KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE
Wstęp
Buddha porównał kiedyś umysł wypełniony mettą do dźwięku trąbki, której donośny sygnał roznosi się w całej krainie – nikt i nic nie może go powstrzymać. To piękna metafora. Lubię wyobrażać sobie, jak ten dźwięk niesie się ponad drzewami i lasami, miastami i miasteczkami. Dziś można by porównać mettę do satelity, który nadaje sygnał do całej Ziemi: „Do tych, którzy czują się zagubieni, samotni i cierpią, choć nie wiedzą, dlaczego – ktoś was kocha”.
To jest dar metty – dar, który wszystko zmienia.
W temacie trąbek, Buddha dodał jeszcze jedno ważne spostrzeżenie. Nawet jeśli ludzie tłumnie odpowiedzą na wezwanie instrumentu, przybędą na miejsce i znajdą go, może się okazać, że nikt nigdy wcześniej nic podobnego nie widział. Szukając źródła dźwięku, wezmą trąbkę do rąk, obejrzą ze wszystkich stron i rozłożą na części, ale nadaremnie. W ten sposób nie znajdą dźwięku.
Jako były muzyk doskonale rozumiem ten problem. Próbowaliście kiedyś zagrać na trąbce? To bardzo trudne! Przy odrobinie szczęścia, dmuchając, uda się wam wydać co najwyżej kilka żałosnych piśnięć. Aby nauczyć się grać, potrzebujemy kogoś, kto nas poprowadzi. Kogoś, kto wie, jak rozbić trudne zadanie na mniejsze kroki, kiedy trzeba nas motywować, a kiedy powiedzieć: „Dość!" - mistrza w swoim rzemiośle i źródła inspiracji.
Jako młody mnich miałem szczęście spotkać takiego nauczyciela – był nim Ajahn Mahā Chatchai. Wcześniej wiele słyszałem o medytacji metty, ale dopiero on jako pierwszy w tak przystępny sposób pokazał mi, jak zrozumieć tę praktykę, podzielić ją na etapy i połączyć w całość. Ajahn nauczył mnie też, jak czerpać radość z medytacji i opanować sztukę osiągania spokoju. Z cierpliwością i życzliwością odpowiadał na moje liczne (często naiwne i niezbyt mądre) pytania. Ajahn sam jest uosobieniem metty – swoją skromnością, wdziękiem i inteligencją zainspirował mnie do pracy nad własną praktyką i bycia lepszym mnichem oraz lepszym człowiekiem. Fakt, że mogłem uczyć się od niego, był dla mnie zaszczytem i zawsze będę mu wdzięczny za to, co dla mnie zrobił.
Obyście byli szczęśliwi i obyście odnaleźli radość w praktyce metty. Bądźcie jak dźwięk trąbki, który rozbrzmiewa nad całą krainą, niosąc miłość do każdego serca.
SUJATO BHIKKHU
9 lipca 2017 r.
Rozdział 1
Co nam daje mettā
Korzyści płynące z metty są ogromne
Gdy mamy spokojny umysł, czujemy szczęście i potrafimy odpuszczać to, co, szkodliwe, niezdrowe i co oddala nas od Przebudzenia.
Tylko wyciszony umysł, który umiejętnie unika tego, co niezdrowe, może osiągnąć prawdziwy spokój. Taki umysł nazywa się zręcznym lub zdrowym (kusala), ponieważ jest wolny od szkodliwych stanów.
Wszystko, co zdrowe jest z natury spokojne i kojące dla ciała i serca.
Medytacja rozwija uważność, która przynosi korzyści zarówno na jawie, jak i we śnie. Praktyka nas chroni. Możemy w skrócie powiedzieć, że:
„Dhamma to nasze schronienie.”.
Celem medytacji jest uspokojenie i wyciszenie umysłu. Taki umysł ułatwia zrozumienie Dhammy, w tym prawd o elementach (dhātu) i grupach składowych egzystencji (khandha). Dzięki temu coraz głębiej pojmujemy swoją praktykę i uwalniamy się od zmartwień, które prowadzą do cierpienia. Kiedy umysł jest wyciszony, zyskujemy przestrzeń do kontemplacji prawdy o rzeczywistości, co pozwala pogłębić zrozumienie i uwolnić się od cierpienia.
Praktykowanie Dhammy przynosi spokój i szczęście.
Korzyści płynące z praktyki metty są ogromne. Już w pierwszym etapie praktyki metty, doświadczamy niezwykłego spokoju, dobrostanu i spełnienia. Pojawia się również poczucie siły umysłu, szczęście i radość.
Jak płatki lotosu o świcie powoli otwierają się do słońca, tak nasz umysł – wysyłając mettę – staje się łagodny, czuły i przepełniony radością.
Głównym celem uprawy drzewa metty jest to, by w naszym umyśle wykiełkował spokój – niezależnie od chaosu wywoływanego tym, co widzimy, słyszymy i czego dotykamy. Umysł puszczony wolno, wikłający się w chaos zewnętrznego świata, to umysł rozproszony – a więc słaby. Siła umysłu rodzi się z opanowania i spokoju.
Spokojny umysł daje ukojenie i poczucie szczęścia.
Dzięki dobrze ugruntowanej i stabilnej uważności spokojny, zadowolony umysł potrafi umiejętnie i bez stresu radzić sobie z nieprzyjemnymi bodźcami zewnętrznymi, takimi jak obrazy, smaki, zapachy, dźwięki czy wrażenia dotykowe. Nawet gdyby ktoś się na nas złościł, krzyczał, czy wrogo patrzył, umysł zareaguje co najwyżej lekkim poruszeniem.
Zadowolony umysł to umysł w samādhi – stanie spokoju i wolności od zamętu. To umysł wolny od szkodliwych działań i myśli, w tym od pragnienia przyziemnych przyjemności. Nawet przyjemność płynąca z jedzenia jest przyziemna. Rozmyślanie o ulubionym jedzeniu, pragnienie zjedzenia ulubionej potrawy czy słuchanie przepełnionych emocjami dźwięków, wywołuje w umyśle chaos i niepokój. Umysł wolny od pożądania tych przyjemności wypełnia się spokojem.
Spokój osiągnięty w samādhi zbudowany na metcie przynosi bezkresne szczęście, trudne do wyobrażenia dla większości ludzi.
Dla niektórych szczytem szczęścia jest odpoczynek na pięknej plaży, z orzeźwiającą bryzą, pysznym jedzeniem i zimnymi napojami. Jednak ten rodzaj spełnienia to zaledwie ułamek szczęścia, jakie można osiągnąć w samādhi.
Bezwarunkowa miłość
Mettā to miłość płynąca z czystego, przepełnionego czułością i łagodnością umysłu.
Mettā to bezwarunkowa miłość.
Mettā to miłość, która przyjmuje wszystko, nie oczekując niczego z zamian.
Praktyka, którą tu rozwijamy, polega na pielęgnowaniu umysłu łagodnego, czułego i odprężonego. Taki umysł można porównać do liści, gałęzi i pnia drzewa metty.
Mettā wyrasta z korzenia, którym jest miłość – miłość i życzliwość dla wszystkiego, co napotykamy i wszystkich czujących istot.
Każdy człowiek znajduje się na innym poziomie znajomości i zrozumienia metty. Dlatego osobom przychodzącym do klasztoru oferuję albo nasiona metty, albo gotowe sadzonki, które mogą zasadzić w swoim wstępnie przygotowanym ogrodzie. Nasiona dostają ci, którzy nie mają wcześniejszych doświadczeń z mettą i jeszcze nie wiedzą, w jaki sposób mettā może rozkwitać w ich sercach.
Za każdym razem, kiedy w sercu pojawi się uczucie łagodnej, czułej i bezwarunkowej miłości, nawet jeśli jest ono jeszcze delikatne jak młoda sadzonka, dzieje się magia – mettā daje sercu ogromną moc.
Gdy pielęgnowana przez nas sadzonka metty stanie się kwitnącym, silnym drzewem, umysł wypełniony łagodnością i czułością zyska potęgę niezrównanego szczęścia.
Rozdział 2
Sadzimy!
Przygotowanie podłoża
Rozwijanie metty wymaga posiadania pewnych umiejętności, dlatego zanim przystąpimy do pracy, trzeba się przygotować. Musimy uzbroić się w cierpliwość, bo proces ukorzeniania drzewa metty w sercu nie może przebiegać w pośpiechu.
Pamiętajcie, że sadzonki metty, które wam dałem, są jeszcze młode, delikatne i potrzebują troskliwej opieki.
Odpowiednia pielęgnacja oznacza troskliwą opiekę – dbaj o swoją mettę.
Aby mettā mogła zacząć rosnąć, musi zostać odpowiednio zasadzona. Czasem nazywamy ten proces kultywowaniem metty. Przypomina on przygotowywanie gleby pod drzewa owocowe – musimy sobie wyobrazić, że jesteśmy doświadczonymi sadownikami.
Młoda i wrażliwa na warunki zewnętrzne sadzonka metty wymaga dobrze przygotowanego gruntu.
Gdybyśmy chcieli zasadzić drzewo, naszym pierwszym zadaniem byłoby odpowiednie przygotowanie gruntu.
Aby drzewo metty przynosiło najlepsze owoce, musi mieć odpowiednio przygotowany grunt serca. Trzeba je oczyścić i zmiękczyć, tak jak spulchnia się i użyźnia glebę, by stworzyć dobre warunki dla sadzonek. Najważniejszymi składnikami odżywczymi dla gleby naszego serca są saddhā – silne przekonanie lub wiara i viriya – zapał, wytrwałość.
Drzewo Dhammy nie może rosnąć bez saddhy.
Saddhā to wiara połączona ze zrozumieniem oraz ufność oparta na pewności. Jest to jedna z pięciu duchowych mocy. Pozostałe to wytrwałość (viriya), uważność (sati), wyciszenie umysłu (samādhi) i mądrość (pañña). Służą one za nawóz użyźniający glebę naszego serca. Mądrość i wyciszenie pozwalają nam unikać wdawania się w szkodliwe emocje. Dzięki temu chwasty nie rozpanoszą się, a nasze drzewo Dhammy, metty, będzie zdrowo rosnąć.
Przygotuj grunt serca pod sadzonkę metty. Zwiększaj łagodność i czułość, wyzbywając się oschłości i niezdecydowania.
