Tytuł: Jak przestać medytować

O autorze: Bhikkhu Sujato

Wersja pdf: pdf2.jpg

zobacz źródło

print

Wersja epub: epub2.jpg

Plik .srt z napisami do ściągnięcia STĄD (kliknij prawym przyciskiem myszy i wybierz "zapisz jako"

Dziś wieczorem chciałbym porozmawiać nieco o medytacji, w szczególności chciałbym powiedzieć o tym, jak powinniśmy przestać gonić za medytacją. Powinniśmy pozwolić medytacji przyjść do nas.

Co mam na myśli? Niedawno byłem w Sydney gdzie jeden z moich darczyńców opowiedział mi historię, kiedy on i jego przyjaciele właśnie przybyli do Australii z Wietnamu i …

Ta historia nie ma nic wspólnego z medytacją …

… więc on i jego przyjaciele, dopiero co przybyli do Perth i chcieli zwiedzić miasto. Mieszkali gdzieś na przedmieściach i chcieli zwiedzić miasto więc udali się na główną ulicę by złapać autobus.

Tylko jeden z nich potrafił mówić nieco po angielsku, a był nauczycielem angielskiego w Wietnamie. Wyszli więc złapać autobus aby pojechać do miasta i doszli do przystanku autobusowego, ale obok przystanku był znak, na którym było napisane “zakaz postoju”. Więc pomyśleli: "Co mamy robić? Musimy przecież tu stać i czekać na przyjazd autobusu ale znak mówi » zakaz postoju«"

Jeśli dopiero co przyjechałeś z Wietnamu, jesteś prawdopodobnie nieco niespokojny tym, co rząd może zrobić, jeśli zaczniesz łamać którekolwiek prawo, racja? Więc pomyśleli: "och dobrze, może pójdziemy na następny przystanek i wszystko będzie w porządku", więc doszli do następnego przystanku i "och, tu też jest taki sam znak – co tu się dzieje?" Tak więc postanowili pójść na trzeci przystanek i była tam ławka, więc wszystko było w porządku, mogli usiąść. Jeśli wpadniemy w pułapki językowe, możemy się spodziewać tego typu problemów.

Mamy zwyczaj interpretowania języka zbyt dosłownie. To jest coś, co jak zauważam dzieje się także w buddyzmie. Wydaje mi się, że to dlatego, że wszyscy jesteśmy chyba w takiej sytuacji w odniesieniu do buddyzmu. Przypomina to naukę języka obcego zarówno gdy mamy na myśli dosłowne uczenie się buddyjskiej terminologii, jak też ogólnie, gdy uczymy się nowych zestawów teorii i podejść. Nawykowo odbieramy te pojęcia zbyt dosłownie. Nie wiem, czy kiedykolwiek uczyliście się jakichś języków obcych? Idiomy to zawsze najtrudniejsza rzecz do nauczenia się, ponieważ ludzie przyzwyczajają się do korzystania z nich, jak choćby "zakaz postoju", nie myśląc o tym dwa razy, nieprawdaż? A potem ktoś przychodzi i główkuje, że nie wolno tu stać. Ta sama zasada działa gdy chodzi o medytację. Słyszymy nauczanie Ajahn Chah'a, na przykład Ajahn Chah może opisywać medytację mówiąc: uspokajamy się, siadamy i obserwujemy oddech i sprawiamy, że nasz umysł jest spokojny. To tylko rodzaj idiomu, forma przekazu, sposób, w jaki mówił o tym w tajskim i nauczanie to zostało przetłumaczone na język angielski. Teraz mówimy: “och, musimy sprawić, by nasz umysł był spokojny.” Wiec rozumujemy w ten sposób: “zróbmy tak, aby nasz umysł był spokojny. Niech będzie spokojny!”

Właściwie to był tylko idiom i braliśmy go zbyt dosłownie. To jest coś, co zauważam co i rusz, gdy uczę medytacji. Prawdopodobnie największym problemem z medytacją jest to, że uważamy, że jest to robienie czegoś. Uważamy, że chodzi o zmuszanie umysłu by był spokojny i jestem naprawdę zdumiony, jak często się to pojawia. Zacząłem to zauważać, choć nie wiem, czy zawsze tak było, może po prostu zacząłem to zauważać w ciągu ostatnich kilku miesięcy, ale nawet mój taksówkarz miał ten sam problem. Złapałem taksówkę z lotniska parę tygodni temu i zaczęliśmy mówić o medytacji. Taksówkarz mówił: "Tak, próbowałem medytować." Właściwie nie wiem, czy jest tu dzisiaj, powiedziałem mu by przyszedł do Buddhist Society, ciekawe czy dziś jest, nie widzę go…

Powiedział: „próbowałem medytować kilka razy, ale po prostu nie mogę przestać … Starałem się skupić umysł, ale nie mogę powstrzymać napływających myśli.” Wiele osób mówiło mi, że ma z tym problem. Wiele razy dawałem mowy Dhammy o medytacji, dokładnie na ten temat i mówiłem konkretnie o tym, powtarzając: „nie staraj się skupiać, nie staraj się kierować uwagi, nie staraj się powstrzymywać swojego umysłu od myślenia. Akceptuj, puszczaj, bądź spokojny”, a ludzie pod koniec znów będą zadawać pytania, mówiąc: "próbowałem nakłonić umysł aby zwrócił uwagę na obiekt medytacji, ale wtedy zaczęły przychodzić różne myśli więc starałem się odepchnąć te myśli od siebie ale to nie podziałało. Co się dzieje?" Uważam, że jest coś o czym powinniśmy nieustannie sobie przypominać: na czym właściwie polega proces medytacji.

I nie chodzi o urabianie umysłu by był spokojny, bo będzie to jedynie więcej robienia, więcej kontrolowania. Myślę, że jednym z problemów jest to, że gdy zapoznajemy się z buddyzmem, podchodzimy do niego jako coś, czego mamy się nauczyć. Więc zaczynamy uczyć się o różnych koncepcjach, idiomach i tak dalej.

Na przykład, dowiadujemy się czegoś o naszym obiekcie medytacji. Buddha nigdy nie używał słowa "obiekt medytacji" ani nic podobnego. To dosyć ciekawe, prawda? Nie mówił o medytacji w ten sposób. Mawiał: są rodzaje percepcji, które należy rozwijać. To nieco inny sposób wyjaśniania na czym polega medytacja.

Tradycyjne Theravādyjskie słowo kammaṭṭhāna oznacza obiekt medytacyjny. Ale samo słowo kammaṭṭhāna nie było używane przez Buddhę. Kammaṭṭhāna dosłownie znaczy "miejsce pracy". Kamma to twoja praca, ṭhāna jest miejscem, więc kammaṭṭhāna jest twoim miejscem pracy. Więc jest to miejsce, gdzie idziesz, aby zrobić swoją pracę. Myślałam o tym by używać nieco lepszego słowa, którym byłoby "kīḷaṭṭhāna". Kīḷa znaczy "bawić się (ang. play)" więc kīḷaṭṭhāna dosłownie byłoby placem zabaw (ang. playstation).

Mielibyśmy więc kilka rodzai konsoli Playstation do zabawy, co nie? Jeśli uważasz coś za obiekt medytacji, to prawie tak, jakby było obiektem, czymś co jest tam, jak jakaś rzecz. Wtedy powinieneś .. co robi się z przedmiotami? Robi się coś z rzeczami, prawda? Więc w jakiś sposób stało się to czymś zewnętrznym, zostało zreifikowane.

Zwykle mamy pewne podejście do medytacji, w którym widzimy lub myślimy o niej jako czymś, co powinno być opanowane, jak jakąś umiejętność, metodę lub technikę. Technika medytacji, metoda medytacji - Buddha nigdy nie mówił o medytacji w ten sposób. Zatem praktykujesz technikę, jakbyś miał opanować technikę, tak jak należy opanować technikę rzeźbienia w drewnie lub gotowania, czy coś w tym stylu. Jest to więc kolejna technika, którą musisz opanować. Przyswajamy tego rodzaju argumentację, którą można znaleźć wielokrotnie w książkach dotyczących medytacji, w książkach traktujących o Dhammie, w mowach Dhammy i tym podobnych, więc absorbujemy ten styl językowy, często nieświadomie co jedynie ogranicza to w jaki sposób medytujemy.

Więc nie powinniśmy myśleć, że język nie ma znaczenia. Po prawdzie, język jest bardzo, bardzo istotny. Nikt z nas nie mógłby medytować, gdyby nigdy nie usłyszał słowa medytacja. Słowo odsyła do rzeczy i kształtuje sposób, w jaki można to doświadczać. Kiedy słyszymy słowa opisujące medytację, będą one warunkowały to w jaki sposób zwracamy naszą uwagę, to jak używać będziemy naszego umysłu i będą wpływały na to jaki będzie wynik medytacji. Nie powinniśmy więc odrzucić tych spraw lub traktować ich jako nieistotne. Wręcz przeciwnie, są one niezwykle ważne.

