Wersja z lektorem:

Wersja z napisami:

OK, myślę, że możemy zacząć. Tematem dzisiejszego wykładu będzie nic innego jak sens życia. Może się wydawać, że to rutynowy temat, ale tak naprawdę powód, dla którego wybrałem właśnie to zagadnienie, jest bardzo prosty: buddyzm ma bardzo dużo do powiedzenia o życiu. Filozofowie rozprawiają o tym od tysięcy lat, od stuleci, jednak nam nadal wydaje się, że ten temat jest jak rzeka. Wszyscy powinniśmy od czasu do czasu zastanowić się nad tą kwestią. Buddyzm jest piękny między innymi dlatego, że ma coś do powiedzenia na temat związany z sensem życia – odpowiada na to najważniejsze pytanie, i dlatego chciałem mówić właśnie o tym.

Wszyscy wiemy, że kiedy jesteśmy młodzi, często rozmawiamy o sensie życia, dyskutujemy z naszymi przyjaciółmi, zaczynamy zastanawiać się, czym jest istota życia, po co tu jesteśmy. Jednak z czasem, gdy stajemy się coraz starsi, wpadamy w pułapkę codziennego życia, obowiązków, życia rodzinnego, spłaty kredytu hipotecznego. Te wszystkie rzeczy stają się dla nas tak bardzo ważne, wręcz dominujące, że kwestia sensu życia zostaje zepchnięta na margines, tracimy ją z pola widzenia.

Dlatego wydaje mi się to tak bardzo istotne. Gdy w końcu uda ci się zrozumieć, jaki jest sens życia, to wszystkie pozostałe rzeczy same z siebie znajdą się na właściwym miejscu. Uzyskasz całościowy obraz życia, zobaczysz wielki układ rzeczy, a to, co powinieneś robić, stanie się oczywiste. Gdy jesteś młody i dopiero rozpoczynasz swoją życiową drogę, musisz zdecydować, do której szkoły chcesz chodzić, musisz wybrać ścieżkę kariery zawodowej, zdecydować, czy się pobrać i z kim, jaki chcesz wybrać styl życia. Decydujesz wtedy o religii, o ile w ogóle chcesz którąś wybrać, decydujesz o tym, w co będziesz wierzyć. To naturalne, że gdy jesteś młody, te pytania są bardzo istotne, ponieważ to jest start w twoim życiu i musisz obrać odpowiedni dla siebie kierunek. Kiedy uzyskasz odpowiedzi na podstawowe pytania i będziesz miał jakiekolwiek pojęcie o tym, czym jest życie, nagle te wszystkie istotne kwestie same odnajdą swoje miejsce. Wtedy znacznie łatwiej podjąć te ważne, kluczowe dla nas w młodości, decyzje. Dzieje się tak dzięki ogólnemu zrozumieniu, o co w tym wszystkim chodzi. Ale tak jak mówiłem, bardzo często zapominamy o tym po jakimś czasie, zapominamy o sobie, bo wydaje nam się, że nie ma odpowiedzi na pytania dotyczące sensu życia. Zaczynamy myśleć, że te sprawy znajdują się poza naszymi możliwościami poznawczymi, że nie jesteśmy w stanie ich pojąć i zrozumieć. Jedną z przyczyn tego, że wydaje nam się, że nie zdołamy znaleźć odpowiedzi na pytania związane z sensem życia, jest to, że patrzymy w nieprawidłowy sposób. I bardzo często ludzie widzą kwestię sensu życia przez pryzmat celu istnienia naszej społeczności, kierunku, w którym podąża wszechświat. Czy zmierzamy ku swego rodzaju harmonijnej i idealnej społeczności w przyszłości? Czy wszyscy będziemy szczęśliwi i spełnieni w harmonii? Powstało bardzo dużo książek na temat tej teorii, o tym, że idziemy do przodu, że rozwijamy się w pewnym kierunku i że w końcu dotrzemy do określonego punktu, w którym sprawy będą dla nas dobre lub złe, dobre dla jednych, złe dla innych lub też dobre dla wszystkich.