Podłożem, na którym sadzimy drzewo metty, jest nasz umysł. Najlepszym gruntem jest umysł przepełniony Dhammą – uważnością, zadowoleniem, wytrwałością, troską, dbałością i rozwagą. W tym celu powinniśmy chłonąć i pielęgnować formy, uczucia i myśli, które są korzystne i sprzyjają praktyce Dhammy.
Temu służą nasze sesje medytacyjne – uczymy się utrzymywać uwagę na tym, co się dzieje z ciałem, np. na jego pozycji. Wszystko to przygotowuje umysł do zasiania nasionka metty, z którego później wyrośnie zdrowe drzewo, dające piękne kwiaty i pyszne owoce.
Tak jak sadownicy przygotowują ziemię pod zasiew, tak my przygotowujemy umysł poprzez utrzymywanie uwagi na pozycji ciała. Aby dobrze rosnąć, drzewo potrzebuje odpowiednio przygotowanej ziemi. Podobnie metta wymaga oczyszczenia umysłu z chwastów – szkodliwych emocji.
Wykorzenianie ich polega na skupianiu uwagi na ciele – przypomina to pielenie i użyźnianie ziemi. Umysł potrzebuje także nawozu, czyli (jak wspomniałem wcześniej) wytrwałości i saddhy.
Dzięki przygotowaniu poprzez skupienie uwagi na pozycji ciała (głowa i plecy prosto, ramiona luźno) umysł łatwiej osiągnie spokój i będzie się zaznajamiać ze stanem wyciszenia. Umysł przyzwyczajony do utrzymywania uważności jest jak ziemia przygotowana pod sadzenie.
Na tym etapie nasza mettā jest jeszcze młoda i delikatna jak sadzonka, jeszcze nie zakorzeniła się w sercu. Przygotowujemy jej grunt, ćwicząc utrzymywanie uwagi na ciele i oczyszczanie umysłu z chwastów. Dzięki tym troskliwym działaniom umysł stanie się coraz spokojniejszy.
Chwytaj dobre chwile
Aby niezachwiana wiara w Dhammę i wytrwałość w podążaniu Ośmioraką Ścieżką zakorzeniły się w umyśle, musimy powziąć mocne postanowienie, że poświęcimy się nauce i praktyce. Kiedy nasze zaangażowanie osiągnie odpowiedni poziom, będziemy mogli umiejętnie i świadomie zatrzymywać w sercu dobre, korzystne uczucia oraz pozbywać się tych, które nam nie służą.
Zatrzymując w sercu to, co korzystne, wzmacniające i zdrowe, gromadzimy pāramī, czyli doskonałości.
Powiększając wewnętrzne zasoby dobrych emocji, umacniamy fundamenty praktyki. Na razie uczymy się, jak przygotować umysł – podobnie jak przygotowuje się ziemię pod zasiew.
Dobrze przygotowany umysł to połowa sukcesu w rozwijaniu praktyki Dhammy.
Poczucie braku postępów w medytacji często oznacza, że nie przygotowaliśmy do niej umysłu.
Przygotowanie nasion
Na co dzień spotykamy się z przewagą rzeczy nieprzyjemnych – zarówno dostrzegalnych, jak i niedostrzegalnych. Przyjemne doznania zdarzają się rzadziej.
Nieprzyjemne doznania to fizyczna i emocjonalna męka. Jednocześnie, naturalnie szukamy ulgi np. w słuchaniu muzyki, chodzeniu do restauracji czy podróżach – to normalne, gdy wszystko dookoła przypomina, jak bardzo jesteśmy nieszczęśliwi. Instynkt podpowiada, by szukać szczęścia w przyjemności płynącej z miłych nam obrazów, dźwięków i myśli. Ponieważ takie przyjemności szybko się nudzą, poszukiwania nowych wrażeń nigdy się nie kończą. Każdy piękny obraz oglądany po raz drugi, trzeci czy piąty traci swój urok i zaczyna nudzić. Tak właśnie wygląda natura rzeczy.
Nasz pierwszy krok to przygotowanie dobrych nasion – spokoju i wyciszenia. Umiejętność osiągania tych dwóch stanów będzie nam służyć zawsze i wszędzie, analogicznie jak wiedza i doświadczenie w pracy. Możemy opuścić miasto czy nawet ten świat, ale Dhamma, samādhi i inne wyższe cnoty, które zakorzenią się w sercu, zostaną tam na zawsze.
Szczególną cechą samādhi jest zdolność do generowania wewnętrznego spokoju i szczęścia.
Spokój i szczęście można osiągnąć w różnych rodzajach samādhi, dlatego człowiek mądry po prostu trenuje umysł, by ten nauczył się wyciszać i stabilizować. Taki umysł to parasol szczęścia, który chroni nas przed deszczem beznadziei. Medytacja metty szczególnie sprzyja rozwijaniu zdolności do osiągania spokoju i szczęścia – zarówno w pracy, szkole, jak i innych obszarach życia.
Medytacja to dobrze spędzony czas.
Moja rada: starajcie się rozwijać esencję metty – czułe i miękkie serce. Jeśli wcześniej nie praktykowaliście lub wasz umysł jest zatruty chciwością, nienawiścią i ułudą, początki mogą być trudne.
Oczywiście nieprzebudzonym istotom, jak my, nie jest łatwo całkowicie uwolnić się od pragnień, złości i ułudy. Jednak poprzez rozwijanie uważności możemy je tymczasowo redukować. Uważność ćwiczymy np. będąc świadomymi pozycji swojego ciała (głowa i plecy prosto, ramiona rozluźnione) lub obserwując odczucia w kontakcie ciała z podłożem. Taki trening przynosi owoce.
Naszym ostatecznym celem jest rozwijanie metty, co nie jest możliwe bez wyciszonego i stabilnego umysłu.
Mettā to uczucie delikatne jak pajęcza nić, dlatego tak trudno jest je przywołać w umyśle. Na początkowym etapie skupiamy się na rozwijaniu uważności [sati] i wyciszenia [samādhi].
Mocne i solidne fundamenty umysłu budujemy poprzez trening, czyli medytację.
Częścią treningu jest rozwijanie sati – ustabilizowany umysł pozostaje szczęśliwy niezależnie od tego, czy stoimy, chodzimy, siedzimy, czy leżymy.
Solidny umysł jest jednocześnie czuły i delikatny.
Medytacja [kammatthāna] jest bazą i miejscem pracy umysłu. Skupienie uwagi na ciele uruchamia sati, którego zadaniem jest nie pozwolić umysłowi na bezwolny dryf. Podczas medytacji umysł jest z sati. Przez resztę dnia najczęściej nam go brakuje. U osób, które nie medytują, brak sati jest normą – oznacza to, że nie mają uważności.
Gdy poprzez pięć zmysłów wchodzimy w kontakt z czynnikami zewnętrznymi, odczuwamy przyjemność lub nieprzyjemność w reakcji na nie, a nawet zaczynamy myśleć o przeszłości lub przyszłości. Umysłowi pozbawionemu solidnych fundamentów szkodzi zarówno przyjemność, jak i nieprzyjemność – taki umysł z ogromną intensywnością przeżywa wzloty i upadki związane z poczuciem szczęścia i smutku.
Poprzez rozwijanie sati i praktyki medytacyjnej trenujemy umysł, aż stanie się nieporuszony, a uważność zacznie działać.
Sati nie zadziała bez odpowiedniej bazy, ponieważ potrzebuje solidnego fundamentu, na którym może się osadzić – tym fundamentem może być ciało. Gdy jesteśmy w stanie utrzymać na nim uwagę, staje się ono bazą dla sati. Obserwując wrażenia z ciała w pozycji medytacyjnej (głowa i plecy prosto, ramiona rozluźnione), możemy ćwiczyć uwagę. Praktykując w ten sposób, stajemy się bardziej ugruntowani, a umysł ze spokojem i opanowaniem przyjmuje wszystko, co go spotyka.
Celem rozwijania uważności jest wzmacnianie umysłu i poczucia szczęścia.
Im więcej ćwiczymy obserwowanie umysłu, tym lepiej działa nasza uważność i tym większa staje się świadomość ciała. A im większa świadomość ciała, tym umiejętniej działa umysł.
Jasne światło
Sati jest jak świetlówka.
Na początku świeci raczej słabo, ale z czasem jej światło staje się coraz jaśniejsze.
Rozwijanie świadomości ciała przypomina włączenie świetlówki. Na początku sati jest ledwie pobłyskiem – więc jeśli nie możesz się skupić, nic się nie martw. Niech się wydarza, co chce, a ty podążaj za tym uwagą i oświetlaj światłem sati. Z czasem światło będzie coraz silniejsze.
Praca nad świadomością ciała zaczyna się od małego obszaru i w miarę treningu sati działa coraz lepiej, osiągając pełnię możliwości i oświetlając cały umysł.
Kiedy usuniemy z umysłu wyzwalacze emocjonalnych reakcji, zaczniemy odczuwać szczęście i wszystko przestanie nas denerwować. Wyzwalacze przyjemnych i nieprzyjemnych odczuć negatywnie wpływają na umysł, ale gdy mamy sati, możemy przeżywać je z niezmąconym spokojem.
Celem naszego treningu, tj. ćwiczenia medytacji, jest osiągnięcie uważności, czyli sati.
Różne szkoły stosują odmienne metody rozwijania sati, ale cel jest zawsze ten sam.
Podczas praktyki powinniśmy utrzymywać uważność na ciele i unikać wędrowania umysłem na zewnątrz. Nie pozwalajmy, by ciekawość lub chęć analizowania nowych doznań psychicznych odciągały nas od ćwiczenia uważności. Utrzymujmy uwagę na określonych partiach ciała, np. na prosto trzymanej głowie, wyprostowanych plecach i rozluźnionych ramionach, a umysł będzie stawał się spokojniejszy i uwalniał od tego, co szkodliwe.
Ponieważ nie jesteśmy jeszcze istotami Przebudzonymi i nasze sati nie jest w pełni wykształcone, powinniśmy stale ćwiczyć. Ćwiczymy, gdy czujemy się zmotywowani. Ćwiczymy, gdy nam się nie chce. Ćwiczymy, gdy mamy dużo do zrobienia. Ćwiczymy, gdy mamy wolny czas.
