Wersja z lektorem:

Wersja z napisami:

KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE

Mniszki (bhikkhunī)
Ups! Raz, dwa, trzy… Jeszcze nie. W porządku, usiądźcie, proszę.
[Zapowiedź przemowy]

Dziękuję wam wszystkim za przybycie tego wieczora. Przede wszystkim chciałbym powiedzieć, że tytułem dzisiejszej mowy… Tak naprawdę nigdy sam nie wybieram tematu, więc jeśli zostanę oskarżony o bycie kontrowersyjnym, nie będzie to moja wina. Z radością wypowiem się na każdy temat. Jestem zadowolony, że mogę omówić dzisiejszy.

Zaaranżowałem ordynację mniszek. Popierałem te dążenia w Australii i miałem z tym później sporo problemów. Ale koniec końców, jak mawiają w Australii: „Jeśli chcesz zrobić omlet, musisz rozbić kilka jaj”. Innymi słowy, kiedy tylko chcesz zrobić krok naprzód, zawsze pojawią się jakieś przeszkody. Towarzyszy to rozwojowi ludzi na całym świecie. Wszystkich nie da się przekonać. Odpowiedzią na pytanie, czy ordynacja mniszek ma jednogłośne poparcie całej Saṅghi, brzmi: nie, oczywiście, że nie i nigdy nie będzie miała. Nigdy nie uzyskasz stuprocentowego poparcia, czegokolwiek byś w życiu nie robił.

Weźmy choćby dwie osoby współtworzące rodzinę: męża i żonę. To, co robisz, nie spotyka się ze stuprocentowym poparciem. Przecież to oczywiste, wszyscy się czasem kłócimy i mamy zastrzeżenia co do drugiej osoby. Przypomniał mi się pewien mężczyzna, który pracował przy budowie naszego klasztoru w Australii. Powiedział mi, że zaraz po rozwodzie z żoną był tak przybity, że skończyło się to zawałem serca. Na szczęście był to silny mężczyzna, ale musiał żyć z wydolnością serca rzędu 40%. Pozostałe 60% narządu było martwe. Ale 40% serca było wystarczające, by mógł kłaść cegły w naszym klasztorze. Tak więc nawet 40% waszego serca wystarczy, by przeżyć. Nie trzeba zatem funkcjonować w życiu „z całego serca”, nie wspominając nawet o posunięciu naprzód tematu mniszek.

Myślę, że jedną z ważniejszych rzeczy, z których ludzie powinni zdawać sobie sprawę, jest przede wszystkim uzyskanie więcej informacji na temat, kim są mniszki i dlaczego są mniszkami. Posiadanie informacji o tym, jaki kierunek Buddha nadał buddyzmowi. Wszyscy z was wiedzą, jak żarliwym jestem buddystą i że trzymam się wskazań, i studiuję buddyzm. Uczę się nawet języka pāḷijskiego. Tymczasem niewielu ludzi poświęca czas na docenienie nie tylko buddyjskiej mądrości płynącej z nauczania Dhammy, czy też z medytacji, ale również mądrości płynącej ze sposobu, w jaki Buddha uporządkował życie zakonne. To jest absolutnie genialne. Wielu z was wie, że tuż przed śmiercią ktoś zadał Buddzie pytanie: „Kto cię zastąpi, kiedy umrzesz?”. Buddha odpowiedział jednym zdaniem, dzięki któremu buddyzm istnieje do dzisiaj. Powiedział: „Po mojej śmierci to Dhamma, czyli sutty oraz Vinaya będą waszym nauczycielem”. Tym samym to nauki i wyłożone przez Buddhę zasady zyskały autorytet, a nie konkretna osoba. Buddha zdawał sobie bowiem sprawę z zagrożeń płynących z hierarchii i właśnie dzięki temu buddyzm przetrwał silny. Dzięki temu buddyzm jest najstarszą, ciągłą, demokratyczną instytucją na świecie.

Struktura buddyjskiej Saṅghi, która nieprzerwanie trwa od ponad 2600 lat, nie jest hierarchiczna, tylko ma charakter demokratyczny. Zjednoczona jest w autonomiczne wspólnoty, których obszar zarządzania wyznaczają mnisi żyjący w danym rejonie. Zwykle żyjemy w klasztorach, tworząc coś, co nazywa się „sīmā”, czyli coś na kształt parafii. Wszyscy mnisi żyjący w obrębie danej granicy decydują o tym, co powinno być zrobione. Dzięki temu jest szansa na innowacje, gdyż nie potrzebujemy całkowitego poparcia wszystkich mnichów na całym świecie. Potrzebujemy 100% poparcia mnichów z lokalnej wspólnoty. To oznacza szanse na innowacje, oczywiście w obrębie zasad – możemy zatem próbować nowych rzeczy.

Porównuję te klasztory do drzew w lesie, do ich naturalnego porządku. Jeśli sadzonka rosnąca w lesie rośnie na dobrym podłożu, a w pobliżu jest woda, oczywiste jest, że w przyszłości wyrośnie na potężne drzewo. Jeśli natomiast rośnie na skalistym podłożu, a w pobliżu nie ma zbyt wiele wody, sadzonka nie poradzi sobie. Tak samo jest z każdą mnisią wspólnotą: jeśli zajmuje dobrą pozycję, praktykuje nauki Dhammy tak, jak powiedział Buddha, jeśli przestrzega wskazań oraz robi rzeczy, które powodują wzrost wiary w ludziach, którzy tę wspólnotę wspierają, a także ugruntowuje wiarę w niewierzących – wspólnota ta będzie trwała i rosła w siłę. Popatrzcie na klasztor Brickfields Vihara. Ile znacie innych małych klasztorów w Malezji lub w samym Kuala Lumpur? Dlaczego ta świątynia tak dobrze prosperuje? Stało się to za sprawą zarówno poprzedniego, jak i obecnego przełożonego klasztoru. Klasztor dobrze prosperuje zwłaszcza dzięki czcigodnemu K. Sri Dhammanandzie, któremu – dzięki trzymaniu się zasad – udało się wprowadzić istotne innowacje zachęcające i inspirujące lokalną społeczność. Tak więc każdy klasztor, każda społeczność i każda świątynia winny wprowadzać nowości, gdyż do tego zostały powołane.

