Wersja z lektorem:

Wersja z napisami:

KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE

Plik z napisami do ściągnięcia STĄD (kliknij prawym przyciskiem myszy i wybierz "zapisz jako")

Tytuł: Jak radzić sobie z chronicznym bólem

Będzie trochę osób, które będą wchodzić i wychodzić. Taka jest natura rzeczy. Na wybór tematu mowy Dhammy na dzisiejszy wieczór miało wpływ kilka propozycji, które do mnie doszły. Głównym tematem mowy dzisiejszego wieczoru jest osoba, która cierpi i musi sobie radzić z chronicznym bólem, a także technika medytacji, którą należy stosować, oraz sposób podejścia do bólu w buddyzmie, który może wiele zmienić. Chciałbym rozszerzyć temat, nie tylko o długotrwały ból, ale także o rzeczy, których każdy z nas nie lubi w swoim życiu. Wiem, że istnieje rzeczywisty chroniczny ból. Są także osoby, które odczuwają ból w tylnych częściach ciała i są to niezwykle uporczywe bóle. W jaki sposób możemy sobie z tym poradzić? To jest to samo podejście, dzięki któremu możemy sobie poradzić z emocjonalnym bólem czy jakimkolwiek innym problemem.

Więc jak sobie radzić z tymi przewlekłymi stanami, których nie lubimy? Nie muszą to być tylko sprawy związane z uczuciami. Wiem jedno. Każdy, kto tu przychodzi, co tydzień musi się zmagać z chronicznie słabymi dowcipami. Jeden z nich dotyczy kobiety, której spalił się dom. Gdy zadzwoniła do ubezpieczyciela, powiedziała: „Proszę mi dać czek o równowartości domu”. „Proszę pani, my tego nie robimy. My dajemy dom zastępczy, czyli nowy dom z pełnym wyposażeniem”. A ona na to: „Czy możecie mi dać czek?”. „Nie, damy pani zamiennik”. Ona odpowiada: „W porządku. Wydaje mi się, że w takim razie powinnam zlikwidować ubezpieczenie mojego męża”. Dostałaby tylko zamiennik. Widzicie, kolejny chronicznie słaby dowcip. Ale teraz przechodzimy do rzeczywistej, poważnej części – mianowicie: jak radzić sobie z trudnościami, które pojawiają się w życiu. Istnieje wspaniałe stwierdzenie Buddhy mówiące o tym, że są dwie ścieżki do bólu, nieprzyjemności, trudności w życiu. Rozróżnił część fizyczną i część emocjonalną, które są niczym dwie strzały wbijające się w ludzkie ciała. Powiedział także, że część fizyczna stanowi część życia i niewiele z nią można zrobić, ale z naszą reakcją emocjonalną możemy zrobić wszystko i to jest właśnie klucz do zrozumienia, w jaki sposób radzić sobie z chronicznym bólem, jak radzić sobie z rzeczami, które nam się nie podobają, z rzeczami, które nas martwią. Są dwie drogi do tego, co odczuwamy. Pewna osoba pokazała mi badania z dziedziny neuronauki – za każdym razem, gdy odczuwasz ból, na przykład w swojej ręce, dwie ścieżki prowadzą w różne części mózgu. Wygląda na to, że jest to fizjologiczne potwierdzenie tego, co powiedział Buddha. Jedna ścieżka odpowiadająca za ból i druga, która uruchamia reakcję emocjonalną.

To niesamowite, jak bardzo możemy zmienić reakcję emocjonalną na takie rzeczy jak ból, rozczarowanie, niepokój, depresja. Nawet dziś przyszedł do mnie ktoś i powiedział, że ma depresję. Powiedziałem mu: „cóż, depresja jest częścią życia. Zmień swoje emocjonalne nastawienie do niej. Ciesz się ze swojej depresji! Wyciągnij z niej tyle, ile możesz. Kiedy jesteś w depresji, nie musisz chodzić do pracy, możesz spać, ludzie podają ci jedzenie, które lubisz. Chcą cię pocieszyć. Bycie w depresji ma wiele zalet. Więc nie myśl o depresji jak o czymś, czego nie lubisz. Zmień jedynie swoje nastawienie do niej i wtedy to stanie się tak pozytywne, będziesz się tak cieszył z tego, że jesteś w depresji, będziesz czerpał tyle korzyści, że już nie będziesz w depresji”.

Jest pewna interesująca krótka anegdota dotycząca tego, w jaki sposób możemy zmieniać zjawiska wokół nas za pomocą sposobu, w jaki na nie patrzymy. Jeśli chodzi o ból fizyczny, o rzeczy, które naprawdę bolą – powtórzę: jest wiele sposobów, żeby sobie z nimi poradzić. Po pierwsze – za pomocą naszego nastawienia, ponieważ jedną z największych składowych bólu, także chronicznego bólu, jest strach o to, co stanie się w przyszłości. Czyli „dłużej już tego nie zniosę”. To jest jeden z powodów, dlaczego w starych filmach albo w starych książkach podczas tortur mówią: „to będzie bolało”. Mówią: „będziesz błagał o śmierć”. Dlaczego oni mówią takie rzeczy? Z powodu strachu o to, co się stanie. Ten strach jest nawet gorszy od samego bólu. To jeden z powodów, dla którego mówię lekarzom i pielęgniarkom: „proszę, kiedy robicie komuś zastrzyk, nie mówcie mu »to będzie bolało«”. To sprawia, że boli znacznie bardziej. Wy wszyscy mieliście doświadczenia tego rodzaju. Ja je z pewnością miałem. Pamiętam, gdy byłem mnichem w Tajlandii i chodziłem na boso po jałmużnę, nadepnąłem na gwóźdź, który wszedł 2 centymetry w moją stopę. To całkiem głęboko. Wielki kawał żelastwa wszedł prosto w moją stopę. Nie bolało aż tak bardzo, dopóki ktoś nie powiedział „wow, to okropne!”. W momencie, kiedy to powiedział, zaczęło boleć. Czy kiedykolwiek mieliście podobne doświadczenia? To coś, co wyolbrzymiamy, coś, czego oczekujemy, że stanie się podczas tych doświadczeń. To jest miejsce, z którego wywodzi się wiele bólu.

Jestem pewny, że widzieliście sporo z tych filmów dokumentalnych dotyczących hipnozy i tego, w jaki sposób możemy zmieniać reakcję naszego umysłu na odczucia fizyczne podczas hipnozy. Ktoś mi powiedział, że był taki show telewizyjny, w którym wystawiali osobę na siarczysty mróz, do basenu z wodą. Przekonali człowieka, pod wpływem hipnozy, że jest ciepło i przyjemnie, tak jak w gorącej kąpieli. Lubicie brać gorącą kąpiel w wannie o tej porze roku? Taka gorąca i przyjemna, jest naprawdę miła. Ja zazwyczaj nie biorę, ale pamiętam jednego z ludzi obecnych tutaj, z którym pojechaliśmy razem do Bhutanu. Kiedy wchodził na szczyt góry i potem schodził z niego, strasznie się sforsował i miał bardzo obolałe nogi. Pamiętam, jak poszedł, żeby wziąć kąpiel. To była dobra wymówka. Mnich mógł wziąć gorącą kąpiel. I to było cudowne – móc się zrelaksować w gorącej kąpieli. Ale w tamtym konkretnym wypadku to była lodowato zimna woda, a oni przekonali człowieka, że to gorąca kąpiel i że spędza wspaniały czas w lodowato zimnej wodzie. Przywołuję tę historię, ponieważ kilka dni temu w Perth było bardzo zimno. Czy czuliście zimno? Czy czuliście, że zamarzacie w porannej temperaturze 2 lub 3 stopni? Zahipnotyzujcie się! Powiedzcie sobie: dzisiaj jest tak ciepło, dzisiaj jest tak wspaniały dzień! – i wtedy nie będziecie czuć zimna. Naprawdę! Spora część tego to gra, odbywająca się w naszym umyśle. Czujemy zimno, ponieważ go nie lubimy.

Pamiętajcie. Używajcie racjonalnej części umysłu. Zimno jest dla was dobre. Osoby, które żyją w zimnym klimacie, żyją znacznie dłużej. Spójrzcie! Jeśli wsadzicie mleko do lodówki, to ono się nie psuje. Kiedy wkładacie ser do lodówki, to wytrzymuje długi czas. Kupujecie te same towary. Wspaniale! Przyjemnie i chłodno. Możecie wydłużyć życie o wiele lat. Będziecie zmrożeni i zakonserwowani. Więc kiedy myślicie w taki sposób i macie dobre nastawienie, wtedy odkrywacie, że to nie boli. Jak wiele razy w życiu zdarzyło się wam, że ktoś powiedział: ale dzisiaj jest gorąco. Spędzacie wspaniały czas, aż do momentu, gdy widzicie, że jest 40 stopni, i nagle czujecie, że jest wam gorąco. Wiele razy w życiu… sami też mieliście takie doświadczenia… wyolbrzymiamy nasze oczekiwania. I to dotyka waszej skóry. Boimy się, że jest zbyt zimno albo zbyt gorąco. To niesamowita sprawa, dotycząca rzeczy, których nie lubimy na tym świecie – to jest po prostu w nas uwarunkowane – to jest to, co dodajemy za pomocą naszego umysłu. Dlatego można robić różne rzeczy pod wpływem hipnozy i dlatego ktoś może siedzieć w lodowato zimnym basenie i mieć z tego przyjemność.