Jest to wielkie uproszczenie wszystkiego, co dotyczy naszej drogi we wszechświecie. Tego, dokąd zmierza ludzkość, w jakim kierunku się rozwija, i czy na pewno dzieje się to we właściwy sposób. Z punktu widzenia buddyzmu jest to niewłaściwy sposób patrzenia na te kwestie. Jeśli robisz to właśnie tak, nigdy nie znajdziesz odpowiedzi na pytanie, czym jest sens życia. Czy naprawdę chodzi o to, dokąd zmierzamy i czy ta droga jest tą właściwą? Czy chodzi o zmierzanie społeczeństwa do pewnego rodzaju idealnej i harmonijnej rzeczywistości, w której wszyscy będą szczęśliwi? Czy to jest sedno? Z punktu widzenia buddyzmu powodem, dla którego w ogóle myślimy w ten sposób – o społeczności jako pewnej całości podążającej w określonym kierunku… Moim zdaniem są dwa powody takiego myślenia: każdy z nas ma w sobie poczucie „ja”, i z tego powodu uważamy, że jesteśmy czymś trwałym, wynika to właśnie z poczucia „ja”, z poczucia, że kimś jestem, a to jest przyczyną wysokiego mniemania o sobie. Jesteśmy kimś na tym świecie – czymś, co trwa przez jakiś czas, co się przemieszcza i może przetrwać wszelkie zmiany we wszechświecie. Właśnie dlatego świadomość, że jesteśmy kimś ważnym, pozwala nam myśleć, że musi istnieć powód tej całej naszej egzystencji. Że musimy być swego rodzaju małymi zdobywcami w tym wielkim wszechświecie, który zmierza do określonego punktu, ostatecznego celu, tak bardzo istotnego. Gdyby tak nie było, zadawalibyśmy sobie pytanie, dlaczego żyjemy, dlaczego jesteśmy kimś wyjątkowym, dlaczego egzystujemy. Chyba że jest w tym jakiś cel. To poczucie „ja”, ta bezpośrednia świadomość, że kimś jesteśmy, daje nam poczucie własnej wartości. Przez to myślimy, że wszechświat zmierza w konkretnym kierunku, podobnie jak my sami. I kolejnym powodem, dla którego ludzie często wierzą w to, że wszechświat istnieje po coś – niczym wielka maszyna, która dokądś zmierza – jest poczucie, że zostaliśmy przez kogoś stworzeni, że wszechświat został stworzony. Gdy raz uwierzysz w moc stworzenia, w to, że ktoś dał wszechświatowi początek, zaczniesz myśleć, że to wszystko czemuś służy. Bo w przeciwnym razie, po co ktoś tworzyłby świat i każdego z nas? Oczywiście głównie dlatego, że jest dokąd podążać, a wszystko ma swoją przyczynę, że jest coś, co wygląda jak wielki plan, układ, zgodnie z którym wspólnie podążamy. To są właśnie te dwie przyczyny, o których myślałem. Gdy myślimy o sensie istnienia, o całym wszechświecie, który tworzy naszą społeczność, o podążaniu w pewnym kierunku, w stronę określonego celu w przyszłości, to z punktu widzenia buddyzmu oczywiste jest, że w nas nie ma czegoś takiego jak „trwałe ja”. Gdy patrzymy w głąb siebie, widzimy wszystkie nasze krążące myśli, uczucia, percepcje. Z buddyjskiego punktu widzenia nie ma w nas trwałego bytu, który można by nazwać „ja”. W buddyzmie nie ma też koncepcji stworzenia świata przez Boga. Nasz wszechświat nie został stworzony przez żadną nadzwyczajną siłę. Po rozdzieleniu tych dwóch idei: idei „trwałego ja” i „stworzenia przez Boga”, oddalimy się znacznie od koncepcji, że ten świat musi istnieć w jakimś celu. I właściwie, gdy spojrzysz na to w taki buddyjski sposób, to zobaczysz, że nie ma żadnego celu, świat kręci się zgodnie z zasadą przyczyn i pewnych warunków. Gdyby chcieć opisać sposób, w jaki wszechświat ewoluuje, to jego istnienie bardziej przypomina cykle: wszechświat po wszechświecie, eon po eonie. Podobnie jest z życiem każdego z nas. Z punktu widzenia buddyzmu poszczególne etapy życia człowieka: narodziny, życie i śmierć, następują po sobie, powtarzają się. Jest to egzystencja cykliczna, powtarzalna, życie po życiu. Tak właśnie jest to postrzegane w buddyzmie. Nie widzimy tego w kategoriach ostatecznego celu, miejsca, do którego wszyscy zmierzamy, ale w kategoriach cyklu. Gdy uda nam się to w końcu zrozumieć, odkryjemy, że coraz mniej wierzymy w to, że świat zmierza w jakimś konkretnym kierunku np. w kierunku idealnej społeczności. Musimy poszukiwać celu życia i jego znaczenia zupełnie gdzie indziej. Sposób, w jaki ja bym zapytał o znaczenie życia i jego sens, polegałby na zajrzeniu najpierw w głąb siebie i zadaniu pytania: „Czego tak naprawdę pragnę, chcę?”. Bo gdy dowiemy się, czego tak naprawdę chcemy, wówczas spełnienie tego pragnienia powinno stać się celem naszego życia. Jeśli możesz zaspokoić swoje najgłębsze pragnienie, tęsknotę, to tym samym w pewien sposób odkrywasz sens istnienia.

