Wersja z lektorem:
Wersja z napisami:
KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE
Plik z napisami do ściągnięcia STĄD (kliknij prawym przyciskiem myszy i wybierz "zapisz jako")
Ledwie we wtorek wróciłem z Hongkongu, a już w środę wieczorem poproszono mnie o wygłoszenie wykładu. Wykład miał również wygłosić mój stary przyjaciel David Blair, który jest profesorem fizyki na Uniwersytecie Australii Zachodniej. Tematem była kosmiczna duchowość, czyli to, jak działa natura wszechświata i natura umysłu, zwłaszcza jak to jest rozumiane w buddyzmie – jak to wszystko wspólnie działa. Kilka osób pytało mnie, o czym mówiłem, więc im opowiedziałem, tak jak i wam opowiem dziś wieczór. Zatem dzisiejszy wykład zatytułowany jest Buddyzm Wielkiego Wybuchu i jest spójny z moją własną historią, historią mojego życia. Studiowałem w Cambridge fizykę teoretyczną, ponieważ chciałem się dowiedzieć, jak to wszystko funkcjonuje. Uczyłem się o ogromnej, rozległej naturze wszechświata, skąd on pochodzi, a – co ważniejsze – jak działa. Wiecie, o tym, czym są te rzeczy, które widzi się na niebie w nocy (to te duże obiekty), no i czym są te małe rzeczy wewnątrz nas: atomy, cząstki elementarne oraz cząstki subatomowe. Czym one właściwie są? Z czego utworzone jest moje ciało? To były moje pierwsze pytania, ale dotyczyły zaledwie części ogromnej dziedziny astronomii. Należałem wtedy do Towarzystwa Astronomicznego w Cambridge i pamiętam jedno wydarzenie, które mnie bardzo poruszyło. To był jeden z tych momentów, których nigdy się nie zapomina. A wydarzyło się to po tym, jak z przyjaciółmi poszliśmy zobaczyć klasykę filmową – Odyseję Kosmiczną 2001.
Do tych w moim wieku: może pamiętacie ten film? Był bardzo dziwny, a po jego obejrzeniu poszedłem razem z przyjaciółmi do obserwatorium, które znajduje się tuż przy Cambridge – jako członek Towarzystwa Astronomicznego mogłem tam wejść, kiedy tylko chciałem. Usiedliśmy przy tych ogromnych teleskopach… Pamiętacie? Takich jak w starych filmach: wielkie kopuły z wielkimi teleskopami, przy których siedzieliśmy my. Tak, wiem, że obecnie teleskop można kupić w sklepie i pewnie ma jeszcze większe przybliżenie, jednak te dzisiejsze nie mają takiego uroku i nie tworzą takiej atmosfery jak te wielkie urządzenia… Powiedziano mi, że za pomocą tego właśnie teleskopu – z tego, co pamiętam – odkryli Neptuna, więc naprawdę to bardzo sławny teleskop, a my mieliśmy możliwość usiąść i obserwować za jego pomocą niebo, niesamowite rzeczy na niebie. Tego wieczoru można było zobaczyć całego Saturna z pierścieniami. Na żywo! Nie na zdjęciu, nie w filmie, ale na żywo! To było niesamowite doświadczenie! Jeżeli ktokolwiek z was ma taką możliwość, to zachęcam, żebyście spróbowali.
Zatem wykład, o którym wspominałem na początku, odbył się w Centrum Grawitacji w Gingin, gdzie obok mają obserwatorium. Zaproszono nas, byśmy zostali i popatrzyli na gwiazdy – to jest zawsze niesamowite doświadczenie – jednak z winy pożarów na południu obraz był niewyraźny i straciliśmy tylko czas. Robiłem to już wcześniej – patrzyłem przez teleskop na te niesamowite obiekty – również po to, żeby zdać sobie sprawę z rozmiaru tego wszystkiego oraz z tego, jak my przy tym wyglądamy. To bardzo inspirujące – tak jak powinna być religia czy duchowość. Jednak żeby lepiej wytłumaczyć zależności pomiędzy tymi zjawiskami, opowiem o innym doświadczeniu. To było tutaj, w Perth, około 20 lat temu. Obchodzono jakąś rocznicę w starym obserwatorium, znajdującym się pomiędzy domem parlamentarnym a parkiem królewskim, jest już nieczynne, jednak było pierwszym obserwatorium w tym regionie. Odbywała się w nim seria wystąpień, między innymi moje. W czasie pytań i odpowiedzi pewna pani podniosła rękę i powiedziała coś bardzo głębokiego: „Zawsze gdy patrzę przez teleskop w kosmos, czuję, że moja wiara katolicka jest zagrożona. Proszę, powiedz, co o tym sądzisz?”. A ja odpowiedziałem: „Droga pani, jeśli tylko mogłaby pani użyć drugiej strony teleskopu (wiecie, tej grubej strony) i spojrzeć w odwrotnym kierunku, w głąb tej, która obserwuje, nauka stałaby się zagrożona”.
