Miałem milczeć, ale dorzucę swoje 3 grosze:
ignorowałem podstawy, Szlachetną Ośmioraką Ścieżkę. Myślałem że mogę wszystko. Przeliczyłem się.
W 2011r. doświadczyłem niesamowitej euforii i zobaczenia świata tak jakby bez "filtru umysłu". Niestety niedługo potem popadłem w depresję, z której wyszedłem w 2014r. (dzięki medytacji, choć czy aby na pewno?), by ponownie przeholować i trafić do szpitala psychiatrycznego na ok. 38 dni. Jak do tego doszło? Uznałem iż przeze mnie utrzymywane jest to całe "bagno" i nie może dojść do kolejnej wojny światowej która doprowadziłaby do ostatecznej konfrontacji "dobrego zachodu" ze "złym wschodem". Siedziałem na belce w stodole z założoną pętlą na szyi. Byłem gotów popełnić samobójstwo. Na szczęście tego nie zrobiłem, po chwili przyszedł ojciec i podjąłem inną decyzję - że muszę poprosić innych o pomoc, że czas trafić do szpitala psychiatrycznego.
"Choroba" jest w remisji, biorę leki na psychikę. Lekarz stwierdził że mogę medytować, ale nie jestem w stanie przewidzieć kiedy znowu sobie coś ubzduram i będę chciał się zabić. Nie wiem nawet czy powinienem studiować dharmę, bo myślę że mógłbym ją źle zinterpretować i skończyć ze sobą.
Tak więc Robs zastanów się czy jesteś dobrze przygotowany do medytacji, byś nie popełnił błędów, które ja popełniłem.
Patrzę co napisałem w wątku "o oddychaniu" i po prostu kiwam głową. Zamiast wyznać prawdę, to "przesłodziłem" niewygodne fakty z mojego życia.
Pozdrawiam