Tekst ze względu na wartość historyczną, bez redakcji i zmian merytorycznych.
Table of Contents
|
przejdź do -> Rozdziału 1
przejdź do -> Rozdziału 2
przejdź do -> Rozdziału 3
przejdź do -> Rozdziału 4
ROZDZIAŁ 5: Z OPOWIADAŃ I PRZYPOWIEŚCI
PRZEKAZANIE ZASŁUGI I SZCZĘŚCIA
Annabhāra, niewolnik Sumany, skończył właśnie kosić trawę na łące, gdy ujrzał śrāmaṇę — wędrownego mnicha — z miską żebraczą. Rzucił czym prędzej przygotowane naręcze trawy i pobiegł do domu, skąd wyniósł po chwili misę ryżu, który był na jego własne dzienne pożywienie przygotowany.
Śrāmaṇa spożył posiłek i uradował serce Annabhāry pięknym religijnym słowem.
Córka Sumany widząc przez okno co się na łące działo, zawołała głośno: „Dobrze robisz, Annabhāro, dobrze, bardzo dobrze!”.
Sumana, słysząc słowa córki, spytał o co chodzi, a gdy się dowiedział o poświęceniu Annabhāry, płynącym ze szczerego oddania, oraz o szczęściu jakie znalazł w pięknych słowach śrāmaṇy, podszedł do swego niewolnika i, ofiarowując mu pewną kwotę, prosił o podzielenie się z nim zasługą i radością jego ofiary.
„Panie” odpowiedział Annabhāra, „Muszę wpierw spytać o to czcigodnego mnicha”. I zbliżywszy się do siedzącego opodal śrāmaṇy, rzekł: „Mój pan prosi mnie o podzielenie z nim zasługą i szczęściem, jakie mi dało ofiarowanie wam mego całodziennego posiłku. Czy słuszne jest, według was Bracie, abym je z nim podzielił?”.
A śrāmaṇa odpowiedział mu przypowieścią: „W wiosce o stu chatach paliło się jedno jedyne światło. Przyszedł sąsiad i zapalił odeń swą lampkę; przyszedł drugi i uczynił to samo; i tak przychodzili bliżsi i dalsi sąsiedzi zapalać swe lampy, i wkrótce we wszystkich chatach zapłonęło światło, od tego jednego przyniesione. Tak samo może się rozprzestrzeniać światło religii, w niczym nie zubożając tego, który je przekazuje. Niechże rozszerzy się radość twojej ofiary. Podziel ją ze swym panem”.
Annabhāra pobiegł do domu swego pana i rzekł „Przynoszę ci, panie, udział szczęścia z mojej ofiary, racz go przyjąć”.
Sumana przyjął dar i chciał słudze ofiarować pewną sumę w zamian, ale Annabhāra rzekł: „O nie, panie, gdybym przyjął to, co mi dajecie, wyglądałoby to na odprzedanie udziału w mym szczęściu. A szczęście, ani zasługa nie są na sprzedaż; więc przyjmijcie to po prostu jako mój dar”.
A Sumana odrzekł: „Bracie, od tej chwili będziesz wolny. Żyj ze mną jako mój przyjaciel i brat, przyjmij ten dar jako wyraz mego szacunku”.
ZIARNO GORCZYCY
Był niegdyś bogacz, który znalazł raz całe swe złoto zamienione w popiół; z rozpaczy położył się na swym posłaniu, odmawiając wszelkiego posiłku. Przyjaciel jego słysząc, iż niedomaga, odwiedził go, wysłuchał opowiadania o przyczynie jego rozpaczy i rzekł: ,,Nie umiałeś czynić z twego bogactwa dobrego użytku. Gdyś je gromadził i trzymał w ukryciu nie było ono więcej warte aniżeli popiół. Teraz posłuchaj mej rady: rozściel maty na rynku, rozsyp na nich twój popiół i udawaj, że go sprzedajesz”.
Bogacz usłuchał rady przyjaciela, a gdy go sąsiedzi pytali: „Czemuż to chcesz popiół sprzedawać?” odpowiadał: ,,Sprzedaję co mam”.
Po pewnym czasie przechodziła koło jego rozłożonych mat, młodziutka dziewczyna, bardzo uboga sierota, imieniem Kisāgotamī, a widząc znanego ze swego bogactwa człowieka siedzącego na rynku, spytała: „Panie, czemu rozłożyliście całe to złoto i srebro na sprzedaż?”.
A bogacz rzekł: „Może zechcesz podać mi garść tego złota i srebra?” A Kisāgotamī wzięła garść popiołu w dłoń, i o dziwo, ta zmieniła się w czyste złoto”.
Bogacz zrozumiał, iż dziewczyna posiadała głębsze wewnętrzne widzenie i rozpoznawała prawdziwą wartość każdej rzeczy, toteż wziął ją do siebie i wkrótce wydał za swego syna, mówiąc: ,,Dla wielu złoto nie jest więcej warte jak popiół, ale w ręku Kisāgotamī popiół zmienia się w złoto”.
Kisāgotamī miała syna jedynaka, ale ten wkrótce umarł, a matka nie wierząc, iż to naprawdę jest śmierć, pochwyciła dziecię w ramiona i biegła z nim od domu, do domu błagając o ratunek, o leki; choć sąsiedzi wszędzie mówili: ,,Postradała zmysły, nie widzi, że dziecko jest martwe”.
Aż spotkała człowieka który jej rzekł: ,,Ja nie mogę ci dać leków, ale znam kogoś kto to może uczynić”.
Matka, cała drżąca, woła: ,,O mów, mów panie gdzie go szukać ?” A ów człowiek rzecze : „Idź do Tathāgaty Buddhy”.
A gdy znalazła Buddhę rzekła: ,,O Mistrzu, Panie, błagam, daj mi lek co uzdrowi me dziecię”.
A Buddha jej rzecze; „Przynieś mi garść ziaren gorczycy”. A gdy kobieta chciała już iść by je dostarczyć, Buddha dodał: „Ale te ziarna gorczycy muszą być wzięte z domu, gdzie nikt nie utracił przez śmierć dziecka, męża, rodzica albo krewnego”.
Zrozpaczona matka biegła od domu do domu, a każdy jej współczuł i dawał ziarno gorczyczne, ale gdy pytała: „Czy nie umarł tu ktoś w tym domu, córka czy syn, ojciec, matka lub krewny?” Odpowiedź brzmiała: „Niestety, żywi tu są nieliczni, lecz umarłych jest wielu. Nie przypominaj nam o najgłębszym bólu, który ukrywamy w sercu”. I w każdym domu słyszała podobne słowa, nie było ani jednego gdzie by ktoś z najdroższych nie umarł.
I Kisāgotamī znużona i bezgranicznie smutna w swej beznadziei, usiadła na skraju drogi gdy mrok zapadał i pogrążyła się w myślach. A w oddali zapalały się światełka miasta; migały i gasły i znów zapalały. Ciemność ogarnęła ziemię, tylko one widniały w oddali. Czyż nie jest to podobne do żyć ludzkich, myślała; zapalają się, drżą przez chwilę, może nawet wesołym płomykiem, by zaraz zagasnąć. I pomyślała nagle: “Czyż nie jest egocentryzmem pogrążanie się w moim osobistym bólu? Śmierć jest znana wszędzie, nie oszczędza nikogo. A przecież istnieje jakaś ścieżka wyprowadzająca z tej rozpaczliwej udręki, ścieżka, na którą wchodzą ci, co potrafią odrzucić egoizm; a wiedzie w nieśmiertelność”.
I zaniosła ciało martwego dziecka do lasu, a grzebiąc je, wraz z nim pogrzebała wszystkie własne bóle i udręki. I powróciła do Buddhy. W nim, w prawdzie Dhammy znalazła ukojenie; bowiem Prawda koi wszelki ból ludzkiego serca.
A Buddha mówił, iż życie człowieka na tym świecie jest krótkie i pełne cierpienia. Nie istnieje ujście od śmierci dla żadnej istoty żyjącej; kto się narodził musi postarzeć i umrzeć taka jest przyrodzona natura wszystkich istot żywych.
Jak owoc dojrzały w każdej chwili może spaść, tak człowiek, może w każdej chwili umrzeć.
Jak gliniane naczynia, urobione: przez garncarza, muszą się w końcu stłuc, tak i życia ludzkie muszą skończyć się śmiercią.
Młodzi i starzy, dorośli i dzieci, szaleńcy jak i rozumni, wszyscy podlegają władzy śmierci, nie uchodzi od niej nikt.
I nikt nie może odchodzących w śmierć zatrzymać; ani ojciec syna, ani ukochany swej umiłowanej nie może od niej ustrzec.
Spójrz, oto krewni opłakują w żałobie odchodzącego, a już drugi i trzeci pada rażony śmiercią.
Świat cały podlega śmierci i upadkowi, więc człowiek rozumny nad tym nie boleje; zna nieunikniony koniec wszystkich tego świata mieszkańców.
Jakkolwiek byśmy sobie wyobrażali jakieś zjawisko, ono inne się okazuje gdy nadchodzi i zawód mu towarzyszy; tak się dzieje na świecie zawsze.
