KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE

Często zachęcamy, żebyście przysyłali sugestie tematów, o których chcecie rozmawiać w piątkowe wieczory. Dzisiaj poruszę zagadnienie, które pochodzi z jednej z takich sugestii. Osoba, która ją zgłosiła, czytała niektóre sutty Buddhy.(Są to wczesne nauki buddyjskie). Pojawiły się pewne wątpliwości co do znaczenia miłości, pożądania, pragnienia i przywiązania w buddyzmie. Czym właściwie jest miłość w naukach buddyjskich, w Dhammie? Czy miłość jest przywiązaniem? Czy miłość jest piękna? Czy może sprowadza na nas kłopoty? Jaką rolę pełni miłość w buddyzmie?

To są istotne kwestie. Jak wielu z was wie, nie było mnie tu w zeszłym tygodniu. Zamiast mnie pojawiła się Czcigodna Hāsapañña. Nasze mniszki zaczynają wygłaszać mowy, co pokazuje, jak wspaniale rozwijają się nasze społeczności. Ja byłem na konferencji na Sri Lance, potem wygłaszałem mowę w Singapurze, a następnie uczestniczyłem w konferencji w Malezji, w Malakce. Z okazji 90. rocznicy istnienia świątyni w Malakce zorganizowano spotkanie z grupą międzynarodowych mówców, żeby nie poprzestawać tylko na odprawieniu rytuałów i ceremonii. Ponieważ miałem akurat czas, przyjąłem zaproszenie.

Wydarzyło się tam coś nieoczekiwanego. Na konferencji zjawiła się pewna kobieta, która słyszała kiedyś moją mowę, a teraz zamierzała wziąć ślub. Mniej więcej trzy miesiące wcześniej pomyślała: „Czyż nie byłoby cudownie, gdyby Ajahn Brahm udzielił mi błogosławieństwa ślubnego? Ale jak sprawić, żeby przyjechał aż do Malakki? To niemożliwe”. Myślała, że to zostanie w strefie marzeń, ale przechodząc obok świątyni, zobaczyła wielki znak informujący, że Ajahn Brahm przyjeżdża do Malakki dokładnie w dniu, w którym zaplanowała swój ślub. Była więc zachwycona, że mogłem faktycznie być na ceremonii ślubnej.

A, że ja oczywiście pobłogosławię wszystko, to z radością zrobiłem to dla niej. Ta kobieta jest modelką, ma własny program telewizyjny w Malezji. Jest więc tam dość znaną osobistością. Dlaczego chciała, aby osoba duchowna była częścią jej ślubu? Co jest w tym tak ważne? Oczywiście, jako mnich, zawsze rozważam i badam wszystko, co robię w życiu.

Dlaczego osobom, które decydują się żyć w związku zależy na tym, aby ich wspólna ścieżka zawierała pierwiastek duchowy? Na czym polega aspekt duchowy w tego rodzaju miłości? O tym właśnie zamierzam mówić oraz o tym, jak możecie korzystać z tego rodzaju miłości. Miłości, którą czujecie podczas ślubu, a którą tracicie czasami w trakcie trwania związku.

Jak można do tego podejść, aby odpowiednio wykorzystać i przenieść uczucie na wyższy poziom. Jakie miejsce nadać miłości w życiu duchowym, by przenieść ją na poziomy, które z pozoru wydają się niemożliwe; by osiągnąć piękną, potężną i błogą miłość, która nie opiera się na potrzebie posiadania ani wymaganiach wobec drugiej osoby..

Ale zacznijmy od samego początku. Jednym z powodów, dla których ludzie myślą, że buddyzm ma problem z miłością, jest fakt, że w początkowej fazie, miłość związana jest z pożądaniem. Gdy jesteście bardzo młodzi, czasami bardzo łatwo jest pomylić miłość z pożądaniem. Nie jest prawdą, że buddyjscy mnisi są purytanami i twierdzą, że pożądanie jest złe, że wszyscy musicie żyć w celibacie, jak my tutaj – siedzący na tym podwyższeniu.

Mnisi nie są purytanami, buddyzm nie jest purytański i celebruje wiele różnych aspektów życia. Pamiętam, jak czytałem definicję purytanizmu tuż przed wyjazdem za granicę. Brzmi ona tak: purytanizm to strach, że ktoś gdzieś jest szczęśliwy. Niektóre religie są właśnie takie – jakby szczęście było grzechem. Budują przekonanie, że robisz coś złego, jeśli żyjesz szczęśliwie.

Mam nadzieję, że widzicie to w sposób, w jaki buddyjscy mnisi i mniszki tutaj nauczają – że jest zupełnie inaczej. Jesteśmy mnichami i mniszkami, kochającymi zabawę. Kiedy Buddha mówił o tym pierwszym rodzaju pożądania, powiedział: „Spójrzcie, jest w tym przyjemność, ale jest też niebezpieczeństwo”. Jest też wyjście z tego, które nazywał ucieczką.

Są zatem trzy perspektywy, które możesz analizować w różnych aspektach swojego życia. Tak, jest przyjemność w zmysłowym pożądaniu, ale jest tam także niebezpieczeństwo. Jest też ucieczka, mamy pojęcie o tym, jak uniknąć tych niebezpieczeństw. Wszyscy wiecie na czym polega przyjemność płynąca z pożądania i jakie niesie ze sobą niebezpieczeństwa, np. gdy jesteście w związku i uprawiacie seks z kimś innym, albo spotykacie się równolegle z inną osobą.

Kiedy jesteście z kimś na stałe albo od jakiegoś czasu i zaczynacie szukać czegoś nowego poza tym związkiem, to powodujecie ogromną ilość bólu i cierpienia. Pomimo że wydaje się to dość oczywiste, czasami zapominamy, że pożądanie bywa tak intensywne, że nie pamiętamy o tym, że może nas zranić.

W danej chwili to świetna zabawa, ale w dłuższej perspektywie pojawią się różnorakie problemy wpływające na naszą rodzinę, nasze dzieci i wszystkie inne zaangażowane w ten związek osoby. Kiedy już wiemy, o niebezpieczeństwie, warto również zastanowić się, jak się do niego uwolnić. Innymi słowy, poznać strategię, dzięki której nie znajdziemy się nigdy więcej w tej sytuacji. Także, jeśli poczujesz jakiś rodzaj pożądania, będziesz wiedzieć, co z tym zrobić.

Jednym z aspektów, o których mówiłem w Malakce, była szczerość w związku. To niesamowicie ważne, aby postawić szczerość tak wysoko w hierarchii wartości, że szanujesz ją ponad wszystko inne i nawet niewierność nie może tego zmienić. Co przez to rozumiem? Jeśli twój partner przychodzi do ciebie i mówi: „Kochanie, bardzo mi przykro, ale poczułem pożądanie do kogoś innego, albo nawet faktycznie go pocałowałem, albo nawet miałem z nim kontakt seksualny”, to jeśli przychodzi i przyznaje się i jest wobec ciebie szczerzy, szanuj tę szczerość do tego stopnia, że zrezygnujesz ze strofowania i karania. Dajesz partnerowi coś w rodzaju amnestii, ponieważ był szczerzy, ponieważ sam fakt, że przyszedł powiedzieć ci, co zrobił, oznacza, że ci ufa i naprawdę chce naprawić krzywdę, którą wyrządził. Ma dobre intencje. Był słaby, popełnił błąd. Ale jego szczerość jest tak wielka, że zasługuje na twoją pomoc. Dlatego ci powiedział, potrzebuje twojej pomocy, żeby upewnić się, że nigdy więcej tego nie zrobi. Chce naprawić związek z osobą, którą naprawdę kocha.

Co się dzieje z większością osób w takich sytuacjach? Tak bardzo boją się, że będą zganieni, tak bardzo boją się tego, co usłyszą, tak bardzo boją się, że to może zniszczyć cały związek, że nigdy nie mówią prawdy, ukrywają to. To jeden z powodów, dla których związki się rozpadają –ponieważ nie ufamy, że druga osoba zrozumie, że jesteśmy kruchymi istotami. Jesteśmy słabi, popełniliśmy błąd i boimy się być zganieni. Jest to bardzo wymagająca postawa–aby szanować szczerość tak bardzo, że możesz pozwolić drugiej osobie wyznać naprawdę poważne słabości. I nie ganisz jej, bo jeśli to zrobisz, jeśli ją zganisz, jeśli się naprawdę zdenerwujesz, czy powie ci całą prawdę w przyszłości? Oczywiście że nie.

