KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE

Świetnie. Wiem, że ludzie przychodzą do naszego buddyjskiego ośrodka w piątkowy wieczór z różnych powodów. Niektórzy po prostu dlatego, że to piątkowy wieczór i świetnie jest rozpocząć w ten sposób weekend.

Kiedyś w to nie mogłem uwierzyć. Ale przyszła do nas pewna para młodych ludzi, chłopak i dziewczyna, ubrani bardzo modnie, żeby nie powiedzieć: prowokacyjnie. Zapytałem ich, co tutaj porabiają. Odpowiedzieli, że najpierw przychodzą do ośrodka buddyjskiego, aby medytować i wysłuchać wykładu, a potem idą do klubu nocnego. Zrozumiałem, że najpierw zbierają dobrą kammę, żeby potem móc ją stracić w nocnych klubach. To mili ludzie, czemuż miałbym im tego zabraniać? Zresztą na pewno robili same dobre rzeczy; młodzi ludzie dobrze się bawili.

Tak że widzicie: ludzie przychodzą tu z różnych powodów. Dawno temu nauczyłem się czegoś niezwykle przydatnego. Tym elementem buddyzmu i medytacji, który odgrywa niesamowicie potężną rolę, jest powód, dla którego tu przychodzisz. Czasami ludzie borykają się z niepokojem, stresem, strachem, znudzeniem i pytają, dlaczego nie może istnieć jakiś sposób na lęk i strach.

Oczywiście istnieje taki sposób, polega on na nauce patrzenia na emocje bardziej pozytywnie. Patrzenia bardziej pozytywnie na to wszystko, co nazywamy problemami w relacjach, a chodzi o nasze relacje z tym, czego musimy doświadczyć w życiu.

Jako mnich, który praktykuje już od 46 lat, wiem wszystko o relacjach… Wiem, jak kluczowa jest relacja z sobą, swoim umysłem, ciałem, życiem, swoimi sukcesami i porażkami. Nasza relacja z tym stanowi serce naszej praktyki. To, co teraz przeżywamy, z czym musimy sobie poradzić, nazywamy „wynikiem przeszłych działań”, starą kammą.

Ludzie mogą być chorzy, zdrowi, bogaci, biedni, piękni, mogą mieć problem, z którym muszą się mierzyć. Kamma to również te wszystkie osoby, w otoczeniu których żyją – partner czy partnerka, dzieci, rodzice, współpracownicy. To wszystko kamma z przeszłości.

Szczerze mówiąc, w kammie naprawdę nie ma znaczenia to, jakich ludzi spotykasz ani kim jesteś. Ważne jest, jak sobie radzisz z tym, co teraz spotyka cię w życiu, z tym, czego obecnie doświadczasz.

Mogę wam objaśnić to na przykładzie. Od paru miesięcy ludzie się okropnie martwią albo niepokoją sprawami typu covid, polityka czy tym podobnymi. Myślą: „Ojejku, nie mogę wyjechać za granicę” albo „Ojejku, co to będzie?”.

Nazywamy ten rodzaj strachu czy niepokoju patrzeniem w przyszłość z negatywnym nastawieniem. Kiedy masz takie negatywne nastawienie, dostrzegasz wszystko, co niedobre, niedoskonałe oraz wszystko to, co może się nie powieść. Jeśli masz partnera i jesteś akurat w złym nastroju, możesz mu wytykać wszystkie wady i niedoskonałości, zastanawiać się, czemu w ogóle zdecydowałeś się z nim zamieszkać. Patrząc przez negatywny filtr na siebie, widzisz w sobie tylko wady, problemy i myślisz: „O rany, jaki jestem beznadziejny, nie ma wyjścia z tej sytuacji”. Można się przecież pozbyć pracy, partnerki, ale ciężko pozbyć się siebie!

Między innymi dlatego w buddyzmie nie zgadzamy się z samobójstwem. Bo jeśli się zabijesz, to i tak wracasz do siebie poprzez reinkarnację. Nie ma ucieczki od siebie, w każdym razie nie w ten sposób. Nie zmieniaj tego, z czym próbujesz się uporać, ale zmień sposób, w jaki próbujesz się z tym uporać.

To proste – nie zmieniasz świata, ale sposób, w jaki na niego patrzysz, to, jak się do niego odnosisz. Zamiast się obawiać tego, co może się wydarzyć, zmieniasz do tego podejście. Zamiast wyszukiwać to, co może się nie udać, przyglądasz się temu, co może się udać. To niesamowite – żyję już na tym świecie na tyle długo, że zdaję sobie sprawę, jak wiele rzeczy w życiu się udaje. [ktoś wychodzi, Ajahn Brahm reaguje] W porządku, gdzieś musicie iść. Pa, pa, miłego dnia!

Patrzysz na to, co może się udać, a nie na to, co może się nie powieść. To dla mnie niesamowite odkrycie. Kiedykolwiek ktoś wychodzi podczas mojej mowy, myślę: „O kurczę, musiałem powiedzieć coś nieodpowiedniego”.

Ale wiele lat temu przyszło mi do głowy, że jeśli wyjdzie więcej ludzi, to już nie będę zapraszany do wygłaszania mów i będę mógł sobie siedzieć w klasztorze i medytować w spokoju. Z jakiej strony nie spojrzeć – wygrana. Powtarzam to ludziom także, gdy chodzi o związki. Wiecie, nie byłem mnichem od urodzenia, chociaż pamiętam, jak mama mi mówiła, że kiedy się urodziłem, nie miałem żadnych włosów. To był znak… [śmiech]

Byłem zwykłym młodym chłopakiem, wciąż pamiętam, jak mnie rzuciła dziewczyna. Wielu ludzi też przeżyło rozstanie po tak długim, 6-miesięcznym związku. Tyle miesięcy i mnie zostawiła. Ale prawie nie czułem smutku. Czy to nie dziwne? Wolność! Może uda mi się uzbierać trochę pieniędzy? Podobno teraz też tak jest, że na dziewczynę trzeba się wykosztować. Trzeba na to uważać.

Oczywiście, że to nieprawda, ale może się tak wydawać. Lecz jeśli ma się pozytywne nastawienie, to można sobie pomyśleć, że kiedy ludzie przychodzą i odchodzą, stara kamma odchodzi i może dzięki temu uda się stać lepszym człowiekiem – takim, który dziękuje dziewczynie, że go rzuciła. Gdyby mnie nie rzuciła, nie miałbym tej szansy. Zatem staraj się patrzeć na wszystko w pozytywnym świetle.

