Tytuł: Współczucie O autorze: Hāsapañña Bhikkhuni Wersja pdf:
Wersja epub:
|
Plik .srt z napisami do ściągnięcia STĄD (kliknij prawym przyciskiem myszy i wybierz "zapisz jako")
Dzisiaj jest Wielki Piątek, a więc życzę wam dobrego i udanego piątku. Chciałabym poruszyć temat, który uznałam za bardzo użyteczny. Czasem w życiu jest tak, że kiedy medytujesz doświadczasz trudności i bardzo trudno jest ci pozostać w spokoju, w umyśle pojawia się wiele konfliktów, wiele gniewu i urazy. Tego rodzaju właściwości można poddać kontemplacji i refleksji. Dostrzegłam, że jest to bardzo użyteczne i pomocne w naszym życiu. Dzisiaj więc chciałabym poruszyć temat współczucia.
Niekiedy myślimy, że mamy jakieś konflikty, lecz w rzeczywistości ten wewnętrzny spokój znajduje się w nas od dawna. Spoglądamy na świat, a właściwie na sposób w jaki się do niego odnosimy, co wymaga szerszych rozważań nad naszym światem wewnętrznym i także zewnętrznym, bowiem wiążą się z tym nasze uczucia. Doświadczając urazy, czy krzywdy, nie możemy powiedzieć, że jesteśmy szczęśliwi, gdyż jest w nas mnóstwo cierpienia i bólu. Zauważamy, że ktoś coś zrobił źle i ciągniemy to wciąż i wciąż za sobą, nie mogąc wybaczyć ani odpuścić. Zatem współczucie jest bardzo dobre do kontemplacji, i gdy rozwijamy to współczucie, oraz serce, napełniamy się poczuciem szczęścia i spokoju.
Jaka jest definicja dla współczucia? Czy to jest tak, że kiedy widzisz psa myślisz: ,,Och.. biedne stworzenie." Po czym zabierasz go do domu, gdyż jest ci go żal , i czy na tym miałoby polegać współczucie? Lub zaczyna cię to chwytać za serce, "och, jakie biedne stworzenie", następnie angażujesz się w to i odczuwasz ból. Pamiętam, kiedy byłam w Hongkongu i pewna kobieta opowiedziała mi jak we wczesnych latach praktykowała współczucie. Zauważyła, że nie łatwo jest rozwinąć współczucie w sercu. Dostrzegła w sobie przygniatające doświadczenia bólu, odczuwała smutek i żal, i nie mogła temu zaradzić. Nie można tego nazwać współczuciem. Jesteś prawdziwie współczujący, gdy jesteś pokojowo nastawiony, spokojny, mądry jak również szczęśliwy. To właśnie znaczy współczucie. Tak więc, jeśli tylko angażujemy się emocjonalnie, nie możemy mówić wtedy o współczuciu.
Jakiejkolwiek praktyki byśmy się nie podjęli, zawsze musi towarzyszyć temu mądrość, a więc nie możemy rozdzielić mądrości od współczucia. Kiedy wielu ludzi przybywa, aby posłuchać o Dhammie, zaczynają popadać w pewną skrajność. Więc, kiedy praktykują miłującą dobroć, popadają w szaleństwo kochania, i kiedy praktykują dawanie, stają się szalenie hojni, a kiedy praktykują współczucie, stają się szaleńczo wrażliwi. Ludzie przychodzący do klasztoru wiedzą, że musimy przestrzegać pewnych reguł, a więc ogarnia ich szaleństwo przestrzegania reguł Vinayi i powodują tym samym sporo cierpienia wszystkim zgromadzonym. Mamy w klasztorze kobietę, którą ogarnęło szaleństwo hojności, i która lubi ofiarować naprawdę sporo rzeczy. Nie ma dla siebie żadnych oszczędności. Przykładowo czasem potrzebne jest, aby naprawić coś w domu, lecz ona nie ma na to pieniędzy. Musieliśmy więc jej wytłumaczyć: ,,Wiedz, że najważniejszą rzeczą jaką możesz ofiarować jest twoje serce, a nie przedmioty, nie musisz aż tak dużo nam ich dawać." Powiedziałam, że to nie jest konieczne, więc odpowiedziała: ,,Och.. jest ok, żyję chwilą obecną, po prostu to puszczam i daję cokolwiek, więc żyję tu i teraz, cokolwiek mi się przytrafia, po prostu to puszczam zgodnie z moją kammą."
