KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE

Podczas dzisiejszej mowy wypłynę na wody nieznane dotychczas nikomu. Tak jak zapowiadałem tydzień temu, udam się tam, dokąd jeszcze nie dotarł żaden mnich. Będzie to jednak jak najbardziej na miejscu ze względu na obecną porę roku.

Mam tu do was małe pytanko, rozpocznę nim wykład. Niech no spojrzę. Oto pytanie: jeżeli potrafisz zacząć dzień bez kofeiny, jeżeli zawsze potrafisz być pogodny, ignorując wszelkie bóle i dolegliwości, jeżeli potrafisz zrezygnować z narzekania i zanudzania ludzi swoimi problemami oraz jeżeli jesz co dzień to samo jedzenie i jesteś za nie wdzięczny, jeżeli potrafisz zrozumieć, że ci, których kochasz, są zbyt zajęci, żeby poświęcić ci nieco czasu, jeżeli potrafisz przyjąć krytykę oraz obwinianie bez najmniejszej urazy, jeżeli potrafisz rozładować napięcie bez sięgania po środki medyczne i potrafisz się odprężyć bez alkoholu oraz potrafisz spać bez ratowania się narkotykami, to kim jesteś? Odpowiedź brzmi: psem.

A więc przeczytam to jeszcze raz. To prawda. Posłuchajcie: jeżeli potrafisz zacząć dzień bez kofeiny – psy nie spożywają kofeiny, nie potrzebują jej – jeżeli zawsze potrafisz być pogodny, ignorując wszelkie bóle i dolegliwości – widzieliście kiedyś psa, który by narzekał? – jeżeli potrafisz zrezygnować z narzekania i zanudzania ludzi swoimi problemami oraz jeżeli jesz co dzień to samo jedzenie i jesteś za nie wdzięczny, jeżeli potrafisz zrozumieć, że ci, których kochasz, są zbyt zajęci, żeby poświęcić ci nieco czasu, jeżeli potrafisz przyjąć krytykę oraz obwinianie bez najmniejszej urazy – „Niedobry pies, niedobry”, one po prostu sobie siedzą, uśmiechają się i machają ogonem, to naprawdę mądre – jeżeli potrafisz rozładować napięcie bez sięgania po środki medyczne i potrafisz się odprężyć bez alkoholu oraz potrafisz spać bez ratowania się narkotykami, to kim jesteś? Psem.

Z sali: Moja była dziewczyna mówi, że psy są na valium.

AB: Pies na valium. Dokąd zmierza ten świat? Dokąd ten świat zmierza? Kiedy byłem młodym mnichem nigdy nie widziałem psa na valium. Wielkie nieba. W każdym razie chodzi o większość psów, poza psem przyjaciela prezydenta. Zawsze jest jakiś wyjątek potwierdzający regułę.

A bodźcem do dzisiejszej mowy jest myśl, która wpadła mi do głowy w ostatniej chwili: mamy rok psa, dlatego Buddyzm i psy. Wygłaszałem tego typu mowy już wcześniej, na przykład Buddyzm i banany. To była niesamowicie mądra mowa, możecie sami sprawdzić w internecie, podobnie jak Buddyzm i trumny.

Jeszcze tyko mała dygresja na temat Judy, ponieważ, jak wiecie, zostałem zapytany o wytyczne dotyczące ceremonii. Wiecie, o kogo chodzi. Wielu z was ją widziało, gdy tutaj przychodziła i medytowała albo brała udział w odosobnieniach. Była bardzo pomocna. Jednak jej rodzina powiedziała mi, że Judy… nie chce wielkiej ceremonii. I że właściwie już ma i chce tylko urnę. Mówiąc wprost – kartonowe pudełko. Do czego oczywiście każdy z nas ma prawo. A więc kartonowe pudełko – to dużo lepsze dla środowiska. Nie musisz imponować przyjaciołom wielkością trumny. No wiecie: „Mieszkałem w naprawdę wielkim domu. Spójrzcie na moją rezydencję – moja trumna powinna być równie wytworna”. Wspominam o tym, bo coś takiego już się raz zdarzyło.