Często mówimy, że nie mamy jak praktykować uważności, bo jesteśmy zajęci lub mamy inne obowiązki. Nawet gdy jesteśmy szczęśliwi, myślimy: „A, później usiądę do praktyki – najpierw chcę się nacieszyć swoim szczęściem". Niestety, potem, gdy z kolei czujemy się nieszczęśliwi, nie starcza nam sati, żeby nawet zacząć!
W czasie, jaki pozostał nam na ziemi, dla własnego dobra powinniśmy codziennie poświęcać godzinę lub dwie na rozwijanie uważności.
Bądźmy uważni, gdy pracujemy, mówimy, myślimy i jemy. Praktykujmy uważność stale i nie marnujmy czasu.
Nasiona metty
Czułość i łagodność metty wymagają stałej pielęgnacji.
Mettā, czułość – delikatna jak nasionko lub sadzonka drzewa – wymaga troski. Tak jak po nasiona do ogrodu idziemy na targ lub do lasu, tak samo musimy się postarać, by zdobyć cenne nasiona metty.
Mettę i czułość powinniśmy zbierać oraz przechowywać w sercu.
Jak mądrzy ogrodnicy, zachowujmy w sercu to, co dobre i co wyzwala w nas przyjemne uczucia, przekształcając je w nasiona metty.
Podczas rozwijania metty skupiajmy się wyłącznie na niej. Tak, jak w lesie zbieralibyśmy tylko świeże nasiona lub sadzonki, a zostawiali stare rośliny, zbierajmy i zachowujmy w sercu tylko piękne i dobre uczucia.
Magazynujmy mettę, czyli dobre emocje.
Osoba, która potrafi gromadzić mettę, jest uważana za biegłą w podtrzymywaniu korzystnych stanów umysłu. Dbajmy o te pozytywne uczucia i nie dajmy im zwiędnąć. Pielęgnujmy je, doglądajmy, podlewajmy i nawoźmy, by wykiełkowały z nich piękne drzewa.
Jak dbać o umysł?
Skuteczna praktyka jest hołdem dla Buddhy. Ale praktyka, która wydaje się nieskuteczna, również może być takim hołdem.
To, czy nasze starania okażą się skuteczne czy nieskuteczne, zależy od intencji – a efekt będzie owocem wiedzy i zrozumienia, które zdobywamy w trakcie własnej praktyki.
Najważniejsza jest intencja.
Angielskie słowo intend („zamierzać”) składa się z dwóch elementów: tend – „pielęgnować”, „doglądać” oraz in – „w środku”. Może ono oznaczać troskę o serce, by pozostawało niezachwiane. Chwiejne serce, które nie jest wierne prawdziwej Dhammie, traci energię i pogrąża się w nieszczęściu.
Gdy stojąc, nie trzymamy się prosto, czujemy się niepewnie – podobnie serce musi być stabilne, by mieć energię do pokonywania przeszkód i cierpienia. Po to ustanawiamy właściwe intencje.
Jednocześnie musimy pamiętać, że umysł, niezależnie od naszych dobrych intencji, ma tendencję do rozpraszania się i podążania za impulsami. Dlatego do podtrzymania dobrych intencji niezbędna jest ciągła uważność.
Medytacja metty to podstawa.
Celem naszej praktyki medytacji jest rozwijanie metty. Posiadanie metty oznacza pielęgnowanie w sercu życzliwości i zadowolenia z siebie – z tego, kim jesteśmy – niezależnie od opinii innych.
Taki stan umysłu jest możliwy tylko wtedy, gdy stężenie czułości w sercu osiągnie odpowiedni poziom. Dlatego naszą praktyką musi być robienie wszystkiego z czułością. Starajmy się, by nasze reakcje zawsze zawierały życzliwość i przychylność, nawet jeśli nie przychodzą one spontanicznie i musimy je świadomie w sobie wzbudzać. Wszyscy jesteśmy w stanie się tego uczyć i ćwiczyć w ten sposób umysł.
Błogostan
Gdy rozwijamy w sobie czułość, mamy lepsze relacje z innymi.
Zawsze starajmy się mówić o innych życzliwie i z czułością wchodzić z nimi w interakcje. Niech nasze myśli o innych również będą nacechowane dobrą wolą. Dzięki temu ćwiczymy się w szczęśliwym współistnieniu z innymi.
Trening czułości polega także na odnoszeniu się z łagodnością do wszystkiego, co odczuwamy w kontakcie ze światem – do każdego doznania i każdej myśli. Gdy o kimś lub o czymś myślimy, myślmy z wrażliwością. Również podczas medytacji, gdy kierujemy uwagę na ciało, starajmy się myśleć o nim z łagodnością i życzliwością.
Czułość rodzi się z przyjaznego nastawienia do własnych myśli – zaproszenia ich do swojej przestrzeni i akceptowania z życzliwością.
Starajmy się pielęgnować czułość wobec wszystkich naszych myśli i uczuć, niezależnie od pozycji ciała. Łagodne i życzliwe serce, to serce, które ma prawdziwą wartość.
Pielęgnujmy czułość
Ruchy ciała można podzielić na dwie kategorie: widoczne, codzienne ruchy wykonywane przy zwyczajnych czynnościach oraz te subtelne, mniej oczywiste. Te drugie możemy obserwować np. podczas medytacji chodzonej, gdy poruszamy się świadomie i z łagodnością.
Nasz własny oddech może stać się przedmiotem metty, jeśli będziemy podążać za nim z czułością. W miarę praktyki oddech staje się lżejszy, subtelniejszy, co czyni go bardzo użytecznym narzędziem w medytacji.
Dla osób, które nie praktykują regularnie, może to być na początku trudne. Jednak u tych, którzy od dłuższego czasu trenują się w czułym oddychaniu, z czasem oddech staje się tak lekki i subtelny, że wydaje się, jakby znikał. Fizyczne odczucia z ciała również mogą chwilowo zanikać, pozostawiając tylko wszechobecną czułość.
W tym momencie należy skupić całą uwagę na uczuciu czułości – to właśnie jest mettā. Jeśli nie stracimy skupienia, możemy sprawić, że mettā, czyli czułość, będzie rosnąć i stawać się coraz bardziej wszechogarniająca.
Tylko czułość
Esencja metty bierze początek w jednym składniku – jest nim łagodny i czuły umysł. Czułość stopniowo rośnie i wypełnia całą naszą istotę – to właśnie esencja, fundament metty. Pewnego dnia poczujemy, że jest tylko mettā – nie ma i nie może być niczego innego. U osób, które mają mało samādhi (wyciszenia), mettā utrzymuje się przez krótki czas. Osoby z dobrym samādhi mogą pozostawać z mettą dłużej.
Aby nie wpaść z powrotem w pułapkę bezduszności i obojętności, musimy utrzymywać umysł w dobrej kondycji i świadomie napełniać go czułością i łagodnością. W ten sposób podłączamy umysł do metty, aż ona staje się nami, a my stajemy się nią. Mettā jest w nas, a my w niej.
Czy (mettę) jeszcze pamiętasz?
Warto, abyśmy regularnie przywoływali mettę w myślach. Bądźmy jednak wobec siebie wyrozumiali i łagodni. Niektórzy podchodzą do ćwiczenia metty z nadmierną gorliwością, przez co popadają w stres – a zestresowany umysł nie potrafi być łagodny ani czuły. Jeśli więc chodzi o mettę, starajcie się nie spinać.
Intensywność wysiłku jaki trzeba włożyć w praktykę zależy od osoby. Z reguły, aby mettā nie znikała wystarczy, że będziemy pilnować regularności i nie zaniedbywać praktyki. Przesadna gorliwość może sprawić, że praktyka stanie się stresująca.
Stres to stan umysłu, w którym brak miejsca na mettę.
Zanim ustalimy, jaka ilość wysiłku będzie odpowiednia w naszym przypadku, najpierw musimy powziąć mocne postanowienie, że będziemy systematycznie trenować świadomość ciała. Nasza intencja musi być jednak powzięta w duchu ścieżki środka – nie wymagajmy od umysłu za wiele, by go nie przytłoczyć, ale też nie pobłażajmy mu, aby nie stracić sati.
Sati osiągamy, gdy bez napięcia i stresu potrafimy utrzymać uwagę na ciele. Trzymajmy się ścieżki środka, a w umyśle pojawi się spokój i cisza – solidna podstawa do rozwijania metty.
Mettā to moc spokojnego umysłu.
Mettā to owoc treningu, jakim jest kierowanie czułej uwagi na ciało. Trenujemy aż poczujemy, że ciało od stóp do głów przenika czułość. Dotyczy to także oddechu, który staje się wrażliwy i subtelny. Następnie puszczamy wszystkie myśli, w tym te skupione na ciele – i pozostaje tylko mettā: czułość i niezmierzona, nieograniczona łagodność.
Celem tej praktyki jest wyniesienie naszej duchowości na wyższy poziom i osiągnięcie poczucia zjednoczenia z mettą – „My jesteśmy mettą, a mettā jest nami". To jest nasza osobista Dhamma, którą można poczuć tylko własnym umysłem. Określa się to słowem paccattaṃ – coś, co może być poznane tylko osobiście.
Kiedy jesteście w stanie metty, gdy wasze umysły są z nią połączone, jest to doświadczenie, którego nie da się porównać z żadnym innym. Jednym z jego natychmiastowych efektów jest piękno umysłu i uczuć.
Mettā to łącznik pomiędzy nami, a naturalnymi elementami życia. Jednym z takich elementów jest samatha dhātu – element spokoju. Niestety często uciekamy od natury i zaniedbujemy duchowość.
Kultywowanie metty to praca na rzecz połączenia się z naturą, a szczególnie z pierwiastkiem metty. Droga ta wypełniona jest zadowoleniem, ale wymaga również ciężkiej pracy i wyrzeczeń. Jakie to wyrzeczenia? Musimy poświęcić czas na praktykę i zrezygnować z powierzchownych, płytkich przyjemności.
Uprawa „mettowca” krok po kroku
Uprawa mettowca dzieli się na trzy etapy.
Etap pierwszy dotyczy kontaktu ze światem zewnętrznym. Wszystko, z czym wchodzimy w kontakt poprzez bodźce fizyczne i psychiczne, powinniśmy traktować z czułością i odnosić się z łagodnością do tego, co myślimy i czujemy. Aby móc tego dokonać, musimy mieć jasną i zdecydowaną intencję dotyczącą praktyki. Bez właściwej intencji nie ma praktyki Dhammy.