To nie są nauki Buddhy, Buddha nigdy tego nie uczył. W jednej z sutt Buddha wspomina o potrzebie posiadania oszczędności. Pewną część powinniśmy odłożyć na przyszłe potrzeby lub na wypadek choroby. Potrzebujemy też pieniędzy w razie nagłych wypadków, a także część na aktualne wydatki, część na inwestycje, oraz część na praktykowanie hojności. Nie chodzi tu o wydawanie wszystkiego, lecz niekiedy ukazujemy tendencje wpadania w wir dawania, dlatego że nie posiadamy mądrości. Musimy wejść na ścieżkę mądrości, którą nie jest wiedza, ani też IQ. Mądrość to bezpośrednia i ukierunkowana wiedza na rozumienie rzeczy takimi jakimi one są naprawdę. Poprzez nasze własne doświadczenie i poprzez własną realizację, lecz nie za pomocą IQ, ani też rozsądnej logiki.
Temat IQ przypomina mi o dowcipie. A więc były trzy kobiety, Rosjanka, Amerykanka i blondynka. Rosjanka oświadczyła: ,,Pierwsi polecieliśmy w kosmos." Amerykanka na to: ,,My z kolei pierwsi wylądowaliśmy na księżycu." Wtedy blondynka wtrąciła: ,,Co z tego? My za to po raz pierwszy wylądujemy na słońcu." Amerykanka i Rosjanka popatrzyły na siebie i potrząsnęły głową z niedowierzaniem: ,,Och, jesteś jakaś niepoważna, ty głupiutka, jak możesz wylądować na słońcu? Spłoniesz żywcem!” Blondynka spojrzała na nie tłumacząc: ,,Nie, nie jestem głupia, ani niepoważna - spokojnie, przecież polecimy tam w nocy."
Tak więc wszystko w porządku, jeżeli nie posiadamy IQ, bowiem w większości uważa się, że EQ (inteligencja emocjonalna) jest ważniejsza niż IQ. Jeżeli wiemy jak rozwinąć nasze EQ, możemy uzyskać wsparcie w życiu, ponieważ IQ służy nam jedynie w szkole, kiedy musisz zaliczyć egzamin, lecz EQ pomaga nam w życiu. Dlatego EQ jest o wiele ważniejsze, a więc w porządku, jeżeli nasze IQ jest słabo rozwinięte. Tutaj pojawia się nadzieja, jako że możemy rozwinąć współczucie, ponieważ to współczucie jest jedną z tych duchowych właściwości, o których wspominał Buddha, i które należą do części emocjonalnej. To naprawdę pomaga nam w życiu.
Jest więc nadzieja, jeżeli nasze IQ jest słabo rozwinięte, gdyż teraz możemy rozwinąć EQ, które naprawdę może nam pomóc. Zgodnie z przeprowadzonymi badaniami, ludzie posiadający EQ odnoszą więcej sukcesów w życiu niż ci z wysokim IQ. Choć z kolei u większości artystów można zauważyć wysokie EQ, to jednak nie radzą sobie oni z emocjami. Nie posiadają oni umiejętności passana (postrzegania), nie dostrzegają umiejętności interakcji. Ci którzy posiadają inteligencję emocjonalną, posiadają również cztery umiejętności. Są świadomi siebie, potrafią być za siebie odpowiedzialni i panować nad sobą, a także wiedzą jakie zachowanie nie jest dobre i jaki problem ono powoduje. Są oni w stanie poradzić sobie z tym, ponieważ są wystarczająco zdyscyplinowani. Ich kolejną umiejętnością jest świadomość społeczna - zdolność zrozumienia innej osoby, jak na przykład: ta osoba jest wzburzona i nie jest to odpowiedni czas, aby coś jej powiedzieć. Kiedy masz taką społeczną świadomość, a także odpowiedzialność społeczną, będziesz w stanie rozwinąć umiejętność radzenia sobie w społeczeństwie.
Jest to bardzo ważne. To wszystko zawarte jest we wspomnianych wcześniej, duchowych cechach, a jedną z nich jest właśnie współczucie, dlatego jest to tak ważne. Większość ludzi praktykując współczucie staje po przeciwnej stronie i nagle zaczynają krytykować innych i myśleć, że inni ludzie nie potrafią okazać współczucia i tylko oni są prawdziwie współczujący.