Dawanie folgi łzom i rozpaczy nie przynosi nikomu spokoju duszy, raczej udrękę przedłuża, zdrowie nadwyręża, siły osłabia, lica bladością pokrywa, a temu co odszedł życia nie przywraca.
Człowiek odchodzi, a los jego po śmierci wedle jego własnych czynów się spełnia.
Choćby sto lat żył, albo i więcej, w końcu rozłąka z bliskimi staje się nieunikniona i świat ten opuścić musi.
Kto dąży do spokoju duszy, niech stępi ostrze strzały a gdy zdoła wyciągnąć całkiem strzałę męki i wznieść się ponad ból, zdobędzie równowagę i spokój duszy; a kto przezwycięży wszelkie cierpienie stanie się wolny i błogosławiony.
OSTATNIE LATA BUDDHY
Gdy Błogosławiony przebywał na górze zwanej „Szczytem Sępów”, niedaleko Rājagahy, kroi Magadhy Ajātasattu, który teraz na tronie króla Bimbisāry zasiadał, zamierzał uderzyć na Vajjī i rzekł do swego ministra Vassakāry: „Zniszczę tych Vajjīch, choć są potężni; ruinę sprowadzę na ich kraj! Chodź, mój ministrze, udaj się do Buddhy błogosławionego, spytaj w moim imieniu o jego zdrowie i opowiedz o moich zamiarach. Zapamiętaj dobrze co Błogosławiony ci powie, abyś mi to ściśle powtórzył bowiem Buddha nie mówi nic, co by nie było prawdą”.
Gdy Vassakāra, minister, udał się do Buddhy pozdrowił go ze czcią i powtórzył słowa królewskie, czcigodny Ānanda stał obok chłodząc wachlarzem Tathāgatę, bowiem było gorąco. A Błogosławiony rzekł: „Czy słyszałeś Ānando, ze ludność Vajjī zbiera się często na wielkie publiczne religijne zabrania?”.
„Tak słyszałem, Panie”, odpowie Ānanda.
A Buddha rzecze: „Dopóki lud Vajjī zbiera się na te częste, publiczne religijne zebrania, nie należy sądzić aby mógł upaść, raczej będzie cieszył się pomyślnością. Dopóki zbierają się wszyscy w zgodzie i oddają cześć starszym, szanują kobiety, dopóki są religijni i zachowują wszelkie religijne obowiązki, ochraniają i podtrzymują świętych mnichów, ludność Vajjī będzie żyła w pomyślności i nie spotka jej żadne wielkie nieszczęście”.
A potem Buddha zwrócił się do ministra Vassakāry ze słowami:
„Gdy przebywałem, o braminie Vassakāro, w Vesāli, mówiłem ludowi Vajjīch o warunkach jakie ma zachować aby utrzymać swą pomyślność i dobrobyt; mówiłem im, że dopóki będą dbali o wszechstronną oświatę, i zawsze sumiennie trzymali się ścieżki sprawiedliwości, wprowadzając w życie zasady prawości, dopóty możemy się spodziewać iż nie upadną, a będą żyli w pomyślności”.
Jak tylko poseł królewski się oddalił, Błogosławiony kazał zwołać wszystkich znajdujących się w pobliżu Rājagahy braci i zgromadzić się w wielkiej sali, ku służeniu religijnym sprawom zbudowanej, i tak do nich przemówił:
„Przekażę wam, o mnisi, wiedzę a warunkach, od których zachowania dobrobyt i pomyślność społeczności zależy; słuchajcie pilnie moich słów:
„Dopóki, o mnisi, bracia często się gromadzą, w pełnej zgodzie nad dobrem Saṅghi radząc; dopóki nie zaniedbują tego, co doświadczenie za dobre uznało, i nie wprowadzają nic nowego, co by nie było najstaranniej wypróbowane; dopóki ich starsi rządzą się sprawiedliwością, a wszyscy bracia szanują ich, czczą, utrzymują i słuchają ich słów; dopóki braciom obca jest chciwość, a w błogosławieństwie religii radość znajdują, tak iż dobrzy, święci ludzie chętnie do nich przychodzą i lubią wśród nich przebywać; dopóki bracia nie rządzą się lenistwem i gnuśnością, a oddają się zdobywaniu wyższej, siedmiorakiej mądrości, energii i radości, oraz wyrabianiu umysłu i szukaniu Prawdy; dopóki są skromni, opanowani, poważni w swych studiach jak i kontemplacji, a spokojni i w pełnej równowadze myśli, dopóty Saṅgha nie upadnie, a będzie się rozwijać i rosnąć.”
„Więc o bhikkhu, bądźcie dobrej myśli, pełni wiary i pokory, strońcie od grzechu, uczcie się chętnie, bądźcie silni i pełni energii, rozumni i myślowo żywi, a nade wszystko prostego bądźcie serca”.
WIARA SĀRIPUTTY
Błogosławiony udał się w towarzystwie licznych braci do Nāḷandy, gdzie zatrzymał się w mangowym gaju.
Czcigodny Sāriputta przyszedł do niego, a pozdrowiwszy go z najwyższą czcią, usiadł opodal i rzekł:
„O Panie, tak wielką jest moja wiara w Tathāgatę, iż wydaje mi się, że nigdy nie było i nigdy nie będzie, ani też teraz jest; ktoś kto by go przewyższał lub jemu się równał we wzniosłej mądrości i duchowej potędze”.
A Buddha mu odrzekł: „Wielkie i śmiałe są twe słowa, o Sāriputto; zaprawdę są chwalebnej pieśni ekstazy podobne! Więc zapewne znałeś wszystkich Buddhów przeszłości, którzy w wiekach ubiegłych swój święty sprawowali urząd?”.
„O nie, Panie’’ rzecze Sāriputta.
A Błogosławiony mówi dalej: „Tedy musiałeś ujrzeć długi korowód tych Błogosławionych, którzy w przyszłości staną na tym wzniosłym Buddhy stanowisku?”.
„O nie, bynajmniej, o Panie”
„Więc przynajmniej, o Sāriputto, znasz mnie jako Buddhę, który teraz żyje, i przeniknąłeś do głębi moją myśl”.
„O nie, Panie!” wykrzyknie Sāriputta.
„Widzisz więc Sāriputto, iż nie znasz wcale ani przeszłych ani przyszłych Buddhów myśli, ani serc. Dlaczego, więc słowa twe są tak śmiałe? Czemu uderzasz w taki ekstatyczny hymn?”.
„O Panie”, rzecze Sāriputta, „Nie znam serc ani myśli Buddhów przeszłości, ani tych którzy przyjdą po Tobie. Znam tylko ród ich wszystkich przez wiarę. Król może posiadać przygraniczne miasto, o mocnych fundamentach i szerokich wałach obronnych, z jedną tylko bramą, której strzeże doświadczony i rozumny wartownik, który tylko przyjaciół ma wpuszczać, a zatrzymywać obcych. Ten strażnik obchodząc wały i mury może nie zauważyć wszystkich szczelin i spękań, przez które tak małe stworzenie jak kot łatwo się prześlizgnie, jednak zna dobrze wszystkie większe istoty, które wchodzą lub wychodzą przez tę bramę z grodu. I tak właśnie, o Panie, znam przez wiarę całą linię rodową Buddhów.”
„Wiem, iż wszyscy zajmujący w przeszłości to wzniosłe stanowisko odrzucali namiętności, niechęci, gnuśność, pychę i wątpienie, wiedząc, iż te wszystkie wady czynią człowieka słabym i marnym; wiem, że wyrabiali wszechstronne umysłowe zdolności, że zdobyli w doskonałej pełni wyższą, siedmioraką mądrość i dostąpili Oświecenia. Wiem również, że ci, którzy po nich zajmą w przyszłości wzniosłe Buddhy stanowisko, będą mieli za sobą te same osiągnięcia. I wiem, tyle tylko że błogosławiony, najświętszy Buddha obecny zdobył to samo”.
„Wielką zaiste, jest twoja wiara Sāriputto” rzecze Tathāgata ,„ale bądź czujny i bacz aby miała ona zawsze dostateczne podstawy”.
PĀṬALIPUTTA
Gdy Błogosławiony pozostawał dość czasu w Nāḷandzie, wyruszył do Pāṭaliputty, miasta położonego na pograniczu Magadhy. A gdy uczniowie tego grodu usłyszeli, że Buddha przybył, uprosili go by zamieszkał w wiejskim zajeździe. I Tathāgata się zgodził; przywdział swe szyty, wziął miskę żebraczą i udał się do ich zajazdu. Tu najpierw umył nogi przed wejściem do sali, potem, usiadł w jej wnętrzu przy środkowej kolumnie, twarzą ku wschodowi zwrócony. Bracia uczynili to samo, i siedli wokół Buddhy pod zachodnią ścianą. Zaś świeccy wyznawcy, po umyciu nóg zajęli miejsca pod ścianą wschodnią, naprzeciw Tathāgaty.