Ćwiczmy czułość przy każdym kontakcie – gdy podnosimy do ust szklankę wody lub zakładamy ubranie, róbmy to miękko i czule. Jeśli czujemy na skórze dotyk, starajmy się go przyjąć z czułością. Gdy do naszych uszu docierają nieprzyjemne dźwięki, starajmy się reagować na nie z łagodnością i życzliwością.
Postrzegaj wszystko z czułością.
Etap drugi dotyczy odczuć i doznań – vedanā.
Podczas ćwiczenia świadomości ciała kierujemy uwagę na prostą głowę i plecy, rozluźnione ramiona a następnie wysyłamy w te miejsca czułość. Doznanie miękkości i delikatności, które w tym momencie powstają, to właśnie vedanā.
Etap trzeci dotyczy pielęgnowania metty, aby zdrowo rosła, kwitła i przynosiła owoce. Czy drzewo wyda piękne kwiaty i owoce, zależy od tego, jak bardzo o nie dbamy. Nasz mettowiec również potrzebuje miłości i troski.
Sadząc i pielęgnując drzewo, czekamy, aż zakwitnie i wyda owoce. Podobnie, sadzimy i pielęgnujemy mettę, a Dhamma wspiera jej wzrost i rozkwitanie.
Chwasty, chwasty, chwasty
Nasz umysł jest jak ziemia uprawna, którą trzeba przygotować pod zasiew. Wyrywamy więc wszystkie chwasty, ale nie mija kilka dni… a one znów kiełkują.
Podobnie jest z medytacją – regularna praktyka sprawia, że umysł staje się bardziej uważny, co pozwala nam lepiej panować nad niezdrowymi skłonnościami i odnajdywać większy spokój. Jednak wystarczy, że na kilka dni zaniedbamy praktykę i przestaniemy zwracać uwagę na to, z czym umysł wchodzi w kontakt, a ogród naszego serca szybko zarośnie duchowymi chwastami.
Zdarza się, że bez wyraźnego powodu odczuwamy rozdrażnienie – irytacja tli się w nas cały czas. To właśnie przykład głęboko zakorzenionego duchowego chwastu, który zanieczyszcza umysł.
Ukryte skłonności, podobnie jak chwasty, zapuszczają korzenie głęboko w sercu.
Mądry ogrodnik wie, że chwasty zawsze wracają, więc gdy zaczynają kiełkować, nie złości się, lecz spokojnie je wyrywa. Fakt, że chwasty się pojawiają, oznacza, że dobrze przygotowaliśmy glebę, bo one nie wyrastają na jałowej ziemi. Naszą rolą jest je usuwać, gdy tylko się pojawią, by nie zachwaszczały naszych upraw.
Aby mettā mogła wzrastać, musimy uważać na emocjonalne chwasty, które mogą hamować jej rozwój.
Pielęgnacja metty polega na ciągłym odchwaszczaniu umysłu.
Chwasty szkodzą roślinom uprawnym, a negatywne emocje, takie jak irytacja, zmienne nastroje, frustracja, dyskomfort i nuda, szkodzą ludziom.
Duchowe chwasty można porównać do zielska, które dusi młode sadzonki i nasionka. Mądry ogrodnik wyrywa chwasty, choć niektóre trudno wytępić, a inne po pewnym czasie odrastają, zajmując miejsce sadzonkom. Dlatego, póki nasze sadzonki są jeszcze młode, musimy stale usuwać ich wrogów.
Podobnie jest z umysłem. Sadzonki naszego mettowca są na razie podatne na negatywne oddziaływanie zewnętrznych bodźców: złości, niezadowolenia, wrogości i obsesji. Aby wyplenić duchowe chwasty – szkodliwe wytworzenia (sankhāra), z których rodzi się antyteza metty, czyli nieczułość – potrzebujemy sati.
Nasze myśli, zwane również szkodliwymi wytworzeniami (sankhārā), także mogą stać się chwastami w sercu.
Najbardziej trujące spośród duchowych chwastów są chciwość, nienawiść i ułuda – gdy raz zakiełkują, bardzo szybko się rozrastają. Szkodliwe skłonności serca błyskawicznie się rozrastają, zapuszczają korzenie i z czasem coraz trudniej je usunąć. Te badyle mogą przetrwać niewiarygodnie długo – eony mijają, a one nadal sterczą!
Dlatego warto dołożyć starań, by usuwać chwasty od razu, gdy tylko wykiełkują. Przyłóżmy się do pielęgnowania metty i dobrych skłonności, systematycznie dostarczajmy im nawozu i wody. Może się zdarzyć, że sadzonka, którą dostaniecie ode mnie w tym tygodniu, uschnie – wówczas przyjdźcie po nową. Nie zniechęcajcie się.
Uwaga na choroby
Uważaj na złość piętrzącą się w sercu.
Brak uważności może sprawić, że się zdenerwujemy, nawet w bardzo prozaicznych sytuacjach, np. gdy próbując zapiąć guzik trafimy w złą dziurkę.
Niektórzy wpadają w złość, gdy podczas brania prysznica mydło wypadnie im z rąk. Znane są przypadki, gdy wkurzeni ludzie, schylając się po mydło, pośliznęli się i zrobili sobie krzywdę. Wszystko przez brak sati. Może się zdarzyć, że mydło wyśliźnie się im ponownie i chcąc uniknąć nadepnięcia na nie, odskoczą, przewrócą się i uderzą głową o podłogę. To przykład reakcji łańcuchowej, której przyczyną jest brak sati.
Jeśli nie praktykujemy uważności każdego dnia, nasze sati z łatwością zacznie ponownie biegać za wewnętrznymi i zewnętrznymi rozpraszaczami.
Jeśli jednak choćby przez godzinę dziennie będziemy pilnować, by umysł nie wpadał w złość, stanie się on bardziej opanowany i łagodny. Codziennie stykamy się z różnymi stresorami, zarówno tymi płynącymi z zewnątrz, jak i tymi, które sami wytwarzamy. Ważne jest, by nie reagować na nie irytacją, bo złość może odcisnąć trwałe piętno na umyśle. Ćwicząc wstrzymywanie złości w odpowiedzi na drażniące bodźce, stajemy się spokojniejsi i bardziej opanowani.
Praktykę powinniśmy rozwijać w odniesieniu do tego, co aktualnie się dzieje, z zachowaniem jasnej intencji powstrzymania się od złości.
Bodźce wzrokowe, które dotykają umysł, są proste w swojej naturze i nie utrzymują się długo – wraz z nimi znika irytacja, którą wywołują. Lecz te pojawiające się negatywne wrażenia mogą się kumulować w umyśle i przeradzać w niezadowolenie. Dlatego, gdy nasz wzrok napotka coś drażniącego, próbujmy powstrzymywać złość. Postanówmy sobie, że będziemy się starać i pracujmy nad zmiękczaniem i łagodzeniem umysłu, aby reakcje na nieprzyjemne bodźce wzrokowe nie zostawiały w nim śladów, a złość nie stała się naszą utajoną skłonnością.
Dźwięk jest bardziej subtelny niż bodźce wzrokowe. Awersja do dźwięków, które uznajemy za nieprzyjemne, potrafi być bardzo silna. Usłyszane słowa krytyki czy sarkastyczny komentarz mogą utkwić głęboko w umyśle na dziesiątki lat. Taka złość wypiera z umysłu wszelką czułość i życzliwość – jest zupełnym przeciwieństwem metty. Radzenie sobie z nieprzyjemnymi dźwiękami wymaga więc dużo ćwiczeń. Nie chodzi o to, aby te dźwięki polubić, ale o to, by nie wpadać w złość, gdy docierają one do naszych uszu.
Czasami zdarzy się, że przypadkowo usłyszymy coś, co nawet nie jest naszą sprawą, ale nasz umysł i tak za tym pójdzie, przyklei się do tego i uczyni z tego pretekst do złości. Ten stan może zagnieździć się w umyśle na wiele dni, a nawet lat, przez co w konsekwencji tracimy mettę.
Zarówno nieprzyjemne bodźce wzrokowe, jak i dźwiękowe, do których umysł przylega, mogą przytłumiać mettę – te dwa zmysły są jak wulkany z gorącą lawą w środku.
Zapachy i smaki zazwyczaj nie mają aż tak długotrwałego negatywnego wpływu, ale podczas praktyki powinniśmy ćwiczyć radzenie sobie ze wszystkimi nieprzyjemnymi formami. Kiedy poczujemy nieprzyjemny zapach, przypomnijmy sobie, że postanowiliśmy nie wpadać w złość. Gdy nam coś nie smakuje, zachowajmy spokój i powściągnijmy rozczarowanie. Nieprzyjemne wrażenia dotykowe, które odbieramy jako za miękkie, za szorstkie, za ciepłe lub za zimne, również mogą budzić niechęć. Tutaj mówimy jednak raczej o mniej szkodliwym popiele wulkanicznym niż gorącej lawie, ale jeśli za bardzo skupiamy się na drobnych nieprzyjemnościach, mogą one stać się dla umysłu jak ogień – jak gorąca lawa wypluwana z wulkanu.
Złościć nas mogą także nasze własne myśli i wyobrażenia. Rozwijanie umysłu wypełnionego mettą polega na ciągłym dokładaniu starań, by nie wpadać w złość – na kontrolowaniu lawy w wulkanie naszego umysłu.
Jeśli będziemy zdeterminowani i prawdziwie zaangażowani w praktykę, nie będziemy denerwować się w odpowiedzi na wszystkie bodźce, dzięki czemu umysł będzie spokojniejszy i przestanie fantazjować o zemście.
Dlatego każdego ranka, zaraz po otwarciu oczu, przystępujmy do realizacji naszego postanowienia – trenujmy umysł, zachowując spokój i rezygnując ze złości w każdych warunkach. Jedną z metod kultywowania sati jest kierowanie uwagi na ciało.
Preparat chwastobójczy zwany sati
Gdyby mettā była żywą istotą, to po każdym wybuchu złości chowałaby się przygnębiona gdzieś w kącie naszego serca – bo złość przepędza czułość. Jednak, gdy przywiązujemy wagę do kultywowania sati i metty, tworzymy przestrzeń, w której metta może swobodnie wzrastać.