Powiedzmy, że straciłeś pracę. Wspaniale! Ilu ludzi narzeka, że musi iść do pracy w poniedziałek rano i przeżywać cały ten stres. A ty straciłeś pracę: Hurra! jest poniedziałek rano, a ja mogę się zrelaksować, pomedytować, po prostu porobić to, co lubię. Zwykle ludzie nie widzą korzyści, tylko problemy – że stracili pracę, nie mają pieniędzy – i myślą: czemu akurat mnie to spotkało…

Wiecie, udało mi się odwiedzić wiele miejsc rozwiniętych ekonomicznie, jak Hongkong czy Singapur, i powiadam wam, kiedy ktoś oferuje wam awans, nie przyjmujcie go! Trzeba mieć w głowie poprzewracane, żeby chcieć awansować. Wiecie, czemu tak mówię? Bo kiedy awansujesz, to prawda, że dostajesz podwyżkę, ale ta nigdy ci nie wystarczy, nieważne, jak dużo zarabiasz. To, co jest istotne, to że dostajesz też więcej stresu, którego i tak już masz po kokardy, więc po co znosić jeszcze więcej stresu w życiu? Jeśli masz za mało stresu w życiu, to zapraszamy, dołączymy cię do naszego komitetu. [śmiech] Żartuję, to wcale nie jest stresujący komitet, serio. Po prostu dobra zabawa.

Zatem czasami patrzymy na rzeczy w inny sposób. To jest nasz cel i sens życia. Nie patrzymy w przyszłość i nie myślimy o wszystkim, co może pójść źle. Myślimy o tym, co może się udać, a jeśli coś pójdzie źle, naprawiamy to.

To dotyczy wszystkiego, weźmy choćby pandemię covid w ostatnich miesiącach. Nie wiem, ile to już trwa, od stycznia czy jakoś tak, w każdym razie dość długo. Zawsze można obrócić w dobro to, co się dzieje. To może się wydawać dziwne, prawda? Tak, niektórzy umierają, i to zawsze jest tragedia dla wielu osób. Ale czasami, gdy ludzie umierają, możemy popatrzeć na śmierć od innej strony. To ważna część buddyzmu. Zwykle ludzie są świadomi śmierci, ale jako buddyści i buddystki zdajemy sobie sprawę, że mamy wiele żyć, więc możemy powracać. A ty? Jako kto albo co chciałbyś albo chciałabyś się urodzić ponownie?

Mam w torbie taką karteczkę z pytaniem: „Kim jestem?”. Mogę wstać rano i cieszyć się życiem bez kofeiny. Mogę jeść wszystko, nie narzekam na nic. Ludzie czasem mnie ignorują, bo są zajęci albo są w złym humorze, ale to mi nie przeszkadza. Zawsze jestem szczęśliwy, mogę spać wszędzie, nie potrzebuję alkoholu ani narkotyków. Kim jestem? Tak, jestem psem. Pies nie potrzebuje kawy rano, zawsze jest miły.

Dziś byłem w domu, gdzie są dwa piękne psy. Jeden jest bardzo duży, a drugi malutki. Zaskoczyło mnie, jak duży jest ten duży pies i jak mały ten drugi. Ale oba są fajne. Widziałem, jakie były zrelaksowane, jak wszystko im pasowało do jedzenia. Właściciele są wegetarianami, ale podrzuciliśmy psom trochę mięsa, były przeszczęśliwe. Pamiętam, że kiedy byłem wegetarianinem lata temu, przebywałem w domu, gdzie mieszkał kot weganin. W każdym razie miał nim być według właścicieli, więc karmili go mlekiem sojowym. Ponieważ byłem wtedy wegetarianinem, kiedy nie patrzyli, dałem kotu trochę zwykłego mleka. Ależ ten kot mnie za to pokochał. Wiecie, troszkę mleka krowiego zamiast sojowego dla tego biedaczyska… [śmiech]

Tak że stosunek do tego, z czym musimy sobie radzić w życiu, możemy mieć bardzo negatywny, możemy się wkurzać, powtarzać, że tak się nie powinno traktować kota, bla bla bla, nigdy nie pozwolę ci tak traktować psa…

W każdym razie, kiedy patrzymy na to z perspektywy odrodzenia, okazuje się, że mamy wiele szans powrotu. Wielu z was przychodzi tutaj, bo ma ciężki czas – nie martwcie się, to minie. „Ale ja umieram”. „Nie przejmuj się, w następnym życiu pójdzie ci lepiej”. Czasem, kiedy patrzysz na życie z dystansu, uświadamiasz sobie, że jedno życie nie wystarczy, żeby wykonać wszystko, co masz wykonać, ani żeby się nauczyć tego, czego masz się nauczyć, czy rozwinąć tak, jak masz się rozwinąć.

To tak jakby próbować się nauczyć całego zakresu szkoły i uniwersytetu, wszystkiego, czego potrzebujesz się nauczyć, w jeden rok. Nie da rady, nawet gdybyś uczył się i pracował naprawdę ciężko. Tak samo z życiem – jedno to za krótko.

Nawet w moim wieku… ile to ja mam lat… jakieś 69. Ale to szybko minęło… Ile mi zostało? Kiedy zaczynam tak mówić, niektórzy się zaczynają martwić i proszą, żebym jeszcze trochę pożył. To strasznie nie fair i niemiłe. Wiecie dlaczego? Bo im jesteś starszy, tym więcej cię boli, tym słabsze stają się twoje ręce i nogi, tym gorszy masz wzrok i słuch. Ale zauważyłem jedną rzecz. To prawda, że im się jest starszym, tym słabsze ma się ręce i nogi, gorzej się widzi i słyszy, ale jest pewna część ciała, która się umacnia z każdym rokiem. Staje się bardziej potężna. A są to usta. Starzy ludzie naprawdę potrafią gadać, jestem tego najlepszym dowodem. Nie będę w stanie podnieść ręki albo was dostrzec, ale ciągle będę mógł wygłaszać głupie mowy w piątkowe wieczory przez następnych 30 lat.

Zatem już widzicie, jaka jest wasza relacja z życiem. Widzicie, że możecie nadać pozytywne znaczenie wszystkiemu, co zdarza się wam w życiu, jako czemuś, co was rozwija. Więc jeśli chodzi o życie, to tym właśnie ono jest. Porażkami, niespełnionymi oczekiwaniami, bólem, trudnościami, samotnością, śmiercią. Ale chodzi o to, co z tym zrobicie, jaki jest wasz stosunek do tego.