Oto jedna z moich historii pogrzebowych. Nie ma to nic wspólnego z psami, ale tak czy siak zaczynamy. To było na tym – wybaczcie mi proszę – chińskim pogrzebie. Rodzina chciała urządzić wszystko jak najlepiej dla ojca, który odszedł. No więc zakupiono najdroższą trumnę, która na zewnątrz miała te wszystkie ozdoby. To był pochówek, a ja prowadziłem ceremonię pogrzebową. Ta trumna miała mnóstwo dodatkowych elementów na zewnątrz, tyle, ile się tylko dało. No bo to był ich ojciec. Należało okazać mu szacunek. Kiedy opuszczali go do dziury w ziemi, trumna utknęła w połowie trasy. Poważnie, utknęła i nie umieli jej przesunąć. Nie mogli jej ani wyciągnąć, ani opuścić. Zapamiętałem to, bo śpiewałem pieśń pogrzebową. Zazwyczaj proszą o minutę śpiewania, ale ja, w czasie, gdy oni próbowali wyciągnąć lub opuścić trumnę i znowu wyciągnąć i opuścić, śpiewałem zwrotkę za zwrotką, a po niej kolejną zwrotkę. Już zaczynałem chrypieć, więc mogłem jako kolejny wylądować w tej skrzyni. Jednak na szczęście udało im się przesunąć ją we właściwym momencie. Nie musicie tego robić! Nie komplikujcie. Ale żebyście wiedzieli, to ja już przekazałem mnichom coś w rodzaju ostatniej woli. Zatem kiedy umrę… zapomnijcie o kartonowym pudełku. Chcę trafić do rozdrabniarki, wiecie – z liśćmi i gałęziami z powrotem prosto do ziemi. Bardzo, bardzo szybko. No więc jak? To dobry pomysł? Tak, bardzo dobry pomysł. No proszę was…

Tak czy owak, wracajmy do psów. Warto obserwować psy, ale czasem traktujemy je lekceważąco. Wiecie, jest tak wielu mnichów, ale według mojej starej tradycji trzeba uczyć się od natury. Możecie się uczyć, obserwując wokół siebie drzewa i kwiaty lub inne rośliny. Często się słyszy, żeby podlewać kwiaty, a nie chwasty. Spójrzcie tylko na te drzewa, które są powyginane i powykrzywiane – są jednymi z najpiękniejszych. Spójrzcie również na zwierzęta, na niektóre psy. Psy mają wiele pięknych cech. Oczywiście są zawsze wierne i nie mają zbyt dużo stresu. To niesamowite, jak wykształciły się w toku ewolucji. Czasem myślimy, że je przewyższamy, ale psy są dużo mądrzejsze. Ile psów w poniedziałek rano musi iść do pracy? Po prostu całymi dniami śpią. Znam też kilku podobnych mnichów. Nie, nie usypiajcie ich. Wyewoluowali na bardzo mądre i bystre istoty. Nie przejmują się tym, co inni o nich mówią: „Te leniwe niero…”.

Czy właśnie nie chodzi o to, że się nie przejmują? Tak naprawdę nawet nie są zainteresowani tym, co inni o nich myślą. To jedna z najlepszych rzeczy dotyczących świata zwierząt. My tak się przejmujemy wyglądem, reputacją, tym, co myślą inni, modą. To dlatego tak wspaniale być mnichem. Nie mamy żadnej mody. Ta, którą mamy, powstała już 25 stuleci temu i po prostu tak zostało. To cudowne, po prostu dostajesz jedną szatę i nie musisz się więcej martwić. Nawet nie potrzebujesz szafy na ubrania. I wszystko jest w tym samym kolorze, a to bardzo, bardzo praktyczne. Ja nie jestem psem i raczę się kofeiną, piję herbatę. Jeżeli na przykład wylałbym na szatę kawę lub coś innego, to nie muszę prać, ponieważ ona już jest brązowa. To cały sekret brązowych szat. Prawdopodobnie to się zaczęło już dawno temu, wiecie: nieco kawki tutaj, trochę herbaty tam, i sami widzicie. I również dlatego, że dużo podróżuję. W poniedziałek wyruszam do Hongkongu. A kiedy sporo podróżujecie to oznacza, że narażacie się na wypadki lotnicze – więc to mój spadochron. Po prostu trzeba złapać za cztery końce. Szata jest naprawdę wielka, ma mniej więcej trzy na dwa metry. Może lądowanie nie byłoby zbyt miękkie, jak w przypadku prawdziwego spadochronu, ale po prostu byście sfrunęli w dół. Myślę, że właśnie stąd wzięła się idea lewitujących mnichów. Oni po prostu zlatują w dół na spadochronach.

W każdym razie wspomniałem o tym, ponieważ czasami… Myślę, że to były Singapore Airlines… nie, leciałem chyba nad Syrią. Gdzieś nad Środkowym Wschodem… A tak, nad Rosją. Czasami ludzie mówią: „Ajahn Brahm, przeżyjesz lądowanie, jeżeli dojdzie do niego w okolicy takiego miejsca jak Londyn, ale jeżeli zestrzelą cię nad Środkowym Wschodem – co się z tobą stanie? No wiesz, po pierwsze: jesteś biały, po drugie: jesteś niewierny”. Więc co mógłbym zrobić? Czego mi trzeba? Ta szata jest niezwykle praktyczna: małe rozcięcie o tutaj, potem na głowę z tym, i oto jest burka. Nikt się nie zorientuje. Wystarczy małe nacięcie o tutaj. To wszystko czego mi trzeba. To dlatego szata jest tak pomocna. Na wiele sposobów.