Sati przydaje się w każdej życiowej sytuacji. Potrafimy dzięki niemu rozpoznawać pierwsze symptomy irytacji i zatrzymać się zanim złość się rozkręci i wypędzi mettę.
Nawóz
Gdy widzimy pięknie kwitnącą roślinę, zbieramy jej kwiaty i dalej pielęgnujemy, podlewając i nawożąc regularnie.
Podobnie powinniśmy postępować, hodując nasze drzewo metty. Za każdym razem, gdy widzimy coś dobrego – jakiś akt życzliwości – nasze serce wypełnia się mettą i czułością. Mądrze jest gromadzić i pomnażać uczucie metty w sercu i umyśle oraz regularnie do niego wracać.
Doznań, które potrafią zmiękczyć ludzki umysł, jest tak wiele, jak wiele gatunków roślin na świecie. Wybieramy spośród nich jedną lub dwie piękne emocje, które sprawiają, że nasz umysł staje się łagodny i delikatny. Zachowujemy je i troszczymy się o nie całym sercem.
Jak już mówiłem, rozwijanie metty przypomina uprawę drzewa. Sadzonka nie może zapuścić mocnych korzeni ani rozwinąć solidnego pnia bez składników odżywczych, wody i nawozu.
Dla metty najlepszymi nawozami są: wiara w Dhammę, sati, wytrwałość, zrozumienie natury umysłu oraz cierpliwość.
Utrzymywanie świadomości ciała jest jak napowietrzanie gleby pod nasze drzewo metty.
Pewnym sposobem na efektywne kultywowanie metty jest zręczne kierowanie umysłu na dobre, budujące rzeczy.
Inną metodą jest zwracanie szczególnej uwagi na chwilę obecną – gdy siedzimy, stajemy się świadomi naszej pozycji, następnie rozluźniamy ciało i pracujemy nad łagodzeniem umysłu. Sprawdzamy, czy nie nosimy w sobie przypadkiem przykrych uczuć.
Dookoła jest mnóstwo stresorów, które każdego dnia rzucają nam wyzwania. Może nas zdenerwować nawet zupełnie obca osoba! Jeśli chcemy się pozbyć tego problemu, musimy starać się zachować spokojny umysł, w którym nie będzie miejsca na złość.
Powinniśmy szczególnie uważać na sytuacje, gdy w naszym umyśle pojawia się radość w reakcji na krzywdę drugiej osoby. Jest to jedna z odmian nienawiści – szkodliwa emocja, będąca nemezis metty.
Znowu chwasty!!!
Naszą praktykę metty może osłabiać frustracja wynikająca z niezaspokojonych potrzeb. Wiedząc o tym, powinniśmy bardzo starać się zachowywać spokój, gdy te uczucia pojawiają się w zasięgu naszych zmysłów. To jeden ze sposobów na podtrzymanie łagodności w sercu.
Kultywowanie delikatnego i czułego serca jest niezwykle korzystne i generuje duże zasługi. Jednak w umyśle wciąż wiruje wiele uczuć szkodliwych i niezdrowych. To, co niezdrowe, ma większy ciężar, podczas gdy to, co zdrowe i korzystne, jest delikatniejsze i subtelniejsze – dlatego tak trudno zastąpić jedno drugim. Powinniśmy starać się stale utrzymywać uważność, ponieważ nawet chwila rozproszenia daje przestrzeń szkodliwym emocjom, które błyskawicznie się rozkręcają i przejmują kontrolę.
To, co szkodliwe, rozprzestrzenia się szybko jak wirus; to, co dobre, rośnie powoli, stopniowo. Dołóżmy więc wszelkich starań, by z pomocą sati podtrzymywać czułość i łagodność serca.
Umysł wypełniony tym, co dobre i budujące staje się łagodny i czuły – to właśnie jest umysł mettā. Nie przestawajcie trenować, aż staniecie się łagodni i czuli poprzez mettę, aż staniecie się medytującymi mettę i aż mettā stanie się waszym schronieniem.
Drzewo metty – idealne schronienie
Z sercem zakotwiczonym w metcie stajemy się łagodni i czuli – zwłaszcza wobec siebie samych.
Gdy stajemy się jednością z mettą („Jestem mettą, a mettā jest mną”), nasza praktyka zaczyna rodzić owoce. Jeśli porównać praktykę do podróży, to jest to idealny pierwszy krok.
Pierwszy krok jest najtrudniejszy w tej podróży przez praktykę metty.
Kiedy praktyka osiągnie etap, w którym mettā wypełnia zarówno ciało, jak i umysł, odczuwamy niezwykłą harmonię pomiędzy sobą i mettą. Wówczas umysł uwalnia się od duchowych zanieczyszczeń.
Wszyscy jesteśmy ekspertami w zbieraniu duchowych zanieczyszczeń, choć obniżają one jakość naszego umysłu i sprawiają, że jesteśmy zestresowani i nieszczęśliwi. Jednak, gdy osiągniemy etap „Jestem mettą, a mettā jest mną", duchowe zanieczyszczenia znikają, a my doświadczamy błogości i radości.
Rozdział 3
Mettā rozwiewa wątpliwości
Czy potrzebuję mantry?
Mantra: „Ahaṃ sukhito/sukhitā homi" („Obym był szczęśliwy/Obym była szczęśliwa”), może pomóc w rozwijaniu metty. Nie upieram się jednak przy używaniu mantr, bo umiejętność wzbudzania metty za pomocą samych uczuć pozwala obejmować czułością zarówno sferę emocji, jak i myśli.
Gdzie się podziało moje sati?
Sati musi działać. Jeśli nie działa, to znaczy, że go nie ma.
Gdy mamy sati, jesteśmy świadomi, czy nasza głowa jest prosta czy opada, czy ramiona są uniesione, czy rozluźnione, itd.
Jeśli pojawiają się trudności z utrzymaniem uwagi lub w danym dniu sati nie działa, warto nieco zintensyfikować czułość. Skupiając uwagę na głowie, dodajmy do niej odrobinę czułości. Gdy podczas medytacji staramy się trzymać głowę prosto, róbmy to z czułością. Czule i delikatnie eksplorujmy wrażenia w ramionach, starając się je rozluźnić. Gdy mamy w sercu czułość, sati może działać rozluźniająco.
Następnie możemy przenieść uwagę niżej, na tułów – od pach, w dół, do talii. Ciało w tych rejonach powinno być wyprostowane, ale nie napięte. Wyprostowana pozycja pomaga utrzymać uważność. Jeśli sati nie działa, prawdopodobnie będziemy się garbić lub przechylać na bok. Kolejnym krokiem jest skierowanie uwagi na części ciała, które dotykają podłoża – od talii, w dół, do nóg i stóp. Jakie to uczucie, gdy stopy dotykają podłogi?
Cała ta praca ma na celu przywołanie sati, przywrócenie świadomości tułowia, rąk i nóg, a także zauważenie stresu, napięcia i rozluźnienia.
Kierując łagodną i czułą uważność na doznania w stopach stykających się z podłogą, możemy pracować nad zwiększaniem spokoju. Następnie obejmujemy czułością całe nogi, tułów, ramiona, barki i głowę, a potem znów wracamy – zaczynając od głowy i kończąc na stopach.
Czułość razem z Sati?
Łagodność i czułość to naturalne cechy zdrowego i stabilnego umysłu.
Czasem czułość jest tak potężna, że wydaje się, jakby obejmowała całe ciało. Ponieważ sati i umysł nie należą do świata fizycznego, wszystkie doznania są dozwolone. Przestań więc kwestionować, czy to, co czujesz, jest prawdziwe.
Czułość to uwarunkowanie umysłu wypełnionego pełną świadomością.
Im większa świadomość, tym potężniejsza czułość. Czułość jest niebiańską cechą – trudną do osiągnięcia i jeszcze trudniejszą do utrzymania. Jeśli jednak czułość zagościła w twoim sercu, postaraj się ją pielęgnować, bo jest ona podstawą sati (uważności), paññā (mądrości) i metty (miłującej dobroci).
Medytacja mnie stresuje!
Gdy zaczynamy trenować umysł w osiąganiu spokoju, najpierw ćwiczymy uważność: skupiamy uwagę na głowie i sprawdzamy, czy jest ustawiona prosto, czy może przechyla się w lewo, w prawo, w górę lub w dół. Skupianie się na utrzymaniu prostej szyi i głowy to trening opanowania. Sprawdzamy także ramiona – jeśli są uniesione, to oznaka stresu i napięcia.
Podstawą rozwoju umysłu i medytacji jest rozluźnienie.
Powinniśmy podchodzić do praktyki z powagą, ale bez napięcia. Poziom stresu można łatwo ocenić, obserwując swoje ramiona – jeśli są uniesione, oznacza to, że za bardzo staramy się osiągnąć samādhi. A przecież nie to jest celem medytacji. Celem rozwijania samādhi nie jest osiągnięcie samādhi. Jeśli nadmiernie skupimy się na osiągnięciu samādhi przez zbyt silną koncentrację, będziemy ciągle spięci.
Kultywowanie samādhi polega na odprężaniu umysłu przy jednoczesnym zachowaniu świadomości i uważności.
Gdy siadamy do praktyki, naszym celem jest utrzymanie uważności. To, czy osiągniemy samādhi, czy nie, nie ma znaczenia. Siadamy bez żadnych oczekiwań. Naszym zadaniem jest utrzymywanie świadomości ciała, które siedzi w medytacji. W tym stanie umysłu jesteśmy z sati.
Zgubiono uważność!
Jeśli nie będziemy pracować nad uważnością, możemy stracić sati – uwaga będzie gonić za bodźcami zewnętrznymi i wewnętrznymi, odciągając świadomość od ciała.
Dlatego uważność trzeba ćwiczyć jak najczęściej. Ćwiczmy często. Ćwiczmy, gdy nam się nie chce. Ćwiczmy, gdy nam się chce. Ćwiczmy codziennie, wiele razy dziennie. Ćwiczmy nawet podczas jazdy autobusem!
To takie trudne!
W praktyce metty staramy się odczuwać czułość rozchodzącą się po całym ciele. Utrzymywanie prostej głowy i pleców może być trudne, ale nie jest niemożliwe. Trudność wynika z dwóch powodów – z braku uważności (umysł błądzi) oraz z niewystarczającej czułości.
