KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE

OK, ci, którzy byli tu wcześniej, wiedzą, że w piątkowe wieczory zwykle nie tłumaczę podstawowych zasad buddyzmu. Na pewno wiecie, że możecie znaleźć je w książkach czy w Internecie. Wolę wyjaśniać, w jaki sposób buddyjska postawa i zasady mogą pomóc w problemach współczesności, jak możecie zastosować te idee i praktykę w rozwiązywaniu potężnych i bolesnych trudności, z którymi każdy się mierzy, i żebyście przede wszystkim zrozumieli, w jaki sposób te trudności powstają.

Zwykle ze względu na jakiś list lub czyjś komentarz staram się nawiązać do rozmów z poprzedniego tygodnia.

Otóż dostałem list od kogoś z Wielkiej Brytanii z prośbą o mowę o tym, jak radzić sobie z nadużyciami w relacjach rodzinnych i zawodowych, a zwłaszcza ze znęcaniem się, które pojawia się w wielu obszarach naszego życia – w szkole, w pracy, w domu, nawet w klasztorach. Można się z tym spotkać wszędzie. Zamiast po prostu dawać rady, buddyści zazwyczaj wybierają metodę rozwiązywania problemów polegającą na znalezieniu przyczyn, powodów, dla których ludzie uciekają się do przemocy. Dlaczego właśnie to najpierw robią? Jeśli możesz zrozumieć przyczynę takiego postępowania, sytuacje, które powodują nadużycia i nękanie, znajdziesz lepsze rozwiązanie.

To wielki problem współczesności. Rządy i prawodawcy szukają rozwiązań, jednak mimo tych starań, działań ustawodawczych, w miejscach pracy czy na boiskach szkolnych nadal się to wydarza. Jak więc znaleźć dogłębne rozwiązanie? Oczywiście – powinienem był powiedzieć to na początku – jeśli ktokolwiek z was cierpi z powodu przemocy w pracy czy w domu, czasem trzeba to zgłosić w odpowiednim miejscu, by się chronić, nie tylko fizycznie, ale także emocjonalnie. Dlatego zgłaszamy takie sprawy. Ludzi niekiedy niemal na siłę trzeba postawić przed faktem, że są znieważani i że to jest nie do przyjęcia. Wspaniale, że w dzisiejszym świecie jest to możliwe, w kraju takim jak Australia. Ale – powinienem o tym wspomnieć na samym początku – należy to zgłaszać, ponieważ niekiedy próbuje się innych metod, nie stosując tych oczywistych.

Zauważyłem pewną rzecz: jeśli gdzieś istnieje hierarchia, wtedy pojawia się też przemoc, a tam, gdzie nie ma hierarchii, zdaje się, że przemoc się nie przejawia. Zauważyłem takie powiązanie. Jasno widać to na terenie szkoły. Są tam hierarchie związane z fizycznością, tworzone przez kumpli bardziej fizycznie rozwiniętych niż inne dzieci. Widać to też czasem, gdy niektórzy są bardziej niż inni rozwinięci intelektualnie, gdy ich umiejętności językowe są bardziej wyrafinowane. Można to zauważyć wśród ludzi przyjeżdzających do krajów takich jak Australia, angielski nie jest ich pierwszym językiem i przez to mogą stać się obiektem werbalnej przemocy, ponieważ po prostu nie wiedzą, jak się bronić, nie mają umiejętności językowych, by się bronić. Znacie na pewno wiele przykładów takiego znęcania się. Czasem jest to zabawne i się śmiejemy. Niektórzy mają tak cięty język, że może to być bardziej raniące, niż uderzenie w nos. Jedna z moich ulubionych ciętych ripost… ta będzie druga, pierwszą jest riposta Oskara Wilde’a. Ten Oskar Wilde był bardzo bystry i najbardziej zjadliwie dowcipny w Zjednoczonym Królestwie, i był gejem. Pewnej nocy, kiedy, zataczając się, wychodził z pubu, angielska dama, taka, wiecie, przyzwoita, zwróciła mu uwagę: „Sir, jest pan pijany”. Odpowiedział jej: „Madame, jest pani brzydka”. I dodał zabójczy cios: „Różnica między nami jest taka, że ja rano będę trzeźwy”. To był przykład naprawdę ostrego języka, ale muszę przyznać się do mojego ulubionego numeru dwa ciętych ripost. Parę lat temu był tu pierwszy minister Nowej Zelandii, Lange. Zapytano go o emigrację ludzi z Nowej Zelandii do Australii i nazwano to drenażem mózgów. Odpowiedział, że jest wręcz przeciwnie, bo wszyscy ci emigranci opuszczający Nową Zelandię przyczyniają się do podniesienia średniej poziomu inteligencji w Nowej Zelandii i jednocześnie do wzrostu wskaźnika inteligencji w Australii. Kiedy rozpracujecie to, co powiedział, to okaże się, że tylko najgłupsi opuszczają Nową Zelandię, ale nawet ci najgłupsi opuszczający Nową Zelandię są mądrzejsi od przeciętnego Australijczyka. Oczywiście jestem Australijczykiem i nie zgadzam się z tym, ale to była wspaniała riposta człowieka, który naprawdę wie, jak używać języka. Tak więc można dokuczyć mową.

Ale zauważyłem, że kiedy istnieją hierarchie, kiedy są zwierzchnicy i podwładni, wtedy ludzie wykorzystują pozycję zwierzchnika. Szefowie, dzieci lepiej rozwinięte fizycznie, ludzie lepiej władający językiem – mogą używać tych właściwości do przymuszania i poniżania innych. To jedna z dwu głównych przyczyn, dla których ludzie się znęcają: w ten sposób zmuszają cię, żebyś zrobił, co chcą, a następna to po prostu chęć poniżenia cię. Można to zauważyć tam, gdzie są hierarchie. To dlatego powiedziałem, że to może się zdarzyć również w klasztorze, ale bardzo się staramy znieść hierarchię na tyle, na ile się da. Ci z was, którzy odwiedzali nasze klasztory wiedzą, że czasem bardzo trudno jest się zorientować, kto jest wyższy rangą, a kto niższy, ponieważ wszyscy nosimy takie same szaty. Nie mamy pasków, koron czy oficerskich gwiazdek na naszych szatach, które pokazywałyby, kto jest generałem, kto kapralem, a kto szeregowcem. I ma to swoją przyczynę: nawet sam Buddha mocno popierał brak hierarchii. Dla tych z was, którzy nie wiedzą, jest to część podstaw buddyzmu. Buddyzm narodził się w miejscu, w którym istniała od dawna utrwalona demokracja. Każdy, kto twierdzi, że demokratyczne tradycje, których przestrzegamy tu, w Australii, pochodzą ze starożytnej Grecji, nie zdaje sobie sprawy, że w tym samym czasie starożytne Indie miały od dawien dawna utrwalone tradycje demokratyczne. I to te tradycje Buddha zaadaptował do systemu monastycznego. Jesteśmy najstarszą demokratyczną instytucją na świecie. Grupy mnichów i mniszek nazywamy Saṅghą. Jeśli mamy podjąć jakąś decyzję, na przykład w sprawie ceremonii wyświęcenia, najpierw czytamy projekt, powtarzamy to trzykrotnie – tak samo jak w systemie westminsterskim. To fascynujące, że jest tak samo demokratycznie, czyli jeden mnich – jeden głos, jedna mniszka – jeden głos. Dzięki temu zaistnienie hierarchii jest mało prawdopodobne.