Wspominałem komuś o krótkim wywiadzie na temat powstania zakonu Bodhinyana. Zakonu na przedmieściach Serpentine. To prawdziwa historia. Pierwszej nocy, po recytacjach, nie mogłem znaleźć miejsca, w którym mógłbym pójść spać. Błądziłem wokoło, a baterie w latarce się wyładowały, więc było bardzo ciemno. I nie było miejsca, do którego można by pójść. Zatem wybrałem miejsce pod drzewem i tam spałem. A to był mój koc. Nie spisywał się najlepiej, ale to najlepsze, co miałem. Więc używam szaty również jako pościeli. Jest wielce praktyczna.

No i oczywiście – zdaje mi się, że opowiadałem to w zeszłym tygodniu – o praktyczności, kiedy otrzymałem zaproszenie do siedziby parlamentu Australii na państwową kolację z królową Elżbietą II. To było bardzo elitarne zaproszenie. Byłem wtedy zajęty, powiedziałem o tym ludziom, a oni na to: „To takie wyjątkowe zaproszenie dla Stowarzyszenia Buddyjskiego! Siedziba parlamentu państwowego w Canberze – nie, nie państwowego, federalnego parlamentu – i Wielka Sala w budynku parlamentu, a w niej kolacja z jej wysokością królową Elżbietą II. Och!”. Ale kiedy spojrzałem na zaproszenie, pojawił się problem. Dokładnie tak, macie rację – stosowny ubiór. No cóż, to nie to samo, co pójście do McDonalda albo nawet odwiedzanie zakonu Bodhinyana czy Gidgegannup. Bardzo rzadko widuje się tam ścisłe regulacje dotyczące stosownego ubioru. Ale abstrahując od tego, spojrzałem na zaproszenie: trzy możliwości. Pierwsza: czarny krawat. Spójrzcie na to tak: jestem mnichem, który wypadł z obiegu już bardzo dawno temu. Nie wiedziałem, co oznacza „czarny krawat”. Myślałem, że oznacza, tyle co czarny krawat – po prostu pójście z czarnym krawatem, bez koszuli, bez spodni. Tak było napisane. Ale powiedziano mi: „Nie, aresztują cię, jeżeli zrobisz coś takiego”. Czarny krawat to rodzaj kodu. No wiecie, ludzie mówią rzeczy, które znaczą więcej, niż to co znaczą. A więc czarny krawat oznacza koszulę, marynarkę, garnitur, cały strój wieczorowy. Nie mamy garnituru w klasztorze, nie mamy nawet krawatu, nie wspominając o całej reszcie. Więc nie mogłem pójść ubrany w ten sposób.

Wybór numer dwa. Wiecie, jaka była możliwość numer dwa? Mundur wojskowy. Jesteśmy mnichami, pacyfistami. Nie można chodzić w wojskowym mundurze jako mnich… Do diaska! Ciekawe, co będzie następne. Spojrzałem na numer trzy. O tak! Mogłem pójść. Możliwością numer trzy była długa suknia. Ta szata jest naprawdę bardzo pomocna – jest jednocześnie długą suknią. Naprawdę dobrze się bawiłem, kiedy tam poszedłem. Cała reszta ludzi w strojach wieczorowych. Powinienem był mieć jeszcze jedną rzecz, zawsze sobie pluję w brodę, że tak nie zrobiłem, powinienem był mieć kopertę na darowizny, bo oczywiście chodziłem do toalety, a tam przy pisuarze… Lachlan Murdoch. O tak, byłem w toalecie i nie miałem koperty na darowizny, żeby mu ją podać. Wszystkie nasze finansowe troski mogły się rozwiać tak po prostu za jednym zamachem. I to w trakcie jednego pisuarowego spotkania. Zadziwiające, kogo można dzisiaj spotkać. Nie powinienem dalej w to brnąć. Tak, zostałem zatrzymany przez ochronę: „Proszę pana, czy powinien pan tutaj być?”. Pokazałem zaproszenie i dostałem się do środka, więc było OK. Zatem to fajne i proste, kiedy uczysz się od życia.

