatta był teraz dość silny, by przyjąć najwyższe oświecenie.

Po tym pierwszym długiego postu przerwaniu Bodhisatta znów przyjął pożywienie; a uczniowie jego, którzy byli świadkami daru Sujāty, widząc nagłą zmianę w postępowaniu Bodhisatty, poczęli wątpić w niego i podejrzewać. Sądzili, że religijna żarliwość Siddhatthy opada, że ten, którego dotąd czcili jako swego mistrza zapomina teraz o swoim wzniosłym celu.

A Bodhisatta widząc myśli uczniów, zasmucił się ich nieufnością; poznał iż go zewsząd otacza samotność.

Opanowując swój smutek głęboki, poszedł w dalszą samotną wędrówkę; a uczniowie powiedzieli że Siddhattha odchodzi by sobie przyjemniejsze znaleźć schronienie.

MĀRA - ZŁY

Błogosławiony skierował się teraz ku drzewu „Bodhi”, w którego cieniu miało się dopełnić jego przeznaczenie.

Gdy usiadł pod drzewem rozległa się radosna pieśń niebios, a wesele przepełniło wszelką żyjącą istotę.

Tylko Māra, pan pięciu żądz, wróg Prawdy, śmierci szerzyciel, nie uradował się, a w wielkie popadł zgnębienie. Ze swymi córkami trzema, co to uwodzą wszystkich i kuszą, i z całym zastępem duchów złych ruszył ku miejscu gdzie wielki Muni siedział cicho pod drzewem. Ale Bodhisatta nie zwrócił nań uwagi.

Māra straszliwymi począł miotać groźbami i burzę rozpętał i dziki orkan, aż się zaciemniły niebiosa i ocean zagrzmiał hukiem i ziemia w posadach zadrżała. Ale Sakyamuni pod drzewem Bodhi pozostał cichy i niewzruszony, wszak wiedział że nic się nie może stać Bodhisatcie.

Trzy córy Māry wszystkie pokusy świata nań rzuciły, lecz Bodhisatta nie zauważył ich; gdy się Māra przekonał, że żadnego nie może wzbudzić pożądania w sercu zwycięskiego Muni, rozkazał swym licznym zastępom gwałtowne natarcie, by chociaż lęk w nim wzbudzić.

Ale Bodhisatta patrzył na ich szalone wyczyny spokojnie, jak na niewinne igraszki dzieci. Cała najdziksza złych duchów nienawiść i złość nic nie mogły wskórać; a ognie piekielne zmieniały się w wonne powiewy, a gniewne pioruny w śnieżne rozkwitłe lotosy.

Gdy ujrzał to Māra rzucił się do ucieczki, z całą swą dziką czeredą, aby tylko dalej od świętego drzewa Bodhi. A z górnych, niebiańskich sfer deszcz kwiatów nadziemskich spadł i głosy duchów anielskich rozległy się w przestworach:

„Oto wielki i nieustraszony Muni, o sercu czystym, wolnym od nienawiści, nie uląkł się piekielnych zastępów, bowiem wszechmiłości i bezgranicznego jest pełen współczucia.”

„Jak promienie słoneczne rozpraszają mrok, tak ten, który wytrwał w dążeniu do wielkiego celu znajdzie Prawdę. I Prawda go oświeci”.

NAJWYŻSZE OŚWIECENIE

Gdy Bodhisatta Mārę, swym spokojem, do ucieczki zmusił, pogrążył się sam w najgłębszą medytację. Cała nędza świata, całe zło i niezmierne cierpienie, złych czynów nieunikniony skutek, przesuwały się przed jego wewnętrznym wzrokiem, i Sakyamuni myślał:

„Gdyby ludzie wiedzieli jak straszne są skutki ich niegodziwych czynów, na pewno odwróciliby się od nich z obrzydzeniem. Ale zaślepia ich egoizm, więc trzymają się uparcie swych niskich żądz.”

„Pożądają rozkoszy, a stwarzają cierpienie; gdy śmierć ich uderza, nie znajdują spokoju, pożera ich żądza życia, więc ich egoistyczna osobowość pojawia się wciąż w nowych wcieleniach.”