Podam jeszcze jeden przykład, aby to było jasne. Dawno temu pytałem ludzi, czy kochają życie. Wielu odpowiadało twierdząco. Ale czy kochasz także te kiepskie momenty w życiu? Kiedy czujesz zawód, bo coś nie poszło tak, jak chciałeś? Jeśli kochasz życie w pełni, z całym jego trudem – chorobami, śmiercią, utratą pracy – wtedy masz dobry stosunek do życia, dobrą relację z nim. Trudności zawsze się pojawiają. Zatem jak możesz zmienić swoją relację z życiem, aby doświadczać w nim wszystkiego z radością?

Chciałbym wam wyjaśnić zasadę siedemdziesięciu procent, jak ją nazywam. Kryje się za nią historia, która wydarzyła się – możecie w to wierzyć albo nie – kiedy byłem nauczycielem w szkole średniej w Devon, w Anglii, wiele lat temu. To tylko część tej anegdoty, nie ma nic wspólnego z główną anegdotą. W tamtych czasach każdy nauczyciel musiał prowadzić poranny apel codziennie przez jeden wybrany tydzień. To była szkoła państwowa, w większości chodziły do niej dzieciaki z chrześcijańskich domów. Byłem wtedy buddystą i zapytałem dyrektorkę, czy nie ma nic przeciwko, abym zamiast czytać książki czy robić coś w tym rodzaju dla 650 uczniów i uczennic w wieku od 11 do 17 czy 18 lat, nauczył ich medytacji.

To było w 1974, a może w 1973 roku. Przez pięć poranków z rzędu stawałem na podwyższeniu przed dyrektorką i tymi wszystkimi uczniami i prosiłem, aby usiedli w siadzie skrzyżnym, z wyprostowanymi plecami, z zamkniętymi oczami i aby obserwowali swój oddech, a oni to robili. To było niesamowite, że każdy dostosował się do instrukcji, nikt nie przeszkadzał, nawet mimo tego, że w życiu nie słyszał o czymś takim jak medytacja. Przez pięć minut obserwowali swój oddech i potem wychodzili ze stanu medytacji. Nie przesadzam, na koniec tych pięciu minut ciszy, której nauczyciele nigdy dotąd nie doświadczyli, zaczęli klaskać w dłonie, dostałem brawa. To tak wspaniała sprawa. Wiem, że obecnie uczy się uważności w szkołach, ale w tamtych czasach w ogóle nie była znana, to był 1974 rok. 650 dzieci medytujących po cichu. Jaki był rezultat?

Wiele lat później, kiedy odwiedzałem tę okolicę, podszedł do mnie pewien człowiek i zapytał o to, o co nigdy nie powinno się pytać, czyli czy go pamiętam. „Jestem jednym z tych dzieciaków, które uczyłeś medytacji, i to zmieniło całe moje życie”. Pamiętam, jak mi to mówił, to dla mnie miało ogromne znaczenie. Coś, co wydarzyło się tak wiele lat temu, o czym kompletnie zapomniałem.

Zmiana następuje z powodu stosunku, który masz do tego, czym się zajmujesz. Czasem ludzie dziwią się, jak można tak po prostu siedzieć w ciszy. Słyszeliście nieraz, jak w czasie medytacji mówię wam: zrelaksujcie się, jak się czujecie? Chodzi o uważność i dobroć, uczycie się ich, bo one naprawdę działają, rozluźniają ciało i umysł. Nigdy nie ma idealnych warunków. Czasem jestem zmęczony, bo pracowałem ciężko, starzeję się… Właściwie to nieprawda, już się zestarzałem dawno temu. Zdarzają mi się jakieś bóle czy dyskomfort – jak sobie z nimi poradzić? Albo z katarem siennym? To właśnie kamma. To realne doznanie. Możesz go doświadczyć. Ale jak go doświadczasz?

Już dawno temu nauczyłem się, że w życiu nie da rady pozbyć się trudności. Mam katar sienny, jakieś dolegliwości, nie można się z tego wyleczyć. Można brać jakieś lekarstwa albo próbować pozbyć się tego za pomocą czarodziejskiej różdżki, a i tak jest się na to skazanym. Zamiast się poddawać chorobie, próbując się jej pozbyć albo ją zmienić, staram się otoczyć ją współczuciem i miłującą dobrocią, pozwolić jej być, powiedzieć temu, czego doświadczam: Nie wiem, jaki jest cel tego, że się pojawiasz, ale jesteś tutaj ze mną i masz mnie czegoś nauczyć.

Przypominając sobie wszystkich szkolnych nauczycieli, z których wielu nie lubiłem, zauważam, że czasami najwięcej uczyłem się od tych, którzy najbardziej mnie zranili. Tak samo w życiu, obserwuję, że wiele trudnych i nieprzyjemnych doświadczeń po jakimś czasie zasługuje na uznanie, bo wiele się z nich nauczyłem. Zdałem sobie sprawę, że te wszystkie bolesne i trudne rzeczy, które się wydarzyły w moim życiu, te niewytłumaczalne cierpienia, których pewnie też doświadczyliście, nauczyły mnie tak wiele, przyczyniły się do mojego rozwoju.

Mam taką metaforę, która idealnie pasuje do pierwszej mowy o tej porze roku, kiedy wszyscy wdeptują w psie kupy. Jeśli jej nie słyszeliście, to nie wiem, jak to możliwe. Opowiadam o niej w każdym klasztorze, który odwiedzam. Wracasz do domu po dzisiejszej mowie i jeszcze zanim wsiądziesz do samochodu, wdeptujesz w coś – znacie to uczucie wdepnięcia w psią kupę?

Przyczepia się do buta i co się potem z nią dzieje? To nie twoja wina, tylko tego głupiego psa i jego właściciela albo właścicielki, którzy powinni posprzątać po swoim psie. Ale zamiast narzekać, weź kupę ze sobą do domu. Możesz podnieść nogi do góry i kazać komuś innemu prowadzić, żeby nie zapaćkać pedałów gazu i hamulca. I kiedy dotrzesz do domu, zdrap kupę pod drzewkiem mango lub jabłonią czy co tam uprawiasz. Czyż to nie oczywiste? Przecież psia kupa jest świetnym nawozem. Im bardziej śmierdzi, tym lepiej działa. Użyj jej więc jako nawozu i masz jak w banku, że rok później twoje mango, jabłka czy inne gruszki będą słodsze, soczystsze i pyszniejsze niż kiedykolwiek. Urośnie kupa niesamowicie pysznych owoców. Pewnie nawet oddasz je mnichom. I słusznie – bo to ja daję wam instrukcje wyhodowania najpyszniejszych owoców.