Przypomina mi to pewien incydent, który przytrafił się parę lat temu w Londynie. Dotyczy to grupy osób, które były szaleńczo wrażliwe, i które darzyły zwierzęta wielkim współczuciem. Tak bardzo kochali zwierzęta i równocześnie rozwijali własną niechęć, a raczej własne, nieomylne przekonanie, że działania tych lekarzy, którzy prowadzą eksperymenty na zwierzętach, były godne potępienia. Więc grupa ta postanowiła podłożyć bombę pod samochód tej pani doktor, która zajmowała się przeprowadzaniem eksperymentów na zwierzętach. Prawdziwy obraz nienawiści. Następnego ranka pani doktor wraz z córką zbliżyły się do samochodu i nastąpił wybuch. Zginęły na miejscu, a przecież córka nie była niczemu winna. Ludzie myślą, że są pełni współczucia, posiadają współczucie wobec zwierząt, lecz brakuje im współczucia wobec ludzi.
Niekiedy identyfikujemy siebie jako osoby współczujące. Spójrzmy na siebie, kiedy tylko jesteśmy wzburzeni, kiedy ktoś nas zezłości lub kiedy doświadczymy gniewu. Kiedy następnym razem skierujemy uwagę na gniew - jakie będzie to uczucie? Ciepło, wzburzenie, irytacja, płonięcie, gotowanie się - tego typu odczucia. Jakie one są? Skupiamy na tym uwagę i zaczynamy rozumieć siebie, rozumieć pojawiający się gniew, spoglądać na ten gniew, czy jest on różny od gniewu innych osób? Dzielimy te same doświadczenia, nieprawdaż? Łącznie z naszymi wrogami, czyli tymi którzy wyprowadzają nas z równowagi.
Znaczy to, że nasz gniew jest taki sam, lecz czasem naszą tendencją jest oskarżanie innych. Łatwo jest nam oceniać, kiedy ktoś postępuje w określony sposób - "oni źle robią." Spójrzmy więc na siebie, gdyż dzielimy wspólne doświadczenie i łączy nas to samo cierpienie. Kiedy lepiej zrozumiemy nasze własne cierpienie, wtedy lepiej zrozumiemy cierpienie innych. Możemy dzięki temu stać się bardziej współczujący, dlatego też powinniśmy to zrozumieć - co to jest współczucie? Współczucie ma tą otwartość - otwarty umysł - troskę o wszystkich i empatię, i także posiadanie zrozumienia dla pozycji i sytuacji innych ludzi. Rozumiemy cierpienie innych, ponieważ gdy tylko postawimy się na miejscu tej osoby, będziemy w stanie zobaczyć jak to jest. Tak właśnie to odczujemy i nie postąpimy tak wobec innych, czyż nie? Dlatego więc, gdy lepiej poznamy własne cierpienie, tym lepiej zrozumiemy cierpienie innych. Oznacza to, że musimy rozpocząć od siebie, spojrzeć na siebie i zrozumieć siebie.
Przypomina mi się pewna historia o małej dziewczynce. Pochodzi ona z artykułu napisanego przez pewnego lekarza, który miał w zwyczaju spisywać podobne historie. Pewnego dnia nad ranem zauważył małą dziewczynkę, ok. 8 lat, która biegała po szpitalu, więc pomyślał: ,,Skąd ta dziewczynka się tutaj wzięła, czy nie powinna być w szkole? Dlaczego biega po całym szpitalu?" Zaczął się jej bliżej przyglądać i zapytał również pielęgniarkę, co stało się tej dziewczynce. Następnie dowiedział się, że jej matka przychodzi do szpitala trzy razy w tygodniu, aby przeprowadzić dializę. Kiedy matka przychodziła na dializę, dziewczynka nie mogła iść do szkoły. Kiedy jej matka była w ciąży miała wysokie ciśnienie krwi, jej nerki zostały uszkodzone i nie funkcjonowały poprawnie, więc musiała mieć dializę. Pojawiła się kolejna komplikacja, gdyż zaczęła tracić wzrok. Jej mąż nie dawał sobie z tym rady, ponieważ żona była chora, a w domu było małe dziecko i do tego musiał pracować. Tak więc pozostawił żonę i uciekł. Pozostawił dziecko matce, która była niewidoma, więc musiała wychowywać ją samotnie. Lekarz próbował porozmawiać z dziewczynką, zapytał więc, co u niej słychać, na co odpowiedziała: ,,Och… moja mama ma dializę, a ja czasami chodzę na stołówkę, aby pomóc i zmywam tam naczynia." Tam właśnie dostawała posiłek, zarabiała na obiad, aby ona i jej mama miały co zjeść - ośmioletnia dziewczynka. Tylko wyobraź sobie reakcję lekarza - był prawdziwie wzruszony, pomyślał: ,,Ośmioletnia dziewczynka powinna być blisko rodziców, powinna też chodzić do szkoły i być rozpieszczana przez rodziców, a ta tutaj musi już pracować na utrzymanie - zmywa naczynia, aby zarobić na obiad." Zaczęli ze sobą rozmawiać i dziewczynka powiedziała: ,,Potrafię prać ubrania, wiem jak się prasuje i umiem gotować." Dbała o swoją mamę - ośmioletnia dziewczynka. Powiedziała również: ,,Czasem jestem trochę niegrzeczna, ponieważ jestem leniwa i zapominam uprać ciuchy, które potem śmierdzą i mama wie o tym, więc wtedy jestem przez nią bita." Lekarz zapytał: ,,Ok, dlaczego więc nie próbujesz uciec, kiedy mama cię bije?" ,,Nie, nie mogę uciec, ponieważ gdy zaczynam uciekać, mama zaczyna za mną biec, i kiedy biegnie za mną, przewraca się i to jej sprawia ból, a jeżeli sprawia to ból mamie, to ja również wtedy cierpię.”