Ale wracając do psów, czasami w niektórych tradycjach traktuje się psy z góry, wyzywa się tam ludzi od „brudnych psów”. A oto jedna z historii Ajahna Chah. Kiedy pierwszy raz pojechałem do północno-wschodniej Tajlandii, był rok 1974, a więc gdy zostałem mnichem, trwała wojna wietnamska. A w pobliżu Ubon znajduje się wielka baza sił powietrznych Stanów Zjednoczonych. Był tam również klasztor Ajahna Chah. Oto historia: był sobie pewien afroamerykański żołnierz, który wybrał się z bazy do miasta, jedną z tych starych rowerowych riksz. Nie wiem, co zamierzał tam robić. Kierowca rikszy pedałował, jadąc przed siebie. Przejeżdżali obok czegoś na kształt przydrożnego baru, w którym jego kumple pili tanią whiskey, upijając się coraz bardziej. Kiedy się pije alkohol, po prostu zawsze traci się zdrowy rozsądek, jak również wiele innych rzeczy. W tym stanie spojrzeli na swojego przyjaciela, wiozącego do miasta tego afroamerykańskiego żołnierza, a byli przy tym prawdziwymi rasistami. Ponieważ byli pijani, zapytali: „Dokąd zabierasz tego brudnego psa?” – wskazując na żołnierza.

A przecież to był żołnierz. Był naprawdę wielkim facetem. Mógł spuścić porządne manto tym pijanym, małym Tajlandczykom. Dlatego kierowca bardzo, ale to bardzo się przestraszył. Rzucił okiem na pasażera i zauważył, że żołnierz rozgląda się wokół i uśmiecha, zapewne nie rozumiejąc lokalnego języka. A tamci dodali: „Popatrz, jaki jest brudny. Zabierzemy go do miasta i wrzucimy do rzeki, żeby miał miłą kąpiel. Ha, ha!”. Żołnierz nadal tylko się rozglądał wokół, uśmiechając. Myśleli, że żartują sobie jego kosztem. Ale kiedy dotarli do miasta, żołnierz wysiadł z rikszy i zaczął odchodzić. Wtedy kierowca krzyknął w jego stronę: „Hej, proszę pana, musi mi pan najpierw zapłacić!”. A afroamerykański żołnierz odwrócił się i odpowiedział perfekcyjnym tajskim: „Psy nie mają pieniędzy”.

Oto jak należy traktować zniewagi. Jeżeli nie zareagujesz, możesz je obrócić przeciw drugiej osobie. Problem polega na tym, że gdy ktoś nas znieważa – nazywając właściwie swoim imieniem – to reagujemy. I pogarszamy sytuację. Zawsze można coś zrobić i zwyczajnie odwróć sytuację na swoją korzyść. To jest wspaniały wgląd. A kiedy ludzie nie zachowują się właściwie, możesz wykorzystać mądrość. Mogę opowiedzieć tę historię, bo nie dotyczy naszego lokalnego urzędu. Muszę być ostrożny, potrzebuję zezwolenia na to i na tamto, a chodziło o jednego z naszych tutejszych przyjaciół. Miał warsztat samochodowy na przedmieściach Perth i dużo klientów, ale nie było to City of Stirling. Muszę być miły dla City of Stirling, po prostu w razie gdybyśmy kiedyś czegoś potrzebowali.

Ten człowiek pojechał do pracy w poniedziałek rano, a tam w poprzek drogi dojazdowej stał nielegalnie zaparkowany samochód. Pomyślał: „Nie mogę dojechać do warsztatu, a co dopiero ludzie, którzy będą chcieli odebrać samochód lub zostawić do naprawy?”. Więc zadzwonił do urzędu, po czym przyjechał policjant i przykleił na samochodzie zawiadomienie dla właściciela. Wiecie, przyjął zgłoszenie. Mechanik na to: – Tylko tyle zamierzacie zrobić? – Tak, takie jest prawo. Zawiadomienie musi zostać na samochodzie, a po siedmiu dniach możemy go zabrać. – Po siedmiu dniach?! Ja tu prowadzę interes! Chce pan powiedzieć, że nie mogę prowadzić warsztatu? – No cóż, takie jest prawo. Przykro mi, nic nie możemy poradzić.

To był bardzo bystry człowiek. Nigdy nie myśl schematycznie, nie wpadaj w złość, po prostu bądź mądry. A więc, co zrobił ten człowiek? Wsiadł do samochodu, bo przecież i tak nie mógł dojechać do warsztatu, i pojechał do tamtejszego urzędu, zaparkował w poprzek drogi dojazdowej do parkingu. W tym momencie usłyszał: „Niech pan da spokój, nie może pan tutaj zaparkować. To niezgodne z przepisami. Urzędnicy nie mogą wjechać ani wyjechać. Nawet burmistrz nie wjedzie ani nie wyjedzie”. A ten facet odpowiedział: „Umieść zawiadomienie na samochodzie, a ja go usunę za siedem dni”. Oczywiście po tym oba auta zostały dość szybko przeparkowane. Pomyślałem, że to było całkiem sprytne posunięcie. Mogę wpaść w kłopoty przez to opowiadanie, więc nie próbujcie tego.