Tak więc jest jeszcze inna część umysłu, która może nie reagować na ten ból, dyskomfort. To jest właśnie to, czego próbujemy nauczyć ludzi mających ustawiczne bóle. Pamiętam jednego mężczyznę, który przyszedł do nas wiele lat temu. Był tutaj jakieś 31 lat i cierpiał z powodu jednego z tych okropnych przewlekłych zespołów bólowych – wydaje mi się, że to miało coś wspólnego z degeneracją kręgosłupa. W tym czasie był jedną z dziewięciu osób w zachodniej Australii, które miały prawne zezwolenie, żeby zażywać wszystkie rodzaje leków i narkotyków, nawet tych zabronionych, ponieważ ból był tak straszny. Mógł zażywać cokolwiek. Przyszedł do mnie i powiedział, że szpital w Osborne Park, który zajmował się osobami cierpiącymi z powodu przewlekłego bólu, zaprojektował skalę, po to, żeby pacjenci mogli z grubsza opisać swoim przyjaciołom i krewnym, co czują. Opisywanie bólu jest bardzo trudne. Mówi się: to boli. No tak, ale jak bardzo to boli? Jak dotkliwie? Czy możesz podać więcej szczegółów?

A zatem ci lekarze mogli przeskanować mózg i mogli faktycznie określić, jaki to był rodzaj bólu. On mi to opisał. Poziom bólu, jakiego nieustannie doświadczał, był porównywalny do bólu, którego doświadczałaby zwykła osoba podczas odcinania ręki piłą łańcuchową. Odczuwał to przez cały czas. I to był obiektywny standard – oni faktycznie mogli zeskanować mózg. To było to, co ten facet faktycznie czuł. Więc możecie sobie wyobrazić ten rodzaj bólu, intensywność, z jaką go odczuwał. I to był jeden z powodów, dla którego przyszedł do takiego miejsca – chciał nauczyć się trochę buddyzmu, medytacji, psychologii, by móc sobie radzić z tak niewiarygodnym i intensywnym bólem, odczuwanym przez cały czas. Wiem jedną rzecz. Mężczyzna ten osiągnął tak dobre wyniki za pomocą medytacji, ponieważ musiał je osiągnąć. Miał ogromną motywację, żeby znaleźć sposób na pogodzenie się z bólem. I zdołał to zrobić. Pamiętam, jak pewnego razu pojawił się u mnie z wielkim uśmiechem na twarzy. Powiedział: „W końcu tego dokonałem, Ajahnie Brahmie. W końcu tego dokonałem”. „Czego dokonałeś?” Wiedziałem, że on medytował i domyślałem się. „Czy udało ci się sprawić, że twoje EKG jest płaskie? Czy medytowałeś w warunkach szpitalnych, żeby zobaczyć, jak umysł sprawia, że twoje serce się zatrzymuje?” „To zrobiłem tygodnie temu. Teraz udało mi się sprawić, że moje EEG jest płaskie”. Więc mógł on za pomocą medytacji wywołać w sobie taki spokój, że nawet wykresy EKG i EEG stawały się płaskie. Był całkowicie spokojny i nieruchomy. To jest to, czego się nauczył za sprawą ekstremalnego bólu. Musiał w jakiś sposób pogodzić się z tymi rzeczami. I znalazł drogę, dzięki której był wolny od bólu. Ból po prostu zniknął.

Teraz trochę powrócę do nastawienia, ponieważ wcześniej wspominałem o tym, w jaki sposób strach stwarza tyle bólu. Kiedy myślisz, że będzie boleć, to będzie boleć i faktycznie boli. I tutaj przypomina mi się jeden z anagarików, którego zapewne wszyscy znają, ponieważ był w klasztorze Bodhinyana przez długi czas. Zawsze będę pamiętał moment, w którym szedłem do warsztatu, jakieś 20 czy 30 lat temu. Szedłem do warsztatu obok klasztoru i zobaczyłem mężczyznę nadchodzącego z naprzeciwka. Trzymał kombinerki w dłoni. Pomiędzy szczypcami kombinerek umazanych dużą ilością krwi znajdował się jeden z jego zębów. Spytałem: „Co ty zrobiłeś?!”. Powiedział: „Wyrwałem właśnie jeden z moich zębów”. Pomyślałem: jak mogłeś to zrobić? Nawet ja byłem pod wrażeniem. Ten facet po prostu wyrwał sobie ząb za pomocą pary kombinerek z warsztatu. Teraz… „Dlaczego to zrobiłeś?” „Wiesz, jak to jest… jak idziesz do dentysty, musisz umówić się na spotkanie, a oni nie mają odpowiedniego terminu. W końcu udaje ci się umówić to spotkanie, po czym dowiadujesz się, że ono zostaje odwołane. I ci dentyści… oni kasują od ciebie kupę pieniędzy”. Chyba że jesteś mnichem – ponieważ mąż przewodniczącej [BSWA] jest dentystą i leczy nasze zęby za darmo. Jeśli nie, to będzie miał złą kammę. W każdym razie tak naprawdę to oni są bardzo dobrzy – mili i hojni. Ale czasami faktycznie to spory problem, żeby pójść do dentysty. „Żyjemy w Serpentine, które jest daleko od Perth. To kawał drogi i pojechanie tam zabiera dużo czasu. Nie będę się zajmował załatwianiem spotkania, zrobię to sam”. Więc sam wyrwał sobie ząb. Teraz widzicie dlaczego. Czy nie byłoby wspaniale nie musieć iść do dentysty i zrobić to samemu? W obecnych czasach jest mnóstwo rzeczy, które możecie zrobić sami. Mamy sklepy ze sprzętem do „zrób to sam”, mógłby być np. zestaw „dentysta – zrób to sam”. Tak więc… dentysta. W każdym razie… nie polecam tego. Można wpakować się w duże kłopoty. Ale tak się stało, więc zapytałem go: „Jak to zrobiłeś?”. I jego wyjaśnienie, wgląd, który mi przedstawił, może stanowić odpowiedź na pytanie, jak pokonać ból. Po pierwsze, poprzez pokonanie strachu i poprzez pozostawanie w stanie, który nazywamy chwilą obecną. Powiedział do mnie: „Kiedy zdecydowałem się, żeby wyrwać własny ząb, zamiast pójść do dentysty – to nie bolało, kiedy poszedłem do warsztatu – to także nie bolało, kiedy podniosłem kombinerki – to wcale nie bolało, kiedy przyłożyłem je do zęba – było okej, nie bolało, kiedy poruszałem zębem, to bolało może przez 5 sekund i ząb został wyrwany, a potem wcale tak bardzo nie bolało. Bolało przez jakieś 2, 3, 4, sekundy, może 5. To wszystko”. Ale kiedy pomyślisz o zrobieniu tego, to zaczyna boleć nawet teraz. Nawet jeśli to nie jest twój ząb. Teraz rozumiecie, skąd wywodzi się ból. UUU… to okropne! Widzicie? Przewidywanie, strach, oczekiwanie – to jest to, co boli przede wszystkim.

To jest jeden z powodów, dla których czasami możemy wykorzystać psychologię, żeby nie żyć zbytnio w przyszłości, żeby pokonać strach, żeby być tu i teraz. Wtedy odkrywacie, że spora część bólu życia rozpływa się i znika. Ponieważ nie odczuwacie więcej strachu, nie myślicie dłużej, że to będzie boleć, nie myślicie już w taki sposób. Co oznacza, że jeśli coś boli, to boli tylko przez kilka sekund i to wszystko. Nic ponad to. Więc jeśli zrozumiemy znaczenie strachu w odczuwaniu bólu, to możemy go pokonać i żyć znacznie bardziej w chwili obecnej, co też staramy się ludziom przekazać w praktyce. Kto wie, jaka będzie przyszłość? Zazwyczaj przyszłość nie jest nawet w przybliżeniu taka, jakiej oczekujesz. Nie musisz martwić się tyle o ten ból. Zostaw go w spokoju. Bądź tu i teraz. Odkryjesz, że ból jest znacznie łatwiejszy do zniesienia, kiedy nie próbujesz przewidzieć tego, co stanie się za chwilę. Bardzo często ludzie mówią: nie zniosę tego dłużej. To dłużej jest tu problemem. Tak długo, jak jesteś w tu i teraz, już to znosisz, już tu jesteś. To nie jest problem. To nasza tendencja, żeby się bać, ponieważ nadal zbytnio żyjemy w przyszłości, a nigdy tu i teraz. Nie boli, kiedy decydujesz, żeby wyrwać swój własny ząb, ani kiedy idziesz do warsztatu czy podnosisz kombinerki. Przykładasz je do zęba i to trwa tylko kilka sekund. To wszystko. Czy potrafiłbyś to zrobić?

