
To już trzecia wersja tego samego wpisu. Miałem nawet zamiar dać sobie z nim spokój, ale… Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto zrozumie właściwie. Czuję, że takiej osobie jestem to wręcz winien.
Trudno jest postawić wyraźną granicę pomiędzy poszczególnymi etapami Szlachetnej Ośmiorakiej Ścieżki. Wzajemnie się przenikają i uzupełniają. To działa w obu kierunkach: w górę i w dół. W dodatku wywierają na siebie wpływ nie tylko liniowy. Uważność wpływa na pogląd, intencje itd. i vice versa. Dokładnie to samo zjawisko zachodzi w odniesieniu do intencji. Przypomnijmy sobie szybko, czym ogólnie są właściwe intencje:
Co to jest właściwa intencja?
Intencja wyrzeczenia, intencja uwolnienia się od złej woli, intencja niekrzywdzenia.
Mnisi, to jest nazywane właściwą intencją.
http://sasana.pl/sn-45-008-nag
Pod sformułowaniem "intencja uwolnienia się od złej woli", można rozumieć zarówno niechęć, niezadowolenie, awersję, strach, jak i zwykły gniew, czy złość. Według różnych tekstów, pragnienie zawiera w sobie mało nieczystości, ale jest bardzo trudne do usunięcia, natomiast zła wola odwrotnie – jest bardzo nieczysta, ale łatwa do usunięcia. Częściowo mogę to potwierdzić własnym doświadczeniem. Faktycznie, pragnienia same w sobie nie są szczególnie szkodliwe, za to często są tak nieuchwytne, że nawet o nich nie wiemy. Trudność w usunięciu polega głównie na tym, że nie chcemy się ich pozbyć.
Problemy zaczynają się mnożyć, gdy pragnienie przechodzi w złość. W tym momencie wszystko jest dla nas jasne. Opanowani złą wolą zaczynamy szkodzić bezpośrednio i nawet możemy zdać sobie sprawę z własnej nieprawości. Usunięcie może nie jest całkiem łatwe, ale na pewno znacznie łatwiejsze, niż pozbycie się pragnień.
Powszechnie wiadomo, że skalania pokonujemy ich przeciwieństwami. Zatem złą wolę, pokonujemy przy pomocy "nie-złej" woli. Konwencja nazewnicza wydaje się być całkiem sensowna, ale niestety niczego nam nie mówi. Czym więc jest ta "nie-zła" wola? Jest po prostu dobrą wolą a to oznacza słynną mettę.
Metta jest zwykle tłumaczona jako miłująca dobroć. Chyba każdy o niej słyszał i każdy próbował ją praktykować. Przypuszczam również, że każdy w końcu miał już dość swojej hipokryzji i porzucił tę szlachetną praktykę. W czym tkwi sedno problemów? Wydaje się, że przyczyn jest kilka. Pierwszym, który mi się nasuwa, jest niepotrzebne zawężenie pojęcia do oznaczenia tak wzniosłego i zaawansowanego stanu jak bezwarunkowa, wszechogarniająca, miłująca dobroć. Toż to brahmavihara i jest raczej domeną ludzi oświeconych a nie nas - szaraczków: http://sasana.pl/brahma-vihara
W takim razie jak mamy praktykować mettę? Okazuje się, że najlepiej stopniowo i tego nas uczy Metta sutta: http://sasana.wikidot.com/khp-9-vil Jak widać, zaczyna się od czegoś, co nam przypomina wyrzeczenie, po czym kieruje w stronę stanów, które można by nazwać zadowoleniem, wyraźnie zaznacza moralność, by w końcu nas doprowadzić na samą górę – do miłującej dobroci.
Od instrukcji, metod i pięknych, gładkich słówek na temat metta bhavany aż się roi, ale to wszystko niewiele wnosi do mojej praktyki. Proponuję proste i zrozumiałe ujęcie sprawy. Zacznijmy od zadowolenia. Najpierw niech będzie to zadowolenie z prostych i podstawowych rzeczy. Zamiast mnożyć wymagania wobec świata i życia, uczmy się być zadowoleni z tego co aktualnie mamy. Później uczmy się zadowolenia z wyrzeczenia. To też proste. Ilekroć zaczynasz czegoś chcieć, uświadom sobie ile trudów, niebezpieczeństw i – o zgrozo – wyrzeczeń się z tym wiąże. Zrozum, że w rzeczywistości może się stać nawet przekleństwem i pozwól sobie z tego zrezygnować. Ciesz się nowo zdobytą wolnością, która nic nie kosztowała i rozwijaj to zadowolenie. W końcu zacznij się pozbywać z życia różnych rzeczy i w ten sam sposób odczuwaj zadowolenie z ich porzucenia. Kiedyś może nawet uda się osiągnąć zadowolenie, które nie będzie niczym uwarunkowane?