Kolejnym winowajcą (i wiem, że Ajahn Brahm często o tym mówi), jest palijskie słowo samādhi, które jest ostatnim stopniem Ośmiorakiej Ścieżki - samādhi. I prawie zawsze jest tłumaczone jako koncentracja. Więc mówimy, że rozwój medytacji jest rozwojem koncentracji. Samādhi nie ma zupełnie nic wspólnego z koncentracją. Są to zupełnie różne koncepcje. Jest to okropny przekład, to nawet nie jest tłumaczenie, tylko losowo wybrane słowo, które nie ma nic wspólnego z faktycznym indyjskim pojęciem samādhi, które miało zostać przetłumaczone. Pomyślcie o tym przez chwilę - co oznacza słowo koncentracja?

Kiedy używa się tego słowa w potocznym rozumieniu? W jakich okolicznościach mówisz: “skoncentrować się na czymś”? Można porównać to do dzieciaków siedzących w tylnych ławkach w klasie, które rozrabiają, nie zwracają na nic uwagi, a ty mówisz "skoncentrujcie się". W ten sposób używamy słowa koncentracja. Koncentrować się oznacza zwracać uwagę na coś, co z natury rzeczy jest okropnie nudne, prawda?

Jeśli jest to zabawa, nie trzeba się koncentrować. Nie będzie tak, że widzisz dzieci siedzące i oglądające Gwiezdne Wojny, czy coś takiego, a ty mówisz do nich "skoncentrować się"! Albo grające na I-phonach, a ty krzyczysz "skoncentrujcie się na tym, bądźcie uważni". Więc skoncentrować się w języku potocznym oznacza, aby zwracać uwagę na coś, co z natury rzeczy jest nudne i wolelibyście robić coś innego, ale uznajecie, że jest to dobre dla was więc zmuszacie się do robienia tego. Ponieważ słyszeliśmy słowa, wyjaśniające czym jest medytacja, nieświadomie przenosimy taką postawę, choć możemy tak nie myśleć.

Nie wmawiamy sobie, aby tak robić, ale wpływa to na postawę jaką mamy, gdy medytujemy. Całe to pojęcie koncentracji nie ma nic wspólnego z tym, co samādhi oznacza w palijskim. Co słowo samādhi oznacza w buddyzmie – jak też ogólnie – ponieważ jest to starożytne indyjskie słowo, używane w wielu tradycjach kontemplacyjnych różnych religii, w hinduizmie i innych, ale zawsze oznacza bardzo głębokie poczucie zjednoczenia umysłu, który staje się jednością, głębokie doświadczenie unifikacji rozpuszczania granic, nieskończoności świadomości i głębokiego stanu spokoju i jedności w świadomości.

Myślę, że wszyscy zgodzą się, że słowo to nie ma nic wspólnego z tym, co znaczy „koncentracja” w potocznym rozumieniu. Więc jeśli nie chcemy pozwolić by język kierował nas w złym kierunku w sferze medytacji, w takim razie w jaki sposób o tym mówić? Jakich postaw i podejść używać, by były bardziej przydatne? Gdy rozmawiam z ludźmi o medytacji pojawia się ciągle ta sama postawa … że medytacja oznacza zmuszanie się do zwracania uwagi na konkretnej rzeczy, a gdy staram się zwrócić uwagę na to coś, wtedy przychodzą inne rzeczy pochodzące z zewnątrz, które zaczynają mi przeszkadzać, rozpraszają myśli, a ja staram się zwracać uwagę na to, lecz patrzę na to i patrzę na tamto i patrzę na owamto, albo nie patrzę już na nic, tylko zamykam oczy i zasypiam.

Zwróćcie wiec uwagę… w ten sposób często myślimy o medytacji, prawda? Zauważcie, co jest nie tak w takim sposobie myślenia? Przede wszystkim to, że jest "ja". Ja jestem tu - to jest podmiot. Patrzę na jakąś rzecz tam, która jest oddzielona ode mnie - to jest obiekt medytacji. Tu pojawia się problem z ideą obiektu medytacyjnego. Zakłada ona już na początku, że obiekt jest oddzielony ode mnie, a ponieważ jest czymś osobnym, więc muszę starać się zwracać na niego uwagę, ponieważ jest on czymś innym ode mnie. I jest jeszcze trzecia rzecz, obecna w danej chwili, mianowicie wszystkie rozpraszające myśli. Właściwie to nie tylko trzecia rzecz, faktycznie to trzecia i czwarta i piąta i szósta i siódma i siedmiotysięczna i ośmiomilionowa rzecz, która znajduje się gdzieś tam, i która próbuje powstrzymać mnie od zwracania uwagi na to.

Szczerze mówiąc, to dość dziwny sposób na spędzanie swojego życia. Sekretem jest - to wszystko to ty. To ty i to ty i te tutaj to również ty. Więc jeśli od początku myślisz, że jesteś podzielony na te wszystkie części i że nie możesz zmusić tych części do robienia tego czego od nich oczekujesz, zacząłeś od niewłaściwego założenia. Ponieważ myślisz o sobie tutaj, który jest odrębny od obiektu, który jest tam i zmuszasz siebie by zwrócić uwagę na obiekt, ale wtedy pojawiają się rozpraszające myśli, które pochodzą z zewnątrz, i to one zwracają uwagę na obiekt, gdyż jesteś czymś innym niż swoje myśli. Tym sposobem nie jesteś w stanie odczuć smaku wody – tę część wymyśliłem naprędce. Co by było gdybyśmy, zamiast myśleć, że jesteśmy tymi wszystkimi odrębnymi częściami i jak to nie możemy zmusić ich, aby do siebie pasowały, co gdybyśmy pomyśleli że po prostu jesteśmy tym, kim jesteśmy. Nie wchodźcie teraz w temat o braku ja, zapomnijcie o braku istoty [anatta]. Nie będziemy teraz przerabiać braku ja, bądźmy przez chwilę normalni … Zajmiemy się anattą w innym czasie, pozwólcie, że będę używał języka potocznego.

Jesteś po prostu tym, kim jesteś, ok? Siedzisz tu, jesteś świadomy, jesteś przytomny i ta świadomość ma kilka aspektów i wiele rzeczy dzieje się w tej sferze świadomości. W twoim siedzeniu tutaj nie ma jakiegoś wielkiego rozdzielenia na umysł i ciało, wnętrza i tego co na zewnątrz, możesz rozważać te rzeczy jako coś różnego od siebie, ale w rzeczywistości, w naszym doświadczeniu jest to tylko część tego, jak doświadczamy świata, nieprawdaż? Doświadczamy naszych ciał, które są tutaj, doświadczamy dźwięków tam, na zewnątrz, ale i tak są one tylko częścią świata doświadczalnego, który jest nam dany.

Jest to kolejny, ciekawy aspekt odnośnie medytacji, który moim zdaniem jest dość mylący, ponieważ często mówimy – ciągle się na tym łapię i prawdopodobnie będę powtarzał to wiele razy w tej mowie Dhammy, ale mówimy o chwili obecnej. Buddha nigdy nie użył słów “chwila obecna”. Głównie dlatego, że nie mówi po polsku (ani angielsku), ale mniejsza z tym, palijskie słowo znaczące chwilę obecną to paccuppanna khaṇa. Słowo to znajdujemy w późniejszej literaturze buddyjskiej, nie znajdziemy go we wczesnych tekstach kanonu. Buddha nigdy nie mówił o obecnej chwili, mówił o teraźniejszości – wygląda jakby znaczyło to samo, prawda? Ale da się wyczuć drobną różnicę, nieprawdaż?

Moment jest bardzo ściśnięty. Coś, co jest chwilowe jest bardzo małe. Podczas gdy teraźniejszość jest nieco szersza. Wielki filozof ze Sri Lanki, David Kalupahana dokonał rozróżnienia, powiedział, że obecna chwila jest jak chodzenie po napiętej linie, podczas gdy teraźniejszość jest jak jazda na wielbłądzie. Jedziemy na wielbłądzie teraźniejszości. Możesz kiwać się w przód i w tył. Ma ona w sobie nieco więcej przestrzeni. Bardzo podoba mi się ten pomysł.

Staramy się mówić o teraźniejszości, ponieważ teraźniejszość jest prezentem [gra słów w angielskim, “present” znaczy teraźniejszość jak też prezent]. Jest to bardzo ważne, teraźniejszość jest podarunkiem. Zmienia to postać rzeczy - zamiast myśleć, że teraźniejszość jest czymś, co mam upolować i zmusić się by zwrócić uwagę na chwilę obecną, co jest bardzo trudne, ponieważ mój umysł jest zawsze w przeszłości lub w przyszłości. Teraźniejszość jest tym co jest wam dane. Możecie sobie wyobrazić co dzieje się w Boże Narodzenie. Dajesz prezenty dzieciakom - czy musisz im mówić: "zwróćcie uwagę na prezenty! Przestańcie odrabiać pracę domową! Musicie zmusić się by zwrócić na to uwagę! "

Teraźniejszość jest darem i jest tym czym obdarza nas świat. Nie musimy nic robić aby dostać się do teraźniejszości. Jeśli chcemy dostać się do chwili obecnej uważamy, że jest to coś bardzo wyspecjalizowanego, coś bardzo trudnego, musimy balansować na tym, jak byśmy szli po napiętej linie. Natomiast teraźniejszość to coś, co wszechświat nam daje … Dziękuję za przypomnienie nam o nietrwałości. Trzeba być wielkim bodhisattą by móc to zrobić. Trzeba znieść wstyd gdy dzwoni telefon w wielkim tłumie. A to jedynie dla dobra wszystkich czujących istot, tak byśmy mogli zrozumieć naturę przemijania - sadhu, sadhu, sadhu!