Gdy kontemplujemy ułożenie ciała – głowa i plecy prosto, ramiona rozluźnione – umysł znajduje się w neutralnym i komfortowym stanie. Jest lekki i wyciszony. Wyciszenie jest elementem sati, ale warto dodać do niego odrobinę czułości.
Mój umysł błądzi
Umysł ma tendencję do błądzenia i uciekania, czasem nie chce komunikować się z ciałem, dlatego utrzymanie uwagi może sprawiać trudność. Umysł lubi szukać rozproszeń w emocjach z przeszłości i przyszłości – zarówno tych miłych, jak i niemiłych, mniej i bardziej subtelnych, dobrych i złych. Umysł wypełniony tymi emocjami zaczyna szaleć. Gdy tak się dzieje, powinniśmy mieć tego świadomość i monitorować ten stan, jednocześnie kierując uwagę na ciało.
Umysł jak dziki koń
Umysł jest jak dziki koń. Jednym z elementów treningu takiego konia jest pozwalanie mu na bieganie w kółko na przypiętej do uzdy linie, którą trzyma trener. Jeśli trener nie będzie ostrożny, koń może podskoczyć, nagle się zatrzymać lub poderwać się na tylne nogi – ale nadal dzięki linie trener może go opanować.
Ta asekuracyjna lina jest jak sati.
Z pomocą sati możemy powściągać myśli i nie pozwalać im błądzić. W utrzymaniu uwagi na ciele pomagają uważność i radość. Ilekroć umysł zaczyna błądzić, starajmy się go ściągać z powrotem do ciała – bo to ono jest przedmiotem naszej medytacji i bazą Dhammy.
Trening umysłu jest jak trening konia. Trzeba pozwolić mu się wybiegać, aż się zmęczy.
Nasz umysł jest jak koń – lubi skakać z jednej emocji na drugą. Gdy delikatnie pociągniemy za linę, wróci.
Obserwujmy swój umysł – czy jest rozbrykany jak koń? Jeśli koń jest dobrze ułożony, trener może poluzować linę, ale jeśli jest niesforny, lina musi być trzymana mocno i krótko.
Gdy umysł jest zadowolony i posłuszny, potrzebujemy mniej sati. Nie musimy być zbyt surowi – podobnie jak trener, który poluzowuje linę, możemy pozwolić umysłowi na wędrowanie w granicach ciała.
Z drugiej strony, jeśli umysł jest nieokiełznany i rozbiega się we wszystkich kierunkach, trzeba napiąć linę i zachować czujność – utrzymywać uważność i nie dopuszczać innych myśli.
Umysł jak małpka
Ludzki umysł jest jak małpka – skacze od emocji do emocji, jak małpka z gałęzi na gałąź.
Umysł można porównać do młodego orangutana, a sati do jego matki. Jak możemy zobaczyć w filmach przyrodniczych, samice orangutana mają niezwykle spokojny charakter. Nie martwią się nadmiernie, gdy ich dzieci wspinają się na wysokie drzewa – po prostu ruszają za nimi i delikatnie znoszą je na dół. Podczas schodzenia matka ignoruje próby wyrwania się dziecka z jej ramion i może nawet karmić je znajdowanymi po drodze owocami.
Nasze emocje są jak młody orangutan, a sati jak jego matka.
Umysł, niczym mały orangutan, próbuje uciekać od ciała i wciąż chce skakać po gałęziach różnych emocji. Nie możemy się tym jednak za bardzo przejmować. Zbyt gorliwe starania by zachować uważność oznaczają, że brakuje nam zręczności matki orangutana.
W treningu umysłu ważne jest zachowanie spokoju, życzliwości i opanowania – tak jak robi to matka orangutana.
Naturą naszego umysłu jest błądzenie. Musimy być tego świadomi i delikatnie sprowadzać go z powrotem do ciała. Jeśli będziemy spokojni, damy umysłowi stabilność.
Nasz umysł potrzebuje stabilności.
Stabilność oznacza stałość, solidność. Nie denerwować się, nie frustrować – zachować życzliwość i opanowanie – na tym polega sekret medytacji. Bądźmy spokojni i opanowani jak matka orangutana. Przyłóżmy się do budowania mocnych fundamentów, aż umysł przyzwyczai się do stanu wyciszenia i straci ochotę na wędrowanie. Osiągnięcie momentu, w którym umysł staje się względnie spokojny, to znak, że przezwyciężyliśmy stan krytyczny. Teraz możemy się przekonać, jak niesamowita może być medytacja i zyskać pewność, że jest ona osiągalna dla wszystkich. Kultywowanie metty staje się łatwiejsze, gdy umysł ma solidne fundamenty.
Jak połączyć świadomość ciała z mettą?
Mettę można połączyć z kontemplacją ciała w następujący sposób:
Krok pierwszy. Uważnie, ale bez napięcia, obserwujemy, co się dzieje w całym ciele. Jeśli będziemy za bardzo się starać, mięśnie się zepną, a mózg opanuje stres. Aby wyciszyć umysł, trzeba się odprężyć.
Krok drugi. Przenosimy uwagę na głowę i obserwujemy odczucia z włosów, skóry, czaszki i mózgu, starając się rozluźniać te miejsca. Rejestrujemy, czy stajemy się spokojniejsi i bardziej zrelaksowani. Utrzymujemy umysł w stanie spokoju i rozluźnienia.
Ponieważ brakuje nam jeszcze biegłości, musimy być bardziej uważni.
Monitorujemy umysł – czy jest w nim niepokój? Czy pojawiają się jakieś oczekiwania? Oczekiwania to strata czasu i ograniczenie szans na doświadczenie spokoju.
Krok trzeci. Utrzymując uwagę na ciele, przywołujemy łagodność wobec ciała i umysłu. Niech czułość rozchodzi się w całej głowie - mózgu, skórze i włosach.
Najbardziej oczywistą właściwością metty jest czułość wynikająca z łagodności.
Mettowiec, jak każde drzewo, może preferować określony rodzaj gleby – jeśli więc mettā nie pojawia się, kiedy pozostajemy w obrębie głowy, możemy przenieść uwagę na ramiona. Niektórym łatwiej jest wzbudzić czułość, gdy myślą o sercu.
Kiedy w wybranym obszarze ciała pojawi się mettā, pozwólmy jej powoli i delikatnie rozejść się po całym ciele. Ta technika bazuje na czystych doznaniach, bez użycia mantr, jeśli jednak lubicie mantry i czujecie, że mogą wam pomóc „użyźnić glebę” pod mettę – korzystajcie z nich.
Mettę można łączyć z innymi technikami medytacyjnymi, takimi jak ānāpānasati, aby zwiększyć ich skuteczność. Kontemplując oddech, dodajemy mettę i podążamy za oddechem – bez nadmiernego wysilania się, z łagodnością i czułością. Wtedy ānāpānasati zyska dwóch towarzyszy - uśmiech i radość w sercu.
Mettā przenika wszystko, jak orzeźwiająca woda.
Jeśli techniki medytacji porównać do klejnotów w szkatułce, to mettā jest czystą wodą, która, wlana do środka, opływa drogocenne kamienie, nie zmniejszając ich wartości. Wręcz przeciwnie – mettā ożywia i nadaje świeżość naszej praktyce.
Nie mogę oddychać!
To, czy jesteśmy w stanie płynnie oddychać, zależy od czynników wewnętrznych – wytworzeń naszego umysłu, myśli, itp.
Jeśli samo skierowanie uwagi na ciało sprawia, że źle nam się oddycha, spróbujmy kontynuować obserwację oddechu, jednocześnie rozluźniając się – ale nie za bardzo. Unikajmy nadmiernego rozciągania się, garbienia czy przechylania na bok. Rozluźniając ciało, wysyłajmy jednocześnie do oddechu miłość i życzliwość. W ten sposób powinien on stać się bardziej swobodny.
Oddech może być odzwierciedleniem kondycji naszego umysłu. Jeśli w umyśle panuje zamęt, oddech staje się szybki, nieregularny, nerwowy i niespokojny. Jeśli zaś umysł jest wolny od zakłóceń i wypełniony szczodrością, współczuciem, a zwłaszcza intencją odpuszczenia, oddech płynie spokojnie i swobodnie.
Taki oddech sprzyja rozwijaniu samādhi.
Biorąc wdech, czujemy się komfortowo, wydychając – czujemy się zrelaksowani.
Przy regularnej praktyce skojarzenie oddechu z odpuszczeniem pomoże nam utrwalić sati. Starajmy się przyzwyczaić do obserwowania oddechu, aż oddychanie stanie się przyjemne:
Wdech – szczęście, wydech – szczęście…
Wciąż brak postępów…
Największą przeszkodą dla umysłu są jego własne szkodliwe wytworzenia. Możemy nie być jeszcze na etapie, na którym potrafimy się ich wyzbyć, a im bardziej się staramy, tym większe odczuwamy cierpienie – zarówno fizyczne, jak i emocjonalne.
Jednym z narzędzi, które może nam pomóc poradzić sobie z uporczywymi wytworzeniami, jest sati. Gdy w myślach pojawia się pożądanie lub nienawiść, bądźmy świadomi tych emocji i przyjmujmy je z łagodnością – bez denerwowania się, z wyrozumiałością i czułością.
Potrzeba czasu, aby znaleźć własny rytm w medytacji oddechu. Czasem podążanie za oddechem przychodzi nam łatwo, a czasem już po pięciu minutach napływają myśli i inne wytworzenia. Jeśli będziemy się zmuszać do utrzymania uwagi na oddechu, może się to skończyć frustracją i znudzeniem. Ścieżka medytacji nie zawsze jest gładka.
Dla nikogo z nas tak naprawdę nie jest ona prosta – jest raczej pełna wzlotów i upadków. Na pewno jednak nie możemy sobie pozwolić na wielodniowe zaniedbywanie praktyki, bo wtedy umysł (prędzej czy później) zacznie staczać się po równi pochyłej ku beznadziei. Dlatego najlepszą inwestycją w praktykę jest systematyczność i wytrwałość. Zdobywanie wiedzy i pogłębianie nauk mają drugorzędne znaczenie.
Podchodźmy do praktyki z pozycji niewiedzących ignorantów, którzy muszą się jeszcze wiele o medytacji nauczyć. Przykładajmy się, nie bądźmy leniwi. Nie pozwólmy, by szkodliwe skłonności zniweczyły naszą pracę. Lenistwo zajmuje wysokie miejsce w rankingu najgorszych szkodliwych skłonności (tzw. splamień).