Musisz być w stanie wytrenować w sobie tę dyscyplinę umysłową w postaci medytacji, by móc to zrobić. Jeśli potrafisz to zrobić, to życie staje się znacznie łatwiejsze, ponieważ zawsze mamy jakieś bóle, dolegliwości czy inne rzeczy, które nam się przydarzają. To nie tylko ból fizyczny, ale także inne rzeczy, które się po prostu zdarzają, jak pójście na rozmowę kwalifikacyjną. Albo boimy się porozmawiać z kimś, kto naprawdę nam się podoba, gdzieś go zaprosić. Boimy się, kiedy idziemy do lekarza, żeby odebrać wyniki naszej biopsji. Jest mnóstwo strachu na tym świecie. Nie potrafię zrozumieć, że czasami ludzie boją się nawet porozmawiać ze mną. Jestem mnichem, a nie strażnikiem z zatoki Guantánamo. Czasami ludzie się boją i czasami pytam ich, czemu są tacy. I jednym z powodów jest znów to, że ten strach wywodzi się z braku prawdziwej życzliwości. Ponieważ kiedy jesteś życzliwy, nie boisz się. Ta życzliwość, którą masz w stosunku do siebie i do innych istnień, jest jednym z wielkich środków zaradczych na strach. Opowiadałem ludziom na odosobnieniu o tym, jak pewnego razu pojechałem zobaczyć jednego z moich ulubionych mnichów z Tajlandii, który zmarł parę lat temu, Ajahna Thate. Przebywanie w jego obecności – a on był jednym z tych ludzi, którzy są delikatni, życzliwi i tak silnie emanują współczuciem, że nigdy bym się nie bał; mam na myśli NIGDY – to było dziwne doświadczenie: zdanie sobie sprawy, że ten mnich nigdy by cię nie skrzywdził w żaden sposób, nigdy by cię nie skrytykował, nie zawstydził przed innymi. Jeśli kiedykolwiek udało ci się doświadczyć takiej życzliwości ze strony innej istoty, czujesz się tak zrelaksowany, że chcesz pozostawać w jej obecności, ponieważ w tak wielu obszarach życia zostałeś skrzywdzony, że boisz się, iż ponownie zostaniesz skrzywdzony. Znów ma to związek z bólem i przewidywaniem. Czasami czujesz się tak zrelaksowany w czyjejś obecności, że nawet jeśli nigdy wcześniej nie spotkałeś tego człowieka, wiesz, że jesteś całkowicie bezpieczny.

To jest jeden z powodów, dla którego niektóre zwierzęta – psy, koty, węże i inne – wiedzą, że mogą się do ciebie zbliżyć i że są całkowicie bezpieczne w twojej obecności, i że ty jesteś bezpieczny w ich towarzystwie, co oznacza, że nigdy nie skrzywdzicie siebie nawzajem. To jest wspaniałe w życiu w klasztorze, że rozwijamy tego rodzaju życzliwość do tego stopnia, że czasami groźne zwierzęta faktycznie podchodzą blisko. Opowiadałem ludziom na odosobnieniu o tym, jak ileś lat temu podszedłem bardzo blisko do tygrysa, dużego tygrysa; on był w odległości jakichś 4 stóp ode mnie. To szczera prawda. Ten ogromny tygrys był tylko 4 stopy ode mnie, a ja wcale się nie bałem. Czy to było niesamowite? Czy to robiło wrażenie? To było w zoo. Między mną a nim były wielkie kraty – to dlatego się nie bałem. W każdym razie wszyscy widzieliście węże w Tajlandii. Lubię węże i czasem mi ich żal. Jest kilka niesamowitych historii o wężach. Kiedy masz tę życzliwość, żeby nie bać się innych ludzi, oni też się ciebie nie boją. Kiedy się nie boisz, nie ma strachu. Kiedy nie ma strachu, nie ma także bólu. Wiele bólu pochodzi z tego, że się spinamy. Boimy się igieł, które wchodzą w nasze ciało podczas zastrzyku, albo obawiamy się innego rodzaju bólu – bólu choroby wewnątrz nas.

To niesamowite, że można pokonać ten strach, który wynosi nas w przyszłość i powoduje, że tracimy chwilę obecną – to jest ogromne źródło bólu w naszym ciele, to jest umysłowa nadbudowa na odczucia fizyczne. I to jest ta jedna rzecz, którą możesz porzucić. Strach o to, jak coś się potoczy, czy będziesz w stanie znosić to dłużej. Zamiast bać się, zostawiasz to w spokoju, pozwalasz temu być. Wspaniałą rzeczą jest to, że są okresy w życiu, może nawet każdego z was, że cierpicie z powodu dotkliwego bólu, tak dotkliwego, że nie macie wyboru. Wiecie, że nie możecie z nim walczyć, wiecie, że nie możecie przed nim uciec. Jesteście przyparci plecami do ściany. I kiedy nadchodzi taki czas, to jest niesamowite, że przypominacie sobie niektóre z tych nauk i niektóre z tych porad mówiące, żeby pozwolić rzeczom po prostu być i nie walczyć dłużej, gdy nie możecie wygrać. Więc odpuszczacie. Wiele razy w moim życiu to robiłem i efekty są naprawdę niewiarygodne.

W pierwszej książce, którą napisałem, „Otwieranie drzwi mojego serca” – albo twojego serca, albo naszego serca, serca każdego – opowiedziałem historię o strasznym bólu zęba, który miałem w dżungli w Tajlandii. Nie wiem dlaczego skupiam się na zębach tego wieczora. To był straszny ból zęba. Nie było żadnych telefonów ani dentystów w odległości wielu mil. I nie było sposobu na to, żeby kogoś znaleźć – żadnych samochodów, żadnego transportu, środek dżungli, wszędzie daleko. To był tak biedny klasztor, że nie mieli nawet aspiryny ani paracetamolu w apteczce. Niczego, co można by wziąć. Nie wiem, dlaczego tak jest, że kiedy dostajesz takiego bólu… – w zasadzie to wiem, dlaczego tak jest – …kiedy dostajesz takiego bólu, to on zawsze pogarsza się w nocy. Dlaczego? Dlatego, że strach ma większe oczy w nocy. I to strach sprawia, że ból staje się jeszcze intensywniejszy. W każdym razie w miarę, jak robiło się coraz później, ból w mojej szczęce stawał się bardziej intensywny. Czytałem o tym po fakcie i każdy dentysta to potwierdzi, że niektóre z infekcji zębów mogą stać się tak intensywne, że infekują mózg i mogą rzeczywiście doprowadzić cię do szaleństwa. I ja naprawdę myślałem, że doprowadzi mnie to do szaleństwa. To był najgorszy ból zęba, jaki miałem w życiu. Nie mogę tego do niczego porównać, nawet w przybliżeniu. Próbowałem wszystkiego, co było możliwe, żeby pokonać ten ból. Po pierwsze, mojej medytacji, ale moja medytacja… W tamtym czasie próbowałem stłumić ból, pozbyć się go za pomocą siły woli. Próbowałem zabrać mój umysł w inne miejsce, tak żeby nie doświadczać tego bólu. Nigdy tego nie próbujcie. Nigdy nie próbujcie skupić się na czymś innym, gdy odczuwacie ból w jakiejś części ciała. Nie będziecie w stanie skupić się na innej części ciała, jeśli to będzie naprawdę intensywny ból. Ból będzie was zmuszał, żeby go obserwować. A zatem nie byłem w stanie nawet medytować, ponieważ ból był tak silny. Istnieje inny rodzaj medytacji, który uprawiamy – nazywa się on medytacją chodzoną. Bardzo powoli i uważnie poruszamy się w przód i w tył na ścieżce. W końcu spróbowałem też tego, ale musiałem to porzucić, ponieważ zauważyłem, że nie robię chodzonej medytacji, ale robię bieganą medytację. Za każdym razem, gdy odczuwasz duży ból, jesteś tak zdesperowany, że nie jesteś w stanie robić niczego powoli. Wszystko jest poszarpane i szybkie. Ja w rzeczywistości biegałem tam i z powrotem. Ostatnią rzeczą, której spróbowałem, było intonowanie [cytatów z kanonu palijskiego]. Czasami wierzymy w takie przesądy, że jeśli wykonamy jakąś specjalną recytację, staną się cuda. Ja nigdy w to nie wierzyłem. Jak pamiętacie, kiedyś byłem naukowcem – fizykiem teoretycznym na Uniwersytecie Cambridge. My tak łatwo nie wierzymy w tego rodzaju zjawiska. Wszystkie te zabobonne intonacje… nigdy w nie nie wierzyłem, ani krztynę.

Spróbowałem ich, mimo wszystko. To właśnie robisz, gdy jesteś zdesperowany. Próbujesz czegokolwiek. Spróbowałem więc recytacji i musiałem je zakończyć po kilku minutach, ponieważ zdałem sobie sprawę, że krzyczę ile sił w płucach, i bałem się, że obudzę wszystkich mnichów w klasztorze. Ponieważ – znowu powtórzę – gdy jesteś zdesperowany, nie jesteś w stanie zrobić nic delikatnie, nawet gdy starasz się mówić, to krzyczysz. Doświadczyłem jednego z tych wspaniałych przeżyć, kiedy twoje plecy są przyparte do muru. Jak zwykł mówić Ajahn Chah: „nie możesz iść do przodu, nie możesz iść do tyłu i nie możesz ustać w miejscu”. To prawda – sama beznadzieja. I te doświadczenia… Czy kiedykolwiek mieliście takie doświadczenia? „Nie możesz iść do przodu, nie możesz iść do tyłu i nie możesz stać w miejscu”. To jest olśniewający moment w waszym życiu. Wszystko jest beznadziejne. To szansa, żeby zobaczyć rzeczy w innym świetle. I jedynym, o czym mogłem myśleć, były słowa „odpuść”. Zrobiłem to. Odpuściłem, ponieważ musiałem. Nie było wyboru. Moment, gdy odpuściłem, to było jedno z najwspanialszych doświadczeń w moim życiu; natychmiast, nie po sekundzie czy dwóch, ból zniknął. Już go tam nie było. I na jego miejscu pojawiła się ta niewiarygodnie przyjemna błogość. Byłem prawdziwie szczęśliwy. To było przedziwne doświadczenie, to, że tak rzeczywiście mogło się zdarzyć.

Możesz doświadczać intensywnego bólu i potem odpuszczać. Mam na myśli: naprawdę odpuszczać. A potem jest niesamowity spokój. I pomimo tego, że jest środek nocy, nie możesz zrobić nic innego jak pomedytować przez chwilę. Położyć się, ale nie usypiać. Będziesz miał bardzo lekki sen, ponieważ czujesz się zbyt szczęśliwy.