Tak więc teraźniejszość - wyobraźcie sobie, że myślelibyśmy o medytacji, nie jako o czymś bardzo trudnym, czymś czego musimy się nauczyć, jak jakiegoś wysublimowanego sposobu działania które musimy wykonać. Co gdybyśmy pomyśleli o medytacji jako o umożliwianiu sobie samym na otrzymanie prezentu?

Czy nie jest to najłatwiejsza rzecz na świecie? Uważamy, że … każdy myśli, że medytacja jest tak ciężka. “Jak ci idzie z medytacją? Och, to jest naprawdę trudne.” Medytacja jest najprostszą rzeczą na świecie - po prostu trzeba pozwolić na danie sobie prezentu. Wszechświat jest tutaj, chce, abyś był go świadomym. Trudnym jest właśnie wyjście z chwili obecnej. Wchodzenie do przeszłości i przyszłości - to jest trudne. Wywoływanie, przeciąganie wspomnień, myślenie o nich obsesyjnie, robienie planów, martwienie się o różne rzeczy - to jest naprawdę ciężka praca. To jest coś, co musisz robić od nowa, natomiast bycie w teraźniejszości jest proste, to najłatwiejsza rzecz na świecie.

Pomyśl o tym, co robimy, gdy medytujemy – weźmy za przykład medytację na oddechu. Istnieje oczywiście wiele różnych sposobów medytacji, ale niech medytacja na oddechu posłuży nam za przykład. Uważamy że… tradycyjnie powiedzielibyśmy, że oddech jest obiektem medytacyjnym, że jest to coś na zewnątrz. Ale oddech nie jest obiektem, to nie jest coś tam, oddech to część tego, kim jesteś, oddech to to, co robisz, ale nie jest rzeczą, nie jest obiektem, to jest to, co robisz, to jest rytm, po prawdzie jest rytmem życia.

Interesującym zagadnieniem ludzkiej fizjologii, prawdopodobnie zwierzęcej także jest to, że zwykle uspokajamy się tym, co ma w sobie jakiś delikatny rytm, nieprawdaż? Wyobraź sobie dziecko, jest niespokojne, płacze. Wtedy matka bierze je w ramiona i delikatnie kołysze dziecko w tą i z powrotem. Jest coś w tego rodzaju rytmie, co jest faktycznie bardzo kojące.

A może czujemy się zestresowani albo zdenerwowani i idziemy na spacer. Chodzenie jest także całkiem kojące - po prostu idziemy i jest coś na rzeczy w tym rytmie. Albo jesteś zestresowany i czujesz napięcie w ramionach i w plecach, więc idziesz na masaż, kładziesz się i znowu jest to rodzaj delikatnego rytmu, gdy ktoś rozmasowuje napięte miejsca.

Jest coś w nas, w tym kim jesteśmy i jak działamy, co daje nam możliwość uspokojenia się dzięki pewnemu delikatnemu rytmowi. Czy powinniśmy uczyć dziecko, aby zwracało uwagę na uczucie kołysania, tak, by mogło się uspokoić na rękach swojej mamusi? “Nie, nie, kochanie, nie zwracają uwagi na nic innego, musisz zwrócić uwagę na kołysanie, a wtedy się uspokoisz.” Albo jeśli masz masaż – leżysz na stole do masowania, pod koniec ciężkiego dnia: "mój bark jest tak obolały" – czy musisz wmawiać sobie by zwrócić uwagę na relaksujące uczucie masażu? Oczywiście, że nie. Ten rytm uspokaja nas, daje ukojenie. Twój oddech robi to cały czas. Twój oddech daje ci nieustanne ukojenie. On chce cię ukołysać, takie jest jego zadanie. Nie wierzycie mi? Świetnie – zatem przestańcie oddychać. Co się stanie, jeśli zatrzymamy oddech? Po kilku sekundach będzie w miarę w porządku, po kolejnych kilku sekundach zaczynają się lekkie nerwy, a potem naciskasz guzik alarmowy, racja? Kiedy nie możesz oddychać przez około minuty zaczynasz panikować i umysł mówi, że musi oddychać. To się dzieje, gdy oddech przestaje dawać ci ukojenie. Oddech chce cię uspokoić, więc pozwól mu na to. Nie musisz polować na oddech, nie musisz skupiać się na nim, nie musisz zwracać uwagi na oddech. Niech oddech cię ukoi.

Wyobraź sobie, że twoja medytacja przypomina koniec gorącego dnia w Perth. Jest gorący, letni dzień, pracowałeś bardzo ciężko i było sporo stresu w biurze. Zamiast iść bezpośrednio do domu, poszedłeś dłuższą drogą, zszedłeś i usiadłeś na plaży lub nieopodal rzeki. Znalazłeś spokojne miejsce i siedzisz, słońce właśnie zaszło i powietrze zaczyna się powoli ochładzać. Jest bardzo delikatna bryza, prawie niezauważalna. Siedzisz na piasku, ocean jest bardzo cichy, nie ma prawie żadnych fal, jedynie łagodne zmarszczki na tafli, woda przypływa i odpływa. Księżyc wschodzi nad wodą … zaraz, jesteśmy w Perth, u nas więc będzie zachodził …. W każdym razie, nieważne, wiecie o co chodzi.

Siedzicie więc tam i wszystkie wasze kłopoty i zmartwienia dzisiejszego dnia zostają z was zmyte, po prostu odpływają. Jest ten ruch, jesteście zjednoczeni z falami, które przychodzą i jesteście ukojeni i wyciszeni gdy jesteście z nimi. Możecie zadać sobie pytanie: jak to działa? Czy koniecznie musicie zwracać uwagę na fale? Czy należy zmuszać uwagę by rejestrować każdą falę, która przychodzi i odchodzi? Czy w taki sposób stajecie się uspokojeni? Czy trzeba zmusić się do myślenia: będę teraz obserwował każdą przychodzącą falę i każdą falę, która odchodzi? Czy myślisz: jeśli nie będę zwracał uwagi na każdą poszczególną falę to w jakimś sensie coś mi umknie? Nie, nie myślisz w ten sposób, nie robisz niczego poza siedzeniem. Nie istnieje metoda, nie ma obiektów, nie ma techniki, nie ma próbowania, nie ma podejmowania czegokolwiek, niczego się nie robi. Jesteś tam, w spokojnym miejscu, a to sprawia, że stajesz się spokojny. Tak może wyglądać twoja medytacja jeśli tylko na to pozwolisz, jeśli przestaniesz gonić za nią, jeśli przestaniesz ją forsować i próbować ją kontrolować.

Wiecie, moją ulubiona częścią amerykańskiej konstytucji [deklaracji niepodległości]– a jest to doskonały poradnik medytacyjny – to fragment mówiący, że każdy ma prawo do życia, do wolności i do poszukiwania szczęścia. Czy to nie jest wspaniałe? Myślę, że to cudowne: wszyscy mamy prawo do życia – poza kilkoma wyjątkami - istnieje kara śmierci i sporo wojen, dostęp do broni i tym podobne. Wszyscy mamy prawo do wolności - z wyjątkiem milionów ludzi w więzieniach i takie tam. Więc te prawa nie są traktowane zbyt poważnie. Ale to co jest traktowane bardzo poważnie to prawo do pogoni za szczęściem. Nie masz prawa do szczęścia - masz prawo do poszukiwania szczęścia.

Szukasz rzeczy których nie posiadasz. Nie masz prawa do szczęścia, bo jeśli jesteś szczęśliwy, przestałbyś poszukiwać. Więc tak to jest - masz prawo do pogoni, aby wciąż poszukiwać – cały czas, przez całe swoje życie - to jest coś do czego masz prawo.

Masz prawo się urodzić i gonić za szczęściem, ale nie możesz go znaleźć przez resztę życia, masz prawo to zrobić … Nie wiem, czy to faktycznie w porządku … brzmi to raczej jak wyrok lub kara. Ale jest to całkiem trafne, nieprawdaż? Takie jest życie - jest pogonią za szczęściem, nie szczęściem samym w sobie, ale pogonią za nim.

Więc co by było gdybyśmy przestali gonić? Co jeśli dalibyśmy szczęściu przyjść do nas? Co jeśli mielibyśmy przestać myśleć o szczęściu, jako o czymś na zewnątrz? Spójrzcie jak tworzymy ten obiekt, to coś tam, za czym mamy gonić i złapać, bo szczęście jest czymś różnym od nas, dlatego musimy go poszukiwać.

