KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE

Sprawa traktowania jednopłciowych związków partnerskich to jedna z kluczowych kwestii politycznych i społecznych naszych czasów. Chciałbym przedstawić to zagadnienie z buddyjskiej perspektywy.

Podobnie jak w przypadku innych kwestii etycznych czy społecznych, w szczególności dotyczących seksualności, religie próbują dyktować warunki. Konserwatywne chrześcijańskie kościoły przodują jako opozycja do równego traktowania związków jednopłciowych. Nie powinniśmy jednak generalizować na podstawie konkretnego wyznania. Dla wielu chrześcijan pozytywne przesłanie Jezusa – skupiające się na współczuciu i miłości – oraz fakt, że nigdy nie ustosunkowywał się do kwestii homoseksualizmu, wystarczy, żeby popierać równouprawnienie związków jednopłciowych.

W Australii doszło do ciekawej wymiany między wyraźnie konserwatywnym katolickim przywódcą, kardynałem Georgem Pellem a organizacją Australian Marriage Equality (Australijskie Równouprawnienie w Małżeństwie). AME zaproponowało kardynałowi spotkanie, a ten zgodził się pod warunkiem, że organizacja przyzna, że sprzeciwianie się małżeństwom jednopłciowym nie musi wynikać tylko z homofobii lub chęci dyskryminowania ludzi. AME zgodziło się i opublikowało takie oświadczenie:

Przyznajemy, że to możliwe, by sprzeciwiać się równouprawnieniu małżeństw jednopłciowych bez nienawiści do homoseksualistów. Prosimy jednak o to, żeby ludzie o odmiennym poglądzie na tę ważną sprawę również przyznali, że da się popierać równouprawnienie małżeństw jednopłciowych, nie próbując przy tym podważać takich kwestii jak małżeństwo, rodzina czy religia.

To świetny początek dyskusji i jeden z niestety bardzo rzadkich przykładów prawdziwego dialogu.

Co w takim razie z buddyzmem? Jak w każdym innym przypadku można spotkać tu cały wachlarz różnych opinii oraz tak jak wszędzie indziej – przepraszam, jeżeli to zabrzmi cynicznie – większość tych opinii nie ma zbyt wiele wspólnego z tym, czego nauczał sam Buddha. Niekiedy mamy do czynienia z buddyjskimi autorytetami wyraźnie określającymi swoje opinie w tej sprawie. Ajahn Brahm od lat bardzo otwarcie wspiera społeczności homoseksualne zarówno w Australii, jak i za granicą. Mistrz Hsin Yun, założyciel międzynarodowej organizacji buddyjskiej Fo Guang Shan, powiedział:

Ludzie często pytają mnie, co myślę o homoseksualizmie. Zastanawiają się, czy to coś złego czy dobrego. Odpowiedź jest taka, że nie jest ani dobry, ani zły. To po prostu coś, co ludzie robią. Jeżeli nie wyrządzają sobie nawzajem krzywdy, to ich życie prywatne jest ich sprawą. Powinniśmy być tolerancyjni i nie odtrącać ich.

Z drugiej jednak strony Dalajlama wielokrotnie powtarzał, że zachowania homoseksualne są sprzeczne z buddyjskimi wskazaniami. Jednocześnie podkreśla potrzebę współczucia i obdarzenia wszystkich pełnią praw człowieka. Nie mówi on, jak powinno się tworzyć prawo, a tylko jak powinien do tego tematu podejść buddysta. Dalajlama uważa, że ponieważ organy płciowe zostały stworzone do prokreacji, powinno się ich używać tylko w tym celu, a więc każda inna forma seksu nie wchodzi w grę. Jest to według mnie radykalne i nierealistyczne podejście. Dalajlama powołuje się na pewnych średniowiecznych indyjskich uczonych, Vasubandhu i Asangę – ja jednak nie miałem okazji czytać ich tekstów. Nie opiera się to jednak na samych suttach. Wręcz przeciwnie! Sutty wyraźnie pokazują seks jako coś, co robi się również dla przyjemności, i nie widzą w tym problemu. Buddyzm nie jest religią kładącą nacisk na płodność, więc nie mam pojęcia, na jakiej podstawie seks miałby mieć cel wyłącznie prokreacyjny.