Spróbuj pomyśleć przez kilka chwil o swoim życiu. Czego tak naprawdę pragniemy? Weźmy zwykłą sytuację z życia codziennego. Zrozumienie tego, w jaki sposób podejmujemy decyzje w naszym życiu, nie wydaje się wcale takie trudne. Chodzi o małe rzeczy, np.: co zjeść, w co się ubrać, z jakimi ludźmi rozmawiać, jakie artykuły przeczytać w gazecie, jakie programy obejrzeć w telewizji. W jaki sposób podejmujemy te wszystkie małe decyzje w ciągu dnia? Jakie czynniki o tym decydują? Wybieramy to, co daje nam więcej szczęścia, co jest przyjemniejsze, korzystniejsze dla nas, co da nam odpowiednią energię, by przetrwać cały dzień i wykonać wszystkie obowiązki, jakie na nas czekają. Te wszystkie rzeczy przyczyniają się do naszego szczęścia, są dla nas korzystne. W taki sposób podejmujemy codzienne decyzje. Powinieneś zapytać siebie nie tylko o to, ale również o długoterminowe decyzje podejmowane w życiu: decyzje związane z wyborem wykształcenia, pracy, miejsca zamieszkania, religii, filozofii życia. Co jest siłą napędową, stojącą za tymi wyborami. Trzeba zastanowić się nad tym, co sprawi nam przyjemność, da satysfakcję, spokój i harmonię w obcowaniu ze społecznością, co da nam przyjemność i szczęście w życiu. Dlaczego decydujesz się na spotkania ze społecznością buddyjską? Ponieważ myślisz, że coś ci to przyniesie. Gdybyś uważał, że buddyzm nie wniesie do twojego życia nic nowego, prawdopodobnie nie widziałbyś sensu swojej obecności tutaj. Chciałbym również powiedzieć, dlaczego ja tutaj jestem. Dlaczego zadaję sobie trud i przemawiam. W tym wypadku powód jest ten sam. Wierzę, że w dłuższej perspektywie, będzie to korzystne zarówno dla mnie, jak i dla ludzi, którzy przychodzą słuchać moich słów. Robię to, ponieważ myślę, że może to przynieść wiele korzyści. Tak więc widzimy, że te wszystkie rzeczy, których poszukujemy w życiu, mogą w taki czy inny sposób zostać sklasyfikowane jako szczęście. Wszyscy szukamy szczęścia w życiu. Możemy je odnaleźć nawet w najmniejszych jego aspektach dotyczących na przykład tego, w jakiej pozycji teraz usiąść, czy się troszkę poruszyć w jedną stronę, w drugą stronę, czy też się troszkę wyprostować albo przeciągnąć. I to również świadczy o tym, że staramy się uciec od bólu, irytacji, usiłujemy odnaleźć wygodę dla naszego ciała, co nie jest wcale takie proste. Mam na myśli wygodę w danym miejscu i czasie. Usiłowanie kierowania się w stronę przyjemności i szczęścia. Wszystko, co nas w życiu napędza, jest w zasadzie ruchem w stronę szczęścia, czyli rzeczy, które nas zaspokoją i usatysfakcjonują. Tę rzecz, za którą podążamy, nazwałbym w skrócie szczęściem. Jedno słowo, którym możemy podsumować wszystkie rzeczy, jakie chcemy w życiu osiągnąć, to właśnie szczęście. I właśnie ono staje się celem naszego życia – szczęście, do którego dążymy. Na tym polega życie. I nagle cel życia zdaje się bardzo oczywisty. Powodem tak częstego zapominania, co jest celem życia, jest nic innego jak to, że idea szczęścia wydaje się tak bardzo iluzoryczna. Osiągnięcie szczęścia i zrozumienie go jest tak trudne, że gdy w końcu je osiągniesz, to trudno ci je utrzymać. I właśnie dlatego często zapominamy, jaki jest cel tego wszystkiego. Dzięki zaglądaniu w głąb siebie możemy dostrzec miejsce, do którego wszyscy zmierzamy. Tuż po tym, kiedy zdamy sobie sprawę, że chcemy być szczęśliwi, pojawia się problem, czyli próba znalezienia odpowiedzi na pytanie, czego tak naprawdę pragniemy w życiu? Czasami bardzo trudno jest nam na nie odpowiedzieć. Z pewnością dzieje się tak dlatego, że istnieje kilka różnych rodzajów szczęścia. Czasami są nim takie przyjemności jak chodzenie do kina, jedzenie smacznego jedzenia, związki itd. Są też inne odmiany szczęścia: odczuwanie spokoju, wyciszenia, zaspokojenia, doświadczanie radości umysłu. To jest w pewnym sensie nieco inny rodzaj szczęścia. Gdzie tak naprawdę powinniśmy szukać szczęścia? Wiemy, że chcemy być szczęśliwi, ale czym tak naprawdę jest szczęście? Pomimo zdawania sobie sprawy, że w ten czy inny sposób dążymy do szczęścia, tak niewielu z nas jest w stanie je osiągnąć. Ludzie bardzo często są przygnębieni, są w dołku, zamartwiają się po stracie przyjaciół, bliskich, i bardzo często nie odnajdują tej spokojnej i radosnej odmiany szczęśliwości, która jest możliwa do osiągnięcia w tym życiu. Powodem jest to, że ludzie szukają w złym miejscu.