Jednak właściwością ludzkiej natury jest próba narzucenia hierarchii takim demokratycznym systemom. Przez to rodzi się tyrania, złe wykorzystanie zróżnicowania władzy biorące się z hierarchii. Tak więc hierarchie są jednym z problemów. Słyszałem ostatnio o rezygnacji papieża, nie martwcie się, nie zamierzam się nominować na to stanowisko. Poza tym należy być katolikiem – tak słyszałem – by zostać papieżem, więc jestem poza konkurencją. W buddyzmie nie mamy papieża, ponieważ Buddha bardzo stanowczo oświadczył przed śmiercią – gdy został zapytany, kto stanie na czele tej religii, kiedy odejdzie – że nikt nie przejmie po nim schedy, niech nauki i trening będą przewodnikami. To proste oświadczenie wyróżnia buddyjską tradycję spośród innych: nie możemy mieć przywódcy, ponieważ szef powiedział, że nie możemy, co znaczy, że nigdy nie będziemy mieli papieża. Nawet Dalajlama tak naprawdę nie ma władzy. To ludzie mu ją dają, bo jest duchowym autorytetem i wspaniałym przewodnikiem. Inna rzecz, że nie ma on autorytetu konstytutywnego, żeby kontrolować czy robić pewne rzeczy. Ja także nie mam. Żartujemy sobie w naszym komitecie, bo niedługo mamy wybory do nowego komitetu – proszę, uczestniczcie w nich – czasami żartujemy, że moim prawdziwym tytułem jest Duchowy Przywódca Stowarzyszenia Buddyjskiego, a były przewodniczący powiedział: „Nie, ty nie jesteś Duchowym Dyrektorem tylko Duchowym Dyktatorem”. Nie, nie jestem, i mam nadzieję, że nigdy nie będę.

Tak więc mamy wszyscy te piękne demokratyczne tradycje bez prawdziwych przywódców i dlatego mało prawdopodobne jest pojawienie się przemocy. Ale tam, gdzie są hierarchie, przemoc się pojawia. Opowiem wam historię z pierwszego roku mojego pobytu w klasztorze w Tajlandii, gdzie hierarchia była narzucona wbrew naszym tradycjom. Byłem młodym mnichem uczącym się podstaw. Ci z was, którzy odwiedzają nasz klasztor, widzieli, że jadamy jeden posiłek dziennie z naszych dużych misek. Mamy także śniadanie, ale główny posiłek jemy z dużych żelaznych albo stalowych misek. Mamy także ustawiony obok mały pojemnik na odpadki zwany spluwaczką, na kawałki papieru czy cokolwiek. Po skończonym posiłku myłem miskę i pojemnik na odpadki, tak jak inni. I ten mnich, który był starszy ode mnie, podszedł, stanął nade mną w niepokojąco władczy sposób i zaczął krzyczeć: „Brahmavamso! To ohydny zwyczaj, nie rób tego!”. I krzyczał tak… Naprawdę teraz staram się jak mogę być zagniewanym, ale to takie trudne po latach bycia mnichem – nawet udawać zagniewaną osobę. Nigdy nie dostałbym pracy w żadnym filmie. Choć staram się jak mogę, to jednak nie wychodzi. Ale wyobraźcie sobie takiego typu osobę, która próbuje was zastraszyć i mówi: „To ohydny zwyczaj, nie rób tego!”. Więc zapytałem: „Co robię źle?”. „Wycierasz swój pojemnik na odpadki tą samą ścierką, którą wycierasz świętą miskę!”. Teraz myślicie, że już znacie sedno sprawy, ale kiedy popatrzyłem na innych mnichów wokół, robili dokładnie to samo, co ja.

Więc już wiecie, o co chodzi z nękaniem i zastraszaniem, kiedy nie robi się nic złego, a w dodatku wszyscy dookoła robią to samo, zawsze robią to samo w ten sam sposób, więc dlaczego ja? Kiedy jesteście nękani, czyż nie myślicie właśnie tak? Na szczęście przeszedłem już trening medytacyjny, dzięki czemu rozumiałem pracę umysłu i mogłem w nowy sposób zareagować na taki rodzaj nękania. Oczywiście w pierwszym odruchu chciałem stanąć z nim twarzą w twarz: „O czym ty mówisz? Wszyscy tak robią, ja też tak robię przez cały tydzień, nie ma w tym nic złego, z czym masz problem, kolego?”. I naturalnie właśnie to chciałbyś zrobić, ale jesteś świadom, że tak nie rozwiążesz problemu. W rzeczywistości takiej odpowiedzi się spodziewał. Nękając mnie, chciał mnie nakręcić, zezłościć, zdenerwować. Lecz zdałem sobie sprawę do czego zmierza i nasiliłem samokontrolę.

To trudne mieć samokontrolę emocjonalną, głównie dlatego, że nasze umysły są bardzo, bardzo słabe. W ciągu ostatnich dwóch tygodni wysłałem masę ludzi: chodzicie na siłownię, żeby mieć silne ciała, silne mięśnie, móc biegać, grać, uprawiać wszelkiego rodzaju sporty, zwyciężać, wzmocnić ciała, cokolwiek robicie, ale gdzie chodzicie, żeby wzmocnić umysły? Do miejsca takiego jak to, żeby nauczyć się trochę medytacji. Budujecie bardzo, bardzo silne mięśnie mentalne, a wasze emocje zamiast was kontrolować, mogą być przez was uszczypnięte w nos, więc już nie musicie się denerwować, już macie wybór. Chcesz się złościć – zależy to od ciebie, chcesz przestać się złościć – przestajesz, tak po prostu, bo wzmocniłeś mentalne mięśnie dzięki medytacji.