Wskazania we wczesnych tekstach buddyjskich nie mówią nic o tym, by seks miał służyć wyłącznie prokreacji. Odnoszą się tylko do tego, czy dane relacje seksualne naruszają jakieś umowy społeczne. Oto standardowy fragment, można go znaleźć choćby w MN 41 lub AN 10.176 i 10.211:

kāmesumicchācārī kho pana hoti. yā tā māturakkhitā piturakkhitā mātāpiturakkhitā bhāturakkhitā bhaginirakkhitā ñātirakkhitā gottarakkhitā dhammarakkhitā sassāmikā saparidaṇḍā antamaso mālāguḷaparikkhittāpi, tathārūpāsu cārittaṃ āpajjitā hoti.


Są [oni] niewłaściwie prowadzącymi się [w sferze zmysłowych pragnień]. W takiej mierze popełniają wykroczenia [seksualne] z kobietami chronionymi przez matkę, ojca, przez matkę i ojca, brata, siostrę lub krewnych, [z kobietami], które mają męża, są chronione przez prawo (lub zwyczaj, dhamma – przyp. tłum.), a nawet z tymi, które są przyodziane w girlandy jako znak zaręczyn.

Większość tych punktów jest dość jednoznaczna. Dotyczą kobiet, które nie są „niezależne” we współczesnym tego słowa znaczeniu, kobiet, które żyją pod opieką innych ludzi. Zazwyczaj to młode kobiety mieszkające w domach rodziców lub później mężatki tworzące rodziny. Istniało bardzo wiele zmiennych, więc układy bywały bardzo różne. Warto jednak zwrócić uwagę, że hinduskie teksty wprost mówią o tym, że kobieta zawsze musi być podległa jakiemuś mężczyźnie, natomiast tutaj opieka matki jest postawiona tuż obok ojca, a siostry obok brata i nic nie sugeruje, że preferowana jest któraś z tych możliwości. Wygląda na to, że w niektórych sytuacjach kobiety żyły pod opieką dalszej rodziny. Kobiety „chronione przez dhammę” to pewnie te, które były adoptowane, sieroty itd. Jednak kobieta „nielegalna” to termin niejednoznaczny. Nie wiemy, czy chodzi o kobietę, która ma zostać ukarana za jakieś przestępstwo, czy o kogoś, z kim stosunek byłby złamaniem prawa. Nauki tego nie objaśniają. Powyższy fragment odnosi się tylko do mężczyzny jako potencjalnego sprawcy, ale to nie znaczy, że kobieta nie może złamać tego wskazania. Jak większość nauk, tak i te odzwierciedlają męski punkt widzenia, ale dotyczą w takim samym stopniu obu płci. Założenie jest tu takie, że to kobieta jest pod czyjąś opieką, tak bowiem wyglądały realia w czasach Buddhy. Nie jest to popieranie danej sytuacji ani stwierdzenie, że kobieta nie może lub nie powinna być niezależna. Fragment ten po prostu mówi, że jeżeli kobieta lub mężczyzna żyją w jakimś stałym związku, to nie powinni zdradzać swojego partnera.

Jasne jest jedno. Wskazanie dotyczące seksualności nie ma nic wspólnego z homoseksualizmem (ani żadną inną konkretną formą seksualności). Ostrzega tylko przed zrywaniem więzi zaufania z naszymi ukochanymi. Chociaż relacje społeczne z czasów Buddhy wyraźnie różnią się od panujących dzisiaj, to – przynajmniej w większości przypadków – przełożenie na nasze warunki instrukcji danych nam przez Niego nie powinno być problemem. Zatem jeżeli wskazania nie dotyczą homoseksualizmu, to co właściwie Buddha na jego temat mówił? Mamy szczęście, że zachowało się tysiące nauk, w których Buddha przekazał swoje opinie na temat różnych problemów etycznych. Gwałt, pedofilia, zdrada małżeńska i wiele innych kwestii dokładnie opisano we wczesnych tekstach, a Buddha wyraźnie mówił, że nie popiera tego typu zachowań. Jednak w suttach nie ma nic o homoseksualizmie. Z tysiąca mów ani jeden tekst nie traktuje homoseksualizmu jako sprawy istotnej.