To było właśnie to, co się działo, gdy próbowałem rozwiązać zagadkę świata – nie byłem w stanie znaleźć żadnych zadowalających odpowiedzi. Wszyscy naukowcy mogą rozwijać różne teorie bez zrozumienia, o czym tak naprawdę mówią. Kiedy wspomniałem o tym profesorowi Davidowi Blairowi, on potwierdził moje spostrzeżenie: że często wielcy naukowcy w ogóle nie rozumieją, o czym mówią. Po prostu się do tego przyzwyczajają. Wyobrażenie Wielkiego Wybuchu, wyobrażenie poszerzającego się wszechświata, wyobrażenie wielkich przestrzeni między obiektami – nie udaje im się tego zrozumieć, po prostu przyzwyczajają się do mówienia o wielkich liczbach. Jednym z zadań duchowości jest właśnie pełne zrozumienie, przekonanie się, co to jest. Kiedy robisz krok w tył i przestajesz myśleć o równaniach i nazwach, zaczynasz rozumieć, co znaczą te ogromne odległości, te ogromne przestrzenie w pustce, czystej pustce, która ciągnie się dalej i dalej, bez końca. I pojawia się pewne zrozumienie tego, co się tam tak naprawdę dzieje – jedynie odrobina, przebłysk zrozumienia, bo większość z tego jest poza twoim zasięgiem. Jednak dla mnie wyobrażenie kosmosu jako tajemnicy nie było etapem, na którym mógłbym się zatrzymać, bo jeżeli tam się zatrzymujesz i zostawiasz to na poziomie tajemnicy, odbierasz okazję do przygody umysłowi szukającemu prawdy i wiedzy.
Za każdym razem, gdy widzę sudoku, muszę je rozwiązać. Jeżeli jest zagadka, muszę poznać odpowiedź. Kiedy pada pytanie, nie można zatrzymać się i machnąć ręką. Jest coś takiego w umyśle człowieka, co zmusza do znalezienia odpowiedzi, zajrzenia głęboko do środka i dowiedzenia się, co tak naprawdę się tam dzieje. Tym dla mnie było studiowanie wszystkich tych przedmiotów. Pamiętam na przykład moment, gdy miałem okazję słuchać wykładu promotora Stephena Hawkinga, profesora Sciamy. Słuchałem jednego z jego wykładów na temat astrofizyki w galaktyce – niesamowity tytuł do jednej z serii wykładów. Po pewnym czasie jednak po prostu przestałem, nie mogłem już więcej spisywać równań, tak mnie to pochłonęło: „Och! O czym on mówi?! To jest po prostu niesamowite!”. Właściwie już nie uczyłem się astrofizyki, po prostu ją doceniałem. Zamiast uczyć się nazw kwiatów w Kings Park, po prostu patrzyłem na jeden z nich: „Och! Pojedynczy kwiat jest czymś niesamowitym!”. Po prostu się zatrzymujesz, zagłębiasz w coś, a to eksploduje wraz ze swoim znaczeniem.
Właśnie dlatego nazwałem ten wykład Buddyzmem Wielkiego Wybuchu. Znaczenie tych zjawisk eksploduje w naszej świadomości. „Eksplozja” jest prawdopodobnie właściwym określeniem, ponieważ oznacza coś wielkiego – wielki jest wgląd, który się osiąga. Ta eksplozja niszczy zarazem niektóre płytkie, niemądre rzeczy, jakie robimy w życiu. Wydaje mi się, że to powód, dla którego ludzie lubią naukę: ponieważ jest tak obszerna i tak wspaniała, że wszystkie drobne rzeczy, o jakie się martwimy, wiecie, takie jak umieranie, nowotwory, wojny… Dziękuję komuś za zaśmianie się. W obliczu bezmiaru czasu i przestrzeni wszystkie sprawy takie jak globalny kryzys finansowy, zadłużenie euro, stają się po prostu zupełnie niewarte rozmowy. I dlatego właśnie czasami ci naukowcy, którzy coś odkrywają, zaczynają widzieć kolejny wymiar swojej świadomości. Jednak nigdy nie można do końca jej pojąć. Nie mogłem jednocześnie znaleźć odpowiedzi na te bardzo ważne pytania podyktowane przez moje współczucie: „Dobrze jest zrozumieć, jak powstał ten wszechświat, znaleźć wszystkie odpowiedzi, jednak tam są ludzie, którzy płaczą, wołają o pomoc. Musi być jakiś sposób połączenia obu tych spraw i znalezienia rozwiązania”. Dla mnie rozwiązaniem było patrzenie od drugiej strony teleskopu, patrzenie na tego, kto obserwował wszechświat, a nie w stronę wszechświata. Kiedy patrzysz przez teleskop w zwyczajny sposób, widzisz wielki wszechświat, widzisz wszystko, co tam jest. Jednak ja zdecydowałem się spojrzeć z przeciwnej strony, żeby zobaczyć, kto patrzy, kim jest obserwator i czy ten, kto obserwuje, jest od wszechświata odseparowany. Czy jako obserwatorzy jesteśmy niezależni od tego, co tam się dzieje? Wiem, że wszechświat się rozszerza i wiem, że to samo dzieje się z wieloma z nas, a szczególnie ze mną, to jest natura tego wszechświata. Wszechświat tak robi. Jak możemy przestać robić to samo?