Chciałbym wam teraz przedstawić istotne rozróżnienie dotyczące szczęścia, dokonane przez Buddhę. Podzielił on szczęście na ziemskie i duchowe. Są to dwa główne rodzaje szczęścia, które odkrył Buddha. Mówiłem o tym rok temu, ale temat ten wydaje mi się wyjątkowo interesujący, więc postanowiłem poruszyć go raz jeszcze. Jaka jest zatem różnica pomiędzy szczęściem ziemskim a szczęściem duchowym? Otóż szczęście ziemskie bierze się głównie ze szczęścia odczuwanego dzięki zmysłom: pochodzi ono z rzeczy, które widzimy, z dźwięków, które słyszymy. To ten rodzaj szczęścia, które odczuwamy, gdy dostaniemy awans w pracy, gdy dostaniemy podwyżkę, gdy otrzymamy ważną posadę, gdy staniemy się sławni, gdy ludzie o nas dobrze mówią. Te wszystkie rzeczy mogą składać się na odczuwanie ziemskiego szczęścia i poniekąd to jest szczęście, ale Buddha wyraźnie powiedział, że jest to szczęście doczesne. Drugi rodzaj to szczęście duchowe, które pochodzi z duchowego stylu życia: z bycia moralnym, czynienia dobra, bycia uprzejmym, hojnym i szlachetnym, spokojnym, pełnym współczucia i miłującej dobroci, z praktyki medytacyjnej. Te wszystkie pozytywne rzeczy, które rozwijamy w naszych umysłach, i szczęście, które z nich pochodzi, to właśnie szczęście duchowe. To jest najważniejsze rozróżnienie szczęścia, jakiego dokonał Buddha. Dlaczego do jednego rodzaju szczęścia należy dążyć, a drugi rodzaj nie jest, aż tak istotny, zgodnie z tym, czego nauczał Buddha? Przyczyna jest następująca – opowiem teraz coś, co miałem już okazję tutaj przytoczyć – chodzi o eksperyment, który dawno temu przeprowadzono w Stanach Zjednoczonych. Wykazał on, co dzieje się z ludźmi, którzy odczuwają przyjemności zmysłowe oraz w jaki sposób wpływa to na umysł. Jeśli dobrze pamiętam, eksperyment przeprowadzono na Harvardzie w latach 70. i odznaczał się on wyjątkowo wysokim poziomem naukowym. Nie było w nim żadnej przypadkowości. Naukowcy odkryli, że wszyscy zaczynamy mniej więcej od tego samego poziomu szczęścia. Powiedzmy, że znajdujemy się gdzieś na tym poziomie, tutaj zaczynamy. Niektórzy zaczynają od trochę wyższego poziomu, inni od niższego, ale z reguły jest to mniej więcej tutaj. Gdy doświadczamy pewnych przyjemności zmysłowych, np. jemy posiłek lub oglądamy jakiś fajny film, odczucia wynikające z naszych doświadczeń znajdują się na szczycie i zaraz po zjedzeniu dobrego posiłku lub po obejrzeniu filmu, poczucie szczęścia wraca do wyjściowego poziomu. Tak się właśnie dzieje z przyjemnościami zmysłowymi. Poziom szczęścia wraca dokładnie do tego poziomu, z którego zaczął wzrastać. To jest nadzwyczajne. Dążymy do tych przyjemności, ale poziom szczęścia wynikający z ich osiągnięcia zawsze wraca do poziomu początkowego. Pomyśl o czymś większym, co się przydarza w życiu. Powiedzmy, że kupujesz duży dom, nowy samochód, coś, co może być dużo ważniejsze i może trwać nieco dłużej. Poziom szczęścia wzrasta, odczuwasz je przez dłuższą chwilę, ale to bardziej niż pewne, że ekscytacja płynąca z kupna nowego domu lub samochodu zacznie opadać i po kilku tygodniach lub miesiącach, znowu znajdziesz się w miejscu, w którym byłeś przed kupnem.

Tak się dzieje w kółko. Jedna przyjemność zmysłowa za drugą. Gdy dostajesz awans w pracy, jesteś podekscytowany, czujesz się doceniony przez szefa, swoich współpracowników i w związku z tym czujesz się wspaniale. Jednak tutaj również pojawia się ten sam problem. Z pewnością emocje związane z awansem zaczną opadać do momentu, aż wrócą do stanu wyjściowego. Widzisz, co się tutaj dzieje. Zawsze odnajdujesz to szczęście, jednak zauważasz, że ono w końcu znika, nie zostaje z tobą na zawsze. Ponieważ to szczęście jest ulotne, zaczynasz za nim tęsknić i stwierdzasz, że chciałbyś je znowu poczuć, więc ponownie masz ochotę na zrobienie czegoś, co zagwarantuje ci to szczęście. I za każdym razem, gdy to robisz, historia się powtarza. Jesteś przez jakiś czas szczęśliwy, po czym szczęście cię opuszcza. Tak jest ciągle. Taki stan rzeczy zawsze prowadzi do rozczarowania. I z tego powodu nie przestajesz próbować. Dlatego ludzie w ten sposób przeżywają całe życie, od jednego szczęścia do drugiego, to w górę, to w dół, i tak naprawdę niewiele z tego zostaje na stałe. Oczywiście jednym z rodzajów największego szczęścia w życiu – o którym muszę tu wspomnieć, jako że większość ludzi dąży do tej właśnie formy szczęścia – to dobry związek zaczynający się od zakochania, co powinno przełożyć się później na wartościową relację. Ale nawet to uczucie zakochania, które wygląda na idealne i jest dla niektórych ludzi doświadczeniem bardzo wysokiego poziomu, z czasem przemija. Trwa może rok, półtora, ale z całą pewnością uczucie szczęścia z biegiem czasu ulegnie zmniejszeniu. Nie można być zakochanym zawsze, kiedyś to uczucie zniknie.

Z tego wynika, że uczucie zakochania nie daje stałego spełnienia. Istnieje też uczucie zupełnie odwrotne, ale równie ważne. Weźmy na przykład uczucie zmysłowego rozczarowania. Nagle zaczynamy odczuwać zniechęcenie do pracy i nasze poczucie szczęścia gwałtownie spada. Stajemy się przygnębieni, zamartwiamy się, czujemy się niedocenieni przez naszego przełożonego i naszych współpracowników, brakuje nam siły do działania. Podobne odczucia towarzyszą nam po zmniejszeniu wynagrodzenia i wtedy też wpadamy w dołek emocjonalny. Nawet w takich okolicznościach, gdy spotyka nas coś nieprzyjemnego, z czasem emocje opadają i zapominamy o przykrym doświadczeniu. Wracamy do poziomu wyjściowego. Tak właśnie wygląda nasze życie. Zaczynamy mniej więcej na tym poziomie, na przemian pojawiają się wzloty i upadki, zdarzają się większe i mniejsze górki i dołki, a na łożu śmierci zazwyczaj kończymy dokładnie na tym samym poziomie, na którym byliśmy na początku naszej drogi życiowej. To straszne prawda? Jest trochę tak, że w pewnym momencie to wszystko może nam się wydawać bezsensowne. Dlatego tak wielu ludzi pod koniec swojego życia zastanawia się: „O co w tym wszystkim chodziło? Jaki był w tym cel? Zdarzyło mi się kilka razy być szczęśliwym, smutnym, a pod koniec dnia znajdowałem się w tym samym miejscu, w którym zaczynałem. Opuszczam ten świat w ten sam sposób, w jaki na niego przyszedłem. Dostałem wszystko, gdy się urodziłem, a gdy umieram, to wszystko zostawiam. O co w tym wszystkim chodziło?”.