Tak więc, ponieważ wtedy miałem już za sobą lata medytacji, mogłem zdecydować, że się nie zezłoszczę. Przyznam, że byłem wzburzony i musiałem użyć całej powściągliwości. Ten gość był na szczycie, był mnichem. I oto co zrobiłem: milcząc, zdecydowanym, powolnym krokiem podszedłem do małego pojemnika ze starymi szmatami i wyjąłem jedną – kiedy to robiłem, poczujcie to – wszyscy inni mnisi śledzili mnie wzrokiem. Życie w klasztorze jest bardzo nudne, więc jeśli zdarza się jakaś sprzeczka, nikt nie chce tego przegapić. Tak więc wszyscy na mnie patrzą, ja biorę szmatę i nawet jeszcze wolniej, używając całej swojej samokontroli, wracam do miejsca, gdzie siedziałem, biorę pojemnik na odpadki, zaczynam go wycierać tym gałganem i spoglądam na tego mnicha. Zrobiłem dokładnie to, czego chciał, cicho i spokojnie, bez śladu zdenerwowania, i wszyscy inni mnisi także patrzą na tamtego – „No, i co teraz zrobisz?”. Nie spodziewał się, że tak się zachowam. Czasami sposobem na rozwiązanie takich sytuacji jest zrobić coś nieoczekiwanego, czego nikt inny nie robi, ponieważ to roztapia mózgi prześladowców. Spodziewają się określonej reakcji, więc kiedy zrobisz coś innego, nie wiedzą, jak się zachować. No a ten mnich zrobił się czerwony, potem purpurowy, a wszyscy inni mnisi zaczęli się z niego śmiać, i poszedł sobie. I już nigdy więcej nie próbował ze mną czegoś podobnego. Zdał sobie sprawę, że powodem, dla którego chciał mi dokuczyć, była chęć okazania swojej wyższości. W wielu takich przypadkach jest dużo zastraszania, nie po to, żeby coś wymusić, ale upokorzyć, żeby pokazać wyższość. A jeśli chodzi o zgromadzenia duchowe takie jak klasztor, kościół czy świątynia, to wszyscy wiedzą, że najwyżej są ci, którzy nigdy się nie denerwują. Zwycięzcami są ludzie spokojni, ci złoszczący się i gwałtowni przegrywają w tego typu zgromadzeniach. On to wiedział i wiedzieli wszyscy inni. Dlatego łatwo było zakończyć tę zwadę, robiąc coś trochę inaczej.

Dlatego proszę, pamiętajcie, że kiedy ludzie próbują was zastraszać, to w połowie wypadków chodzi o poniżenie was, o to, żebyście się poczuli słabsi. Jeśli nie dacie się w to wciągnąć, odmówicie złoszczenia się – czasem wystarczy uśmiech, czasem odejście, czasem ignorowanie prześladowców, cokolwiek – jeśli nie okażecie słabości i nie dacie się poniżyć, wtedy udaremnicie plan nękania i potem bardzo często prześladowcy już tego nie powtarzają. Po prostu nie możecie już być zastraszani w ten konkretny sposób. Często powtarzam, że kiedy ludzie cię obrażają, złość nie jest właściwą reakcją. Jeśli się zezłościsz, poddajesz się przemocy, oddajesz się w ręce gwałtowników, czasem wystarczy po prostu pozostać bardzo spokojnym. Jeśli możesz tak zrobić, to po niewielkim treningu w tej wspólnocie nazywanej Buddyjskim Stowarzyszeniem w Nollamara będziesz mógł dokonać jeszcze innych zadziwiających rzeczy. Chrześcijaństwo nakazuje nadstawiać drugi policzek, ale nie róbcie tego, bo dostaniecie drugi raz. Dużo lepsze od tego jest…

To kolejna słynna historia, która mi się przypomniała, wydarzyło się to około 30 metrów stąd, w połowie drogi Nansen prowadzącej do tej świątyni. Wiecie, jesteśmy tu od 26 czy 27 lat, zapomniałem jak długo, ale sporo czasu. Kiedy tu przybyliśmy nie było jeszcze tej sali, głównej sali, w której moglibyśmy się spotykać, jak to nazywamy – sali wspólnoty, więc kiedy powstało to miejsce, byliśmy tak dumni, że chcieliśmy urządzić ceremonię otwarcia. I na tę ceremonię otwarcia zdecydowaliśmy się zaprosić bardzo różnych ludzi. Niektórzy z was to pamiętają. Napisaliśmy do gubernatora Zachodniej Australii, był nim wówczas pan Gordon Reid, wcześniej był rektorem Uniwersytetu Zachodniej Australii. Ku naszemu zaskoczeniu przyjął zaproszenie, dlatego główna droga nazwana została jego nazwiskiem. Tak więc Gordon Reid przybył na naszą ceremonię otwarcia, to było wspaniałe. Jako mnich numer dwa miałem za zadanie wynająć namioty, krzesła i wszystkie inne rzeczy dla VIP-ów. Nasz skarbnik, nie pamiętam, kto nim wtedy był, powiedział, żebym nie martwił się o koszty, ponieważ mamy się dobrze zaprezentować. Więc zacząłem dzwonić i znalazłem najlepszą firmę w dobrej dzielnicy, w Cottesloe, wiecie, to jedno z przedmieść, nie Balga. Nie powinienem mówić czegoś takiego, będę miał kłopoty, więc w porządku, ludzie z Balga są… Mniejsza z tym, wiecie, co mam na myśli. Chciałem czegoś najlepszego i powiedziałem kierowniczce firmy, która wynajmuje Peppermint Grove, i wszystkie te inne miejsca bogatym ludziom, że chcemy się dobrze zaprezentować, że będziemy gościć gubernatora Zachodniej Australii, chcemy najlepszego, co mają, potrzebujemy 10 krzeseł dla VIP-ów, 100 innych krzeseł i odpowiedniego namiotu. Odpowiedziała: „Tak proszę pana, zrobimy to dla was, dostaniecie najlepsze wyposażenie”.