Zatem patrzenie od drugiej strony nazywa się duchowością. Patrzenie, żeby zobaczyć, kto obserwuje, żeby zrozumieć obserwatora i dowiedzieć się, czy ma jakiś związek z obserwowanym obiektem – to jest moment, gdy duchowość, szczególnie buddyjska, porzuca naukę. Niestety, wielu ludzi, wielu z was, słyszy to i mówi: „E, ten obserwator to jedynie produkt uboczny wszechświata”. Prawie tak, jakby był specjalnie stworzony przez wszechświat, żeby coś mogło go obserwować, jakby wszechświat był narcystyczny i chciał, żeby ktoś go obserwował i się nim zachwycał, więc stworzył ludzi, którzy mogą podziwiać niesamowitą naturę świata. Jak Bóg, który tworzy ludzi, żeby mieć kogoś, kto będzie go czcił. Takie wyobrażenie nigdy nie miało według mnie najmniejszego sensu. Wszechświat nie jest narcystyczny, nie potrzebuje ludzi, więc może dałoby się jakoś inaczej to zrozumieć? Gdy przyglądasz się wnętrzu, przestrzeni wewnątrz – kiedy mowa o cząsteczkach elementarnych – to wtedy kierujesz się do środka, do wewnętrznej przestrzeni, do wnętrza natury. A my, jako buddyści, idziemy jeszcze dalej, poza materialny świat. I właśnie dlatego możesz poznać taką medytację, o jakiej mówimy tutaj, medytację, o jakiej możesz przeczytać w książkach. Ta medytacja wychodzi poza świat materialny i doświadczasz tego w jej trakcie. Kiedy twoje ciało znika, to nie znika jedynie ciało, znika również cały świat, a także czas i wyobrażenie świata jako czterowymiarowego kontinuum czasoprzestrzeni. Czym jest jednak ten czas, czym jest ta przestrzeń?
Tak, możesz opisać jego zawartość, możesz posługiwać się wyobrażeniem, że ciągle się rozszerza, jednak czym właściwie jest? Żeby to zrozumieć, patrz z drugiego końca w stronę obserwatora, a dowiesz się niesamowitych rzeczy. W trakcie medytacji wnikam bardzo, bardzo głęboko i jednym z głębszych wglądów, jakie osiągam, jest to, że my tworzymy te wszechświaty i my tworzymy czas. Nawet sobie nie wyobrażacie, jaką macie moc twórczą, szczególnie gdy chodzi o czas. Ludzie pytają, czym jest czas, a czas jest wytworzeniem, nie jakimś uniwersalnym systemem albo prawem – jest wytworzony przez mentalne wydarzenia nazywane pragnieniami, pożądaniami. Kiedy czegoś pragniesz, stwarzasz czas – to jest fascynujące zjawisko do zaobserwowania. Kiedy czegoś chcesz, czas robi się ważny, silny, potężny i dominuje w twoim życiu, jednak gdy zatrzymujesz chęć, pragnienie, pożądanie, czas staje się bardzo błahy, niemalże prześwitujący, przezroczysty, prawie go nie ma, a gdy w ogóle przestajesz chcieć, znika zupełnie, i to jest twoim doświadczeniem. To nie jest nieosiągalne. Być może komuś siedzącemu na tej sali przydarzy się w medytacji chwila naprawdę spokojnego, nieruchomego stanu umysłu, później z niego wyjdzie, a ja wtedy zapytam: gdzie był czas? Gdzie się podział czas? To się zdarza. Często zdarza się mnie, zdarzało się również wielu ludziom słuchającym mnie teraz, słuchającym przez internet. Czasem medytujesz, a kiedy kończysz, nie możesz uwierzyć, że właśnie minęły dwie godziny, a ty nie spałeś, byłeś w pełni świadomy, ale czas stracił znaczenie, rzeczywiście po prostu zniknął.
A co z tymi, którzy się wszędzie spieszą, którzy nie mają czasu? Dlaczego tak jest? Ponieważ macie wiele pragnień, bardzo dużo chcecie. To nie wasza wina, nie obwiniajcie się, nie zadręczajcie tym, choć jest to kłopot. W buddyzmie, kiedy mówimy, że pragnienie jest powodem całego cierpienia, obwiniamy się za to pragnienie, traktujemy jak grzech… W chrześcijaństwie Ewa była problemem – przez grzech pierworodny – my zaś robimy to samo z pragnieniem, jakby było pierwszym grzechem w buddyzmie, i zaczynamy się obwiniać. W buddyzmie nie ma obwiniania się, po prostu natura pragnienia jest taka, że tworzy czas, a zarazem ruch, który zwielokrotnia przestrzeń w tę wielką różnorodność. To jeden z powodów, dla których nowoczesna cywilizacja jest tak bardzo skomplikowana… Wiecie, nawet ja jako 60-latek pamiętam, że życie było prostsze. To nie jest czyjaś wina, tak jest dlatego, że mamy dużo pragnień, współtworzymy tę plątaninę pożądań, sieć, która im dłużej żyjemy, tym bardziej staje się zawikłana. Dlatego właśnie idzie się do klasztoru, tu wszystko jest tak proste, jest niewiele do zrobienia, a to jest jak powrót do tej pięknej prostoty – bardzo niewiele pragnień, sporo czasu i poczucie wielkiej wolności. Jest i prostota, i spokój, który pochodzi z prostoty, i my to tworzymy. Niesamowite jest uświadomienie sobie, że rozumie się naturę umysłu dzięki patrzeniu przez teleskop od drugiej strony – na tego, który obserwuje. Nie tylko zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy twórcami, ale również mamy możliwość być wolni i stworzyć piękny świat pełen pokoju w nas, jak i wokół nas. To właśnie była wielka obietnica buddyzmu, obietnica kammy, że możesz coś zrobić, nie jesteś ofiarą. Możesz coś zrobić i robisz to.
