Niedawno czytając książkę natknąłem się na ciekawy wątek - teorię zmiany (Theory of change - w skrócie ToC, https://en.wikipedia.org/wiki/Theory_of_change)
Teoria zmiany to metodologia, której używają NGO. Polega w skrócie na określeniu długoterminowych celów a potem dopiero "planowanie wstecz" - jakie warunki muszą być spełnione aby osiągnąć cel i jakie działania trzeba podjąć aby te warunki były spełnione.
Ważne jest aby cele były konkretne, z określonym terminem, wykonalne i mierzalne. Fundacja nigdy nie miała tak zdefiniowanych celów - raczej wykorzystując nadarzające się okazje. Ale myślę, że warto podjąć ryzyko i ustalić konkretne cele. Jakie to mogą cele?
- założenie ośrodka medytacyjnego
- założenie miejskiego ośrodka buddyjskiego
- założenie klasztoru
- przeprowadzenie kursu medytacji/podstaw nauki Buddhy dla 1000 osób
- wydanie online i na papierze MN
Każdy z tych celów wymaga innych warunków i działań. Szansa, że się spełni sam z siebie, bez długoterminowego planowania jest bliska zeru.
Wiem, że dyskusja o celach nie będzie prosta, bo każdy z nas ma inne wyobrażenia jakie są lub mogą być cele Fundacji. Pamiętajmy jednak, że postawienie takiego celu i konkretnego planu wyzwala dużo energii, zasobów i wsparcia.
Czołem
Na pierwszy rzut mogę odnieść się do tłumaczenia/wydania MN - wolałbym pójść odrobinę ambitniej i postawić za cel wydanie na papierze (ale w częściach, bo nigdy suttanty w jednej książce nie będzie, za duża) wydanie suttanty, czyli sutt z Sutta Pitaki, ale też sutt z Vinaya Pitaki, bo i też tam są, równie ciekawe i pomocne w nauce i zrozumieniu Dhammy. Nie uciekałbym też od tłumaczeń pism późniejszych, jak Jatak czy Milindapańhy, bo mimo że naznaczone theravadyjską ortodoksją (późną) to są coby nie było swego rodzaju załącznikiem do Dhammy. Zostawione jako ostatnie w kolejce, ich tłumaczenie też by się przydało.
Plan jest taki, by tłumaczyć, redagować i wydawać 4 książeczki rocznie (co 3 miesiące).
Rok pierwszy:
1. Khuddaka Nikāya - część 1 (KN.01 Khuddakapāṭha),
2. Majjhima Nikāya - część 1 (pierwszych 10 sutt z Mūlapariyāyavagga),
3. Saṃyutta Nikāya - część 1 (81 sutt z Devatāsaṃyutta)
4. Majjhima Nikāya - część 2 (kolejnych 10 sutt z Sīhanādavagga)
Drugi rok, możemy spytać czytelników co chcieliby następnego poprzez głosowanie na różnych stronach społecznościowych, ankiety, etc. Ale tych pierwszych czterech bym nie zmieniał, żeby była jakaś jasność czego się mniej więcej spodziewać. Fundusze na ten projekt, w trakcie realizacji, TBA.
Książki za darmo w ramach Daru Dhammy. Na papierze i cyfrowe. Z komentarzami wyjaśniającymi o co chodzi. Kto nie chce czytać komentarzy, może czytać tylko tekst sutt, który będzie wyróżniony, różny od czcionki komentarzy, dla wygody :)
Co do reszty, z chęcią posłucham co inni mają do powiedzenia.
meta&peace
H-D
Wiem, że Cel wydania Sutt jest też twoim osobistym celem H-D.
Zastanawiam się jedal czy to dobry cel dla Fundacji. Co jeśli wydamy sutty ale nikt ich nie będzie czytał. Lub będzie to garstka entuzjastów, którzy teraz i tak sobie radzą z wersją angielską?
Cel jest mierzalny, osiągalny, ale czy jest wystarczająco ambitny?
Czy może tłumaczenia sutt są środkiem do jakieś celu?
Dobra, to wypowiem się i ja. :)
Podstawą Dhammy, powinien być wgląd, ale na taki luksus nas nie stać i obawiam się, że ten towar jest niesłychanie deficytowy na całym świecie. Wygląda mi na to, że był taki nawet za życia Buddhy. Jakże więc możemy liczyć, że obecnie obejdziemy się bez przekazu pisanego, który ma szansę pochodzić bezpośrednio od Tathagaty?
I teraz pytania pod rozwagę.