Błogosławiony przemówił do świeckich wyznawców Pāṭaliputty w te słowa:
„Człowiek czyniący zło pięciorakie ponosi skutki swej nieprawości. Przede wszystkim, człowiek pozbawiony prawości staje się wkrótce gnuśny, więc popada w biedę; następnie, zła o nim opinia rozprzestrzenia się szeroko, sięga nawet poza granice jego rodzinnego księstwa; poza tym w którąkolwiek ze społeczności wchodzi, czy to braminów, czy szlachty, ludzi rodzinnych czy śrāmaṇów, czuje się niepewny i onieśmielony; gdy umiera jest pełen niepokoju i lęku; a po śmierci i rozpadnięciu się fizycznego ciała, pozostaje nadal w stanie niepokoju i boleści. I gdziekolwiek go kamma zaprowadzi, wszędzie spotka cierpienia i udręki. Oto są pięciorakie skutki jakie ponosi ten, co źle czyni.”
„Pięcioraka jest też korzyść, jaką zdobywa ten, kto dobrze czyni i żyje wedle prawości. Przede wszystkim człowiek taki, silny w swej rzetelności, sumienną pracą zdobywa dobrobyt; następnie dobra o nim opinia szerzy się wszędzie; a do jakiejkolwiek społeczności się zbliży, czy to do braminów, czy szlachty, do domów rodzinnych czy też do barci zakonnych, wchodzi tam ufny i samo-opanowany; gdy umiera otacza go spokój; a gdy się jego ciało po śmierci rozprasza, świadomość pozostaje nadal w stanie radosnego spokoju. Gdziekolwiek kamma go skieruje wszędzie go spotka dobrobyt i szczęście. Oto jest pięcioraki plon jaki zbiera człowiek rzetelny, prawy i dobrze czyniący”.
Gdy Błogosławiony dopełnił nauczanie zgromadzonych wyznawców Pāṭaliputty, gdy już ich pobudził, uradował i podniósł na duchu, a mówił długo w noc, wzniosłą religijną mową, pożegnał ich słowami: „Jest już noc późna, moi uczniowie, czas abyście odeszli i uczynili co wam uczynić wypada”.
„Dobrze, o Panie”, odrzekli świeccy uczniowie Pāṭaliputty, i powstając skłonili się ze czcią przed Błogosławionym i przeszli po jego lewej stronie ku drzwiom”.
Podczas pobytu Buddhy w Pāṭaliputrze, król Magadhy przysłał do wielkorządcy prowincji posła, polecając wzmocnić fortyfikacje grodu ku jego obronie.
A Błogosławiony, widząc prace robotników na wałach, przepowiedział przyszłą wielkość Pāṭaliputty mówiąc: „Ludzie którzy umacniają fortyfikacje grodu czynią to jakby za wskazówką wyższych mocy. Bowiem ten gród Pāṭaliputty stanie się miejscem pobytu wielu czynnych i wybitnych ludzi i będzie ośrodkiem wymiany licznych dóbr. Ale trzy niebezpieczeństwa mu zagrażają: od ognia, od wody i od kłótni”.
Gdy wielkorządca usłyszał tę przepowiednię uradował się wielce, i nazwał bramę przez, którą Buddha odszedł w kierunku Gangi — „Bramą Gotamy”.
A gdy lud mieszkający nad brzegami Gangi dowiedział się o przyjściu Buddhy, zgromadził się licznie aby go powitać i oddać Panu cześć, i wielu prosiło go aby uczynił im łaskę i w ich łodzi przeprawił się na drugi brzeg. Ale Błogosławiony widząc liczbę zgromadzonych łodzi, ich ozdoby i piękno, nie chciał okazać żadnej preferencji i wybierać pomiędzy nimi, a przyjmując zaproszenie jednego, obrazić czy zmartwić innych. Więc przeszedł rzekę bez żadnej łodzi, pieszo, podkreślając tym symbolicznie, że tratwy ascezy i uroczyste, pełne niezliczonych ozdób ceremonie religijne, są zbyt wątłe aby stawić czoło burzom i wichrom saṃsāry, a Tathāgata jest w stanie przejść suchą nogą przez ocean ułud tego świata.
I jak brama Pāṭaliputty została nazwana jego imieniem, tak to przejście przez rzekę nazwał lud — „Brodem Gotamy”.
AMBAPĀLĪ
Błogosławiony udał się z licznym orszakiem braci do Vesāli i zatrzymał się w gaju mangowym kurtyzany Ambapālī. I mówił do swych bhikkhów: „Niech każdy brat, o mnisi, będzie czujny i poważnie myślący. A przebywając w świecie niech przezwycięży cierpienia wynikające ze zmysłowych żądz i pożądania wrażeń, oraz pomyłek, które z błędnego rozumowania pochodzą. Cokolwiek robicie czyńcie to z całą przytomnością umysłu. Bądźcie myślący i czujni, chodząc czy stojąc, jedząc czy pijąc, czuwając czy śpiąc, mówiąc czy zachowując milczenie”.
Ambapālī dowiedziawszy się, iż Błogosławiony przybył i zatrzymał się w jej mangowym gaju, udała się pojazdem do końca drogi gdzie ten mógł dotrzeć, a potem wysiadła i poszła pieszo aż do miejsca gdzie Buddha przebywał, a pozdrowiwszy go, ze czcią usiadła opodal. Jak roztropna kobieta gdy idzie spełniać swe religijne obowiązki, tak i ona przyszła w najskromniejszej szacie i bez ozdób nijakich, jednak jaśniała pięknością.
A Buddha myślał: „Ta kobieta w najświetniejszych towarzystwach tego świata przebywa, wśród królów i książąt, a przecież w sercu swym jest cicha i równa. Młoda, bogata, otoczona wszelką rozkoszą, jest skupiona w sobie, myśląca i mocna; a to jest rzadkie. Kobiety są zazwyczaj próżne i niewiele posiadają mądrości; lecz ona choć żyje w zbytku, zdobyła znaczną mądrość, a radość największą znajduje w religii; jest zaprawdę zdolna do przyjęcia pełni Prawdy”.
I Błogosławiony nauczał ją, zagrzewał i radował religijnym słowem.
A gdy słuchała o Dhammie, rozjaśniało się i coraz bardziej promieniało jej oblicze. Gdy powstała wyrzekła te słowa: „Czy zechce Błogosławiony uczynić mi najwyższą łaskę i spożyć jutro, wraz ze wszystkimi braćmi, posiłek w mym domu?”. I Buddha przystał.
Tymczasem paru młodych Licchavī, z bogatej książęcej rodziny, usłyszawszy, iż Buddha przybył do Vesāli, i zatrzymał się w gaju Ambapālī, wsiadło do wspaniałych pojazdów i pośpieszyło, wraz z całym licznym dworem, do mangowego gaju. A wszyscy byli znakomicie odziani, w barwy wspaniałe i najbogatsze klejnoty.
A Ambapālī i jechała im naprzeciw, a zrównawszy się wozami jechała tuż, bliziutko głównego książęcego pojazdu, niemal go zatrzymując, aż książę wykrzyknął : „Cóż to się dzieje Ambapālī, że swym wozem niemal na nas nastajesz?”..
A Ambapālī odrzekła: „Ach Panie, dopiero co zaprosiłam Błogosławionego i wszystkich braci Saṅghi, na jutrzejszy posiłek do mego domu!”.
A wszyscy książęta wykrzyknęli: „O Ambapālī! Sto tysięcy otrzymasz, jeżeli odstąpisz nam zaszczyt wspólnego z Buddha, pod naszym dachem posiłku”.
„O jaśnie panowie, gdybyście mi nawet całą Vesāli z poddanymi jej włościami ofiarowali, nie wyrzekłabym się tej wielkiej łaski!”.
A gdy książęta Licchavī zbliżali się do mangowego gaju, gdzie Buddha przebywał, widząc ich z dala
Błogosławiony rzekł do swych uczniów: ,,Bracia, niech ci, którzy nigdy wspaniałości bogów nie widzieli, przyjrzą się tej grupie książąt Licchavī, zaiste bogactwo i okazałość ich odzieży są szatom bogów podobne”. Gdy dojechali do skraju drogi wysiedli ze swych znakomitych pojazdów i zbliżyli się pieszo do Buddhy; pozdrowiwszy go ze czcią usiedli opodal, a Błogosławiony nauczał, budził i umacniał ich religijnym słowem.
Gdy skończył zwrócili się doń z prośbą: „Czy Błogosławiony nie zechciałby uczynić nam łaski spożycia jutro, ze wszystkimi braćmi, posiłku w naszym pałacu?”.
A Buddha odparł: „Książęta Licchavī, przyrzekłem kurtyzanie Ambapālī być jutro u niej, i w jej domu spożyć posiłek”.
Książęta zgodzili się spokojnie ze słowami Błogosławionego, a powstawszy pozdrowili go ze czcią i odeszli po jego lewej stronie ku drzwiom i odjechali do domu; ale tu, wznieśli ręce niemal w rozpaczy, mówiąc: „Płocha, światowa kobieta ubiegła nas! Niestety przez dziewczynę lekkich obyczajów my, Licchavī zostaliśmy pokonani”.