Ponieważ lokalną przestrzenią do zarządzania jest dany klasztor, w buddyzmie jest miejsce na wprowadzanie zmian. Po pierwsze, nigdy nie będzie stuprocentowego poparcia, potrzebne jest tylko poparcie konkretnego klasztoru. Wtedy można wypróbowywać różne rzeczy, a to jest jedno z… Być może wynika to z tego, że pochodzę z Zachodu i w trakcie procesu edukacji byłem zachęcany do podejmowania ryzyka, do wypróbowywania nowych pomysłów, by zobaczyć, czy się sprawdzą. Czasem w życiu dzieje się tak, że podejmujesz ryzyko i lądujesz twarzą w dół, bo ci nie wychodzi. Kilka lat temu usłyszałem na jednej z konferencji w Australii… Kiedy uczestniczę w konferencjach, to nie tylko przemawiam, ale również słucham i nie chodzi tylko o przemówienia związane z buddyzmem, słucham wypowiedzi związanych z różnymi aspektami współczesnego świata – od psychologii po medycynę.

W tym przypadku chodziło o praktyki biznesowe. Jeśli podejmiesz ryzyko i spróbujesz czegoś nowego, a to nie wypali, nazywamy to „pozytywną klapą”. Kiedy przyjrzysz się temu określeniu, znaczy ono tyle, że owszem, zawaliłeś sprawę, ale zrobiłeś krok naprzód – nie tylko w swoim życiu, ale również w społeczeństwie. Wyciągnąłeś wnioski ze swoich błędów i popchnąłeś sprawy do przodu. Jeśli bowiem nie podejmiesz ryzyka, to jakim cudem chcesz dokonać postępu w życiu?

Pamiętam czasy, kiedy byłem nauczycielem w szkole, zostałem nim na rok przed włożeniem mnisich szat. Sądzę, że jednym z powodów, dla których zostałem mnichem, jest to, że kiedy ma się do czynienia z nastolatkami, to po roku każdy myśli o opuszczeniu tego świata! Kiedy byłem więc nauczycielem, musiałem przygotowywać egzaminy i testy. Jeśli moi uczniowie uzyskiwali dziesięć punktów z dziesięciu, oznaczało to, że test był źle ułożony. Gdy uczniowie uzyskiwali jeden, dwa punkty, a co lepsi trzy z dziesięciu, to test był również nieodpowiedni. Jeśli bowiem otrzymali komplet punktów, to co tak naprawdę sprawdziłem? Wszyscy znali odpowiedzi, test był za prosty. Jeśli test był zbyt trudny, wynik był niewspółmierny. Moim celem było więc, by średnia z testu wyniosła około siedmiu punktów na dziesięć, być może niektórzy otrzymają dziewięć albo dziesięć, ale żeby najniższy wynik był pięć na dziesięć. Jako nauczyciel chciałem bowiem zachęcać i motywować. Nigdy nie chciałem, by moi uczniowie mieli poczucie, że nie są w stanie ogarnąć nauk ścisłych. Jeśli dostaną poniżej pięciu punktów, to będą czuli się beznadziejnie i w końcu przestaną się starać. Ja natomiast poprzez test chciałem się dowiedzieć, której części mojej lekcji nie zrozumieli do końca. Jeśli więc wynik był siedem na dziesięć, była to dla mnie informacja zwrotna na temat tego, na jakim materiale powinienem się skupić na następnej lekcji.

Od tego właśnie są porażki, informują cię one, gdzie powinieneś bardziej się wysilić, by więcej się nauczyć i pogłębić wiedzę, by zrobić w życiu postęp. To właśnie nazywam „pozytywną klapą”. Uczymy się, a więc rozwijamy i stajemy coraz lepsi. Uważam, że to bardzo istotne w każdym aspekcie życia, nawet w buddyzmie, by podejmować ryzyko i zobaczyć, co z tego wyniknie.

Zwykle dzieje się tak, że kilkoro ludzi stwierdza: „Tak, chcemy zobaczyć, czy to się sprawdzi, czy we współczesnym świecie jest miejsce na mniszki – spróbujmy!”. Wiecie, przygląda się temu wiele osób, które stoją z boku – jeśli to wypali, a wygląda na to, że tak się właśnie dzieje, wtedy wszyscy się przyłączają i angażują. Wtedy mówią: „Ależ tak, popierałem to przedsięwzięcie od samego początku”, ale tak naprawdę tylko stali z boku i obserwowali.

I to jest jedno z pierwszych… Witaj, Czcigodny… Opat do nas dołączył… Już zacząłem, więc czy zechciałbyś odłożyć wprowadzenie do mowy po mojej przemowie? Dziękuję.

My również podjęliśmy ryzyko, jeśli chodzi o nasz ośrodek odosobnień, który niedawno został ukończony. Ci z was, którzy już tam byli, znają nazwę Jhana Grove – któregoś dnia się przejęzyczyłem i nazwałem to miejsce Centrum Odosobnień Jhana Groove [„groove” znaczy „odlotowy” – przyp. tłum.], ponieważ to słowo kojarzy mi się z latami sześćdziesiątymi – odjazdowo jest medytować, bo wtedy „odlatujesz” i to jest wspaniałe uczucie. Czasami więc człowiek się pomyli i wychodzi mu to na dobre. Podejmujemy zatem ryzyko, nawet jako mnisi, bo czasem religie są takie konserwatywne w swym zapatrzeniu w przeszłość, zamiast patrzeć naprzód, podejmować wyzwania, wypróbowując nowe rzeczy, jak na przykład promowanie Dhammy na różne sposoby. Oczywiście zgodnie z Vinayą i zasadami, aczkolwiek na różne sposoby. Na przykład w niedzielę byłem w Singapurze z powodu buddyjskiego festiwalu filmowego, „Azjatyckiego Buddyjskiego Festiwalu Filmowego”. Pod koniec festiwalu wygłosiłem mowę, sugerując, w jaki sposób buddyści mogą podejmować ryzyko, by buddyzm mógł się rozwijać. Zwróćcie uwagę, co porabiają dzisiaj wasze dzieci. Prawdopodobnie siedzą w internecie, być może oglądają filmy. Dlaczego nie mielibyśmy wpleść pięknych nauk buddyjskich w filmy, stworzyć nurtu, który dałby ludziom okazję do obcowania z naukami Buddhy?

Przedstawiłem im więc pomysł, który wpadł mi do głowy jakiś czas temu podczas mojego pierwszego pobytu w Tajlandii. W tajskiej gazecie zobaczyłem pewien komiks, którego tytuł po przetłumaczeniu brzmiał „Supermnich”. Supermnich posiadał zdolności parapsychiczne i mógł latać w powietrzu. Jeśli więc jakiś pociąg wisiał nad przepaścią, on mógł użyć swoich mocy, bo powstrzymać katastrofę. W odróżnieniu od innych bohaterów, których znacie z filmów, takich jak Batman, Superman czy Iron Man, nie wsadzał on łotrów za kratki, tylko dawał nauki Dhammy, zaznajamiał z Pięcioma Wskazaniami, a złoczyńcy stawali się mnichami. Cóż to za piękne zakończenie! Tak więc na festiwalu filmowym powiedziałem: „Mamy tylu superbohaterów, czy nie można by znaleźć kogoś w Hollywood, kto by nakręcił »Supermnicha«?”. Buddyzm jest przecież w dechę w Stanach Zjednoczonych. Jak wy mówicie: „bahasis khren”, nieprawdaż? Jak u was mówi się na coś, co jest popularne? To chyba w innym języku – podróżuję do tylu krajów, że czasem nie wiem, gdzie jestem.

