Tytuł: Humor w literaturze palijskiej

O autorze: Henapola Gunaratana

Wersja pdf:

zobacz źródło

print

Wersja scribd:

Cóż po śmiechu, z czegoż się radować
gdy rażą nieustanne płomienie,1
jeśli w mroku nie chcesz się już chować
czy nie potrzebne jest ci oświetlenie?

Dhammapada (Dhp.146 – Podstawy Dhammy)

bz_0110.jpg

Czytając powyższy wers Dhammapady, nie znając pełnego kontekstu wypowiedzi, można dojść do błędnego wniosku, jakoby Buddha kategorycznie potępiał jakiekolwiek zadowolenie z życia. Zgodnie z komentarzami,2 słowa te zostały wypowiedziane w momencie, gdy pewna grupa nierozważnych, pijanych kobiet, odwiedziła Buddhę, by począć tańczyć i śpiewać przed nim bez jakiegokolwiek wstydu.

Istnieje krótka sutta w Aṅguttara-nikāyi,3 która wyjaśnia, że Buddha nie uznawał jedynie niepohamowanego śmiechu, czy też rechotania spazmami, długiego pokazywania uzębienia w śmiechu (ativelaṃ dantavidaṃsakaṃ hasitaṃ), uznając to za dziecinadę (komārakaṃ) w Dyscyplinie Szlachetnych (ariassa vinaye). Zaznaczył jednocześnie że wystarczy pokazywać uśmiechem umiarkowany śmiech (sitaṃ sitamattāya) gdy jest się zadowolonym z Nauczania (dhammapamodita).

Komentarz4 wyjaśnia, że jeśli jest powód do śmiania się, można pokazać czubki zębów, wyrażając swoje zadowolenie. Co więcej, ważnym wzmianki jest fakt, że Buddha wygłosił tę mowę jako napomnienie w stosunku do tzw grupy sześciu (chabbaggiya) mnichów, którzy notorycznie łamali wskazania, w tym przypadku kręcili się po okolicy śpiewając, tańcząc i śmiejąc się grubiańsko.

Król z Kosala rzekł kiedyś Buddzie porównując jego uczniów z tymi z innych tradycji duchowych. Tamci zdawali się być wychudzeni, wynędzniali, zaniedbani, bladzi, z żyłami widocznymi na całym ciele, tak, że nikt nie chciał na nich nawet rzucić okiem, podczas gdy uczniowie Buddhy wyglądali na „wesołych i roześmianych (haṭṭha-pahaṭṭhe), mających wyśmienite samopoczucie (udaggudagge), czujących się wygodnie w swym ciele (abhiratarūpe), pełni wigoru (pīṇindriye), zrelaksowani (appossukke), odprężeni (pannalome), żyjący dzięki dobroczynności innych (paradattavutte), z umysłem pełnym swobody jak sarny w lesie (migabhūtena cetasā viharante). Król dodał jednocześnie, że wierzył iż jest to spowodowane tym, że mnisi „musięli zrozumieć coraz to subtelniejsze poziomy rozróżnienia jakie przekazywał Błogosławiony”.5

Tak jest po prawdzie. Jeśli ktoś faktycznie uważa się za „religijnego” pod względem moralnym, duchowym i intelektualnym, wtedy czuje się on szczęśliwy i radosny. Tacy ludzie posiadają doprawdy wyrafinowane poczucie humoru. Buddyzm jest czymś zupełnie odmiennym niż taki rodzaj nastawienia umysłu, który charakteryzowałoby się melancholią, żałobą, pesymizmem i depresją. Takie nastawienie jest de facto przeszkodą w urzeczywistnianiu Prawdy. Z drugiej strony, wartym odnotowania jest fakt, że radosne uniesienie (pīti) jest jednym z siedmiu czynników oświecenia (bojjhaṅga), które są podstawowymi właściwościami jakie należy w sobie wykształcać w celu realizacji Nibbāny.

Przez cały XIX wiek i początek XX wieku, wielu misjonarzy chrześcijańskich jak też liczni buddolodzy z Zachodu, którzy nie potrafili zrozumieć właściwie pierwszej Szlachetnej Prawdy (dukkhasacca) opisywali buddyzm w kategoriach religii pesymizmu.6 Ich błędne wyobrażenia i uprzedzenia miały wpływ na opinię większości dzisiejszych zwolenników buddyzmu na Zachodzie. Ukuło się przekonanie, że teksty buddyjskie są zawsze poważne i przygnębiające, pozbawione jakiegokolwiek poczucia humoru czy radości z życia. W konsekwencji nie potrafiono dostrzec subtelnego i lekkiego humoru jaki często można znaleźć w tekstach palijskich. Paradoksalnie – współcześni ludzie z Zachodu, odwiedzający takie kraje buddyjskie jak Sri Lanka, często ze zdziwieniem zauważają, że ludzie tam są szczęśliwi, radośni i wyluzowani.

Materiału odnośnie tej jaśniejszej strony życia, odkrywającego poczucie humoru różnego kalibru, jest w Kanonie Pāḷi na tyle dużo - choć rozsianego w literaturze kanonicznej, komentatorskiej i w folklorze – że starczyłoby na sporą książkę. W tym krótkim artykule przedstawionych zostanie zaledwie kilka przykładów, w głównej mierze streszczenia lub urywki, z tekstów kanonicznych bądź z komentarzy.

***

Kilka tygodni po oświeceniu siedząc u korzenia drzewa Ajapāla-nigrodha,7 nieopodal drzewa Bodhi, pewien bramin przyszedł do Buddhy z wizytą. Palijski oryginał8, który wspomina tę historię nie podaje prawdziwego imienia tego mężczyzny lecz przedstawia go jako „aññataro huhuṃka jātiko9 brāhmaṇo” czyli „pewnego bramina, który miał w zwyczaju mówić huhuṃ”. Powodowany dumą i arogancją zwykł on wydawać pewien dźwięk, wyrażając swoją pogardę, tak by poniżyć swych adwersarzy i wszystkiego co powiedzą. Także w dzisiejszych czasach żyją jemu podobni, polskim odpowiednikiem byłoby wyrażenie „phi-phi”.