To jest dobre pytanie. Tutaj pojawia się istotna kwestia szczęścia duchowego. Szczęścia innego rodzaju, wychwalanego przez Buddhę. To prawdziwe szczęście, takie, które naprawdę się liczy i ma wartość. Różnica pomiędzy tym rodzajem szczęścia a szczęściem ziemskim została również odkryta w wyniku licznych eksperymentów, które w ostatnich latach zostały przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych. Okazało się, że w ludzkim mózgu znajdują się pewne obszary, które aktywują się, gdy doświadczamy określonych rodzajów szczęścia. Po odkryciu tego naukowcy mogli stwierdzić, w jaki sposób różni ludzie mogą być szczęśliwi. Postanowili zbadać tych ludzi. Niektórzy z nich w sposób aktywny prowadzili życie duchowe. Ludzie ci byli dobrzy, medytowali i robili dobre rzeczy w życiu. W wyniku przeprowadzonych badań okazało się, że im bardziej duchowe życie prowadzisz (w tym wypadku chodzi o medytację), tym więcej z niego dostajesz oraz im większe sukcesy odnosisz w praktyce medytacji, tym więcej masz z tego korzyści i coraz więcej osiągasz w tej dziedzinie, jesteś szczęśliwszy. Dlatego wyniki tego eksperymentu wydają się niesamowite. W tym rodzaju szczęścia odczucie zadowolenia nie znikało, to rodzaj szczęścia, który był w tych ludzi wręcz wpisany. Im dłużej prowadzisz życie duchowe, tym szczęśliwszy się stajesz. Innymi słowy szczęście jest wynikiem długotrwałej praktyki, a nie tylko wynikiem pewnego rodzaju spełnienia w danym dniu. Te wyniki są nieprawdopodobne. Ta idea świetnie pasuje do tego, co mówił Buddha. Prawdziwie ważne i interesujące szczęście to właśnie szczęście duchowe. Sposób, w jaki należy na to patrzeć, nakazuje nam zwrócić uwagę na poziomy szczęścia, o których już wspominałem. Wygląda to tak: zaczynasz na pewnym poziomie w życiu i prowadzisz życie duchowe. Przykładowo chcesz zrobić coś dobrego i spontanicznego dla drugiej osoby lub chcesz komuś powiedzieć coś miłego, bo czujesz taką potrzebę w sercu. I nie ma w tym nic nadprzyrodzonego, to jest zwykła prawdziwa grzeczność, chcesz zrobić coś miłego, dajesz coś komuś, gdy ktoś tego potrzebuje. I jak czujesz się po zrobieniu czegoś spontanicznego i miłego? Czujesz się wewnętrznie dobrze.

Poczucie szczęścia wzrasta z powodu zrobienia czegoś dobrego i miłego. Wszyscy doskonale wiemy, jakie to uczucie. To jest coś bardzo podobnego do szczęścia zmysłowego, to jest jak szczytowe doświadczenie. Są różne rodzaje szczęścia, ale to jest właśnie ten rodzaj szczytowego szczęścia, które wywodzi się ze zrobienia czegoś miłego. Wkrótce poziom tego szczęścia ponownie się obniża. Jednak nigdy nie wraca do poziomu wyjściowego. Zostawia po sobie w umyśle swego rodzaju osad. I na tym polega istotna różnica pomiędzy szczęściem duchowym a ziemskim. Szczęście duchowe pozostawia w umyśle osad, którego ilość zwiększa się. Zostaje podniesiona choćby jego mała część. Dokładnie tak dzieje się, gdy jesteśmy uprzejmymi i miłymi ludźmi, którzy robią dobre rzeczy na tym świecie. Za każdym razem, gdy robimy coś dobrego i za każdym razem, gdy decydujemy się na to, by być miłymi, przyczyniamy się do powolnego wznoszenia naszego umysłu na wyższy poziom, krok po kroku, etap po etapie. Za każdym razem, gdy medytujemy, gdy okazujemy współczucie, miłość i grzeczność, stajemy się spokojniejsi, i gdy mamy w sobie same pozytywne emocje związane ze światem, podnosimy nasze umysły w górę, etap po etapie. Gdy postępuje się właśnie w ten sposób, łatwo zauważyć, co się wówczas dzieje. Zamiast obserwować stałą krzywą, która zaczyna się w tym miejscu, a kończy w tym na koniec życia, zaobserwujemy skłonność krzywej do wznoszenia się coraz wyżej i wyżej. To oczywiste, że po drodze przydarzą nam się czasami potknięcia i nie zawsze będziemy umieli być mili i szlachetni, zdarzy nam się pójść w złą stronę. Wtedy zamiast piąć się w górę, nieco opadniemy, ale po chwili zreflektujemy się i znowu zaczniemy naszą wspinaczkę.