Ale wracając do psów. To jest podejście Ajahna Chah. W niektórych kulturach nazwanie kogoś psem jest naprawdę, ale to naprawdę obraźliwe. Więc czego uczył mnie Ajahn Chah? Pamiętam, że coś takiego się stało, zdaje się w zeszłym tygodniu. Ktoś powiedział, że w szkole dręczono dzieciaka, nazywano go psem. A co się dzieje, kiedy nazywają cię psem? Ajahn Chah tak nas uczył: „Jeżeli ktoś nazwie cię psem, spójrz za siebie, sprawdź, czy masz ogon. Jeżeli nie masz, nie jesteś psem. I po problemie. To piękny, prosty sposób radzenia sobie z krytyką i znieważaniem. Jeżeli ktoś cię krytykuje, znieważa, po prostu spójrz za siebie. Sprawdź, czy jesteś psem. Jeśli nie masz ogona, nie jesteś psem i po problemie. Zatem zamiast odpowiadać gniewem, możesz odpowiedzieć: „Przepraszam, ale myli się pan. Nie jestem psem”.

Wracając do buddyzmu i psów, może to bardziej typowe dla zachodnich kultur, ale czasami zwierzęta stają się ikonami mądrości. I nie tylko takie postacie jak Kubuś Puchatek, którego często cytuję. W zachodniej kulturze są również wspaniałe psy. No i oczywiście jednym z najwspanialszych mądrych psów był Snoopy. Znacie go, Snoopy z Fistaszków, kreskówki Charliego Browna. Dlaczego w kreskówkach istoty ludzkie są zawsze przechytrzane właśnie przez psy? Czy naprawdę jesteśmy kwintesencją ewolucji? Czy na pewno? Tak mi wpadło do głowy, zaraz znowu będę miał kłopoty, ale nie ma się co przejmować. Tarapatów mam zawsze pod dostatkiem. Wiadomo, że w poniedziałek rano opuszczam kraj, więc się nie boję. Mówi się – pamiętam to, bo zostałem wychowany w tradycji chrześcijańskiej – zawsze się mówi, że Bóg [ang. God] stworzył człowieka na swój obraz. Na swój obraz… Bóg stworzył człowieka, odzwierciedlając siebie. Jeżeli spojrzycie na jakiś napis w lustrze, to zobaczycie, że jego odbiciem będzie tekst czytany od tyłu. „God” [ang. Bóg], czytane od tyłu to nic innego jak „dog” [ang. pies]. To właśnie odzwierciedlenie – czyż nie? Zatem być może coś źle zrozumieliśmy. Prawdziwymi przywódcami tego świata są psy.

W każdym razie już wiemy, skąd się wzięły na szyjach księży psie obroże w formie koloratek. Coś w tym musi być. Rozmyślałem nad tym. To odkrywanie nowych lądów poprzez spojrzenie na sprawy z nowej perspektywy. A więc psy są bardzo mądre, tak twierdzę. Możemy się od psów czegoś nauczyć – bezwarunkowej miłości do tych, którzy się tobą opiekują. Czasem tej bezwarunkowej miłości możesz się uczyć od zwierząt, na przykład kot jest po prostu jak księżniczka, którą trzeba rozpieszczać, ale pies zrobi dla ciebie wszystko. I to jest naprawdę imponujące. Są też te wszystkie cudowne przypadki, kiedy psy pozostają przy swoich opiekunach, a czasem w razie potrzeby budzą ich w środku nocy Pamiętam takie historie: wybucha pożar, a pies cię budzi, żebyś zdążył uciec. Pies jest czasem niesamowicie mądry i czasem, jak sądzę, nie doceniany tego. Szczególnie jego życzliwości, bezwarunkowej psiej życzliwości.

Ktoś mnie zapytał, co jeżeli pies bardzo zachoruje. Pamiętam pewną historię, znam ją od Judy – no wiecie, tej, której ceremonia odbędzie się w niedzielę – często ją opowiadam. Judy miała niewielkiego psa, który miał raka – psy również chorują na nowotwory. Wiecie, gdyby to był wasz pies, również byście się nim tak bardzo opiekowali. Judy zabierała go do weterynarza wiele, wiele razy… kosztowało ją to dużo pieniędzy. Koniec końców zabrała go do weterynarza, a on powiedział: „Nie mogę nic więcej zrobić. Muszę mu podać zastrzyk. Uśpić go. Innymi słowy, odebrać mu życie”. Dla kogoś, kto jest – nie trzeba być nawet buddystą – po prostu wrażliwy, a to jest jego zwierzak, jego przyjaciel, jego pieszczoch… i tak po prostu go uśpić? To nie ma zbyt wiele sensu. Ale również wiesz, że nie jesteś w stanie cały czas się o niego troszczyć.