To znakomita nauka i oczywiście praktykowałem ją całe życie, w sumie większość obecnego wcielenia, i działa – możesz stworzyć spokój, możesz stworzyć szczęście, możesz stworzyć sens. Ta osoba w środku. Jednak ludzie mówią bardzo często: „A gdzie obiektywne dowody?”. Takie wyzwanie rzucił mi profesor Blair, który powiedział: „Jak przeprowadzić eksperymenty, które można powtórzyć, żeby to udowodnić? Naukowa metoda polega na tym, że cokolwiek zrobisz, może być powtórzone w laboratorium w innej części świata, dzięki czemu można sprawdzić, czy rezultaty są właściwe”. Oczywiście odpowiedzią jest, że ty jesteś tym eksperymentem. Ty jesteś kimś, kto może zatrzymać pożądanie. Zamknij oczy, zajrzyj głęboko w siebie i zobacz, kto obserwuje. Eksperymentuj, żeby dowiedzieć się, kto jest tym kimś. Niesamowite, czego możesz się dowiedzieć.
Po drodze rozmawialiśmy w samochodzie o buddyjskiej psychologii, która jest częścią natury tego umysłu, tego obserwatora. Tak dowiadujemy się dużo niesamowitych rzeczy, ludzie stworzyli nowe opakowanie tak, żeby nauka mogła je zaakceptować. Jedną z części buddyjskiej psychologii, o której mówiłem po drodze, był eksperyment przeprowadzony przez profesora Libeta. Odkrył, że przed zrobieniem czegoś, przed zaciśnięciem dłoni w pięść, można zauważyć, obserwując mózg, że włącza się jego część, widać, że mózg daje instrukcje, żebyś zacisnął dłoń. Zatem prostym skanowaniem pracy mózgu możesz zmierzyć czas między wydaniem rozkazu przez mózg a zaciśnięciem pięści. Ta różnica w czasie między rozkazem a zaciśnięciem pięści może być mierzona bardzo dokładnie. Interesujące jest to, że identyfikujesz to jako wolę, ponieważ wybierasz zaciśnięcie pięści, a przynajmniej tak ci się wydaje. Możesz obserwować ten wybór – wiesz, kiedy wybierasz, wiesz, kiedy podejmujesz decyzję, żeby zacisnąć pięść. Można łatwo zmierzyć czas, w przypadku prawej albo lewej ręki, kiedy decydujesz się to zrobić, naciskasz przycisk. Przeprowadzającym eksperyment bardzo łatwo jest zbadać czas reakcji, żeby dowiedzieć się, co pojawiło się pierwsze: czy to, co my rozumiemy jako wolę, czy też inicjacja procesu w mózgu. A jego wielkim odkryciem było, że mózg zaczyna pierwszy. Wskaźniki pokazują, że mózg wybiera pierwszy i dopiero potem to, co uważasz za wolę, decyduje, żeby otworzyć dłoń i wtedy ona się otwiera. To, co ty odbierasz jako wolę, nie jest inicjatorem procesu. W momencie, kiedy zaczynasz wybierać, niemożliwe jest już zdecydować inaczej. To, co myślisz, że jest twoim wolnym wyborem w chwili, kiedy stajesz się świadomy, w momencie, kiedy zaczynasz wybierać, nie jest nim – żaden inny wybór nie jest już możliwy. Mózg rozpoczyna, po nim przychodzi decyzja, potem wykonujesz zadanie. To doświadczenie całkowicie podważa to, co o sobie myślałeś. To jest to, co mam na myśli, mówiąc o spoglądaniu przez drugi koniec teleskopu i dowiadywaniu się, co dokładnie się tu dzieje. Tego rodzaju odkrycia naprawdę kocham, ponieważ kwestionują nasze założenia na temat życia i tego, kim jesteśmy. Są wielkim wkładem nowoczesnej nauki w nasz świat, gdyż kwestionują podstawowe założenia. Zjawiska, o których myślicie, że są oczywiste, okazują się nieprawdziwe. Właśnie to wyciągnąłem z nauki. Kiedy już zrozumiałem jakieś zagadnienie, a po pewnym czasie myślałem… Właściwie to, że o czymś myślałem jako o niemożliwym, a w rzeczywistości było możliwe, wynikało z tego, że nie zrozumiałem tego wystarczająco dobrze.
Pozwólcie, że podam wam mój słynny przykład po to, żeby zagiąć wasze umysły, żeby pokazać wam, że to, co niemożliwe jest jednak prawdą – kot Schrödingera. Bardzo proste do wyjaśnienia. Schrödinger powiedział, że włożył kota do zamkniętego pudełka. W tym pudełku była kapsułka z cyjankiem – to nie jest zbyt buddyjski przykład, lubię koty, nigdy nie powinniśmy robić takich rzeczy kotom, ale pomińmy to… Kapsułka z cyjankiem mogła pęknąć lub nie, zgodnie z bardzo prostym procesem kwantowym: jeżeli atom się rozłoży, proces się wzmacnia i kapsułka pęka, a kot ginie, jeśli się nie rozłoży, kapsułka nie pęka, a kot przeżywa. Szanse były pół na pół – albo kapsułka pęknie albo kot przeżyje. Prawda jednak była taka, że kot nie żył i jednocześnie nie umarł, był pomiędzy życiem a śmiercią. Ten kot nie był ani żywy, ani martwy. Nie mówimy tutaj o kocie, który już był na wykończeniu i miał zaraz wyciągnąć kopyta… To był kot, który nie był ani martwy, ani żywy, był w innym stanie – zupełnie niemożliwe, jednak, niestety, dla nas prawdziwe. Zrozumcie to, jeśli potraficie. To, co zrozumiecie, to ograniczenia własnych koncepcji. Nasze umysły stały się bardzo leniwe i nie mogą się na tyle wysilić, żeby widzieć, że rzeczy, o których mówimy, nie mogą być prawdziwe, a jednak są prawdziwe, medytacja również i umożliwia ci widzenie rzeczy, które nie mogą być prawdziwe, a jednak są. Prawdą jest natura egzystencji, a nie to, czego oczekujesz. Eksperyment medytacyjny jest doskonały. Zobacz, co naprawdę się dzieje, co jest niewidoczne. To, co tam zobaczysz, będzie bardzo ważną prawdą. Buddha powiedział – a my się tego trzymamy – że umysł jest twórcą, że to nie umysł został stworzony przez świat, tylko świat został stworzony przez umysł.