I kiedy gryziesz takie mango, a sok spływa ci po brodzie i po dłoniach… o czym zapominasz? O tym, co tak naprawdę jesz. To psia kupa, nieprawdaż? [śmiech] Zmieniła się w pyszne owoce. To najlepsza metafora życia. Wszystkie życiowe trudności, o czym często opowiadam też grupom ludzi chorych na raka, mogą być dla nas nawozem – okazją do rozwoju, uczenia się, stawania się lepszym człowiekiem – z większymi zasobami dobroci i współczucia.

A więc w trakcie medytacji, kiedy na coś natrafię, nie próbuję się tego pozbyć, to zbyt ważne, aby się tego pozbyć. Wszystko jest zbyt ważne, aby się tego pozbyć. Zostaję z tym i wyciągam z tego lekcję. To jeden z powodów, dla których cisza w umyśle jest pożądana. Mogę to porównać do czasu, kiedy byłem w szkole. Jeśli gadałem, to nie słuchałem, co mówi nauczyciel, i dużo informacji mnie omijało. Ale jeśli byłem cicho, to mogłem się nauczyć, wchłonąć mnóstwo informacji. Tak właśnie postępuję w życiu, nawet wtedy, kiedy spaceruję po lesie w takiej ciszy, że nawet…

Chyba ci pokazywałem czterolistne koniczynki, które znalazłem? Nie? To pewnie był ktoś inny. Trzy prawdziwe czterolistne koniczynki, żadne tam fejki. To przecież wielki fart! Gdybym miał jakąś kasę, tobym kupił los na loterię, ale nie uprawiam hazardu. Tak czy owak, wielkie szczęście! Jak myślicie, czemu mi się to przydarza? Bo zamiast przechadzać się klasztornym lasem, myśląc o tym, co powiem w trakcie dzisiejszej mowy albo kogo zobaczę, albo dlaczego muszę to robić, to niesprawiedliwe, przecież powinienem być zwykłym mnichem, mieszkać w jaskini i medytować, czemu ja… Wiecie, co mam na myśli, czyż nie? Wszystkie te skargi i narzekania…

Czasem ktoś mnie zapyta: Ajahnie Brahm, jesteś medytującym mnichem od tak wielu lat, czy potrafisz czytać ludziom w myślach? Odpowiadam: Czytanie w twoich myślach nie ma żadnej wartości [śmiech], bądźmy szczerzy, to jakaś śmieciowa powieść. Może nawet dobrze się ją czytało, ale większość myśli nie ma żadnej wartości. Tego rodzaju myśli to mnóstwo myślenia, gadania do siebie, zamartwiania, co jest jednym z głównych problemów ludzkich, wkurzania się, że ktoś zrobił to czy tamto. Takie nastawienie do zdarzeń jest całkowicie błędne. Nie martw się, nie wkurzaj się. Komu to pomoże? A komu to przysporzy cierpienia? Kiedy się wkurzasz, jedyną osobą, której zadajesz ból, jesteś ty – osoba, która się wkurza.

Zawsze mam w zanadrzu jakieś historyjki i anegdoty o tym, jak się nie złościć. Jedna z nich opowiada o nauczycielu w starożytnej Grecji. Miał on wielu uczniów, uczył ich wszystkiego. Za każdym razem, kiedy któryś z uczniów zrobił coś głupiego, nauczyciel na niego wrzeszczał i jeszcze pobierał za to dodatkową opłatę. To sprawiedliwe i logiczne – w końcu krzyczenie zabiera mnóstwo energii, a to nie jest wina nauczyciela, że z uczniem jest coś nie tak, więc to właśnie on powinien płacić nauczycielowi za swoją głupotę.

Pewien uczeń pobierał u tego nauczyciela nauki przez wiele lat, a za każdym razem, kiedy popełniał błąd i nauczyciel na niego wrzeszczał, musiał dawać mu nieco pieniędzy. Kiedy ukończył szkołę, dostał pracę w Atenach. I za każdym razem, kiedy jego szef na niego wrzeszczał, facet się śmiał. [śmiech]

„Czemu się śmiejesz, kiedy jesteś besztany?”

Potrafilibyście tak zrobić w pracy, gdyby ktoś was strofował? Albo gdyby współmałżonek na was wrzeszczał?

Więc pyta się: „Dlaczego się śmiejesz?”.

Facet odpowiada: „Kiedy byłem uczniem, musiałem płacić, gdy ktoś na mnie wrzeszczał, a teraz mam to za darmo! To takie zabawne!”.

Widzicie, co się zdarzyło. Zmiana nastawienia do doświadczenia. Uświadomienie sobie, że złość rani przede wszystkim ciebie. A niepokój? Czy naprawdę wiesz, co się wydarzy? Gdybyś rzeczywiście wiedział, co się wydarzy, i martwił się o to – to byłoby w porządku, to zrozumiałe martwić się, kiedy wiesz, co się wydarzy. Ale nikt nie wie, co się wydarzy. Buddyjska nauka głosi, że przyszłość jest niepewna – nikt nie wie, co się może wydarzyć.

Przypomina mi się pewna opowieść, jedna z moich ulubionych. Nikt nie wie, co się wydarzy, ale wydaje nam się, że wiemy. Pewnego razu wydarzyło się coś, co bardzo dobrze zapamiętałem. To było coś traumatycznego w moim życiu młodego mnicha. No może nie traumatycznego, tak naprawdę to było zabawne. Wezwano mnie do szpitala w Perth. Na oddziale intensywnej opieki medycznej umierał pewien buddysta. Rodzina chciała, abym natychmiast przyjechał. Rzuciłem wszystko i wsiadłem do samochodu. Wbiegłem na oddział, żeby zobaczyć, co się stało. Tym buddystą był nie jakiś bardzo stary, ale starszy Chińczyk. Otaczała go cała rodzina.

Chyba to było w porze deszczowej, gdy miałem dużo energii medytacyjnej, byłem pełen mocy albo coś w tym stylu, recytowałem teksty pełen werwy: pach, pach, pach! I ten gość będący w śpiączce, z zamkniętymi oczami, otwiera je, budzi się. Lekarze zaskoczeni tym cudem powiedzieli, że w takim razie chyba będzie żył. Byłem taki z siebie dumny, ucieszyłem się, że kogoś uratowałem. Kiedy powiedziałem o tym jego rodzinie, byli przybici, naprawdę byli mną zawiedzeni. Powiedzieli: „Ajahnie, czy nie wiesz, że my już zorganizowaliśmy pogrzeb?”.