Jest jeden fragment w Cakkavattisihanada Sutcie, który często cytowany jest przez ludzi próbujących udowodnić, że Buddha był przeciwny homoseksualistom. Sutta wymienia liczne przykłady moralnego zepsucia, jakie mogą pojawić się w społeczeństwie. Jednym z takich zachowań jest micchā-dhamma, co w języku palijskim jest w zasadzie bardzo ogólnym terminem określającym robienie czegoś tak złego, jak to tylko możliwe. Można to przetłumaczyć jako „fałszywe nauczanie”, „niewłaściwą praktykę”, „błędne zachowanie” itd. W komentarzu do tego tekstu – sporządzonym niemal 1000 lat później na Sri Lance – znajduje się twierdzenie, że te słowa [micchādhamma] oznaczają „Pożądanie mężczyzn przez mężczyzn lub kobiet przez kobiety” (Micchādhammoti purisānaṃ purisesu itthīnañca itthīsu chandarāgo). Ponieważ nie ma to żadnego potwierdzenia w samym tekście, świadczy to tylko o postawie średniowiecznego komentatora. Nie mamy nawet, z tego co wiem, podstaw, by uznać to za postawę typową dla dawnych theravādinów lub Lankijczyków.

Sutty po prostu ignorują wszystkie kwestie związane z homoseksualizmem. Trudno wyprowadzić argument z niewiedzy. Jednak fakt, że istnieje tysiące mów, w których Buddha wymienia szczegółowe listy moralnych uchybień sugeruje, że starał się w miarę możliwości kompleksowo odnosić do problemów etycznych – w takim razie nie zaliczał do nich homoseksualizmu.

Z Vinayą jest już inaczej. Vinaya to kodeks praw dotyczący mnichów i ponieważ reguluje sprawy wewnątrz zakonu, w którym panuje pełen celibat, musi odnosić się do wszelkiego rodzaju zachowań seksualnych. Zresztą robi to z taką szczerością i bezpośredniością, że wywoływało to szok u wczesnych europejskich tłumaczy. Do tego stopnia, że niektórzy całkowicie omijali spore fragmenty Vinayi, a inni ze specyficznej troski o swoich młodych czytelników tłumaczyli je tylko na łacinę. W Vinayi można znaleźć opisy aktów homoseksualnych oraz praktycznie wszystkich innych aktów seksualnych, jakie potrafimy sobie wyobrazić. Za każdym razem Buddha reaguje w typowy dla siebie bezpośredni i zdroworozsądkowy sposób. To oczywiste, że homoseksualne zachowania, tak jak każde inne praktyki seksualne, są zabronione mnichom i mniszkom objętym celibatem. Zakazy te jednak w żaden sposób nie różnią się od zakazów dotyczących heteroseksualistów i nie ma żadnych przesłanek, by traktować je jako krytykę homoseksualizmu poza środowiskiem monastycznym. Co więcej, w niektórych przypadkach kary za zachowania homoseksualne są wręcz lżejsze niż za heteroseksualne odpowiedniki. Na przykład dotykanie o charakterze seksualnym drugiego mężczyzny przez mnicha jest mniej poważnym przewinieniem, niż dotykanie w ten sposób kobiety. Tak samo seks między dwiema kobietami jest mniejszym przewinieniem niż między kobietą a mężczyzną. Sāriputta, główny uczeń Buddhy, miał kiedyś wziąć sobie na uczniów dwóch nowicjuszy, którzy później zaczęli uprawiać ze sobą seks. Buddha nakazał wtedy mnichom nie brać dwóch uczniów jednocześnie! (Ten przepis, jak wiele innych, został później złagodzony).