Podałem bardzo prosty przykład profesorowi Blairowi, uwielbiam ten przykład, bo jest łatwy do zrozumienia, ale i niesamowicie głęboki. Wiecie, czasami religie takie jak buddyzm mogą być bardzo złożone. Proszę, wybaczcie, jeśli to, co do tej pory mówiłem, było bardzo skomplikowane, powiedziałem to, ponieważ chciałem zagiąć wasze umysły tak, byście zastanowili się, jak to możliwe, specjalnie, żeby wywołać poczucie, że nie możecie czegoś zrozumieć przez ograniczenia umysłu. To, co do tej pory mówiłem, jest prawdą i można to zrozumieć dużo łatwiej, jednak to, jak patrzysz na życie, zmienia w konsekwencji twoją percepcję, zupełnie jak w historii pt. Największa rzecz na świecie z mojej książki Otwórz drzwi swojego serca. Jeden z moich przyjaciół z Cambridge (nadal mamy kontakt) został dyplomatą, a ja mnichem. Powinien być taki dowcip Dyplomata i mnich, tak jak jest dowcip o dyplomacie, ale nie śmiem go tutaj opowiedzieć… Czy może powinienem się odważyć? OK, już zacząłem, więc opowiem, proszę bardzo. Ludzie będą z tego powodu przysyłać listy, ale proszę, to jest bardzo śmieszny kawał, całkowicie antykobiecy, choć może niezupełnie, ale dość mizoginistyczny. No, ale proszę bardzo, bo jak powiadają: „Ajahn Brahm idzie tam, gdzie anioły boją się stąpać”. Zatem macie: jaka jest różnica między dyplomatą a kobietą? Różnica między dyplomatą a kobietą… I proszę, nie wyrzucajcie mi, że to jest antykobiece, bo to śmieszny kawał… Różnica jest taka, że kiedy dyplomata mówi „tak”, to ma na myśli „może” – taki jest język dyplomatyczny, mówią „tak, tak”, wtedy oznacza to, że może to zrobią. Gdy mówią „może”, mają na myśli „nie”. Jeżeli dyplomata mówi „nie”, to nie jest dyplomatą – wiecie, to rani ludzi, więc mówią „może”. Zatem jeśli dyplomata mówi „nie”, to oznacza, że nie jest dyplomatą. Jeżeli kobieta mówi „nie”, ma na myśli „może”. Jeśli mówi „może”, ma na myśli „tak”, a jeśli mówi „tak”, to nie jest kobietą. Proszę, żebyście nie anulowali członkostwa w Towarzystwie Buddyjskim Australii Zachodniej! To tylko kawał, tak czy siak, to tylko dowcip, to nie było na poważnie.
A teraz historia o największej rzeczy na świecie. Mój przyjaciel miał dzieci. Kiedy jego córka była w zerówce w Wielkiej Brytanii, nauczycielka zapytała podczas lekcji: „Co jest największą rzeczą na świecie?”. „Proszę pani, proszę pani, mój tata jest największą rzeczą na świecie!”. Pamiętajcie, pięcio- lub sześcioletnie dzieci, bardzo słodkie. Inne powiedziało: „Proszę pani, słoń jest największą rzeczą na świecie”. Robi się coraz lepiej. „Proszę pani, proszę pani, góra jest największą rzeczą na świecie”. To już całkiem niezłe. A córka mojego kolegi powiedziała: „Proszę pani, moje oko jest największą rzeczą na świecie”. Wszyscy zaniemówili. „Co masz na myśli, mówiąc, że twoje oko jest największą rzeczą na świecie?”. A ona odpowiedziała: „Więc, proszę pani, moje oko widzi jej tatusia, moje oko widzi górę i słonia, i dużo więcej. Jeśli wszystko to zmieści się w moim oku, to oko musi być największą rzeczą na świecie”. Czyż to nie jest wspaniałe, jak na pięcio-, sześciolatkę? Teraz robi podyplomowe badania naukowe w dziedzinie biochemii w Oksfordzie – niesamowicie zdolna kobieta. Nawet w wieku pięciu czy sześciu lat czasem widzi się rzeczy w inny sposób, a jeżeli postrzegasz coś inaczej, to konsekwencje zdania sobie z tego sprawy są wielkie. Więc przyjaciel napisał mi o tym, myśląc, że będę zainteresowany – i naprawdę byłem. Kiedy słyszysz takie rzeczy, nie zostawiaj ich, podążaj za nimi. Kilka lat temu zacytowałem tutaj stare powiedzenie: nigdy nie powinieneś stać w cieniu gigantów, stawaj na ich ramionach, a ktoś powiedział mądrze, żeby za tym iść. Czegokolwiek tutaj uczę, wzbogać to, nie zatrzymuj się na czci dla nauczyciela, naucz się więcej niż nauczyciel i wznieś tę wiedzę, ten wgląd jeszcze wyżej. To jest moje wyzwanie dla każdego z was. Nie stój w moim cieniu lub w czyimkolwiek innym – stań na naszych ramionach, stań nieco wyżej.