Błogosławiony przebywał w Uruvelā, całkiem niedawno osiągnąwszy samo-przebudzenie. Bramin ten mógł być mieszkańcem tej krainy. Jest więc prawdopodobne, że mogli oni znać się już wcześniej. Mężczyzna ten spytał Buddhę o to w jaki sposób można kogoś nazwać braminem, jakie właściwości konstytuują bramina. W swej odpowiedzi, Buddha wymieniając kilka wymagań jakie taki człowiek powinien spełniać, na przykład brak jakiegokolwiek zaangażowania się w tym co złe, brak skaz w czyimś charakterze, samokontrola, życie czystego życia, dołączył do tej listy, zupełnie nie akcentując tego, jakby od niechcenia jeszcze jedną cechę – nie emitowanie odgłosu huhuṃ (nie mówienie phi-phi)

***

Kiedyś w Rājagaha wędrujący asceta, który opuścił dom (paribbājaka) o imieniu Dīghanakha (długie paznokcie, więc „długopaznokciwy”) przyszedł zobaczyć Buddhę i stwierdził:

„Czcigodny Gotamo, oto co mówię, oto co uznaję: żaden pogląd nie jest mi bliski”.

Buddha jedynie skonstatował: „Ten pogląd, że „żaden pogląd nie jest mi bliski” czy on także nie jest ci bliski?”10

Po tym dowcipnym spostrzeżeniu oraz wymijającej odpowiedzi jaką dał Dīghanakha, w której odparł, że jeśli ten pogląd byłby mu bliski, to także podchodziłoby pod jego twierdzenie, Buddha wygłosił wtedy głębokie pod względem filozoficznym i duchowym wyjaśnienie dotyczące poglądów (diṭṭhi). Pod koniec tej mowy Dīghanakha stał się sotāpanna („wchodzącym w strumień”), natomiast Sāriputta (wuj Dīghanakhi i prawa ręka Błogosławionego), który wachlował w tym czasie Buddhę, stojąc za nim, stał się arhantem.

***

Buddha był całkowicie wyzwolony z jakichkolwiek opini na temat siebie samego i związanej z tym dumy, dlatego też mógł przyjąć jakąkolwiek zniewagę. Nie stawał się przez to nijak skrzywdzony, co więcej, miał wobec takich sytuacji dość pogodne podejście, bez odrobiny uszczypliwości czy złośliwości mógł tak pokierować dyskusją by wyszła na dobre osobie, która wypowiadała zniewagi.

Znów w Rājagaha, bramin z klanu Bhāradvāja11 rozzłoszczony, że jego brat stał się uczniem Błogosławionego i wstąpił do mnisiej Saṅghi, zdecydował się przyjść do Nauczyciela i zaczął go obrażać i słownie znieważać. Gdy bramin zakończył swoje rzucanie oszczerstw, wtedy też Współczujący spokojnie i cicho spytał go:

„Jak o tym mniemasz braminie? Czy twoi znajomi i przyjaciele, rodzina i krewni oraz inni goście przychodzą do ciebie z wizytą?”

„Czasem przychodzą z wizytą, Panie Gotamo”

„Jak o tym mniemasz braminie? Czy proponujesz im pożywienie, jedzenie, przekąski?”

„Czasem im proponuję, Panie Gotamo”

„Jeśli jednak nie zechcą przyjąć tego od ciebie, do kogo zatem należało będzie to pożywienie?”

„Jeśli nie zechcą przyjąć, wtedy to pożywienie będzie należało do mnie.”

„Tak samo braminie jest z nami – nie generując obelg na twe obelgi, nie gniewając się na twój gniew, nie kłócąc się z twymi kłótniami – nie chcemy przyjąć tego, co nam proponujesz. Należy to do ciebie, braminie! Należy to do ciebie!”12

***

Kolejny bramin zwany Verañja (pochodzący z Verañja) przyszedł do Buddhy i zaatakował go uczonymi, poniżającymi epitetami. Obwiniał on taki rodzaj przesłania i postawę jako złą i „niereligijną” w odniesieniu do tego w co wierzyli bramini:

„Zatem Pan Gotama głosi doktrynę nie-działania” ("akiriyavādo bhavaṃ gotamo"ti!)

„Jest to, braminie, możliwym do stwierdzenia, gdyby ktoś chciał właściwie rzec, rzekłby: ‘Pan Gotama głosi doktrynę nie-działania’. Głoszę, braminie, nie-działanie odnośnie nieodpowiedniego zachowania ciałem, mową i umysłem, głoszę nie-działanie odnośnie wszelkiego rodzaju złych, niepożytecznych rzeczy. Zatem jest to, braminie, możliwym do stwierdzenia, gdyby ktoś chciał właściwie rzec, rzekłby: ‘Pan Gotama głosi doktrynę nie-działania’.

„Zatem Pan Gotama głosi doktrynę anihilacji” ("ucchedavādo bhavaṃ gotamo"ti!)

„Jest to, braminie, możliwym do stwierdzenia, gdyby ktoś chciał właściwie rzec, rzekłby: ‘Pan Gotama głosi doktrynę anihilacji’. Głoszę, braminie, anihilację odnośnie pragnienia, niechęci i ułudy, głoszę anihilację odnośnie wszelkiego rodzaju złych, niepożytecznych rzeczy. Zatem jest to, braminie, możliwym do stwierdzenia, gdyby ktoś chciał właściwie rzec, rzekłby: ‘Pan Gotama głosi doktrynę anihilacji’.

^^ Verañja Sutta (an. 08.011 – Mowa w Verañja) ^^

W ten sposób, jakiegokolwiek terminu Verañja by nie użył, by znieważyć Buddhę, ten tylko, łagodnie i pełen równowagi odpowiadał tak, by niosło to ze sobą przekaz istotny pod względem doskonalenia moralności jak też sfery duchowej.

Pod koniec długiej dyskusji, Verañja był tak zadowolony z odpowiedzi, że stał się świeckim uczniem (upāsaka) Błogosławionego.