Ośmioletnia dziewczynka jest w stanie współczuć, okazać dobroć, troskę i zrozumienie, że jeżeli coś krzywdzi innych to i również krzywdzi nas. Potrafiła zrozumieć cierpienie mamy, a miała tylko 8 lat. Niekiedy lubimy sobie ponarzekać na innych - "oni źle to zrobili", lecz to jednak wstyd dla nas w porównaniu z tą małą dziewczynką - ośmioletnią dziewczynką. W taki sposób możemy dostrzec cierpienie, i jeżeli odczuwamy cierpienie, możemy zrozumieć cierpienie innych i pomyśleć o nich. Jeżeli więc coś krzywdzi nas, to i również innych. Niektóre czyny krzywdzą innych i tak samo krzywdzą nas, gdyż łączy nas wspólna więź. Nie jesteśmy odseparowani od innych istot, jesteśmy współzależnie połączeni. Buddha ujawnił nam przyczynę, dlaczego nie potrafimy uwolnić się od cierpienia. Przemieszczamy się w cyklu ponownych narodzin i śmierci, dlatego że nie rozumiemy cierpienia, kiedy więc je zrozumiemy, uwolnimy się od niego. Nie rozumiemy, że cierpienie jest częścią naszego życia. Tak więc nie mamy wpływu na pewne zdarzenia w naszym życiu, jak starzenie się, czy chorowanie - jest to nieuniknione i staje się dla nas ciężarem. Możemy jednak zmienić stosunek do życia, aby patrzeć nań życzliwie i ze współczuciem.
Kiedy już zrozumiemy cierpienie, rozwiniemy także mądrość i współczucie, gdyż jedynie mając mądrość zrozumiemy cierpienie. Jeżeli rozumiesz cierpienie, rozumiesz też ''brak-ja.'' Więc gdy już dostrzegasz ''brak-ja'', widzisz, że jest to nietrwałe. Kiedy zauważamy nietrwałość, widzimy że jest ona oparta na zrozumieniu trzech cech rzeczywistości. Współczucie zawiera się w tym zrozumieniu. Tak więc im lepiej poznamy życie, tym uzyskamy więcej wewnętrznego pokoju i przestaniemy walczyć. Wiemy już, że jest to część życia, akceptujemy jakiekolwiek uwarunkowania, gdyż darzymy siebie współczuciem. Okazujemy współczucie nawet wobec tych, którzy go nie mają. To jest częścią naszego życia.
Zauważyłam, że taka refleksja nad współczuciem jest bardzo użyteczna, bowiem z mego własnego doświadczenia wynika, że czasami naprawdę chcemy użyć miłującej dobroci, lecz to nie działa. Kiedy zwyczajnie zaczynasz wrzeć ze złości, kiedy jesteś naprawdę wzburzony, próbujesz posłużyć się miłującą dobrocią i to jest naprawdę trudne. Wyobraź sobie, że ktoś naprawdę gra ci na nerwach i sprawia ci wiele cierpienia, wręcz znęca się nad tobą i wtedy próbujesz wysłać mu miłującą dobroć. Zrozumiałam, że to nie działa, próbowałam z całych sił - nie działa.