„I tak w tym kolisku nieustannie krążą, nie mogąc się wyrwać z piekła które sami stwarzają. O, jakież marne są ich rozkosze, jak bezowocne i próżne ich wysiłki! Puste są, jak wydrążone wnętrze bananowej palmy, znikome, treści wyzbyte jak bąble na wodzie.”

„Świat jest pełen grzechu i męki i nędzy, bowiem spowija go mrok niewiedzy. Ludzie błądzą, od prostej odchylają się drogi, bo ponad Prawdę przekładają ułudę. Prawdy unikają, błąd ich pociąga na pierwszy rzut oka miły i uroczy, lecz on po tym chaos rodzi, rozterki i mękę”.

I Bodhisatta ujrzał nagle czym jest Dhamma; i począł ją wyjaśniać. Dhamma jest Prawdą. Dhamma jest świętym Prawem. Dhamma jest istotą religii. Tylko ona może nas uwolnić z więzów grzechu, błędu i cierpienia.

A rozmyślając nad początkiem narodzin i śmierci Błogosławiony poznał, że niewiedza jest korzeniem wszelkiego zła; a ogniwa w rozwoju życia zwane „dwanaście nidān” to:

„Na początku istnieje byt pierwotny, nieświadomy i wszelkiej pozbawiony wiedzy: w morzu tej nieświadomości pojawiają się zaczątki pragnień, które przybierają kształty; z tych pierwotnych kształtujących się pragnień powstają świadome odczucia. Odczucia dają początek organizmom żyjącym jako oddzielne jednostki. Organizmy rozwijają sześć „pól” (świadomości) tj. pięć zmysłów i umysł, które wchodzą w kontakty z różnymi przedmiotami, a kontakty i bodźce budzą wrażeniowość i odczuwanie, co znów stwarza żądzę indywidualnego istnienia; to pragnienie odrębnego bytu wyraża się w chwytaniu, w upartym trzymaniu się i przywiązywaniu do różnych przedmiotów, co wytwarza rozrost i ciągłość egocentrycznej osobowości, i ta się przedłuża i trwa poprzez wielokrotne wcielenia. I właśnie owo trwanie egocentrycznej osobowości poprzez wiele wcieleń jest przyczyną cierpień, starości, choroby i śmierci. A im zawsze towarzyszy ból, rozpacz i męka.

„Przyczyna wszystkich cierpień tai się u początków, ukrywa się ona w niewiedzy z której powstaje życie. Gdy usuniemy niewiedzę znikają i ślepe, z ciemnoty zrodzone pragnienia, a wraz z nimi giną i błędne, z nich powstałe pojęcia. Zniweczenie nieprawdziwych pojęć kładzie kres błędom zindywidualizowanych istot, a gdy znikają te pomyłki i błędy indywidualnych istot giną i wszelkie złudzenia sześciu „pól”. Gdy ich złudzenia się rozwiewają, kontakty z przedmiotami nie stwarzają fałszywych pojęć i niezrozumień, a gdy ich nie ma wraz z nimi zanika i pragnienie indywidualnego istnienia i niezdrowe chwytanie się i przywiązywanie do przedmiotów, a bez tego czepiania się zewnętrznych rzeczy znika i osobowy egoizm człowieka. A gdy się jego egoizm wypali wznosi się on ponad narodziny i choroby, ponad starość i śmierć i wszelkie cierpienie”.

I Błogosławiony ujrzał jasno cztery wielkie prawdy, które wskazują drogę wiodącą do Nibbāny, czyli do oswobodzenia się od osobowej jaźni.

„Pierwszą prawdą jest istnienie cierpienia. Narodziny są połączone z bólem, podobnie i wzrost, cierpieniem jest starość, choroba i śmierć. Smutkiem nas napełniają połączenia z tym, czego nie lubimy, a jeszcze smutniejsze jest rozstawanie się z tym, co kochamy; bolesną jest również tęsknota za tym; czego nie możemy dosięgnąć.”