Splamienia są jak generałowie – dowódcy armii pragnień, którzy chcą nas zniszczyć i uniemożliwić nam rozwijanie umysłu.
Lenistwo może wyrządzić ogromne szkody. Można je porównać do mocarza, który potrafi chwycić dziesięciu lub nawet stu mężczyzn i jednym ruchem przerzucić ich przez góry. Podobnie lenistwo odrywa nas od tego, co dobre i zdrowe, wyrzucając daleko poza góry systematyczności. Lenistwo lubi się targować, podsuwając nam różne wymówki, przez które marnujemy czas.
Najgorsze, co możemy zrobić, to poddać się lenistwu.
Gdy zauważymy, że ogarnęło nas lenistwo, możemy je przezwyciężyć. Niestety, zbyt często zapominamy, że mieliśmy być uważni.
Za każdym razem, kiedy uświadomimy sobie, że jesteśmy atakowani przez Generała Lenia, przejdźmy do obserwowania oddechu i wyzbywania się szkodliwych myśli.
Wdychając, przyjmujemy wszystko, co dobre, zdrowe i budujące. Wydychając, przyjmujemy wszystko, co dobre, zdrowe i budujące.
Praktykujemy w ten sposób, aż umysł stanie się bardziej czuły i łagodniejszy, a zdrowe myśli i uczucia zaczną wzrastać.
Dzięki takiej praktyce staniemy się spokojni, skupieni i poczujemy moc budującej się w umyśle metty. Co ważniejsze, czułość tę możemy wykorzystać jako przedmiot medytacji – dodawajmy ją do wdechów i wydechów, napełniając nią serce, aż umysł stanie się wyciszony i spokojny.
Rozwijajmy czułość umysłu aż do nieskończoności.
Gdy wypływająca z nas miłość stanie się bezkresna i niezmierzona, będzie to oznaczać, że ukończyliśmy pierwszy poziom medytacji metty.
Odrdzewianie umysłu
Praktyka ma na celu oczyszczenie umysłu, gdy wszystko dookoła zdaje się blokować serce, pokrywając je rdzą.
Umysł, który nie jest trenowany i nie ma kontaktu z Dhammą, pokrywa się grubą warstwą rdzy – a ta jest źródłem cierpienia.
Rdza w umyśle sprowadza na nas problemy w postaci pragnień, złości, nienawiści i złudzeń.
Aby usunąć rdzę, praktykujemy medytację.
Na usunięcie rdzy potrzeba czasu. Jest to proces, który wymaga zrozumienia i uświadomienia sobie, że nasz umysł jest zardzewiały. Jedyną drogą, aby pozbyć się rdzy jest medytacja.
Umysł wysuszony jak pustynia
W czasie medytacji, która nie przynosi nam radości, serce staje się ponure i markotne. Nasz umysł staje się jak spierzchnięta ziemia pustyni, w którą nie wsiąka woda.
Naprawdę? Medytacja może mnie uszczęśliwić?
Pamodati: „Radujcie się".
Radosny, uszczęśliwiony umysł to znak, że nasza medytacja przyniosła samādhi – stan spokoju i wyciszenia.
Bycie „zachwyconym” to nie to samo, co „rozkojarzonym”.
Duchowa radość, która pojawia się podczas medytacji, różni się od przyjemności płynącej ze zmysłów.
Pamodati różni się od codziennych rozkoszy, które dobrze znamy. To wyrafinowany rodzaj radości, która wypełnia nasze serce tak intensywnie, że zaczyna się wydostawać na zewnątrz.
Kiedy osiągamy samādhi, nasz umysł staje się rozluźniony i szczęśliwy tak bardzo, że emanuje tymi uczuciami na zewnątrz. W takim stanie każdy kontakt z otoczeniem przynosi zachwyt, a my czujemy głębokie połączenie z elementami zewnętrznego świata.
Nie mam czasu!
Zdarza się nam twierdzić, że mamy za mało czasu na rozwijanie uważności. Gdy tylko pomyślimy, że można by popraktykować, natychmiast pojawia się mnóstwo wymówek: „Nie mam czasu", „Źle się czuję", „To nie jest dobry moment".
Umysł przypomina gęsty las porośnięty ciernistymi zaroślami, które zasłaniają nam ścieżkę. Te zarośla to wymówki, które sami tworzymy i z których czynimy przeszkody niemal nie do pokonania. Uczestniczenie w sesjach medytacyjnych jest jak karczowanie duchowej drogi przez gąszcz naszego umysłu.
Każda minuta się liczy
Mettę możemy praktykować w dowolnej pozycji: stojąc, chodząc, siedząc lub leżąc.
Rozwijanie metty nie jest może proste, ale nie jest też aż tak trudne. Składową metty jest sati – gdy mamy mettę, mamy też sati. Rozwijanie sati również nie jest bardzo skomplikowane – wystarczy, że w każdy ruch ciała włożymy odrobinę życzliwości.
Każda minuta (nawet jeśli tylko jedna), w której nasz umysł pozostaje łagodny i życzliwy nadaje sens naszemu istnieniu.
Miłujaca dobroć a współczucie
Warto wiedzieć, że mettā (miłująca dobroć) i karuna (współczucie) to, wbrew pozorom, dwa różne stany. Współczucie, czyli chęć pomagania innym, to jedna z duchowych cnót bodhisatty.
Jeśli nie osiągnęliśmy stanu umysłu zwanego muditā (współradość), nie będziemy gotowi do praktykowania medytacji karuny. Ponieważ nasza zdolność do pomagania innym ludziom i czującym istotom jest na razie ograniczona, wszelkie próby medytacji karuny będą dla nas udręką, wynikającą z faktu, że nie jesteśmy w stanie pomagać tak, jakbyśmy chcieli.
Z kolei praca nad rozwijaniem metty to skupienie na dążeniu do jasno określonego celu, jakim jest miłość, chęć wsparcia i życzliwość wobec wszystkich czujących istot – w tym, w szczególności, wobec samych siebie.
Nie czuję metty – czy mam udawać?
Niektórzy z nas, choć naprawdę przykładają się do powtarzania słów metty: „Oby wszystkie istoty były szczęśliwe", wcale nie czują tego w sercu. Dla nich to tylko puste słowa. Serca tych osób stwardniały pod wpływem ciągłego przeżywania złości, irytacji i stresu, pojawiających się w pracy i trudnych relacjach z ludźmi.
Niemniej jednak każdy z nas w jakimś momencie życia doświadczył czułości, która jest wyrazem miłości, sympatii lub bliskości do kogoś lub czegoś. Może twoja twarz rozpromienia się na widok pięknego kwiatu? Może na widok słodkiego psa czy kota czujesz nieodpartą chęć przytulenia go? Przywołuj w medytacji czułość, która pojawia się w twoim sercu, kiedy myślisz o ulubionych obiektach – nawet wspomnienie zwykłego kwiatka może zmiękczyć serce.
Wspominałem już jak ważne jest odpowiednie przygotowanie ziemi pod nowe sadzonki. Gruntem dla rozwijania praktyki metty jest umysł, który trzeba zmiękczać czułością. Jest na to prosta metoda – zawsze, gdy sobie o tym przypomnimy, dokładamy czułość i łagodność do tego, co właśnie robimy. Na przykład, pisząc na komputerze, czule naciskajmy na klawisze.
Jeśli będziecie stosować tę poradę zawsze, gdy sobie ją przypomnicie, dokładanie czułości i łagodności do wszystkich czynności stanie się waszą drugą naturą. Wówczas, przy wypowiadaniu słów metty: „Oby wszystkie istoty były szczęśliwe", miłość do wszystkich istot sama popłynie z waszych serc we wszystkie strony świata.
Gdzie moja codzienna dawka szczęścia?
Właśnie po to, aby ją dostawać, powinniśmy codziennie siadać do metty! Dzięki niej nasze serce zyskuje bezpieczny dom, filary, przystań, schronienie…
Dhamma musi być naszym oparciem. Umysł powinien zamieszkać w domu metty.
Mettā przebywa w domu Brahmy, zwanym Brahma-vihāra (boska, niebiańska siedziba). Ludzie przechodzą obok tej rezydencji i choć widzą, jak przyjemne jest to miejsce, nie zatrzymują się – idą dalej.
Podobnie, gdy w naszym sercu pojawia się czułość i tkliwość, płynąca z poczucia spokoju lub zadowolenia, często nie próbujemy jej zatrzymać. Zachowujemy się, jakbyśmy na swojej drodze napotkali dom otoczony gęstym baldachimem potężnych drzew, których cień daje wytchnienie przechodniom. Z wdzięcznością siadamy i odpoczywamy w cieniu, aż poczujemy się odświeżeni i odprężeni – ale nawet nie przychodzi nam do głowy, żeby wejść do tego niebiańskiego domostwa! Mijamy je więc i wracamy do naszego przegrzanego, wynajmowanego mieszkania.
Gdy wypełniają nas czułość, tkliwość, życzliwość i poczucie szczęścia, ale nie robimy nic, by te piękne uczucia schwytać i zachować – by przeniknęły w głąb serca i tam rosły, aż osiągną pełnię doskonałości – zachowujemy się, jakbyśmy przechodzili obok zacienionych oaz, ale się w nich nie zatrzymywali, zadowalając się jedynie chwilowym chłodem. Niewielu z nas decyduje się zatrzymać i zapytać, czy w tym chłodnym domu znajdzie się dla nas miejsce.
Cztery strefy w posiadłości mettā
Wnętrze rezydencji zwanej mettą jest znacznie większe, bardziej przestronne i przyjemniejsze, niż wydaje się z zewnątrz. To, co widzimy na powierzchni, nie oddaje rzeczywistości.
Medytacja metty jest jak ogród botaniczny, pełen kwiatów i owoców.
Mettā jest jak raj.
Nasz umysł potrafi stworzyć raj, w którym panuje tylko spokój i zadowolenie. Na tym polega piękno naszego serca – potrafi ono wykreować tak wspaniałe schronienie, do którego my musimy jedynie wejść.
Niebiański gaj, zwany Nandaną lub Ogrodem Rozkoszy, jest licznie zamieszkiwany przez istoty wypełnione życzliwością i serdecznością, które pragną się z nami zaprzyjaźnić. Zapraszają nas do zamieszkania w bezkresnym ogrodzie.