A następnego dnia kurtyzana Ambapālī przygotowała własnymi rękami różne ciasta i ryż na słodko, a gdy zbliżało się południe posłała gońca do mangowego gaju ze słowami: „Godzina nadeszła, o Panie, posiłek już czeka”.
I Błogosławiony, który od wczesnego rana przywdział już swą szatę, wziął teraz miskę i poszedł ze wszystkimi braćmi do domu Ambapālī, gdzie wszyscy zajęli wyznaczone im miejsca. A Ambapālī podawała sama, ryż słodki i wszelkie przysmaki braciom Zakonu z Buddhą na czele, i czekała aż głód zaspokoją i nie zechcą więcej.
A gdy wszyscy skończyli posiłek, przyniosła stołek, dla Tathāgaty i sama usiadła u jego stóp i rzekła: ,,Pozwól mi Panie, ofiarować ten dom i całe obejście Zakonowi, którego jesteś Głową”. Tathāgata przyjął jej dar i nauczał, zagrzewał i radował jej serce religijnym słowem; po czym powstał i oddalił się wraz z braćmi.
PRZEMÓWIENIE POŻEGNANIA
Po spędzeniu jakiegoś czasu w gaju Ambapālī, Tathāgata udał się do Beluvy, niedaleko Vesāli. Tu rzekł Braciom: ,,Bhikkhu, znajdźcie sobie niedaleko około Vesāli mieszkanie na deszczową porę, każdy u swoich przyjaciół, czy towarzyszy. Ja tę porę spędzę tutaj, w Beluvie”.
A gdy rozpoczęła się pora deszczowa, ciężka, niemal śmiertelna choroba, z ostrymi bólami nawiedziła Buddhę; znosił je spokojnie, bez skargi.
Ale przyszła mu myśl: „Nie byłoby słuszne gdybym odszedł z tego świata nie pożegnawszy mych uczniów i całego Zakonu. Więc wolą muszę chorobę pokonać i utrzymać siebie przy życiu, zanim nie nadejdzie inna godzina”.
I Błogosławiony ogromnym wysiłkiem woli zmusił chorobę do poddania się i utrzymał się przy życiu, aż do godziny, którą sam wyznaczył. I choroba ustąpiła.
I Błogosławiony poprawiał się; a gdy słabość zupełnie go opuściła wychodził z klasztoru i siadywał na rozesłanej dlań macie, na otwartym powietrzu. A czcigodny Ānanda z wielu innymi uczniami zbliżył się raz, pozdrowił go w największej czci, usiadł opodal i rzeki: „Widziałem, o Panie, twą chorobę i patrzyłem na twe cierpienie, choć widząc to, sam stałem się słaby i jak bluszcz zwiotczały, i choć niebo się w moich oczach zaćmiło, a władze myślowe odmawiały posłuszeństwa, jednak znajdywałem, pociechę w myśli, że przecież Błogosławiony nie może odejść z tej ziemi, dopóki nie pozostawi dla swego Zakonu, wskazówek”.
A Buddha zwrócił się do Ānandy, ale właściwie do całego Zakonu, mówiąc:
„Czegóż więc, o Ānando, Zakon spodziewa się ode mnie? Głosiłem Prawdę nie robiąc żadnej różnicy pomiędzy tym, co się nazywa egzoteryczną i ezoteryczną nauką; bowiem w stosunku do Prawdy Tathāgata nie ma nic wspólnego z nauczycielem, który coś w swej dłoni zamyka, lub czegoś nie dopowiada.
„Oczywiście, Ānando, gdyby ktoś myślał: „To ja kieruję Zakonem”, albo: „Ode mnie cała Saṅgha zależy”, musiałby pozostawić instrukcje dotyczące wszelkich Zakonu spraw. Ale Tathāgata, Ānando, nie myśli wcale, że to on musi rządzić Zakonem, ani też że od niego mają Bracia zależeć.
„Po cóż by więc miał pozostawiać Zakonowi jakieś instrukcje?”.
„Jestem już bardzo sędziwy, Ānando, i wędrówka moja zbliża się do kresu, osiągnąłem granicę mych dni, wszak mam już przeszło osiemdziesiąt lat.”
„Jak zużyty wóz tylko z dużym trudem może się poruszać, tak ciało Tathāgaty może jeszcze działać tylko przy dużym wysiłku i największych staraniach.”
„Tylko gdy Tathāgata, nie mając żadnych zewnętrznych spraw na uwadze, pogrąża się w tą najgłębszą medytację serca, która jest niezmiernie od wszelkich tego świata przedmiotów daleka, tylko wtedy organizm jego uspakaja się i odpręża.”
„A więc Ānando, bądźcie sami światłem dla siebie; nie opierajcie się i nie pragnijcie żadnej zewnętrznej pomocy.”
„Trzymajcie się mocno Prawdy jako swej jedynej światłości. Tylko w Prawdzie szukajcie zbawienia. I nie spodziewajcie się znikąd i od nikogo pomocy, po za własną głębią.”
„A jak się to może stać, by brat był sam dla siebie światłością, i na sobie tylko polegał, a nie na żadnej zewnętrznej pomocy, trzymając się mocno Prawdy jako swego jedynego światła, i tylko w Prawdzie szukał zbawienia, nie spodziewając się od nikogo poza sobą siły i pomocy?”.
„Oto niech brat przebywając w tym fizycznym świecie, tak się do swego ciała ustosunkuje, aby — będąc czujnym, wytrwałym, myślącym, — pokonał jeszcze tu wszelkie cierpienie, które może z pożądań ciała pochodzić.”
„I choć doświadczając wrażeń, niech tak się do nich ustosunkuje aby, — będąc czujny, wytrwały, myślący,— jeszcze przebywając tu, w świecie, przezwyciężył wszelkie z wrażeń płynące cierpienia.”
„A także gdy myśli, rozumuje, czy też odczuwa, niech tak umie spojrzeć na swe uczucia i myśli, aby, będąc czujnym, wytrwałym, myślącym— potrafił jeszcze tu, w świecie, wznieść się ponad wszelkie cierpienie jakie może z pożądań ideowych, rozumowych, czy uczuciowych powstawać.”
„Ci z was, którzy teraz, lub wtedy gdy ja odejdę, zdołają być sami dla siebie światłem, i na sobie tylko polegać, za żadną zewnętrzną nie oglądając się pomocą, którzy będą trzymać się mocno Prawdy, jako ich jedynej światłości i tylko w Prawdzie szukać zbawienia, nie spodziewając się znikąd i od nikogo pomocy, poza głębią własną, ci, o Ānando, spośród wszystkich bhikkhów, osiągną najwyższy szczyt. Ale muszą pragnąć się uczyć”.
BUDDHA OZNAJMIA SWE ODEJŚCIE
Raz Tathāgata rzekł do Ānandy: „Wiele lat temu, o Ānando, Māra—Zły — zbliżał się do Buddhy trzy razy, aby go kusić.”
„Gdy jako Siddharta, Bodhisatta wychodził na zawsze z pałacu, Māra stał u wrót i zatrzymał go ze słowami: „Nie odchodź, książę, w siedem dni od dziś, koło losu mocarstwa obróci się i uczyni cię władcą czterech kontynentów i dwóch tysięcy otaczających wysp. Więc pozostań w domu, mój książę”.
A Bodhisatta wówczas odpowiedział: „Nie wiem wcale czy los mocarstwa ma się ku mnie obrócić, ale wiem, że władzy nie pragnę. Zostanę Buddhą i sprawię, iż cały świat wybuchnie pieśnią radości”.
„Ponownie zbliżył sił do Tathāgaty Māra — Zły — w chwili gdy po swych długich, surowych praktykach i umartwieniach, odchodził po kąpieli od rzeki Nirañjanā. Wówczas Māra mu rzekł: „Ciało twe jest wyczerpane postem i umartwieniami, i śmierć jest bliska. Na cóż się zda twój wysiłek? Żyj po prostu, a uczynisz dużo dobrego”.
„A Buddha odpowiedział mu wówczas: „O ty, przyjacielu leni i gnuśnych, ty, zły kusicielu, po coś tu przyszedł? Jaki masz cel?”.
„Niech ciało zwiędnie, byle myśl stała się bardziej spokojna i jasna, a uwaga bardziej stała i baczna.”
„Cóż znaczy życie, w tym świecie? Śmierć w bitwie jest dla mnie lepsza, niźli życie w klęsce”.
I Māra odstąpił, mówiąc: „Przez siedem lat szedłem krok w krok za Błogosławionym, a nie znalazłem w nim żadnej winy, ni żadnego błędu”.
„A po raz trzeci, o Ānando, zbliżył się kusiciel do Buddhy gdy odpoczywał pod drzewem pasterza Nigrodhy nad rzeką Nirañjanā, zaraz po dostąpieniu Oświecenia. Wówczas Māra — Zły — podszedł do Buddhy i stając przy nim, zwrócił doń te słowa: „Porzuć teraz o Panie, to życie! Niech Błogosławiony zechce teraz umrzeć, bowiem jest to dla Wzniosłego najlepszy do odejścia czas”.