Jednak nie powinniśmy interpretować tego jako przykładu traktowania w Saṅdze stosunków homoseksualnych w jakiś preferencyjny sposób. Vinaya, jako kodeks praw, często ustanawia wyroki na podstawie różnych aspektów konkretnej sprawy i nie ma żadnego wyraźnego powiązania między ciężarem moralnym przewinienia a tym, jak poważnie jest ono karane. Przykładowo zbudowanie przesadnie dużego [mnisiego – przyp. red.] domku jest poważnym przewinieniem, a pobicie kogoś do nieprzytomności tylko lekkim. Nie powinniśmy zatem przypisywać zbyt dużego znaczenia temu, że niektóre zachowania homoseksualne w Vinayi traktowane są bardziej wyrozumiale. Najważniejsze jest po prostu to, że homoseksualność traktowana jest w zasadzie tak samo, jak każdy inny przejaw seksualności człowieka. W tych przykładach nie ma tak naprawdę niczego, co moglibyśmy porównać z „orientacją seksualną” – jak ją definiujemy dzisiaj. W większości przypadków zachowania homoseksualne traktowane są właśnie jako pojedyncze zdarzenia. Nie pojawia się koncepcja osoby, która wyłącznie lub w większości odczuwa pociąg seksualny do przedstawicieli swojej płci.

W tekstach pojawia się natomiast ktoś taki jak „paṇḍaka”. To w większości mężczyźni, choć są też przykłady kobiet (itthīpaṇḍikā). Paṇḍaka nie mógł zostać wyświęcony i zazwyczaj kojarzony był z niepohamowaną seksualnością. Jednak nie wiadomo niestety, co dokładnie ten termin oznacza. Istnieje kilka definicji „paṇḍaki”. Choć nie zawsze są ze sobą zgodne, to jednak wydaje się, że chodzi o konkretne cechy fizyczne i pewien zestaw zachowań. Możliwe, że chodziło o typ eunuchów świadczących usługi seksualne. Na pewno jednak paṇḍaka nie był tym, kogo dzisiaj nazywamy homoseksualistą. Paṇḍakowie mogli być związani z tzw. hidżrami, czyli trzecią płcią. W Indiach do tej klasy zalicza się m.in. transseksualistów, hermafrodyty i eunuchów.

Podsumowując – wczesny buddyzm odnotowywał zachowania homoseksualne, ale nigdy nie uznawał ich za jakiś etyczny problem. Nie występuje natomiast nic takiego jak orientacja homoseksualna. Jest to całkowicie zgodne z tym, jak Buddha traktował etykę. Nie oceniał bowiem ludzi, tylko konkretne uczynki. Ludzie to po prostu ludzie i robią zarówno rzeczy dobre, jak i złe. Buddha nazywał niewłaściwymi tylko te zachowania, które powodują krzywdę. W trzecim wskazaniu największy ciężar położony został na zdradę. „Złe seksualne prowadzenie się” powoduje krzywdę, gdyż niszczy zaufane, jakie pokłada w nas ukochana osoba. Buddha był pełen współczucia i nigdy nie tworzył reguł, które powodowałyby ból albo krzywdę. Moralne potępienie homoseksualizmu oznaczałoby natomiast zmarginalizowanie i skrzywdzenie ludzi, którzy nie zrobili niczego złego, więc jest sprzeczne z podstawami etyki buddyjskiej.

Niezbędne jest pamiętanie o tym podstawowym etycznym dylemacie, ponieważ w dyskusjach o homoseksualizmie, a także o jakiejkolwiek innej kontrowersyjnej kwestii etycznej, istnieje dominująca tendencja do rozmywania tematu. Czemu jest nam tak trudno w racjonalny sposób patrzeć na problemy etyczne? Faktycznie istnieją skomplikowane kwestie, których detale są trudne do ustalenia, jednak homoseksualizm do nich nie należy. Na przykład bardzo często się mówi, że jest „nienaturalny”. Wystarczy jednak chwila zastanowienia, by zrozumieć, że to nieprawda, ponieważ w świecie zwierząt jest mnóstwo przykładów homoseksualizmu. Z drugiej strony, w jaki sposób seks dwóch mężczyzn jest bardziej nienaturalny od takich czynności jak pisanie na klawiaturze komputera albo pakowanie żywności w plastikowe opakowania? Zresztą to i tak nieważne, bo to, czy coś jest naturalne czy nie, nie jest problemem etycznym. Liczy się to, czy zachowanie powoduje jakąś krzywdę, a nie, czy można je nazwać naturalnym. Równie dobrze moglibyśmy nazwać dylematem etycznym wybór między warzywami produkowanymi ekologicznie a pryskanymi.