Gdy obudziłem się rano, poczułem ból zęba, ale nie tak straszny. Poszedłem zobaczyć się z lekarzem, dentystą. To niesamowite, że można pozbyć się intensywnego bólu, pozwalając mu po prostu być. On zniknął. To, co się stało, wynikało z faktu, że odebrałem bólowi komponent mentalny, emocjonalny. Komponent fizyczny bólu był niewielki w porównaniu z komponentem emocjonalnym. „Nie chcę tego. Nie mogę tego znieść”. Nauczyło mnie to, że to, co nadbudowujesz, co istoty ludzkie dokładają do fizycznych odczuć bólu, to ponad 90% tego doznania, zazwyczaj 96–97%. Odczucie to tylko odczucie. To, co do tego dobudowujemy, jest ogromne. W związku z tym od tego czasu naprawdę nie bałem się bólu, ponieważ już zawsze wiedziałem, co mogę z nim zrobić. Nie mogę się go pozbyć. Łatwy sposób to wzięcie panadolu, paracetamolu, aspiryny lub czegoś innego albo rozciągnięcie się, albo zrobienie wszystkiego, co tylko można, żeby pozbyć się fizycznego dyskomfortu. Na samym końcu możesz po prostu pozwolić rzeczom być.

Co to w zasadzie znaczy – pozwolić rzeczom być takimi, jakie są? Oznacza to bycie życzliwym. Spędziłem cały tydzień w klasztorze, ucząc ludzi, jak pozwalać rzeczom po prostu być, ucząc odpuszczania. Czasami jest bardzo trudno dowiedzieć się, co tak naprawdę musisz zrobić. Znacznie lepszym sposobem opisania tego jest otwieranie drzwi własnego serca na ból. Nie poprzez próby pozbycia się go czy odrzucenia, ale poprzez oddanie mu szacunku jako części natury i dosłowne otwarcie drzwi własnego serca. Można to zrobić, wcale nie próbując się tego pozbyć. Pozwalając temu trwać. Tym właśnie jest miłująca dobroć. Kiedy naprawdę masz w sobie miłującą dobroć i współczucie, to nie jest tylko współczucie dla rzeczy, które lubisz – to współczucie dla rzeczy, których nie lubisz. Traktowanie wszystkich w równy sposób i traktowanie każdego zjawiska w równy sposób. Zimno czy gorąco, cokolwiek lubisz i czegokolwiek nie lubisz. Otwierasz swoje serce na wszystko, z szacunkiem i życzliwością. I jeśli to zrobisz, to rzeczy, których nie lubisz, faktycznie się zmienią. To niezwykłe zadanie do wykonania.

Jest taka historia, która zazwyczaj jest dobra dla osób z przewlekłym bólem. Jest to stara historia o potworze w pałacu należącym do władcy. Nie będę dokładnie opowiadał całej historii, ponieważ prawdopodobnie opowiadam ją co drugi tydzień. „Potworze z pałacu, wynoś się stąd, nie powinieneś tu być”. Kiedy potwór przybył do pałacu, trafił na kilka nieżyczliwych słów i stał się większy i bardziej agresywny. Kiedy władca powrócił, wiedział dokładnie, co ma zrobić. Zamiast powiedzieć „Wynoś się stąd, nie przynależysz tutaj, dlaczego siedzisz na moim miejscu?”, władca powiedział „Witaj, dziękuję, że nas odwiedziłeś, to wspaniale, że jesteś tutaj”. Tych kilka miłych słów, miłych czynów i myśli sprawiło, że potwór się zmniejszył i stał się mniejszym problemem. To jest klasyczny sposób na to, jak walczyć nawet z przewlekłym bólem w naszym ciele. Powitajcie go, zamiast mówić mu: wynoś się stąd, nie powinieneś tu być. To nieodłączna część posiadania ludzkiego ciała – od czasu do czasu czujemy ból, czasami jest to naprawdę przewlekły, ostry, okropny ból. To jest część ludzkiego życia. A co my robimy? „Wynoś się stąd, nie możesz tutaj być! Nie chcę cię!” To sprawia, że staje się większy i bardziej problematyczny. Opowiadam wam tę historię, ponieważ nadejdzie taki czas, kiedy leki przeciwbólowe nie będą działać. Co wtedy zrobicie? Proszę, zapamiętajcie historię potwora.

Mówienie „wynoś się stąd” pogarsza problem, sprawia, że staje się większy, bardziej kłopotliwy. Jeśli rzeczywiście odnajdziesz odwagę, mądrość i współczucie, tak żeby powiedzieć „witaj, dziękuję, że przyszedłeś”, to wtedy zauważysz, że ból stanie się o cal mniejszy, mniej dotkliwy, łatwiejszy do zniesienia. Pokonasz ból, zdając sobie sprawę z tego, że największą częścią problemu są negatywne emocje, którymi podsycasz ból. Psychiczna część, a nie fizyczna część. To działa za każdym razem, gdy muszę tego użyć. Jeśli dajesz temu życzliwość – tak jak ja podczas historii z moim zatruciem pokarmowym, jakieś 2 lub 3 lata temu. Nie znam tak wielu historii związanych z bólem, ponieważ jestem zdrowym człowiekiem, wiem, jak o siebie zadbać. Jeśli chodzi o ten ból podczas zatrucia pokarmowego, to po prostu ofiarowałem tym dolegliwościom pokarmowym życzliwość – „dziękuję, że przyszłyście mnie odwiedzić” – nawet pomimo tego, że leżałem w agonii z powodu skurczów w mojej jaskini w Serpentine. Zatrucie pokarmowe znikło w ciągu zaledwie 20 minut. Tylko dlatego, że ofiarowałem mu życzliwość.

Możecie zrozumieć, co dzieje się w waszym ciele, gdy ofiarowujecie mu życzliwość i współczucie – ono się relaksuje. Ponieważ ciało jest zrelaksowane, naprężone szlaki informacyjne otwierają się, energia ciała może wejść w te miejsca i uzdrowić je. Kiedy jesteś naprawdę spięty, nie dopuszczasz takich rzeczy do bolących części ciała. I tylko poprzez uczenie się, jak się relaksować, otwierać przez życzliwość, dopuszczacie możliwość uzdrowienia i to naprawdę bardzo szybko. Więc czasami wiem, co robić, gdy pojawia się okropny ból. To nie tylko fizyczny ból, ale także emocjonalny. Czasami nie czujecie…

Ile wykładów dałem w zeszłym tygodniu? Ile wykładów? Ponieważ nauczałem na odosobnieniu. Zazwyczaj muszę dawać 2 lub 3 wykłady dziennie. I z pewnością każdy z was czasami mówi: Nie chcę dzisiaj dawać wykładu. Nie mam na to ochoty. Chcę tylko położyć się do łóżka. Mam ochotę się zrelaksować, wyciągnąć nogi i poczytać książkę. Dlaczego muszę to robić… Zamiast stawać się negatywistą… Za każdym razem, gdy staję się tak negatywnie nastawiony, stwarzam ból. To tak jak z bólem fizycznym, posiadasz przecież cudowne współczucie dla wszystkiego, co robisz w życiu. Musisz iść rano do pracy – nie chcę iść rano do pracy. I tak tam pójdziesz, więc zabaw się tym. Otwórz drzwi swojego serca na poniedziałkowe poranki. Jaka to przyjemność iść do pracy w poniedziałkowy poranek.

Są pewne obrazy, których za nic nie mogę się pozbyć. Nie zachowuję traumatycznych obrazów, przechowuję ich przeciwieństwo – obrazy, które inspirują. Pamiętam, jak lata temu odwiedzałem Wielką Brytanię. Podczas wizyty ktoś zawoził mnie rano z południowego Londynu na lotnisko Heathrow. Były korki i widziałem, jak dzieci szły do szkoły. Były tam Lizakowe Panie – tak nazywa się ludzi, którzy dbają o przejścia dla pieszych. Tutaj w Australii noszą flagi. W Wielkiej Brytanii mają kij z okrągłym znakiem stop. I na zawsze zapamiętałem tę kobietę – pięćdziesięciopięcio- lub sześćdziesięcioletnią kobietę, angielską damę z lizakiem, która tańczyła, rapowała z tym lizakiem. Lizak tańczący wzdłuż ulicy. Uszczęśliwiła wiele osób tego poranka, osób idących do pracy i mnie jadącego na lotnisko. To wszystko, co musicie zrobić. Trochę się zabawić. Być dziewczyną od lizaka. Dlaczego nie możemy tego robić w poniedziałkowy poranek w drodze do pracy? Może dostrójcie swoje klaksony, zróbcie coś w rodzaju musicalu. Zamiast bib, bib, bib czy możemy mieć coś w stylu V symfonii Beethovena? Tak żeby życie było trochę bardziej interesujące.

Jeśli jeszcze tego nie widzieliście, to w Montrealu – Rodney wysłał mi zdjęcie pewnej zatoczki autobusowej – w Montrealu miejscowy rząd ulepszył przystanki. Dla tych z was, którzy rano jadą do pracy autobusami, siedzenie co rano na tych ławkach w oczekiwaniu na autobus musi być naprawdę nudne. W Montrealu zamontowano huśtawki jak na placu zabaw dla dzieci. Ludzie czekający na autobus huśtają się w tę i we w tę, w tę i we w tę. To jest innowacyjne i znacznie bardziej przyjemne. Musicie tego spróbować. Ale czy możemy sprawić, żeby to było bardziej zabawne? Ponoć wiele osób idących do pracy w poniedziałkowy poranek przepuszcza swoje autobusy, ponieważ zbyt dobrze bawią się na huśtawkach. Powinniście robić takie rzeczy. Więc dlaczego by nie otworzyć drzwi swojego serca i nie wpuścić trochę zabawy, co jest kolejną kwestią związaną z bólem. Trudno jest się śmiać, kiedy jest się w bólu, ale czasami, jeśli się zaśmiejesz, to uśmierzasz dużą część bólu.