Faktycznie już to zrobili. Przyjechali z wielu różnych miejsc na świecie – niektórzy z Tajwanu, inni z Hongkongu, nie pamiętam, skąd jeszcze. Przybyli, żeby towarzyszyć temu człowiekowi i jego rodzinie w jego ostatnim czasie. Powiedzieli, że nie chcieli, żebym mu recytował po to, by mu się polepszyło. „Chcieliśmy, żebyś mu towarzyszył, recytując, w spokojnej śmierci”. Wniosek jest taki, że wykonałem nieodpowiednie recytacje. Ale nie czułem się winny, w końcu wezwali mnie nagle, przybyłem tam w pośpiechu, nie pytałem o nic, założyłem, że zwykle zależy nam na przeżyciu naszych bliskich. Chociaż byli bardzo majętni, to nie dali mi nic, żadnej darowizny, kazali się wynosić. Ale nie jest mi smutno, nie czuję też złości, bo i tak się czegoś nauczyłem. Cokolwiek się w życiu wydarza, zachowaj pozytywne nastawienie, aby wyciągnąć z tego naukę. Zgadzam się z tym.

Kiedykolwiek teraz mi się zdarza być wezwanym do chorego, np. do szpitala, i proszą mnie o recytację, zawsze się upewniam, o jaką recytację chodzi. Czy chodzi o taką, żeby dodać ci siły, byś wydobrzał, czy chcesz po prostu umrzeć w spokoju? Dzięki temu już nie popełniam takiego błędu jak wtedy.

A więc cokolwiek się wydarza w życiu, możesz to przekształcić w coś, co uczyni twoje życie wolnym od zmartwień. Czym się martwisz? Że stracisz pieniądze? Zawsze możesz przyjść do Dhammasary i zostać mnichem albo mniszką, jeśli zbankrutujesz. A może martwisz się, że rzuci cię partner? Hej, ależ to byłoby cudowne! Będziesz wolny!

Martwisz się utratą pracy? Możesz sobie wreszcie odpocząć, pojechać do tych wszystkich miejsc, o których marzyłeś. Oczywiście tylko w swoim kraju z powodu covidu. Gdzie chciałbyś podróżować? Nad jakąś rzekę, do jakiegoś miasta? Jest tyle miejsc, o których odwiedzeniu marzysz, ale nie masz na to czasu, kiedy chodzisz do pracy. Czasem warto spojrzeć na doświadczenia w taki sposób. To cudownie mieć wolny czas i pozwolić życiu się toczyć. Przyszłość jest tak niepewna, nikt nie wie, co się wydarzy.

Wierzycie we wróżki, w jasnowidzów? Czasem czytam mnichom horoskopy. Pytam ich o datę urodzenia i czytam odpowiadający danemu znakowi zodiaku horoskop. Zgadzają się z nim w pełni, a potem przyznaję się, że się pomyliłem i przeczytałem zły horoskop.

À propos urodzin – mam dla was urodzinową historyjkę. To było wiele lat temu w moje urodziny. Ach, jak ciężko jest wymyślić jakiś prezent dla mnicha. Czego potrzebuje mnich? Niczego. Ludzie pytają, co mi mogą sprezentować, odpowiadam, że nic. Mówią, że już mi dali to nic w zeszłym roku. A ja na to, że wciąż mi mało, potrzebuję jeszcze więcej niczego. Pewien bogaty Malezyjczyk, były prawnik, przemiły człowiek, zapytał mnie o dokładną datę i godzinę urodzenia. O ile pamiętam, to 7 sierpnia 1951 roku około 17.30 w Wielkiej Brytanii. Przyjął to do wiadomości, a ja nie wiedziałem, do czego mu te informacje. W dzień moich urodzin podszedł do mnie i oświadczył, że wydał mnóstwo pieniędzy na profesjonalny horoskop sporządzony na podstawie mojej daty i godziny urodzin, który zamówił u jednego z najlepszych astrologów w Australii. „To mój urodzinowy prezent dla ciebie. Czy mógłbym ci go przeczytać?” Powiedziałem: „Jasne”. Wydał kupę forsy, więc dlaczego nie. Przeczytał mi wobec tego horoskop na tamten rok – rzeczywiście brzmiał profesjonalnie i drogo. To był horoskop dla kogoś urodzonego 7 sierpnia 1951 roku o 17.30 w Wielkiej Brytanii z uwzględnieniem wszystkich koniunkcji, ustawień planet i tak dalej. Zaczynał się od tego, że ten kolejny rok będzie dla mnie bardzo, bardzo owocny… w kwestiach miłosnych. [śmiech]

Nie doczytaliśmy reszty. Śmialiśmy się do rozpuku, szczególnie ja. Jak widzicie, wciąż jestem mnichem, więc horoskop się nie sprawdził. Z nikim nie romansuję. Zamiast narzekać na stracone pieniądze, pomyślałem, że to był cudowny żart, świetna rozrywka na urodziny. Pamiętam to dobrze, choć upłynęło wiele lat, więc nie były to stracone pieniądze. Wniosek z tego jest taki, że nie da się przewidzieć przyszłości. Któż by to umiał?

Chociaż może są lepsi przepowiadacze przyszłości niż wróżki? Mój nauczyciel, mój mistrz z Tajlandii, Ajahn Chah, miał ogromną moc głębokiej medytacji. Z ręką na sercu mogę to przysiąc. Umarł parę lat temu. Miał zdolności paranormalne, czasem potrafił czytać w czyichś myślach. Pamiętam, jak kiedyś odczytał moje myśli na odosobnieniu. Czy chcecie usłyszeć tę historię? Ależ tak! Jest głęboko powiązana z tematem tej mowy. Wielu z was ją słyszało na odosobnieniach. Głębokie, dobre mowy potrafią być niezwykle inspirujące. Tamtego razu Ajahn Chah zjawił się w klasztorze, w którym przebywałem, i wygłosił mowę, która bardzo mnie poruszyła. Wszystko pięknie wyjaśnił, tak że mój umysł zaznał spokoju, inspiracji i radości. A warto wiedzieć, że specjalnie dla Ajahna Chah wybudowano saunę. Bo wiecie, sauny nie zostały wynalezione w Szwecji. Występowały w buddyjskich klasztorach w Indiach od samego początku. W starożytnych księgach wspominano o saunach dla mnichów i mniszek.