To samo dotyczy rodziców i dzieci. Jeśli wasze dzieci są wobec was szczere, przychodzą do was i mówią, że brały narkotyki albo zrobiły coś innego. Proszę, nie krzyczcie na nie, nie gańcie ich, powiedzcie: „Dziękuję bardzo, że byłeś szczery z mamą, z tatą, od razu ci wybaczam. A teraz razem pomyślmy, co możemy zrobić, żeby rozwiązać ten problem, żeby nigdy więcej się nie powtórzył”. Jeśli nie macie takiego podejścia, czy wasze dzieci powiedzą wam o swoich problemach? Czy raczej będą się bały powiedzieć wam o popełnionych błędach, zwłaszcza tych poważnych.

Szczerość musi być tak wysoko w hierarchii naszych wartości, że ma pierwszeństwo nad wszystkim. I staramy się do niej zachęcać, żeby ludzie w związku nie ukrywali nic przed sobą. To daje pojęcie o tym, co naprawdę oznacza miłość. A to znaczy, że okej, czasami możesz czuć pożądanie, ale jest miłość, która jest od niego ważniejsza. To jest rodzaj bezinteresownej, niekontrolującej miłości, która w pełni akceptuje drugą osobę.

Ale, trochę wybiegłem do przodu. Wróćmy do pożądania. Musimy wiedzieć, jak radzić sobie pożądaniem, żebyśmy nie znaleźli się w sytuacji, w której zrani ono ukochanych ludzi. I oczywiście każdy z was prawdopodobnie kiedyś zrobił złe rzeczy, o których nie powiedział swoim partnerom. To nie jest tylko problem mężczyzn ale również i kobiet. Mamy równość i sprawiedliwość w naszej buddyjskiej społeczności. Kiedy takie sytuacje się zdarzają, pamiętaj, że czai się w nich niebezpieczeństwo. Łatwym wyjściem z nich jest przypomnienie sobie swoich życiowych priorytetów. Co jest dla ciebie naprawdę ważne? Czy naprawdę chcesz mieć tę chwilową przyjemność i poświęcić dla niej długoterminowe szczęście swojego związku? Czy chcesz, żeby to samo przydarzyło się tobie? Czyli najpierw dostrzeż niebezpieczeństwo. I wtedy jest to naprawdę łatwe do powstrzymania.

Bardzo ważne jest, żeby powiedzieć swojemu partnerowi od razu, że czujesz rodzaj pożądania do tej osoby, że ona cię pociąga, powiedz partnerowi o tym. Twój partner, ta druga osoba powinna uszanować twoją szczerość. Okej, cieszę się, że mi o tym mówisz. Wiem, co się dzieje. Wiem, co przeżywa mój partner. Mogę mu faktycznie pomóc i upewnić się, że sytuacja się nie rozwinie, bo cokolwiek to jest, znajdziemy wyjście z tego razem, w związku. Ale powinienem naprawdę przejść do bardziej interesujących form miłości. I dochodzimy do tego rodzaju relacji, w której nie chodzi tylko o pożądanie.

Spotykaliście się ze sobą przez długi czas i dochodzicie do tego momentu, gdy naprawdę chcecie podjąć zobowiązanie wobec siebie. Robi się to zazwyczaj publicznie – właśnie dlatego mamy ceremonie ślubne. To prawda, że publiczne zobowiązanie wobec drugiej osoby oznacza, że wasz związek przechodzi na wyższy poziom. To znaczy, że mówicie sobie nawzajem: „Tak, traktuję ten związek poważnie, przyznaję, że to jest naprawdę ważne”.

Żart, który zwykle opowiadam o zobowiązaniu (dla tych z was, którzy zapomnieli napisaną przeze mnie dawno temu książkę, albo tych, którzy nie byli ostatnio na prowadzonej przeze mnie ceremonii ślubnej): Jaka jest różnica między zaangażowaniem a zobowiązaniem? Taka sama jak różnica między boczkiem a jajkami.

Pomyślcie o tym.

Zaangażowanie, zobowiązanie, boczek i jajka. Aby mogły powstać boczek i jajka, świnia musi się zobowiązać, kura tylko zaangażować. Rozumiecie?

Kiedy pierwszy raz opowiedziałem ten żart, było to w programie radiowym w Singapurze, mężczyzna, który prowadził program, zrozumiał od razu i dosłownie padł na podłogę ze śmiechu. Zasady w stacjach radiowych są jasne–musisz cały czas mówić. Jeśli nie odzywasz się dłużej niż (z tego co pamiętam), 15 sekund, rozgłośnia dostaje karę. Dlatego prowadzący, leżąc, pokazywał na mikrofon: „Mów coś, mów coś”. Bo był sparaliżowany ze śmiechu przez 30 –40 sekund. Ale to prawda, kura daje tylko jajko, świnia oddaje całe swoje życie.

Co ciekawe, moja książka "Otwierając wrota swojego serca", została przełożona na wiele języków –jest nawet tłumaczenie na hebrajski. Ale ta konkretna metafora musiała zostać z niej usunięta. To naprawdę dziwaczne, prawda?

W każdym razie, ten rodzaj zobowiązania przenosi miłość na inny poziom. Na czym wtedy polega? Ponieważ jest to zobowiązanie długoterminowe, to zbliża się bardzo do tego, co nazywamy bezwarunkową miłością. Wtedy nie stawiam limitu czasowego. Mówię partnerowi, że wiem, że nie będzie doskonały, ale mimo to zobowiązuję się wobec niego. I właśnie dlatego uważam, że ten rodzaj miłości, szczególnie kiedy jest wyrażana podczas ceremonii ślubnej, ma w sobie aspekt duchowy, jest czymś zupełnie innym niż pożądanie.

To jest bezinteresowne otwarcie drzwi swojego serca dla innej osoby i powiedzenie: „Spójrz, będę cię kochać bezwarunkowo, bez względu na to, kim jesteś”. Często podczas ceremonii ślubnych, szczególnie tych współczesnych, ludzie składają sobie nawzajem przysięgi, które sami napisali. Bardzo interesujące jest słuchanie tych przysiąg.

Przed ślubem, który miałem prowadzić w Malakce, napisali do mnie z pytaniem, kto powinien pierwszy złożyć przysięgę, chłopak czy dziewczyna? To ciekawe pytanie, prawda? Moja odpowiedź brzmiała: „Cóż, jeśli to chłopak się oświadczył, to był to jego pomysł, więc on powinien pierwszy złożyć przysięgę. To daje dziewczynie szansę na zmianę swojej przysięgi, gdy usłyszy, co on powiedział”. Daje jej to przewagę.

W dzisiejszych przysięgach najczęściej ludzie mówią o tym, co naprawdę szanują w drugiej osobie. Podkreślają to, co doceniają w drugiej osobie – jej piękne, godne podziwu cechy. Chwalą je, wydobywają, uwydatniają. „To mi się w tobie podoba. To dlatego cię wybieram”.

Zauważam, że zazwyczaj w życiu patrzymy na innych ludzi z przeciwnym nastawieniem. Nie z takim, które dostrzega ich piękne cechy, ale takim, które zawsze znajduje w ludziach wady. Jesteśmy bardzo krytycznym społeczeństwem i dlatego tak rzadko doświadczamy, że ktoś publicznie mówi, jak pięknymi osobami jesteśmy. To naprawdę dziwne i osobliwe. Drugą okazją (poza ślubem) do tego, żeby ludzie publicznie powiedzieli o tym, jak piękną osobą jesteś, jest twój pogrzeb. Przez resztę czasu mówią ci, jaką podłą istotą jesteś. Wytykają wszystkie twoje błędy, głupie rzeczy które robisz, kiepskie żarty, które opowiadasz, fakt że dłubiesz w nosie–wszystkie te i inne rzeczy, które robisz–zawsze znajdują w tobie wady. Ale na ślubie i na pogrzebie, wszyscy mówią o tobie miłe rzeczy. Dlaczego nie możemy mówić ich również pomiędzy tymi wydarzeniami?