Może poza przypadkiem jednej kobiety. Pamiętam, jak poszedłem do niej. Pracowała tu jako sekretarka wiele lat temu, bardzo fajna dziewczyna, ale sami wiecie, tak jak wiele kobiet musiała przejść histerektomię. Może któraś z was – kobiet musiała przejść przez tę operację… jest to jedna z najbardziej bolesnych operacji. Histerektomia oznacza też, że nie możecie mieć dzieci, a z tym wiąże się wiele trudnych emocji. Więc zadzwoniła do mnie: „Ajahnie Brahmie, czy możesz wpaść mnie odwiedzić? Czuję się przygnębiona, ponieważ właśnie przeszłam histerektomię”. Powiedziała także: „Ajahnie Brahmie, bardzo cię proszę – żadnych żartów, ponieważ to bardzo boli, kiedy się śmieję”. Bardzo się starałem, ale poległem. Biedna kobieta. Robiła tak… „uhu, ha, ał, to naprawdę boli!”. Jeśli sądzicie, że moje żarty są bolesne, to poczekajcie, aż przejdziecie histerektomię i wtedy spróbujcie ich posłuchać. To znacznie ulżyło jej w bólu. Trochę sobie pożartowaliśmy w szpitalu.

Właśnie dlatego, gdy idę do szpitala i widzę chorych ludzi, zawsze mam jakieś żarty w zanadrzu – ponieważ to przynosi im ulgę w bólu. Nie wchodźcie do szpitala i nie pytajcie: Jak się dzisiaj czujesz? To najgłupsze pytanie na świecie. Oni właśnie dlatego tam są, że nie czują się dobrze. Opowiedzcie im kilka kawałów o… jakiś szpitalny dowcip, jak ten, który jak sądzę opowiadałem kilku osobom, kawał z Indonezji czy Hongkongu, ten o facecie, który poszedł do szpitala, ponieważ miał wypadek na motocyklu i musieli mu amputować nogę, a niestety, to się zdarza, także tutaj, że czasami amputują złą nogę. Czy widzieliście kiedyś w szpitalu, jak podpisują… najnowocześniejsze szpitale w Australii podpisują nogi: „to ta”, tak żeby wiedzieć, którą nogę mają operować. W momencie, gdy zreflektowali się, że to była pomyłka, musieli wrócić na salę operacyjną i odciąć drugą nogę. Gdy pacjent wydobrzał, pierwszą rzeczą, którą zrobił, było wynajęcie prawnika i pozwanie szpitala. Przegrał sprawę. Przegrał, ponieważ nie miał na czym się oprzeć.

To się sprzedaje w szpitalu. Ci ludzie w szpitalu, którzy mieli operację rekonstrukcji, śmiali się do rozpuku i już nie czuli takich boleści. Teraz możecie zwrócić uwagę na śmiech, zabawną stronę bólu. Ci ludzie mają przewlekłe bóle, proszę, nie dodawajcie negatywności do ich życia. Kiedy możecie czerpać przyjemność z waszego ciała i waszego życia, okazuje się, że już tak nie boli. Możecie zobaczyć, jak dużo z życia i jak dużo z bólu sobie dokładamy. I możemy coś z tym zrobić, możemy coś dołączyć do bólu. Zamiast negatywności – nie chcę tu być, dlaczego to właśnie ja, jak długo to będzie trwało – możemy włożyć w to trochę zabawy i życzliwości. Zmień swoje podejście do tego, co dzieje się w twoim życiu, i cały świat się zmieni. To właśnie generalna zasada buddyzmu – nie możesz zmienić świata, ale możesz zmienić sposób, w jaki na niego patrzysz. Możesz zmienić to, jak na niego reagujesz. Możesz zmienić to, jak go postrzegasz. I to jest właśnie to, co musisz zrobić, żeby przebrnąć przez te sprawy.

Są jeszcze inne rzeczy związane z bólem. Jeden z naszych mnichów z klasztoru cierpiał z powodu okropnego bólu pleców. To wyjątkowo trudne, gdy mnich cierpi z powodu bólu pleców, ponieważ powinien medytować. Więc umówił się ze swoim lekarzem i ten powiedział mu, że najgorszą rzeczą, jaką tylko może zrobić, jest medytacja ze skrzyżowanymi nogami. Stój, leż, ale nie siadaj. Ten odpowiedział mu: „Posłuchaj, jestem mnichem, medytacja to całe moje życie. Nie mogę z tego zrezygnować”. Ponieważ był to bardzo mądry mnich, a lekarz nie był w stanie mu pomóc, postanowił zmienić swoje podejście. I co ciekawe – być może nie jest to do końca związane z tematem, a może jednak jest, ponieważ opowiada o przewlekłym bólu – dokonał pewnego wglądu, zaczął myśleć poza schematem. Przyczyną bólu było to, że jego kręgosłup był zwyrodniały i w związku z tym bardzo słaby. To, co zaczął robić, to kompensować słabości swojego kręgosłupa poprzez naukę rozwijania mięśni po bokach swojego kręgosłupa. Zaczął od dotykania swojego kręgosłupa palcami, tak żeby stać się świadomym mięśni leżących po obu stronach kręgosłupa. Jest wiele części naszego ciała, których ani trochę nie jesteśmy świadomi, ponieważ nie musimy. Ugniatał te mięśnie i wkrótce stał się świadomy ich istnienia. Neurologia nazwałaby to stwarzaniem połączeń w mózgu, tak żeby rzeczywiście móc wyczuć te mięśnie. W momencie, gdy był już świadomy tych mięśni, mógł nauczyć się, w jaki sposób je rozciągać. Na zasadzie prób i błędów stawał się ich świadomy i mógł je rozciągać i napinać. Gdy już umiał to robić, następną rzeczą było ćwiczenie tych mięśni, tak samo jak ćwiczycie swoje ręce czy nogi. Pracując nad tymi mięśniami, ćwiczył je i stawały się one coraz silniejsze, aż stały się tak silne… znacznie silniejsze niż moje mięśnie, ponieważ ja ich nie potrzebuję, mam silne plecy. Jego mięśnie stały się tak silne, że są w stanie kompensować osłabiony kręgosłup i pozwalają na medytowanie bez trudności. Naprawdę wystarczy niewielka zmiana, żeby pokonać coś takiego jak ból poprzez użycie nieschematycznego myślenia, zastosowanie nowych metod. W innych sytuacjach może to polegać na korzystaniu z uważności, którą posiada wielu ludzi.

Jeśli cierpicie z powodu chronicznego bólu głowy, czemu nie być go świadomym? Jedyne, co możecie zauważyć, to fakt, że czasami chroniczny ból głowy jest odrobinę lżejszy. Dlaczego? Świadoma uważność stanowi informację zwrotną. Możecie zobaczyć, jak rzeczy się zmieniają. Ból nie jest zawsze taki sam, jest przewlekły, zawsze tam jest, ale raz się nasila, raz słabnie. To jest odkrywanie przyczyn. Jeśli jesteście w stanie odkryć sposoby, jak zmniejszać ból, wtedy uzyskujecie nad tym pewną kontrolę. Co sprawia, że staje się silniejszy? Co sprawia, że staje się słabszy? I możecie rozwinąć to, co go zmniejsza, aż w pewnym momencie ból stanie się łatwy do zniesienia. Jedną z wielu rzeczy, które możecie zauważyć i które zawsze zmniejszają ból, jest życzliwość, delikatność, a nie strach, gdyż ten tylko pogarsza sprawę. Strach zamienia zwykły ból w ból potworny i to jest jedna z przyczyn, dla których ból staje się gorszy w nocy – strach. Wzmaga się, gdy idziesz na wizytę do lekarza. Czasami ten strach – chcę, żebyście to dokładnie zrozumieli – pokonujemy za pomocą życzliwości, z domieszką odrobiny śmiechu. Oznacza to, że możecie mieć pewną kontrolę nad bólem w waszym życiu. To odnosi się nie tylko do bólu fizycznego, ale także do bólu emocjonalnego. Nie wiem, jak to jest, ale czasami na odosobnieniach ludzie medytujący godzina po godzinie zaczynają odczuwać ból kolana. Co robią, żeby pokonać ten ból? Mogą się poruszyć – to jeden ze sposobów, ale innym sposobem jest, jak mówią, obdarzenie kolana miłością. Och, kolano, kocham cię – i ból się ulatnia. Tak samo jak w tej historii, którą kiedyś opowiadałem – o tym, jak jako dziecko grałem w piłkę nożną na ulicach Londynu. Upadłem, zebrałem się do ataku, znowu upadłem i zdarłem sobie skórę z kolana. To naprawdę bolało. Moja mama uklęknęła i pocałowała je, życząc mu zdrowia. To było tak miłe, że cały ból zniknął. Za każdym razem, gdy to się zdarzało, a swoje przeżyłem, życzliwość matki powodowała, że ból znikał. I to jest właśnie jeden z powodów, dla których ból znika, gdy matka przychodzi odwiedzić cię w szpitalu. Jeśli macie kogoś, kto was bardzo kocha i kogo wy kochacie, to gdy leżycie w szpitalu, niezależnie od tego, czy cierpicie ból fizyczny, czy emocjonalny, sama obecność kochającej osoby uśmierza dużą część bólu. Jeśli nikt inny nie może zrobić tego dla was, zawsze zostajecie wy sami. Ponieważ jako mnich sporą część czasu żyję w samotności i nikt inny nie może mnie odwiedzić, gdy jestem chory, zawsze to ja mogę odwiedzić siebie i być życzliwym dla siebie samego. Ponieważ odczuwam dla siebie życzliwość, wiele bólów i trudów życia szybko znika. Zarówno ból fizyczny, jak i ból emocjonalny. „Nie chcę tego robić. Jestem zmęczony. Dlaczego muszę to robić?” Ten rodzaj negatywizmu może zostać szybko przezwyciężony za pomocą życzliwości. Otwórz drzwi swojego serca na sytuację, w której jesteś. Nie będąc negatywnie nastawionym, nie próbując pozbyć się tej rzeczy, ale poprzez przyjęcie życia, przyjęcie trudności, robienie rzeczy, których nie lubisz robić – gorąco, zimno, zmęczenie, bóle głowy, brzucha, wszystko to, czego doświadczasz w życiu. Może zamiast próbować przez cały czas pozbyć się tego, powitaj to.