A gdy tak przemówił, Błogosławiony mu odparł: „Nie umrę, o Māro, zanim nie tylko bracia i siostry Zakonu, ale i świeccy uczniowie obojga płci, nie staną się prawdziwymi sāvakami, dobrze wyćwiczonymi w nauce, znającymi księgi święte, pełnymi rozumu i duchowego wyrobienia, oraz nieskazitelności w życiu, gdy będą umieli spełniać wszystkie większe i mniejsze obowiązki i żyć wedle nauki o Dhammie; zanim nie potrafią dawać o niej odpowiednich, a szczegółowych wyjaśnień innym, i głosić jej, jasno przedstawiać, rozprzestrzeniać, rozwijać i wszędzie utwierdzać; zanim nie wyrobią się na tyle aby mogli, w razie powstawania pustych i fałszywych teorii, odeprzeć je i zwyciężyć, a wiec szerzyć cudowną w swej prawdzie naukę. Nie umrę zanim czysta religia Prawdy nie rozszerzy się odpowiednio wśród ludzi”.
„Tak więc trzy razy Māra do mnie się zbliżał w minione lata. A teraz, Ānando, Māra pokazał się znów, podszedł dziś do mnie w gaju i stojąc tuż obok powtórzył swe słowa: „Odejdź już, Panie, z tego ziemskiego istnienia”. A gdy tak do mnie przemówił, odpowiedziałem mu, Ānando: „Czuj się szczęśliwy, zgaśnięcie Tathāgaty dokona się wkrótce”.
A czcigodny Ānanda odezwał się do Błogosławionego: „Racz o Panie pozostać jeszcze z nami! Dla dobra i szczęścia ludów, z litości dla całego świata, dla korzyści i błogosławieństwa ludzkości!”.
A Błogosławiony odpowiedział: „Dość, teraz Ānando, nie błagaj już więcej Tathāgaty”.
Ale czcigodny Ānanda powtórzył znów tę samą prośbę, tymi samymi słowami, i taką samą od Błogosławionego otrzymał odpowiedź.
I po raz trzeci powtórzył Ānanda swoje gorące błaganie aby Buddha zechciał żyć trochę dłużej; a Tathāgata rzekł: „Czy masz wiarę, Ānando?”.
„Mam ją, o Panie !” rzecze Ānanda.
I Błogosławiony widząc drżenie powiek Ānandy, ujrzał w sercu swego ukochanego ucznia głęboki ból, i spytał go znów: „Czy masz wiarę, Ānando?”.
Ānanda znów odpowiedział: „Mam wiarę, o Panie!”. Wtedy Błogosławiony ciągnął dalej: „Jeśli wierzysz, Ānando, w mądrość Tathāgaty, czemuż niepokoisz go trzykrotnym powtarzaniem swej prośby? Czyż, nie mówiłem ci już od dawna, iż leży w naturze rzeczy wszelkich, że się zmieniają, i najbardziej nam bliskie i drogie muszą odejść, więc rozstać się z nimi musimy? Jakże więc byłoby możliwe moje pozostanie tu, gdy wszystko, co się rodzi lub powstaje i jest uwarunkowane, zawiera już w sobie nieuniknioną konieczność rozpadnięcia się i rozproszenia? Jakże więc to ciało moje miałoby się nie rozproszyć? Rzecz podobna nie istnieje na świecie. Tathāgata już dawno odsunął i wyrzekł się, odrzucił to śmiertelne ziemskie istnienie”.
I Błogosławiony dodał: „Idź teraz Ānando i zwołaj wszystkich braci przebywających wokół Vesāli, niech się zgromadzą w Sali Służenia”.
I sam udał się do tej Sali Służenia i usiadł na rozesłanej dlań macie, a gdy się bracia zgromadzili tak do nich przemówił:
,,O Bracia, którym została ukazana Prawda, po zgłębieniu jej wprowadzajcie ją w życie, rozmyślajcie nad nią i szerzcie wszędzie, aby trwała długo i rozszerzała się, dla dobra i szczęścia ludu, ze współczucia dla całego świata, dla dobra i korzyści wszelkiej żywej istoty!
„Wpatrywanie się w gwiazdy i astrologia, przepowiadanie z różnych znaków pomyślnych czy nieszczęśliwych wypadków, prognozy dobroczynnych czy szkodliwych zdarzeń, wszystko to jest wam wzbronione."
„Kto daje pełną folgę sercu, bez kontroli nijakiej i opanowania, nie osiągnie Nibbāny; toteż musimy trzymać wzruszenia na wodzy, stronić od światowych podnieceń, zdobywać ciszę i spokój umysłu.
„Spożywajcie tyle posiłku, aby zaspokoić głód; a pijcie tyle, aby ugasić pragnienie. Ale starajcie się zaspakajać wszelkie konieczności życiowe, jak motyl, który wyciąga słodycz z kwiatu, nie naruszając jego płatków, nie gasząc zapachu.”
„Tylko przez nierozumienie czterech wielkich prawd, zboczyliśmy z drogi, wy Bracia, i ja, i błąkaliśmy się tak długo na tym żmudnym, męczącym szlaku wcieleń nieustannych, aż nim nie ujrzeliśmy Prawdy.”
„Praktykujcie tę poważną medytację, jakiej was nauczyłem. Walczcie z grzechem nadal wytrwale, a do świętości zdążajcie bez wytchnienia. Niechże organa waszych duchowych zmysłów będą żywe i jasne. Gdy siedmioraka mądrość was oświeci znajdziecie łatwo do wzniosłej Nibbāny drogę.”
„Czuwajcie, Bracia! Życie Tathāgaty zagaśnie wkrótce; więc powtarzam wam: pamiętajcie, że wszystko co z różnych składa się części, musi starzeć się, chylić ku upadkowi i w końcu rozpadać. Szukajcie tego, co jest trwałe i wieczne. A zbawienie wasze zdobywajcie gorliwie”.
KOWAL CUNDA
Błogosławiony udał się teraz do Pāvā.
Gdy Cunda, pracownik w metalach, dowiedział się, że Buddha przybył do Pāvā i zatrzymał się w
lasku opodal, udał się tam i prosił ze czcią, aby on i bracia zechcieli spożyć posiłek w jego domu. I Cunda przygotował ryżowe placki i sporo odyńcowego mięsiwa.
A gdy Buddha spożył przygotowany przez Cundę posiłek; popadł w ciężką chorobę, bóle były silne i dotkliwe, ale spokojny i opanowany żadnej nie wypowiedział skargi.
Przywołał Ānandę i rzekł mu: „Pójdź Ānando, udajmy się teraz do Kusinārā”.
Po drodze Buddha poczuł się bardzo znużony i oddalił się od gościńca by odpocząć w cieniu drzew. I rzekł do Ānandy: „Proszę cię Ānando, złóż moją szatę i rozściel ją tu dla mnie. Jestem zmęczony, muszę trochę odpocząć”.
„Zaraz to uczynię”, rzecze czcigodny Ānanda i rozesłał we czworo złożoną szatę Buddhy.
Błogosławiony usiadł na niej i znów rzekł do Ānandy: „Przynieś mi, proszę cię Ānando, trochę wody, jestem spragniony, chciałbym się napić”.
Ānanda odpowiedział: „Panie, dopiero co pięćset wozów przeszło przez strumień i woda jest zupełnie zmącona; ale niedaleko jest rzeka, woda jej jest przejrzysta, świeża i przyjemna, a dojście do rzeki łatwe. Tathāgata zaspokoi tam pragnienie i orzeźwi znużone członki”.
Ale Błogosławiony drugi raz powtórzył to samo; „Przynieś mi, proszę cię Ānando, trochę wody, jestem spragniony, chciałbym się napić”.
A czcigodny Ānanda powtórzył: „Chcemy do rzeki”.
I Buddha raz trzeci powtórzył tą samą prośbę. Wówczas dopiero Ānanda odparł: „Dobrze, o Panie”.
I wziąwszy dzbanuszek poszedł do strumienia, który przed chwilą był zmącony przejściem pięciuset wozów. Ale, o dziwo, ujrzał iż jest czysty i jasny, a woda aż do dna przejrzysta. I pomyślał: ,.Jakże wielką i cudowną jest moc Tathāgaty”.
Przyniósł dzbanuszek pełen wody i podał Błogosławionemu, ze słowami: „Niechże Najświętszy weźmie wodę, niech Nauczyciel bogów i ludzi ugasi swe pragnienie”.
I Buddha wziął z jego rąk dzbanuszek i wypił wodę.
W tej chwili młody człowiek z najniższej kasty Mallów, imieniem Pukkusa, uczeń niejakiego Āḷāra Kālāma, przechodził gościńcem z Kusinārā do Pāvā.
I Pukkusa zobaczywszy Buddhę siedzącego opodal pod drzewem, zszedł z drogi, zbliżył się do niego, pozdrowił z czcią i usiadł z dala. A Buddha przemówił doń i nauczał, pobudzał i uradował młodego Mallę religijną mową.