***

Pewnego razu w Kapilavatthu, stolicy Sākyów, Buddha wróciwszy z jałmużny, po zjedzeniu wyżebranego pożywienia, udał się do Wielkiego Lasu (mahāvana) nieopodal miasta i usiadł pod jednym z drzew na resztę dnia. Pewien człowiek z ludu Sākyów, przedstawiony w tekście jako Daṇḍa-pāṇi (kij w dłoni)13 w tym czasie także przechodził się po Wielkim Lesie i doszedł do miejsca gdzie siedział Buddha. Daṇḍa-pāṇi był krewnym Buddhy14 więc najprawdopodobniej znali się wcześniej. Komentarze mówią, że książę jakim był Daṇḍa-pāṇi był stronnikiem Devadatty (kuzyna Buddhy i największego wroga), więc był też negatywnie nastawiony do Błogosławionego.15 Przywitawszy się z Buddhą, stojąc z boku, podpierając się na swoim kiju zadał takie pytanie:

„Jaki pogląd ma pustelnik (samaṇa – odnosząc się tak do Buddhy)? Czego naucza?”

W owych czasach w północnych Indiach uważano za niegrzeczne i nieprzyzwoite by mówić stojąc do powszechnie szanowanej osoby, która w danym momencie siedzi oraz mówić siedząc do kogoś takiego kto stoi. Zachowanie Daṇḍa-pāṇiego było nie tylko naganne, nie dość, że stał w trakcie rozmowy z Buddhą to jeszcze podpierał się o swój cenny kij co mogło być odebrane jako aroganckie i zawadiackie. Błogosławiony zdawał sobie sprawę z tego, że mężczyzna ten nie zadaje pytania by się czegoś dowiedzieć, lecz by pokazać swoją wyniosłość. Przebudzony odpowiedział w dość osobliwy sposób:

„Przyjacielu, mówię i nauczam tylko w taki sposób by nie powstawała żadna kłótnia w tym świecie, ze swymi devami, Mārami i bogami, z tym pokoleniem pustelników i duchownych, z władcami i ich ludem, w taki sposób by nie powstawały utajone wpływy skojarzeniowe w tym kto przebywa oderwany od przyjemności zmysłowych, kto jest bez wątpliwości, odcięty od żalu, pozbawiony pragnienia do stawania się czymkolwiek w tym lub przyszłym życiu.”

Dla Daṇḍa-pāṇiki była to jakaś czarna magia. Nie rozumiejąc ni słowa potrząsnął głową, otworzył usta i uniósł język do tyłu, podniósł brwi aż na czole pojawiły się trzy zmarszczki, wziął swój kij i odszedł.

Mnisi, którym opowiedziano potem tę historię także nie potrafili uchwycić sensu słów Buddhy, zapragnęli zatem dowiedzieć się znaczenia tej odpowiedzi. Buddha wyjaśnił im to dość skrótowo. Mnisi więc zwrócili się do Mahā-Kaccāna Thery, pierwszego spośród tych, którzy potrafili analitycznie pochwycić przekaz Dhammy, który za namową mnichów wyjaśnił im to w drobnych szczegółach. Jego wytłumaczenie zostało później zaakceptowane przez Błogosławionego. Cała historia dostępna jest w Madhupiṇḍika sutcie (MN.18 – Mowa o grudce miodu).

***

Jedna z historii zawarta w Mahāsīhanāda Sutta (MN.012 – Dłuższa mowa o lwim ryku) jest nad wyraz inspirująca. W niej to opisanych jest wiele różnorakich cech i mocy, które posiada Przebudzony, lecz także są tam wymienione liczne praktyki ascetyczne jakim poddawał się przyszły Buddha w okresie gdy pogrążony był w samo-umartwianiu się, tuż przed swoim oświeceniem. Mowa ta wygłoszona została do Sāriputty, naczelnego i najwybitniejszego wśród uczniów Buddhy. W owych czasach pokładano wiarę w niektóre nauki pewnych nauczycieli duchowych, którzy twierdzili, że oczyszczenie umysłu może zostać osiągnięte poprzez ograniczenie pożywienia. Zatem tak też praktykował niedoszły Buddha, żywiąc się tylko jednym owocem jujuby (Głożyna pospolita, jujuba pospolita (Ziziphus jujuba), w palijskim: kola) lub jednym ziarenkiem ryżu dziennie. Potem Błogosławiony dodał pogodnym tonem:

„Sāriputto, myślałbyś, że owoce głożyny były w tamtym czasie większe niż dziś. Nie myśl w ten sposób, Sāriputto. W tamtym czasie owoce głożyny były tego samego rozmiaru co dziś.” (To samo zostało powiedziane odnośnie ziarenka ryżu.)

***

Gdy wygłoszona została powyższa mowa, Czcigodny Nāgasamāla stał za Buddhą i wachlował go (gdyż był wtedy zapewne gorący dzień w Vesāli). Pod koniec mowy Nāgasamāla powiedział Nauczycielowi:

„Cudownie, Bhante, niebywałe, Bhante! Po usłyszeniu tej mowy dhammy zjeżyły mi się aż włosy na ciele. Jak nazywa się ta mowa dhammy?”

„Zatem możesz, Nāgasamālo nazywać tę mowę dhammy jako jeżącą-włosy-na-ciele (lomahaṃsanapariyāyo)”

Odpowiedział mu Buddha, choć w Majjhima Nikāyi znana jest pod nazwą Mahāsīhanāda Sutta czyli Dłuższa mowa o lwim ryku.

***

Pewnego razu Buddha przebywał w Pāvārika, w gaju drzew mango, nieopodal Nālāndy. Wtedy to Sāriputta przybliżył się do Nauczyciela i tak stwierdził:

„Bhante, takim wielkim zaufaniem darzę Błogosławionego, że twierdzę iż nie było nigdy i nigdy nie będzie, nie ma i teraz jakiegokolwiek pustelnika czy duchownego, który byłby w posiadaniu tak wielkiego nadprzyrodzonego poznania (abhiññā) jakie ma Oświecony.”

Buddha bardzo cenił sobie Sāriputtę, uważając go za najbardziej inteligentnego z jego wszystkich uczniów. Jednak Nauczyciel, zdaje się, nie uznawał i nie aprobował tego rodzaju wiary czy wychwalania, z drugiej strony nie chciał strofować Sāriputty przed innymi, także ze względu na szacunek jakim go darzył. Błogosławiony łagodnie stwierdził:

„Sāriputto, wypowiedziałeś wielkie i śmiałe stwierdzenie. Przybrałeś twardą postawę, wyraziłeś tym swój lwi ryk… Zatem Sāriputto musiałeś znać tych wszystkich Błogosławionych, Arahantów, Samo-przebudzonych, którzy żyli w przeszłości, odbierając swym umysłem ich umysły, rozróżniając poziom ich moralności, nauczania, mądrości, praktyki i wyzwolenia?”