Żywiący się gniewem demon. Bądź dla niego współczujący i zauważysz, że znaczna część bólu życia zniknie, zwłaszcza przewlekły ból. Bóle, o których czasami myślisz, że są nie do zniesienia. One dają się znosić i to bardzo łatwo, za pomocą życzliwości, obecności tu i teraz oraz braku strachu. Tylko poprzez proste nauki, które możecie tu przyswoić. To jest jedna z przyczyn, dla których w klinikach walki z bólem uczą takich rzeczy jak medytacja, uczą takich rzeczy jak uważność i miłująca dobroć; ponieważ to rzeczywiście działa, to naprawdę likwiduje jedne z najgorszych bólów życia, tak żebyś mógł być szczęśliwy i wolny. Przyczynkiem tej niewielkiej przemowy była czyjaś prośba, ponieważ osoba cierpiąca z powodu chronicznego bólu poprosiła: czy mógłbyś mi powiedzieć, jak sobie radzić z przewlekłym bólem? A zatem te nauki, których tu wysłuchujecie, niech będą przydatne dla wszystkich ludzi. Może nie cierpicie z powodu chronicznego bólu, ale jeśli dalej będę mówił, być może zaczniecie. Więc może to jest właściwy moment, żeby zakończyć. Dziękuję za uwagę.

Sadhu, sadhu, sadhu.

Bardzo dobrze. Jakieś komentarze albo pytania dotyczące uczenia się, jak radzić sobie z bolesną częścią życia? No to lecimy. To jest zza morza. Zobaczmy, jakie kraje dzisiaj mamy. USA i Toronto.

Pierwsze z USA. Czy jest jakiś sposób, żeby odróżnić strach od bycia czujnym na potencjalne zagrożenia? Czy może jest to subtelna forma przeciwdziałania niepewnej przyszłości?

Ponownie: oczywiście. Jeśli pali się w lesie, to musisz uciekać. Jeśli w twoją stronę biegnie tygrys, a ty nie jesteś mnichem, oczywiście musisz uciekać w przeciwnym kierunku. To są naturalne lęki, ale czasami za bardzo się boimy i czasami, a nawet w większości przypadków, boimy się rzeczy, które nie niosą zagrożenia w przyszłości. Boimy się tego, co najprawdopodobniej nigdy się nam nie przydarzy. Czasami można zrozumieć, że są rzeczy, których powinniśmy się bać, ale tym, czego najbardziej powinniście się bać, jest strach sam w sobie. Innymi słowy, to strach jest przyczyną wszystkich życiowych problemów, większości życiowych problemów.

Wciąż pamiętam pewną książkę, którą przeczytałem, autorstwa Edgara Allana Poe. Pisał straszne opowiadania, właśnie dlatego lubiłem je czytać jako młody człowiek, zwłaszcza że nie wolno mi było. Jedną z tych książek była „Maska czerwonej śmierci”. Była oparta na historii plag, które spustoszyły Europę setki lat temu. W tej książeczce o demonach, które były przyczyną plag, był opis, jak pewnego dnia demony te spotkały się w lesie gdzieś w Europie. Demon z Paryża powiedział: zabiłem tysiąc ludzi, ten z Berlina powiedział: ja zabiłem półtora tysiąca, ten z Londynu: zabiłem dwa tysiące, a ten z Brukseli powiedział: ja zabiłem tylko dwustu, a strach zabił dwa tysiące. Pamiętam, jak to przeczytałem i zrozumiałem wielki wgląd tego autora – plaga zabiła niewielką liczbę ludzi, to strach zabił ich najwięcej. Pamiętam, jak cytowałem to w czasie epidemii SARS oraz podczas epidemii ptasiej grypy. Wielu ludzi siedzących pośród was przybyło z Hongkongu. Siedzą tutaj i być może są zarażeni ptasią grypą, rozniosą to w społeczności buddyjskiej i zapoczątkują epidemię w Perth. Na rany koguta! Czy nie czujecie się rozpaleni tego wieczora? Jak widzicie, strach zabija więcej ludzi niż sama choroba. I to jest bardzo prawdziwe.

Jeśli nie wierzycie w to, że strach może zabić, to jest taka historia, którą jak sądzę opowiadałem kilka tygodni temu – o mężczyźnie, który ponad sto lat temu był osadzony w więzieniu i który został skazany na śmierć przez powieszenie. Pewni psychologowie i naukowcy dostali pozwolenie, żeby wykonać na nim jakieś naprawdę obrzydliwe eksperymenty. Poszli do jego celi dzień przed egzekucją i powiedzieli mu, że prawo zostało zmienione. Nadal miał być zabity, ale już nie przez powieszenie, ale przez poderżnięcie gardła. Pozwolili, żeby ten biedny człowiek myślał o tym całą noc. O świcie, w dzień egzekucji, przyszli po niego, zawiązali mu ręce z tyłu, założyli opaskę na oczy i zaprowadzili na miejsce kaźni. Ksiądz oddał mu ostatnią posługę. Następnie wyjęli nóż, podcięli mu gardło, on upadł i umarł. To było to, co myślał. Miał zasłonięte oczy. Naprawdę wydarzyło się to, że naukowcy, kto wie w jakim celu, zabrali go do umywalni, gdzie jeden z nich udawał księdza. W momencie, gdy skończyli czytanie wyroku, wyjęli nóż tak tępy, że nie nadawał się nawet do krojenia masła, i przejechali nim po jego gardle. Poczuł metal na swoim gardle, a w tym samym czasie naukowcy odkręcili kran z wodą, tak żeby usłyszał kapanie płynu, jednocześnie czując metal na szyi. Upadł i umarł. Nie był nawet draśnięty. Bardzo znany eksperyment psychologiczny – jeśli wierzysz, że umrzesz, to umrzesz. To jest potęga wiary. To jest potęga strachu. To co napisał Edgar Allan Poe jest bardzo mądre – strach zabija tyle samo, a może nawet więcej ludzi niż sama choroba. Właśnie dlatego strach jest jednym z największych zagrożeń. Sam nie wiem.

Wcześniej byłem kształcony, żeby być nauczycielem. Uczyliśmy nauk przyrodniczych i to było tylko kwestią czasu, żeby jakiś dzieciak bawiący się w laboratorium wylał na siebie stężony kwas albo włożył jakiś metalowy przedmiot do gniazdka i poraził się prądem. Nigdy nie byliśmy uczeni udzielania pierwszej pomocy. Nalegaliśmy, żeby przyprowadzili nam lekarza, który nauczyłby nas tego. Załatwili nam takiego starszego lekarza, zaraz przed emeryturą, był bardzo mądrym starszym panem. Więc do rzeczy, jeśli kiedykolwiek zobaczycie osobę w szkole czy gdziekolwiek indziej z prawie odciętą nogą i krwią wszędzie dookoła, to skłamcie jej. Powiedzcie: to nic, wyliżesz się. Nawet jeśli sądzicie, że ta osoba umrze. Skłamcie, ponieważ szok zabija więcej ludzi niż same obrażenia. Jeśli powiecie komuś: to wygląda okropnie, możecie go zabić takimi słowami. Nie wiem, czy lekarze tu obecni by się zgodzili, ale na zawsze zapamiętałem te słowa i miały one dla mnie sens. Strach wyzwala reakcję, która może przeważyć szalę i doprowadzić cię do śmierci. Więc zawsze kłamcie tej osobie: Wcale nie jest tak źle. Wyliżesz się. Masz w końcu dwie nogi, poradzisz sobie bez jednej. Aż tak daleko bym się nie posuwał, ale sądzę, że zrozumieliście, co miałem na myśli. Sądzę, że wokół nas jest mnóstwo strachu, a zbyt duża ilość strachu zabija. Ten strach, który w rzeczywistości powinniśmy odczuwać, stanowi niewielką część.

Następne pytanie: Ludzie, którzy są w depresji, nie akceptują jej. Wiąże się z tym także społeczne piętno, ponieważ jest klasyfikowana jako choroba psychiczna. Depresja jest czymś, z czym walczyłem na darmo. Zacząłem słuchać mów Dhammy, które miały uleczyć mój umysł. W pierwszej kolejności trzeba zdać sobie sprawę z faktu, że dana osoba jest chora, i zaakceptować to. Jak mogę pomóc komuś, kto cierpi z powodu depresji? Jak powiedzieć tej osobie, że ona cierpi z powodu depresji?