I tutaj z pomocą przychodzi duchowość. Kiedy wprowadzasz perspektywę duchową, odrzucasz nastawienie na szukanie wad i zaczynasz odnajdywać piękno w rzeczach i je doceniać, czujesz wdzięczność. To jest ważna część duchowego życia. Na co dzień jesteście jak menedżerowie, więc musicie tropić błędy, naprawiać je, rozwiązywać problemy. Jesteś elektrykiem, który naprawia usterki, hydraulikiem który zatyka przecieki, menedżerem który upewnia się, że rzeczy, które nie działają, zostają naprawione. Spędzamy bardzo dużo czasu na naprawianiu wad naszego świata. Zmywanie naczyń, naprawianie rynien, sprzątanie pokoi… Jesteśmy takimi właśnie poszukiwaczami i naprawiaczami, że czasami tylko to robimy, nawet w swoich związkach. Naprawiasz swojego partnera, znajdujesz dziury i próbujesz je zatkać. I oczywiście, to jest prawdziwy problem w związkach. Na ślubie tego nie ma, na pogrzebie tego nie ma.

Wtedy żywimy znacznie czystszy rodzaj miłości. Jest to również czas na bezinteresowność, która jest jednym z najważniejszych aspektów miłości. Już wspomniałem, że miłość polega na dostrzeganiu dobra w kimś. Drugim aspektem jest właśnie bezinteresowność. Wielu z was słyszało już ode mnie wiele o bezinteresowności, ale to ważna część związku. Nie tylko związku z partnerem, związku z samym sobą też, związku ze swoim ciałem, związku z życiem również. Dlatego bardzo często na ślubach, które prowadzę (i tak samo zrobiłem w zeszłym tygodniu w Malezji), patrzę na obie osoby i mówię: „Od teraz nie powinniście myśleć o sobie”.

Para młoda zawsze mówi: „Tak, jestem teraz w małżeństwie, nie myślę o sobie”. I patrzą na siebie nawzajem. Kiedy patrzą na siebie, mówię: „Nie powinniście myśleć również o swoim partnerze”. I wtedy robi się interesująco, bo to ich dezorientuje, bo nie wiedzą, że jest jeszcze inna droga. To jest problem w związkach. Kiedy myślisz tylko o sobie, jesteś samolubny. Kiedy myślisz tylko o drugim, poświęcasz się, wypalasz się, po pewnym czasie nie zostaje nic w związku dla ciebie, wszystko kręci się wokół drugiej osoby. Wielu z was mogło być w takich związkach. To nie jest miłość. Więc zamiast tego mówisz: „Od teraz nie będę myśleć tylko o sobie, nie będę myśleć tylko o swoim partnerze, będę myśleć tylko o nas”. To jest zupełnie inne postrzeganie związku. Nie chodzi o mnie, nie chodzi o nią czy o niego, chodzi o nas.

To jest piękne podejście, które nie powinno ograniczać się do związku, powinno być obecne w każdym aspekcie życia. Kiedy medytowaliście, zasugerowałem, żebyście upewnili się, czy wasza uważność, wasza życzliwość i wasz oddech współpracują ze sobą, ręka w rękę. Tu również chodzi o was, chodzi o związek, jaki macie z tymi zjawiskami. Jeśli kontrolujesz coś, jeśli myślisz, że jesteś panią, a twój oddech jest twoim niewolnikiem, nigdy nigdzie nie dojdziesz w swojej medytacji.

W ten sam sposób, jeśli myślisz, że jesteś panem, a twoja żona jest twoim dobytkiem, pod twoją kontrolą, wtedy sprawy idą strasznie źle. Nawet nie wiem, ile razy słuchałem w młodości piosenek o miłości w stylu: "Pewnego dnia, mała, będziesz moja". Już wtedy zdawałem sobie sprawę, że coś tu jest nie tak. Po pierwsze, ona nie jest już mała, ma 25 lat, dajcie spokój! Po drugie, co masz na myśli mówiąc: „Będziesz moja”? Jak możemy mówić o dzieleniu życia z kimś, jeśli nasz związek opiera się na posiadaniu drugiej osoby? To jest czerwona lampka w buddyzmie. Posiadanie.

Celem duchowej ścieżki nie jest lekkie odpuszczanie tego i owego, wynikające z tego, że chcesz grzecznie stosować się do instrukcji, ale zrozumienie, że i tak niczego nie posiadasz. Właśnie wtedy jesteś na ścieżce. Odpuszczasz. Bo to ciało nie jest moje, ten partner nie jest mój, moje ubrania nie są moje. Nic nie jest twoje. Co jest twoje? Jak myślisz, co w ogóle posiadasz? Kiedy wydaje ci się, że posiadasz rzeczy, pojawia się chęć, aby je kontrolować.

Tak samo, kiedy myślisz, że posiadasz swój oddech, będziesz próbować go kontrolować. Nigdy nie osiągniesz spokoju w medytacji. Jeśli myślisz, że posiadasz swoje dzieci, będziesz je kontrolować. Jeśli jako dzieci mieliście rodzica–matkę czy ojca, który myślał, że was posiada, na pewno pamiętacie, że chciał was kontrolować. To jest mój syn, moja córka. To jest duży problem. To nie jest twój syn, to nie twoja córka. To są ludzie, którzy wchodzą w twoje życie ze swoją historią. Są starymi istotami, gdy wychodzą z twojego brzucha i wiesz, że będą z tobą tylko przez pewien czas. Twoim zadaniem jest pielęgnować je i pozwolić im odejść. Oczywiście, będą wracać i będziesz cieszyć się ich towarzystwem, ale nie posiadasz ich. Są twoimi przyjaciółmi. Ale kiedy myślisz, że to twoje dziecko, chcesz je posiadać, kontrolujesz, nigdy naprawdę go nie wypuścisz.

Ci z was, którzy mieli takiego rodzica, wiedzą, jakie to trudne, że ta miłość nie jest czysta. Moi rodzice byli całkiem w porządku. Pamiętam moją biedną, starą matkę, kiedy miałem jakieś 17 lat. Miałem gitarę, miałem śpiwór i pojechałem autostopem do Maroka. Musiało ją to wiele kosztować. Ale pozwoliła mi jechać. Wiedziała, że muszę jechać. Wyobraźcie sobie matkę martwiącą się o 17-letniego dzieciaka jadącego do Afryki Północnej w 1968 roku. Ale ja świetnie się bawiłem. Przeżyłem to. Ona miała tę siłę, żeby zawsze pozwolić mi odejść, pozwolić mi robić rzeczy po swojemu, nawet zostać mnichem.

Pamiętam, jak zapytałem: „Czy nie masz nic przeciwko temu, żebym został mnichem?”. Powiedziała: „Nie, nie mam nic przeciwko temu, żebyś został mnichem. Nie podoba mi się to, że zostajesz mnichem po drugiej stronie świata, czy mógłbyś zostać mnichem po sąsiedzku?”. To normalne, że matki lubią widywać swoje dzieci. Ale pozwoliła mi odejść.

Wiem, że jest to wspaniały sposób okazywania miłości. Pozwolić drugiej osobie być, nie kontrolować jej. Tak samo w związku, szczególnie w małżeństwie, chodzi o ten rodzaj miłości, który mówi; „Będę cię kochać, ale nie będziesz mój. Chodzi o nas i będę po prostu kochać cię za to, kim jesteś. Bez kontrolowania cię, zamykania cię w klatce”. To nazywamy bezwarunkową miłością.

Niestety, ludzie mówią to, gdy się pobierają, ale już następnego dnia albo w następnym roku, gdy w związku pojawia strach wszystko zaczyna wyglądać zupełnie inaczej. A strach jest zwiastunem kontroli. Jak wszyscy wiecie. Kiedy zaczynacie bać się tego, co może się wydarzyć w przyszłości, wtedy macie tendencję do wpadania w przerażenie. I wtedy zaczynacie się martwić, a zmartwienie prowadzi do kontroli i pojawiają się wymagania, nakładanie na siebie nawzajem ograniczeń.

Wiecie jak to jest. Sama idea strachu jest właściwie przeciwieństwem miłości. Miłość jest bardzo ufna. Ma w sobie tę piękną mądrość. I to ona jest ważną częścią życia. Jeśli uczynisz tę chwilę, właśnie teraz, piękną i wspaniałą, to jest najlepsze, co możesz zrobić dla swojej przyszłości. Martwienie się o przyszłość, o to, co może się wydarzyć i zaniedbywanie przez to chwili, w której tworzy się przyszłość, powoduje wiele problemów w życiu.

