Na początku czerwca 2016 r. Polskę odwiedził tajski mnich, Luang Phi John Paramai Dhanissaro Supadulchai. Od ośmiu lat medytuje on w tradycji dhammakāya, którą promuje organizacja Peace Revolution. Nauczyciel podróżował po Polsce z cyklem wykładów i warsztatów medytacyjnych.

Chociaż fundacja Theravāda zaleca inne techniki medytacyjne niż Peace Revolution, to obie organizacje czerpią inspiracje z tej samej szerokości geograficznej. Podobnie jak dhammakāya, szkoła Theravāda ma swoje korzenie w Azji Południowej, m.in. w Tajlandii. Theravāda popularyzuje sposób medytacji opisany w tzw. suttach – tekstach wczesnobuddyjskich, a zwłaszcza w Satipatthana Sutcie. Natomiast dhammakāya rozwinęła własne metody medytacji opartej na oddechu, wizualizacjach i mantrach. Fundacja Theravāda rozpowszechnia nauki Buddhy w duchu Tajskiej Tradycji Leśnej (co ciekawe, jej znanymi przedstawicielami są osoby anglojęzyczne: Ajahn Brahn, Ajahn Sujato, Ṭhānissaro Bhikkhu czy Bhikkhu Bodhi), natomiast fundacja Peace Revolution propaguje medytację dhammakāya.

Na przestrzeni ostatnich 50 lat ten odłam buddyzmu zajął silną pozycję w Tajlandii. Jego zwolennicy utrzymują, że są przedstawicielami nowoczesnego odłamu Theravādy. Chociaż ruch cieszy się obecnie dużą popularnością w Bangkoku i podobno ma poparcie wśród przedstawicieli tajskiego rządu, to jest on negowany przez wielu mnichów theravādyjskich, m.in. ze względu na podejście do pojęcia „attā”, czyli „ja”.

Zgodnie z buddyjską doktryną „annatā” (“nie-ja”) nic nie posiada trwałej, niezmiennej substancji – wszystko zmienia się, podlegając nieustannemu procesowi tworzenia. Tymczasem ruch dhammakāya przenosi punkt ciężkości z „nie-ja” na „prawdziwe ja”, którego można doświadczyć w czystym stanie umysłu. Organizacja Peace Revolution przekonuje, że do tego jądra jestestwa należy dążyć przez regularną medytację. Tak, jak szkoła Theravādy, organizacja czerpie m.in. z tzw. uważności oddechu, w której obiektem medytacji jest oddech oraz miłującej dobroci (ang. loving kindness) – medytacji, w trakcie której rozwija się postawę życzliwości do wszystkich istot.

Dzięki staraniom Claudii Castaldi i Tomasza Kaliszaka mnich Luang Phi John odwiedził Polskę już po raz drugi. Jego wizyta w dniach 2–8 czerwca 2016 stanowiła zwieńczenie trwającej 108 dni podróży, podczas której wykładał podstawy medytacji dhammakāya i prowadził sesje medytacyjne w różnych częściach Europy. W Polsce w warsztatach medytacyjnych z nauczycielem można było uczestniczyć w Kwilczu, Klęce, Poznaniu, Wrocławiu i Warszawie. Podróż odbyła się w ramach inicjatywy Peace in, Peace out („Spokój wewnątrz, spokój na zewnątrz”).

W stolicy doszły do skutku aż trzy spotkania, z czego dwa miały bardzo podobny przebieg – podczas nich mnich porównał umysł do szklanki wypełnionej mętną wodą, a medytację – do procesu oczyszczania płynu. Jak zauważył podczas wykładu zatytułowanego „Medytacja jako droga do wewnętrznego spokoju”, “medytowanie jest tym dla ducha, czym mycie zębów dla ciała”. Regularna medytacja pozwala zachować higienę duchową, prowadzi do wewnętrznego spokoju i stanowi panaceum na stres.

Zanim Luang Phi John przywdział pomarańczowe, mnisie szaty, pracował w sektorze IT. Podczas warsztatów medytacyjnych PIPO niestety dało się odczuć jego słabość do elektroniki. Z fachowością prelegenta, który mógłby wystąpić w TEDxie, omawiał przygotowane zawczasu slajdy, posiłkując się laptopem marki Apple.