Chciałabym podzielić się z wami moim doświadczeniem. Prawdę mówiąc to towarzyszyło mi ono przez 10 dni. Każdego dnia bardzo starałam się uspokoić, lecz mój umysł pozostawał wzburzony, wręcz gotował się ze złości i nie mogłam tego zrobić, próbowałam lecz było zbyt ciężko. Zrozumiałam, że jest to trudne, kiedy kilka lat temu, jak byłam jeszcze świecką osobą, spędzałam sporo czasu w odosobnieniu, sama ze sobą. Oczywiście, gdy jesteś tylko ze sobą, doświadczasz wtedy sporej dawki spokoju. Więc byłam tak wielce szczęśliwa i taka spokojna. Doświadczałam wzniosłych myśli o sobie - jestem wspaniałą osobą, przepełniona spokojem, jestem cudowna, pomocna, pomagam wszystkim i jestem taka szczęśliwa. Aż pewnego dnia pojawił się mój nauczyciel.
Pewna kobieta zatrzymała się w tym samym klasztorze. Miała problemy psychiczne i wszędzie za mną chodziła. Pierwszego dnia spytała mnie: ,,Czy mogę zostać z tobą w twojej kuti?" Odpowiedziałam: ,,O nie, nie ma mowy. Chcę być sama ze sobą. Nie znam cię i nie chcę z tobą przebywać." ,,Nie, nie, nie, ja potowarzyszę tobie, a ty potowarzyszysz mi i wspólnie pomówimy o Dhammie." Więc powiedziałam: ,,Nie.. praktykuję sama." Chodziła za mną wszędzie jak cień. Odczuwałam spore wzburzenie i irytację, ponieważ lubiła opowiadać o sprawach w ogóle nie związanych z praktyką, zupełny nonsens. Chodziła tak za mną aż do momentu, gdy nie mogłam już ustać spokojnie, więc wybuchłam - powiedziałam jej: ,,Jesteś szalona! Nie możesz tu zostać!" A potem: ,,Nie chodź za mną, zostaw mnie w spokoju! Chcę medytować. Proszę, zostaw mnie w spokoju." Na koniec dodałam: ,,Jesteś naprawdę szalona i nie chcę cię tu więcej widzieć." I szczerze mówiąc to żałowałam w momencie, gdy to powiedziałam. Wiem, że to nieżyczliwe, lecz nie mogłam się powstrzymać i powiedziałam, co myślałam. Ten przejaw złości i wzburzenia to właśnie szkodliwa mowa. Naprawdę żałowałam, że tak się stało, lecz co mogłam zrobić? To tak jak z wodą. Kiedy ją wylewasz z naczynia jest ono puste, lecz nie możesz jej podnieść i wlać z powrotem, "przepraszam nie ja to wylałam, lecz pozbieram i wszystko zwrócę" - tak nie można. Następnie postanowiłam, że cokolwiek by się nie stało, nie wpadnę w gniew i nie będę wzburzona, powstrzymam się od tego. Byłam zdeterminowana, aby to zrobić, ponieważ ta kobieta starała się mnie wkurzyć. Kiedy pękałam ze złości, ona była bardzo szczęśliwa i wiecie co jeszcze zrobiła?
Na przykład, kiedy pracowaliśmy w kuchni i przygotowywałam kawę i herbatę na popołudniowe spotkanie, podeszła do mnie i mnie popchnęła, naprawdę pchnęła mnie i powiedziała: „Ja to zrobię." To dość irytujące i naprawdę musiałam powstrzymać swój język, aby niczego nie powiedzieć. To wcale nie łatwe, mówię wam, byłam naprawdę wzburzona i już bardzo poirytowana - dosłownie się gotowałam. Lecz powstrzymałam się, pozwoliłam jej być i odeszłam, i kiedy zobaczyła, że robię coś innego, odstawiła kawę na bok i znowu mnie odepchnęła: ,,Chcę to zrobić." Ok, dobrze… pomyślałam, że po skończeniu pracy i ofiarowaniu dāna, szybko pobiegnę do kuti. Więc mogłam uciec i się od niej uwolnić, lecz niestety znowu przyszła do mojego kuti. Kiedy medytowałam i tuż po medytacji zamknęłam oczy, wtedy właśnie pojawiła się i zwróciła się do mnie. Moje świeckie imię to Peng, więc zawołała: ,,Peng!" Zignorowałam ją i powróciłam do medytacji. Właściwie to zaczynałam się irytować, siedziałam już zirytowana i wtedy usłyszałam: ,,Peng!" Zignorowałam to, i znowu: ,,Peng, Peng!” „Peng!!” I dalej ignoruję. ,,Wow! Weszłaś w jhānę. Jesteś niebywale biegła w medytacji." Siedziałam w swojej kuti i gotowałam się ze złości. Nie mogłam się uspokoić, naprawdę mówię wam zajęło mi to tyle czasu, gdyż wewnątrz się gotowałam. Używałam wszystkiego, starałam się wysłać miłującą dobroć: ,,Oby miała się dobrze i była szczęśliwa, oby miała się dobrze i była szczęśliwa." Im bardziej się starałam, tym gniew narastał: ,,Oby miała się dobrze i była szczęśliwa." - to nie działa. Nadal czułam gniew, więc spróbowałam tak: ,,Och, to nie ma znaczenia, dlaczego tak się tym przejmuję, przecież ona jest szalona." Lecz nadal byłam wstrząśnięta. Nawet gdy wiedziałam, że jest szalona, to i tak mi to nie pomagało, a więc co mogłam zrobić?