Więc zamiast martwić się o przyszłość i pozwalać, by strach pojawiał się w twoim umyśle, uczyń tę chwilę, ten dzień pięknym dniem. Uczyń go przejrzystym dniem. Wtedy będziesz wiedzieć, że zrobiłeś wszystko co możliwe, aby stworzyć piękną przyszłość dla siebie. Nigdy nie poświęcaj chwili obecnej dla czegoś w przyszłości, bo wtedy tak naprawdę poświęcasz przyszłość. Obecna chwila jest ważna. Czas, który macie razem, jest naprawdę ważny. Jeśli dobrze, pięknie, właściwie i czysto przeżyjesz dzisiejszy dzień, tę chwilę, twoja przyszłość będzie wspaniała.

W swoim życiu mnicha wyrzekłem się tak wiele. Nie mam w ogóle ubezpieczenia. Nie mam emerytury. Nie mam odłożonych pieniędzy na starość. Nie mam dokąd pójść. Mam małą jaskinię w moim klasztorze w Serpentine. To nawet nie jest mój klasztor. Jeśli będę się źle zachowywać lub ludzie przestaną mnie lubić, Stowarzyszenie Buddyjskie może mnie właściwie wyrzucić. Mogę zostać bezdomny. Jeśli nie dam dobrych mów – dwie czy trzy złe mowy pod rząd, to koniec. Ajahn Brahm wylatuje. Będziemy mieli podobno spis ludności w przyszłym roku. Jeśli liczba buddystów w Zachodniej Australii nie wzrośnie, Ajahn Brahm wylatuje. Więc nie mam żadnego zabezpieczenia.

Jak, jako mnich, mogę żyć, nie mając żadnego zabezpieczenia? I jak mogę nie bać się tego, co wydarzy się w przyszłym roku czy w latach następnych? Ponieważ wiem, że wszystko co mogę zrobić, to upewnić się, że w tej pięknej chwili, zwanej teraźniejszością, jestem życzliwy, współczujący, spokojny, dzielę się z każdym z was. I wiem, że jeśli będę to robił dalej, zawsze będę miał wielu wspaniałych przyjaciół i zawsze będę otoczony troską, ponieważ ja troszczę się o innych. To jest mój plan ubezpieczeniowy, to moja emerytura. Nie pieniężna, nie materialistyczna, tylko ta wiedza, ten rodzaj duchowości. Wyznawać pewne prawdy, rozumieć miłość i ufać im. Tak przeżywam swoje życie. Bez strachu, bez ubezpieczenia, bez gwarancji czy asekuracji, po prostu żyjąc chwilą obecną, będąc życzliwym, będąc spokojnym, okazując tyle współczucia, ile tylko mogę.

Jesteś w stanie zrobić to samo w swoim związku? Oddać się całkowicie chwili obecnej. Ufać w to, że jeśli naprawdę rozumiesz, czym jest miłość, możesz dzielić ją w chwili obecnej z twoim partnerem, ze sobą, z nami przez ten związek. I w ten sposób pokazujesz, że najważniejsze jest to, co trwa właśnie teraz. Nic innego nie jest ważne, przyszłość nie jest ważna. Więc odpuszczasz cały ten strach. Wtedy przestaniesz kontrolować. A kiedy nie ma kontroli, nie ma mnie, nie ma tego, co jest moje. Wtedy zrozumiesz piękno prawdziwej buddyjskiej miłości. To jest miłość bez żadnych haczyków, bezwarunkowa, mówiąca drugiej osobie: „Drzwi mojego serca są dla ciebie otwarte, bez względu na to, kim jesteś, bez względu na to, co robisz”.

I oczywiście wszyscy wiecie, że to jest zdanie, które mój ojciec powiedział do mnie wiele lat temu. Wciąż postrzegam tamten moment jako bardzo ważny w moim życiu. Są pewne rzeczy, które pamięta się pomimo upływu wielu lat. Kiedy było się młodym i pamięta się dokładnie czas, miejsce, sytuację, w której coś się wydarzyło. Mimo że nie mieszkam w Londynie – sam nie wiem, jak długo – od 40 lat wciąż pamiętam to miejsce. Churchfield Road, Acton, Londyn. Tam mój ojciec zaparkował samochód. Po odebraniu mnie ze szkoły, zaparkował swój stary samochód, odwrócił się do mnie i powiedział:

„Synu, chcę ci tylko powiedzieć, że cokolwiek zrobisz w swoim życiu, dokądkolwiek pójdziesz, drzwi mojego domu zawsze będą dla ciebie otwarte”.

Tak to powiedział. Drzwi jego domu – to było mieszkanie komunalne – czyli takie, które przyznaje rząd, bo zawsze byliśmy bardzo biedni. Dopiero później zrozumiałem, że nie to miał na myśli mój ojciec. Nie chodziło o jego dom. To przecież nic wielkiego, żeby otwierać drzwi dla kogokolwiek. Chodziło o jego serce. To było wyrażenie bezwarunkowej miłości ojca do syna. I to tak wiele dla mnie znaczyło. Miało to wymiar duchowy, to nie była miłość, która wymagała czegokolwiek w zamian. Ale miłość, która wiązała się z wolnością. Dziwne, prawda? Wiązanie wolnością, byłem związany z tym człowiekiem.

Ale on mnie uwolnił. Mogłem robić co chciałem, chodzić gdzie chciałem i robić, na co miałem ochotę. Rzeczy, które by go zachwyciły, rzeczy, które mogłyby go zawstydzić. Ale powiedział: „Cokolwiek zrobisz, zawsze tu będzie dla ciebie miłość”. Czy potrafisz tak postąpić wobec swojego partnera?

Czasami ludzie myślą, że ich miłość jest wyjątkowa. Ale tak naprawdę zazwyczaj nie sięga ona do tego poziomu, który jest możliwy w duchowym życiu (szczególnie w buddyzmie) i do którego staramy się ich zachęcać. Ponieważ czasami nie osiąga ona tego punktu, to pojawia się strach i związek po prostu się rozpada. Wtedy rezygnujesz z tego, co zaczęło się podczas ceremonii ślubnej, z czegoś czystego i pięknego. Nie pozwalasz temu wyrosnąć w coś zupełnie nowego – całkowicie czystego i wspaniałego.

Kilka lat temu wymyśliłem test, test papierkiem lakmusowym, aby zobaczyć, czy wasze związki osiągnęły już ten poziom, czy nie. Na czym polega test? Jesteś tu teraz. Załóżmy, że twojego partnera nie ma tu tego wieczoru, że jest w domu. Załóżmy, że gdy wracasz do domu, znajdujesz karteczkę na drzwiach. Notatka mówi tak: „Kochanie gdy byłeś w Stowarzyszeniu Buddyjskim i słuchałeś mowy, pojechałam do Broome na romantyczny weekend z twoim najlepszym przyjacielem. Jak byście się czuli? Czy bylibyście zdenerwowani? Czy pomyślelibyście: „Ooch, jak wspaniale, że moja żona spędza tak cudowny czas z moim najlepszym przyjacielem! Drzwi mojego serca są zawsze dla niej otwarte”. Czy tak byście zareagowali? Czy raczej pomyślelibyście: „Ten niewierny pies”. Nie mogę powiedzieć więcej. Wcześniej miałem kłopoty z powodu używania przekleństw.

Jak byście zareagowali? Dlaczego reagujecie gniewem i czujecie się upokorzeni? Dlaczego to robicie?

To ciekawe. Wszystko dlatego, że to nie jest prawdziwa miłość. To jest miłość, która chce posiadać drugą osobę, wymagająca czegoś w zamian za to, co sami dajecie. To nie jest czysta, duchowa miłość. Gdyby była – gdyby drzwi twojego serca były zawsze otwarte dla drugiej osoby, gdybyś kochał i troszczył się o nią bez względu na to, co zrobi, odkryłbyś, że partnerka nigdy nie pojechałaby do Broome z twoim najlepszym przyjacielem. Dlaczego miałaby to zrobić?