Czy jest nam (polskim buddystom) potrzebna kolejna odmiana buddyzmu, oparta o niedoważone opinie? Czy Fundacja powinna koncentrować się na przyciągnięciu maksymalnej ilości ciekawskich? Czy może powinna skupiać swoje wysiłki na osobach, które wiedzą czego chcą i są zdeterminowane do rozwijania wiedzy i praktyki?
Har-Dao, ma bardzo zdrowe podejście do tłumaczenia sutt i ogromny atut, w postaci znajomości j. palijskiego. Według mnie, roztrwonienie tego kapitału, wołałoby o pomstę do nieba. :)
Niech polska Shangha rośnie w siłę wiedzą i mądrością tych, którzy się z nią utożsamiają, zamiast ilością zgiełku, który wokół siebie robi. Jeśli zabraknie tej mądrości, to jaki sens ma mnożenie imprez, ośrodków, klasztorów - wydmuszek?
Gdybym to ja określał cele fundacji, wtłoczyłbym sto procent pary w - najdoskonalszy z możliwych - przekaz pisemny. Może nawet pokusiłbym się o druk na papierze, który będzie służył następnym pokoleniom.
Kiedyś byłem zwolennikiem tłumaczeń, bez załączonego tekstu palijskiego. Zmieniłem ten pogląd o 180 stopni. Coś takiego, nie tylko zachęca do nauki tego języka, ułatwia ją, ale chroni przed fałszowaniem Dhammy. Jestem więc za równorzędnym umieszczaniem tekstu palijskiego i polskiego.
I jeszcze jedna myśl, która gnębi mnie od dawna.
Oto widzę, jak idea GPL - sama w sobie szlachetna - utrąca skrzydła Dhammie. GPL jest dość dobrym rozwiązaniem, ale stworzone zostało z myślą o oprogramowaniu, którego zazwyczaj nie wydaje się w książkach i służy wyłącznie posiadaczom komputerów. Natomiast w przypadku Dhammy, bardziej stosowny wydaje się być zupełny brak licencji.
Gdyby sutty można było sprzedawać w księgarniach, byłyby o wiele Łatwiej dostępne niż obecnie. Zakaz zarabiania na tłumaczeniach, to wylewanie dziecka z kąpielą. Niech sobie zarabia kto chce, byle treść pozostawała maksymalnie bliska oryginałowi. Nie ma w Polsce tak biednych buddystów, aby nie byli w stanie sobie sprawić - co jakiś czas - tak cennego prezentu, jakim są dobrze przetłumaczone sutty. Co więcej, dzięki komercyjnym wydaniom, wiele osób zetknie się z Dhammą po raz pierwszy i odkryje też wydania niekomercyjne.
W tej chwili, licencjonowanie publikacji, przypomina mi psa ogrodnika, albo kogoś pełnego skalań - nie pozwolić by zarobił jakiś handlarz - "bo nie". To rodzaj zawiści, czy tylko nie do końca przemyślane działanie?
PS
Wydanie dobrego tłumaczenia sutt, jest celem morderczo ambitnym. :)
Gdyby poszukiwacz prawdy nie znalazł lepszego, lub równego sobie towarzystwa, niech bez ociągania się podąża samotnym szlakiem. Nie ma dlań wspólnoty z głupcem.
Dhammapada
Hej, bardzo sie ciesze z pojewienia sie tego tematu, za co serdecznie dziękuję.
Jak czesc z Was moze wie 1 listopada gościliśmy we Wrocławiu Bhante Punnaratana ze Sri Lanki. Teraz otrzymalismy możliwość goszczenia na dwa miesiące (od lipca 2019) Aparekke Siri Sumana (Sri Lanka) aktualnie Singapur. Jeżeli obie strony beda zadowolone to moze pojawić się opcja stworzenia pierwszego w Polsce klasztoru Theravada w 2020.
Tak jak Mnisi potrzebują ludzi zeby istnieć tak i my mając na uwadze trzy schronienia potrzebujemy Sanghi. Miejsca gdzie zawsze mozna spotkać nauczyciela i uzyskać wsparcie, którego nie zawsze dadzą nam książki.
Mamy Buddhe, mamy Dhamme, nie mamy niestety w Polsce nadal Sanghi. Ktos moze powiedzieć jedzcie sobie do Czech, Niemiec czy Anglii, ja wtedy odpowiem nie idz do sklepu za rogiem robic zakupy tylko jedź do sasiedniego miasta. Mozna ? Oczywiscie ze mozna natomiast Dhamma szybciej sie rozwija (w nas i w innych) mając ku temu wiecej sposobnosci. Inaczej Buddha nie zakładał by Sanghi.