To jest to, co ja zrobiłem, poszedłem za tym i pomyślałem, że właściwie to nie jest do końca prawda, umysł ludzki, ten, który wie, potrafi widzieć wszystko to, co twoje oko, potrafi wyobrazić sobie rzeczy, których nigdy przenigdy nie zobaczysz na tym świecie, potrafi słyszeć prawdziwy i wyobrażony dźwięk, potrafi czuć zapach i smak, potrafi również czuć prawdziwe i wyobrażone uczucia. Ma również swój specjalny obszar wiedzy, poznania, smutku, szczęścia, radości, żalu, wszystko to, co może być odczute lub poznane, zmieści się w umyśle, zatem jest on największą rzeczą. Zauważcie, że nie powiedziałem „na świecie”, ponieważ możesz poznać świat, dlatego świat mieści się w twoim umyśle, nie mieści się w świecie, świat mieści się w umyśle. To jest pierwsze, co zapisano w buddyjskich pismach, w Dhammapadzie, umysł przewodzi, jest początkiem wszystkiego. To jest właśnie to – wszystko, co mógłbyś poznać w całej galaktyce, zmieści się w twoim umyśle, bo możesz o tym wiedzieć, więc kiedy patrzysz na gwiazdy w nocy, na cały wszechświat mający 93 miliardy lat świetlnych średnicy… Pewnie nie będzie to dokładne, nie jest to zmierzone precyzyjnie, więc mniej więcej 93 miliardy lat świetlnych, czyli 100 miliardów galaktyk, o ile dobrze pamiętam ze studiów, a każda z podobną liczbą gwiazd – wszystko to zmieści się w twoim umyśle, ponieważ możesz to poznać, ogarnąć. Zatem jak wielki jest twój umysł? Jest ogromny. Jakież to wspaniałe pojęcie, ponieważ problem z nowoczesną fizyką jest taki, że widzimy jedynie, jacy jesteśmy malutcy, a wielu ludzi mówi, że jesteśmy jedynie kropką o wielkości nieskończonej liczby ułamkowej na planecie Ziemia. Jednymi z ilu ludzi teraz? Z 20 miliardów? Jesteś tylko jednym z ilu? 6 miliardów, 7…, jednymi z 7 miliardów. Przestałem liczyć już dawno temu.
I ta mała planeta Ziemia, maleńka planetka krążąca dookoła mało znaczącej gwiazdy po mało znaczącej części Drogi Mlecznej, która sama w sobie nie jest galaktyką szczególnie wysokiej klasy. Jesteśmy tak bardzo… nawet nie zwyczajni, dużo mniej niż zwyczajni… mało znaczącymi, małymi kropeczkami, które żyją przez jedyne 60, 70, 80, 90 lat. Przy tak wielkiej rozpiętości 93 miliardów lat świetlnych czasami myślimy, że nie mamy żadnego znaczenia. To jeden z problemów w naszym nowoczesnym świecie: z tak wieloma ludźmi, tak jednolitymi, ubierającymi się w takie same rzeczy, oglądającymi taką samą telewizję, czasami nawet mówiącymi w tym samym języku, tracimy niekiedy poczucie bycia wyjątkowymi, co jest naprawdę bardzo istotne w życiu, i dlatego wielu ludzi popada w depresję, bo nikt za nimi nie będzie tęsknić. Jednak nie – wasze umysły są największymi rzeczami w całej galaktyce. To nawet nie jest cała galaktyka. Kiedy zapoznasz się z buddyzmem i naprawdę poznasz umysł, dowiesz się – tak jak powiedział naukowiec – że to nie jest pierwszy Wielki Wybuch. Wielkie wybuchy były już wcześniej. Wiecie, wierzymy w reinkarnację, wszystko się odradza, nawet galaktyki czy też systemy wszechświatów, ten wszechświat istnieje już od 14 miliardów lat, a to jest jedynie ten wszechświat. Nie mogę pojąć, jak ludzie mogą myśleć, że to jest ich jedyne życie. Dlaczego oni? To jest w sumie część ludzkiej pychy i niewiedzy. Pamiętam historię o miejscu mojego pochodzenia, że Europa to centrum świata – tak zawsze myśleliśmy. Ludziom wydawało się kiedyś, że jeżeli popłyną łodziami zbyt daleko, spadną z krawędzi. Myśleliśmy, że żyjemy w centrum świata i wszechświata, a Słońce krąży wokół planety Ziemia. Tak sądziliśmy, a w końcu zdaliśmy sobie sprawę, że nie jesteśmy aż tacy wyjątkowi. „Wiecie, właściwie to nie jest tak, że wszechświat krąży wokół nas, my krążymy wokół Słońca”. Dla ludzkości to była wielka przegrana ego, a stamtąd, gdzie ja mieszkałem, wysyłano łodzie na oceany i znaleziono Chiny, znaleziono Indie, dowiedzieliśmy się, że w sumie nie jesteśmy sami. Chińczycy byli równie niepoprawni. Myśleli, że ich kraj to Państwo Środka, centrum ziemi. Czy to nie dziwne?