Kiedy przywieźli wyposażenie w piątkowe popołudnie, byłem zajęty pomaganiem komuś – tak robią mnisi, nie zajmujesz się wyłącznie własną pracą, pomagasz też innym – więc nie widziałem rozładunku. Nie uwierzycie, to nie przesada, to całkowita prawda, ci, którzy tam byli, potwierdzą. Namiot był brudny, pokryty czerwonym pyłem, jakby stał w jakimś tartaku. Ale to łatwo było naprawić, wzięliśmy węże do podlewania i opłukaliśmy namiot. Krzesła również były brudne, ale znowu – wzięliśmy szmaty i wyczyściliśmy. Problemem, którego nie mogłem rozwiązać, były krzesła dla VIP-ów. Wszystkie miały nogi różnej długości i mocno się chwiały. Nie mogłem uwierzyć, że przysłali nam taką tandetę. Pobiegłem do telefonu i złapałem kierowniczkę firmy, właśnie miała zamknąć biuro i pójść do domu, bo było późne piątkowe popołudnie. Powiedziałem: „Pamiętasz mnie? Prosiliśmy o najlepszy sprzęt, gubernator przyjeżdża w sobotę”. „Tak, pamiętam, co się stało?”. „Słuchaj, krzesła mają nierówne nogi, chwieją się, nie możemy pozwolić, by gubernator i jego żona pospadali w czasie przemowy”. Była bardzo miła i powiedziała: „Tak, wymienimy wam te krzesła”. Podziękowałem.

Oczywiście w Perth, w piątkowe popołudnie, dokąd idą pracownicy po wyjściu z biura? Idą do drugiego biura zwanego inaczej barem. I oto co się stało: kierowniczka poszła do baru, w którym, jak wiedziała, byli wszyscy jej pracownicy, i powiedziała: „Chłopaki, wracajcie do pracy, buddystom trzeba wymienić krzesła”. Jeśli wyciągniesz pracowników z pubu w piątkowe popołudnie i każesz im wracać do pracy, raczej nie będą współczujący i pełni spokoju. Byli naprawdę wściekli. Tym razem czekałem na ciężarówkę, a kiedy była w połowie drogi – wiecie, od rogu do świątyni – w połowie ulicy Nansen, wyskoczył z niej jeden facet. To było naprawdę niebezpieczne, nadal jechali całkiem szybko, a tamten wyskoczył i biegł do świątyni z zaciśniętymi pięściami, mówiąc: „Gdzie jest gość, który tu zarządza, chcę gościa od zarządzania”. Był tak wściekły! Podszedłem do niego i powiedziałem: „Ja jestem gościem od zarządzania”. I teraz będzie o tym, jak sobie radzić ze zniewagą, szczególnie, kiedy znieważający trzyma pięści w odległości kilku centymetrów od twojego nosa. To właśnie zrobił, podszedł do mnie i podsunął mi pięści pod nos. Oczy miał wielkie, jak u tych czerwonych potworów na świątynnych malowidłach w Tajlandii. Ale najgorsze z tego wszystkiego było to, że wcześniej był w barze, więc zionął piwem, a ja musiałem to wdychać, i to była największa ilość alkoholu, jaką pochłonąłem w ciągu 40 lat bycia mnichem. To było jak w filmie „W samo południe”, mnich i wściekły robotnik: kto wygra? I wiecie, co się stało? Wszyscy moi przyjaciele, cały komitet i inni pracownicy, czy przyszli mi pomóc? Nie, oni patrzyli: co się teraz wydarzy, co się stanie? Tak to jest… Przyjaciele nie przychodzą z pomocą, chcą zobaczyć, co się stanie, są podekscytowani. Więc jest nas dwóch. Jak poradzić sobie ze zniewagą? Wiedziałem po latach medytacji, że jeśli ma być walka, zanim on mnie uderzy, będę musiał zareagować: „Tak, tak, tak, no, kto jeszcze, no, i twoi kolesie, no, i moi kumple”. Wiecie, jak to jest w bójkach, musi być gra wstępna tak jak w seksie, a ja nie miałem zamiaru tego robić. Kiedy zrozumiesz, jak działa znieważanie i przemoc, to bardzo łatwo to zatrzymać. Patrzyłem mu w oczy idealnie cichy i spokojny, i to jest doświadczenie, którego nigdy nie zapomnę, ponieważ wiedziałem, i to było absolutnie prawdziwe, że mam tego człowieka całkowicie w swojej mocy. Był jak marionetka na sznurkach, nie mógł się poruszyć, utknął, bo nie reagowałem w zwykły sposób, lękiem czy gwałtownością, stawiając się czy narzekając. Byłem doskonale cichy, patrzyłem mu w oczy z rzeczywistą uprzejmością. On nie mógł się poruszyć i stał tak dwie lub trzy minuty, a w tym czasie ciężarówka zaparkowała, wysiadł z niej szef i podszedł do nas, położył rękę na ramieniu swojego kolegi i powiedział: „Chodźmy, rozładujmy te krzesła”. „Tak, pomogę wam” – powiedziałem.

To był jedyny sposób, jedyny możliwy wyłącznik zwarcia, który pozwolił tamtemu uwolnić się ode mnie. Kocham tę historyjkę, bo pokazuje, że to możliwe. Rozładowaliśmy te krzesła razem, bez przemocy, bez animozji, bez brutalności. Nie mam zamiaru znosić fizycznej przemocy. Jest inna metoda radzenia sobie z tym. Nie dać się wciągnąć w tę grę: stać, być spokojnym, nie reagować, jeśli to właściwe. Muszę uważać z opowiadaniem takich historii. Ja mogę tak zrobić, ponieważ od dawna jestem mnichem, ale gdy ktoś z was zastosuje taką sztuczkę, może dostać w nos i wtedy przyjdzie się poskarżyć: „Ajahn Brahm, to nie działa!”. „Tak, za mało medytowałeś”. To pokazuje wam, co jest możliwe, więc próbuj reagować inaczej niż zwykle, reagować w inny sposób, ale to tak naprawdę wtedy, gdy znajdziecie się w podobnej sytuacji.

Jednak najlepiej ze wszystkiego jest unikać hierarchii w życiu, proszę, czy możemy się o to starać, najlepiej jak umiemy? Bo hierarchie są żyznym gruntem dla tyranii. „Jestem ważniejszy od ciebie i zamierzam ci to udowodnić”. Widziałem to, odwiedzając więzienia. Wielu strażników więziennych dobrze wykonuje swoje obowiązki, ale niektórzy nie, dręczą ludzi pozbawionych ratunku, ludzi w więzieniu, więźniów. Widać to w szkołach, zwłaszcza w dawnych czasach tak było, ci profesorowie wymachujący dyscyplinarnymi trzcinkami mogli robić, co chcieli, i niekiedy bywali tyranami. Ludzie mający władzę nad innymi. No i tereny szkolne, gdzie duże i małe dzieci bawią się na jednym boisku. Można by było zapobiec dręczeniu, na przykład – to taka sugestia – dzięki rozdzieleniu placów zabaw dla różnych klas, żeby duże i małe dzieci nie musiały spotykać się tak często. Więc mogłoby być trochę segregacji, żeby zmniejszyć fizyczne różnice, bo dopóki istnieje hierarchia siły, niektóre dzieci będą znieważać i dręczyć inne. Tak samo dzieje się w organizacjach i firmach, jeśli postaramy się nie tworzyć hierarchii, nie będzie okoliczności sprzyjających nękaniu lub będą powstawać dużo rzadziej. Dlaczego potrzebujemy hierarchii w firmach? Wielcy szefowie, którzy nie mają pojęcia, co się dzieje w halach produkcyjnych: czy to działa? Wiem, że są firmy, w których szefowie naprawdę brudzą sobie ręce i którzy wiedzą, co robią inni ludzie. Znam kogoś takiego, jest nie tylko szefem, ale i pracownikiem. Tacy jak on są bardzo szanowani i wiedzą, co się dzieje. Tak, ale czasem odrobina hierarchii jest niezbędna, ktoś musi przewodzić zebraniom rady, ktoś musi odbierać telefony, kiedy inni zamiatają podłogi, ale nie traktujmy tego jako wyrazu bycia kimś ważniejszym niż inni.