A to z kolei przypomniało mi o innej osobie, która zaprowadziła psa do weterynarza, a doktor tylko na niego spojrzał i powiedział: „Słuchaj, nie mogę już nic zrobić dla twojego psa, bo on nie żyje”. „Nieprawda, on żyje! On zwyczajnie medytuje albo robi coś w tym rodzaju. On nie może nie żyć”. Gdy kochasz kogoś tak mocno, zaczynasz zaprzeczać. Wtedy weterynarz powiedział: „Podejdź tu”. Położył psa na stole, a on się w ogóle nie poruszył. Następnie wyciągnął z klatki małego kotka, którego leczył na jakąś chorobę i przystawił go do nosa psa. Nosy psa i kota prawie się stykały. Kot się przestraszył. Pies nic nie zrobił, w ogóle nie zareagował. A to było bardzo nietypowe, bo ona powiedziała, że był naprawdę, ale to naprawdę bardzo antagonistycznie i agresywnie nastawiony do kotów. Weterynarz obrócił go brzuchem do góry i położył na nim kota. Pies nawet nie drgnął. W końcu weterynarz ściągnął psa ze stołu, podniósł jego ogon i przysunął nos kota bezpośrednio do jego zadka. Pies leżał nieruchomo. I wtedy właścicielka powiedziała: „Mój pies nigdy by nie pozwolił, żeby coś takiego mu się przytrafiło, gdyby żył. Musi być martwy”. To był jedyny sposób, żeby ją przekonać, że pies umarł. Weterynarz włożył kotka z powrotem do klatki i podał jej rachunek – 1010 dolarów. „1010 dolarów to lekka przesada! Za co niby?!” „No więc 10 dolarów za konsultację, a 1000 za to, co kot napłakał”.

Za to, co kot napłakał… Przestańcie, jeśli nie tego oczekiwaliście, to nie powinnyście byli przychodzić do tego lokalu. Ale wracajmy do biednej Judy. Jej pies żył, ale umierał. Zatem, czy można go uśpić? Co byśmy zrobili na jej miejscu? Kochacie tego psa. Co zrobić? Co zrobiła Judy? Pamiętała o czymś, co jej powiedziałem. Buddyści nie powinni zabijać zwierząt, dlatego mamy dylemat moralny. Czy powinniśmy złamać jedno wskazanie i zabić zwierzę czy po prostu zostawić je, żeby cierpiało? Współczucie czy wskazania? Co powinniśmy wybrać? I oczywiście zawsze istnieje sposób na trzymanie się obu możliwości. Zanim to się stało, powiedziałem jej o tym rozwiązaniu. A oto, co zrobiła Judy. Zabrała psa, pytając: „Przepraszam, czy mogę dostać pięć minut? Czy mogę spędzić pięć minut z moim małym przytulaśnym psem?”. A weterynarz na to: „Ależ oczywiście”. Więc zabrała go w kąt pomieszczenia, spojrzała w jego psie oczy i zwyczajnie zadała pytanie: „Czy jesteś gotowy, żeby odejść? Czy chcesz umrzeć?”.

Zadajcie takie pytanie. Po prostu tak jak pytacie własne nogi: „Czy jest wam wygodnie tam na dole?”. To jest właśnie uważność. To jest połączenie. To intuicja umysłu – kiedy ją wzywacie, tworzy połączenie z nogami. Albo połączenie ze zwierzakiem, którego kochacie, z którym żyliście tak długo. I będziecie wiedzieć. I ona też wiedziała. Jej pies jeszcze nie chciał odejść, nie chciał umierać. I co dalej się wydarzyło? Judy podeszła do weterynarza i powiedziała: „Nie, zabieram psa do domu”. Wtedy on naprawdę eksplodował: „Wy buddyści twierdzicie, że jesteście współczujący, mówicie takie rzeczy, ale nigdy się do nich nie stosujecie. Jesteście po prostu samolubni! Trzymasz się tych głupich wskazań. Wynoś się stąd, ty głupia buddystko!”. Był wstrząśnięty jej postawą. A oto, co się stało potem. Sześć miesięcy później Judy poszła do weterynarza. Wraz z psem. Pies całkowicie wyzdrowiał i żył jeszcze wiele lat. Weterynarz szybko na niego spojrzał: rzeczywiście ten sam pies. I powiedział: „Och, wy buddyści jesteście tacy mądrzy i współczujący”.