Tak więc skoro buddyzm jest tak popularny w Stanach, to dodajmy do tego zdolności parapsychiczne i przekaz moralny, a wszystko to w formie komiksu, czy czegoś w tym rodzaju, i przepis na sukces murowany. Hollywood zawsze poszukuje nowości. Tak więc „Supermnich”. Kiedy o tym opowiadałem, jedna z osób z publiczności podniosła rękę i powiedziała: „Mój były mąż pracował dla Stevena Spielberga w wytwórni DreamWorks i przekażę mu ten pomysł”. Tak więc „Wkrótce w kinach: »Supermnich«, reżyseria – Steven Spielberg!”. Oczywiście to dopiero początek, bo przeważnie takie filmy mają swoją kontynuację, więc trzeba będzie nakręcić „Supermniszkę”. A że zwykle takie produkcje tworzą trylogię, trzecim filmem będzie „Supernowicjusz”.

I to jest właśnie wprowadzanie innowacji. Jeśli nie będziemy wprowadzać zmian, utrudnimy ten piękny przekaz współczucia, pokoju, przebaczenia i niestosowania przemocy. Nie postępujemy dobrze, wstrzymując rozprzestrzenianie się tego przekazu tak daleko, jak tylko się da. To jest piękna nauka i dobrze wiecie, jak wiele wiary mam w nauki buddyjskie. Żyję jako mnich od trzydziestu siedmiu lat i te nauki w dalszym ciągu bardzo mnie inspirują. I to jest jeden z powodów, dla których zamęczam się, podróżując i ucząc, ucząc, ucząc – naprawdę to sobie cenię i chcę, by nauki buddyjskie rozprzestrzeniły się wszerz i wzdłuż, ponieważ są tak piękne i pomocne. Chciałbym sprawić, by świat stał się trochę lepszy. Myślę, że właśnie w taki sposób można to zrobić. Jeśli więc będziemy wprowadzać innowacje, będziemy w stanie zdziałać więcej.

Wielkie nieba! Jak trudno jest pozyskać dobrych mnichów i mniszki, by uczyli tutaj, w Malezji! Jest ciężko, ponieważ musicie ich „importować” z Australii ze sporym wysiłkiem. Nie możecie mieć lokalnych mnichów? To jest trudne, nieprawdaż? Dlaczego więc nie mielibyśmy podwoić Saṅghi dzięki obecności mniszek? Nie rozumiem, dlaczego mamy mieć tylko mnichów.

Jeden z powodów, dla których serdecznie popieram mniszki, jest bardzo praktyczny: buddyzm potrzebuje więcej nauczycieli. My, mężczyźni, nie damy rady sami. Potrzebujemy was i to w większej liczbie. Wiem to dzięki ilości zaproszeń, które otrzymuję – nie daję rady na wszystkie odpowiedzieć, dzień jest po prostu za krótki. To jest jeden z powodów. Oczywiście innym powodem, dla którego popieramy ordynację mniszek i dla którego się w to zaangażowaliśmy, jest coś, czemu się w życiu stanowczo sprzeciwiam. Mamy konferencje, mamy pogadanki, seminaria, słyszałem również, że tutaj w Malezji odbył się szczyt NATO. I to jest straszne – dlaczego gadamy, gadamy, a nikt nic nie robi? Tak więc stwierdziłem, że to ja coś zrobię i poprę ordynację mniszek.

Ważne jest, żebyś – jeżeli w coś wierzysz, jeżeli chcesz, by coś się ziściło – nie zostawiał tego w rękach innych osób. To ty musisz coś zrobić, podjąć działanie. „Niestrudzenie się starajcie” – to ostatnie słowa Buddhy. Nie siedź więc bezczynnie, zrób coś! Jeśli naprawdę chcesz wesprzeć buddyzm, niekoniecznie poprzez hojność czy dotacje, przyjdź wspomóc vihārę, wyczyść kibelki, zgłoś się na ochotnika do komitetu – zrób coś, zamiast siedzieć i biadolić: „Ojej, jak fajnie by było, gdybym…”.

Nie wiem, czy u was w Maha Vihara panują takie same zasady, ale tam, gdzie ja mieszkam, czyli w klasztorze Bodhinyana, jeśli przyjdzie do mnie mnich, nowicjusz czy osoba świecka i powie: „Myślę, że powinieneś napisać kolejną książkę”, odpowiadam: „Świetnie! Kto proponuje, ten wykonuje!”. Jeśli ktoś myśli, że vihārze przydałoby się malowanie – świetny pomysł, twój pomysł – zaaranżuj to! Wielu ludzi zgłasza się na ochotników. Nie oznacza to, że możesz poprzestać na zamiarach – wciel je w życie! Nie zatrzymuj pomysłów w sferze myśli i marzeń – w buddyzmie chcemy widzieć działanie! Chcemy się rozwijać i chcemy, żeby było więcej osób działających niż gadających. Zdecydowałem więc, że musimy coś z tym zrobić – i nie tylko z tym. Wiedziałem wystarczająco o buddyzmie, w szczególności o Vinayi. Mam dobry umysł, wyćwiczony w Cambridge, mam więc wgląd w sprawę i wiem, że [ordynacji] mniszek nie da się powstrzymać.

Najmocniejszym argumentem, który przedstawiali mi ludzie i który przyjmowałem, dopóki nie uzyskałem więcej informacji na ten temat, jest to, że aby wyświęcić mniszkę, potrzeba innej mniszki, że potrzeba ich co najmniej pięciu. Powtarzali mi, że Saṅgha mniszek z tradycji theravādy wymarła dawno temu. I to jest prawda – mniszki praktykujące w tej tradycji dawno wymarły. Jest natomiast ważny element, który znam ze studiowania tekstów Vinayi. Wiecie co? Nie ma czegoś takiego jak mniszka czy mnich ze szkoły theravādy, czy z tradycji mahāyāny, vajrayāny. Jest po prostu mnich i mniszka. Jest mnich, który woli nauki z tradycji mahāyāny, theravādy czy vajrayāny, lecz jeśli chodzi o proces ich wyświęcenia, to nie ma znaczenia ich pochodzenie, szkoła, nikāya czy odłam – jeśli wyświęcenie jest wiążące, to są oni mnichami lub mniszkami. Nie ma to znaczenia. To ważne odkrycie, którego dokonałem jakiś czas temu i które sprawiło, że zacząłem inaczej patrzeć na ludzi wokół mnie. Odwiedzałem świątynie mahāyāny i niektórzy mnisi, których tam spotkałem, byli wspaniali i robili to, co ja: trzymali się mocno Vinayi, praktykowali medytację i uczyli Dhammy. Wiecie, pomyślałem wtedy, że nie ma między nami różnicy. Owszem, nosimy szaty w odmiennych kolorach, ale dzielimy wspólną praktykę i wszyscy jesteśmy mnichami. Zdałem sobie sprawę, że jestem takim samym mnichem jak oni, że jesteśmy braćmi. A różnice pomiędzy tradycją mahāyāny i theravādy są nieistotne.