Zbudowaliśmy dla niego saunę, przyjechał, wygłosił mowę, poszedł do sauny. Poczułem się tak zainspirowany, że zdecydowałem się usiąść po cichu do medytacji, nie chciałem zmarnować tej wspaniałej energii. Było wielu mnichów, którzy zajmowali się Ajahnem Chah, więc mogłem oddać się pięknej, spokojnej medytacji. Wiadomo, że kiedy wchodzisz głęboko w medytację, nie wiesz, jak długo ona trwa. Po dwóch godzinach wyszedłem z medytacji. Pierwsza moja myśl była taka, żeby z wdzięczności zrobić coś dobrego dla nauczyciela, choć spodziewałem się, że może być już za późno. Postanowiłem się przejść w stronę sauny, zobaczyć, czy mogę się mu jeszcze do czegoś przydać. Okazało się, że już wyszedł z sauny, właśnie z niej wracał ze swoim kierowcą i innymi ludźmi. Nasze ścieżki się przecięły i wtedy Ajahn Chah na mnie spojrzał przenikliwie, zajrzał w głąb mnie, tak jak potrafią tylko wielcy nauczyciele. I tym razem nie wzbraniałem się przed tym. Pewnie kiedy indziej bym się zawstydził, ale tego dnia mój umysł pozostawał pod wpływem tej pięknej, głębokiej, czystej i pełnej spokoju medytacji. Trudno mi was przekonać, żebyście mi uwierzyli, ale wielu z was wie, że nie mam żadnego ukrytego celu w opowiadaniu wam tych historii. Naprawdę go poczułem. Odniosłem bardzo wyraźne wrażenie zaglądania do myśli, rozglądania się, tak jak się ogląda czyjeś mieszkanie, spacerując po czyimś domu. Tym razem zaprosiłem go do środka, nie przeszkadzało mi oglądanie, bo mój umysł był czysty, spokojny i piękny. Kiedy się pojawił – a nie chodzi mi o to, że się rozpłynął i wleciał nosem do mojego wnętrza – pojawił się myślami w moich myślach, wtedy je przeczytał, spojrzał na mnie ani nie życzliwie, ani nie surowo, to był jakiś inny rodzaj spojrzenia, silnie przykuwający uwagę. Nazywam się Ajahn Brahm, ale moje pełne imię to Brahmavamso. Spojrzał na mnie i powiedział: „Brahmavamso!” – dość mocno, ale i serdecznie – „Dlaczego?”.

Byłem młodym mnichem, więc odpowiedziałem: „Nie wiem”, a Ajahn Chah się zaśmiał. „Ech, ci głupi zachodni mnisi”. [śmiech] Próbował mnie oświecić z całych sił, zobaczył, że mam w sobie dużo pokoju, więc spróbował. Kiedykolwiek robiłeś coś tak głupiego, niemądrego, Ajahn Chah wybuchał śmiechem. Nasze idiotyczne odpowiedzi i zachowania dawały mu tyle radości, że myślę, że właśnie dlatego miał tylu zachodnich mnichów w swoim klasztorze – dla rozrywki.

To oczywiście żarty, miał w sobie ogrom miłującej dobroci. Potem znowu zrobił się poważny, spojrzał na mnie i powiedział: „Brahmavamso, dam ci odpowiedź”. Byłem podekscytowany, że ten wspaniały mnich daje naukę właśnie mnie. Dopiero co wyszedłem z głębokiej medytacji, zadał mi pytanie „Dlaczego?”, dałem złą odpowiedź, ale on chciał mi udzielić dobrej odpowiedzi. Powiedział: „Popatrz na mnie, odpowiem ci”. Byłem tak podekscytowany. Powiedział „Mị̀mī xarị”. Są tu jacyś ludzie z Tajlandii? Wiecie, co znaczy to, co powiedział? „Nie ma niczego, nie ma niczego”. Wtedy dodał życzliwie: „Brahmavamso, czy wiesz, co to znaczy?”. Odpowiedziałem, że tak, a on na to, że wcale nie, i poszedł sobie. Och, to naprawdę zabolało, ale jakaż to była wspaniała lekcja. Jakaż cudowna odpowiedź na pytanie „Dlaczego?” – „Nie ma niczego”. Rozumiecie? Oczywiście, że nie. Pewnego dnia zrozumiecie.

To jest właśnie główny powód trudności w nauce. Zrażamy się, kiedy czegoś nie rozumiemy, i tracimy motywację. Zatem chodzi o nasze nastawienie. Kiedy w związku coś idzie nie tak, wyluzuj, odpuść swojemu partnerowi, partnerce. Jeśli myślisz, że jesteś z osobą, która jest beznadziejna, okropna, samolubna, kontrolująca, złośliwa, niemiła, narcystyczna czy jakakolwiek inna, to prawdopodobnie ta osoba myśli tak samo o tobie. Właśnie dlatego pasujecie do siebie – macie te same braki.

Pewna urocza buddystka z Singapuru opowiedziała mi historię z jej życia. Kiedy wychodziła za mąż, a są ze swoim mężem wciąż razem, jej ojciec wziął jej świeżo upieczonego męża na słówko. Powiedział mu, że pewnie jest zakochany w jego córce po uszy, przekonany, że jest taka cudowna, piękna, czarująca, perfekcyjna i tak dalej. Tak właśnie jest, kiedy świeżo weźmie się ślub. Ale po kilku latach, mówił teść, zobaczysz w niej wady, niedociągnięcia, błędy. Wtedy chciałbym, żebyś pamiętał, że gdyby moja córka nie miała tych wad, to wyszłaby za mąż za kogoś dużo lepszego niż ty. Jest wiele prawdy i mądrości w tych słowach. No dobrze, już lepiej będę kończył. Dryfowałem po wodach związków, odkryłem trochę głębi i cienia, ale mam nadzieję, że wam się podobało.

Było też o tym, że to nie o doświadczenie chodzi, nie o ten wielki niepokój, smutek czy złość, których doświadczacie, ale o to, jak się do nich odnosicie. Więc zamiast odpowiadać niechęcią, która nakręca cierpienie dla ciebie i dla innych ludzi, weź się w garść. Popełniasz błędy jak każdy, inni niech się wkurzają na ciebie, dostajesz tę złość w gratisie. Zawsze możesz potraktować z humorem to, co ci się przydarza. Możesz się z tego uczyć i zaakceptować to, wszystko w końcu minie.