Chociaż przytoczone przez Luang Phi Johna argumenty mogą przekonać do medytacji niejedną osobę, to nie udało się uniknąć masowego charakteru warsztatów. Fundacja Peace Revolution stara się zamknąć ideę medytacji w 42-dniowym kursie samorozwoju „Self Development Program”. Podejście to przypomina siedmiostopniowe treningi Shambali (odłam buddyzmu tybetańskiego). O ile jednak Shambala organizuje odpłatne zajęcia z nauczycielem, o tyle dhammakāya proponuje kurs online, który da się ukończyć za pośrednictwem anglojęzycznej strony peacerevolution.net. Najwytrwalsi mogą liczyć na uczestnictwo w odosobnieniu medytacyjnym Global Peace on the Move w Tajlandii. Mnich nie omieszkał o tym wspomnieć pod koniec wykładu.

I w tym miejscu drogi fundacji Theravāda oraz organizacji Peace Revolution rozchodzą się ostatecznie. Medytacji nie da się nauczyć przez internet, a tym bardziej – obejrzenie 42 filmów nie gwarantuje wyższego stopnia wtajemniczenia. Owszem, kluczem do rozwoju jest regularna praktyka własna, ale na pewno nie szablonowe podejście do medytacji. W internecie znajduje się wiele cennych lektur i przydatnych wykładów, które wspierają praktykę medytacyjną, jednak należy bazować przede wszystkim na osobistym doświadczeniu. Jest ono niepoliczalne i nieprzekładalne na filmy.

Odrębną część praktyki buddyjskiej stanowi wspólna medytacja w ramach Sanghi (grupy medytujących razem ludzi). Najlepiej, jeżeli jest ona wsparta studiowaniem nauk Buddhy (Dhammy). Projekty, w których górę nad osobistym doświadczeniem bierze komercjalizacja i próba skatalogowania wewnętrznej praktyki, powinny powodować zapalenie się żółtego światła. Ponadto chęć zdobycia dóbr materialnych, np. biletów czy opłaty za pobyt w Tajlandii, nikogo jeszcze nie zbliżyła do osiągnięcia lepszych efektów z medytacji.

Tymczasem w 2016 r. trzech Polaków, absolwentów internetowego kursu, wygrało nagrodę w postaci bezpłatnego uczestnictwa w 18. edycji „GPM”, czyli Global Peace on the Move w Tajlandii. Jest to odosobnienie medytacyjne, w którym uczestniczą członkowie Peace Revolution z całego świata. Wśród laureatów z Polski znalazła się współorganizatorka wizyty Luang Phi Johna w kraju, Claudia Castaldi. Pozostali wytypowani szczęśliwcy to: Mirella Paldyna (IT Kontrakt) oraz specjalizujący się w targach pracy Łukasz Cysewski (Career EXPO Poland).

W buddyzmie, w przeciwieństwie do chrześcijaństwa, nie ma jednego lidera i przewodnika duchowego, odpowiednika papieża, który miałby władzę we wszystkich wspólnotach medytacyjnych. Chociaż szczególnym autorytetem, przynajmniej w buddyzmie tybetańskim, cieszy się Dalajlama, to jednak pełni on funkcję reprezentatywną. Buddyzm pozostawia duże pole do samoorganizacji medytujących grup, jednak, przynajmniej w teorii, powinien być daleki od zinstytucjonalizowania. Chociaż wiele krajów azjatyckich ma inne podejście, a niektóre uczyniły z buddyzmu wręcz religię narodową, to do wszelkich prób formalizacji buddyzmu należy podchodzić z dystansem.

Pozostaje żywić nadzieję, że fundacja Peace Revolution zainspiruje wielu ludzi do poszukiwania własnej ścieżki duchowej. Jednocześnie warto pamiętać o tym, że nie da się wyliczyć, ile czasu należy poświęcić, aby medytowanie zaczęło przynosić efekty. Sekret tkwi w regularnej praktyce. Jak zauważył Luang Phi John podczas wykładu w Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie, praktyka medytacyjna działa często z opóźnionym zapłonem, a jej pozytywne rezultaty możemy odczuć w najmniej oczekiwanym momencie.

Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: Facebook

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

gnu.svg.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

cc.png
Image0001%20%281%29.png


Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/