Spójrzcie na Czcigodnego – z jakiej nikāyi się wywodzisz? Siam Nikaya? Przecież to nie robi różnicy. Moja ordynacja dokonała się w Tajlandii, w Maha Nikaya, to mój rodowód. Ale to nie sprawia, że czuję się odmienny od Czcigodnego, jesteśmy braćmi. Jesteśmy takimi samymi synami Buddhy i to czyni nas braćmi. Nie widzę żadnej różnicy, jeśli chodzi o te wszystkie odłamy i nikāye. Myślę, że jako buddyści w naszym nowoczesnym świecie powinniśmy odsunąć różnice na bok. Zobaczcie, jeśli nie potrafimy żyć ze sobą w harmonii, to jakże możemy uczyć innych, by żyli w harmonii? Jeśli chodzi o różne odłamy i sekty, to przecież jesteśmy mnichami, nie wierzymy w takie bzdury. Tak więc tęsknimy za wspólnym życiem w pokoju i harmonii. I nie tylko przedstawiciele theravādy mogą żyć razem, podążający drogą mahāyāny czy vajrayāny – wszyscy są mnichami. Jeżeli ich wyświęcenie było prawomocne, to są mnichami lub mniszkami. Kiedy tylko zdałem sobie z tego sprawę, zrozumiałem, że ta linia nigdy nie wygasła, ponieważ ordynacja mniszek praktykujących w tradycji mahāyāny jest prawomocna. To ordynacja uprawomocnia sprawę. Wybadałem więc ceremonię święceń. Kiedy więc mnisi i mniszki z Korei i Tajwanu przybyli z wizytą wiele lat temu, zapytałem ich, czy mogę się przyjrzeć ich ceremonii wyświęcania. Okazało się, że jest dokładnie tak, jak w tradycji theravādyjskiej – nasza czy wasza, obie ordynacje są identyczne [kammavācā].

Zdałem sobie sprawę, iż są prawomocne, a ponieważ są prawomocne, mamy mniszki. Nie dbam o to, jakie noszą szaty czy za jakimi podążają suttami; dopóki są mniszkami, które utrzymują Vinayę na przyzwoitym poziomie, mogą wyświęcać inne mniszki.

Zrozumienie tego było dla mnie kluczowe, oznaczało bowiem, iż tradycja mniszek nigdy nie wymarła. Zawędrowała do Chin, gdzie cały czas jest obecna, na Tajwanie i w Korei jest niezrównanie silna. Ich ordynacja jest prawomocna, a rodowód sięga czasów samego Buddhy. Tak więc nie było nigdy takiego epizodu, Saṅgha mniszek nigdy nie wymarła. W pewnych krajach po prostu zanikła, tak jak Saṅgha mnichów na Sri Lance. Co więc zrobiono? Zaproszono mnichów z Tajlandii – czasem nie było już mnichów tajskich, ale byli ci z Birmy czy Sri Lanki – by przywrócić tradycję. I właśnie tym się teraz zajmujemy. Tak więc z prawomocnego punktu widzenia nie ma nic, co powinno zatrzymać proces ordynacji mniszek. Trzeba zrozumieć, że z prawnego punktu widzenia nie ma problemu w istnieniu mniszek.

I znowu: dlaczego nie? Przez wiele lat miałem wrażenie, że na przeszkodzie stoi prawo, że tego nie można zrobić. Ale zdałem sobie sprawę, że przeciwnie, to jest do zrobienia. Całe to zamieszanie z problemem ordynacji mniszek pozwoliło mi nawiązać znajomości z mnichami różnych nikāyi i yān.

Myślę, że pamiętacie, jak mówiłem, że theravāda, hīnayāna, vajrayāna i mahāyāna – te wszystkie yāny są powodem rozpadu buddyzmu. Wcale mi się to nie podoba. Wydaje mi się, że na naszym ostatnim spotkaniu powiedziałem, że dam początek nowej yānie, która będzie wypadkową wszystkich pozostałych. Wiecie, co mówi wasz premier? „Malezja w jedności, buddyzm w jedności”. Wyobraźcie to sobie. Wspaniale widzieć tu tyle mniszek z tradycji vajrayāny, nie widzę tu mniszek mahāyāny, a szkoda. Tak więc mamy tradycje: mahāyāna, theravāda i vajrayāna.

Uważam, że buddyzm we współczesnym świecie powinien pójść w następującym kierunku: weźmy „h” z hīnayāny, „ahā” z mahāyāny i dodajmy „yāna” z vajrayāny. Co nam wyjdzie? Hahāyāna! To jest moja yāna – niech buddyzm ma w sobie trochę radości, nie bądźmy tacy poważni.

Mówiłem o tym wczoraj w Singapurze – może skaczę trochę z tematu na temat, ale to są dobre historie. W lutym dawałem nauki w Hongkongu, gdzie przebywał czcigodny Dharmapala, mnich ze Sri Lanki. Mnich ten urodził się w Kuczing, później studiował w Hongkongu. Jest z niego dobry organizator, wspaniały mnich. Został przełożonym klasztoru mahāyāny, gdzie mnisi i mniszki z tradycji mahāyāny i theravādy pracowali wspólnie w pełnej harmonii. Pomyślałem, że to wspaniała sprawa, że w jednej świątyni przebywają lankijscy theravādyści i chińscy mahāyāniści i że pracują wspólnie w harmonii – cóż za piękna synergia! Ale chińska tradycja mahāyāny jest bardzo surowa, więc kiedy tam przebywam i wygłaszam mowy, opowiadam wtedy śmieszne historyjki, uśmiecham się i sprawiam, że ludzie również się śmieją. Pod koniec mojego pobytu podeszła do mnie mniszka, która przez wiele lat praktykowała w tradycji mahāyāny. Podeszła, by mi podziękować z całego serca. Nie dziękowała za nauki, które, notabene, jej się podobały, ale powiedziała: „Jestem ci wdzięczna, ponieważ w przeszłości, kiedy tylko się uśmiechałam, byłam besztana. Moi uczniowie mówili mi, że buddyjskiej mniszce nie wypada się uśmiechać. Po twojej wizycie nareszcie mogę się uśmiechać! Dziękuję ci!”. Tak więc ofiarowałem jej pozwolenie na szczęście. Kiedy w końcu jako buddyści pozbędziemy się tej sekciarskiej sztywności, będziemy mogli wspólnie pracować. A zatem chodzi nie tylko o to, by ordynacja mniszek była legalna, ale żeby być bardziej przyjaznym i uprzejmym wobec mnichów i mniszek z każdej tradycji buddyjskiej.