Naszym problemem jest – i to jest znowu jeden z głównych powodów istnienia hierarchii – próżność, martwienie się o to, co inni o nas myślą, o naszą pozycję w porządku dziobania, w rodzinie czy w biznesie, w życiu. O rany, bycie zarozumiałym tylko dlatego, że jest się opatem – przecież to wcale nie znaczy, że jest się lepszym od kogoś. Na zjawisko próżności kładziono duży nacisk w naukach buddyzmu, bo to wielka i bardzo niebezpieczna ułuda. Byłem bardzo zainteresowany i zainspirowany tym, jak Buddha rozumiał próżność. Było to o wiele głębsze niż wszystko, co słyszałem wcześniej na ten temat. Zawsze myślałem, że próżność polega na myśleniu, że jest się lepszym od innych. Ale Buddha powiedział: „Nie, to tylko trzecia część próżności. Nawet myślenie, że jest się gorszym od innych jest próżnością”. Pomyślałem, że to fascynujące, bo zdarzało mi się sądzić, że jestem gorszy od innych. Takie myślenie jest tak samo złe i niebezpieczne, jak przekonanie, że jest się od nich lepszym. I nie zdawałem sobie sprawy, jak niebezpieczne jest myślenie, że jest się gorszym, niższym, niepotrzebnym, beznadziejnym. Rozumiecie, co chcę powiedzieć?

Tak często w życiu zmuszani jesteśmy do myślenia, że nie damy rady, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy, ładni, bystrzy, silni – cokolwiek – że nie jesteśmy dostatecznie dobrzy. To sprawia, że musimy udowodnić, że oni się mylą. I oto znowu pojawia się przemoc. Dręczyciele często mają kompleks niższości. Czują, że nie są wystarczająco dobrzy i stają na głowie, żeby udowodnić, że to nieprawda, i zaczynają dręczyć. To inny rodzaj próżności i wiem, że prawdopodobnie to główna przyczyna przemocy w miejscu takim jak Australia. Bo jakoś tak się dzieje, że myślenie: jestem naprawdę dobry, naprawdę wspaniały, najlepszy, pierwszorzędny, nie ma zbyt wiele wspólnego z myśleniem ludzi, którym doradzałem, i rzadko spotyka się przypadki w rodzaju: „Jestem najlepszy”.

Spotkałem kogoś takiego, spotkałem Muhammada Ali, miałem wtedy 11 lat. Walczył w Londynie jako Cassius Clay. Mój tata powiedział, że trenuje w White City. Poszedłem tam z kolegą, panował klimat szkolnych wakacji. Spotkaliśmy kilku Afroamerykanów i spytaliśmy: „Czy któryś z was to Cassius Clay?”. Odpowiedzieli: „To tamten gość”. O, to świetnie. Dostaliśmy od niego autograf i zapytał, czy chcemy zobaczyć sparring. Więc poszliśmy, oglądaliśmy jego walkę przez godzinę, wspaniałe chwile. Wiecie, on zwykle mówił: „Jestem największy, jestem najlepszy”, ale to był tylko taki sposób prezentacji. Naprawdę był miłym gościem. Pamiętam to, byłem 11-latkiem, a on był u szczytu swoich możliwości jako bokser, stawał się wielkim bokserem, ale naprawdę był miłym gościem. Byliśmy parą białych dzieciaków z londyńskich ulic, a on zaprosił nas na oglądanie swojego sparringu. Zapamiętałem wielkiego człowieka. Spotkać naprawdę dumnego człowieka zdarza się bardzo rzadko, dumni ludzie wiedzą, co naprawdę jest dobre, nie potrzebują narzucać się ze swoim ego, poniżać innych, zastraszać. Tylko ci, którzy czują się gorsi, tego potrzebują. I to jest jeden z powodów ich brak szacunku dla siebie samych, przekonanie, że nie są wystarczająco dobrzy. Zawsze to słyszeli, od dziecka. Myślą: „Coś jest nie tak, nie wiem co, ale coś musi być, wszyscy mi to mówią”. Wiecie, jak to jest w szkołach, nigdy nie jesteś wystarczająco bystry, wystarczająco dobry. Szukasz życiowego partnera, ale nie jesteś jak Bruce Willis. Jesteś dziewczyną i nie jesteś tak atrakcyjna jak… kto to jest teraz… przepraszam? Angelina Jolie? Nie, nie jest już za stara? Ona była w ubiegłym roku, kto jest teraz gorącym towarem? Ja nie wiem, musicie mi powiedzieć, skąd mam wiedzieć, jestem mnichem. Mniejsza o to, wiecie, co mam na myśli. Zawsze się porównujecie i to z niemożliwym do osiągnięcia ideałem, przez co czujecie się upokorzeni. Nikt nie jest wystarczająco dobry, nie potrafisz wystarczająco długo medytować, znowu będziesz opowiadać stare dowcipy…