Po pierwsze, to jest stygmatyzujące i klasyfikowane jako choroba psychiczna. Osoby, które są umysłowo chore, sądzą, że to jest to samo co bycie psychotykiem, a to tylko jeden z… przepraszam… są bardzo różne rodzaje nazewnictwa. Nie ma ludzi depresyjnych, są osoby, które cierpią z powodu nawrotów depresji. Nie ma osób depresyjnych, ciągle to powtarzam. Nie ma osoby, która jest umysłowo chora. Są ludzie, którzy mają epizody choroby psychicznej. Nie ma więźniów, przepraszam, nie ma przestępców, ale są osoby, które popełniły przestępstwo. Nie ma schizofreników, są osoby, które cierpią z powodu epizodów schizofrenii. Gdy tylko zmieniasz sposób mówienia, unikasz stygmatyzacji. Jeśli mówisz, że ktoś jest psychotykiem, oznacza to, że tylko tym jest, przez cały czas. Jeśli mówisz, że ktoś jest przestępcą, to postrzegasz go tylko w tych kategoriach, nic ponad popełnione przestępstwa, które według ciebie określają całe jego życie. Tak więc nie ma kogoś takiego jak chory psychicznie, jest tylko osoba, która cierpi z powodu nawrotów choroby psychicznej. Jesteś osobą, musisz być czymś więcej niż twoja depresja, nie jesteś depresyjną osobą, jesteś osobą, która w danym momencie przeżywa depresję. W ten sposób można zlikwidować sporą część społecznego piętna. To przejściowa sprawa, nietrwała. Zawsze tak jest.

Wspomnę tę świetną opowieść o profesorze zajmującym się schizofrenią w Singapurze wiele lat temu. „W jaki sposób leczysz schizofrenię?” „Tak jak mnie uczyłeś, ja nie leczę schizofrenii w Instytucie Zdrowia Psychicznego w Singapurze. Leczę drugą część pacjenta, która nie jest schizofreniczna”. Naprawdę podziwiałem tego faceta. Zrozumiałeś to, udało ci się to załapać. Nie leczysz depresji, leczysz drugą część pacjenta, która nie jest w depresji. Jest coś ponad depresją. Macie swoje dobre i złe dni. Co powiecie na leczenie dobrych dni? Kiedy wesprzecie tę część, będzie ona rosnąć i zmiażdży depresję. Mówią, że ktoś jest depresyjną osobą. Tak, przechodzi przez epizody depresyjne, ale nigdy nie myślcie o sobie jako o depresyjnej osobie. I zawsze pamiętajcie o tych momentach, w których nie czujecie się przygnębieni. Nie skupiajcie się na 2 uszkodzonych cegłach w ścianie, jest jeszcze 998 innych cegieł, i to jest ważne.

Jeszcze jedna rzecz: depresja jest jednym z tych klasycznych karmiących się gniewem potworów. „Wynoś się stąd, nie chcę cię tu” – to właśnie karmi depresję i sprawia, że się pogarsza, że coraz bardziej pogrążasz się w padole ciemności. Dlatego właśnie nie należy karmić potwora, mówić „wynoś się stąd”, ale trzeba witać się z nim, dziękować za to, że was odwiedził. To pozwala ją pokonać. Gdy przestajesz ją karmić, ona zaczyna słabnąć. Nie wpędzaj się w depresję z powodu bycia w depresji. To trudna rzecz do zrobienia, ale możesz zmienić swoje nastawienie, to nie takie trudne. Powiedziałem: trudno to zrobić, a potem powiedziałem, że nietrudno to zrobić. To jest do zrobienia. Spotykam ludzi, którzy dają radę. To jeden z wielkich środków zaradczych na depresję. Powitajcie ją, czerpcie przyjemność z depresji. Gdy zaczniecie czerpać z niej przyjemność, ona się ulotni. W rzeczywistości używacie bardzo mądrego i przebiegłego sposobu, żeby dostać się na tyły depresji i pokonać ją. To jest jeden ze sposobów, za pomocą którego możecie tego dokonać. Ważne jest także, żeby zaakceptować, że czujecie się źle, że czujecie się przygnębieni. Prawda jest ważna, ale ważniejsze od prawdy jest szersze spojrzenie – to tylko epizod depresyjny, a nie depresyjna osoba. Jesteście osobą, która ma depresyjne momenty, to jest bliższe prawdy.

Okej. Czy są jeszcze jakieś pytania od tutejszej publiczności? Tak?

Pytanie: Myślałam o tym, że zazwyczaj, gdy ludzie cierpią z powodu depresji, czują się letargiczni, nie robią nic, coś w tym stylu, ale czasami ludzie mogą być po prostu leniwi i nie wykonywać czynności, czasami ludzie depresyjni… Jak ludzie, którzy często czują się przygnębieni, mogą rozpoznać to, czy są w depresji, czy są zwyczajnie leniwi?

AB: Jaka jest różnica pomiędzy byciem w depresji a byciem leniwym? Niewielka. O jednym ze sposobów przezwyciężenia depresji wspominałem wcześniej na odosobnieniu, na którym mówiłem o sezonowym zaburzeniu afektywnym – SAD [ang. seasonal affective disorder, sad po polsku to „smutny”].

Gdy szedłem dzisiaj na zajęcia w ciemności i deszczu, to mi bardzo przypominało Londyn w styczniu lub lutym. To właśnie wtedy cierpi się z powodu sezonowego zaburzenia afektywnego [ang. SAD]. Ludzie w Londynie czują się przygnębieni o tej porze roku. Nie dziwota dlaczego – nie ma światła, wszystko jest szare i nudne. Jest taki żart: ludzie w Londynie noszą szare ciuchy, garnitury, kapelusze, wszystkie ściany są szare, niebo jest bezbarwne, wszystko jest szare, deszcz jest szary, mżawka, wszystko jest tak szare, nawet angielski napój – stara, poczciwa, szara herbata [ang. earl grey tea]. Nie dziwota, że czują się przygnębieni. O tej porze roku światło jest tak słabe, a dni są tak krótkie, ponieważ to jest północna półkula. Prostym sposobem na przezwyciężenie tego rodzaju depresji nazywanej sezonowym zaburzeniem afektywnym jest zabranie dotkniętych nią ludzi do jasno oświetlonego pokoju, włączenie świateł i namówienie ich do założenia strojów hawajskich, takich naprawdę jaskrawych, oraz puszczenie im głośnej, żywej muzyki. To jest tak stymulujące, że SAD znika. Wszyscy są szczęśliwi.

Proste stymulowanie zmysłów, gdy czujesz się przygnębiony. Jeśli ktoś leży w łóżku i czuje się przygnębiony, puśćcie mu nieco Jimiego Hendrixa, puśćcie mu coś, co jest bardzo głośne i bardzo żywe. Włączcie światło i zaprowadźcie go do pokoju z tą jaskrawą spódnicą czy coś w tym rodzaju. Taka ilość zachęty, taka ilość stymulacji rzeczywiście pozwala pokonać sporą część depresji. To jeden z powodów, dla którego… Ludzie na odosobnieniach muszą wstawać bardzo wcześnie rano. To jest niezwykle przygnębiające, kiedy muszą wstać wcześnie rano, i dlatego ja muszę ich zabawiać i ciągle robić 3 głośne sadhu. Sadhu, SADHU. To powoduje, że nikt nie czuje się rano przygnębiony. Zauważcie, jak można ulżyć ludziom, np. kiedy czujesz się przygnębiony, to jest to absolutnie wszystko, co musisz zrobić. Jeśli macie przyjaciela, który czuje się przygnębiony, który nie może podnieść się rano, zatrudnijcie zespół, zorganizujcie kilku klaunów z cyrku, żeby żonglowali przy jego łóżku, sprawcie, żeby się śmiał, stymulujcie go i wkrótce on się obudzi. Czasami możemy być tak smutni, że pozwalamy tej apatii dostać się do naszych głów, zamiast wkładać energię i zabawę w nasze życie. Czemu nie mogę robić tych piątkowych, wieczornych przemówień? Czasami mi się udaje, a czasami nie, ale wiecie, że się staram. No to lecimy. Dlatego możecie przychodzić na te mowy i nigdy nie czuć się przygnębieni, no może poza dniem dzisiejszym, ponieważ dzisiaj możecie być przygnębieni tym, że to jest ostatnia mowa przed 3-miesięczną przerwą. Ooooo. Dziękuję za wasze pytania. Następne pytanie. Dawajcie.

Pytanie: Pytanie dotyczy eutanazji.

AB: Eutanazja nie jest problemem, jest stosowana na całym świecie.

Pytanie: To dotyczy oswajania śmierci i godzenia się z nią. Dziś rano w radiu ktoś, kto miał jakieś czterdzieści ileś lat, chciał… chciał się zabić.

AB: Eutanazja. Wedle buddyzmu to jest to twój wybór, jesteś właścicielem swojej kammy. Nikt nie powinien dokonywać tego wyboru za ciebie. Zrobiłbym duże rozróżnienie pomiędzy eutanazją, gdy ktoś inny podaje ten lek albo robi ci zastrzyk, co często zdarza się w szpitalach, a dobrowolną eutanazją. Dobrowolną eutanazją, która jest oczywistym bezspornym wyborem. Żeby ocenić, że to był twój wolny wybór, należy upewnić się, że ten wybór jest dokonywany bez przymusu, że nie robisz tego, ponieważ jesteś szalony, przygnębiony lub masz zły nastrój. Żadnego przymusu ze strony rodziny i przyjaciół. To naprawdę musi być wolny wybór. Jest coś takiego w buddyzmie, że posiadasz kontrolę nad swoim życiem, przeznaczeniem. To jest twoja kamma. Mogę się nie zgodzić z tym, że to mądry wybór, ale to musi być twój wybór, nie wybór innych ludzi.