Ten, uszczęśliwiony tym co usłyszał, zawołał znajomego człowieka, który właśnie przechodził gościńcem, i rzekł mu: „Przynieś mi zaraz, kochany, dwie szaty ze złotej lamy, uszyte, gotowe do nałożenia”.
„Zaraz to uczynię”, rzekł tamten. I wkrótce przyniósł i podał młodemu Malli dwie piękne szaty ze złotego brokatu uszyte.
I Pukkusa zwrócił się do Buddhy: „Panie, te szaty ze złotego lśniącego brokatu, są gotowe do nałożenia. Czy zechce Błogosławiony przyjąć je z moich rąk?".
A Błogosławiony odpowiedział: „Nałóż mi jedną, Pukkuso, a drugą odziej Ānandzie”.
I postać Buddhy zajaśniała jakby odziany był w płomień, i był ponad wszelkie pojęcie piękny.
A czcigodny Ānanda rzekł do Buddhy : „Jakaż to prześliczna rzecz, i jak cudowne mi się wydaje że nie tylko szata lśni, ale i barwa skóry twej, Panie, zdaje się jeszcze bardziej jaśnieć. Gdyś włożył tę złotolitą tkaninę, twa postać Panie, jest samą światłością, zdaje się, że szata w porównaniu z nią utraciła swój blask”.
A Buddha odpowiedział: „Dwie są chwile, o Ānando, gdy postać Buddhy staje się przejrzysta i niezmierną jaśniejąca światłością: noc gdy osiąga najwyższe i doskonałe Oświecenie; oraz noc gdy odchodzi, gdy ostatecznie odchodzi z tego świata, nie pozostawiając za sobą nic z ziemskiego istnienia, co by mogło być kiedykolwiek ożywione”.
I Błogosławiony znów mówił do czcigodnego Ānandy: „Może się zdarzyć, że ktoś będzie winił Cundę i obudzi w nim wyrzuty, mówiąc: ‘Niedobrze to jest z twej strony, i źle tobie wróży, że Buddha umarł po spożyciu ostatniego swego posiłku u ciebie’. Ale na taki wyrzut odpowiedz: ‘Jest dobre i pomyślne dla ciebie, Cundo, i najlepiej ci wróży, że Błogosławiony swój ostatni posiłek z twoich otrzymał rąk. Słyszałem z własnych ust Buddhy to powiedzenie: ‘Dwa ofiarowane Tathāgacie posiłki mają specjalne znaczenie i najlepsze, a równe w zasłudze przynoszą dla ofiarodawcy skutki, większe niźli wszystkie inne; oto ofiarowanie pierwszego posiłku jaki przyjmuje po osiągnięciu najwyższego Oświecenia, i ofiarowanie mu ostatniego przed jego odejściem z tego świata, odejściem ostatecznym, gdy nie pozostawia za sobą nic ze swego ziemskiego istnienia, co by mogło być kiedykolwiek ożywione. Te dwa dary przynoszą równe obu ofiarodawcom zasługi i takie same najpomyślniejsze skutki, o wiele większe aniżeli wszystkie inne’. Zasługa kowala Cundy przyniesie mu kammiczne skutki długiego żywota, dobrej sławy, szczęśliwego na ziemi losu, a radości po śmierci’. Tymi słowy, Ānando należy uspokoić wyrzuty jakie może mieć Cunda”.
A potem Błogosławiony, czując, iż śmierć się zbliża wyrzekł te słowa: „Kto daje innym, ten sam zyskuje. Kto umie siebie opanować i namiętności odrzucić, ten będzie wkrótce wolny. Człowiek sprawiedliwy odsuwa wszelki grzech; a wyzbywając się do cna żądzy, goryczy, niechęci i ułudy, osiąga Nibbānę — Wyzwolenie”.
MAITREYA
Błogosławiony, z dużą grupa uczniów, zbliżył się do gaju drzew sāla należącego do Mallów, w Kusinārā, na dalszym brzegu rzekł Hiraññavatī; a gdy tam doszedł rzekł do czcigodnego Ānandy: „Przygotuj mi Ānando posłanie pomiędzy dwoma drzewami sāla, wezgłowiem na północ zwrócone. Jestem znużony, chciałbym się położyć”.
„Zaraz to zrobię, Panie”, rzecze czcigodny Ānanda, i rozesłał posłanie wezgłowiem ku północy zwrócone, pomiędzy dwoma bliźnimi drzewami. Błogosławiony położył się, a był skupiony i cichy.
A oba drzewa były okryte kwiatem, co się o tej porze
roku nigdy nie zdarzało; i dziwna pieśń popłynęła z przestworów, we czci dla następcy wielu Buddhów przeszłości; i podziw nad tymi znakami uwielbienia Tathāgaty napełnił dusze Ānandy i braci. A Błogosławiony przemówił: ,,Nie takimi niezwykłymi zjawiskami wyraża się najprawdziwsza cześć i uwielbienie dla świętości Tathāgaty. Ale brat czy siostra Zakonu, lub oddany wyznawca, który nieustannie wszystkie mniejsze i większe obowiązki jak najściślej spełnia, krocząc zawsze w prawdzie Dhammy, najlepiej oddaje cześć i uwielbienie świętości Buddhy; ten ci jest najlepszy, najcenniejszy dar. Więc, o Ānando, bądźcie wszyscy wytrwali w pełnieniu mniejszych i większych obowiązków, kroczcie zawsze w prawdzie Dhammy, to będzie najlepszym Mistrza waszego uczczeniem”.
A Ānanda, oddaliwszy się nieco ku vihārze, oparł się o jej drzwi i zapłakał. Myślał: ,.Biada mi, biada, jestem zaledwie uczniem, tak mi do doskonałości daleko, ciężkiej jeszcze potrzeba pracy by do niej dojść; a oto Mistrz i Nauczyciel odchodzi, on, o tak niezmiernej dobroci! I sam pozostanę”.
A Buddha zwrócił się do braci i spytał: „Gdzież jest, bracia, Ānanda?”.
Jeden z bhikkhów poszedł zawołać Ānandę. Ten zbliżył się i przemówił do Pana: ”Głęboka ciemność panowała na świecie, bo nie było mądrości; wszystkie żywe istoty błąkały się i potykały w mroku, bo brakło światła. A wówczas przyszedł Buddha i pochodnię mądrości zapalił, a teraz ona zagaśnie, zanim on znów ją zapali”.
A Błogosławiony przemówił do czcigodnego Ānandy,
który usiadł przy nim:
„Dość, Ānando dość! Nie poddawaj się cierpieniu, nie pozwól płynąć łzom! Czyż nie mówiłem ci tyle razy, że w samej naturze drogich i bliskich nam rzeczy leży konieczność ich odejścia, a więc rozstania.”
„Głupiec myśli o ‘ja’, lecz człowiek rozumny nie znajduje żadnej dla tego, ‘ja’ podstawy; widzi ten świat zgodnie z prawdą, i rozumie, iż wszystko co jest złożone musi znów się rozpaść, widzi smutek tego, ale wie, że Prawda trwa wiecznie.”
„Po cóż bym miał utrzymywać istnienie tego ciała, gdy inne, ciało Dhammy wspaniałej i niezniszczalnej będzie trwało? Jest to moją decyzją, spełniłem moje zadanie, wykonałem pracę, teraz będzie odpoczynek. Tylko to jest w tej chwili potrzebne.”
„Przez wiele lat byłeś Ānando tak blisko mnie wszystkimi twymi myślami i czynami miłości niezmiennej i bezgranicznej. Dobrze pracowałeś, Ānando! Wytrwaj w wysiłku, a wkrótce i ty będziesz wolny od wszelkiego zła, od zmysłowości, egoizmu, niewiedzy, ułudy!”.
Ānanda, tłumiąc łzy, rzecze: ,,A któż nas będzie nauczał gdy Ty odejdziesz, Panie?”.
A Buddha odpowiedział: „Nie jestem pierwszym Buddhą który przyszedł na ziemię, i nie będę ostatnim. Gdy czas ku temu nadejdzie, inny Buddha pojawi się na świecie, najświętszy, o najwyższym oświeceniu, mądrości w czynach i postępowaniu, znający wszechświat, niezrównany kierownik ludzkości, mistrz ludzi i aniołów. Objawi wam tą samą nieśmiertelną Prawdę, której ja was uczyłem. Będzie głosił swą religię, chwalebną w swym pochodzeniu, chwalebną w swym rozkwicie i chwalebną w swym celu, tak w duchu jak w literze. Będzie mówił o życiu religijnym doskonałej czystości, jak ja dziś o nim mówię. Uczniów będzie miał tysiące; gdy moi liczą się dziś zaledwie na setki”.
Ānanda pyta: „Jakże go poznamy?”.
A Błogosławiony mówi: „Będzie on znany jako „Metteyya”, co znaczy „Pan miłości i współczucia”.
ODEJŚCIE BUDDHY W NIBBĀNĘ
Wówczas cały klan Mallów, młodzieńcy i dziewczęta, mężowie i ich żony, będąc przejęci smutkiem, poszli do gaju drzew sāla, zwanego Upavattana; z chęcią ujrzenia Błogosławionego, aby uczestniczyć w radości, która przychodzi do każdego kto się w obecności najświętszego Buddhy znajduje.