Nie wiem, czy są tu jakieś mniszki z tradycji vajrayāny? Czy zdarzyło wam się kiedyś, że udając się do świątyni, myślałyście: „Och, oni są z vajrayāny, to nie nasza bajka”. Czyż to nie okropne uczucie?

A gdzie życzliwość, gdzie współczucie, gdzie poczucie harmonii? Wszyscy jesteśmy dziećmi Buddhy, mamy tego samego ojca, nie interesuje nas, jakiego koloru szaty nosicie. Dopóki jesteśmy buddystami, którzy rozumieją choćby podstawy buddyzmu, dopóty jesteśmy braćmi i siostrami. Jakiż piękny świat, gdzie mnisi i mniszki z różnych tradycji mogą pogodzić się po tych wszystkich nieporozumieniach i żyć w spokoju i harmonii. To jest inspirujące.

Nasunęło mi to pomysł, że możemy… Co powiedział Obama? „Yes, we can!” Malezja też może! Buddyzm może! Tak, możemy mieć mniszki. Jak już powiemy sobie: „tak, możemy”, powstanie pytanie: „dlaczego nie?”. Przez całe życie, jeśli ktoś mnie o coś pyta – tak jak tutejszy opat, gdy zaprosił mnie do Malezji, bym wygłosił tę mowę – nigdy nie mówię „nie”, tylko myślę: „dlaczego by nie?”. Musiałbym wymyślić dobry powód, by odrzucić taką propozycję. W przeciwnym wypadku odpowiedź zawsze brzmi „tak”. Tak żyję. Jeśli o coś poprosicie, zawsze mówię „tak”, chyba że znajdę porządny powód, by powiedzieć „nie”. „Tak” to mój status domyślny. Dzieje się tak, ponieważ mam pozytywny umysł i myślę, że taki powinien być również buddyzm. Tak więc odpowiedź zawsze brzmi „tak”, chyba że mam podstawy, by powiedzieć „nie”. I myślę o tym, dlaczego miałbym odmówić.

Lata temu w Perth [Australia] wielu białych amatorów Dhammy z Zachodu, którzy przyglądali się buddyzmowi, mówiło, że wszystko im się w buddyzmie podoba, tylko gdzie są mniszki? W krajach takich jak Australia ludzie myślą: „Wielkie nieba, co się dzieje? Jaką jesteście religią? Macie być współczujący i mądrzy, dlaczego więc traktujecie połowę ludzkości jak obywateli drugiej kategorii? Połowie ludzi na świecie mówicie, że nie są wystarczająco dobrzy, że nie są upoważnieni do wstąpienia do Saṅghi”. Na Zachodzie jest to współmierne z rasizmem. Ktoś mi powiedział, że to tak, jakby w Stanach Zjednoczonych powiedzieć, że tylko biali mogą zostać mnichami, a czarni nie. Czy to przejdzie? Absolutnie nie, to nielegalne i niemoralne twierdzić, że tylko mężczyźni mogą należeć do Saṅghi, a kobiety nie.

Większość z tych sporów prowadzona była przez mnichów, to my decydowaliśmy o tym, co wy, kobiety, możecie lub nie. Jak się z tym czujecie jako kobiety? „To odrażające, dlaczego nie pytacie nas o zdanie? To nasze życie, chcemy zostać mniszkami, dlaczego nie?” Szczerze mówiąc, głównym powodem, dla którego w październiku 2009 roku dokonaliśmy w Perth ordynacji mniszek, było to, że prosiły o to cztery kobiety. Cztery kandydatki w brązowych szatach, które przez wiele lat trzymały się dziesięciu wskazań, bardzo wartościowe kandydatki. Kiedy przyszły i powiedziały, że chcą zostać mniszkami, popchnęło mnie to do powiedzenia „tak” – „oczywiście, jeśli tego pragniecie, to nigdy nie stanę na waszej drodze”. Pomimo tego, że dostałem w skórę i miałem z tego powodu problemy. To niesprawiedliwe, że one zostały mniszkami, a ja zbieram krytykę. Ale nieważne. Chciały tego, były przeszkolone, wybór został dokonany. Jeśli tego chcecie, to wam to umożliwimy. Musimy mieć stuprocentowe poparcie, ale tylko naszej lokalnej społeczności. Spytałem więc mnichów oraz społeczność świecką, czy chcą ordynacji mniszek. Powiedziałem im, że to oni będą musieli wspierać mniszki, bo ja jako mnich nie mogę ich karmić. Spytałem, czy są gotowi zatroszczyć się o mniszki. Oczywiście dostałem stuprocentowe, jednogłośne poparcie wspólnoty świeckiej. To mnie zainspirowało. Koniec końców chodzi przecież o mnichów i wspólnotę – owszem, my przeprowadzimy ceremonię wyświęcenia, ale powodzenie mniszek zależy od wspólnoty świeckiej. Jeśli bowiem chcecie obecności mniszek, jeśli będziecie je szanować, to będą obecne. To naprawdę nie zależy od prezydenta Sri Lanki czy mahanāyāki ani od żadnego mnicha. Jeśli chcecie mniszek i je szanujecie, to się pojawią.

To właśnie dzieje się w Tajlandii, gdzie jest mnóstwo mniszek. Są tam trzy czy cztery klasztory dla bhikkhunī. Opaci w Tajlandii, jeśli chcecie wiedzieć, nie mogą wypowiadać się w kwestii mniszek z powodu karty, dokumentu utworzonego wiele lat temu przez rząd Tajlandii. Starsi mnisi mogą tylko wypowiadać się w kwestii mnichów i nowicjuszy z dwóch głównych nikāyi. Nie mogą ani zakazywać ordynacji mniszek, ani na nią pozwalać, nie leży to w ich gestii. To tak, jakby rząd Malezji orzekał w temacie wyborów w Singapurze, to ich nie dotyczy, bo Malezja to zupełnie inny kraj. Z tego właśnie powodu naczelni mnisi z Tajlandii nie mogą wypowiadać się ani w jedną, ani w drugą stronę. Wiecie, tak samo nie mogą wtrącać się w sprawy wielu mnichów praktykujących w Tajlandii w tradycji mahāyāny. To nie leży w ich gestii, nie wolno im wypowiadać się w tej kwestii, ani na tak, ani na nie.