Trzecią rzeczą, o której zwykle mówię gdy chodzi o medytację jest to, że masz "ja" tu, które jest oddzielone od obiektu tam i wtedy pojawiają się myśli. To całkiem ciekawe, że kiedy medytujemy, jest bardzo łatwo, niemal automatycznie postrzegać myśli jako coś zewnętrznego. Siedzisz i próbujesz obserwować, a wtedy pojawiają się myśli … ludzie używają tego rodzaju słownictwa gdy to opisują. I znów, język może być bardzo odkrywczy, więc mówią, że myśli same przychodzą: "Jestem nieustannie rozpraszany przez myśli". Wygląda to prawie tak, jakby myśli były odrębną osobą. Jakby były czymś na zewnątrz ciebie. Więc siedzimy i często tak robimy w trakcie medytacji, że zaczynamy rozmowy lub kłótnie i tym podobne.

Ta idea, że myśli są oddzielne od tego, kim jesteśmy, a one ciągle przychodzą i denerwują nas - to trochę niepokojąca wizja, prawda? Kiedy zaczynasz rozumieć, że w rzeczywistości to tylko ty, jesteś sam, siedzisz sobie, wszystkie te myśli zaczynają cię nachodzić, nikogo tam nie ma, to tylko ty. Dlaczego więc doświadczamy naszych myśli jakby były czymś z zewnątrz? Dlaczego czuję jakby te myśli nie były mną? W psychologii nazywane jest to integracją osobowości. Osobowość zintegrowana oznacza, że wszystkie części twojego umysłu i to kim jesteś współpracują ze sobą. Wszystkie one komunikują się ze sobą i są zintegrowane. Więc gdy jakieś części twojej psychiki nie są zintegrowane, gdy pewne części tego kim jesteś, nie podobają ci się, nie chcesz ich, chcesz je odrzucić, wtedy wyrzucasz je na zewnątrz i starasz się je wepchnąć do innego pokoju i zamknąć drzwi, mając nadzieję, że tam pozostaną. A potem przychodzą i mówią różne rzeczy, dlatego uznajemy te głosy jako cierpienie. Tak naprawdę nie chcemy słyszeć tych głosów, bo są one tą częścią nas, której nie akceptujemy, której nie kochamy, dlatego głosy te są tak irytujące - jest to rodzaj irytacji, która wywołuje zgrzyt. Gdyby tylko te głosy mogły zamilknąć, gdyby mogły się wreszcie zamknąć. Cały czas próbujemy wypychać te głosy na zewnątrz, jak gdybyśmy starali się wypychać część nas samych z siebie, bo bardzo nie lubimy tej części, choć po prawdzie ta część, której nie lubimy jest całkiem sporą częścią. Często bywa że jest to niemal całość.

Więc zamiast próbować odepchnąć te wszystkie rzeczy z dala od siebie, co gdybyśmy zaprosili je wszystkie do środka? Co gdybyśmy uznali, że te głosy są jak naprzykrzający się krewni, którzy nas wkurzają i drażnią, ale są częścią rodziny, więc nie można zbyt wiele zrobić, prawda?

Więc siedzisz w medytacji, słyszysz dzwonek do drzwi: “eh … Chciałem mieć spokojną medytację, a teraz w drzwiach stoi zgryźliwa ciotka Sally. Będę tu siedział i medytował, miejmy nadzieję, że ona odejdzie.” Ale ona nie odchodzi, dzwoni do drzwi, raz po raz. Następnym razem, kiedy medytujesz, znów wraca i jeszcze kolejnym razem w trakcie medytacji pojawia się zgryźliwa ciotka Sally.
Więc co możesz zrobić? Idziesz do drzwi i mówisz: “proszę wejdź ciociu Sally, jak to dobrze cię widzieć, tak długo cię nie widziałem, zapraszam do środka, usiądź, napij się herbaty."

Ale zgryźliwa ciotka Sally jest bardzo wściekła i zaczyna gadać: "co ty robisz, herbatą mnie nie przekupisz, to jest złe, tamto też, eh … uh …” Wiecie jak to jest. Nie musicie nic robić.

Nie ma prawdziwej ciotki Sally, jest przez ciebie wymyślona, ale ty to akceptujesz, po prostu kochasz, po prostu wybaczasz, cokolwiek to jest. A potem przychodzi wujek Bob i wszyscy pozostali krewni, których nie masz ochoty widzieć, dzwonią do drzwi i wszyscy oni mają własne problemy i swoje własne troski. A ty najzwyklej zapraszasz ich wszystkich do środka. “Chodźcie, dołączcie do mnie, bądźcie częścią mnie, chciałbym posłuchać waszej historii.” Co się dzieje, kiedy chodzi o naszą prawdziwą rodzinę, nasze dzieci, kiedy mają jakiś problem, coś im się stało i chcą z tobą porozmawiać o tym: "Mamo, to mi się stało, tato to mi się stało" a ty odpowiadasz: "Zamknij się, bachorze, przestań mnie drażnić, wynoś się stąd."

Wszystko to chce wracać na powierzchnię, ponieważ ma coś do powiedzenia – więc zacznij słuchać: "aha, ok". Masz za zadanie tylko słuchać, nic więcej. Powinieneś mieć postawę współczucia i miłującej dobroci. Słuchaj, wpuść to do środka - "aha, ok, ok" - i to wystarczy. Wtedy to napięcie energii zostaje uwolnione. Jeżeli te części umysłu, które nie są zintegrowane, które były w zamknięciu, poczują się wysłuchane, poczują że są akceptowane, poczują się kochane. Kiedy tak się poczują, nie będą już tak zmartwione, nie będą tak napięte. Będą się stopniowo uspokajać. Nie będą się uspokoić, bo im powiesz, żeby były cicho. Uspokoją się, bo nie będą miały nic, co chciałyby wykrzyczeć, nie będą miały być o co złe. Co zrobić - jestem pewien, że większość z was ma znacznie więcej doświadczenia z tym niż ja, ale co robisz by sprawić, żeby twoje dzieci były cicho? Dzieci biegają, robiąc harmider - co robisz? Mówisz im żeby się zamknęły? “Siadaj, zamknij się, bądź cicho!” Cóż, w dawnych czasach by to przeszło, prawda? W dzisiejszych czasach daje się im I-pad'a - problem rozwiązany. OK, z czasem może spowodować to problemy rozwojowe, ale to jest problem na przyszłość, natomiast w danym momencie problem zostaje rozwiązany. Dlaczego są ciche, gdy grają na I-padzie? Bo mają z tym ubaw, bo to lubią, i będą grały, będą cicho, tak długo, jak się da, na tyle, na ile dasz im możliwość, dopóki im się nie znudzi, dopóki przestanie to być zabawne.

Tak samo sprawa wygląda z medytacją - nigdy nie będziesz cicho w trakcie medytacji jeśli będziesz mówił swojemu umysłowi by się zamknął, blokując rzeczy z twojego umysłu, wypychając je, koncentrując się, zmuszając się do zwrócenia na coś uwagi, pracując z obiektem medytacji. Jeśli chcesz być spokojny jedynym sposobem znalezienia ciszy i spokoju w medytacji jest wtedy, gdy wszystkie części tego kim jesteś czują się akceptowane, gdy czują się zrozumiane, gdy czują się kochane. Jeśli pójdziesz w drugą stronę i będziesz usilnie starał się zwracać na coś uwagę, jedyne co osiągniesz to kruchą, tymczasową ciszę. Tak samo jak można powiedzieć dzieciom by usiadły i były cicho, starając się wszystko kontrolować, tak samo będziesz miał kilka minut ciszy i spokoju, ale to dość kruchy spokój, wciąż jesteś spięty bo za chwilę wszystko zaraz zacznie wracać od nowa. Czasami myślimy: "och, medytacja działa, bo przynajmniej miałem te kilka minut spokoju."

Jest to rodzaj spokoju umysłu, który Buddha nazywał ciszą, która jest przytrzymywana siłą dzięki ograniczeniom. Jest to więc pewien rodzaj ciszy, ale nie jest to prawdziwie głęboki rodzaj ciszy, nie jest właściwe samādhi. Jest to krótkoterminowa, bardzo krucha cisza, która nie daje poczucia głębokiego spokoju.

Więc zamiast myśleć o tym, jak mogę pozbyć się myśli i wyciszyć się, zaczynamy myśleć jak mogę być spokojny z tym wszystkim, jak mogę zaakceptować te wszystkie rzeczy, a następnie pozwolić im znaleźć własny spokój, dać im możliwość znalezienia ich własnej ciszy.