Rozmawiałem dzisiaj z psycholożką kliniczną, która jest jedną z naszych członkiń. Zapytałem, czy wykorzystuje nasze nauki w swojej praktyce. Odpowiedziała, że owszem, więc zapytałem, która z nauk jest dla niej najważniejsza. Odpowiedziała: „I to minie. Anicca. Nietrwałość”. Cóż za wspaniała nauka, jeśli masz covid albo schizofrenię, problemy w związku albo nudzi cię ta mowa – nie przejmuj się, to minie. A ta mowa właśnie minęła. Dziękuję za uwagę.

Sādhu, sādhu, sādhu!

Czas na pytania. Mamy pytania z zagranicy. Ojej, mam przechlapane. No dobrze, parę pytań z zagranicy i parę pytań z sali.

Pytanie od Johnny’ego: Jak medytacja ma mi pomóc, kiedy budzę się w swoim samochodzie, w którym mieszkam, na mrozie, kiedy wiem, że nie wystarczy mi kasy do końca miesiąca? Mam tego dość. Mój kraj odebrał mi wszelkie oszczędności, zniszczył mi życie.

Zawsze możesz poszukać jakichś pozytywów, cokolwiek się w życiu wydarzy. No tak, budzisz się na mrozie, nie masz domu, musi ci być okropnie zimno w samochodzie. Byłem kiedyś bezdomny. Czasem mówi się, że jesteśmy bezdomnymi mnichami, ale tak naprawdę to mamy przyjemne miejsce pobytu. A ty nie masz domu, mieszkasz w samochodzie. Jest tylu ludzi dobrej woli, nie wiem, z jakiego kraju pochodzisz, ale na świecie jest ich wielu. Poproś ich o pomoc, bądź dla nich uprzejmy. Nie wystarczy ci do końca miesiąca – jesteś tego pewien? Jeśli tak myślisz, to pewnie tak się stanie, ale jeśli masz pozytywne nastawienie, że coś się uda, to pewnie tak będzie.

W jednej ze wspaniałych powieści Charlesa Dickensa występuje niezwykle pozytywna postać – pan Micawber. Był tak biedny, tak zadłużony, że umieścili go w więzieniu razem z żoną i dziećmi, a w każdym razie z żoną, nie pamiętam, czy miał dzieci. Pytano go, co teraz zrobi, skoro został umieszczony w więzieniu z powodu długów, a pan Micawber zwykł odpowiadać: los się musi odmienić, los się musi odmienić. I zwykle tak się działo. Faktycznie stał się znakomitym urzędnikiem i miał potem dobre życie. Takie nastawienie, że los się musi odmienić, nazwano dzięki książce Charlesa Dickensa postawą Micawbera. W końcu los się faktycznie zmienia na lepsze. Piszesz, że twój kraj ci zniszczył życie i zabrał oszczędności. Nie. Zabrał ci jakąś część życia, ale wciąż jeszcze coś innego ci pozostało. Nie pozwól nikomu zabrać ci spokoju, szczęścia i dobrego nastawienia.

Wspominałem już tę historię kilka razy. Podczas odosobnienia mieliśmy włamanie do klasztoru. Ktoś włamał się do skrzynki na darowizny. Ile ukradziono? Nie pamiętam, ale zamiast się wściekać na złodzieja, mówię: niech sobie kradnie, ile chce, niech niszczy naszą skrzynkę, ale nie pozwolimy mu ukraść naszego szczęścia, wybaczenia ani zadowolenia z życia. Życzymy mu radości z tych pieniędzy, skoro my nie możemy się nimi cieszyć. Oby mu dobrze posłużyły, a nie żeby palił metamfetaminę czy coś tam. To się w ogóle pali czy bierze? Nie znam się na tym, jestem za stary. W każdym razie nie pozwolimy ci odebrać nam szczęścia. Możesz sobie ukraść, co chcesz, ale nie zabierzesz nam zadowolenia, mądrości ani życzliwości.

Jeśli ochronisz swoją życzliwość, mądrość, czasem nawet wytrzymałość, umiejętność – przepraszam za wyrażenie – zamiany gówna w złoto, okaże się, że nikt niczego ci nie może odebrać, w każdym razie niczego, co jest ważne.

Pytanie z Niemiec: Jak patrzeć na świat pozytywnie, jeśli ciągle odczuwasz chroniczny ból w ciele i masz płytki oddech będące skutkami operacji? Jak się zrelaksować podczas medytacji?

Z medytacją jest tak, że im bardziej się starasz coś zmienić, tym więcej stresu doświadczasz. Dziś już wcześniej komuś wspominałem o instrukcjach do medytacji z przypowieści o trzech cesarskich pytaniach. Teraz jest najlepszy czas na medytację. To, czego właśnie teraz doświadczasz, jest najważniejszym obiektem medytacji. Nie oddech, nie nimitty, nie cokolwiek innego, tylko właśnie bieżące doświadczenie. A co masz z tym robić? Zadbać o to, dać temu życzliwą uwagę. Zobaczysz, jaką to ma moc.

Często wykonuję medytację zgodnie ze wskazówkami zawartymi w trzech cesarskich pytaniach – nieważne, czy jestem zmęczony, czy mi gorąco, czy jestem chory. Siadam wtedy w swojej jaskini. To oczywiste, że teraz jest najlepszy czas, skoro to jedyny czas, który mam. Doświadczam tego, co jest, towarzyszę temu doświadczeniu. Cierpienie wynika stąd, że chcę od tego doświadczenia uciec, że chcę się go pozbyć, zabrać je, że uważam, że nie powinno go być. To właśnie cierpienie. Zatem zamiast źle się nastawiać do tego, czego doświadczam, traktuję to z życzliwością. Odkryłem, że życzliwe współczucie ma ogromną moc łagodzenia cierpienia.

Jeśli chodzi o ból, to pewnie słyszeliście już, że Buddha powiedział, że istnieją dwie strzały – fizyczna i emocjonalna. Jeśli chodzi o fizyczny ból, to jest po prostu częścią życia, ale nad emocjonalnym masz sporo kontroli. Możesz go odpuścić, możesz mu towarzyszyć. Potraktować jak kupę do nawożenia drzewa, jako nieodzowną część życia. Wtedy przerabiasz emocjonalną część bólu. Kiedy to robisz, okazuje się, że 95% bólu odeszło.

Zatem jeśli ciało utrudnia ci życie przez chroniczny ból i brak oddechu, podziękuj sobie za ten brak oddechu: „Wolałbym mieć głębszy oddech, ale tak też jest cudownie, dziękuję za to, że oddycham”. Dzięki takiemu podejściu można się wiele nauczyć, ogromnie rozwijać. Znam wielu ludzi cierpiących na chroniczny ból.