„Nie, Bhante”

„Z pewnościa jednak znasz, Sāriputto, tych wszystkich Błogosławionych, Arahantów, Samo-przebudzonych, którzy będą żyć w przyszłości, odbierając swym umysłem ich umysły, rozróżniając poziom ich moralności, nauczania, mądrości, praktyki i wyzwolenia?”
„Z pewnością nie, Bhante”

„Więc może znasz mnie, Sāriputto, bądź co bądź Arahanta, Samo-przebudzonego, odbierając swym umysłem mój umysł, rozróżniając poziom mej moralności, nauczania, mądrości, praktyki i wyzwolenia?”

„Doprawdy, nie, Bhante”

„Zatem, Sāriputto, nie masz takiego poznania by odczytywać umysły (cetopariyaiññāna) Błogosławionych, Arahantów, Samo-przebudzonych zarówno przeszłych, przyszłych jak i teraźniejszych. Czemuż więc, Sāriputto, wypowiedziałeś tak wielkie i śmiałe stwierdzenie. Czemu przybrałeś twardą postawę, czemu wyraziłeś swój lwi ryk…?”

Jednak Sāriputta mimo wszystko wygłosił długą mowę usprawiedliwiającą jego wcześniejsze słowa – całość w Sampasādanīya Sutta (DN.28 – Mowa o zadowoleniu)

***

Pewnego dnia takie pytanie przyszło jednemu mnichowi do głowy:

„Gdzie cztery podstawowe pierwiastki składowe (cattāro mahābhūtā), czyli właściwość ziemi (pathavīdhātu - stałość, grawitacja), właściwość wody (āpodhātu - płynność, spójność), właściwość ognia (tejodhātu - temperatura, ciepło), właściwość wiatru (vāyodhātu - ruch, energia pędu) w jakimkolwiek zakresie nie będą powstawały?”

Mając nadnaturalne zdolności (iddhi), dzięki skoncentrowanemu umysłowi, mnich ten udał się do nieba Czterech Wielkich Królów (cātumahārājikā devā) zadając im swoje pytanie. Wyznali oni mu, że nie znali odpowiedzi, lecz wskazali mu Czterech Wielkich Królów (cattāro mahārāje), władający wyższym światem, którzy mogli znać odpowiedź. Mnich poszedł więc do nich, jednak i ci wyznali mu swoją niewiedzę w tym temacie. Wskazali mu kolejne, jeszcze wyższe i subtelniejsze istoty niebiańskie (tāvatiṃsā devā), które także nie potrafiły udzielić odpowiedzi na pytanie. W ten sposób mnich wchodząc na coraz to wyższe i bardziej subtelne poziomy światów, doszedł wreszcie do szóstego nieba (paranimmita-vasavatti), najwyższego z możliwych w zmysłowym świecie (kāmāvacara). Jak można się domyśleć i tam nie udzielono mu odpowiedzi i skierowano do świata bogów (brahma), który jest jeszcze wyżej i jest bardziej wysublimowany. Tam, po dotarciu mnicha, bogowie poradzili mu by udał się z tym pytaniem do Mahā Brahmy, najwyższego Boga, nadrzędnego wobec wszystkich innych bogów, który z pewnością znać będzie odpowiedź. Zgodnie z opisami, to właśnie najwyższy Brahma jest stwórcą świata, jest jedynym, to znaczy nie ma nikogo przed nim.

Wielki Brahma pojawił się przed mnichem, który zadał mu to samo pytanie: „Gdzie cztery podstawowe pierwiastki składowe, czyli właściwość ziemi, właściwość wody, właściwość ognia, właściwość wiatru w jakimkolwiek zakresie nie będą powstawały?”

Najwyższy Bóg w odpowiedzi wygłosił imponującą, choć nie mającą związku z tematem deklarację:

„Mnichu, Jestem Brahma, Wielki Brahma, Władca, Niezrównany, Wszechwiedzący, Wszechmocny, Stwórca, Oddziaływający, Budowniczy, Przywódca, Wyrokujący, Pan, Ojciec dla wszystkich którzy są lub mają przyjść.”

Te słowa nie wywarły na mnichu najwidoczniej większego wrażenia, gdyż nieśmiało rzekł:

„Przyjacielu, nie pytałem o to czy jesteś Brahmą, Wielkim Brahmą, Władcą …pe… Ojcem dla wszystkich, którzy są lub mają nadejść. Pytałem o to gdzie cztery podstawowe pierwiastki składowe …pe… w jakimkolwiek zakresie nie będą powstawały?”

Brahma powtórzył swoje pompatyczne przechwałki, a mnich po raz trzeci, spokojnie i cicho powtórzył swoje pytanie. Wtedy Mahā Brahma wziął mnicha pod ramię, zaprowadził na bok i szepnął do niego:

„Posłuchaj, ci bogowie świata Brahmy uznają, że nie ma niczego czego bym nie widział, niczego czego bym nie znał, niczego czego bym nie doświadczył. Dlatego nie chciałem odpowiadać przy nich. Ja też nie wiem, mnichu, gdzie cztery podstawowe pierwiastki składowe …pe… w jakimkolwiek zakresie nie będą powstawały. Sam żeś sobie winny, mnichu, to twój błąd, że mijając się z Błogosławionym, miast jemu zadać to pytanie, ty szukasz gdzie indziej odpowiedzi. Idź mnichu do Błogosławionego, zbliżywszy się do niego zadaj mu to pytanie, to co on odpowie, to zapamiętaj.”

Mnich wrócił do Buddhy i przedstawił mu swoje pytanie. Błogosławiony z dozą poczucia humoru odniósł się do pewnej czynności jaką wykonują marynarze na statkach. Handlarze w dawnych czasach brali na pokład ptaka, który potrafił wypatrzeć ziemię na horyzoncie. Jeśli statek zboczył zbytnio z kursu i odpłynął za daleko od brzegu, wypuszczano wtedy ptaka dostrzegającego ląd. Latał on we wszystkich kierunkach, i jeśli dostrzegł zarys lądu na horyzoncie, wtedy szybował w tamtym kierunku. Jeśli nigdzie wkoło nie było widać pobliskiej ziemi, wtedy ptak wracał na statek. „Po tych wszystkich poszukiwaniach, aż po świat Brahmy, wracasz do mnie.” powiedział Buddha.