Znalazłem wspaniałą analogię odnośnie tego procesu, gdy czytałem o średniowiecznych kontrowersjach w hinduskich teoriach estetyki. Nie jest to prawdopodobnie coś co spędzałoby wam sen z powiek, ale w indyjskiej estetyce dotyczącej poezji i innych dzieł sztuki jest podobnie jak w świecie Zachodu, gdy mowa o gatunkach, gdzie jest dramat, komedia i tak dalej. Zatem indyjska estetyka klasyfikuje każde dzieło sztuki pod względem "rasa" czyli smaku, a więc jednym z uwarunkowań w trakcie tworzenia dzieła sztuki - czy będzie to poezja, muzyka czy też obraz – będzie to jakiego rodzaju ma “rasa”. Może to być miłość, może to być tragedia i tak dalej. Jednym z większych problemów w indyjskiej estetyce jest pytanie: jaka jest “rasa” Mahabharaty. Mahabharata to największe dzieło literatury indyjskiej, największe dzieło sztuki indyjskiej, być może największe dzieło literatury w ogóle. Jest to wielkie, obszerne dzieło, obejmuje tak wiele rzeczy, tak wiele historii, tyle rzeczy - jak można powiedzieć, że ma jeden szczególny smak? Niektórzy starali się udowodnić, że jest to opowieść o miłości, o wojnie, czy też jest to historia o naturze ludzkiej, więc wiele osób dawało różne stwierdzenia odnośnie “rasa”, smaku Mahabharaty. Nie mogli jednak dojść do porozumienia, bo było tam tak wiele innych rzeczy - nie można było powiedzieć, że ma jedną, konkretną “rasa”.

Aż w końcu problem został rozwiązany przez jednego filozofa, który powiedział, że smakiem Mahabharaty jest smak ciszy - “śānta rasa” - który w rzeczywistości nie jest jednym z podstawowych [ośmiu] “rasa”, sam go wymyślił. Śānta -rasa - smak ciszy. Jeśli znacie Mahabharatę, to wiecie, że to czyste szaleństwo - Mahabharata jest historią wojen, jest pełna przemocy, z mnóstwem polityki, pełno tam zdrad i pożądania jak też wszystkich innych światowych spraw. Jak można powiedzieć, że smak Mahabharaty jest smakiem spokoju? Oczywiście, odpowiedź na to pytanie jest taka, że dzieło to ma smak pokoju, ponieważ pozwala wszystkim tym rzeczom się przejawić, bez rozróżniania. Nie cenzuruje i nie osądza, nie mówi: to jest w porządku, a to nie jest w porządku. Wszystkie te rzeczy, wszystkie te różne aspekty życia mogą przyjść i są akceptowane, są częścią tej historii, częścią całości. Ma zatem smak spokoju, ponieważ jest tak otwarta. Jest to piękny pomysł i bardzo głębokie zrozumienie natury tego, czym jest prawdziwy spokój.

Tak więc nasze umysły są trochę jak Mahabharata, prawda? Są umysłami pełnymi wojen i intryg i zdrad. Wszystkie te rzeczy się dzieją i nie wygląda jakby miały kiedykolwiek przestać. Znowu, kolejna jakość Mahabharaty – zdaje się jakby nigdy się nie kończyła, dzieje bez końca. Twój umysł ma podobnie, przywołuje kolejne historyjki i koncepcje, i tak dalej. Jak znaleźć spokój? W jaki sposób pozwalać temu wszystkiemu się przejawiać bez tworzenia kolejnych problemów?

Kiedy medytujemy, gdy obserwujemy nasz oddech, lub gdy praktykujemy jakąkolwiek inną medytację, załóżmy, że obserwujemy oddech. I znowu, to są pewne idiomy nie można od nich uciec - obserwujemy oddech oznacza, że jestem tu, mój oddech jest tam i muszę go obserwować, oglądać tak jak ogląda się coś w telewizorze stojącym w rogu, albo obserwuję by upewnić się, że dzieci są bezpieczne czy coś podobnego. To nie jest tak, że siadasz i medytujesz na oddech, jesteś uważny oddechu. Niech oddech przyjdzie i ukoi cię. Pomyśl o oddechu jak o falach, albo pomyśl o sobie jako o maleńkim dziecku, które jest w ramionach swojej mamy i jest kołysane w przód i w tył. Pozwól oddechowi przyjść i ukoić cię. Oddech ma tę naturalną cechę spokoju. Więc nie myśl w kategoriach, jak mogę osiągnąć ten obiekt medytacyjny lub w jaki sposób rozwijać te etapy medytacji i temu podobne rzeczy. Oczywiście, są pewne rzeczy, których możemy się nauczyć dzięki zrozumieniu poszczególnych etapów medytacji buddyjskiej. Nie mówię, że jest to złe, by poznawać i rozumieć te kwestie, natomiast przypomina to historyjkę jaką przedstawiłem na początku tej mowy o ludziach, którzy stali przy znaku “zakaz postoju”. Bierzemy te zagadnienia zbyt dosłownie zamiast po prostu używać ich. Celem uczenia się, studiowania i rozumienia różnych rodzai medytacji jest to, by mogły nam pomóc uspokoić umysł. Nie chodzi o to byśmy przechodzili przez każdy z tych etapów. Uczenie się i czytanie książek, słuchanie mów traktujących o medytacji - jeżeli pomaga nam to stać się bardziej spokojnymi to wspaniale, ale jeśli robimy to wszystko, możemy zacząć zamartwiać się osiąganiem kolejnych etapów lub głowieniem się która technika jest lepsza.

Niektórzy ludzie praktykują tę technikę lub tamtą - szczerze mówiąc to wszystko tylko strata czasu, naprawdę - po prostu bądź spokojny. Czego chcieć więcej? Dlaczego chcesz jechać do dalekich krajów i poznawać wszystkie te różne metody? Wystarczy uważność, bycie spokojnym - to jedyna metoda, która się liczy. Oddech chce cię uspokoić, jeśli tylko mu na to pozwolisz. Zejdź z drogi, przestać się zmuszać, przestań próbować kontrolować. Niech oddech cię ukoi. Niech spokój sam do was przyjdzie. Ok, to była moja mowa na dzisiejszy wieczór odnośnie medytacji oddychania. Mam nadzieję, że była pomocna.

Sadhu, sadhu, sadhu.

Ok, rozumiem, że nie ma pytań od osób z zagranicy, ponieważ mamy problemy techniczne, więc mamy pytania … czy mamy książkę pytań? Żadnych pytań z książki, więc mamy mikrofon - Cristina ma mikrofon, kto ma pytanie?


Czy mógłbyś zdefiniować uważność? Jest to często pojawiający się termin, myślałam że go rozumiem, ale nie jestem tego taka pewna.

Chcesz żebym zdefiniował uważność?

Prosiłabym o wyjaśnienie tego.

Wyjaśnienie lub zdefiniowanie uważności, ok. Więc pytanie brzmi; co to jest uważność. Uważność to znowu bardzo ciekawy przykład tego, jak dany wyraz w doborze słów kształtuje medytację i kształtuje doświadczenia medytacyjne. Buddha oczywiście nie używał słowa uważność. Używał słowa sati - to starożytne, indyjskie słowo lub smrti w sanskrycie. Sati oznacza dosłownie pamięć.

Gdy Buddha mówił o ānāpānasati, co my przetłumaczyliśmy jako uważność oddychania, jeśli chcielibyśmy tłumaczyć to dosłownie brzmiałoby "pamięć o oddychaniu" czy "pamiętanie o oddechu". Czcigodny Thanissaro ma bardzo dobre wytłumaczenie, mówi że jest to "utrzymywanie oddechu w uwadze". Jest to pewne rozwiązanie, mówiąc by utrzymywać go w umyśle…

Krótko streszczę, jak to było z angielskim tłumaczeniem, które faktycznie wymyślono w XIX wieku.  Tłumaczenie "uważność" zostało po raz pierwszy użyte przez wielkiego angielskiego buddologa Thomasa Rhys Davids'a. To on przetłumaczył sati jako uważności.

Ciekawa rzecz, ponieważ Rhys Davids nigdy nie medytował. W tamtych czasach nikt w Anglii nie praktykował medytacji, prawda? Był on bardzo zainteresowany filozofią buddyjską, historią i tak dalej, ale nie medytacją. Miał jednak pewnego rodzaju przeczucie i pojęcie o tym co sati znaczy i przełożył to słowo jako uważność, które przyjęło się i od tamtej pory kształtuje nasze doświadczenia medytacyjne.

Sposób, w jaki słowo uważność zostało użyte, gdy Buddha mówił o tym z pewnością zawiera w sobie to przesłanie. Podstawowy przekaz to ciągłość i to jest to, co robi pamięć. Pamięć stwarza ciągłość i łączy przeszłość z teraźniejszością. Oznacza to, że twoje życie nie jest tylko serią fragmentów, życie to nie tylko ziarna piasku, które są odłączone od siebie, ponieważ właśnie są ze sobą połączone. To połączenie ma znaczenie tak, by utrzymywać coś w umyśle dzięki medytacji, więc jesteś w stanie mieć na uwadze oddech.

Właściwie najlepszą definicję jaką widziałem w buddyjskim tekście, to dzieło Asangi "Abhidharma-samuccaya", gdzie sati zdefiniowane jest jako ciągłe pamiętanie obiektu uprzednio doświadczonego. Oznacza to, że gdy na przykład oglądasz oddech, masz na uwadze oddech, umysł wraca do niego. Więc aspekt uważności jako taki oznacza posiadanie obiektu na uwadze. Czy takie wyjaśnienie wystarcza?

Inaczej to rozumiałam. Myślałam, że jest to coś w stylu "pełna obecność", ciągłe patrzenia na kolejne chwile, pozwalanie na odpuszczenie w trakcie przemijania …

Zauważyłem, jak gestykulujesz wyjaśniając to. Wygląda jakbyś ciągle myślała, że uważność jest gdzieś tutaj, a wszystkie inne rzeczy są tam. Uważność jest jak ktoś mówiący "Czołem świecie, zapraszam".