Homoseksualizm często również kojarzy się ludziom z seksualną „dekadencją”. Homoseksualistów nazywa się pedofilami, ludźmi rozwiązłymi i upatruje w nich przyczyny rozprzestrzeniania się różnych chorób zakaźnych takich jak AIDS. Wtedy przyznanie praw związkom jednopłciowym oznaczałoby wyrażenie zgody na wszystkie zachowania tego typu. Jednak ten argument również jest nieprawdziwy. Różni homoseksualiści zachowują się w różny sposób. Tak samo jak osoby heteroseksualne. Obwinianie homoseksualistów o AIDS jest jednym z najokrutniejszych możliwych argumentów. Czujemy potrzebę znalezienia przykładów ilustrujących, jak absurdalne jest to twierdzenie. Co z dziećmi, które rodzą się z AIDS? Co z ludźmi, którzy zarazili się podczas transfuzji krwi? Malaria występuje o wiele częściej wśród ludzi biednych. Czy to znaczy, że mamy ich o nią obwiniać? Dlaczego przypadków AIDS wśród lesbijek jest o wiele mniej? Czy to znaczy, że lesbijstwo jest w jakiś sposób kammicznie lepsze? Nie powinniśmy jednak w ogóle szukać takich przykładów. Argument odnoszący się do AIDS, tak samo jak poprzednie, jest po prostu niezwiązany z meritum. W najgorszym wypadku, gdyby wszystkie stereotypy geja jako rozwiązłego, nieodpowiedzialnego narkomana okazały się prawdziwe, to czy to, że uważamy jego zachowanie za naganne i niemądre, oznacza, że zasługuje na powolną i bolesną śmierć? Czy naprawdę możemy spokojnie oznajmić moralizatorskim tonem, że zniszczenie drugiemu człowiekowi życia jest czymś sprawiedliwym tylko dlatego, że uznajemy sposób zapewniania sobie przez niego przyjemności za nieodpowiedzialny? Cały ten argument jest po prostu nieludzki i nic niewarty.

Jeżeli na przykład jakieś zachowania osób homoseksualnych zwiększają ryzyko zarażenia się wirusem HIV, powinniśmy próbować im pomóc w poprawieniu tych zachowań tak samo, jak zrobilibyśmy to w przypadku każdego innego zachowania prowadzącego do krzywdy. Ruch na rzecz równego traktowania małżeństw jednopłciowych chce po prostu umożliwić ludziom o różnej orientacji seksualnej życie w ramach pewnych uznawanych i akceptowanych norm prawnych, które korzystnie wpływają na rozwój związków pełnych wzajemnego oddania i miłości. Niezgoda na małżeństwa jednopłciowe to najlepsza metoda marginalizowania homoseksualistów.

Kolejnym uciekaniem od sedna sprawy – mimo że to istotny fakt, któremu często ludzie próbują zaprzeczać – jest mówienie, że homoseksualizm jest czymś wrodzonym. Zwolennicy równouprawnienia homoseksualistów lubią zaznaczać, że niektórzy ludzie po prostu się tacy rodzą i nie mogą tego zmienić. A co jeśli część homoseksualistów nie uważa swojej orientacji za wrodzoną? Co jeżeli ich zdaniem dokonali świadomego wyboru? Jakie ma znaczenie to, czy to prawda czy kryje się za tym jakiś nieznany czynnik biologiczny? Uprawianie seksu z przedstawicielem tej samej płci, tak samo jak branie z nim ślubu, nie powoduje żadnej krzywdy. Nie ma tu żadnego znaczenia, czy dochodzi do tego z powodu czynników biologicznych czy z wyboru. Nie dzieje się krzywda, więc nie ma żadnego etycznego problemu.