Wtedy też Oświecony wskazał mnichowi, że źle zadawał swoje pytanie. Po odpowiednim sformułowaniu tegoż, dał mu wyczerpującą odpowiedź (miejmy nadzieję, że mnich ten zrozumiał ją!). Więcej w Kevaṭṭa Sutcie (DN.11 – Mowa do Kevaṭṭy).

***

Jeśli ktoś zada pytanie: „czemu głupiec jest jak łyżka, a mądry człek jest jak język?” można użyć tego zagadnienia jako rodzaju współczesnej zagadki bądź quizu. Nie można jednocześnie nie dostrzec humorystycznego akcentu w odpowiedzi na powyższe pytanie w wersach Dhammapady:

64. Choćby głupi ktoś, całe swe życie,
mądremu miał asystować,
żadne będzie jego o Dhammie pojęcie,
tak jak łyżka smakiem sosu nie potrafi się delektować.

65. Choćby bystry ktoś, nawet jedną chwilę,
mądremu miał asystować,
natychmiastowe będzie jego o Dhammie pojęcie,
tak jak język smakiem sosu potrafi się delektować.

Dhammapada (Dhp.64-65 – Podstawy Dhammy)

***

Bramini zawsze twierdzili, że to oni są prawowitymi synami Brahmy (Boga) (brahmuno puttā orasā), zrodzeni z Jego ust (mukhato jātā) potomstwo Brahmy (brahmajā) stworzeni przez Brahmę (brahmanimmitā), dziedzice Brahmy (brahmadāyādā).

Buddha powiedział kiedyś swemu uczniowi o imieniu Vāseṭṭha, który był braminem odnośnie tego powszechnie znanego, śmiałego twierdzenia pozostałych braminów:

„Doprawdy Vāseṭṭho duchowni ci musieli zapomnieć swą przeszłość kiedy mówią, że są prawowitymi synami Brahmy, zrodzonymi z Jego ust …pe… dziedzicami Brahmy. Na pewno, Vāseṭṭho, żony tych duchownych mają okres, zachodzą w ciążę, rodzą dzieci i wykarmiają je. Jednak, duchowni ci, którzy zrodzili się z łona swych matek, tak jak wszystkie inne istoty, mimo wszystko twierdzą: że są prawowitymi synami Brahmy …pe… dziedzicami Brahmy. W ten sposób sprzeniewierzają się Brahmie, mówią kłamstwa i zbierają wiele niekorzyści dla siebie samych.”

Komentarz wyjaśnia ten subtelny dowcip dość łopatologicznie, dając do zrozumienia, że jeśli słowa braminów byłyby prawdziwe wtedy usta Brahmy byłyby „żeńskim organem rozrodczym” (dosł. drogą/przewodem moczowym braminek – passāvamagga)
Zob. - Aggañña Sutta (DN.27 – Mowa o nadrzędnym poznaniu)

***

Pewnego razu w Sāvatthi zebrało się wielu pustelników, duchownych i różnorakich ascetów. Każdy z nich miał swój własny pogląd z zakresu filozofii i metafizyki, co więcej, każdy z nich uważał, że jego pogląd jest jedyną prawdą, reszta to bzdury (idaṃ eva saccaṃ mogghaṃ aññaṃ). Kłócili się ze sobą, spierali i dyskutowali, raniąc się nawzajem „ostrzem swych języków” (mukkhasattīhi). Mnisi opowiedzieli o tym Buddzie.

Błogosławiony rzekł, że wszyscy ci pustelnicy, duchowni i różnoracy asceci są ślepi (andhā), pozbawieni oczu (acakkhukā) i nie rozróżniali tego co jest Prawdą (Dhamma) a co nie jest Prawdą (a-dhamma). Wtedy opowiedział tę przypowieść:

Pewnego razu był sobie król wielkiego miasta Sāvatthi. Zawołał jednego ze swych ludzi i wydał rozkaz: „Idź i zbierz wszystkich tych, którzy są ślepi od urodzenia”

Człowiek ten zebrał ich razem i zaprowadził przed oblicze króla. Wtedy król rozkazał: „Idź z nimi i pokaż im słonia.”

Mężczyzna ten wziął wszystkich ślepców, którzy nie widzieli od urodzenia, i przyprowadził na odległość wyciągniętej ręki od słonia. Okrążywszy słonia jedni z nich stali przy głowie - powiedziano im „to jest słoń”. Inni stali przy zadku słonia, im także powiedziano „to jest słoń”. Inni stali przy nogach, kłach, uszach, brzuchu, tułowiu – im wszystkim powiedziano: „to jest słoń”. Wtedy też poinformowano króla, że pokazano ślepym słonia.

Król przyszedł na miejsce i zapytał ślepców: „Czy pokazano wam słonia?”

„Tak, najjaśniejszy królu” – odpowiedzieli.

„Zatem powiedzcie mi, czym jest słoń?”

Ci ze ślepców, którzy dotykali głowy słonia, powiedzieli: „Panie, słoń jest jak wielki gar”, ci którzy wyczuwali ucho, rzekli: „słoń jest jak skórzany kosz” ci którzy stali przy nogach powiedzieli, że jest jak kolumna, ci którzy stali przy ogonie powiedzieli, że jest jak szczotka i tak dalej, w zależności od tego gdzie kto stał i czego dotykał i wyczuwał. Wtedy to ślepcy zaczęli się kłócić między sobą: „Wcale że nie! Jest tak jak ja mówię!”, „Gdzie tam, słoń nie jest taki!”, „Właśnie, że jest taki!”, „Mówisz bzdury, jest taki to a taki!”

Buddha wyjaśnił, że tak samo jest z tymi pustelnikami, duchownymi i różnorakimi ascetami, którzy kłócili się i spierali o Prawdę. Było tak dlatego, ponieważ dostrzegli oni jedynie niewielką jej część (ekaṅga-dassino) – zob. Ud.66-69

***

Ujęty w jednej z mów dowcipny przykład tyczący się filozoficznego, psychologicznego i duchowego podejścia odnośnie wyzwolenia, zbawienia czy wolności, bazującej jedynie na ślepej wierze i silnym przekonaniu, bez jakiejkolwiek wiedzy czy poznania, znaleźć można w krytyce braminów w Tevijja Sutcie (DN.13 – Mowa o trójwiedzy).