U bram cudownego ogrodu znajdują się cztery klucze, które otwierają cztery bramy do jego wnętrza. Każdy musi przejść przez wszystkie cztery bramy – nie ma drogi na skróty.
Pierwsza brama prowadzi do strefy pożywienia – tam mamy zjeść tyle, ile potrzeba. Druga brama otwiera krainę ubrań i ozdób. Trzecia prowadzi do strefy srebra i złota, a czwarta, najcenniejsza strefa, kryje w sobie piękne klejnoty.
Czułość w sercu, nad którą pracujemy – czułość wobec ciała i umysłu, mettā, miłość – otwiera wszystkie cztery bramy.
Czułe i miękkie serce jest kluczem do pierwszej strefy – medytacji metty.
Pierwsza strefa jest jak minimalna ilość pożywienia potrzebna do przeżycia i polega na wysyłaniu metty do siebie.
Kiedy zastanawiamy się, co by tu zjeść, zwykle wybieramy to, co lubimy. Podobna zasada może być stosowana w medytacji – chcąc nakarmić serce wybieramy mettę, czyli czułość, jaką wzbudzają w nas np. piękne kwiaty czy urocze zwierzęta. Dajmy umysłowi możliwość delektowania się mettą.
Wysyłajcie mettę do siebie, wysyłajcie ją w dużych dawkach. Odżywiajcie swoje serce mettą, aż stanie się pełne i delektujcie się tym stanem.
Pierwsza strefa to wysyłanie metty do siebie.
Wzbudzając i utrzymując czułość, wysyłajcie mettę do siebie do chwili, gdy ciało i umysł staną się mettą. Można to robić na wiele sposobów, w tym z pomocą mantr.
Podróżujący ścieżką Dhammy w każdej strefie zyskuje dodatkową energię.
Gdy opanujemy praktykę na poziomie pierwszej strefy, możemy przejść do drugiej. Podkreślam – aby przejść do kolejnej strefy, trzeba najpierw perfekcyjnie opanować praktykę z poprzedniej.
Ze strefy pierwszej przechodzimy przez bramę strefy drugiej, która jest porównywana do szafy pełnej pięknych ubrań. Strefa druga to nasza ulubiona osoba. Po otwarciu bramy, pierwsza i druga strefa łączą się ze sobą, ponieważ miłość do siebie i do ulubionej osoby stają się sobie równe.
Strefa druga ma jednak jedną zasadę i jeden warunek. Zasadą jest, że nie wysyłamy metty do osób, które wzbudzają w nas pociąg seksualny; warunkiem, że nie kierujemy jej do osób zmarłych. Żadnej z tych reguł nie wolno łamać.
Praktykując w strefie drugiej, uważnie obserwujemy i podtrzymujemy uczucie metty wobec ulubionej osoby.
Z mojego doświadczenia wynika, że większość z nas z łatwością przechodzi przez drugą strefę – być może dlatego, że umysł naturalnie skłania się ku osobom, które kochamy.
Ważne jest, by mettā, którą wysyłamy do ulubionej osoby, dorównywała – zarówno pod względem jakości, jak i ilości – metcie, którą dajemy sami sobie. Obie metty są jak woda z jednej szklanki rozlana do dwóch – w obu musi być jej tyle samo. Intensywność i moc metty, którą wysyłamy ulubionej osobie, musi być taka sama jak ta, którą dajemy sami sobie.
Moment, w którym czujemy nieprzerwany przepływ metty pomiędzy dwiema strefami, to moment niezwykłej harmonii.
Cel strefy drugiej zostaje osiągnięty, gdy mettā wysyłana do ulubionej osoby dorównuje tej, którą dajesz sobie. Nie ma różnicy – jest tylko harmonia.
Kolejne strefy (trzecia i czwarta) wymagają ogromnej wytrwałości. To, czy jesteśmy gotowi, by do nich przejść, najlepiej sprawdzić, ponownie analizując praktykę ze stref pierwszej i drugiej. Jesteśmy gotowi wejść do następnej strefy – krainy srebra i złota, gdy potrafimy równie pewnie generować mettę dla siebie, co dla ulubionej osoby. Aby zdobyć kosztowności znajdujące się w trzeciej strefie, trzeba się bardzo postarać.
Praktyka na tym etapie polega na wysyłaniu metty do osoby neutralnej, wobec której nie czujemy ani szczególnej miłości, ani nienawiści. Może to być kolega lub koleżanka z pracy, których czasem widujemy, ale z którymi nie współpracujemy bezpośrednio, albo osoba sprzątająca, którą raz mijaliśmy w centrum handlowym.
Wysyłanie metty do nieznajomych jest bardzo trudne, dlatego umiejętność wzbudzenia i utrzymania jej jest bardzo cenna. Można ją porównać do szlachetnych kruszców, takich jak złoto i srebro.
Kluczowa zasada tej strefy jest podobna, jak w poprzednich – obiekt metty nie może wzbudzać w nas pociągu seksualnego.
Jeszcze raz przypominam, że przechodzenie przez bramy metty zawsze zaczynamy od pierwszej strefy.
Nawet jeśli jesteśmy już gotowi, by praktykować w strefie drugiej, medytację zawsze zaczynamy od strefy pierwszej – bez wyjątków.
Kiedy zyskamy pewność, że umysł jest gotowy, aby przejść do trzeciej strefy i tak nadal najpierw otwieramy drzwi do pierwszej strefy, następnie drugiej i wtedy przechodzimy do trzeciej. Medytację zaczynamy od metty dla siebie, następnie dla ulubionej osoby, a dopiero potem dla osoby neutralnej. Nigdy nie zaczynamy od osoby ze strefy trzeciej.
Po sumiennym przejściu przez te trzy etapy, gdy miłość i mettā, które mamy dla siebie, ulubionej osoby i osoby neutralnej, są równie głębokie, a umysł stał się zauważalnie bardziej łagodny i czuły – jakby mettā krążyła w naszym krwiobiegu – jesteśmy gotowi wejść do krainy rzadkich i cennych klejnotów.
W ostatniej – czwartej strefie medytacji metty wysyłamy miłość do osoby, która nie pociąga nas seksualnie i której nie lubimy lub którą uważamy za wroga.
Tym, których nie lubimy, zazwyczaj życzymy źle. Dlatego generowanie w odniesieniu do nich miłości i życzliwości jest przeciwieństwem zwyczajnej w takiej sytuacji wrogości. Dlatego na początkowym etapie pracy w strefie czwartej warto zacząć od osoby, której nie lubimy tylko trochę.
Jeszcze raz przypominam, że medytację metty zaczynamy od strefy pierwszej – zanim skierujemy miłość do wroga, najpierw wysyłamy ją do siebie, ulubionej osoby i osoby neutralnej.
Jeśli początkowo nam się nie udaje, nie zniechęcajmy się. Strefa czwarta nie bez powodu jest porównywana do krainy drogocennych klejnotów – trzeba włożyć wiele wysiłku, by ją odnaleźć, ale to, co tam znajdziemy jest piękne – nieporównanie piękniejsze, niż najcenniejszy klejnot.
W naszym świecie podziw budzą osoby przyozdobione drogocennymi klejnotami, ale serce wypełnione miłością i mettą dla wspomnianych czterech kategorii ludzi jest o wiele cenniejsze.
Czy da się na skróty?
Mettā jest jak egzotyczny dziki ptak.
Nasza praktyka medytacyjna skupia się na kultywowaniu metty. Jest to metoda subtelna i wymagająca, ponieważ trudno jest utrzymać mettę dłużej.
Medytacja metty jest nieprzewidywalna, jak zachwycający ptak napotkany w bambusowym gaju. Gdy mettā pojawia się w sercu, po całym naszym jestestwie rozlewa się spokój i zadowolenie. Należy jednak pamiętać, że dziki ptak odleci, gdy będziemy próbowali go złapać.
Podtrzymywanie metty jest zadaniem równie trudnym, co próba schwytania dzikiego ptaka.
Możemy próbować schwytać dzikiego ptaka gołymi rękami, ale szybko przekonamy się, że są to daremne próby. Aby podziwiać dzikie ptaki, wystarczy pójść do lasu, gdzie można obserwować je godzinami. Podobnie możemy pielęgnować w sercu mettę, nawet jeśli pojawia się tylko na chwilę.
Aby rozwijać mettę która jest jak dziki ptak, musimy inwestować w uprawy swojego drzewa owocowego. Zdrowe drzewo, z gęstym listowiem, rodzące kwiaty i owoce, przyciąga ptaki. My zaś powinniśmy pielęgnować w sobie te cechy, które będą jak owoce dla tych ptaków. Takim pożywnym owocem dla metty jest czułość w sercu.
Jak ptaki dłużej przysiadają w chłodnym cieniu, tak mettā pozostaje na dłużej w spokojnym sercu.
W rozwijaniu metty nie ma drogi na skróty ani błyskawicznych sukcesów. Każdy z nas musi przejść tę ścieżkę krok po kroku, samodzielnie, wypracowując mettę w swoim sercu.
Kiedy drzewo metty zakorzeni się w sercu, a każdy nasz ruch i oddech będzie przepełniony czułością i delikatnością, nadejdzie czas, gdy nasze szczere oddanie praktyce zacznie przynosić najwyższą radość. Wówczas mettā – miłość rozkwitnie w pełnej okazałości.
O autorze

Chatchai Ajahn
zobacz inne publikacje autora
Phra Mahā Chatchai urodził się w 1957 r. w prowincji Udon Thani. Święcenia odebrał w 1977 r. w Wat Jetiyabhumi, prowincja Khon Kaen. Jest wybitnym znawcą Dhammy. Obecnie Phra Mahā Chatchai jest zastępcą opata w świątyni Wat Phleng, Soi Charansanitwong 75, Bangkok, Tajlandia. Ajahn co niedzielę uczy medytacji metty.
Artykuły o podobnej tematyce:
- Thanissaro Bhikkhu Metta
- Ajahn SumedhoDroga miłującej dobroci
- Vimalaramsi Bhikkhu Wprowadzenie do metty
Sprawdź też TERMINOLOGIĘ
Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi:
Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK
Źródło: Phra Mahā Chatchai Rakkhitacitto 2017
https://wiswo.org
Tłumaczenie: Katarzyna Kubiak
Redakcja polska: Izabela Mieszała
Czyta: Aleksander Bromberek

Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/