Mam dla was nowy dowcip. To żart walentynkowy, ktoś mi go opowiedział. Pewien gość poszedł do jubilera, tuż przed walentynkami, po zaręczynowy pierścionek dla ukochanej. Wchodzi i mówi: „To ładny pierścionek, poproszę o grawerunek na nim”. „Czy życzy pan sobie, żeby to było jej imię? Dla Julii, mojej ukochanej?”. „Nie, nie, myślałem o tym, ale nie. Chcę, żeby było napisane: dla mojej jedynej miłości”. „A dlaczego nie chce pan dodać imienia?”. „No, nigdy nie wiadomo, może się nie udać, a wtedy będę mógł dać pierścionek innej »jedynej ukochanej«”. To oczywiście bardzo praktyczne. Mój najlepszy walentynkowy dowcip – zdaje się, że opowiadałem go niedawno, ale jest naprawdę zabawny – to ten o gościu, który kilka dni przed walentynkami pyta swoją żonę: „Kochanie, za parę dni walentynki, czego byś sobie życzyła?”. A ona mówi: „Och, nie martw się o walentynki”. Ale on był mężem wystarczająco długo, żeby nie wierzyć w jej słowa, więc pyta: „No nie, chcę kupić ci prezent, czego byś chciała?”. Na co ona: „Och, dziękuję, kochanie”. Ponieważ kobiety zawsze mówią, że nie chcą, ale pragną prezentów, obdarowujcie je nimi! „Więc, czego pragniesz?”. A ona na to: „Wiesz, ostatnio dobrze ci się wiedzie, a ja jestem dziewczyną, no wiesz, więc coś z diamentami”. On na to: „Oczywiście, kochanie”. Była tak podekscytowana, kiedy otwierała walentynkowy prezent, przecież kupił jej coś z diamentami! Paczkę kart do gry. Zawiera ona diamenty, trzynaście oczek zdaje się. Przypuszczam, że następnego tygodnia się rozwiedli.

No więc opowiadam kiepskie żarty, ale nie potępiam siebie za to. Wiecie, opowiadam tylu ludziom historie i powtarzam się, i powtarzam. Ale nie o to chodzi. Chodzi o to, czy czujecie się wystarczająco dobrzy? Ludzie często się w to wikłają, w poczucie, że nie są wystarczająco dobrzy, i to jest jeden z głównych powodów dręczenia i znieważania innych. Jeśli masz do siebie zdrowy szacunek, lubisz siebie, to nie masz potrzeby podbudowywania się, poniżając innych fizycznie, słownie czy inaczej. Nadużywanie władzy w biurze, miejscu pracy, w szkołach – z tego właśnie powodu mówiłem tutaj, żebyście chwalili swoje dzieci, chwalcie też siebie, otwórzcie drzwi swojego serca na siebie samych, miejcie wysoką samoocenę i akceptujcie siebie takimi, jakimi jesteście. Jesteście wystarczająco dobrzy, ładni i bystrzy, jesteście wystarczająco dobrzy. Jestem wystarczająco dobry, cóż za rewelacja, zrozumieć to i zaakceptować, i wiedzieć, że to prawda. Nie musisz sobie tego udowadniać, co znaczy, że nie musisz poniżać innych, co jest równoznaczne z tym, że masa zniewag i tyranii w miejscach pracy, czy gdziekolwiek indziej, znika.

A innym oczywistym powodem, dla którego ludzie dręczą innych, jest przekonanie, że wymuszaniem załatwia się sprawy. To też taka australijska specjalność. Z czego znana jest Australia? Ze sportu i bohaterów sportowych, którzy stają się nimi dzięki niewiarygodnemu wysiłkowi. Ludzie niekiedy mi mówią: „Ajahn Brahm, rzeczywiście ciężko pracujesz, to musi być trudne – to medytowanie”. Nie, o wiele większego zaangażowania i ciężkiej pracy wymaga bycie gwiazdą sportu w dzisiejszych czasach. Wystarczy spojrzeć na ich dietę, ja nie muszę pilnować swojej. Oni muszą ćwiczyć. No, może i ja powinienem trochę więcej, ale wstaję wcześnie rano. Trzeba wiele wysiłku i wielkiego zaangażowania, by być świetnym sportowcem, a oni stają się nimi dzięki sile woli. Rodney powiedział mi dziś rano, że gwiazdor południowoafrykańskiej paraolimpiady został oskarżony o zamordowanie swojej dziewczyny. Zastanawiające, jak wiele sportowych gwiazd znieważa innych ludzi. Dlaczego? Czy to jest jakoś powiązane? Oczywiście, że jest. Oni potrzebują tyle kontroli, tyle silnej woli, tyle mocy, żeby osiągnąć sukces, że sądzą, że w ten sam sposób osiągną wszystko inne w życiu.

Przemoc, nacisk, wymuszanie – wiecie, zdałem sobie sprawę, że dręczenie dotyczy również własnego ciała. Czy jesteś łagodny dla swojego ciała, czy nadużywasz go, zmuszając do robienia rzeczy, których nie powinno robić? Na przykład siedzisz do późna w nocy, robiąc projekt, wykonując pracę wtedy, kiedy powinieneś spać, i nie dajesz sobie odpowiedniego wypoczynku. Kiedy pomyślisz, że przemocą jest także nadużywanie własnego ciała, zrozumiesz, skąd bierze się wiele chorób – z nadużywania swojego ciała. Nie mówię o ludziach, którzy sami się ranią i mają blizny na przegubach i ramionach, mówię o innych rzeczach, które sobie robisz, nie będąc dla siebie łagodnym, nie dając sobie wystarczająco wiele odpoczynku i relaksu, zawsze siebie popędzając, myśląc, że to cię doprowadzi tam, gdzie chcesz. Ci sportowcy naprawdę nadużywają swoich ciał, nie myślę o dopingu, tylko o napinaniu ciała. To częste, ale nie jest regułą. Wielcy sportowcy, ci naturalnie utalentowani, nie muszą wkładać w to tak wiele wysiłku, są godni szacunku. Ale widać tendencję, by dochodzić swego, posługując się przemocą i kontrolą – więc naciskasz i kontrolujesz innych, by dostać, czego chcesz. To działało, więc pewnie zadziała znowu. Widać to w biurach milionerów, którzy doszli do bogactwa sami. Ludzie otwierają własną firmę i czasem zachodzą bardzo daleko, ale zostają maniakami kontroli. Często mówiłem mnichom, osobom medytującym: „Nie sądź, że możesz zmusić się do potężnej medytacji. O, nie, nie ma mowy, przemocą wyhodujesz tylko wielkie ego, bardzo potężne, silne ego. Jeśli wszystko kontrolujesz, karmisz poczucie siebie, twoje poczucie osobistej mocy. Takie poczucie mocy – zdobędę wszystko, czego chcę, jeśli wystarczająco mocno się postaram”. To prowadzi do przekonania, że mogę zmusić swoich partnerów do robienia, czego chcę, mogę zmusić moich pracowników, żeby robili, co chcę, jeśli wystarczająco mocno nacisnę. A to jest nadużycie i znęcanie się. Do tych, którzy są w moim otoczeniu wystarczająco długo: w tutejszych naukach nigdy, przenigdy nie było tego rodzaju siły woli, takiej przemocy. Tu moc używa siły mądrości, siły współczucia i to działa dużo, dużo lepiej. Tak więc szefom czy menadżerom, którzy chcą załatwić sprawy, używając przemocy i siły woli, nigdy nie idzie zbyt dobrze. To inspiracja, motywacja sprawia, że ludzie chcą dla ciebie pracować, a nie zmuszanie ich do tego. Cała ta przemoc w miejscu pracy bierze się z niezrozumienia: „Pracuj ciężej. Nie, nie możesz iść do domu tej nocy, musisz zostać i skończyć mi ten projekt. To ma być zrobione!”. Czy gdy ktoś tak naciska, to lubisz dla niego pracować? Czy faktycznie jesteś tak zmotywowany do wykonania pracy, że zostaniesz i będziesz pracować w pocie czoła? Jeśli starasz się skupić na pracy i to ci nie wychodzi, bo myślisz o tym, kiedy wreszcie będziesz mógł wyjść i że będziesz musiał wrócić do tego piekielnego szefa – marnujesz połowę swojego intelektu na złoszczenie się. Niewiele go zostaje do wykonania pracy.