Ostatnie lata Fundacja z całym Waszym zaangażowaniem zrobila krok milowy udostępniając wiele tekstów w jezyku polskim, jest to dar bezcenny. Byc moze teraz czas bys skierować swoje działania również na powstanie Sanghi. Jak to mowi Ajahn Brahm Znacznie latwiej jest to robic ze względów podatkowych, ja dodam rowniez zapewniajac darmowa opiekę medyczną mając formalny zwiazek. Jest się też wtedy bardziej umocowanyn podmiotem prawnym i bardziej wiarygodnym partnerem np dla miasta chcąc uzyskac lokal na użytkowanie. W lipcu gdy przyjedzie do nas Bhante bedziemy potrzebowac m.in. lokal i ubezpieczenie zdrowotne. Majac związek wyznaniowy znacznie latwiej byloby nam to zorganizować nie mowiac juz o ulgach podatkowych.
Nie ograniczajmy sie, pozwólmy Dhammie działać. Oby wszystkie istoty były szczęśliwe.
Z metta
Daniel
Czołem Daniel
Jeśli zakładasz związek wyznaniowy to oczywiscie droga wolna. Mam swoje zdanie na ten temat. Jedyne na co zwróciłbym uwagę to podczas zakładania klasztoru dobrze znać tzw know-how. Jeśli już porównanie do sklepu - dobrze gdy sprzedawca wie co sprzedawać i ma dostawców, którzy są uczciwi i nie wykołują go przy pierwszym albo drugim zamówieniu. A zwykle myśli się, że sklep to najlepszy i najprostszy zarobek, kupować tanio, sprzedawac drożej. No ale nie do końca tak jest. Tak samo z mnichami. Jedni są lepsi, inni niezbyt. Jeśli miałbym coś doradzać to wskazałbym na mnichów którzy praktykują wg dobrej Vinayi. Co to dobra Vinaya? To jest coś, co zakładający klasztor koniecznie musi wiedzieć, inaczej "kupuje" kota w worku. Dlatego poleciłbym podjechać do Samanadipa, do klasztoru w Słowenii, gdzie obecnie przebywa Bhikkhu Kondańńo, który jest mnichem z Polski, więc zna język i można się z nim dogadać. Można go wypytać o tradycję leśną i jej Vinayę, ale też popytać o to jak doszło do powstania klasztoru w Słowenii, jak działają tam świeccy wyznawcy, czy mają związek wyznaniowym, fundację czy może coś jeszcze innego? To jest know-how. Nie polecam robienia na łapu-capu, bo może z tego wyjść sporo nieporozumień i w ostateczności zrazić polskie społeczeństwo do mnichów i do Dhammy i theravady. Jeśli mnisi okażą się być typowymi mnichami z Siyam Nikayi ze Sri Lanki, czyli tzw mnichami "miastowymi" to już prorokuję (niczym Kasandra), że to będzie katastrofa. Znam co nieco stan mnisi od wewnątrz, znam też mnichów lankijskich, tego wymienionego akurat nie. Oczywiście nie można generalizować, ale moim zdaniem warto być tu szczególnie wyczulonym i ostrożnym. Najgorsze jest się samemu sparzyć, a jeszcze gorsze - zniechęcić innych. Polecam wielką ostrożność w tej materii.
Personalnie uważam, że jest zdecydowanie za wcześnie na klasztor w Polsce, ponieważ większość Polaków nie rozumie do końca czym jest stan mnisi, czego oni właściwie chcą, jakie są ich motywacje, dlaczego praktykują w taki a nie inny sposób. Nie wspominam, że nie ma tłumaczeń Tipitaki a choćby Suttanty i Vinayi, a choćby nawet samej Patimokkhy. Bez tego w ogóle nie będzie można mówić o rozwoju Dhammy a o czymś egzotycznym, ezoterycznym i tajemniczym (bo niezrozumiałym). Ale to moje zdanie. Zapraszanie mnichów jest jak najbardziej w porządku. Fundacja zapraszała i będzie zapraszać mnichów, choćby na odosobnienia medytacyjne, ale to zupełnie inna natura zaproszeń. Z chęcią bym posłuchał jak wrażenia i doświadczenia z pobytu Lankijskiego mnicha. Przydałby się jakiś film dokumentalny na Sasanę o tym :)))
metta&peace
H-D