Miłość, którą dajesz, jest czymś bardzo wyjątkowym i bardzo rzadkim w naszym świecie – bezwarunkowa akceptacja i miłość. I właśnie dlatego zachęcam osoby, które są w związkach, żeby próbowały wznieść swoje relacje na ten poziom. Kiedy usłyszałem od ojca te słowa, zrozumiałem, że nigdy nie chcę zrobić nic, co zraniłoby tego człowieka. Kiedy ktoś kocha cię tak bardzo i daje ci tyle zaufania, zazwyczaj cenisz to ponad wszystko. „Nigdy tego nie zniszczę. To jest coś tak cennego. Będę trzymać to w najbezpieczniejszym miejscu w moim sercu. Dostaję tyle zaufania, będę żyć tak, aby na nie w pełni zasługiwać, nigdy tego nie wykorzystam”.

Z duchowością nierozerwalnie związany jest szacunek. Nie musisz go wymagać, on istnieje całkiem naturalnie. Kiedy widzisz coś bardzo pięknego i wspaniałego, szanujesz to. To jest po prostu naturalna reakcja ludzkiego serca na coś wzniosłego. Ten rodzaj miłości jest wzniosły i ty go szanujesz.

Jeśli więc możesz szczerze powiedzieć to swojemu partnerowi, wiedz, że on tego nie wykorzysta. Będzie szanował ten dar i będzie chciał żyć tak, aby cię nie rozczarować. Jaki piękny będzie to związek. Bezwarunkowy, niewymagający, niekontrolujący. To jest odpuszczenie. Wtedy zaczynamy rozumieć czym jest odpuszczenie, o którym słyszycie co tydzień, przychodząc do tego ośrodka. Jest to podstawa religii takich jak buddyzm i sedno duchowości. Inaczej można je nazwać brakiem kontroli albo po prostu – miłością. Drzwi mojego serca są otwarte dla drugiej osoby.

Ten związek, ta miłość może stać się twoją praktyką. Po to są partnerzy, by uczyć się dzięki nim, czym jest miłość, by wzrastać w tej miłości. Nie tylko po to, żeby dawać to drugiej osobie, ale również po to, żeby otrzymywać z powrotem.

Jeśli ktoś obdarzy cię takim zaufaniem, takim rodzajem absolutnej pewności, to poczujesz, że jesteś tego wart i że możesz również dawać to sobie sam. Właśnie dlatego tak wspaniale jest być z kimś, o kim wiemy, że nigdy nas nie poniży, nigdy nie będzie nas krytykować, nigdy nie będzie od nas wymagać, nigdy nas nie będzie kontrolować. Ktoś, kto będzie nas naprawdę kochać i akceptować ze wszystkimi naszymi wadami.

Jako mnich nigdy nie byłem żonaty, ale spotkałem wielu ludzi, którzy dali mi tę bezwarunkową miłość. Nie tylko mój ojciec, ale także niektórzy z tych wielkich duchowych przewodników, których spotkałem. Jak ten, który zawsze się wyróżnia (wspomniałem o nim w swojej mowie za granicą niedawno) – mnich zwany Ajahn Tate, który odwiedził Perth jakieś 30 lat temu, zanim tu przybyłem.

Pojechałem na spotkanie z nim w jego klasztorze w północno-wschodniej Tajlandii, nad brzegiem rzeki Mekong. Mały, stary mnich w ogromnym budynku, który zbudował dla niego król Tajlandii. Jego reputacja jako jednego z największych mnichów w Tajlandii była tak potężna. Bałem się. Czego się bałem? Że ten mnich odczyta moje myśli. Byłem wtedy młodym mnichem, nie byłem jeszcze gotowy żeby czytano mi w myślach. I naprawdę bałem się znaleźć w obecności tego mnicha; że spojrzy i powie innym mnichom, jaki jestem i co myślę.

Ale kiedy tylko znalazłem się w jego obecności, poczułem się całkowicie zaakceptowany. To było tak, jakby on mówił: „Spójrz, drzwi mojego serca są szeroko otwarte dla ciebie. Nigdy nie będę cię krytykować ani poniżać. Będę cię akceptować i kochać takim, jakim jesteś, głupim jak jesteś, Brahmavamso”. Bo byłem głupi. To jest wspaniałe uczucie być z kimś, przy kim czujesz się tak absolutnie bezpiecznie, przy kim wiesz, że jesteś kochany. Nigdy wcześniej kogoś takiego nie spotkałem. Dlatego w ogóle nie chciałem odchodzić. Po prostu chciałem zostać tam i siedzieć do końca życia.

Taka była moja reakcja. Wciąż pamiętam ten moment. To był piękny moment. Byłem z wielkim mnichem, który dał mi bezwarunkową akceptację. Czy to nie miłe? Czy to nie rzadkie?

Nie chodziło tu tylko o otrzymywanie tego od kogoś innego. Bo następny poziom miłości, tej duchowej miłości, to dawanie jej sobie. Uczysz się tego od innych ludzi, oni dają ci miłość. Więc pomyśl, jeśli oni mogą dać mi ten rodzaj miłości, dlaczego nie możesz dać jej sobie sam?

To wymaga ogromnego kroku naprzód. Jednym z powodów, dla których to jest tak wielki postęp, jest to, że myślisz: „Ojejku, jeśli dam sobie bezwarunkową miłość i akceptację, stanę się jeszcze gorszy. Już jestem wystarczająco zły.
Jeśli nie będę kontrolować siebie, będę naprawdę uciążliwy dla innych ludzi”. Ale to nie działa w ten sposób.

Dawanie sobie tej pięknej, bezwarunkowej miłości to uznanie siebie w całości–cokolwiek zrobiłem w przeszłości, cokolwiek robię teraz, wszystkie głupie, złe, paskudne, niewłaściwe rzeczy, które zrobiłem: „Och, nieważne, wejdź”.
To jest piękny moment, kiedy patrzysz na siebie, ze wszystkimi swoimi wadami i wszystkimi swoimi błędami, wszystkimi głupimi, strasznymi rzeczami, które zrobiłeś w życiu, i zamiast wyrzucać tę część siebie na zewnątrz, mówisz: „Wejdź”. Otwieranie drzwi swojego serca, oznacza właśnie to. Dlatego kocham to porównanie.

Masz drzwi, które są zamknięte, zamknięte na klucz. Przeciwko komu? Przeciwko części siebie. Części, której się wstydzisz, części, której żałujesz, części, której nie lubisz, którą ukrywasz. Twój cień, jak to się czasem nazywa. Ponieważ otrzymałeś miłość od innej osoby, ponieważ zaufała ci, zaakceptowała cię takim, jakim jesteś, to czujesz zachętę, aby otworzyć drzwi do własnego serca i powiedzieć do siebie: „Wejdź”. Wszystkie podłe, straszne rzeczy, które zrobiłeś –ta część też wchodzi.

Więc twoje drzwi są szeroko otwarte dla ciebie całego. Nie musisz być doskonały, żeby je otworzyć. Gdyby taki był wymóg, nikt nigdy nie osiągnąłby Przebudzenia. Gdybyś musiał być doskonały, nigdy nie zaznałbyś miłości w tym świecie.

Zatem kochasz, pomimo że jesteś niedoskonały. I wtedy otwierasz drzwi swojego serca, wchodzisz i czujesz ten wspaniały spokój, szczęście, jedność i kompletność. Nie musisz wciąż walczyć, żeby zmieniać siebie. Osoba, która cię kocha, kocha cię takim, jakim jesteś. Nie chce cię zmieniać, jeśli to jest piękny związek. Więc po kiego licha ty chcesz zmieniać siebie?

Kochaj siebie takim, jakim jesteś. Całkowicie, absolutnie, w 100%, ze wszystkimi wadami, wtedy wydarzy się ta piękna rzecz. To nie jest czek in blanco, żeby robić co chcesz, od teraz. Kiedy dajesz taką miłość drugiej osobie, ona nie traktuje tego jako dawanie przyzwolenia na złe zachowanie.

Kiedy mój ojciec powiedział mi te słowa, nigdy nie pomyślałem, że teraz mogę robić co tylko zechcę, bo on zawsze pozbiera kawałki, zajmie się problemami i naprawi cały bałagan za mnie. Stałem się dzięki temu znacznie lepszą osobą. Jeśli więc robisz to dla siebie, mówisz: „Wybaczam sobie, kocham siebie. Cokolwiek zrobiłem w przeszłości, drzwi mojego serca są szeroko otwarte dla mnie”.

Wtedy zawierasz ze sobą pokój w tej wielkiej wojnie, którą toczyłeś odkąd pamiętasz. Ona się właśnie zakończyła. W ten sam sposób doceniasz innych ludzi, którzy naprawdę kochają cię takim, jakim jesteś. Jak twoja matka.