Kiedy to zrozumiałem, dotarło do mnie, że nie możemy czekać na mnichów tajskich, by powiedzieli „tak” lub „nie”. Z prawnego punktu widzenia nie wolno im się wypowiadać, to wykracza poza ich jurysdykcję. Oni mogą wypowiadać się tylko w temacie spraw związanych z mnichami i nowicjuszami, męskimi przedstawicielami dwóch głównych tradycji buddyjskich w Tajlandii i to wszystko. Ktoś mi o tym niedawno wspominał, powinienem był o tym pamiętać. Tak więc możemy mieć i mamy mniszki, a sukces Saṅghi mniszek zależy od osób świeckich. Nawet w Tajlandii zjawisko to cieszy się coraz większym powodzeniem, ponieważ jest wystarczająca ilość osób świeckich, która to popiera.

Tu w Malezji mamy mniszki. Obie jesteście mniszkami? Ty jesteś, a ty? Żadna z was nie jest sāmaṇerī? Jest jedna mniszka. Potrzebujemy więcej mniszek, które robiłyby coś w Malezji. To nie ma nic wspólnego ze mną, możemy popierać tę ordynację, możemy poruszać ten temat publicznie, ale to do was należy wspieranie i poszanowanie mniszek. Jeśli traktujecie je jak Saṅghę, co powinniście robić… W czasach Buddhy istniało poczwórne zgromadzenie: bhikkhu, bhikkhunī, upāsaka, upāsikā – życzeniem Buddhy była obecność mniszek. Dlatego też je wyświęcał, należą zatem do Saṅghi. Chciałem powiedzieć „jeden z ziomali”, ale to nie do końca tak. Należą do Saṅghi, więc tak je, proszę, traktujcie. Co jest najlepszym podarkiem? Ktoś kiedyś powiedział, że tylko ofiarowywanie Buddzie, ale Buddha zaprzeczył.

Ofiarowywanie mnichom? Buddha powiedział, że to również nie jest najlepszy dar. Najlepszym darem jest ten złożony obu Saṅghom: Saṅdze mnichów i Saṅdze mniszek. Zajrzyjcie do tekstów. Jeśli więc mamy tylko Saṅghę mnichów, to nie będzie się to wam opłacało. Jeśli będziecie ofiarowywać obu Saṅghom, to według Buddhy jest to najlepszy dar. Jeśli to zrozumiecie, pojmiecie znaczenie Saṅghi mniszek oraz to, jak powinny być szanowane i wspomagane w rozwoju.

Z doświadczenia obecności mniszek w Perth wiem jedno. Wiele kobiet przychodzi do mnie ze słowami: „Ajahnie Brahm, naprawdę cię szanujemy, słuchamy twoich mów. Ale wiesz, o pewne rzeczy nie możemy cię zapytać. Jesteś mężczyzną i szanujemy twoją mądrość, ale pewnych rzeczy nigdy nie pojmiesz. Chodzimy do mniszek, one rozumieją”. Znam swoje ograniczenia. Nie jestem mnichem, który potrafi każdą osobę wszystkiego nauczyć. I dlatego właśnie potrzebne są mniszki. Wydaje mi się, że wiele z kobiet, które tu teraz siedzą, rozumie, o czym mówię. Możecie udać się do drugiej kobiety, mniszki, a ona wykaże się zrozumieniem i nawiążecie nić porozumienia w sposób, do którego nie jestem zdolny jako mężczyzna.

I dlatego właśnie mężczyźni i kobiety z Perth mówią: „Dziękujemy za to, że są mniszki, z którymi możemy się spotkać i porozmawiać. Teraz dostajemy kompleksowe nauki, które się w pewien sposób dopełniają”. Dlatego więc naprawdę wspierają Saṅghę mniszek, szczególnie w Perth, gdzie zjawisko to jest wyjątkowo silne. I dlatego jestem pewien, że niedługo powiedzie się multimilionowy plan rozbudowania klasztoru Dhammasara, gdzie rezydują nasze mniszki. Niedługo pojawią się ulotki z prośbą o wsparcie finansowe dla tego klasztoru. A wszystko to za sprawą rozgłosu, jakiego nabrała sprawa ordynacji mniszek w Perth. Pewna osoba prowadzi blog buddyjski w Stanach Zjednoczonych, który opublikował dziesięć najbardziej popularnych tematów 2009 roku. Jak wynika z ilości odwiedzin strony, tematem numer jeden na blogu było przedłużenie aresztu domowego Aung San Suu Kyi. Byłem dumny, bo ordynacja mniszek z Perth uplasowała nas na drugiej pozycji i była to ważna wiadomość w Stanach. A ponieważ nabrało to takiego rozgłosu, zgłosiło się do nas mnóstwo kobiet z całego świata, które chciały zostać wyświęcone na mniszki, mieć gdzie się zatrzymać i dostać wsparcie i szkolenie. To ostatnie jest istotne, gdyż nie chodziło im tylko o wsparcie, wystarczającą ilość jedzenia i dach nad głową. Mniszki chcą być nauczane dopóty, dopóki same nie staną się nauczycielkami. Mogą być szkolone w Vinayi, w Dhammie i w medytacji, tak, byśmy mieli wspaniałe nauczycielki płci żeńskiej, które mogą podróżować po całym świecie i uczyć na odosobnieniach medytacyjnych. Tak się dzieje obecnie, ale ciągle nie ma wystarczającej liczby mniszek. Ordynacja mniszek to jedna rzecz, ale muszą one być również odpowiednio wyszkolone. Wtedy będziemy mieli naprawdę wspaniałe, mądre mniszki, które będą potrafiły nauczać medytacji i inspirować innych. Wtedy to Saṅgha mniszek stanie się silna i mnisi tacy jak ja nie będą musieli tak ciężko pracować, by tę Saṅghę wspierać, ponieważ będzie niezależna.

To tak jak z waszymi dziećmi – musicie się naprawdę napracować, by je wyszkolić, wyedukować, troszczyć się o nie, dopóki nie staną się silne, wykształcone, a następnie samodzielne. Oczywiście nadal je kochacie i wpadacie z wizytami, ale są już samodzielne. I to właśnie musimy uczynić z mniszkami: musimy dać im siłę, sprawić, by się całkowicie usamodzielniły. Jest to jedna z przyczyn, dla których upewniłem się, że klasztor mniszek będzie znajdował się w znacznej odległości od zakonu mnichów, to jest około 70 km. My jesteśmy na południe od Perth, mniszki są na wschód od Perth. Wiecie dlaczego? Chciałem, by przestały do mnie przychodzić i prosić o rozwiązanie ich problemów. Jeśli nie nauczą się same rozwiązywać swoich problemów, nigdy się nie rozwiną. Nie chciałem być po sąsiedzku. Co się dzieje, gdy mieszka się drzwi w drzwi i mnisi mają na nie zbyt wielki wpływ? Mniszki stają się znów podległe mężczyznom, nie mają tej suwerenności i siły, jak za czasów Buddhy, by stanąć na równi z mnichami. A to w naszym świecie bardzo ważne. Nie wszyscy mnisi to popierają, ale wiecie, większość jest za.