Prawdopodobnie najbardziej błędnym argumentem ze wszystkich jest twierdzenie, że małżeństwa jednopłciowe po prostu zakłócają porządek społeczny. Małżeństwo zawsze dotyczyło tylko związku kobiety i mężczyzny, więc zmiana tego będzie po prostu szkodliwa. Ten bardzo lubiany przez konserwatystów argument też mija się z celem. Szkody już teraz są wyrządzane. Przemoc, znęcanie się i trauma to część codziennego życia milionów dobrych ludzi, których jedyną winą jest to, że uprawiają lub chcą uprawiać seks z przedstawicielami swojej płci. „Część naszego społeczeństwa ma problem i trzeba go naprawić”. Tego samego argumentu używano, gdy inni próbowali zdelegalizować niewolnictwo, nadać kobietom prawo do głosowania lub wszystkim ludziom prawo do posiadania ziemi. Za każdym razem przedstawiciele uprzywilejowanej grupy starają się po prostu uniemożliwić innym dostęp do równych praw, a ponieważ to nie oni płacą cenę tej nierówności, to nie ma dla nich problemu. Jednak patrząc na to przez pryzmat współczucia, możemy dostrzec, że społeczeństwo nigdy nie było idealne. To, że coś odbywało się w przeszłości, nie oznacza, że jest czymś słusznym. Być może kiedyś status małżeństwa miał większy sens niż teraz. Nie ma to jednak nic do rzeczy. Liczy się to, jak powinno być teraz. Powinniśmy kontynuować wykluczanie, marginalizowanie i dyskryminowanie ludzi? Czy może powinniśmy poszerzyć horyzonty moralne i objąć nimi wszystkich?

Jeżeli zatem homoseksualizm nie jest problemem, co z małżeństwami jednopłciowymi? Okazuje się, że na ten temat Buddha miał jeszcze mniej do powiedzenia. Nie ma zresztą nawet czegoś takiego jak buddyjskie małżeństwo. Buddyści po prostu przyjmują zwyczaje ślubne panujące w ich środowisku. Dlatego najbardziej podstawowym modelem były zwyczaje panujące w starożytnych Indiach. Na nich opierały się zwyczaje wykształcone przez buddystów we wszystkich społecznościach, w których się pojawiali.

W starożytnych Indiach istniało kilka form małżeństwa. Jak zwykle, gdy mamy do czynienia z Indiami, nie było żadnego nacisku na jakiś jeden prawdziwy model zachowania. Niektóre hinduskie teksty prezentują mnóstwo możliwych typów ślubów, które wiążą się z hinduską kosmologią. Najwyższą formą ślubu jest „ślub Brahmy”, w którym państwo młodzi, wywodzący się z nieskazitelnych linii rodowych i kast, jednoczą się podczas najdoskonalszej ceremonii. Jeśli małżeństwo nie jest idealne w każdym najdrobniejszym detalu, przypisuje się je do niższej klasy bóstw. „Dobrym” ślubem najniższej klasy jest „ślub gandharava”, podczas którego para młoda po prostu razem ucieka. Są jednak jeszcze niższe klasy ślubów przypisywanych yakkhom lub rakkhasom, przy których na przykład dochodzi do porwania kobiety wbrew jej woli. Oprócz różnorodnych ślubnych stylów istniały różne małżeńskie umowy. Monogamia wydaje się powszechnym standardem. Często małżeństwa były wcześniej aranżowane przez rodziny młodych, ale starożytne buddyjskie teksty wspominają również o kobietach starających się uzyskać więcej prawa do wyboru w tej kwestii. Również często występowała poligamia, była standardem dla królów. Poliandria nie była tak rozpowszechniona, ale odgrywa kluczową rolę w najsłynniejszym hinduskim dziele, Mahabharacie. Natomiast w Tybecie poliandria była dość powszechna.

Nie próbuję tutaj przedstawiać modelu indyjskiego jako lepszego niż nasz. Ma on swój zestaw problemów związanych choćby ze ślubami ludzi z różnych kast, aranżowaniem małżeństw czy przemocą domową. Zwracam tylko uwagę na to, że istniał wachlarz bardzo zróżnicowanych związków, które uznawano za legalne małżeństwa. Możemy potraktować to jako rodzaj precedensu dla dzisiejszych małżeństw jednopłciowych. Występujący w kulturze indyjskiej zestaw różnorodnych zwyczajów ślubnych wyraźnie różni się od znanego we współczesnych głównych religiach monoteistycznych modelu z jedynym poprawnym rodzajem zawierania ślubu. Z tego, co wiem, w kręgu kultury indyjskiej nie występowały formalnie małżeństwa jednopłciowe, aczkolwiek nie istniały też żadne prawa ich zabraniające. Jednak biorąc pod uwagę, jak wiele istniało tradycji ślubnych i że sporo z uznawanych wtedy rodzajów małżeństw nie jest dziś akceptowanych, można stwierdzić, że indyjskie podejście cechuje się tolerancją i otwartością. Gdy w 2009 roku zniesiono narzucone przez Brytyjczyków prawo penalizujące seks homoseksualny, część hinduskich autorytetów głośno to pochwalała, twierdząc, że homoseksualizm jest elementem boskiego porządku.