Tak to rozumiałam dotychczas, więc z pewnością poszerzyłeś moje rozumienie tego …

To ciekawe, że jest to w nas tak głęboko zakorzenione. Pomysł pełnej obecności, o którym wspomniałaś jest bardziej zbliżony … to są tylko słowa opisujące doświadczenie, nieprawdaż?

Tak więc nie możemy za mocno przy nich obstawać, ale to określenie chyba bliższe byłoby temu, co Buddha nazywał sampajāną, która oznacza wszechstronne poznanie lub jak to często jest tłumaczone - przejrzyste zrozumienie. Właściwie to słowo sampajāna jest chyba faktycznie bliższe rozumieniu tego co często uznajemy za uważność w dzisiejszych czasach. Tak więc na przykład często używamy frazy "uważność w codziennym życiu", więc powinno się być świadomym wszystkiego, co się robi, ale kiedy Buddha o tym mówił, używał słowa sampajāna, zamiast słowa uważność.

Tak więc świadomość, akceptacja, wiem, że to tylko słowa, ale gdy mówimy o tym, że trzeba używać mowy…

Tak. Inaczej byśmy musieli na siebie warczeć. W ten sposób daleko się nie zajdzie. Słowa nie są aż tak złe. Słowa mają jedynie złą reputację w kręgach medytacyjnych, ale nie są najgorsze. To i tak całkiem niesamowite, że jesteśmy w stanie to robić, że udało nam się wynaleźć język, który jest na tyle subtelny i wyrafinowany, że możemy w ogóle mówić o medytacji. Nie ma w tym nic dziwnego, że nie można mówić o tym doskonale, dziwne, że w ogóle możemy o tym mówić, że faktycznie możemy opisywać nasze wewnętrzne doświadczenia i jest w tym jakiś sens. Wiem też z doświadczenia jako nauczyciel medytacji, że oczywiście, kiedy mówię cokolwiek z tego tematu, tyle ile osób w pomieszczeniu, tak samo dużo będzie opinii na ten temat i wszyscy zrozumieją to nieco inaczej. Słowa nie są neutralne, słowa są połączeniami pomiędzy jedną osobą - mówiącą, z inną osobą - słuchającą. I każdy słuchacz będzie interpretował te rzeczy nieco inaczej, więc innymi słowy, nie obwiniajcie mnie, jeśli coś nie będzie działało. Tylko tyle chciałem powiedzieć.


Bhante, mam pytanie. Kiedy medytuję, powoli przywiązuję się do spokoju, więc proszę o radę. Czasami, gdy jestem spokojny zaczynają przychodzić jakieś myśli, wtedy staję się nieco niespokojny. Kiedy medytuję jestem przywiązany do spokoju. Więc potrzebuję porady.

Jasne, więc ponownie, zauważ, jaki wpływ ma korzystanie z języka jakim się posługujesz - powiedziałeś, że myśli przychodzą. Tak jakby myśli były w jakiś sposób niezależne od ciebie. Ale myśli nie są czymś niezależnym od ciebie, myśli są czymś, co robisz. Możemy myśleć o tym w ten sposób, zamiast mówić "uspokajam się w trakcie mojej medytacji, ale przychodzą jakieś myśli i uznaję to za niepokojące i denerwujące" - powiedzmy, że siedzimy w medytacji, spokój się wydarza, ale potem zaczynam coś robić, zaczynam myśleć, a kiedy zaczynam myśleć uświadamiam sobie, "och, tego spokoju już nie ma".

Zauważysz, że to nieco inny sposób myślenia o medytacji, opisywania jej. Jeśli to rozpoznamy, wtedy zobaczysz, a co bywa częste w trakcie medytacji, że twój umysł staje się coraz bardziej spokojny. Będzie to oznaczało tylko tyle, że pojawiło się myślenie, że się myśli, ale zmianie ulega charakter tych myśli, ponieważ są twoimi myślami, dzieją się w twoim umyśle, a twój umysł zmienia się w czasie medytacji - w głównej mierze umysł staje się bardziej spokojny, różnorakie skazy i przeszkody są uspokajane i stają się ciche, a zatem i myśli będą coraz lepsze, pełne jasności i wglądu, będą odpowiedziami na problemy, o które się martwiłeś. Nie zawsze tak jest, ponieważ umysł jest przebiegły i skomplikowany, choć czasem może działać odwrotnie, ale to tylko generalizacja - taka jest jego tendencja.

Ogólnie rzecz biorąc, gdy osiadasz głęboko w medytacji to, co się dzieje to myśli, które pochodzą z głębszych części twojego umysłu i dlatego można mieć poczucie jakby były czymś osobnym. "Och pojawiły się myśli". Wyglądają jakby były poza twoim doświadczeniem - "To nie ja je myślę", ponieważ jest to coś nowego, coś innego, więc po prostu je zaakceptuj, zamiast myśleć: "Och ta myśl mi przeszkadza", możesz pomyśleć: "Ach, kiedy działam w ten sposób, to uczy mnie czegoś o sobie, czegoś, czego nie wiedziałem wcześniej, mogę nauczyć się czegoś z tej myśli".

Nie znaczy to, że myśli cię poniesie, nie znaczy, że zaczynasz podążać za myślą i gonić ją, a jedyne co robisz, to mówisz: "ach, nie wiedziałem, że to mnie tak interesuje, nie wiedziałem, że nadal mnie to martwi, po tylu latach, och nie wiedziałem, że tak bardzo lubię lody." Skąd te myśli przychodzą - można się nad tym zastanowić. Fakt, że robisz coś w danym momencie, mówi ci to coś o sobie. Znowu, nie musisz robić z tego wielkiej rzeczy, zdarzają się one cały czas. Wtedy po prostu powiedz sobie "ach, ok, ok", a potem wróć do medytacji. Więc myślisz o tym, jako czymś, co jest w stanie ci coś pokazać, zamiast czegoś, co zakłóca twój spokój. Znów pojawia się ten pomysł, że jestem tutaj i jestem spokojny i te rzeczy są na zewnątrz i chcą zakłócić mój spokój - "ok, uczę się czegoś z tego". Dlatego spokój jest cenny, ponieważ można dowiedzieć się więcej o sobie.

Sadhu, Bhante.


W ostatnim czasie stałem się doskonały w zasypianiu bardzo szybko.

Gratulacje - wiele osób ma z tym problemy przez całe życie - świetnie!

Pomocy …

Ale chodzi ci o to, że zasypiasz kiedy medytujesz?

Tak, w trakcie medytacji, nawet gdy jestem w pełni czujny, po jakichś dziesięciu, piętnastu minutach powoli, zaczynam być tak spokojny i - ach tak miło - żeby potem zacząć kimać. Wtedy zaczynam mieć sny i kiedy się budzę, wtedy mówię OK, ale potem znowu to samo, zapadam w drzemkę ponownie…

Cóż, przynajmniej nie próbujesz zbyt mocno. Lepiej zasypiać niż być dla siebie utrapieniem, więc zawsze to coś. Często mamy różne wzory, którymi się kierujemy, gdy zasypiamy podczas medytacji. Czasem jesteśmy po prostu zmęczeni i często jest to coś w rodzaju programu, nasze umysły są tak zaprogramowane. Kiedy przestajemy robić rzeczy - zasypiamy, ponieważ jesteśmy po prostu wyczerpani. Jeśli to się dzieje, to nie jest taka wielka sprawa, mam rację? Jesteś zmęczony i zasypiasz od czasu do czasu. Wystarczy uzbroić się w cierpliwość i będzie dobrze. Jednak czasami co się zdarza, to to że możemy robić to z przyzwyczajenia i warunkujemy stan naszego umysłu, tak że czas medytacji oznacza czas spanka. To może być coś, z czego będzie dość trudno się wyrwać. Pierwszym krokiem zaradczym jaki bym proponował to krótkie sesje medytacyjne.

Wspomniałeś, po ilu? Po 10, 15 minutach twój umysł zaczyna się zamykać - więc medytuj krócej niż tyle. Wystarczy medytować przez pięć minut mając przyjemną, przejrzystą medytację, aby następnie wstać, zrobić to, co się miało do zrobienia, by potem wrócić do medytacji na kolejne pięć minut. Jeśli będziesz tak robił przez pewien okres, będziesz się uwarunkowywał, więc stworzysz takie przyzwyczajenie, że medytacja jest czasem, w którym nie śpię. Robiąc tak przez kilka tygodni, możesz spróbować wydłużyć sesję do dziesięciu minut. Nie śpiesz się i stopniowo wydłużaj ją do dziesięciu minut. Możesz robić wiele krótkich pięciominutowych medytacji. Nie musisz medytować mniej, ale po prostu medytuj w krótkich odcinkach czasowych. Więc gdy zaczniesz medytować przez dziesięć minut i jeśli stwierdzisz, że twój umysł wciąż przechodzi w stan drzemki, to to co można zrobić, gdy zauważysz w trakcie siedzenia, że twój umysł zaczyna się zamykać, wtedy po prostu wstań. Nie baw się z tym, nie narzekaj, nie próbuj z tym walczyć i po prostu wstań - nie robisz nic, tylko stoisz i czekasz, aż uczucie zmęczenia przejdzie. Albo przejdzie, a jeśli nie, to po prostu idź i zacznij robić coś innego, aż uczucie zniknie.