Lata temu podszedł do mnie pewien człowiek – muszę o nim wspomnieć – i powiedział, że badania, które mu zrobiono w klinice bólu w szpitalu, wykazały, że jego ból jest taki sam jak gdyby odcięto mu ramię piłą. Nie taką łańcuchową, tylko ręczną. Dzień w dzień odczuwał ból na takim poziomie, wykazały to skany jego mózgu. A ja na niego patrzyłem i widziałem w nim ogrom spokoju i szczęścia. Przyzwyczaił się do tego bólu. Był ponad nim. Żył życiem zamiast bólem. Więc, jak widać, można tak żyć. Choć to trudne. Ale chyba nie masz wyboru, jeśli cierpisz na chroniczny ból. Kluczem jest towarzyszenie temu bólowi, odbiera mu to jego część emocjonalną.

Pytanie: Co robić, kiedy ludzie, z którymi mieszkasz czy pracujesz albo twoi sąsiedzi czy kierowcy na drodze złoszczą się na ciebie? Jak sobie radzić z wkurzonymi ludźmi?

Po pierwsze, uciekaj! Aby cię nie mogli zranić. Nie chodzi o zwykłe uciekanie, tylko o unikanie miejsc, gdzie znajdują się wkurzeni ludzie. Nie chodź do pubów, nie chodź na mecze piłki nożnej – ktoś może się zezłościć, gdy jego drużyna przegra. Po prostu bądź spokojny, taka osoba odkryje, że nie wywiera na tobie żadnego wrażenia.

Był kiedyś taki mnich, który wkurzył się na mnie w klasztorze na oczach innych ludzi. Byłem w trakcie wycierania miski ścierką. Wrzeszczał na mnie, że nie powinienem wycierać miski brudną ścierką, że to okropny nawyk. Czy dobrze go naśladuję? Nie wywarłem na was wrażenia? Czemu się nie wkurzacie?

W każdym razie zdałem sobie sprawę, że mam wybór. Mogłem też się na niego wkurzyć w odwecie, ale chciałem spróbować czegoś innego. Pamiętam, że musiałem z siebie wykrzesać dużo silnej woli. Zwykle nie używam silnej woli, ale wtedy naprawdę miałem ochotę go zdzielić. Zamiast tego podszedłem do torby ze ścierkami, wymieniłem moją ścierkę na czystą, wróciłem i kontynuowałem wycieranie. Wszyscy mnisi ucichli, obserwując sytuację. Nie mieliśmy telewizji w klasztorze, a tutaj jakaś drama, coś się wreszcie działo. Wróciłem więc z odpowiednią szmatką, spojrzałem na niego, tak jak pozostali. Poczerwieniał na twarzy ze wstydu, odszedł i nigdy więcej się na mnie nie zezłościł. Niesamowite.

Nie chodzi tylko o to, że sposobem rozładowania jego gniewu była wymiana ścierki, łatwa sprawa, ale chcę pokazać moc nieodbijania gniewu. To ważna lekcja. Próbuję ją przekazać innym – kiedy ktoś się na ciebie wkurzy, zrób to, co ja. Oczywiście najlepiej, jeśli inni patrzą. Zrób to, czego ta osoba chce, a wszyscy będą patrzeć na nią i zastanawiać się, co teraz zrobi. W każdym razie wtedy to zadziałało.

William z Danii pisze: „Dalajlama twierdzi, że najlepsza medytacja to sen. Czy się z nim zgadzasz?”.

Z całym szacunkiem, to nie mógł być obecny Dalajlama. Może któryś z poprzednich. Sen nie jest najlepszą medytacją. O raju, kiedy wchodzisz w stan naprawdę głębokiej medytacji, nie potrzebujesz snu, odczuwasz błogość. To dużo bardziej potężne niż sen.

Konrad z Belgii pisze: „Twoje mowy są wspaniałe”. Jeeej! „Jestem za nie bardzo wdzięczny”. Jeeej! „Jak definiujesz szczęście?”

O, w taki sposób możesz je znaleźć. Nie szukaj definicji w słowach, ale w czynach. Jak się czuje szczęśliwy człowiek? W dzisiejszym świecie za bardzo się przyklejamy do słów, ubierając w nie koncepty, zamiast wyrażać je uczuciami.

Pytanie: Jak zachować poczucie szczęścia w świecie pełnym lęku i materializmu?

Świat wcale taki nie jest! Jest pełen pięknych ludzi! Takich, którzy są życzliwi, hojni, pełni miłości, poświęcenia, gotowi do służby. Na nich zwracam uwagę.

Wreszcie pytanie od Pauline z Paryża: Dziękuję ci za mowy w 2020 roku, był to dla mnie trudny rok, nie tylko z powodu covidu, ale dzięki tobie przetrwałam.

O, jakie to miłe. Od Pauline z Paryża. Tylko czytam, tak tu jest napisane. Tak jest, zobacz sam. Wiecie, wielu ludziom trudno zaakceptować pochwałę. Mnie nie. Nie zawstydzam się. Wielu ludzi unika poddawania się ocenie – „to nie ja”, „nie mogłem tego zrobić”. Ja unikam oceniania, daję tylko pochwały.

Dziękuję. Czy są jakieś pytania? Troszkę się przedłużyła ta mowa. Po raz pierwszy, po raz drugi, koniec! No dobrze, dziękuję wam za przybycie. Teraz oddamy pokłon, a potem cieszcie się wspaniałym wieczorem. Pamiętajcie o ceremonii Kaṭhina w klasztorze mniszek w niedzielę.

O autorze

brahm.jpg

Brahmavamso Ajahn
zobacz inne publikacje autora

Czcigodny Ajahn Brahmavamso Mahathera (znany jako Ajahn Brahm), właściwie Peter Betts, urodził się w Londynie 7 sierpnia 1951 roku. Obecnie Ajahn Brahm jest opatem klasztoru Bodhinyana w Serpentine w Australii Zachodniej, Dyrektorem ds. Duchowych Buddyjskiego Towarzystwa Stanu Australia Zachodnia, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Wiktoria, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Australii Południowej, Patronem Duchowym Bractwa Buddyjskiego w Singapurze oraz Patronem Duchowym ośrodka Bodhikusuma Centre w Sydney.

Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: Facebook

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

gnu.svg.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

cc.png

Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK

Źródło: http://www.bswa.org

Tłumaczenie: Beata Wysocka
Redakcja polska: Aneta Miklas
Czyta: Aleksander Bromberek (http://lektor-online.pl/)

Image0001%20%281%29.png

Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/