Tak właśnie Buddha zwykł mówić: „Jak matka kocha swoje jedyne dziecko”. Ponieważ dzisiaj byłem na pogrzebie, przychodzi mi do głowy lepsze porównanie niż miłość matki do dziecka–mianowicie miłość babci do jej wnuków. Dużo rozmawialiśmy na tym pogrzebie, ludzie wygłaszali swoje mowy pogrzebowe – wspaniałe mowy opowiadające wszystkie te cudowne historie o swojej babci.

To mogła być osoba, którą poznaliście. Dla tych z was, którzy przychodzą tu od dawna, była to pani Da Silva. Zmarła w tym tygodniu i jej pogrzeb odbył się dziś popołudniu. Odwiedzała nasze Stowarzyszenie Buddyjskie od czasów, gdy byliśmy w północnej części Perth. Była jedną z założycielek tego miejsca. Odeszła, a jej wnuki wygłaszały mowy pogrzebowe, mówiąc, że zawsze, gdy ją odwiedzali, gotowała ich ulubione dania.

Nawet kiedy przychodzili do domu ze swoimi kolegami o wpół do pierwszej w nocy, wstawała i gotowała im coś. Kiedy wpadali, zawsze dawała im 20 dolarów. Nawet kiedy mieli po 30 lat i pracowali. To właśnie mówili na pogrzebie. To jest naprawdę piękne. To jest miłość babci do jej wnuków. Nie ważne, ile masz lat. Babcie kochają was bezgranicznie, bez względu na to, co robicie. Nieważne, czy to odpowiednia pora na jedzenie. One i tak cię nakarmią.

Z moją babcią było tak samo, też ją bezgranicznie kochałem. Mogłem przyjść do niej o każdej porze, a ona robiła mi frytki. O trzeciej, czwartej po południu. To doprowadzało moją matkę do szału: „Nie powinnaś go karmić. Będzie jadł później obiad”. „Jeśli mój wnuk chce frytki, dostanie frytki”. Kochałem moją babcię i ona kochała mnie. Czyż to nie jest piękne? To jest bezwarunkowa miłość. Nie chodzi o to, że to niezdrowe albo że nie powinieneś tego jeść. Och, daj spokój.

Prawdziwa miłość jest bezwarunkowa. To jest to samo. To właśnie czasami robisz dla siebie. Zwracasz się do siebie, jak do małego dziecka: „Drzwi mojego serca są dla ciebie otwarte”. Tak jak babcia kocha swoje wnuki, tak ty kochaj siebie. Rozpieszczaj się do nieprzyzwoitości. Jest w tym coś pięknego.

Staraj się patrzeć na siebie bez krytyki. Za każdym razem kiedy to czuję, wiem, że jest w tym coś bardzo pięknego i duchowego. Dlatego warto zauważać, i próbować rozumieć, co jest sednem tej postawy i przekładać to na relacje z innymi, na związki (również ze sobą) i ogólnie relację z życiem. To nie jest tylko powtarzanie sobie: „Drzwi mojego serca są dla mnie otwarte”. To również mówienie: „Życie, drzwi mojego serca są szeroko dla ciebie otwarte. Bez względu na to, czym jesteś, bez względu na to, co robisz”.

Rozczarowania i tragedie, rozwody i rozstania, wspaniałe momenty szczęścia i błogości oraz wszystko pomiędzy, choroby, czasy, kiedy jesteś powalony grypą albo masz raka, cokolwiek to jest – bądź w stanie powiedzieć do tego wszystkiego: „Drzwi mojego serca są otwarte na życie”. Jakie to potężne.

Wiem, że ludzie mówią, że kochają życie. Oni nie kochają życia, oni kochają tylko jego miłą część. A tej drugiej części próbują się pozbyć albo ją zmienić. Wyobraź sobie, że mówisz do siebie: „Moje życie, kocham cię w całości”. Trudności, błogie części i wszystkie inne, bo tkwisz w tym wszystkim. To jest życie. Masz wybór. Albo to polubisz, albo to zaakceptujesz.

Taki wybór mieliśmy w szkolnej stołówce, kiedy byłem młody. Albo to lubisz, albo to znosisz. Proszę, to jest twój wybór. Co zrobisz? Albo będziesz kochać życie, albo będziesz nienawidzić życia i popadniesz w depresję, złość i gorycz.

Co ciekawe, kiedy zaczynasz kochać życie i przestajesz o nie walczyć, ono nie staje się gorsze. Kiedy kochasz życie, życie staje się o wiele lepsze. Nowotwory odchodzą. Dlaczego znikają? Bo przyczyną nowotworów jest negatywne nastawienie, stany depresyjne. A my dajemy sobie i życiu tak wiele negatywności. Tworzymy problemy.

Wyobraź sobie, że na co dzień żyjesz przepełniony miłością do życia. Nie sądzę, żeby pojawiły się u ciebie nowotwory. Nie chorowałbyś też często. Z pewnością nie potrzebowałbyś chodzić też do kosmetyczki. Twoja twarz wygląda coraz gorzej, tylko dlatego, że tak często się złościsz. Kiedy się uśmiechasz, jesteś o wiele bardziej zrelaksowany i spokojny–nie potrzebujesz botoksu. Bankructwo dla wszystkich klinik. Kiedy kochasz życie, ono kocha ciebie, co sprawia, że masz mniej problemów w życiu. Klasyczna sytuacją, w której wszyscy wygrywają.

Gdy zaczynasz uczyć się, jak kochać życie, to w perspektywie buddyjskiej przestajesz pragnąć i walczyć ze światem. Zawierasz pokój z życiem, zamiast ciągle próbować je zmieniać. Wielu z was czasami myśli: „Och, Ajahn Brahm mówi tylko o życiu. Tak, to bardzo interesujące, ale co to ma wspólnego z buddyzmem?”.

To wszystko jest buddyzmem. Cztery Szlachetne Prawdy. Cierpienie pochodzi z pragnienia, z chcenia. Właśnie powiedziałem wam o zakończeniu pragnienia. Zawrzyj pokój z życiem, zawrzyj pokój ze sobą. Możesz tego spróbować. Zrób to, kiedy siedzisz w medytacji. Wspomniałem o tym celowo podczas sesji medytacyjnej. Otwórz drzwi swojego serca na to, co jest, pokochaj swoją senność.

Czy jest coś złego w zaśnięciu podczas medytacji? Był taki przypadek tutaj, ktoś zasnął właśnie tam w rogu. Była to kobieta, która przyszła na medytację. Wyciągnęła nogi, oparła się, położyła na podłodze, stopy skierowane w stronę Buddhy, zasnęła i zaczęła chrapać i ktoś ją obudził. Zwróciłem uwagę osobie, która ją obudziła: „Nigdy więcej tego nie rób”. Ta kobieta powiedziała później, że jest ofiarą przemocy domowej. Przechodziła piekło przemocy ze strony swojego partnera, nie spała od wielu dni. Przyszła tu i poczuła się bezpiecznie. To wszystko – po prostu bezpiecznie. Tu było miejsce pełne ludzkiej życzliwości. Ponieważ poczuła się bezpiecznie, po prostu zasnęła. Pierwszy raz od wielu dni, bo daliśmy jej tę możliwość.

Dlatego mówię: „Proszę, nie budźcie chrapiących, oni odpoczywają”. Czy nie powinniśmy być życzliwi, współczujący? Wiem, że kierowanie stóp w stronę Buddhy jest wbrew tajskiemu zwyczajowi, ale ludzie wielokrotnie to robili. Nigdy nie widziałem, żeby Buddha narzekał. Współczucie i życzliwość, proszę.

Staramy się mieć społeczność buddyjską, Stowarzyszenie buddyjskie, które działa w oparciu o współczucie i życzliwość. Tak, zasady są ważne. Nie kieruj stóp w stronę Buddhy dlatego, że chcesz coś komuś udowodnić, obrazić kogoś. Bądź życzliwy, bądź współczujący. Otwórz drzwi swojego serca dla każdego, bo o to w tym wszystkim chodzi. Staraj się podczas medytacji, otwierać drzwi swojego serca na wszystko, co dzieje się w chwili obecnej. Przestajesz walczyć, przestajesz próbować kontrolować swój biedny umysł.