I zaczęłam się sobie przyglądać i zadawać pytania. W tym czasie naprawdę próbowałam wszystkich możliwości, próbowałam różnych narzędzi, aby pokonać ten gniew. Brakowało mi spokoju, zupełnie nie potrafiłam uspokoić umysłu, który kipiał ze złości. Wtedy też zaczęłam przypatrywać się powstałemu cierpieniu - jak odczuwam ten moment i spytałam siebie: ,,Skąd pochodzi cierpienie?" Spojrzałam na to cierpienie i spróbowałam postawić się w jej sytuacji. Próbowałam nawet radować się z jej dobroci, z faktu że przybyła do klasztoru i ofiarowała dānę. Starałam się spojrzeć na te dobre uczynki i na powstały problem, który powodował to cierpienie. A więc zaczęłam dostrzegać jej cierpienie i starałam się postawić siebie w jej sytuacji by zobaczyć co czuje. Gdybym była nią, jak bym się czuła? Czy odczuwała bym to samo? Doświadczała cierpienia, a więc próbowałam widzieć swoje cierpienie i jej - czy pomiędzy nimi jest jakaś różnica? To właśnie pomogło mi się uspokoić, naprawdę mi to pomogło.
Wtedy też automatycznie mogę to zobaczyć i równocześnie nie muszę brać odpowiedzialności za jej czyny, czyż nie? Jeśli jednak zareaguję na nią, będę musiała ponieść odpowiedzialność za mój niezdrowy stan umysłu. Więc wtedy zaczynam czuć się winna za to co zrobiłam. Lecz to do niej należy odpowiedzialność za jej niezdrowe uczynki, jak np. przeszkadzanie komuś kto medytuje - to naprawdę oburzające. Naprawdę pomogło mi to uspokoić się, lecz oczywiście nie stało się to od razu i zajęło mi trochę czasu zanim się zdołałam uspokoić i poczuć odrobinę spokoju. Następnego dnia oczywiście byłam w tej samej sytuacji i ponownie byłam prowokowana. To nie jest łatwe, bowiem ona znowu zaczęła podburzać atmosferę i musiałam się z tym uporać. Właściwie to zajęło mi to 10 dni, naprawdę 10 dni. Naprawdę ciężko jest utrzymać umysł w spokoju, który wędruje i biega na wszystkie strony, nie mogłam nad nim zapanować, gdyż on wciąż gdzieś uciekał i uciekał. Nawet jeśli teoretycznie zrozumiałam, że należy puścić, to i tak umysł pozostawał sztywny. Więc zaczęłam się z tym zmagać, skupiłam się tylko na tym, kontemplowałam współczucie, oraz cierpienie innych istot i także moje własne cierpienie. Tak więc zmagałam się z tym aż przez 10 dni. Nie miałam spokojnej medytacji przez całe 10 dni. Dopiero po tych 10 dniach po raz pierwszy doświadczyłam spokoju. Siedziałam tam i zastanawiałam się nad swoim cierpieniem i cierpieniem innych, i skończyłam ze łzami w oczach.
Powoli to dostrzegłam, po czym zaczęłam odczuwać wyzwalającą otwartość w swoim sercu - poczułam to. Przedtem moje serce, moja klatka piersiowa, były bardzo ściśnięte i napięte. Jest tak, ponieważ trzymamy się czegoś i nie możemy puścić. Powoli puściłam napięcie i poczułam ulgę. Znalazłam się w stanie prawdziwego spokoju, po prostu pozwoliłam, aby tak się stało i wtedy nadeszła ulga i poczułam się prawdziwie spokojna. Po 10 dniach po raz pierwszy doświadczyłam spokoju w umyśle. Tak więc współczucie to posiadanie tych właściwości umysłu, które zapewniają niewzruszony spokój. Jeżeli jesteśmy czymś poruszeni, jakimiś emocjami, wtedy nie jest to współczucie. Angażujemy się w problemy innych ludzi, które potem stają się naszymi problemami. Takie rozwiązanie nie jest mądre, aczkolwiek przydarza się to wielu ludziom. Kiedy próbujemy rozwinąć współczucie, czy staramy się uzyskać jego jakość, zaczynamy się angażować i identyfikować z emocjami i to sprowadza na nas smutek, zmartwienie i rozpacz. Jeżeli tak to wygląda, to nie jest to współczucie.