To wszystko ułatwi ci odczuwanie nie jakiejś abstrakcyjnej, czy – nie daj Boże – emocjonalnej "miłości" a zwykłej prostej i jakże pięknej życzliwości. Czy nie o tym właśnie traktuje początek sutty?
Niezła teoria, prawda? Niestety też nie działa. No, może trochę się udaje, ale w końcu trafiamy na serię zdarzeń, po której cała nasza – tak ciężko wypracowana - życzliwość bierze w łeb na dobre. Dlaczego? Co jest nie tak? To nasza wina, czy ten świat jest do kitu? Niestety, obie diagnozy są prawdziwe. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i mieć świadomość tego, że nie tylko my, ale i świat jest do niczego i jedynym czego można się po nim spodziewać na sto procent jest to, że na pewno wywinie nam świństwo aż się płakać będzie chciało.
Niektórzy mają kłopoty z przedmiotami martwymi. Wystarczy pamiętać, że cokolwiek robimy – weźmie w łeb. Nawet jeśli się uda, to anicca i tak to dopadnie. Klucz się omsknie i rozwalimy sobie rękę, szklankę złapiemy tylko po to, aby nam wypadła i rozbiła się, mleko się przypali, a zupa będzie za słona.
Złośliwość przedmiotów martwych jest łatwa do opanowania. Gorzej ze złośliwością ludzką. Musimy nauczyć się wybaczać. Jest nawet cała strona poświęcona medytacji wybaczania i praktyce metty: http://obrazdhammy.pl/o-medytacji/instrukcje/ Przy okazji, dobrym pomysłem może być poczytanie o sześciu krokach w medytacji: http://obrazdhammy.pl/o-medytacji/6-krokow-medytacji/
Gdybyśmy umieli wybaczać, moglibyśmy być życzliwi wobec ludzi. Też dobra teoria i też nie działa. W każdym razie nie działa tak, jakbym sobie tego życzył. Owszem, mogę wybaczyć raz, drugi, może i trzeci, ale w końcu miarka się przebierze i… po życzliwości. :) Już tylko wspomnę, że owo wybaczenie, ma raczej mało wspólnego z życzliwością. To w czym znów problem? Problem jest dokładnie taki sam jak poprzednio. Zanim powiem wprost, najpierw mały przykład.
Jak to jest, że wiele osób – w tym ja – potrafi mieć nieskończoną wręcz cierpliwość dla zwierząt? Pies na mnie szczeka, ale mu nie odszczekuję, kot może mnie drapnąć i nawet nie pomyślę o tym, by go skarcić a człowiek? Niech no tylko coś powie i dobrze przy tym trafi…
Może jeszcze jeden przykład. Pracuję w ogródku i zaczynają do mnie dochodzić odgłosy pijackich śpiewów od sąsiada. Jest piękny wiosenny dzień, ptaszki drą się wniebogłosy… a tu takie coś. Coraz bardziej zaczyna mnie to irytować. Zaraz, zaraz… Te ptaszki faktycznie drą się wniebogłosy, a te pijackie śpiewy ledwo słychać. O co chodzi?
Sprawa jest prosta. Jeśli chodzi o zwierzęta, to mam dogłębną świadomość, że są jakie są. Działają zazwyczaj automatycznie (instynktownie), napędzane odruchami, wyzwalanymi przez sygnały płynące ze zmysłów. Niczego od nich nie wymagam, niczego nie oczekuję. Takie są, bo inne być nie potrafią i akceptuję to również automatycznie.
Padły tutaj słowa kluczowe "wymagam, oczekuję". Od ludzi wymagam i oczekuję a kiedy moje oczekiwania się nie spełniają, zaczynam popadać w złą wolę, ale czy powinienem od ludzi wymagać i oczekiwać empatii, uważności, uczciwości…? Otóż nie! Nie powinienem, tak samo jak od zwierząt i przedmiotów martwych nie oczekuję, że będą współdziałały.