Bramini twierdzili, że poznali i ogłosili ścieżkę, Jedyną Drogę (ujumagga) wiodącą do komunii z Brahmą (Bogiem) (brahmasahavyatā). Buddha wypytywał o to młodego bramina o imieniu Vāseṭṭha, a mianowicie, czy był choć jeden bramin, uczony w trzech księgach Ved, któryby widział Brahmana, bezpośrednio, twarzą w twarz (brahmā sakkhidiṭṭho):

„Nie, Panie Gotamo” – odpowiedział Vāseṭṭha.

„Zatem Vāseṭṭho, być może był jakiś nauczyciel tych duchownych, uczonych w trójwiedzy, któryby widział Brahmana bezpośrednio, twarzą w twarz?”

„Nie, Panie Gotamo”

„Zatem, Vāseṭṭho, być może był jakiś nauczyciel nauczyciela tych duchownych, uczonych w trójwiedzy, któryby widział Brahmana bezpośrednio, twarzą w twarz?”

„Nie, Panie Gotamo”

„Zatem, Vāseṭṭho, być może był jakiś nauczyciel aż do siódmej generacji tych duchownych, uczonych w trójwiedzy, któryby widział Brahmana bezpośrednio, twarzą w twarz?”

„Nie, Panie Gotamo”

„Zatem, Vāseṭṭho, być może starożytni wieszcze (pubbakā isayo), autorzy świętych hymnów (mantānaṃ kattāro) zaklętych mantr (mantānaṃ pavattāro), mówili onegdaj: „Wiemy, widzieliśmy, jak jest Brahma, skąd jest Brahma i gdzie jest Brahma?”

„Nawet oni nie, Panie Gotamo”

Zatem, Vāseṭṭho, nie ma żadnego z duchownych, uczonych w trójwiedzy, którzyby widzieli Brahmana bezpośrednio, twarzą w twarz, ani nauczycieli tych duchownych, ani nauczycieli nauczycieli tych duchownych, ani nauczycieli aż do siódmej generacji tych duchownych, ani starożytnych wieszczy, autorów świętych hymnów, zaklętych mantr, które są wciąż powtarzane przez duchownych, uczonych w trójwiedzy (…) Skoro tak jest to czyż zamiast mówić: „Wiemy, widzieliśmy, jak jest Brahma, skąd jest Brahma i gdzie jest Brahma” powinni oni mówić: „Nie wiemy, nie widzieliśmy, oto ogłaszamy tę ścieżkę, Jedyną Drogę wiodącą do komunii z Brahmą”.

Jak mniemasz, Vāseṭṭho, nie mogą tak zrobić ci duchowni, uczeni w trójwiedzy, bo byłaby to mowa nie mająca żadnego sensu (appāṭihīrakata bhāsitaṃ). (…) To tak jakby długa kolejka ślepych ludzi stojących jeden za drugim: ani ten na przedzie, ani ten w środku ani ten na końcu nie widzi. Tak samo wygląda mowa tych duchownych, stojących jeden za drugim: ani ten na przedzie, ani ten w środku ani ten na końcu nie widzi. Zatem mowa tych duchownych, uczonych w trójwiedzy wygląda na śmieszną, wygląda jak słowa bez znaczenia, wygląda na pustą, wygląda na próżną.”

Następnie Buddha przytacza kilka zabawnych porównań odnoszących się do zachowania braminów. Wyglądają jak ci, którzy pożądają lokalnej piękności (janapada-kalyāṇī), choć nic o niej nie wiedzą, nawet jak wygląda. Są też jak mężczyzna budujący schody do posiadłości, której nie widzi. Wreszcie, są tak jak ktoś pragnący przedostać się na drugi brzeg rwącej rzeki, głośno błagając: „Zbliż się, drugi brzegu! Przyjdź na tę stronę” lub też nie woła, lecz śpi (snem ignorancji), etc.

zob. Tevijja Sutta (DN.13 – Mowa o trójwiedzy)

***

Wymieniwszy kilka przykładów z Kanonu palijskiego, czas teraz przyjrzeć się tekstom z komentarzy. Historia kłótni między dwoma pustelnikami o nadnaturalnych mocach; Devalą i Nāradą, posiada sporą dozę dobrego humoru.

Devala chciał spędzić noc na zapleczu garncarza. Nārada, który przybył tam nieco później także postanowił spędzić noc w tym samym miejscu. Po formalnym przywitaniu się i wymienieniu grzeczności, gdy kładli się spać, Nārada ostrożnie sprawdził gdzie Devala zamierza się położyć, oraz gdzie jest wyjście – w razie gdyby w środku nocy była potrzeba wyjść na zewnątrz. W trakcie nocy Devala zdecydował się zmienić miejsce i położył się nieopodal drzwi.

W środku nocy, Nārada wychodząc za potrzebą potknął się o głowę Devali. Ten, wściekły krzyknął: „Ty podrabiany pustelniku, potknąłeś się o moją głowę!” Nārada natychmiast przeprosił, uniżenie mówiąc: „Wybacz mistrzu, nie wiedziałem, że tu śpisz.” i wyszedł.

Devala pomyślał, że Nārada znów potknie się o jego głowę, gdy będzie wracał, więc zmienił pozycję, kładąc głowę tam gdzie miał stopy. Nārada wracając do szopy, aby kolejny raz nie potknąć się o głowę Devali powoli szedł tam, gdzie jak zapamiętał były jego stopy, tym razem potykając się o szyję Devali!

Devala wpadł we wściekłość, krzyczał że przeklnie Nāradę, który rzecz jasna zaczął przepraszać, wyrażając jak bardzo jest mu przykro i niezręcznie, oraz zapewniając, że nie wiedział, że Devala znów zmienił pozycję, oraz, że nie miał najmniejszej intencji nadepnąć na śpiącego i że to wszystko jest przykry wypadek.

Jednak Devala nie usłuchał: „Ty podrabiany pustelniku!” wrzeszczał „Przeklnę cię!”

„Proszę, nie rób tego mistrzu!”

Mimo skruchy i przeprosin Nārady, Devala przeklął go, wyrokując, że głowa Nārady pęknie na siedem części o wchodzie słońca.