A Błogosławiony tak do nich przemówił: „Kto szuka drogi musi pracować wytrwale i dążyć gorliwie. Nie dość jest mnie zobaczyć. Idźcie i czyńcie jak was nauczałem, oswobodźcie się od splątanej sieci cierpienia i trosk. Dążcie do wyraźnego celu wytrwale.”
„Człowiek chory może być uzdrowiony przez właściwy lek, nie koniecznie idąc osobiście do lekarza.”
„Kto nie czyni wedle mych przykazań, patrzy na mnie daremnie. Nie przyniesie mu to żadnej korzyści. Natomiast ten, który bardzo daleko ode mnie przebywa ale żyje sprawiedliwie, jest blisko mnie zawsze.”
„Ktoś może stale być przy mnie, a jednak, jeśli naukom moim nie jest posłuszny, będzie bardzo ode mnie daleko. Ale ten, kto żyje wedle Dhammy będzie się cieszył nieustanną Buddhy obecnością”.
I zdarzyło się, że żebrak Subhadra przyszedł wtedy do gaju Mallów i rzekł do czcigodnego Ānandy: „Słyszałem od kolegów żebraków, sędziwych i rozumnych, którzy innym byli nauczycielami, te dziwne słowa: „Niekiedy, bardzo rzadko, przychodzi na ten świat Buddha najświętszy”. Powiadano mi również, że dziś, w ostatnich godzinach nocnych, odejdzie wielki śrāmaṇa Gotama. Jestem pełen niepokoju i niepewności, ale mam dużą wiarę w mądrość śrāmaṇy Gotamy, ufam, że tak przedstawi mi Prawdę, że ją zrozumiem i uwolnię się od wątpliwości. O, niechże mi będzie dozwolone widzieć wielkiego śrāmaṇę!”.
Gdy skończył mówić, czcigodny Ānanda mu odpowie: „Dość, przyjacielu Subhadro. Nie należy niepokoić Tathāgaty,. Buddha jest bardzo znużony”.
Ale Tathāgata dosłyszał tą rozmowę Ānandy z żebrakiem Subhadrą, i zawołał czcigodnego Ānandę i rzekł: „Ānando, nie oddalaj Subhadry, niech mu wolno będzie podejść do Tathāgaty, o cokolwiek mnie zapyta będzie to wynik pragnienia wiedzy, nie będzie mnie niepokoić; a to, co mu przedłożę w odpowiedzi na jego pytania, zrozumie od razu”.
Wtedy czcigodny Ānanda rzekł do żebraka: „Podejdź Subhadro, Błogosławiony pozwala ci przyjść”.
A gdy Buddha nauczył, pobudził i uradował Subhadrę siewami mądrości i otuchy, ten rzecze:
„O wielki, chwalebny Panie, najdoskonalsze są słowa, które padają z twych ust, zaprawdę najdoskonalsze.
Prostują to, co było skrzywione; odsłaniają ukryte; wskazują słuszną drogą wędrowcom, którzy zbłądził; zapalają jasne światło wśród mroku, aby wszyscy, którzy mają oczy ku widzeniu mogli widzieć. Oto Pan ukazał mi Prawdę, więc całą ufność pokładam w nim, i wierzę w Dhammę i ufam Braterstwu. Niech mnie Błogosławiony przyjmie jako ucznia, i głęboko wierzącego, od dziś, aż do końca mego żywota”.
I Subhadra żebrak rzecze do czcigodnego Ānandy: „Wielkie jest zaiste twe szczęście, wielkie twe szczęśliwe przeznaczenie, że ci pozwoliło przez tyle lat być w Braterstwie, pod tym orzeźwiającym deszczem Jego nauki i kierownictwem ręki najwyższego Mistrza”.
A teraz Tathāgata zwrócił się do czcigodnego Ānandy i rzekł:
„Może w którymś z was powstanie myśl: ‘Oto skończyły się słowa naszego Mistrza, nie mamy już nauczyciela’. Ale nie powinniście, Ānando, tak myśleć. Prawdą jest, iż Tathāgata nigdy więcej nie weźmie na siebie ciała, bowiem wszelka możliwość cierpienia skończyła się dlań na zawsze. Ale choć to ciało się rozproszy, Tathāgata będzie trwał. Niechaj prawda i przepisy Zakonu jakie dla was wyznaczyłem będą po moim odejściu waszym nauczycielem, Gdy odejdę, Ānando, niech Zakon, jeśli tego zechce, zniesie wszystkie mniejsze i drobne przepisy”.
A potem się zwrócił do wszystkich bhikkhów i rzekł: „Może w umyśle któregoś z braci powstaną jakieś wątpliwości co do Buddhy, lub Prawdy, czy Ścieżki. Abyście nie czynili sobie potem wyrzutów żeście nie spytali mnie gdy byłem wśród was, pytajcie teraz, bracia, pytajcie swobodnie”.
Ale bracia milczeli.
Wtedy czcigodny Ānanda odezwał się: ,,Wierzę zaprawdę, że w całym tym zgromadzeniu, nie ma ani jednego bhikkhu, który miałby jakiekolwiek wątpliwości co do Buddhy, czy Prawdy lub Ścieżki”.
A Błogosławiony rzecze: „Mówisz to z pełni twej wiary, Ānando! A Tathāgata wie na pewno, iż w całym tym zgromadzeniu nie ma ani jednego bhikkhu, który by wątpił w Buddhę, albo w Prawdę, czy Ścieżkę. Albowiem nawet najsłabszy z tych braci został nawrócony i może być pewny ostatecznego zbawienia”.
I znów, po chwili milczenia, Buddha mówił do uczniów: „Jeśli znacie Dhammę i przyczynę wszelkiego cierpienia i drogę ku zbawieniu wiodącą, czy będziecie mówili: ‘Wielbimy naszego Mistrza i przez cześć dla niego to wam mówimy!’”.
A bracia odpowiedzieli: „Nie, Panie, nie będziemy tak mówić!”.
Błogosławiony mówił dale: „Ze wszystkich istot, które żyły w niewiedzy jak w skorupie zamknięte, byłem pierwszy, który tę skorupę niewiedzy rozbił i pierwszy na tym świecie osiągnąłem wzniosły, najwyższy poziom Buddhy. Toteż, o bhikkhu, jestem najstarszym i pierwszym ze wszystkich żyjących na ziemi istot.”
„Ale to, o czym ludziom mówicie, o bhikkhu czyż nie jest tym, co sami poznaliście, ujrzeliście i doświadczyliście?”.
Ānanda i bracia odpowiedzieli: „Tak jest, o Panie”.
I jeszcze raz Błogosławiony się odezwał: „Słuchajcie mnie teraz uczniowie, wołam do was mówiąc: upadek jest przyrodzony wszystkiemu co się składa z części, ale Prawda trwa wiecznie. Z dobywajcie wasze zbawienie gorliwie!”.
I to były ostatnie słowa Buddhy. Po chwili zapadł w najgłębszą medytację i przebywszy cztery jhāny, odszedł w Nibbānę.
A gdy Błogosławiony wszedł w Nibbānę, porzucając to istnienie, ziemia zadrżała w strasznym trzęsieniu, i grzmoty rozległy się donośnie; a bracia, którzy nie byli jeszcze wolni od bólu, wznieśli ręce w rozpaczy i zapłakali serdecznie, innych powalił na ziemię dogłębny ból i myśl przejmująca: „Ach za wcześnie odszedł od nas Błogosławiony! Za wcześnie porzucił Najświętszy to istnienie! Za wcześnie zagasła światłość świata!”.
Teraz czcigodny Ānanda zwrócił się do braci ze słowami: „Dość, bracia, dość! Rozpacz i łzy nam nie przystoją. Czyż Błogosławiony nie nauczał nas od dawna, że w samej naturze bliskich i drogich nam rzeczy leży konieczność odejścia, a więc z nimi rozstania; bowiem wszystko co przychodzi na świat i jest uwarunkowane zawiera w sobie konieczność rozpadu. Jakże więc byłoby możliwe aby to ciało Tathāgaty miało trwać? Takie możliwości nie istnieją na świecie. Ci z was, którzy się już wznieśli ponad cierpienie, zniosą tą największą stratę spokojnie, w pełnym opanowaniu, pamiętając czego nas Buddha nauczał”.
I czcigodny Anuruddha i Ānanda spędzili resztę nocy na religijnej rozmowie.
Po czym czcigodny Anuruddha rzekł do Ānandy: „Idź teraz bracie Ānando i zawiadom Mallów z Kusinārā mówiąc im: „Błogosławiony odszedł, czyńcie więc co wam uczynić należy”.