Tak więc różnica pomiędzy szczęściem zmysłowym a szczęściem duchowym polega na tym, że jeżeli będziemy pielęgnować w sobie szczęście duchowe, to będziemy się wznosić, będziemy wznosić nasze umysły, etap po etapie, idąc ciągle w górę. Gdy dotrzemy do końca naszej drogi i gdy przyjdzie nam opuścić ten świat, opuścić to ciało, będziemy wtedy na zupełnie innym poziomie niż ten, z którego zaczynaliśmy. I na tym polega całe piękno duchowego szczęścia. Dzięki niemu przemieszczasz się, a gdy obejrzysz się w tył, z łatwością stwierdzisz, że to ziemskie życie było coś warte, bo gdzieś doszedłeś, zmieniłeś się na lepsze, jesteś szczęśliwszy, bardziej zadowolony z życia. Odkąd przyszedłeś na ten świat, przemierzyłeś pewną drogę, bo byłeś życzliwą, dobrą i szlachetną osobą, a także pomagałeś innym ludziom w trakcie tej drogi, zrobiłeś dużo dobrego na tym świecie i sporo ludzi przyłączyło się do ciebie na tej pięknej duchowej drodze. I teraz dokładnie widać, na czym polega nasze ziemskie życie. Otóż polega ono na odnalezieniu prawdziwego szczęścia, autentycznej satysfakcji, którą można osiągnąć dzięki duchowemu stylowi życia, dzięki czynieniu dobra, tak aby w ciągu życia dokądś dojść. Tak naprawdę możemy przenieść się w inne miejsce niż to, w którym rozpoczęliśmy naszą drogę. To staje się ostatecznie celem naszego życia. Taka jest właśnie odpowiedź buddyzmu na pytanie o sens życia, o jego cel.

Dlatego chciałbym zapytać o jedną rzecz. Dlaczego tylu ludzi, którzy słuchają nauk buddyjskich, którzy słuchają tego, co teraz mówię – przy czym wydaje mi się, że buddyjski sposób życia jest bardzo ważny i wartościowy, i że zgodzicie się ze mną w tej kwestii – dlaczego tylu ludzi słuchających tych właśnie słów lub innych duchowych nauk, odwraca się do nich plecami, nie może ich pojąć, zrozumieć? Dlaczego nawet jeśli jesteśmy buddystami, dlaczego czasami wkładamy za mało wysiłku w naszą praktykę? Dlaczego czasami nam się nie udaje i nie robimy takich postępów, jakich byśmy chcieli? Dlaczego nawet gdy jestem mnichem i siedzę w moim kuti (chatka do medytacji – przyp. red.), zastanawiam się, czemu nie wkładam więcej wysiłku w moją praktykę. Wszystkim czasami się zdarza myśleć, że mogliby przyłożyć się nieco bardziej. Jedną z odpowiedzi na to, jak już wspominałem, można odnaleźć w koncepcji „ja”. Ten nasz wewnętrzny problem związany jest z poczuciem trwałości „ja”, z ciągłym pytaniem o to, kim jesteśmy. I ponieważ nieodłącznie towarzyszy temu poczucie trwałości, często bardzo ciężko nam zrozumieć, że można się zmienić i stać kimś zupełnie innym. To, że nie możemy w pełni dostrzec możliwości zmiany, transformacji naszego wnętrza, często staje się przyczyną zatrzymania i niewkładania wystarczającego wysiłku w życie. Sposobem na zrozumienie tego jest spojrzenie w głąb siebie i dostrzeżenie, kim jestem, jak się z tym czuję, sposobu myślenia o sobie, zauważenia, że to jesteś ty – tak siebie postrzegam.

Jednym ze sposobów, by to wszystko dostrzec – np. gdy jest się przygnębionym – jest zadanie sobie pytania o to, co dzieje się w czasie depresji. Czy martwisz się z powodu straty kogoś bliskiego? Czasami ludzie popełniają samobójstwo z takich powodów. Widzimy to cały czas. Dlaczego ludzie odbierają sobie życie? Ponieważ uważają, że stan przygnębienia jest stanem trwałym, nie umieją dostrzec, że jest to przejściowe i że pewnego dnia ich problem i cierpienie się skończą. To nasz duży kłopot – postrzeganie tego, co dzieje się życiu, jako czegoś trwałego. Gdy jesteś przygnębiony i myślisz, że to nie minie, wówczas twoja sytuacja staje się beznadziejna. Najważniejszą rzeczą, jaką można powiedzieć osobie znajdującej się w takim stanie, jest: „Pamiętaj, to przeminie”. Tak by właśnie powiedział Ajahn Brahm: „To też przeminie”. To jest bardzo ważna rzecz, o której należy pamiętać. Trzeba również pamiętać o naszej duchowej drodze i o tym, że to, jaki jestem teraz, nie jest trwałe, wcale nie muszę cały czas być taki, jaki jestem. Mogę się zmienić. Jeśli z całego równania wyjmiesz koncepcję „ja”, zdasz sobie sprawę, że jesteś istotą uwarunkowaną, że to, co jest dookoła, wpływa na ciebie, nagle usuniesz również wszelkie ograniczenia związane z możliwością zmiany. Nagle wszystkie ograniczenia związane z ilością szczęścia, zadowolenia, satysfakcji i spokoju w życiu, znikną. Limit zostanie usunięty. Zrozumiesz, że potencjał życia duchowego jest ogromny. Prawdopodobnie wykracza poza nas i poza to, co możemy osiągnąć w życiu. To jest właśnie to, o co warto walczyć, coś absolutnie wspaniałego. Koniec wszelkiego cierpienia, najwyższe możliwe do osiągnięcia szczęście, Nibbāna, to jest najwyższa wartość w życiu duchowym. Dlatego bądźcie ostrożni, jeśli chodzi o wiarę w to, kim teraz jesteście, jakimi teraz jesteście osobami i w trwałość tego. Mamy ogromny potencjał. Gdy będziecie czytać słowa Buddhy, patrzeć na innych ludzi, którzy praktykują od dłuższego czasu, dojdziecie do wniosku, że to coś jest dostępne i że jest czymś o wiele wyższym, czymś, co przy odrobinie wysiłku możemy osiągnąć wszyscy. Nie pozwólcie, by iluzja trwałego „ja” uniemożliwiła wam skorzystanie z potencjału pozwalającego na rozwijanie się. Trzeba pamiętać, że możliwość zmiany jest prawie nieograniczona.