Wyobraź sobie przeciwieństwo takiej sytuacji. Taki odwrotny sposób stosujemy w klasztorze: „Jest praca do wykonania, trzeba ją zrobić, czy są ochotnicy? Mam nadzieję, że pomożecie z życzliwości, przyjaźni, wzajemnego zaangażowania”. Gdy się dba o siebie nawzajem, łatwo jest znaleźć ochotników. Taki jeden przykład, nie, żebym miał ich bardzo dużo, ale kiedy naprawdę masz kłopoty i prosisz o coś ludzi, oni zawsze przychodzą z pomocą, nawet jeśli wymaga to od nich jakiegoś poświęcenia. Kończyliśmy właśnie nasze centrum medytacyjne w Jhana Grove. Dzień przed otwarciem podłoga była zrobiona tylko w połowie. Wieczorem wszyscy pracownicy poszli do domów, a następnego dnia miała być ceremonia otwarcia i mieliśmy gościć Jeffa Garretta i wielu z was, a tu ta podłoga. Następnego dnia święto, goście przybywający z całego świata na pierwsze odosobnienie medytacyjne w Jhana Grove, w centrum medytacyjnym naprzeciwko naszego klasztoru, a tam tylko połowa podłogi. No i co się zdarzyło? Mnisi. Poprosiliśmy mnichów: „Czy moglibyście przyjść z pomocą?”. A oni przyszli i pracowali do 4 rano nad ukończeniem podłogi. Nie mógłbym czegoś takiego nakazać, jeśli byłbym tyranizującym szefem, nigdy by czegoś takiego nie zrobili. Ale uprzejmość i inspiracja, to naprawdę ważne: „Potrzebuję waszej pomocy, czy moglibyście pomóc?”. I będą chętni. Mam takie doświadczenia jako szef i opat, kierownik. Jeśli próbujecie kontrolować ludzi i zniewolić ich, i stosujecie przemoc – nie pomogą. Bądźcie uprzejmi, a zrobią to.

Ostatnia historia, ktoś mi ją opowiedział. Miały się odbyć szkolne uroczystości i pewna dziewczyna zbierała na to pieniądze. Nie wiem, dlaczego rząd nie może wystarczająco dofinansować szkół. W każdym razie sami musieli postarać się o środki. Urządzali przejażdżki na wielbłądach na wybiegu, a był to gorący letni dzień, jak tegoroczne lato. Było już późno, więc człowiek z wielbłądem się zbierał, gdy przyjechał ktoś i poprosił: „Czy mogę przejechać się na wielbłądzie wokół parku?”. Tamten odpowiedział: „Już skończyliśmy”. „Och, proszę, zapłacę podwójnie, zawsze chciałem pojeździć na wielbłądzie”. Właściciel wielbłąda zgodził się i powiedział, że dodatkowe pieniądze przydadzą się na szkolne uroczystości. Gość każe wielbłądowi przysiąść, a wielbłąd ani drgnie. „Hej, zapłaciłem parę dolarów, kładź się”. A wielbłąd ani drgnie. Podchodzi do wielbłąda jego właściciel, zaczyna go głaskać i mówić do niego – zapomniałem imienia, to było dobre wielbłądzie imię, jakoś Humpty czy coś takiego, nie pamiętam, ale Humpty jest dobrym imieniem. No i właściciel mówi: „Humpty, ciężko pracowałeś cały dzień, wiem, że jesteś zmęczony, jest naprawdę bardzo gorąco i jesteś wykończony, ale ten gość przyjechał z tak daleka, i tak bardzo, bardzo chce się z tobą przejechać. To tylko jedna więcej osoba, obiecuję, tylko jedna osoba, i zobacz, płaci podwójnie, dla szkoły to wspaniałe, czy mógłbyś przysiąść ten ostatni raz, wielbłądzie?”. Gość, który mi to opowiadał mówił, że wielbłąd natychmiast przysiadł, więc tamten mógł się na niego wdrapać i przejechać wokół parku bez żadnych kłopotów. Zwierzęta rozumieją uprzejmość. Uderz wielbłąda, a on ucieknie, nie będzie współpracować, bądź dla niego uprzejmy, a zrobi, co zechcesz.

Tak powinno się kierować ludźmi. „Miła pani sekretarko, wiem, że ciężko pracowałaś, i wiem, że nie płacimy ci tutaj wystarczająco, ale tylko tyle możemy. Czy zechciałabyś – wiem, że to bardzo trudne – ale mamy zakończyć ten duży kontrakt do końca tygodnia, czy mogłabyś pracować w sobotę? Damy ci inny wolny dzień, proszę”. Tak naprawdę z życzliwością. Jeśli szef zawsze był dla ciebie miły, to kiedy cię o coś poprosi, zrobisz dla niego coś ekstra? Zrobisz, i ja też zrobię. Naprawdę nie ma potrzeby dręczyć ludzi. Zniewalanie kogoś nie jest sposobem na życie. Tak często byłeś zmuszany do czegoś, ludzie cię dręczyli, zastraszali, żeby zmusić do wykonania dodatkowej pracy – to nie działa. I jest takie nieprzyjemne fizycznie i emocjonalnie. Stosuj więc stare dobre współczucie i uprzejmość, to o wiele więcej daje. Rzeczy będą zrobione. Dzięki życzliwości dostajesz to, czego chcesz, dużo łatwiej, niż posługując się siłą czy przemocą. A to daje nowe spojrzenie na przyczyny przemocy. Powstają nowe pomysły na to, jak radzić sobie z nadużyciami. Jeśli możemy zredukować hierarchie, odpuścić myślenie, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy, zdać sobie sprawę, że właśnie jesteśmy wystarczająco dobrzy – wtedy nie będziemy musieli już tego udowadniać, tyranizując innych i przekonując, że jesteśmy ważniejsi od nich. Jeśli coś takiego ci się przydarza, spróbuj znaleźć inny sposób radzenia sobie z tym. Nie zachowuj się tak, jak oczekują dręczyciele. Oni nie wiedzą wtedy, co robić i dają ci spokój. Może mógłbyś nauczyć tego innych, nie musimy tolerować dręczenia, możemy znaleźć inny sposób radzenia sobie z przemocą i uświadomić sobie podłoże jej powstawania. Trzeba uczyć ludzi robienia czegoś w inny sposób. Może wtedy problem nękania rozwiązałby się i przy odrobinie szczęścia stworzymy lepsze miejsca do dorastania dla dzieci, lepsze miejsca pracy, lepsze klasztory, lepsze społeczności – takie, w których znęcanie się będzie należało do przeszłości. Dziękuję za wysłuchanie.