A gdy ci usłyszeli wiadomość zasmucili się głęboko i boleścią przejęci rozkazali swym pomocnikom: „Zbierzcie wonne kwiecie na wieńce i girlandy, i wonności przeróżne i całą z Kusinārā muzykę”. I wielka rodzina Mallów z Kusinārā wzięła wonności i girlandy i instrumenty muzyczne i pięćset barwnych chust i udała się do gaju gdzie spoczywało ciało Błogosławionego. I dzień cały jej zeszedł na oddawaniu mu czci hymnami i tańcem poświętnym, muzyką i wonnościami i kwiecia mnogością; a z chust baldachimy zrobiono w wieńce przystrojone wspaniałe i girland gromady. Wreszcie oddano ogniowi zwłoki Najświętszego, ze czcią i honorami jakoby królowi królów.
A gdy zapłonął stos, słońce i księżyc zasłoniły swą światłość, ciche strumienie nagle wodą wezbrały; ziemia wstrząsnęła się gwałtownie, a wielkie drzewa drżały jak osikowe listki; potopy kwiatów i liści spadły jak deszcz na ziemię i całe Kusinārā pokryły, że ludzie brodzili po kolana w wonnym kwieciu mandarów i wielu innych padających z nieba.
Gdy obrzęd całopalenia się skończył, Dewaputra przemówił do zgromadzonych wokół stosu rzesz:
„Słuchajcie, bracia, ziemskie szczątki Błogosławionego ogień pochłonął, ale Prawda, której nas nauczał żyje w naszych sercach i z wszelkiego grzechu nas oczyszcza.”
„Idźmy więc w świat, tak współczujący i miłosierdzia pełni, jak nasz najświętszy Pan, i mówmy wszystkim istotom żyjącym o czterech wielkich prawdach i Ośmiorakiej Ścieżce sprawiedliwości, tak, aby cała ludzkość dostąpiła ostatecznego zbawienie; idąc w ślady Buddhy, wchodząc w Dhammę i w Saṅghę”.
A gdy Błogosławiony odszedł w Nibbānę a zwłoki jego zostały oddane przez Mallów ogniowi w obrzędach wielkich, wskazujących, iż był on ponad wszystkie króle większy, posłowie przybyli z wielu krajów, które już były przyjęły naukę Buddhy, prosząc o cząstkę świętych prochów, jako relikwii. Podzielono więc te święte prochy na osiem części i wzniesiono dagoby dla ich przechowania. Jedną dagobę wzniósł ród Ma1lów, a siedem innych królowie krajów, gdzie lud przyjął naukę i chciał iść w ślady Buddhy.
UCZNIOWIE MÓWIĄ
Po odejściu Błogosławionego w Nibbānę, uczniowie zebrali się razem aby omówić co teraz czynić należy aby utrzymać naukę o Dhammie w pełnej czystości, bez żadnych spaczeń.
Upāli powstał i rzekł: „Nasz wielki Nauczyciel zawsze mówił braciom: ,,O bhikkhu, gdy odejdę musicie czcić Dhammę i wedle niej, czyli wedle Prawa, żyć. Niech Dhamma - Prawo - będzie waszym nauczycielem. Dhamma jest jako światło co świeci wśród mroku, wskazując nam drogę; jest również jak drogocenny klejnot, dla którego zdobycia nie należy szczędzić trudów, a nawet gdyby zaszła tego potrzeba musicie być gotowi położyć dla niej życie w ofierze. Dhammie, którą wam objawiłem bądźcie posłuszni; idźcie zgodnie z nią zawsze, i nie uważajcie jej w żadnej mierze za różną ode mnie”. Te oto były słowa Błogosławionego.
„Dhamma, którą nam Buddha zostawił jako drogocenną spuściznę, jest więc wedle tych jego słów jakby widzialnym ciałem Tathāgaty. Więc czcijmy ją i chrońmy jako największą świętość. Albowiem jakiż cel ma wznoszenie świątyń dla przechowywania prochów jego jako relikwii, jeśli będziemy lekceważyć ducha nauki naszego Mistrza”.
Teraz Anuruddha powstał i rzekł: ,,Pamiętajmy bracia, iż Siddhattha Gotama był widzialnym objawicielem Prawdy. Był on najświętszym i doskonałym i błogosławionym, bowiem Prawda w nim zamieszkała i wyraziła się w doskonałości. Wielki Sakyamuni jest widzialnym wcieleniem Prawdy, dlatego nam Prawdę objawił.
„Tathāgata mówił nam, iż Prawda istniała zanim on na świat przyszedł, i będzie istnieć po jego odejściu w Nibbānę. Tathāgata nam mówił:
‘Buddha jest Prawdą; jako Prawda jest on wszechobecny i wieczysty, niezliczonymi obdarzony przymiotami, wznosi się ponad naturę ludzką, świętość jego jest niewymowna i ponad wszelkie słowa.’”
„Nie wyobrażajmy sobie jednak że to, czy inne prawo stanowiące jedynie cząstkę Dhammy, którą nam przekazał jest Buddhą; nim jest tylko Prawda, Prawda która jest odwieczna, wszechobecna, niezmienna i najdoskonalsza.”
„Wiele praw stanowiących części Dhammy jest czasowych, były ustanowione dla pewnych, w danej chwili istniejących warunków, były potrzebne dla jakiejś przejściowej a naglącej konieczności. Ale Prawda nie przechodzi, nie mija nigdy, jest wieczna.”
„Prawda się nie narzuca i nie jest sprawą czyjejkolwiek opinii; każdy może ją badać, a ten, kto gorliwie Prawdy szuka, znajdzie ją.”
„Prawda jest zakryta dla ślepców, ale widzi ją ten, kto posiada wewnętrzny wzrok. Prawda jest treścią istności Buddhy; wedle niej, jako ostatecznego sprawdzianu będziemy odróżniać nauki słuszne od fałszywych.”
„Więc czcijmy Prawdę; zgłębiajmy ją i utwierdzajmy i bądźmy jej zawsze posłuszni. Bowiem Prawda to Buddha, mistrz nasz, nauczyciel i pan”.
A teraz powstał Kassapa i rzekł:
„Zaprawdę dobrzeście bracia mówili. Nie ma wśród nas żadnej różnicy zdań co do znaczenia naszej religii.”
„Gdyby Buddha nie objawił się nam pod postacią Siddhatthy Gotamy jakże byśmy mogli otrzymać święte tradycje jego nauki? A gdyby następne pokolenia nie znalazły świętych tradycji przechowanych przez Saṅghę, jakże by mogły coś wiedzieć o Sakyamunim? I zarówno my, jak i inni, nic byśmy nie wiedzieli o najdoskonalszej Prawdzie, która jest wieczysta, wszech przenikająca i niezmienna.”
„Więc utrzymajmy w świętości i czci tradycje i zachowajmy pamięć świętego Gotamy; aby jedno i drugie pomogło nam widzieć Prawdę; bowiem ten, który ma oko wewnętrzne otwarte ujrzy ją zawsze; a będzie ona taką samą dla każdego kto posiada rozumienie Buddhy aby ją ogarnąć i ją przedstawiać”.
I bracia postanowili zwołać synod do Rājagahy aby utwierdzić czystą naukę Błogosławionego, aby zgromadzić święte pisma i określić religijne prawo, które będzie służyć dla nauki przyszłych pokoleń.
- * *
Buddha nas uczył właściwego używania uczuć i słusznego stosowania rozumu; uczył nas widzenia rzeczy takimi jakimi są, w prawdzie, bez złudzeń, abyśmy nauczyli się działań zgodnych z Prawdą. Nauczał prawości i przez te zmieniał istoty tylko rozsądne w istoty prawdziwie ludzkie,—sprawiedliwe, łagodne, współczujące, wierne Dhammie. Teraz nareszcie znalazło się miejsce gdzie Prawda może w całej swej chwale przebywać, tym miejscem jest duch ludzkości.
Choć nie można znaleźć Prawdy bez działania rozumu, przecież w samym rozsądku nie ma miejsca dla Prawdy, jest to bowiem narzędzie opanowujące tylko rzeczy i sprawy tego świata.
Siedliskiem/miejscem Prawdy jest prawość, a miłość, sprawiedliwość, współczucie i rozumienie także ją wyrażają.
Prawość, sprawiedliwość jest Prawdy mieszkaniem, tu, w duszach ludzkich dążących do prawości, jest miejsce na coraz szersze i szersze Prawdy objawienie. Oto ewangelia Buddhy. Oto jego objawienie. Ci którzy przyjmują Prawdę i w nią wierzą, idą w ślady Buddhy i wchodzą w Dhammę i w Saṅghę.
O autorze
Paul Carus
zobacz inne publikacje autora
Paul Carus (18 lipca 1852 – 11 lutego 1919) urodzony w Niemczech autor książek, redaktor wielu czasopism amerykańskich.
Artykuły o podobnej tematyce:
- Thanissaro Bhikkhu Papañca i ścieżka ku kresowi cierpienia
- Ajaan Sumedho Niedwoistość
- Bhikkhu Bodhi Przebywając pośród mądrych
Sprawdź też TERMINOLOGIĘ
Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi:
Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.
Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0
Źródło: dostarczone przez Milenę
Archiwiści społeczni: Adam P., Justyna Chruściel, Krzysiek, Anna Błaszkiewicz,
Tłumaczenie: Wanda Dynowska
Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/