Czasem więc praktykując współczucie możemy powiększać swoje ego. Dlatego bliskim wrogiem dla współczucia jest litość, "och.. biedne stworzenie, wybaczam ci." Pochodzi to z litości, litujemy się nad innymi, lecz to nie o to chodzi. Tak więc współczucie nie jest metodą litości wobec innych. Musi ono pochodzić z prawdziwego zrozumienia twojego cierpienia i cierpienia innych. Tylko wtedy będzie to prawdziwe współczucie. Aby rozwinąć tą właściwość musimy nauczyć się odczuwać łagodność i delikatność w sercu. Jedynie mając ten wewnętrzny spokój w naszym sercu, możemy zaoferować światu wiele korzyści.
Często myślimy, że wszystkie te konflikty na świecie, kłótnie, walki i cały ten gniew nie mają nic wspólnego z nami. Dlatego trudno jest nam w to uwierzyć, i gdy się temu lepiej przyjrzymy, pojawi się konflikt w naszym sercu. Kiedy jednak mamy ten spokój wewnątrz, możemy ofiarować korzyści płynące z niego, i gdy np. ktoś siedzi obok ciebie, może odczuć twą energię, współczucie i miłość pochodzącą z twojego serca. W gruncie rzeczy możesz poczuć, kiedy ktoś jest wzburzony, czy poirytowany i czujesz się tym dotknięty. Dla przykładu, ktoś dzisiaj podszedł i rozmawiał ze mną o pracy we wspólnocie i zdarza się, że przez cały czas musisz przebywać z osobą przepełnioną negatywnościami. Taki będzie przepływ energii, jeśli twój umysł jest niespokojny i nie jest wystarczająco silny, więc gdy negatywność zaczyna wypływać, umysł jest już nią obezwładniony. Dlatego ważne jest, aby rozwinąć spokój i współczucie, i aby rozwinąć ten niewzruszony spokój umysłu. Tylko mając spokojny i zrównoważony umysł będziemy szczęśliwi, a więc umysł współczujący to umysł spokojny i szczęśliwy.
Bardzo ważne jest, aby pochodziło to z właściwego zrozumienia i z wiedzy, że jest to jedynie część życia. Pamiętam również jak jeden z moich przyjaciół zainteresował się buddyjską praktyką i zaczął przywiązywać się do współczucia. Zaczynał odczuwać współczucie do wszystkich swoich przyjaciół, lecz nie do członków rodziny, dlatego że zaczynał się przywiązywać i identyfikować z nimi jako współczująca osoba. Nie jest to właściwy pogląd, ani właściwe zrozumienie, dlatego tak ważne jest abyśmy posiadali właściwe zrozumienie. Tak więc kiedykolwiek pojawia się błędne rozumowanie, musimy to zauważyć.
Kiedy nasze zdrowe stany umysłu wzrastają, wszystkie niezdrowe stany umysłu opadają. Jeżeli nasze zdrowe stany umysłu wzrastają, a niezdrowe stany umysłu opadają, oznacza to, że posilamy się właściwymi wskazówkami i jesteśmy na właściwej drodze. Lecz jeżeli w trakcie praktyki uchwycimy coś w niewłaściwy sposób, wtedy niezdrowy stan umysłu wzrośnie, a zdrowy stan umysłu zmaleje. Oznacza to, że nie jesteśmy na właściwej drodze i wtedy będziemy musieli lepiej się temu przyjrzeć.