Bardzo dobrze, wygląda na to, że dziś nie ma pytań zza morza, wszystkie są domowe, więc kilka pytań przed przyjazdem gości. Przybędzie ich paru tego wieczoru, jeśli nie wiecie, pojawią się za 10 czy 15 minut, więc jakieś pytania o przemoc? Jeśli nie zadacie pytań, będziecie mieć kłopoty, zrozumiano? Wiem, kto nie zadaje pytań… Nie będę was zmuszać. Tak?

Pytanie: Jeśli pojawia się kwestia inności, to zauważyłem, że w niektórych sytuacjach hierarchie się sprawdzają. Dzieci, zdaje się, lubią porządek.

AB: OK, mówisz, że w niektórych szkołach hierarchie nie są problemem – muszę powtórzyć pytanie ze względu na nagranie – że w niektórych rodzajach grup dzieci czują się bezpieczne, wiedzą, jaka jest ich pozycja w hierarchii, a ty jesteś nauczycielem w małym Bushrangers. Nie jestem pewien, ale gdy istnieją hierarchie tego rodzaju, w niektórych przypadkach ty jako lider możesz nie widzieć przemocy. Kiedy ktoś jest starszy i z tego powodu jest przywódcą, a tamten jest młodszy, więc starają się uzyskać nad nim władzę. Wiesz, mogłoby być bardzo interesujące dla kogoś przeprowadzić porządne badania na temat powiązań hierarchii i przemocy, żeby sprawdzić, jak rzeczy się mają. Dla mnie to ma wiele sensu, coś w tym jest. Ale najważniejsza rzecz, to ta, o której powiedziałeś na początku, że są różnice, a to oznacza, że są okazje do nękania. Bo znowu, w hierarchii, jeśli jesteś inny, to znaczy, że jesteś gorszy. Masz inny kolor skóry, twoja religia jest gorsza od mojej, jesteś gorzej zbudowany fizycznie. Jesteś gorszy ode mnie. Podkreślanie tych różnic, moim zdaniem, wiąże się z poczuciem wyższości.

Pytający: Czasem nie chodzi o niższość, niektórzy ponadprzeciętni to rozumieją.

OK, ponadprzeciętni są zwalczani, a to znowu inny rodzaj porządków, inny rodzaj próżności. Twierdzenie: „Jestem lepszy od ciebie”, albo: „Ty jesteś lepszy ode mnie” – to odwracanie sensu nękania. Nie chcemy, by ktokolwiek był lepszy od nas, bo to wywołuje poczucie niższości. Myślę, że sednem jest tu bardzo wnikliwa nauka, że prawdziwa próżność polega na myśleniu, że jesteś gorszy od innych. Ktoś czujący się wygodnie sam ze sobą nie chce nękać innych. Kiedy czujesz się gorszy, niewystarczająco dobry, będziesz się czepiać innych, bo to poprawia ci samopoczucie. Podobnie jest z religiami. Wyznawcy, którzy mają poczucie, że ich religia jest gorsza, będą czepiać się innych: „Jesteście beznadziejni, mylicie się, pójdziecie do piekła”, ponieważ mają poczucie niższości.

OK, jeszcze jakieś pytania? Tak?

Pytanie: Czy doświadczyłeś w przeszłości przemocy wywołującej silne emocje i jak się z tym uporałeś?

AB: Dużo o tym mówiłem w ciągu kilku ostatnich miesięcy i o tym, w jaki sposób należy pogodzić się z takim doświadczeniem. To trudna myśl, że trzeba to utulić, wchłonąć, nie próbować uciekać. Może to całkiem przeciwne do tego, czego oczekiwałeś. To tak w skrócie, bo zdaje się, że przyjechały nasze potwory. To, co musisz zrobić, to otworzyć drzwi swojego serca. Całkowicie. Na wszystko, co przydarzyło się w przeszłości. To cię uformowało. Nie odcinaj się od tego, nie poniżaj tego i nie myśl, że to doświadczenie cię poniżyło, powiedz: cokolwiek mi się przydarzyło, piękne czy bolesne, drzwi mego serca są dla tego otwarte. To niewiarygodnie potężne katharsis. Tym, co naprawdę przeszkadza, nie jest to, co faktycznie się stało, ale odrzucanie tego, brak spokojnego podejścia, myślenie, że to problem, którego jakoś trzeba się pozbyć. A odwrotna reakcja daje moc. Trudno to zrobić – wpuścić to do serca, ale jesteś wtedy kompletny, taki, jaki jesteś. I przekonasz się, że kiedy to obejmiesz, wtedy uda ci się to przekroczyć, co sprawi, że będzie ci łatwiej. To trudne, ale spróbuj. Nic innego nie działa tak dobrze. OK. Dziękuję.

O autorze

brahm.jpg

Brahmavamso Ajahn
zobacz inne publikacje autora

Czcigodny Ajahn Brahmavamso Mahathera (znany jako Ajahn Brahm), właściwie Peter Betts, urodził się w Londynie 7 sierpnia 1951 roku. Obecnie Ajahn Brahm jest opatem klasztoru Bodhinyana w Serpentine w Australii Zachodniej, Dyrektorem ds. Duchowych Buddyjskiego Towarzystwa Stanu Australia Zachodnia, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Wiktoria, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Australii Południowej, Patronem Duchowym Bractwa Buddyjskiego w Singapurze oraz Patronem Duchowym ośrodka Bodhikusuma Centre w Sydney.

Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: Facebook

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

gnu.svg.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

cc.png

Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK

Źródło: http://www.bswa.org

Tłumaczenie: E.K.
Redakcja polska: Alicja Brylińska
Czyta: Sylwia Nowiczewska

Image0001%20%281%29.png

Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/