Opowiadałem o tym już wiele razy. Pamiętam, że kiedy o tym wspomniałem grupie prawników na Uniwersytecie Australii Zachodniej, to mniej więcej dwóch podniosło rękę: „Tak, słyszałem, jak o tym mówiłeś rok lub dwa temu. Zastosowałem to w praktyce i zadziałało”. Doceniajcie zwierzęta. Nawet takie… jak twój pies. Jesteś z nim, więc powinieneś wiedzieć, kiedy ma dość. A psy wiedzą dużo lepiej od was. Często usypianie ich jest wybawianiem was z niedoli, ale nie wybawianiem psa. Dajcie mu zadecydować. To podejście nie jest poniżające dla istot ludzkich. Zawsze myślimy, że jako ludzie jesteśmy o wiele wyżej, bardziej inteligentni i zaawansowani. A co, jeżeli to twój ojciec lub matka znajdą się w śpiączce, a doktor powie: „Musisz podjąć decyzję. Czy mam wyłączyć aparaturę podtrzymującą życie? Czy mam zostawić ją włączoną? Zdecyduj”. Co wtedy zrobisz? Lub raczej, jak podejmiesz tę decyzję? I znowu odpowiedź brzmi: zapytaj ojca. „Ale on jest w śpiączce!” Nieważne, nadal możesz nawiązać połączenie. „Jesteś tam nadal czy odszedłeś?” Często człowiek, ciało człowieka może nadal działać podłączone do respiratora i innej aparatury, ale ty powinieneś wiedzieć, czy on nadal tam jest – jego strumień świadomości, umysł, czy nadal jest tam w środku. Nie tak ciężko się dowiedzieć. Od razu będziesz w stanie to stwierdzić. Jeżeli usłyszysz, że niczego tam nie ma, to odłączenie aparatury podtrzymującej życie nie jest zabijaniem. Oni już odeszli. Nie żyją. To wspaniały sposób, który jest niewiarygodnie praktyczny. Wykorzystywałem go już wiele razy. I to działa. Zatem możemy się nauczyć tej umiejętności od zwierząt. One wiedzą, co należy zrobić. A co, kiedy już odejdą? – ludzie zadają takie pytania, dzieciaki o to pytają. Co się dzieje, kiedy pies umiera? Czy psy idą do nieba? Wraz z dobrymi kotami? Ganiają się, gdzie popadnie? To raczej niezbyt zabawne dla kotów. Co się wtedy dzieje?

Może jest tu dziś pani, która swego czasu przychodziła do Nollamara. Opowiedziała mi niesamowitą historię o psim duchu. No cóż, niektórzy ludzie powiedzą: „Przestań – duch… Ajahn Brahm, wierzysz w kosmitów i diabli wiedzą, w co jeszcze”. Ale przecież zajmowałem się fizyką teoretyczną i stale wspominam jednego z moich najlepszych przyjaciół, który zjawił się na naszej konferencji, Bernarda Carra, studenta Stephena Hawkinga. Chodziliśmy razem polować na duchy. One istnieją. A Bernard nie jest jakimś dziwakiem. Opowiadam dziwne dowcipy, ale to nie jest żart.

Wróćmy do tematu ducha… Ta kobieta – myślę, że jej partner zmarł – mieszkała sama i miała psa. Był jej bardzo bliski. Każdego poranka chodziła z nim na spacer do lasu, żeby się wybiegał, tak dla dobrej zabawy. A potem jeszcze raz, wydaje mi się, że popołudniami. Chodziła tam dwa razy dziennie, żeby wyprowadzić psa na spacer. A często się zdarza, że to pies wyprowadza na spacer właściciela. Pewnego dnia, kiedy wracała z psem do domu, zgubiła pierścionek, więc zawróciła. To głupie, bo jak można znaleźć w lesie coś takiego jak pierścionek pośród tych wszystkich liści i gałęzi leżących wszędzie dookoła? Próbowała, ale nie mogła go znaleźć. Pierścionek zaginął. Wiedziała mniej więcej gdzie, ale nie udało jej się go odnaleźć. W końcu się poddała. A kilka dni później zapomniała o pierścionku, bo jej pies zmarł. Przyszła i powiedziała mi, tutaj, w tej świątyni: „Zaczęły się dziać dziwne rzeczy”. Cztery dni po śmierci psa zaczęła słyszeć szczekanie w swoim mieszkaniu. I wiedziała, że to było szczekanie jej psa. Jeśli mieszkasz z psem tak długo, spędzasz z nim tyle czasu, to oczywiście wiesz, jak szczeka. Ale nigdy nie rozbrzmiewało w pomieszczeniu, w którym akurat była, tylko zawsze w innym pokoju. Naturalnie bardzo za nim tęskniła. Otwierała drzwi do innego pokoju i wbiegała do środka, ale niczego tam nie było. Szczekania już nie było słychać. Powtarzało się to wiele razy, ale nigdy go nie zobaczyła. Zawsze stwierdzała: „Nie, to w innym pokoju”.