Ludzie w ogromnej większości przypadków i czasu trwonią życie na takie same instynktowne odruchy jak zwierzęta. Dlatego nie są w pełni świadomi ani przyczyn własnych zachowań, ani ich skutków. Choć mają ten potencjał, nie chcą, nie potrafią, nie mogą go użyć i nie sposób ich obarczać odpowiedzialnością za coś, co jest poza ich kontrolą. Wiem to z całą pewnością, bo choć dbam o swoją uważność, to nie postawiłbym grosza na to, że jestem lepszy.
Długo nie chciałem tego zaakceptować, ale rzeczywistość trzeba widzieć taką, jaka jest, a nie taką, jaką chcielibyśmy zobaczyć, czy też – jaką sobie wyobrażamy. Pora sobie powiedzieć:
Mnisi, zakończenie wszystkich wzburzeń jest przeznaczone dla tych którzy wiedzą i widzą, powiadam wam, nie dla tych którzy nie wiedzą i nie widzą.
http://sasana.pl/mn-002-sir
Skoro wiem i widzę to, co opisałem, cóż stoi na przeszkodzie, abym był dla ludzi równie wyrozumiały jak dla zwierząt? Przeszkody niestety są dość poważne. Umysł urabiany od maleńkości przez takie idee jak "jesteśmy tego warci", "człowiek to brzmi dumnie", "godność…" nie powiem czego, bo nie chcę wszczynać awantur. Czy to słuszne idee? Co powiedziałby nam Buddha?
Jeśli ktoś krzywi się na mnie za przyrównanie człowieka do zwierzęcia, to powiem tylko tyle, że i tak nadałem mu nieuzasadnioną "godność". Buddha jest tu bezwzględny. Przyjrzyjmy się tej suttcie: http://sasana.pl/mn-140-var Jak ją (i wiele podobnych) rozumieć? Najprościej ujmuje to ten cytat:
Gdy zgromadzone są wszystkie części składowe, nazwa powóz jest stosowana. Podobnie też, gdzie istnieje pięć skupisk, mówi się o żywej istocie.
http://sasana.pl/khandha
Jeśli jeszcze nie stało się jasne, to może teraz?
W podobny sposób dla mnicha, który wcześniej był pełnym niewiedzy, światowym człowiekiem, świeckim lub bezdomnym, idea "żywej istoty", "człowieka" lub "osoby" nie znika tak długo, aż nie rozłoży on tego ciała - w jakiejkolwiek jest ono pozycji, czy położeniu - i nie przeanalizuje go kawałek po kawałku. Natychmiast jednak, gdy przeanalizuje on to ciało według jego elementów, idea "żywej istoty" znika a umysł zostaje utwierdzony w kontemplacji elementów.
http://sasana.pl/dhatu-vavatthana
Aż boję się to powiedzieć: całkowite odczłowieczenie człowieka. I chodzi nie tylko o własną osobę, ale o całe pojęcie żywej istoty. Jakże "humanitarny" jestem w swej "animalizacji" człowieka. Skoro mamy żywe istoty "rozkładać" na elementy by wyzbyć się przywiązań i pragnień wobec nich, to dlaczego nie moglibyśmy tego samego zrobić z pojęciem istoty ludzkiej, lub z pojęciem "człowieczeństwa"? Czy to jakaś święta krowa?
Teraz jestem gotów nauczyć się wybaczać ludziom i może nawet odczuję wobec nich sympatię, jaką czuję wobec zwierząt. Na koniec powiem jeszcze, że chciałbym być i ja postrzegany w ten sposób i aby wobec mnie, okazywano tyle wyrozumiałości.
Niezależnie od tego, czy ktoś przyjmuje moją argumentację, z pewnością przyda mu się kilka "zręcznych sposobów" ułatwiających zapanowanie nad niesfornym umysłem. Tutaj od razu przychodzi mi do głowy pięć sposobów opanowania złości wobec innej osoby:
- Rozwijać wobec niej miłującą dobroć.
- Rozwijać wobec niej współczucie.
- Rozwijać wobec niej zrównoważenie.
- Zapomnieć o niej.
- Baczyć na konsekwencje idące za jej czynami (kamma): Zacny ten człowiek czynów swych jest sprawcą, z czynów swych zrodzony, z czynami swymi związany, w czynach swych ma schronienie. Czynów swoich - bądź to dobrych, bądź to złych - będzie on spadkobiercą.