Często powtarzam ludziom: „Wiecie dlaczego macie tyle trudności z uspokojeniem umysłu podczas medytacji?. Bo ciągle walczycie. Wcale nie jesteście życzliwi. Jesteście wojownikami, jesteście wojowniczkami. Prowadzicie wojnę ze sobą. To nie jest sposób na medytację. To nie jest sposób na życie. To nie jest sposób na bycie buddystą”.

Następnym razem, gdy usiądziesz w tym miejscu lub w domu, powiedz swojemu umysłowi: „Drzwi mojego serca są dla ciebie szeroko otwarte. Bez względu na to, co robisz. Możesz sobie biegać, możesz być senny. Cokolwiek się wydarzy, zawsze będę cię kochać”.

Zakończę tę mowę historyjką. Opowiedziałem ją na ostatnim odosobnieniu, bo przypomniałem sobie, że nie opowiadałem jej od lat. To jest bardzo piękna historia o wole – Nandivisāla. Pochodzi z jednej z buddyjskich bajek – zbioru Jātak. Jest wiele historii, które Buddha opowiedział wieki temu. Niektóre z nich są dość nudne, ale wiele ma piękne przesłanie. Ta jest jedną z moich ulubionych historii w tej kolekcji.

Jātaka o wole Nandivisāla.

Był pewien bardzo biedny rolnik. Wszystko dzieje się w Indiach, więc wszystko kręci się wokół rolnictwa. Był bardzo biedny rolnik. Miał woła o imieniu Nandivisāla, pracował bardzo ciężko, próbując wiązać koniec z końcem. Nie jest łatwo być rolnikiem – czasami deszcz nie pada, czasami nasiona nie są wystarczająco dobre. Zazwyczaj kiedy miał dobre zbiory, lokalny kupiec w wiosce po prostu go oszukiwał. Tacy byli kupcy w tamtych czasach, dbali o własne zyski i wykorzystywali ludzi, którzy dostarczali towary, biednych rolników.

Po kolejnym bardzo trudnym roku rolnik był bardzo przygnębiony. Nie jest łatwo harować do upadłego, próbując związać koniec z końcem, aby utrzymać rodzinę. Siedział pod drzewem, zamartwiając się i nagle poczuł dotyk mokrego nosa na swojej twarzy. To był jego wół. Jego wół powiedział:

„Panie, mogę ci pomóc”.

„Co? Wół może mówić?”

W tamtych czasach, woły mogły mówić, tak jak w filmach Walta Disneya. Więc wół rzekł: „Tak, potrafię mówić. Służę ci od tak dawna, ciągnąc pług dla ciebie. Ja też się męczę. Nie chcę spędzić reszty mojego życia, tak ciężko pracując, żeby zaledwie wiązać koniec z końcem. Ja też chcę przejść na emeryturę. Mam plan. Jest on taki. Jestem bardzo silnym wołem. Pójdź do tego kupca, który oszukuje cię od lat i załóż się z nim o 10,000 dolarów, że twój wół, czyli ja, Nandivisāla, pociągnie 100 wozów, wszystkie połączone razem i wszystkie wypełnione kamieniami i skałami”.

Rolnik odpowiedział: „Słuchaj, nie dasz rady tego zrobić”.

Wół rzekł: „Tak, dam radę, jestem bardzo, bardzo silny. Wiem, co potrafię. Teraz idź i załóż się o 10,000 dolarów”.

Rolnik odpowiedział: „Ale ja nie mam 10,000 dolarów”.

„Nie potrzebujesz 10,000 dolarów. Wygrasz je”.

Więc rolnik poszedł do tego kupca i powiedział: „Zakładam się o 10,000 dolarów, że mój wół może pociągnąć 100 wozów połączonych razem, wszystkie pełne kamieni”.

Kupiec odpowiedział: „Nie bądź głupi. Żaden wół tego nie zrobi”.

„Mój wół może. 10,000 dolarów”.

Kupiec pomyślał: „Ci rolnicy są tak głupi, to łatwe pieniądze. Wiem, że on nie ma 10,000 dolarów, ale mogę przynajmniej zabrać jego ziemię, a to jest spora wartość”.

Więc powiedział: „Dobra, umowa stoi”.

Żeby zebrać 100 wozów, musieli pożyczyć je od wszystkich osób we wsi. Wszyscy wyszli zobaczyć, czy wół jest tak silny, żeby pociągnąć 100 wozów pełnych kamieni. Związali wszystkie wozy razem, załadowali je kamieniami i skałami i przywiązali wielkiego woła do pierwszego wozu.

Rolnik podszedł do niego i powiedział: „Dobra, ciągnij wozy”.

Ale wół się nie ruszył.

„No dalej, ty głupi wole, ciągnij te wozy”.

Wół nadal stał nieruchomo.

Rolnik wziął kij i uderzył woła:

„No dalej, ciągnij te wozy. Stracę wszystko”.

Ale wół nie mógł tego zrobić. Wszyscy zaczęli się śmiać. Rolnik zaczął płakać. Nikt nie mógłby pociągnąć takiego ciężaru. Rolnik był zdruzgotany. Całkowicie załamany. Stracił wszystko. Usiadł pod drzewem i zaczął płakać. Kilka minut później znów poczuł mokry nos na swojej twarzy.

„Dlaczego płaczesz?” – zapytał wół Nandivisāla.

„Przez ciebie. Powiedziałeś, że potrafisz pociągnąć 100 wozów, ale nie zrobiłeś tego”.

„Och, tak, potrafię.”

„Nie, nie potrafisz.”

„Potrafię.”

„To dlaczego tego nie zrobiłeś?”

„Bo, Panie, krzyczałeś na mnie. A potem nazwałeś mnie głupim, a potem mnie uderzyłeś. Nie tak traktuje się przyjaciela. Nieważne” – powiedział wół – „Mam plan. Idź z powrotem do tego kupca i załóż się z nim o 20,000 dolarów, że ja, Nandivisāla, pociągnę te wozy. Ale tym razem traktuj mnie życzliwie”.

Rolnik był wystarczająco mądry, żeby zrozumieć. Więc wrócił do tego kupca i powiedział: „Założę się o 20,000 dolarów”.

Kupiec pomyślał, że to bardzo głupi rolnik: „Dobra, wozy wciąż tam są. 20,000. Zgoda”.

Przywiązali woła do pierwszego wozu. Wszyscy wyszli oglądać tego głupiego rolnika.

On tym razem powiedział: „Drogi wole, kochany wole, teraz – jeśli to nie jest dla ciebie zbyt wielki kłopot, czy mógłbyś spróbować pociągnąć te małe wozy choć trochę? Ale jeśli to za dużo, nie przejmuj się”.

I wtedy wół napiął każdy mięsień. Aż oczy zaczęły mu wychodzić na zewnątrz. Ciągnął i zmagał się. Wiecie co się stało?

Nic.

To było za ciężkie. Żaden wół nie mógłby tyle pociągnąć.

Rolnik powiedział: „Och, nie martw się tym, po prostu przestań”.

I wtedy wół spróbował jeszcze mocniej. Ciągnął i zmagał się, aż pot zaczął po nim spływać. Wiecie co się stało?

Nic.

Rolnik powiedział: „Przestań. Zabijesz się. Nieważne, że jesteśmy nędzarzami i biedakami. Mamy siebie nawzajem i kochamy się. Zostaw to wole. Nie próbuj. Nie chcę, żeby stała ci się krzywda”.

Ponieważ rolnik tak szczerze wyraził swoją miłość, wół napiął każdy mięsień, nie tylko w swoim ciele, ale także w swoim sercu. I ciągnął, jak żaden inny wół nigdy nie ciągnął, wszystko z powodu miłości, którą okazał mu jego pan. Wiecie co się stało?

Skrzypnęła pierwsza oś.

Gdy pierwsza oś ruszyła, gdy coś drgnęło, gdy tarcie się zmniejszyło, wtedy wszystkie inne wozy zaczęły się poruszać, aż w bardzo krótkim czasie ostatni wóz stanął tam, gdzie wcześniej stał pierwszy. Człowiek wygrał swój zakład. Miał 20,000 dolarów. To wystarczyło jemu i wołowi, aby przejść na emeryturę i żyć długo i szczęśliwie.

Doceniam tę piękną historię, od kiedy pierwszy raz ją przeczytałem, bo pokazuje siłę czystej miłości.I to jest bardzo piękne. Jeśli chcesz, żeby twój mąż zabrał cię jutro na zakupy, nie krzycz na niego, nie nazywaj go głupim, nie chwytaj za kij.