„Druga prawda mówi nam o przyczynach cierpienia. Przyczyną cierpienia jest żądza. Otaczający świat wywołuje w nas wrażenia i odczucia, a te rodzą pożądliwe pragnienia, domagające się natychmiastowego zaspokojenia. Poczucie ‘ja’; które jest ułudą, powstaje i przejawia się w chęci chwytania, zagarniania i posiadania przedmiotów. A pragnienie życia, aby móc zadowalać chęci i pożądliwości naszego „ja”, sprawia iż wpadamy w sieć trosk i udręki. Rozkosze nas wabią i pociągają, ale w skutkach swych sprowadzają cierpienie.”

„Trzecią prawdą jest możliwość ustania cierpienia. Ten kto pokona swe ‘ja’, staje się wolny od żądz. Przestaje pożądać czegokolwiek; płomień żądz nie znajdując w nim żadnego podsycającego paliwa — gaśnie.”

„A czwarta prawda mówi nam o Ośmiorakiej Ścieżce wiodącej do kresu wszelkiego cierpienia. Zaiste zbawienia dostąpi człowiek którego ‘ja’ znika w obliczu Prawdy, a wola kieruje się zawsze ku temu co musi być spełnione; a pragnienia ku najlepszemu wykonaniu swych zadań i obowiązków. Człowiek rozumny wstąpi na tę drogę i uwolni się od cierpienia.”

„Ośmioraka Ścieżka sprawiedliwości to: zgodne z prawdą rozumienie; słuszne postanowienia; prawdziwa mowa; prawe postępowanie; właściwy tj. czysty sposób zarobkowania; właściwe i należyte wysiłki; słuszna, sprawiedliwa myśl; i wreszcie stan spokoju i prawości umysłu”.1
To stanowi Dhammę, to stanowi Prawdę i istotną religię. I Błogosławiony wyrzekł te pamiętne strofy:

„Długo wędrowałem, długo!
Obezwładniony więzami żądz;
przez wiele szedłem żywotów,
wciąż pytając daremnie
skąd ten niepokój w człowieku?
Skąd jego egoizm pochodzi i rozpacz?
O jakże ciężkie są więzy „saṃsāry”,
gdzie ból nas gnębi i czyha śmierć!
A dziś znalazłem, znalazłem odpowiedź!
O, twórco odrębnej jaźni ułudy,
nie będziesz mi już „mieszkań” budował.
Złamane grzechu okowy,
obalone więzienie trosk,
w Nibbānę zanurzam się cały,
nareszcie wszelkim pragnieniom nastał kres”.

Istnieje „ja” i istnieje Prawda. Ale tam gdzie ,,ja” panuje, tam nie ma dla Prawdy miejsca. A gdzie jest Prawda tam znika „ja”. To „ja” jest przelotnym, ułudnym zjawiskiem saṃsāry; to osobowa rozdzielność i egotyzm rodzą zazdrość i nienawiść; to „ja” pożąda rozkoszy, upaja się próżnością. A Prawda to właściwe widzenie i pojmowanie każdej rzeczy; to to co jest stałe, wieczyste, istotne, w każdym istnieniu; i prawdą jest także szczęśliwość najwyższa prawości.

Byt jaźni jest ułudą; nie istnieje na świecie żadne zło, żaden grzech, żadna niegodziwość, która by nie była skutkiem utwierdzania tego „ja”.

Poznanie i osiągnięcie Prawdy jest możliwe tylko wówczas, gdy się pozna że ,,ja” jest ułudą. A prawość może zapanować w nas dopiero wtedy, gdy uwolnimy się od egoistycznych namiętności „ja”. Spokój doskonały trwa tylko tam, gdzie wszelka próżność znikła.

Błogosławiony ten, kto poznał Dhammę. Błogosławiony ten, co żadnej żywej istocie nie czyni krzywdy. Błogosławiony kto pokonał grzech i uwolnił się od żądz. W najwyższą szczęśliwość tylko ten sięga, kto zwyciężył egoizm i próżność. Wówczas staje się on Buddhą—Doskonałym, błogosławionym i świętym.

PIERWSI UCZNIOWIE

Sakyamuni pozostał w samotni, pogrążony w szczęściu Wyzwolenia, przez siedem razy siedem dni.

W owym czasie dwaj kupcy imieniem Tapussa i Bha1lika, przejeżdżali pobliska droga, a zobaczywszy wielkiego śrāmaṇę, pełnego spokoju i dostojeństwa, zbliżyli się doń z szacunkiem i ofiarowali mu placki ryżowe i miód.