To właściwie koniec mojej mowy dotyczącej celu życia, którego istota leży w osiągnięciu satysfakcji i szczęścia – czego wszyscy pragniemy, a jednocześnie dla tylu ludzi jest to bardzo trudne do zrozumienia. Wydaje mi się, że właśnie w naukach Buddhy należy szukać szczęścia, bo skrywają ten pełny i prawdziwy rodzaj szczęścia.

Czy są jakieś pytania lub uwagi, skargi lub zażalenia? Teraz jest możliwość zadania pytań i zabrania głosu.

Tak, proszę bardzo.

Pytanie: [niewyraźnie]

Tak, wydaje mi się, że to może być prawda. Można powiedzieć, że zużywanie energii na praktykę jest bliskie cierpieniu, którego doświadczamy w życiu. A ponieważ nie chcemy cierpieć, staramy się uciekać od rzeczy, które zabierają zbyt dużo energii. To prawda. I w tym momencie przychodzi z pomocą wiara, wiara potrzebna do zrozumienia tego, że jeśli włożymy w coś energię, szybciej poradzimy sobie z cierpieniem. Tu się właśnie pojawia miejsce na wiarę i zrozumienie Dhammy i nauk Buddhy. Będziemy potrafili pogodzić się z faktem, że doświadczanie odrobiny cierpienia teraz, opłaci nam się w przyszłości. Gdy jesteś oddanym buddystą i chcesz postępować zgodnie z 5 wskazaniami, czyli z podstawowym buddyjskim kodeksem moralnym, zauważysz, że nawet w nim jest obecna odrobina cierpienia. Niektórych rzeczy nie można robić. Jeśli kiedyś miałeś w zwyczaju kłamać, pić alkohol i jeśli robiłeś rzeczy, które były sprzeczne z 5 wskazaniami, będziesz musiał z nich zrezygnować. I to niestety będzie skutkowało odrobiną cierpienia. Ale oczywiście w zamian, w przyszłości, odczujesz o wiele więcej szczęścia – jeśli będziesz postępował zgodnie ze wskazaniami. Tak samo jest na całej buddyjskiej drodze. Ludzie, którzy medytują, często przebywają na odosobnieniach, co może również przynieść chwilowe cierpienie, ale to jest tylko chwilowe. Dzieje się tak głównie dlatego, że robisz rzeczy, do których nie jesteś przyzwyczajony, ale gdy w końcu dojdziesz do wprawy, gdy będziesz robić to prawidłowo, wyniki twojej pracy będą bardzo zadowalające. Tak więc oczywiście życiu duchowemu jak najbardziej towarzyszy cierpienie, ale gdy chcesz ocenić swój rozwój duchowy, nigdy nie powinieneś patrzeć na to w krótkiej perspektywie, bo może być ona bardzo myląca. Zawsze należy brać pod uwagę dłuższy okres. Spójrz na siebie dzisiaj, porównaj ten obraz z obrazem sprzed sześciu miesięcy, sprzed roku. Aby dostrzec prawdziwą zmianę na lepsze, należy wziąć pod uwagę pewien okres. Wtedy będziesz mógł właściwie ocenić, czy życie duchowe rzeczywiście działa, czy też nie. Perspektywa tygodniowa jest zbyt krótka, ponieważ ludzki umysł podlega zmianom i trudno jest mu dostrzec poprawę, nie może znaleźć odpowiedniej perspektywy. Czy taka odpowiedź jest w porządku?

Proszę.

Pytanie: Dopiero poznaję buddyzm, więc będzie to pytanie początkującej. Jeśli sensem życia jest szczęście, to co dzieje się potem, jaki jest sens bycia szczęśliwą w tym życiu? Kiedy umieram, to – mimo że poziom mojego szczęścia jest wyższy, niż w chwili, gdy się urodziłam – nie wiem, jak dużo szczęścia muszę w tym życiu osiągnąć.