„Mistrzu!” – rzekł Nārada – „pomimo mych zapewnień, że nie było w tym mojej winy, ty mnie przekląłeś. Zatem, niech głowa tego kto jest winny, a nie głowa tego kto jest niewinny pęknie na siedem części o wschodzie słońca.” – te słowa stały się w efekcie obowiązującym przekleństwem.

Nārada posiadał jeszcze jedną moc, widział wyraźnie przeszłość i przyszłość. Zobaczył w swej wizji, że to nie jego głowa lecz Devali pęknie o poranku. Wzbudziło się w nim współczucie w stosunku do kapryśnego pustelnika i dzięki kolejnej ze swych zdolności – powstrzymał słońce przed wzejściem.

Ta błaha kłótnia pomiędzy dwoma pustelnikami w szopie garncarza spowodowała, ze cały świat był na granicy katastrofy. Gdy wschód został w tajemniczy sposób opóźniony, ludzie zaczęli panikować, poszli do pałacu by poskarżyć się królowi. Odkryto, że ten nienaturalny stan rzeczy spowodowany został przekleństwami dwóch pustelników. Król wraz z całym orszakiem, uzbrojonym w pochodnie pośpieszyli do szopy garncarza. Tam Nārada wyjaśnił całą sytuację. Jedynym sposobem by uchronić głowę Devali przed pęknięciem na siedem części o wschodzie słońca, było przeproszenie Nārady. Jednak Devala był nieprzejednany. Nie miał ochoty przepraszać Nārady nawet na prośbę samego króla. Rozkazano ludziom króla pochwycić pustelnika za ramiona, zgięli mu nogi i głowę przed Nāradą. „Powstań proszę mistrzu – jest ci wybaczone.” Jednak Nārada wiedział, że to nic nie pomoże, ponieważ przeprosiny nie były intencjonalne. Życie Devali nadal było zagrożone.

Nārada zaproponował inne rozwiązanie. Polecono by wziąć Devalę do pobliskiego jeziora, zanurzyć go w wodzie aż po szyję, a na głowie umieścić bryłę ziemi reprezentującą jego głowę. Gdy Nārada puścił słońce w bieg, w tym samym czasie gdy promienie światła porannego wyszły z horyzontu, Devala zanurkował i wypłynął w innym miejscu, uciekając klątwie. Wraz ze wschodem grudka ziemi na głowie Devali jako „podróbka głowy” pękła na siedem części. Tym sposobem uniknięto wielkiej światowej katastrofy.

(dhp-a I 39-43, patrz też Mātaṅga Jātaka)

***

Inna opowieść ze wstrzymywaniem słońca, na nieco krótszą chwilę wydarzyła się gdy młody sāmaṇera (nowicjusz) potrzebował odpowiedniej ilości czasu by osiągnąć stan arhanta, tuż przed południem, tak by mógł zjeść jeszcze swój posiłek.

Paṇḍita Sāmaṇera, młody, siedmioletni uczeń Czcigodnego Sāriputty był w zakonie jako nowicjusz dopiero przez tydzień. Ósmego dnia dziecko to usiadło do medytacji z silnym postanowieniem zrealizowania stanu arhanta. Nie jedząc nic tamtego dnia i nie idąc po jałmużnę, młody Paṇḍita usiadł samotnie w pokoju swojego nauczyciela. Sāriputta w tym czasie poszedł zbierać jałmużnę w okolicznej wiosce.

Sakka, król bóstw, był poruszony całym tym wydarzeniem, jak to zwykle z nim bywa przy takich okazjach, przez taki rodzaj zawziętej determinacji, cnoty i oddania. Zdecydował się dołożyć wszelkich starań, by ten mały chłopiec mógł zdobyć najwyższe urzeczywistnienie. Gdy malec osiągnął przed południem trzy pierwsze stopnie świętości, tj.: „wchodzącego w strumień”, „raz powracającego” i „nie-powracającego” nadal starał się wypraktykować pełne wyzwolenie.

W tym czasie Sāriputta, który wyżebrał pożywienie dla siebie i dla swojego ucznia, zdecydował się zjeść swoją porcję w jednym z wiejskich domów. Gdy zorientował się, że jest już dość późno, wstał i począł wracać do leśnej chatki. Przyspieszył nawet kroku, tak by jego sāmaṇera mógł zjeść swój jedyny posiłek dnia.16 Wtedy też Sakka, widząc starania małego chłopca, poprosił bóstwo słońca (suriya-devaputta) by ten przytrzymał słońce, tak by dać dziecku nieco czasu.

Mimo to Czcigodny Sāriputta zbliżał się do chatki, mogąc przeszkodzić Paṇḍicie w osiągnięciu pełni urzeczywistnienia. Wtedy to Buddha, wiedząc, że chłopiec dziś osiągnie najwyższy stopień szlachetności zawołał przechodzącego obok Sāriputtę i zaczął zadawać mu pytania, tak by dać nieco czasu młodemu arhantowi in-spe. Sāriputta, powodowany współczuciem dla swego ucznia, po daniu szybkich odpowiedzi Buddzie ruszył jeszcze szybszym krokiem obawiając się, że może być za późno.

W momencie gdy Sāriputta przybył otwierając drzwi, jego mały uczeń, w tej samej chwili osiągnął stan arhanta. Gdy tylko Paṇḍita Sāmaṇera skończył swój obiad i umył po sobie miskę żebraczą, wtedy słońce szybko wróciło na swoje dawne miejsce, przekraczając niepostrzeżenie zenit. Wszyscy na świecie zdziwili się nagłym wydłużeniem ich cieni, zaczęli zastanawiać się co się właściwie stało…

(dhp-a II 138)

***

Dawno temu, jakieś piętnaście wieków wstecz, w Anurādhapura na Sri Lance zorganizowano konkurs piękności. Nie były to jednak wybory między pięknymi kobietami, a między dwoma mężczyznami, mnichem oraz synem urzędnika. Abhaya Thera, bo tak nazywał się mnich i syn urzędnika (jego imię nie jest wspomniane w podaniu) byli równie przystojni, zatem w mieście dyskutowano o tym, który z nich jest bardziej urodziwy. Ktoś wpadł na pomysł by postawić ich obok siebie i porównać. Rodzina urzędnika ubrała zatem młodzieńca i wysłała by złożył cześć Mahācetiyi (dzisiejsze Ruvanvali-sāya) w Anurādhapura. Natomiast matka mnicha podarowała mu najlepszą mnisią szatę, prosząc by ją włożył, uprzednio zgalając dokładnie włosy, oraz by także przyszedł do Mahācetiya wraz z innymi mnichami. W momencie gdy Abhaya Thera dostrzegł syna urzędnika na dziedzińcu Mahācetiya, wypowiedział te tajemnicze słowa: „Wyrzucając jeno śmieci, z których stary mnich oczyścił dziedziniec, przychodzisz teraz się porównywać?”