Zwykle jeśli wstaniesz na kilka minut to uczucie może przyjść i odejść, a gdy go nie ma, usiądź ponownie. A jeśli znów przyjdzie, to najzwyklej wstań. Rób to tak często, jak tylko trzeba. W ten sposób przełamujesz swoje przyzwyczajenie, przekraczasz uwarunkowania tak, by twój umysł wiedział, że nie da rady od tego uciec, więc spróbuj takiego podejścia.


Chciałam zapytać o coś podobnego, do czego dałeś odpowiedź odnośnie wstawania. Odkryłam, że gdy próbuję medytować moim największym problemem jest fizyczny dyskomfort. I wiem, tak jak powiedziałeś, że to tylko ja myśląca te myśli, to ja zdająca sobie sprawę z dolegliwości fizycznych…

I to także ty próbująca…

Wygląda to prawie tak, że im bardziej się staram tym trudniej mi idzie…

Jak mawiał Yoda: "Nie próbuj, rób albo nie rób, nie ma próbowania…"

Nawet przedtem, kiedy siedzieliśmy i medytowaliśmy wydaje mi się, że poruszyłam się jakieś pięćdziesiąt razy i ciągle myślałam "och mam nadzieję, że nie przeszkadzam innym ludziom", ale nie mogę się uwolnić od myślenia o tym.

Ok, więc jest coś takiego jak fizyczny dyskomfort. Pierwszą rzeczą jest fakt, że doświadczanie tego dyskomfortu nie jest niczym złym. Znaczy to tyle, że jesteś coraz bardziej świadoma. To tak, jakbyś siedziała w medytacji i poczuła swędzenie lub coś podobnego, staje się to jakimś koszmarem, prawda?

Dlaczego tak jest? To dlatego, że stajesz się bardziej świadoma i taki jest sens medytacji, by stać się bardziej świadomym. Oczywiście, wszystko jest doświadczane bardziej jaskrawo, dźwięki są doświadczeni bardziej intensywnie. Nie wiem, czy kiedykolwiek miałaś doświadczenie, w którym miałaś zegarek i go zgubiłaś i chcesz go znaleźć. Najlepszym sposobem jest po prostu usiąść do medytacji. A po pięciu lub dziesięciu minutach można usłyszeć ciche tik, tak, tik, tak. Aha to tam on jest. Doskonała metoda na znajdywanie zegarków. Również świetna pomoc w rozwiązywaniu krzyżówek. Mam przyjaciela w Sydney, który uczył swojego ojca medytacji i spytał swego ojca, jak mu idzie medytacja, a on powiedział: "Och, to jest naprawdę świetna rzecz, pomaga mi z krzyżówkami." Za każdym razem gdy szukał odpowiedzi, której nie znał, siadał do medytacji - "ach to jest odpowiedź". Tak mówił Buddha: twój umysł staje się spokojny i widzisz rzeczy takimi, jakimi są naprawdę. Więc widzisz odpowiedź do krzyżówki taką jaka jest naprawdę. Taki ktoś faktycznie rozumie cel medytacji.

Tak więc wracając - jesteś coraz bardziej świadoma wszystkich wrażeń, a to nie jest aż tak złe, po prawdzie to coś dobrego, ale prawdą jest również to, że większość z tych doznań jest irytująca i bolesna, począwszy od nieznacznego rozproszenia, aż po coś bardzo bolesnego. Możemy temu zaradzić poprzez zwykłe fizyczne rozwiązania, najbardziej oczywiste jest siadanie na krześle. Ludzie bardzo różnie reagują, jeśli chodzi o siedzenie ze skrzyżowanymi nogami i siedzenie na ziemi. Niektórzy ludzie mogą to robić i jest im bardzo wygodne, a inne nie. Więc jeśli uważasz, że jest to problem, spróbuj siedzieć na krześle i zobacz jak ci z tym jest.

Oprócz tego jest także coś, co możesz zrobić … czasem nie chodzi o pozycję ciała, ale o intensywność naszej świadomości, naszej samoświadomości tych uczuć. Wygląda jakby to był raczej twój problem.

Być może to jest to, bo wydaje mi się, że odczuwam dyskomfort w inny sposób niż normalny ból fizyczny, jakby był .. to jest bardzo trudne do opisania, prawie tak jakbym nie mogła się poruszyć. Czuję się tak, że jak się nie poruszę to oszaleję - jestem tak skupiona na uświadamianiu sobie tego małego bólu lub większego bólu.

Tak, ok, najprostszą rzeczą jaką możesz zrobić to medytacja chodzona. Medytacja chodzona jest świetna, niestety nie mamy tu wystarczająco dużo miejsca, żeby ją praktykować. Ale w zasadzie chodzi o to, że masz ścieżkę, zwykle około dwudziestu kroków długości. Praktykując medytację chodzoną trzeba mieć określoną długość ścieżki. Nie można po prostu iść długich dystansów, nie jest też wskazane chodzenie w kółko, bo wtedy twój umysł będzie chodził w kółko. Masz określoną ścieżkę i stajesz na jej końcu, wtedy twój umysł także staje na końcu. Po prostu chodzisz uważnie w tą i z powrotem.

Oczywiście tu także nie chodzi o robienie tylko tego, można praktykować różne obiekty medytacyjne, podczas gdy robisz medytację chodzoną, można obserwować oddech, albo być uważnym doznań związanych z chodzeniem lub można praktykować mettę, medytację miłującej dobroci, co tylko zechcesz. Jest to całkiem w porządku, ale najważniejsza jest ta kojąca postawa - chodzenie jest po prostu naturalnie kojące. Być może to ewolucja, być może ludzkie ciało nawykło do chodzenia przez wiele godzin dziennie – więc być może to jest coś co powinniśmy robić. Zatem chodzenie jest naturalnie kojące, więc chodząc w tą i z powrotem byłoby rozwiązaniem, aż poczujesz się na tyle spokojna, a może, jeśli masz na to warunki mogłabyś mieć jakieś krzesło lub coś w tym stylu, tuż obok ścieżki medytacyjnej.

Chodząc w tą i z powrotem, przez dwadzieścia minut, pół godziny, aż poczujesz się przyjemnie i spokojnie, a potem po prostu usiądź na krześle i medytuj przez pięć minut, aż poczujesz spokój, a jeśli chcesz możesz robić dłużej medytację chodzoną. Rób to tak długo, aż poczujesz się komfortowo z siedzeniem. Pozwól, żeby prowadził tobą spokój zamiast… często zdarza się, że pozwalamy prowadzić się naszym pragnieniom odnośnie medytacji: "Chcę być w stanie siedzieć, chcę to osiągnąć." Nasze pragnienia są tam, my jesteśmy tu i zaczynamy gonić za szczęściem, nieprawdaż? Niech prowadzi cię twój spokój. "Czułam się spokojnie przez te pięć minut, tyle mi wystarczy." Pięć minut spokoju to dobry wynik. Dziesięć minut spokoju jest w porządku, ile by tego nie było. Gdy zaczniesz odczuwać pojawiające się zaniepokojenie po prostu wstań i zacznij chodzić.

Dziękuję bardzo.

Ok, spróbuj i zobacz jak zadziała.


Kolejne pytanie z tyłu.

Ajahn, mówiąc o słowach i języku, przepraszam za grę słowną, myślisz, że słowo cierpienie bezpośrednio oddaje znaczenie słowa dukkha?

Czy cierpienie bezpośrednio oddaje znaczenie słowa dukkha. Cóż, nie wiem czy bezpośrednio… Nie sądzę, żeby było jakoś specjalnie złe, wiem, że wiele osób nie bardzo je lubi, nie lubią mówić per „cierpienie”, ale może to dlatego, że w ogóle nie lubią mówić o cierpieniu. Nigdy nie uznawałem tego słowa za specjalnie niepoprawne. Na pewno jest szeroko stosowane w buddyzmie, niż tylko cierpienie jako uczucie lub bolesne uczucie. Nigdy nie natknąłem się na lepszy termin.

To jest to do czego zmierzałem. Czy nie jest to coś bardziej subtelnego niż fizyczny ból? Rozumiem, że nawet oświecony doświadcza bólu fizycznego.

Dokładnie tak. To prawda, że wciąż cierpi. Arahanci nadal cierpią.

Więc oświecenie nie jest całkowitym brakiem bólu?

Nie, rozróżniamy oświecenie, którego doświadczyła osoba w tym życiu - zwąc go arahantem lub oświeconym. Nie ma on żadnych cierpień psychicznych, nie ma żadnych stresujących emocji i tak dalej, ale nadal choruje i tak dalej, i czuje ból fizyczny. Ale gdy dana oświecona istota kończy swój żywot nazywamy to pari-nibbāną, w wtedy nie doświadcza już żadnej formy cierpienia.