A więc nie praktykujemy prawdziwego współczucia. Myślimy, że praktykujemy, lecz tego nie robimy, aż do momentu, kiedy sami tego doświadczymy. To tak jak w przypadku małej dziewczynki, męża i żony, o których wspominałam. Oczywiście wiele osób może zacząć oceniać: ,,To naprawdę potworne, on jest okropny, jak mógł zostawić żonę?" Prawdę mówiąc jest nam bardzo łatwo oceniać kogoś, czy mówić: ,,Nie powinieneś robić tego, nie powinieneś robić tamtego." Ponieważ nie jesteśmy tą osobą, prawda? Czyż nie jest łatwo oceniać nam innych? Jeżeli spytamy samych siebie - właściwie to, gdy czytałam tę historię to zadałam sobie pytanie, jak bym się czuła na jego miejscu? Pewnie nie dała bym sobie rady, czyż nie tak? Żona jest chora, w domu jest dziecko i jeszcze musisz pracować. Dlatego najprostszym wyjściem jest ucieczka, jeżeli nie znasz zręcznych środków, aby sobie z tym poradzić. Jeżeli to zrozumiemy, to za każdym razem, kiedy ktoś wzbudzi w nas gniew, czy sprawi nam ból i poczujemy się tym urażeni, zadajmy sobie pytanie, czy gdybyśmy byli tą osobą, jakbyśmy zareagowali? Być może zareagowalibyśmy w ten sam sposób i postąpilibyśmy tak samo.
Czasem zwyczajnie się nad sobą rozczulamy i myślimy w ten sposób: ,,Och.. biedna istota, biedny ja, muszę przebywać wśród tych wszystkich ludzi." Lecz jednak zapominamy, że inni ludzie muszą przebywać pośród nas, nieprawdaż? Niekiedy myślimy, że ta osoba jest okropna, ponieważ zrobiła mi to i to, lecz właściwie to my zrobiliśmy to samo innym. Zrozumiemy to, jeżeli postawimy się w miejscu tej osoby. Bardzo łatwo jest nam oceniać, więc zanim to zrobimy, zapytajmy siebie, jak byśmy sobie poradzili w tej sytuacji będąc tą osobą?
Łatwo jest komuś powiedzieć: ,,Powinieneś zrobić tak i tak, nie powinieneś zrobić tego i tamtego." Jest tak, ponieważ nie jesteśmy tą osobą, nie jesteśmy w sytuacji tej osoby i pozycji tej osoby. Więc, gdy więcej nad tym rozmyślamy, tym łatwiej rozwiniemy to wielkie serce dzięki któremu łatwo będzie nam wybaczyć i stanie się to bardziej naturalne. Nie jest to rodzaj skutecznego poglądu, lecz jest to siła mądrości wraz z właściwym zrozumieniem - zrozumieniem cierpienia. Buddha mówił o tym w Pierwszej Szlachetnej Prawdzie, że kiedy zrozumiemy cierpienie, powinniśmy poszukać jego przyczyny. Jeżeli już poznamy przyczynę cierpienia, wtedy nadejdzie jego kres i żeby tak się stało musimy wejść na ścieżkę - Szlachetną Ośmioraką Ścieżkę. Mamy więc sporo szczęścia, bowiem mamy dostęp do całej ścieżki. To jest Nauka Buddhy, Jego punkt widzenia i sposób praktyki, mamy więc wiele szczęścia słysząc ją. Każdy z nas musi sobie radzić z własnym cierpieniem, z własnymi skazami, tak więc nie możemy żyć za kogoś, a także nikt nie może żyć za nas. Więc ostatecznie podejmujemy się praktyki całej ścieżki. Nie jest to łatwa droga, ani też droga na skróty. Musimy naprawdę się jej podjąć, gdyż tylko wtedy zdołamy ją ukończyć.
Podzieliłam się z wami swym poglądem. Jeżeli uważacie, że jest on użyteczny, możecie wziąć go ze sobą i odpowiednio spożytkować. Jeżeli jednak uważacie to za śmieci, to odłóżcie to na bok, lub po prostu wrzućcie do kosza i zapomnijcie co powiedziałam - nieważne. Lecz jeśli uważacie, że będzie to dla was w jakiś sposób pomocne, możecie z tego korzystać. Pozostawiam to do waszej refleksji.
Artykuły o podobnej tematyce:
- T Y Lee Po prostu bądź dobry
- Thanissaro Bhikkhu Kształcące współczucie
- Ajahn Viradhammo Dhamma i życie rodzinne
- Bhante Shravasti Dhammika Dobre pytanie dobra odpowiedź
Sprawdź też TERMINOLOGIĘ
Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi:
Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL:
Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.3 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.
Można także użyć następującej licencji Creative Commons:
Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0
POMÓŻ FUNDACJI "THERAVADA"
(KRS: 0000464215, NIP: 5223006901, Regon: 146715622)
KONTO BANKOWE: 89 2030 0045 1110 0000 0270 1020
Oryginał można znaleźć na tej stronie: https://www.youtube.com/watch?v=G6XFIHAtjFY
Źródło: http://www.bswa.org
Tłumaczenie: Marcin Zakrzewski