Ta dość dziwna wzmianka dotyczyła jednego z poprzednich wcieleń. Otóż wspomnianym starym mnichem był sam Abhaya Thera, w jednym z wcześniejszych żywotów. Czyszcząc dziedziniec cetiyi (zwanej na Lance dāgobą) zebrał śmieci w jednym miejscu. W owym czasie, syn urzędnika był zwykłym, świeckim człowiekiem z wioski, który wziął śmieci i wyrzucił je poza dziedziniec. Zatem fizyczna uroda tych dwóch spowodowana była dobrym uczynkiem popełnionym w tamtym czasie i tamtych wcieleniach, poprzez oczyszczenie świętego miejsca. Skoro świecki człowiek, który tylko zebrał i wyrzucił śmieci przez co w następnym życiu stał się przystojny, co dopiero mówić o starym mnichu, który wysprzątał cały dziedziniec?

(sp.1336-7)

***

Palijskie komentarze do Tipiṭaki mówią o tysiącach arhantów żyjących w różnych klasztorach, lasach i jaskiniach starożytnej Sri Lanki. Jednym z takowych arhantów był Khīṇāsava Thera, który żył w Cittala-pabbata (dzisiejsze Situlpavva, na południu wyspy). Miał on za towarzysza pewnego mnicha, który wstąpił do zakonu w dość późnym wieku. Staruszek ten musiał słyszeć wcześniej od ludzi historie o żyjących arhantach, chciał więc spotkać takowego. Pewnego dnia, podążając za arhantem Khīṇāsava Therą, niosąc jego miskę żebraczą i szaty, zapytał: „Cóż to za osoby, które zwą Szlachetnymi?”

„Kogoś takiego jak Ariya trudno rozpoznać, przyjacielu.” – odpowiedział mnich – „Czasem starcy, nawet podążając za Szlachetnymi, niosąc ich miski żebracze i szaty, nie potrafią ich rozpoznać.”

Nawet wtedy starzec nie zrozumiał…

(Ps I 22, 1-8)

***

Czasem młodzi mnisi potrafią być rozkoszni a nawet nieco rozbrykani. Istnieje historia o pewnym młodym mnichu o imieniu Bherapāsāṇa-Vihāra (z klasztoru Rohaṇa na Sri Lance), który zrobił psikusa pewnemu nieco opóźnionemu mnichowi o imieniu Uttara, który żył także w tamtym klasztorze.

Młodzi mnisi powiedzieli Uttarze, że w aggi-sālā (dosł. sala ognia) przeciekał dach więc razem udali się do dżungli by znaleźć trawę i inne materiały potrzebne do naprawy. Gdy ścięto trawę, związano je w niewielkie snopki. Mnisi dowcipnie nagabywali mnicha Uttarę czy zdołałby przenieść pięćdziesiąt takich snopków. On powiedział „Nie”. Wtedy rzekli, że być może „tylko” osiemdziesiąt dałby radę, na co tamten z wahaniem odmówił.

„Z pewnością jesteś w stanie przenieść tylko jedną jedyną setkę snopków?”

„Tak, to mogę zrobić” – odparł idiota i przeniósł sto snopków do klasztoru z wielkim trudem.

Pozostali mnisi w klasztorze patrzyli na zmęczonego Uttarę, gdy ten powiedział: „Tak, przyjaciele, ci młodzi mnisi znów mnie oszukali. Ledwo co przeniosłem tą jedną setkę, a oni chcieli, żebym przeniósł pięćdziesiąt snopków trawy!”

„Tak, Uttaro, niecnie cię oszukali.” – odparli ze współczującym uśmiechem pozostali mnisi.

(Mp.II 347)

***

Komentarze bajek buddyjskich (Jātak) są bogate w humor i satyrę na tematy społeczne i różne indywidualne przywary i dziwactwa (patrz: Mātaṅga Jātaka, Mahā-ummagghjātaka, etc.) Zdrowe poczucie humoru towarzyszy też opowieściom związanym z mnichami jak też ludźmi świeckimi w ludowej literaturze jak Sahassa-vatthu, Sīhala-vatthu czy Rasavāhinī. Nie ma jednak miejsca by podjąć temat bazujący na tych źródłach.

Poczucie humoru płynące z tradycji, przejawiać się może nie tylko w pismach, jest też dostępne w formie przekazu ustnego, pochodzącego z życia codziennego mieszkańców wyspy. Na Sri Lance wyrabia się pewien rodzaj ciastka, zwanego koṇḍa-kavum. Robi się go z mąki ryżowej, nektaru palmowego i kilku innych składników, smażonych na oleju kokosowym. Ten niewielki przysmak podawany jest podczas ważnych uroczystości. Środek tego ciastka nazywa się buriya czyli „pępek”, który wystaje, tworząc niewielką wypukłość, wzgórek, mający być najsłodszą jego częścią. Z tego powodu ludzie zwykle jedzą go jako ostatnią część.

Pewnego razu podczas jałmużny w pałacu królewskim w królestwie Kandy (XVIII wiek) pewien mnich buddyjski zwany Kunkunāve, znany ze swego wisielczego poczucia humoru, zjadł buriyę jako pierwszy kęs. Było to dość niespotykane. Król, który osobiście służył mnichom spytał Kunkunāvę dlaczego to zrobił. Ten, całkiem serio i bezbarwnym tonem odrzekł: „Życie jest nietrwałe (anicca)…”

(ta historia jest przekazywana ustnie)

gnu.svg.png

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL:

Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.


cc.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons:
Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0


sasana_banerros.jpg

Źródło: Copyright © Walpola Sri Rahula Foundation Trust
Buddhist Study & Research Institute
Kotte, Sri Lanka 1997

Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/

Tłumaczenie: Har-Dao