Zawsze myślimy, że jesteśmy centrum wszystkiego. OK, teraz zdajemy sobie sprawę, że Ziemia jest okrągła, że jest tak wielu różnych ludzi. Wiemy, że jeden kraj nie jest centrum całej planety, a my nie jesteśmy centrum świata krążącego wokół Ziemi. Jednak to, co teraz myślimy – że jesteśmy jedynym wszechświatem, że jesteśmy centralnym wszechświatem, wyjątkowym wszechświatem – czy naprawdę tak wymagające jest uświadomienie sobie, że skoro okazało się, że są ludzie w innych krajach, że istnieją inne systemy słoneczne, że są inne planety, inne czasy, to dlaczego nie może być innych wszechświatów? Dlaczego nie? Skoro jest jeden, to czy nie byłoby dziwne, gdyby był osamotniony? Dlaczego nie miałoby być ich dużo? To jeden z największych dowodów na reinkarnację: gdyby istniało tylko jedno życie, byłoby to naprawdę przedziwne. Pojedynczość nazywa się dziwacznością, to jest właśnie część angielskiego wyrazu, jeden z synonimów – pojedynczość to dziwaczność. Jeśli jest jeden, czemu nie miałoby być dwa lub trzy, lub cztery, lub więcej. Życie nam to zawsze potwierdza, znajdujemy jedną planetę, znajdujemy następną planetę, znajdujemy jeden wszechświat, znajdujemy inne wszechświaty. Nie mówię tutaj o galaktykach, ale o całych wszechświatach. I to jest to, czego dowiadujesz się w medytacji. Całe cykle wszechświatów, całe dziesiątki, tysiące, miliardy wielkich wybuchów – nasz nie był jedyny, więc nie bądźcie egocentryczni. Dlaczego nie może istnieć o wiele więcej? To daje nam tę ogromną przestrzeń czasową, wszystko to zmieści się w naszym umyśle. Umysł to coś niesamowitego i jest tym, w czym zawarty i stwarzany jest świat, a to naprawdę świetne.
Umysł nie pochodzi z mózgu. Spędziliśmy tu sporo czasu, rozmawiając o wielu dowodach na odradzanie się lub o dowodach zebranych podczas śmierci klinicznych, kiedy to mózg zupełnie przestaje funkcjonować. Pierwszy raz dowiedziałem się o nich z artykułu w magazynie „Nature”. Profesor Lorber z Uniwersytetu Shefford – było to w latach 80. – był jednym z pierwszych, którzy robili skany mózgów ludzi z lekko zniekształconymi czaszkami, i znalazł chłopca bez mózgu. To był świetny artykuł pt. Chłopak bez mózgu. Zrobili skan jego mózgu – chłopak był absolwentem matematyki i robił studia podyplomowe, był naprawdę mądry – a w jego mózgu znajdowało się jedynie 1% kory mózgowej, zaledwie 1%. Nie było tych innych części, takich jak podwzgórze i reszta, która jest dla nas niezwykle istotna, był tylko płyn mózgowy. Chłopak nie miał mózgu, a prawdopodobnie był bardziej inteligentny niż większość z nas. Jak powiedział Ajahn Sujato podczas tej konferencji: „Zrozumieć umysł może każdy bezmózg”. To nie ma nic wspólnego z mózgiem, ludzie nie mają w ogóle mózgów, zupełnie zero lub tak niewiele, że nigdy nie mogliby zrobić tych wszystkich rzeczy, nie mają mózgów, ale mają umysły, a kiedy umierają… zanim umrą, podczas śmierci klinicznej, unoszą się w powietrzu. Tak jak pokazuje ten niesamowity przypadek, kiedy pewien człowiek unosił się w sali operacyjnej, naprawdę wysoko, działo się to w jednej z tych starych sal operacyjnych, wydaje mi się, że gdzieś w Ameryce. Zobaczył na gzymsie… Nie było tam okien na wysokości oczu, gdyby były, to ludzie zaglądaliby, żeby sprawdzić, kogo dzisiaj tną. Nie można zaglądać do środka, po to właśnie okna są tak umiejscowione, na wysokości może trzech lub czterech metrów. Tak więc, unosząc się, zobaczył, że na parapecie okna leży but sportowy, a kiedy wrócił, kiedy odżył, powiedział: „Miałem to doświadczenie, uniosłem się ponad ciało i zobaczyłem but sportowy, tam, na samej górze”. I w końcu można było sprawdzić, czy była to jedynie wyobraźnia, jak twierdzą ludzie typu Susan Blackmore – ona jest profesorem w Oksfordzie, nie ufam jej, bo jestem z Cambridge. Uważają, że to fantazja wywołana przez te wszystkie substancje chemiczne zalewające mózg i powodujące, że widzisz dziwne rzeczy.