Po pierwsze bycie szczęśliwym samo w sobie nie jest niczym złym, wręcz przeciwnie, szczęście jest dobre. Czasami, gdy ludzie są załamani i znajdują się w bardzo trudnej sytuacji, nie mogą się doczekać, aż wyjdą z opresji. Oczywiście szczęście jest czymś wspaniałym, życie dzięki niemu staje się piękne. Gdy stajesz się szczęśliwszy, patrzysz na swoje poprzednie życie i myślisz: „Ojej, jakie ono było okropne. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak było źle, ale teraz już rozumiem, że było sporo cierpienia w tym życiu i wiem, że dzieje się tak, ponieważ szczęście jest bardzo blisko, życie jest tak blisko, że nie da się tego w pełni pojąć”. Im wyżej jesteś, tym wyżej chcesz wejść. W końcu przechodzisz z jednego życia do drugiego i możliwe, że będziesz szczęśliwy w przyszłym życiu. Wydaje mi się, że szczęście jest złym słowem. Bo tak naprawdę szukamy zadowolenia i spokoju, które są głębszą formą szczęścia, niż zwykłe podekscytowanie. Obecne życie może być budowane na podstawie poprzedniego. Jeśli pracujesz wystarczająco ciężko, może uda ci się zakończyć [cierpienie] nawet w tym życiu, ale jeśli musisz, to kontynuujesz pewne rzeczy w następnym. I w ten sposób następuje życie po życiu, ty wspinasz się coraz wyżej, a ostatecznym celem jest osiągnięcie stanu Nibbāny. Zgodnie z buddyzmem jest to najwyższe szczęście. I wydaje mi się, że prawie każdy zgodzi się z tym, że wszyscy powinniśmy doświadczać właśnie takiego rodzaju szczęścia, a skoro jest ono osiągalne, to zmierzanie w jego kierunku i osiągnięcie go nadaje życiu prawdziwy sens. Mniej więcej o to właśnie chodzi.

Bardzo proszę o zadawanie podstawowych pytań, nie ma się czego wstydzić. Jestem pewien, że jest tu sporo osób, które przyszły mnie posłuchać pierwszy raz, więc nie bójcie się pytać. Śmiało.

Tak. Proszę.

Pytanie [niewyraźnie]

OK, strach przed zmianą. To zależy, co masz na myśli, mówiąc o strachu przed zmianą. Zazwyczaj zaczynasz od małych rzeczy. Zaczynasz od rzeczy, które łatwo zmienić. Pytasz siebie, w jaki sposób możesz polepszyć swoje życie, jak żyć w lepszy sposób, jak być milszą, delikatniejszą, hojniejszą i współodczuwającą osobą? Większość ludzi nie odczuwa strachu przed zmianą. W zasadzie to przychodzi samo i przypomina proces budowy. Gdy jesteś współczujący, zastanawiasz się, w jaki sposób stać się jeszcze bardziej współczującym i miłym. Jak robić to krok po kroku, iść naprzód? I zobaczysz, że to, co na początku mogło wydawać się przerażające, staje się czymś zupełnie naturalnym. Możesz się zmienić w sposób, jakiego się nigdy nie spodziewałaś. I to jest piękne. Nie myśl o swojej zmianie, tylko rób to, co należy i obserwuj, czy twój umysł zmienia się w pozytywny sposób. Zapewniam cię, że możesz dzięki temu być bardzo szczęśliwa. Nie pożałujesz. Nie myśl o umyśle, tylko rób to, co dobre i patrz, co się dzieje. Jeśli będziesz miała jakiekolwiek problemy, zapytaj Ajahna Brahma. Mnie nie pytaj (śmiech). Tak to wygląda.

Ktoś jeszcze chce o coś zapytać?

Tak. Proszę.

Pytanie: Jeśli sensem życia jest prawdziwe szczęście, a po jakimś czasie je osiągniemy oraz Nibbānę, to czy sens życia przestanie istnieć, gdy osiągniemy najwyższy poziom szczęścia?

Chodzi o to, że Nibbāna to jest punkt końcowy. Dalej nie można pójść. To najwyższe możliwe do osiągnięcia szczęście. Gdy dotrzesz do końca, to właściwie nie ma po co pytać o sens. Docierasz do końca. To tak, jakby zadać pytanie: „Jaki jest sens w osiągnięciu najwyższego szczęścia?”. To jest to. I jest twoje. To jest trochę tak, jakbyś był zawodnikiem olimpijskim. Docierasz do mety i wygrywasz. Cel został osiągnięty i tylko to się liczy, nic poza tym. Tak samo jest z osiągnięciem najwyższego szczęścia. To jest najlepsze, co może ci się przytrafić w tym wszechświecie. Po co miałbyś szukać czegokolwiek innego? Nie ma to sensu. Osiągnąłeś to, co najwyższe.

OK. Wszyscy są zadowoleni i szczęśliwi?

O autorze

ajahn_brahmali.png

Brahmali Ajahn
zobacz inne publikacje autora

Ajahn Brahmali urodził się w Norwegii w 1964 roku. Po raz pierwszy zainteresował się buddyzmem i medytacją po wizycie w Japonii, gdy miał dwadzieścia kilka lat. Po uzyskaniu dyplomów w dziedzinie inżynierii, a także finansów, rozpoczął mnisi trening jako anagārika (przestrzeganie ośmiu wskazań) w klasztorach buddyjskich Amaravati i Chithurst w Anglii.

Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: Facebook

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

gnu.svg.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

cc.png

Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK

Źródło: BSWA

Tłumaczenie: Marysia
Redakcja polska: Alicja Brylińska
Polskie udźwiękowienie: sponsorowane przez anonimowego darczyńcę
Czyta: Ula Feluś

Image0001%20%281%29.png


Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/