Niestety dzisiaj nie zawsze możemy spotkać się z tolerancyjnym podejściem, m.in. hinduskie ruchy nacjonalistyczne potępiają homoseksualizm. Co smutniejsze, często wiążą to z atakami na rzekomo rozpustną moralność „Zachodu”, jednocześnie nie zdając sobie sprawy z tego, że to właśnie wrogie nastawienie do homoseksualizmu jest cechą zapożyczoną od zachodnich religii monoteistycznych. Uwagę na tę dwuznaczność zwracały największe autorytety Indii. Ówczesny radca generalny, a późniejszy prokurator generalny Goolam Vahanvati na zebraniu Rady Praw Człowieka ONZ powiedział:

Na początku XIX wieku, jak pewnie wiecie, w Anglii potępiano homoseksualizm, więc istnieją źródła historyczne pokazujące, że różni ludzie wyruszali do Indii, aby skorzystać z panującego tam, bardziej liberalnego podejścia do różnych form seksualności. Przez to, gdy w 1860 roku uchwalono indyjski Kodeks karny, napisany wcześniej przez lorda Macaulaya, umieszczono w nim sekcję 377, która wprowadzała pojęcie „występku seksualnego przeciwko porządkowi natury”. Wcześniej w Indiach nie patrzyliśmy na nic jako na „niezgodne z porządkiem natury”. Było to pojęcie typowo zachodnie, które pozostało u nas przez lata. Obecnie homoseksualizm w ogóle nie pojawia się w naszym Kodeksie karnym i bardzo trudno będzie udowodnić, że jest czymś „niezgodnym z porządkiem natury.

Podobnie wygląda sytuacja w innych buddyjskich krajach. Pierwsi chrześcijańscy misjonarze byli zszokowani, widząc, że w krajach takich jak Chiny czy Japonia homoseksualizm jest traktowany przez buddystów, jak coś normalnego. Od razu postawili sobie za cel przekonanie świata, że ich własny model wychowania seksualnego jest jedynym właściwym modelem dla wszystkich. Niestety współczesne pokolenia buddystów i hindusów często robią to za nich, całkowicie nieświadomi swojej bardziej współczującej i tolerancyjnej przeszłości. Gdy tajski mnich Thattajiwo, jeden z przywódców Ruchu Dhammakaya, wypowiada się przeciwko „zboczeńcom seksualnym”, którzy ściągnęli na siebie kammicznie sprawiedliwą karę w postaci AIDS („kata na seksualnie oszalałych”) nieświadomi tego, jak głęboko zanurzyli się w grzechu, ani tego, jak okropne cierpienie czeka ich w nadchodzących, przeżartych chorobami piekłach, po prostu papuguje chrześcijańskich czy islamskich fundamentalistów [Phra Thattajiwo Bhikku, Waksiin Porng-kan Rook Eet (Szczepionka chroniąca przed AIDS), Patumthani, Fundacja Thammakaya). Tak apokaliptyczne i potępiające podejście do „etyki” nie ma żadnych podstaw w naukach Buddhy.