Raczej nie można liczyć na to, że "kamma dopadnie to wredne krzesło", ale niektóre z tych sposobów mogą pomóc nawet w opanowaniu złości wobec przedmiotów.
Przydatne może okazać się również pięć sposobów opanowania natrętnych myśli.
- Zastępowanie złych myśli dobrymi.
- Racjonalne "wybijanie" sobie z głowy złych myśli.
- Odwracanie od nich uwagi.
- Docieranie do przyczyn ich powstawania.
- Zwyciężanie złych myśli siłą woli.
Teraz być może jesteśmy zdolni stawić czoła złej woli. Przejdźmy więc do następnej intencji – intencji niekrzywdzenia.
Jeśli potraktujemy intencję niekrzywdzenia podobnie jak poprzednią, to przez słowo "niekrzywdzenie" możemy rozumieć uczynność, wszelkiego rodzaju wsparcie, jałmużnę… lista jest bardzo długa i wiele zależy od naszej determinacji i pomysłowości. Nietrudno pojąć, że taka dobroczynność, może stać się potężnym – może najpotężniejszym – narzędziem rozwijającym zadowolenie, zachwyt. Czy jest ktoś, kto źle się czuje robiąc dobrze? Ogromne źródło niekłamanej radości i zadowolenia. To także praktyczna realizacja intencji wyrzeczenia i uwolnienia się od złej woli. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że jest kwintesencją właściwej intencji.
Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na coś o czym się prawie wcale nie mówi. Otóż, szczodrość można praktykować na poziomie materialnym, ale i niematerialnym. Przy tym niematerialne dawanie, jest o wiele więcej warte od tego pierwszego. Najprościej będzie zacytować Buddhę:
Gdy tak, mnisi, szlachetny uczeń powstrzymuje się od zabijania żywych istot, daje wolność od strachu niepomiernej ilości istot, daje łagodność, daje wolność od zmartwień. Dawszy wolność od strachu niepomiernej ilości istot, dawszy łagodność, dawszy wolność od zmartwień, ma współudział w niepomiernej wolności od strachu, łagodności, wolności od zmartwień.
http://sasana.pl/an-08-039-vil
O ileż to lepsze od zwykłej szczodrości? Jak to możliwe, że nie dostrzegaliśmy dotąd tej cudownej oczywistości? Mniejsza o to, teraz już wiemy, że dawać możemy zawsze, wszędzie i szerokim gestem. Nasza hojność może nie mieć żadnych ograniczeń i co za tym idzie – nasze zadowolenie również.
Gdy już ktoś wypraktykował sobie jakiś korzystny stan, który przez nieuwagę utracił, może powracać do niego w niemal każdej sytuacji ćwicząc się w czymś podobnym do "jednominutowej medytacji": https://www.youtube.com/watch?v=quxfoyNUyMQ
Już samo wyrzeczenie, odpuszczenie sprawi, że ilość denerwujących, pogarszających nasze samopoczucie rzeczy, zacznie maleć, aż w końcu nie będziemy już mieć niczego, co mogłoby prowadzić do niekorzystnego stanu umysłu. Szukajmy więc – w oparciu o powyższe sposoby – własnej metody na wzbudzanie i ciągłe utrzymywanie stanu zadowolenia. To wcale nie musi trudne i czasem pozostaje kwestią jedynie decyzji, aktu woli. Z dnia na dzień, nasze życie może ulec przeobrażeniu.
Jest jeszcze coś, na co chciałbym zwrócić uwagę. Intencja uwolnienia się od złej woli i intencja niekrzywdzenia, inaczej rzecz ujmując – intencja zadowolenia, życzliwości i dobroci to druga strona tego samego medalu co intencja wyrzeczenia. Nie sposób ich rozdzielić, bo stanowią jedność. Można – a wiele osób powinno – podjąć te praktyki nawet przed intencją wyrzeczenia. Wyrzeczenie może niektórych wprawiać w niekorzystne stany, więc lepiej najpierw uzbroić się w zadowolenie, zanim zmierzymy się z trudniejszym wyzwaniem – z wyrzeczeniem.
Gdyby poszukiwacz prawdy nie znalazł lepszego, lub równego sobie towarzystwa, niech bez ociągania się podąża samotnym szlakiem. Nie ma dlań wspólnoty z głupcem.
Dhammapada