Jednak to nie była fantazja! Wzięli drabinę i sprawdzili. Był tam but, na sali operacyjnej w tym wielkim szpitalu. Nikt nie wie, jak but znalazł się na parapecie, nie powinno go tam być, ale był, a ten człowiek to widział. Nikt inny nie wiedział, że but tam leży, można go było zobaczyć jedynie z wysoka. Takie przypadki jak ten są niesamowite, a jest ich wiele. W tamtej chwili mózg nie pracował, a nawet jeśliby pracował, jak to było możliwe? Leżysz na dole i widzisz, co jest na parapecie, pomimo że nie ma tam dostępu. Istnieje dużo podobnych dowodów. Próbowałem nauczyć naukowców, żeby spojrzeli w ten sam sposób, jakiego uczyli mnie, kiedy studiowałem fizykę: w fizyce kwantowej musisz odłożyć na bok wyobrażenia oraz koncepcje zakładające, co jest logiczne, a co nie. Jeżeli istnieją dowody i są przekonujące, musisz odłożyć wszystko, musisz zmienić sposób myślenia, żeby dać miejsce prawdzie. Właśnie dlatego jakiś czas temu powiedziałem, że na tym świecie są dwa rodzaje religii, wliczając w to naukę. Dwa rodzaje religii i nauki. Pierwszy, to taki, który nagnie prawdę, żeby zgadzała się z wiarą. Wiecie, co mam na myśli? Wierzysz w Boga Stwórcę, wierzysz, że modląc się do Jezusa, wszystko będzie ci wybaczone, tak samo jak niektórzy wierzą w modlenie się do Buddhy i wygraną na loterii. Przeinaczasz prawdę, żeby zgadzała się z twoją wiarą, to również dotyczy nauki, kiedy się w niej twierdzi: „Nie, nie, umysł nie może istnieć poza mózgiem, nie ma mowy, żeby mieć doświadczenie śmierci klinicznej, nie ma mowy, żebyś mógł się odrodzić, to się nie może zdarzyć”. Dlaczego? Z powodu wiary, że tak być nie może. Nieważne jest, w co wierzysz – liczą się fakty, i to jest wyzwanie rzucone przez prawdę. Przychodzenie do miejsc takich jak to jest wyzwaniem i będzie ono trudne.
Drugi rodzaj religii polega na tym, że naginasz wiarę, żeby zgadzała się z prawdą, żeby pasowała do faktów, nieważne, w co wierzysz. Jest świetny cytat z Jego Świątobliwości Dalajlamy: „Jeśli nauka dowiedzie, że wszystkie nauki buddyjskie są błędne, zrezygnuję z buddyzmu”. I to jest właśnie buddyzm. Musisz zrezygnować ze swoich najdroższych wierzeń, jeżeli fakty dowiodą, że jest inaczej. Najważniejsze, że istnieją dowody na reinkarnację i niezależność umysłu od ciała. To naprawdę potężne. I stąd bierze się duchowość: kiedy patrzysz przez teleskop na to, co obserwuje, na ten umysł, kiedy rozumiesz, czym to jest. To był mój eksperyment, to jest to, co robiłem przez ostatnie 38 lat jako mnich, patrzyłem na obserwującego, żeby zrozumieć. I nie tylko pojmuje się, czym jest wszechświat, ale również otrzymuje się wynagrodzenie. Jednym z problemów nauki jest to, że nie wyjaśnia bólu, desperacji, radości i łez. To powód, dla którego i wy tu jesteście. Nie tylko po to, żeby poznać przyczynę istnienia, ale również, by się dowiedzieć, jak żyć. I to jest jedna z rzeczy, jakie dostrzeżesz w trakcie obserwowania: jak działa umysł, jak może stwarzać szczęście i radość, jak może tworzyć cierpienie. Nie jesteś już więcej ofiarą, możesz zmieniać, patrzeć z innej perspektywy, możesz wybaczać i odpuścić przeszłość. To nie jest takie trudne, możesz spojrzeć na swoją przyszłość i stworzyć wszystko, co chcesz, w jakimkolwiek wieku jesteś. Kiedy zdasz sobie sprawę, jak bardzo potężny jest umysł, uświadomisz sobie, jak bardzo jesteś wolny, to niewiarygodna wolność tworzenia. Wybór jest w waszych rękach: śmiech lub ból. Co wolisz? To zależy od ciebie.
Musisz wybrać sposób podążania tą drogą. Możesz się tego dowiedzieć, kiedy patrzysz na obserwatora – staje się to fascynującą podróżą, więc wszystkie mądrości, jakie usłyszycie tutaj od mnichów i mniszek, nie pochodzą z książek, nie są powtarzaniem tego, co mówi ktoś inny, zawsze pochodzą z głębokiego obserwowania tego, co obserwuje, tego, kto obserwuje. To zrozumienie tego i wyjaśnianie światu tak, że i wy możecie mieć życie pełne uśmiechów, szczęścia i radości.
Przykład, który niektórzy z was mogą już znać: wczoraj umarła moja matka. Nie ma żalu, nie ma smutku. Czy żal albo smutek pomagają? Ona jest teraz wolna, wolna od tego świata. Miała alzheimera i żadnej przyjemności z życia. Cóż za wspaniała rzecz, teraz jest wolna. Brawo, mamo! Bez żalu, bo patrzę na to w inny sposób, bez cierpienia, bo cieszę się z kulminacji wspaniałego życia. Dedykuję tę mowę Tobie, mamo, i życzę wspaniałego odrodzenia. I to jest właśnie nauka na dzisiaj.
Artykuły o podobnej tematyce:
- Nyanatiloka Mahathera Właściwe zrozumienie
- Thanissaro Bhikkhu Papañca i ścieżka ku kresowi cierpienia
- Ajaan Sumedho Niedwoistość
- Bhikkhu Bodhi Przebywając pośród mądrych
Sprawdź też TERMINOLOGIĘ
Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi:
Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.
Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0
Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK
Źródło: bswa.org
Tłumaczenie: Dawid Gorczyca
Redakcja: Alicja Brylińska
Czyta: Sylwia Nowiczewska
Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/