Wiecie, co jeden z tajskich mnichów mieszkających w Stanach Zjednoczonych mi powiedział po wyświęceniu mniszek? Spodoba wam się to, powiedział: „Ajahnie Brahm, tak trzymać! Powinieneś założyć kolejny zakon mniszek w Malezji”. Był mnichem tajskim i powiedział, że właśnie zdał sobie sprawę, jakie jest poparcie dla sprawy w tym kraju. Ze wszystkich miejsc na świecie przybyliśmy właśnie tu, do Malezji. Powiedział również: „Ajahnie Brahm, jeśli byłoby głosowanie – a był to mnich starszy doświadczeniem – to około 80% wszystkich mnichów tajskich zdecydowanie poparłoby mniszki”. Niektórzy z nich stoją z boku i nie chcą się publicznie wypowiadać ze strachu, że kogoś urażą. Powiedział: „Znam tych mnichów, jestem jednym z nich, macie 80% poparcia”. To dla mnie wystarczająco dużo. Mój dobry przyjaciel przeżył z 40% swojego serca, ciągle żyje i pracuje, widziałem się z nim kilka tygodni temu. Tak więc 80% serca Saṅghi mnisiej w zupełności mi wystarczy. Nigdy nie dostanie się 100%, a jeśli liczycie na 100%, to tak, jakbyście czekali na przyjście Maitreyi. A kiedy już przyjdzie… Nie wiem, kiedy przyjdzie, ale z pewnością umrzecie w oczekiwaniu.

Czy to nie piękne, że ze wszystkich religii to buddyzm jest tą, w której założeniach znalazło się równouprawnienie kobiet? Już 2500, 2600 lat temu żyły mniszki, a w wielu nowożytnych religiach ciągle zmagają się z kwestią płci. Jak w chrześcijaństwie: czy papieżem może zostać kobieta? Nie, nie, nie, nie, nie. Czy kobiety mogą być księżmi? Nie, nie, nie, nie. Buddha odpowiedział na tę kwestię 2600 lat temu, mówiąc: „Czemu nie?”. Jaką był więc nowoczesną osobą z niesamowitym wglądem w przyszłość. Czasem, kiedy rozmyślam nad tym, co czynił Buddha, to aż mnie ciarki przechodzą, nawet teraz. Żaden inny lider nie wykazał się taką mądrością ponad swoje czasy. Jesteście uczniami Buddhy i powinniście być z niego bardzo dumni.

Tak więc tutaj w Malezji w 2011 roku drzwi otwierają się również dla was. Mam nadzieję, że kiedy pewnego dnia zawitam do Brickfields Mahavihara, to zobaczę mniszki stojące w tym miejscu i głoszące mowę Dhammy. I że zobaczę mnichów siedzących tu razem ze mną, słuchających i mówiących: „Sādhu, sādhu, cóż za niesamowita mowa, pięknie, wspaniale!”. Czyż nie tak? Nie dbam o to, kto wygłasza mowę; jeśli jest ona dobra, to mnie inspiruje. Doczekam się tego za życia. Pragnę ujrzeć wspaniałe mniszki. Jeśli przyjdziecie, wypełniając to miejsce, i zainspirują was, to uronicie łzy? Pewnie tak; i być może ja też się rozpłaczę, nareszcie pełna sprawiedliwość, wykorzystujemy wszystkie zasoby, zarówno mężczyzn, jak i kobiet.

Jeśli wasza córka oznajmi wam: „Mamusiu, tatusiu, chcę zostać mniszką!”, to co odpowiecie? „Nie, musisz wyjść za mąż i mieć dzieci, kontynuować życie rodzinne!” O rany! Wiecie, kocham Chińczyków, ale jest jedna rzecz, którą wyczytałem o ich kulturze. Opowiedziałem to księdzu, który uznał to za dobry dowcip i chętnie go powtarzał. Chińczycy bardzo się cieszą, kiedy ktoś zostaje mnichem, chyba że dotyczy to ich syna. Księdza to bardzo rozśmieszyło. Mnich jest zawsze czyimś synem, dlaczego akurat nie twoim? Mniszka też jest córką, dlaczego nie twoją? Zobaczcie, jaka to piękna kariera. Czy nie bylibyście dumni ze swego syna? Mój biedny tato zmarł, kiedy byłem bardzo młody, ale często o nim myślę. To było jakieś 45 lat temu, miałem wtedy 16 lat. Gdyby mógł mnie teraz zobaczyć, jak nauczam, pomagam ludziom, służę ludziom na całym świecie, byłby bardzo dumny. „Mój syn to Ajahn Brahm, pomaga tylu ludziom, ratuje im życie, nadaje ich życiu sens, pomaga przejść życiowe kryzysy, pomaga im stać się lepszymi ludźmi, resocjalizuje więźniów, którzy potem mają swój udział w poprawie społeczeństwa, kiedy już opuszczą więzienie, bo już nie kradną, nie zabijają i nie gwałcą. To mój syn!” Och, jakże byłby szczęśliwy i dumny ze mnie!

A to mógłby być wasz syn, wasza córka. Dlaczego nie możecie być dumni z pozwolenia dzieciom na zostanie mnichami czy mniszkami? Osobiście tego nie pojmuję.