Powiedz: „Drogi mężu, jeśli to nie jest dla ciebie zbyt wielki kłopot – wiem, że prosiłam cię o wiele rzeczy, ale czy nie miałbyś nic przeciwko temu, naprawdę nie chcę sprawiać ci zbyt wiele kłopotu – czy mógłbyś zabrać mnie jutro na zakupy?”.

To jest buddyzm. To jest miłość. To jest życzliwość. I to jest moc. To naprawdę działa. Nie rób tego dokładnie tak samo. Znajdź swój własny sposób. Wiesz, o co mi chodzi. Jest w tym coś wyjątkowo pięknego. Gdy następnym razem będziesz medytować, powiedz do siebie: „Drogi umyśle, kochany umyśle, jeśli nie miałbyś nic przeciwko temu, po prostu spójrz przez chwilę na oddech i trochę się uspokój. Ale jeśli nie chcesz tego robić, jeśli jesteś zbyt zmęczony, jeśli chcesz myśleć o wszelkich głupich rzeczach jak zwykle, to w porządku, nie ma to znaczenia”.

Spróbuj tego, a twój umysł stanie się bardzo spokojny. Dlaczego? Jeśli ty i twój umysł nie kochacie się nawzajem, to on ucieknie, gdy tylko zobaczy, że nadchodzisz. Pomyśli: „O rany, ona znowu nadchodzi. Czego tym razem ode mnie chce?”. Ucieknie i się schowa. Ale jeśli kochasz swój umysł, kochasz swoje ciało i kochasz swoje życie, swoich przyjaciół, przyjaźnisz się ze swoim ciałem, przyjaźnisz się ze swoim umysłem, to oczywiście, zawsze będziecie trzymać się razem.

Więc cały ten niepokój, całe to błądzenie pojawia się, bo twój umysł boi się ciebie i chce uciec. Jak tylko pokochasz swój umysł, będzie zostawał z tobą. W ten sposób staniesz się bardzo spokojny, i wyciszony. I wtedy dojdziesz do ostatniego punktu na drodze ku prawdziwej miłości. Twój umysł stanie się naprawdę cichy i bardzo spokojny, a ty będziesz doświadczać czystej miłości. Słyszałeś o ludziach, którzy opowiadają o doświadczeniach jakby poza ciałem, przechodzą przez to piękne światło i czują niesamowitą miłość i spokój i ciszę. To są wyjątkowe stany. To są tak zwane jhāny. Zwykle nazywa się je ekstazą lub błogością. Ale wielu ludzi, którzy doświadczają tych stanów, opisuje tę błogość, tę ekstazę, tę jedność jako miłość, czystą miłość.

To jest jedna z najwyższych form miłości. Doświadczasz tego, gdy wchodzisz w głębokie stany medytacyjne. Dlaczego nazywają to miłością? Bo jest to stan jedności ze wszystkim, nie ma oddzielenia, nie ma kontroli, jest całkowity pokój ze wszystkim. Podobnych stanów możesz doświadczać w małżeństwie. Może nie w najczystszej postaci, ale ziarno, iskrę tego rodzaju miłości. Doskonałość pojawia się w głębokich medytacjach zwanych jhānami. Jesteś wtedy w pokoju z całym światem, w jedności umysłu, myśli, bez oddzielenia między tobą a kimkolwiek. Nie ma „ja” ani „ty” – istnieje tylko „my”.

Dlatego ludzie opisują to jako najczystszą z miłości, jedność, bez oddzielenia między sobą a życiem. Dlatego zachęcam ludzi, by rozwijali praktykę miłości nie tylko na przyziemnym poziomie, ale pracowali z nią głębiej i wznosili wyżej, do miejsc, które wydają się niemożliwe do osiągnięcia. Ale można tam dotrzeć i to jest miłość duchowa, miłość ekstatyczna. Możesz tego doświadczyć w tym właśnie życiu.

Wtedy rozumiesz, czym jest miłość. W ten sposób rozwijamy praktykę, rozwijamy bezinteresowność, odpuszczanie, wolność i puszczamy kontrolę. Rozwijamy postawę akceptacji – zamiast krytykowania i szukania wad. Powoli posuwasz się dalej i dalej, głębiej i głębiej.

Nie tylko twoje życie staje się dzięki temu spokojniejsze, szczęśliwsze, ale też związki, w które wchodzisz stają się znacznie bardziej stabilne i satysfakcjonujące. Szczególnie związek z samym sobą staje się tym związkiem, w którym naprawdę otwierasz drzwi swojego serca dla siebie, rozwijasz się, stajesz się spokojniejszy, medytacja staje się łatwiejsza.

Nie wiem, dlaczego ludzie zmagają się z medytacją. Medytacja jest najłatwiejszą rzeczą do zrobienia na świecie. Po prostu nie rób nic, tylko kochaj tę chwilę, która trwa i wszystko samo stanie się bardzo spokojne i bardzo głębokie. Sprawdź, czy dzięki temu zmierzasz do wyjątkowych stanów ekstazy, które są najwyższą formą miłości. Dlatego ludzie opisują ją w ten sposób. To jest buddyjska idea miłości, rozwijająca się i praktyczna. Dostępna dla każdego w tym miejscu, już dzisiaj. Dziękuję.

Sādhu, sādhu, sādhu!

Jakieś komentarze na temat różnych rodzajów miłości w buddyzmie? Ta mowa to odpowiedź na pytanie, które ktoś mi przysłał. Tak, proszę, gentelman tam.

Pytanie: Co dla ciebie Ajahnie Brahmie, jest wyższym celem w życiu, miłość czy szczęście?

Ajahn Brahm: Wyższy cel, miłość czy szczęście? Połączenie tych dwóch razem. Kochaj szczęście i ciesz się miłością. Naprawdę ważne, żeby umieć to robić. To przynosi ciepło i szczęście. Właśnie o tym mówimy. Jeśli, odwiedzając nasze klasztory, nie czujecie tego rodzaju szczęścia, tej lekkości serca i przyjaznej atmosfery, to co to za duchowa społeczność? W ten sposób możecie rozpoznawać klasztory, społeczności –po atmosferze lekkości, pogody ducha, szczęścia i miłości, którą czujecie.

Jeśli wchodzisz w nowe miejsce i jest ono naprawdę surowe, a ludzie krzyczą na ciebie: „Siedź prosto! Nie zadawaj głupich pytań! Rób to w ten sposób! Ustaw buty właściwie! Nie kieruj stóp w stronę Buddhy! Bla, bla, bla…” – wyczuwasz ten rodzaj kontroli i strachu, wiedz, że czegoś ważnego w tym miejscu brakuje. Dlatego niektóre religie naprawdę się nie sprawdzają.

Czy kiedykolwiek widziałeś Papieża śmiejącego się do rozpuku? Czy kiedykolwiek widziałeś księży opowiadających żarty? Choć faktycznie, niektórzy to robią. To właśnie na ich kazania przychodzi dużo ludzi – bo chcą ich posłuchać.

Jaki jest cel duchowości, jeśli nie czyni cię szczęśliwym i nie wskazuje ci drogi do szczęścia? Jeśli żyjesz związku wypełnionym miłością, czy nie jesteś szczęśliwy? Te dwie sprawy naprawdę idą w parze. Następne pytanie? Czas mija, mija, minął.

O autorze

brahm.jpg

Brahmavamso Ajahn
zobacz inne publikacje autora

Czcigodny Ajahn Brahmavamso Mahathera (znany jako Ajahn Brahm), właściwie Peter Betts, urodził się w Londynie 7 sierpnia 1951 roku. Obecnie Ajahn Brahm jest opatem klasztoru Bodhinyana w Serpentine w Australii Zachodniej, Dyrektorem ds. Duchowych Buddyjskiego Towarzystwa Stanu Australia Zachodnia, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Wiktoria, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Australii Południowej, Patronem Duchowym Bractwa Buddyjskiego w Singapurze oraz Patronem Duchowym ośrodka Bodhikusuma Centre w Sydney.

Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: Facebook

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

gnu.svg.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

cc.png

Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK

Źródło: http://www.bswa.org

Tłumaczenie: Har-Dao
Redakcja polska: Izabela Mieszała
Czyta: Aleksander Bromberek

Image0001%20%281%29.png

Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/