Dziękuję.


Chciałoby się powtórzyć za Wittgensteinem, że nie ma problemów filozoficznych, są tylko problemy językowe. Ale do czego chciałem nawiązać - mówimy o języku i wykorzystaniu słów i używane było dość często słowo szczęście. Platon na przykład nazwałby szczęście "eudajmonią", co znaczy "ludzki rozkwit". Kiedy w kontekście buddyjskim odnosimy się do szczęścia, co dokładnie będziemy próbowali zdefiniować? I co jest definicja szczęścia?

Nie wiem jaka jest definicja, ale tak, jestem zaznajomiony z tym pomysłem wśrod greków, którzy odróżniali eudajmoniczne szczęście od szczęścia hedonicznego, którego również można doświadczać, ale słowo używane w buddyzmie de facto obejmowałby obie te definicje. Najczęstszym słowem używanym w buddyzmie na szczęście jest sukha, która przeciwna jest dukkha, znacząca nieszczęście lub cierpienie. Sukha dosłownie oznacza, dobrostan lub dobroć gdzie cierpienia to w zasadzie coś złego.

Są one stosowane w zwykłej mowie odnośnie zwykłej, fizycznej przyjemności i bólu fizycznego. Więc to jest najbardziej podstawowe znaczenie. Słowa te są również wykorzystywane w bardziej subtelnym sensie przyjemności i bólu umysłowego. Możesz zatem mieć przyjemne emocje. Zostało to następnie wykorzystane do stanów przyjemności i szczęścia jakich doświadcza się poprzez medytację, poprzez praktykę jhān.

Ciekawe jest to, że w sposób w jaki Buddha o tym mówił, słowo szczęście lub sukha jest tak ściśle związane z jhānami, że mogą one być synonimami. Buddha mógł korzystać ze słowa sukha dla przyjemności w sensie odnoszącym się do jhān. Podam przykład: gdy robi się ofiarowanie posiłku dla Saṇghi, a następnie, przed posiłkiem, gdy Saṇgha recytuje, jednym z wersów jest "āyu, vaṇṇo, sukhaṃ, balaṃ" - to rodzaj błogosławieństwa, choć po prawdzie nie jest to błogosławieństwo, a raczej pewien przekaz, że ktoś, kto daje i praktykuje hojność, otrzyma te cztery korzyści: āyu, vaṇṇo, sukhaṃ, balaṃ.

āyu oznacza długie życie
vaṇṇa oznacza piękno
sukha oznacza szczęście
bala oznacza siłę lub dobre zdrowie

Ale Buddha dał tym wszystkim słowom także duchowe znaczenia, na równi ze zwykłymi, materialnymi znaczeniami. Ich duchowy sens to:

āyu nazywamy cztery iddhipādy lub cztery podstawy mocy psychicznych
vaṇṇa to utrzymywanie wskazań
sukha to przyjemność z czterech jhān
bala to zdrowie, siła, aby pokonać wszystkie skazy i stać się oświeconym.

Więc w tym kontekście sukha lub przyjemność jest niemal identyczna, jest niemal synonimem praktyki czterech jhān. Gdy chodzi o ten poziom i kiedy dostrzegasz, jak znaczenie słowa przyjemność odnosi się do wartości duchowych, znacznie lepiej określać je w kategoriach braku rzeczy, braku warunków powodujących cierpienie. Buddha używał tego typu porównań. Mówił na przykład, że doświadczenie szczęścia w medytacji jest jak doświadczenie szczęścia człowieka, który opuścił więzienie. To dość interesujące, ponieważ szczęście kogoś kogo wypuszczono z więzienia nie jest dokładnie uczuciem, racja? Różne osoby, które są poza murami więzienia mają inne odczucia i ich doświadczenia przyjemności czy szczęścia mogą przejawiać się w różny sposób, ponieważ jest to coś bardziej złożonego, ale jest coś wspólnego, mianowicie ten rodzaj uwolnienia w porównaniu z poczuciem uwięzienia. Albo uczucie kogoś, kto wyzdrowiał, po tym jak był chory. Są to tego rodzaju rzeczy.

Można rzec powrót do naturalnego stanu?

Coś takiego, co samo w sobie jest szczęściem, ale szczęście to pochodzi z zakończenia cierpienia. Idąc coraz głębiej w medytację, szczęście staje się coraz głębsze, aż w końcu przestaje być nawet przyjemnym uczuciem, ponieważ przyjemność jako taka ma w sobie pewne przyciąganie do siebie - więc nie jest całkowicie spokojna. Przyjemności ze swej natury sprawia, że chcesz iść w jej kierunku. Więc w pewnym sensie neutralne uczucie jest bardziej przyjemne. To jest to, co Buddha mówił na temat czwartej jhāny i wyższych jhān. Mimo, że neutralne uczucie jest głębszą formą szczęścia niż przyjemne uczucie, następnym poziomem jest oczywiście odpuszczenie wszystkich skaz, puszczanie całego cierpienia - i to jest to ostateczne szczęście Nibbāny. Buddha nazwał go paramaṃ sukhaṃ, które nie ma nic wspólnego z jakimkolwiek uczuciem.

Dziękuję.

Czy jesteś zadowolony z tej odpowiedzi?

Mam więcej pytań, ale zostawię je na później.


Mamy jeszcze jedno.

Ajahn, kiedy staram się osiąść w spokojny sposób w swoim umyśle, dlaczego zawsze przychodzą niepokojące myśli?

Znowu, zauważ jak używasz języka, dokładnie tak, jak mówiłem o tym wcześniej: starasz się być spokojny i te myśli przychodzą. Co by było gdybyś nie starał się być spokojny? Co jeśli pozwolisz aby te myśli były martwiącymi myślami. To całkiem naturalne, ponieważ umysł jest naturalnie uwarunkowany, by kłaść nacisk na to, co negatywne, przejawiające się w różnoraki sposób, i myślę, że częściowo odpowiedzialna jest za to ewolucja. Jeśli zdajesz sobie sprawę, że to jest pewna podstawa, gdzie oto jesteśmy, żyjemy w lasach lub w dżungli i musimy starać się przetrwać, jak to zrobiliśmy? Cóż, słyszymy hałas w krzakach, i jest to jakieś zwierzę, duże zwierzę. Będzie to albo jeleń albo tygrys. Jeśli jest to jeleń, mamy obiad. Jeśli jest to tygrys, jesteśmy obiadem. Możemy przeżyć bez kolacji jedną noc, przetrwamy, możemy obejść się bez kolacji nawet dwie, a może i trzy noce. Więc jeśli przez pomyłkę damy uciec kilku jeleniom, możemy przetrwać, ale tylko jeden tygrys i będzie po nas.

To dlatego jesteśmy zawsze w stanie pogotowia - myślę, że to ważny aspekt uwarunkowania i rozwoju, który jest jedynie przykładem, ale jest coś w tym, że musimy … jesteśmy uwarunkowani aby być przygotowanym na to, że coś może się nie udać i zamartwiać się o rzeczy. Tak jest uwarunkowany umysł, to wszystko. Więc pamiętaj, że to jest po prostu coś, co robimy. Robimy to, ponieważ mamy taki nawyk, robimy to, bo jest to w nas podsycane, ponieważ reklamy każą nam się martwić, ponieważ firmy ubezpieczeniowe mówią nam by się przejmować.

Rozmawiałem jakiś czas temu z kimś, kto sprzedaje ubezpieczenia i powiedział mi, że poszedł na wykład na temat cierpienia i to jest dokładnie to, co im kazano robić, trzeba sprawić, aby ludzie zaczęli się martwić o różne rzeczy – w taki sposób sprzedaje się ubezpieczenia.

Należy więc po prostu zaakceptować te rzeczy, kochać je, nie starać się by odeszły. Martwiący umysł jest umysłem, który cierpi, więc co robisz kiedy ktoś cierpi? Dajesz mu się przytulić, dajesz mu herbatę, dobre słowo. Zamiast próbować to odpychać, a potem pozbyć się z siebie, "ok, wszystko jest w porządku". Bądź spokojny, bądź miły i niech te obawy będą obawami, nie staraj się ich wyrzucać jak najdalej od siebie, nie próbuj zamieniać ich w coś innego. To tylko część ciebie, która robi coś w danej chwili. Zaakceptuj to, pozwól jej odejść, po prostu bądź spokojny.

Artykuły o podobnej tematyce:


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: BlinkListblogmarksdel.icio.usdiggFarkfeedmelinksFurlLinkaGoGoNewsVineNetvouzRedditYahooMyWebFacebook

gnu.svg.png

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL:

Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.3 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.


cc.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons:
Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0


sasana_banerros.jpg

POMÓŻ FUNDACJI "THERAVADA"
(KRS: 0000464215, NIP: 5223006901, Regon: 146715622)

KONTO BANKOWE: 89 2030 0045 1110 0000 0270 1020


Oryginał można znaleźć na tej stronie: http://www.youtube.com/watch?v=EWNoaljcZ6k

źródło: http://www.bswa.org

Tłumaczenie: Har-Dao