Dobry mnich czy mniszka mogą zrobić dla świata więcej niż lekarze, pielęgniarki, inżynierowie czy dentyści. Mogą o wiele więcej. Możesz wyleczyć swój ząb, ale za jakiś czas i tak musisz ponownie odwiedzić dentystę. Możesz jako lekarz kogoś wyleczyć, ale w końcu i tak ta osoba umrze. Ale przy pomocy Dhammy naprawia się umysł na stałe, a to wielka rzecz. Nigdy więcej cierpienia, uhh, to jest coś! Mnisi i mniszki to potrafią. Nie wystarczy pozwolić kobietom na zostanie mniszkami, trzeba również współpracować. Jeśli wasza córka dostanie natchnienia i powie: „Mamusiu, tatusiu, myślę, że najbardziej na świecie zależy mi na zostaniu mniszką, tak bym po uzyskaniu szkolenia mogła sama nauczać. Chciałabym teraz pomóc w odrodzeniu i wzmocnieniu Saṅghi mniszek w Malezji. Pragnę w tym uczestniczyć, chcę to zrobić” – nigdy się nie sprzeciwiajcie! Powiedzcie: „Wspaniale! Jesteśmy z ciebie dumni!”. Nie chodzi tylko o pozwolenie mniszkom na ordynację, potrzebujemy zasobów ludzkich, dlatego zachęcamy ludzi. Słuchajcie, młode panie lub starsze – jeśli o mnie chodzi, wiek nie gra roli – jeśli rozważacie zostanie mniszkami, pomyślcie sobie o całym tym cierpieniu, które zostawicie za sobą. O mężczyznach! O tych wrzodach na tyłku, oni sobie z wami pogrywają! Zwróćcie uwagę, ile pieniędzy zostawiacie u fryzjera, starając się podążać za modą, pomyślcie o ciuchach i makijażu. Jakie to musi być męczące! Ile godzin spędzacie w łazience, zanim jesteście gotowe do wyjścia? Ja wcale nie przesiaduję w… Właściwie to wziąłem prysznic, zanim tu przyszedłem, ale to wszystko. Makijaż nie jest mi potrzebny, by nauczać. Z włosami też nie musiałem nic robić. Jakże przyjemnie jest być mnichem, nie trzeba się przejmować trendami. Nasza moda jest stara, nasze szaty wyglądały tak przez ostatnie 2500 lat. Takie życie jest piękne, ma się wielu przyjaciół, tyle osób dba o ciebie, cudownie jest kochać i być kochanym przez tak wiele osób. A posiadanie chłopaka tylko przysparza bólu.

Wiecie, co mniszki zwykły mawiać? Która to godzina? W porządku, zaraz skończę. Jeśli szukacie inspiracji, rzućcie okiem na wersy z Therīgāthy, jest tam o oświeconych kobietach za czasów Buddhy. Nie tylko były mniszkami, ale również stały się Arahantkami, istotami w pełni oświeconymi i posiadającymi wielką siłę. To działa, całkowita sprawiedliwość. Co więc zwykły mawiać? Kiedy już stawały się mniszkami, twierdziły, że tym samym porzuciły trzy pogięte rzeczy. Więc te z was, które rozważają zostanie mniszkami: porzucacie trzy pogięte rzeczy. O jakie rzeczy chodzi? Pierwszą koślawą rzeczą jest chochla, za pomocą której gotujecie dla swoich mężów i dzieci. Tyle godzin spędzonych na gotowaniu musiało was doprowadzać do szału! Czasami wspominam moją biedną matkę. Biedaczka, wstawała skoro świt, przygotowywała śniadanie dla wszystkich, wolnego nie miała wcale, później zmywanie, następnie może godzina wytchnienia i zabierała się za przygotowanie lunchu. Potem wychodziła po zakupy, wracała i od nowa gotowanie. Jak już wszystko zostało ugotowane, podawała dla wszystkich pyszny posiłek, po którym musiała pozmywać stertę garnków. Kiedy mama gotowała w kuchni, mój brat i ja w tym czasie oglądaliśmy z ojcem telewizję. Kiedy spoglądam w przeszłość, myślę sobie: „biedna kobieta”… Tak więc porzucenie gotowania brzmi cudownie, tyle wolnego czasu! To pierwsza pogięta rzecz, chochla, odnosi się do gotowania.

Drugą koślawą rzeczą jest miotła; to oczywiście symbol robienia porządków. Nie wiem, jak jest obecnie w Malezji, bo ostatnio na Zachodzie dużo się zmieniło i mężczyźni pomagają w sprzątaniu. Ale myślę, że ciągle jest tak samo: zamiatanie, zmywanie, pranie i tym podobne. Miotła jest więc symbolem sprzątania. Jak już zostaniecie mniszkami, koniec z gotowaniem, to ludzie będą was karmić. Bycie mnichem jest niesamowite, nie dość, że cię karmią, to czasami jeszcze ci płacą [dāna]. Tak więc koniec z gotowaniem i sprzątaniem. Dwie pogięte rzeczy.

Wiecie, co jest trzecią pogiętą rzeczą? Wasz mąż lub chłopak! Tak właśnie mawiały mniszki, trzy pogięte rzeczy, które zostawiają za sobą. Co za błogość nigdy więcej nie musieć zmagać się z tymi trzema pogiętymi rzeczami. Tak więc wy, kobiety, stając się mniszkami, możecie pozbyć się trzech koślawych rzeczy i żyć w wolności, spokoju i szczęściu. Wielu z was zna mnie już bardzo dobrze, bo często tu przychodzę. Czy wyglądam, jakbym się dobrze bawił? Czy jestem wesołym mnichem? Nie jestem taki tylko w waszej obecności. Kiedy wpadacie na mnie na lotnisku lub widzicie mnie poza wystąpieniami publicznymi, jestem tym samym szczęśliwym mnichem. Czy chcecie być równie szczęśliwi? Naprawdę? No to porzućcie trzy koślawe rzeczy!

Dziękuję za uwagę.

[Publiczność: sādhu! sādhu! sādhu!]

Bardzo dobrze. Nie wiem, co było ostatnim razem, kiedy tu byłem, ale muszę jeszcze raz was nauczyć mówić: „sādhu!”. Czasami bowiem wasze „sādhu!” brzmi bardzo dołująco, a depresja to poważny problem w dzisiejszym świecie. W Kuala Lumpur jest chyba sporo depresji. A jak przezwyciężyć doła? Kiedy coś robicie, dajcie z siebie wszystko. Powtórzmy więc trzy razy sādhu! SĀDHU, SĀDHU, SĀDHU!!! Czy to was uradowało?

[Publiczność: TAK!]

Teraz rozumiecie, dlaczego? Cokolwiek robicie, dajcie z siebie wszystko.

O autorze

brahm.jpg

Brahmavamso Ajahn
zobacz inne publikacje autora

Czcigodny Ajahn Brahmavamso Mahathera (znany jako Ajahn Brahm), właściwie Peter Betts, urodził się w Londynie 7 sierpnia 1951 roku. Obecnie Ajahn Brahm jest opatem klasztoru Bodhinyana w Serpentine w Australii Zachodniej, Dyrektorem ds. Duchowych Buddyjskiego Towarzystwa Stanu Australia Zachodnia, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Wiktoria, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Australii Południowej, Patronem Duchowym Bractwa Buddyjskiego w Singapurze oraz Patronem Duchowym ośrodka Bodhikusuma Centre w Sydney.

Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: Facebook

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

gnu.svg.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

cc.png

Oryginał można znaleźć na tej stronie: https://youtu.be/d3dvnRFVlgU

Źródło: http://www.bswa.org

Tłumaczenie: Aleksandra Łobacz
Redakcja polska: Aneta Miklas (www.liczesiezeslowami.pl)
Czyta: Aleksander Bromberek (http://lektor-online.pl/)

Image0001%20%281%29.png

Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/