Było to pierwsze pożywienie jakie błogosławiony Sakyamuni przyjął od chwili gdy został Buddha.

Przemówił do nich i wyjaśniał im drogę zbawienia. A dwaj kupcy, pamiętając jak wielkiej świętości był ten zwycięzca Māry, skłonili się przed nim we czci, mówiąc:

„Ty, o błogosławiony Panie, i Dhamma, będą odtąd celem naszym i schronieniem”. Tak więc Tapussa i Bhallika byli pierwszymi świeckimi, uczniami Buddhy.

PROŚBA BRAHMY

Teraz gdy Sakyamuni został Buddhą wyrzekł te uroczyste słowa:

„Szczęśliwy jest ten, kto się uwolnił od złości. szczęśliwy kto nie zna żądz, kto wyzbył się pychy, co z pojęcia ‘ja jestem’ pochodzi.”

„Poznałem najgłębszą prawdę, prawdę wzniosłą, darzącą spokojem najwyższym, lecz do zrozumienia niezmiernie trudną. Albowiem większość ludzi obraca się w sferze zewnętrznych światowych spraw i znajduje zadowolenie w zwykłych pożądaniach.

„Ci ludzie nie zrozumieją mojej nauki, bo ich szczęście tylko w osobowym ‘ja’ się skupia, a szczęśliwość co płynie z całkowitego poddania się Prawdzie jest dla nich niepojęta.”

„Nazwą rezygnacją to, co dla Oświeconego jest radością najczystszą. To, co Wyzwolony nieśmiertelnością nazywa im się wyda unicestwieniem; a śmiercią to, co dla zwyciężającego egoizm jest życiem wieczystym.”

„Prawda pozostaje na zawsze ukryta dla człowieka, który trwa w więzach żądzy i nienawiści. Ciasnej myśli, którą marne sprawy zaciemniają jak mgła, Nibbāna wyda się zawsze tajemniczą i niezrozumiałą.”

„Czyż mam szerzyć tę wzniosłą naukę, gdy ludzkość nie jest w stanie jej objąć i zrozumieć, czyż nie sprowadzi to tylko zamieszania?”.

A wówczas Brahma Sahampati zstąpił z nieba i skłoniwszy się ze czcią przed Buddhą rzekł:

„Jeśli święty Tathāgata nie zechce przekazać prawdy o Dhammie, ten świat musi zginąć.”

„Bądź więc miłościwy, o Buddho, dla tych, którzy walczą, miej współczucie dla tych którzy cierpią, a litość dla wszystkich istot, tak rozpaczliwie w sieć ułudy i cierpienia wplątanych.”

„Są ludzie, choć nieliczni, prawie zupełnie nie skalani kurzem i brudem tego świata. Jeśli nie usłyszą teraz twej nauki, będą niemal straceni, a jeśli ją poznają uwierzą, zrozumieją i będą zbawieni”.

Błogosławiony, pełen współczucia, spojrzał jasnowidzącym okiem Buddhy na wszelkie żywe stworzenia i dostrzegł istotnie wielu ludzi zaledwie z lekka dotkniętych kurzem doczesności, a dobrą i serdeczną posiadających naturę, otwartych dla głębszej nauki. Niektórzy z nich byli nawet świadomi niebezpieczeństw żądzy i grzechu.

I Sakyamuni rzekł: „Niechże otworzą się szeroko wrota do nieśmiertelności dla wszystkich którzy mają uszy ku słyszeniu. Niech się im spełni Dhamma wiary”.

A Brahma Sahampati zrozumiał wówczas, że błogosławiony Sakyamuni wysłuchał jego prośbę, że będzie głosił swą naukę.

O autorze

thumbnail.jpg

Paul Carus
zobacz inne publikacje autora

Paul Carus (18 lipca 1852 – 11 lutego 1919) urodzony w Niemczech autor książek, redaktor wielu czasopism amerykańskich.


Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: Facebook

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

gnu.svg.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

cc.png

Źródło: dostarczone przez Milenę

Archiwiści społeczni: Adam P., Justyna Chruściel, Krzysiek, Anna Błaszkiewicz,

Tłumaczenie: Wanda Dynowska

Image0001%20%281%29.png

Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/