Co zatem możemy zrobić w obecnej sytuacji? Dla Buddhy homoseksualizm ewidentnie nie był istotną kwestią. Tym bardziej nie było nią tworzenie praw określających prawidłowe formy małżeńskie. Buddha przykładał jednak dużą wagę do współczucia, a kwintesencją współczucia jest wyciąganie pomocnej dłoni do cierpiących, marginalizowanych i prześladowanych. Ludzie, których orientacja seksualna odbiega od większości, cierpią z powodu dyskryminacji, znęcania w szkołach, przemocy i emocjonalnej traumy. Jako buddyści powinniśmy dostrzegać imperatyw moralny obligujący nas do pomagania [pokrzywdzonym – przyp. red.], jak to tylko możliwe. Ktoś mógłby sięgnąć po argument, że skoro Buddha nie wyrażał w jasny sposób opinii na temat legalności małżeństw homoseksualnych, my również nie powinniśmy tego robić. Sprawa jest jednak trochę bardziej skomplikowana. Jesteśmy częścią kultury, która na podstawie pewnych religijnych i kulturowych koncepcji uczyniła niektóre życiowe ścieżki nielegalnymi. Nie jest to przejaw ludzkiej natury, tylko efekt uwarunkowanego biegu historii. Przykładowo w Australii dopiero od 2004 roku istnieją federalne przepisy jasno zakazujące zawierania ślubów jednopłciowych. Poparcie dla małżeństw jednopłciowych nie ma na celu wprowadzania czegoś nowego, a po prostu pozbycie się dyskryminujących przepisów. Niesprawiedliwość istnieje już teraz, a zmiana ma tylko znieść krzywdzący wpływ dyskryminujących przepisów, które nigdy nie powinny powstać.

Ludzie są ludźmi niezależnie od płci, koloru skóry, narodowości czy orientacji seksualnej. Buddha uczył czujące istoty. Bycie czującą istotą jest jedynym wymogiem praktykowania buddyzmu. W przeszłości nasze społeczeństwa ustalały, że małżeństwa nie powinny być zawierane między przedstawicielami innych ras, narodowości albo religii. Z czasem jednak zrozumieliśmy, że takie prawa były krzywdzące i usunęliśmy je. Zapowiadano katastrofy: nic takiego się nie wydarzyło. Zamiast tego staliśmy się trochę bardziej otwarci i trochę bardziej świadomi cierpienia drugiego człowieka. Nasze pokolenie stoi przed testem: jesteśmy w stanie rozwijać się w kierunku stylu życia bardziej tolerancyjnego i opierającego się na miłości czy cofniemy się do stanu gorszego i bardziej nieczułego?

Moja kultura, moje społeczeństwo – to z którego jestem dumny i do którego chcę należeć, to społeczeństwo życzliwe, tolerancyjne i dociekliwe. Weźmy to, co najlepsze z naszych kultur – czy to będzie kultura buddyjska czy jakakolwiek współczesna – i odrzućmy to, co niesprawiedliwe, dyskryminujące i szkodliwe. W pełni poprzyjmy równouprawnienie małżeństw jednopłciowych, bo w przeciwnym razie zdradzimy to, co w nas najlepsze.

Od tłumacza (2013 rok):

Artykuł prezentuje problem traktowania małżeństw jednopłciowych m.in. przez pryzmat sytuacji prawnej w Australii, z której pochodzi Bhante Sujato. Uznałem za stosowne podsumowanie w telegraficznym skrócie sytuacji osób homoseksualnych w Polsce.

Homoseksualizm nie jest w Polsce zakazany od 1932 r, jednak Polska nadal zajmuje wysokie pozycje w rankingach krajów nietolerancyjnych wobec osób homoseksualnych. Według przeprowadzanych w Polsce sondaży ponad połowa społeczeństwa sprzeciwia się nawet legalizacji homoseksualnych związków partnerskich. W wypadku jednopłciowych małżeństw, a tym bardziej prawa do adopcji dzieci proporcje są jeszcze gorsze. Tylko 6% Polaków zaakceptowałoby homoseksualizm u swojego dziecka bez żadnych zastrzeżeń według sondażu przeprowadzonego przez CBOS w 2005 r.

Art. 18. Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej definiuje małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny. Natomiast zarówno Kodeks Karny jak i Kodeks Pracy w coraz większym stopniu gwarantują osobom homoseksualnym ochronę przed dyskryminacją.

Przygotowanie tego tłumaczenia zbiegło się w czasie z debatą parlamentarną i pierwszym czytaniem trzech projektów ustaw wprowadzających związki partnerskie. Wszystkie trzy projekty zostały odrzucone.

Artykuły o podobnej tematyce:


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: Facebook

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

gnu.svg.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

cc.png

Oryginał można znaleźć na tej stronie: http://sujato.wordpress.com/2012/03/21/1430/

źródło: blog Bhante Sujato (http://sujato.wordpress.com)

Tłumaczenie: Tomasz Roksela
Redakcja: Alicja Brylińska
Czyta: Mieszko Mączyński

Image0001%20%281%29.png

Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/