Oczywiście, wiele, wiele razy, kiedy patrzycie na ludzi… Bywały momenty, w których byłem naprawdę przekonany o tym, że dobrowolna eutanazja byłaby dobrym rozwiązaniem w niektórych przypadkach. Tak było wtedy, kiedy poszedłem na oddział dla osób chorych na demencję, żeby zobaczyć moją matkę. Z moją matką było wszystko w porządku, ale spotkałem kilka osób na oddziale demencji, które dosłownie budziły się co sekundę i były w takim punkcie życia, że musiały rozpoznawać od nowa ludzi – w każdej sekundzie swojego życia – ponieważ nie były w stanie ich zapamiętać i były tym przerażone. Kilka razy coś takiego przeżyłem, ponieważ dużo podróżuję za granicę. Budziłem się w hotelu, w czyimś domu lub gdzieś w świątyni. Zaraz po przebudzeniu: gdzie ja, do cholery, jestem? Dużo podróżuję, i to jest dosyć przerażające. Moja pamięć wracała: no tak, oczywiście, dziś jestem we Frankfurcie. Dosyć szybko człowiek sobie o tym przypomina i czuje się w porządku. Ale umiem sobie wyobrazić, jak to jest, jeśli w każdym momencie swojego życia budzisz się i nie wiesz ani gdzie, ani z kim jesteś. Żadnego poczucia bezpieczeństwa. Ani trochę. Totalne przerażenie. Bez ustanku. Gdybyś zobaczył choćby jednego lub dwóch takich ludzi, nie pozwoliłbyś na to. Nawet w zatoce Guantánamo pozwoliliby ci trochę odpocząć, zanim znów zaczęliby cię torturować. Ale tutaj to było nieustające. Nie życzyłbym nikomu tego rodzaju bólu, to niemoralne. Czasami niektóre z tych doświadczeń… Jeśli osoba, która wie, że tak skończy, decyduje się na eutanazję, nie można jej winić. Popieram to, oczywiście z pewnymi obostrzeniami. To musi być dobrowolne, bez żadnego przymusu. Żadnego. Popieram to. Niektórzy ludzie kłócili się ze mną. To musi być osobisty wybór. Jeśli jesteś w depresji, nie dokonujesz dobrego wyboru, naprawdę nie dokonujesz klarownego, uzasadnionego wyboru. Jeśli nie cierpisz z powodu depresji i masz jasno sprecyzowane, co chcesz zrobić i dlaczego chcesz to zrobić – popieram to.

Pytanie: Zastanawiałam się, czy mogłabym zadać jeszcze jedno pytanie.

AB: Proszę.

Pytanie: Wiesz, rodzice ze Sri Lanki, buddyjscy rodzice, często straszą swoje dzieci, mówiąc im „jeśli powiesz kłamstwo, to pójdziesz do piekła” i coś w tym stylu. Czy Buddha naprawdę mówił o piekle i niebie?

AB: Tak, Buddha mówił o piekle i niebie. Powiedzenie jednego kłamstwa nie jest wystarczające, żeby ponieść poważne konsekwencje, w szczególności jeśli jesteś małym dzieckiem. Trzeba ocenić całe życie. Tak jak mówiłem, jeśli idziesz na uczelnię, musisz odpowiedzieć na wiele, wiele pytań podczas wielu egzaminów. Jeśli odpowiesz źle na jedno pytanie podczas egzaminu wstępnego, to wcale nie oznacza, że nie będziesz studiował. Pytań może być sto, jeśli odpowiesz źle na jedno… wiecie, osiągasz rezultat dziewięćdziesiąt dziewięć pytań na sto, to prawdopodobnie dostaniesz się na Harward czy coś w tym rodzaju. Jedna zła odpowiedź nie stanowi problemu. Problem pojawia się, gdy dziecko nieustannie kłamie lub nałogowo bierze narkotyki. To jest problem. Więc jeden albo dwa błędy w kontekście całego życia to nie najgorzej. Wasze dzieci będą eksperymentować, będą popełniać błędy, będą robić nieodpowiednie rzeczy, tak jak ich rodzice. Więc nie straszcie ich na śmierć, mówiąc: pójdziecie za to do piekła. To jest całkowicie nie w porządku. Proszę, nie kierujcie swoimi dziećmi za pomocą strachu. Wspominałem o tym w zeszłym tygodniu – inspirujcie je, dodawajcie im pewności siebie i upewnijcie się, że są na tyle pewne siebie, żeby podejmować własne decyzje, zamiast naśladować rówieśników. To jest problem wielu ludzi, wspominałem o tym w zeszłym tygodniu, wspominam o tym w tym tygodniu. Ponieważ wiele rodzin podejmuje decyzje za swoje dzieci, po prostu zmuszając je do zrobienia tego, co powinny. Gdy opuszczają swoich rodziców, zaczynają naśladować rówieśników, silne osoby w swojej grupie rówieśniczej, a te silne osoby z grupy rówieśniczej sprawiają, że robią głupie rzeczy. Tak powodujecie, że przechodzą od presji rodziców do presji rówieśniczej – zamiast wystarczająco umocnić własne dzieci, żeby same zrozumiały, co jest dla nich dobre, a co złe, i sprawić, żeby były wystarczająco silne, by odmówić. Inne osoby z ich grupy mogłyby zaproponować: może upijemy się w klubie nocnym, może upijemy się na umór, może weźmiemy metamfetaminę. A one są wystarczająco silne, żeby odmówić, ponieważ ich rodzice dali im niezależność w dokonywaniu wyborów. Jeśli tego nie wzmacniacie, jeśli mówicie swoim dzieciom, co powinny robić, kiedy są w domu, to one potem robią to, co każą im rówieśnicy, kiedy są na ulicy. A niektórzy z tych rówieśników nie są godni zaufania.

Pytanie: Ajhanie Brahmie, wiesz, Buddha czasami naprawdę mnie przekonuje; ty wspominasz o piekle i niebie i także w realnym życiu można zaobserwować na tym świecie piekło i niebo…

AB: W rzeczy samej.

Pytanie: To trochę zagmatwane. Jeśli możesz zostać ukarany za swoje grzechy w tym prawdziwym życiu, to do czego potrzebne jest kolejne piekło?

AB: Tak. Po pierwsze, nie jesteś karany za swoje grzechy, jesteś karany przez swoje grzechy. Zrobienie złej rzeczy tak naprawdę rani ciebie, więc to nie jest ten rodzaj rozumienia kary, to tylko robienie rzeczy, które ciebie ranią i z powodu których ty źle się czujesz.

Istnieje piekło i niebo w tym życiu. Można to bez problemu zauważyć. Jest także inne pytanie – dotyczące tego, co się stanie po twojej śmierci. Strumień świadomości trwa po tym, jak umrzesz, to zostało udowodnione. Jeśli ktoś ma w sobie skrupulatność naukowca i naprawdę przejmuje się tym, że musi spojrzeć na naukowe dowody, że musi pojąć to za pomocą racjonalnej części umysłu – reinkarnacja czy też odrodzenie jest faktem. Dowody są przytłaczające. Jest zbyt wiele dowodów, żeby nie brać ich pod uwagę, dowodów prowadzących do oczywistego wniosku – niezależnie od faktu, czy jesteś buddystą, czy nie – że nawet kiedy umierasz, to nadal trwasz. Następnie, gdy już założycie istnienie reinkarnacji lub odrodzenia, powstaje kwestia, gdzie się odradzasz. Oczywiście, wyższe i niższe światy. Na to też są dowody. Długo już żyję i nie tak łatwo daję wiarę takim rzeczom. W każdym razie są na to naprawdę solidne dowody – rzeczy, które można zobaczyć, rzeczy, które się wydarzają. Istnieją takie miejsca jak niebo i piekło po twojej śmierci. Jeśli mi nie wierzysz, to po swojej śmierci możesz powrócić i mi nagadać.

Najlepiej będzie, jak teraz zakończę. Jeśli chcecie podejść, podejdźcie po wszystkim. Jest już dosyć późno, a wiem, że mamy osoby z Hongkongu, które muszą wrócić do Jhana Grove, a to długa podróż. Jeśli zechcecie, możecie podejść i rozwinąć pytanie, a teraz okażmy szacunek Buddzie, Dhammie i Sandze. I wówczas skończymy oficjalną część tego spotkania.

O autorze

brahm.jpg

Brahmavamso Ajahn
zobacz inne publikacje autora

Czcigodny Ajahn Brahmavamso Mahathera (znany jako Ajahn Brahm), właściwie Peter Betts, urodził się w Londynie 7 sierpnia 1951 roku. Obecnie Ajahn Brahm jest opatem klasztoru Bodhinyana w Serpentine w Australii Zachodniej, Dyrektorem ds. Duchowych Buddyjskiego Towarzystwa Stanu Australia Zachodnia, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Wiktoria, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Australii Południowej, Patronem Duchowym Bractwa Buddyjskiego w Singapurze oraz Patronem Duchowym ośrodka Bodhikusuma Centre w Sydney.

Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: Facebook

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

gnu.svg.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

cc.png

Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK

Źródło: http://www.bswa.org

Tłumaczenie: KuHarmonii
Redakcja polska: Aneta Miklas (www.liczesiezeslowami.pl)
Czyta: Aleksander Bromberek (http://lektor-online.pl/)

Image0001%20%281%29.png

Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/