Pies zawsze był o krok przed nią, aż pewnego dnia usłyszała, jak szczeka na dworze przed drzwiami wejściowymi. Wtedy znajdowała się po drugiej stronie drzwi. Dzieliło ich może 15 cm, ale pomiędzy nimi była przecież drewniana płyta. Otworzyła drzwi najszybciej jak mogła w nadziei, że zobaczy chociaż kontur psa. Jednak w ogóle go tam nie było. Ale na samym środku wycieraczki leżał jej pierścionek. Wtedy ostatni raz słyszała psa. Zrobił tę ostatnią rzecz: znalazł pierścionek osoby, która tak bardzo go kochała. Ależ to piękna historia. Czy zwierzęta naprawdę są zwierzętami? Czy można powiedzieć, że przewyższają ludzi albo odwrotnie? Możemy się z tego tak wiele nauczyć. Z tej życzliwości i wierności niektórych zwierząt. Czasami tu o tym mówimy: nie smucimy się, nie wpadamy w gniew i nie czujemy się winni, bo sama idea winy jest typowo ludzką emocją. Niekiedy oznacza ona, że nie czujemy bezwarunkowej miłości, której możemy się nauczyć od zwierząt.

Kiedy pierwszy raz czytałem o buddyzmie, naprawdę wywarło na mnie spore wrażenie to, że po prostu nie ma w nim kar. Gdy spojrzycie na reguły dla buddyjskich mnichów lub mniszek, to nie znajdziecie w nich żadnej realnej kary. Zawsze obowiązuje to, o czym już wcześniej słyszeliście: akceptacja, wybaczenie, nauka. Tutaj w Australii mówię na to skrótowo AWN. Akceptujesz to, co się stało, a jeśli popełniłeś błąd, wybaczasz sobie. Wybaczenie oznacza brak kary. Jest to możliwe, jeżeli nie obawiasz się zaakceptowania. Jeżeli pojawia się kara, nie będziesz chciał zaakceptować tego, co się stało. Będziesz zaprzeczał: „To się nie wydarzyło. To nie ja. Nie ja ponoszę odpowiedzialność”. Lecz jeśli to zaakceptujesz, bo wiesz, że uzyskasz wybaczenie, to powstanie możliwość, by się uczyć na błędach, jakie popełniasz w życiu.

Historia ilustrująca tę właśnie kwestię jest opowieścią związaną ze zwierzętami, ale nie z psami. To kocia historia, ale z psami wyglądałaby tak samo. Był pewien młody człowiek, który przygotowywał się do zostania mnichem w klasztorze Bodhinyana. Wyjaśnienie dla tych, którzy nas odwiedzają i czasami widzą mężczyzn i kobiety w bieli – to są anagarika. Jak na przykład Robin, która zostanie wyświęcona jutro, a teraz jest anagariką. Jak długo? Od roku czy dwóch lat? Od prawie dwóch lat. Ale nieważne. Zazwyczaj robimy to tak: rok w bieli jako przygotowanie do bycia mnichem, potem kolejny rok nowicjatu, a po nim następny rok, zanim ktoś zostanie stuprocentowym mnichem. Wiecie, jak to nazywamy? Kontrolą jakości. Trzeba się upewnić, ponieważ bardzo dużo oczekujecie od mnichów, mniszek oraz anagarika. Wszak ich wspieracie, więc to uczciwe – powinniście to wszystko otrzymać. Możecie być pewni, że trafiają tu ludzie z odpowiednimi cechami. Po pierwsze, muszą wiele znosić jako mnisi. Muszą słuchać mnóstwa kiepskich żartów – więcej, niż wy tutaj. Wy doświadczacie tego tylko raz w tygodniu, w piątkowy wieczór. A oni mają to codziennie, ale nieważne.

Co to za dowcip miałem teraz powiedzieć? Wyleciał mi z głowy. Pewnie późnej mi się przypomni.
Zapewne ktoś blokuje mnie psychicznie, żebym wam tego nie zrobił. Jedna z naszych reguł głosi: nie powinieneś posilać się po południu i w nocy. To jedna z głównych reguł. Ten młody adept przyszedł wcześnie rano zobaczyć się ze mną i powiedział: „Nie spałem całą noc. Czuję się tak winny. Tak źle się czuję. Złamałem jedno ze wskazań! Minionej nocy byłem głodny… i poszedłem do kuchni… nikogo tam nie było, a ja zrobiłem sobie kanapkę. I ją zjadłem!”. Bardzo źle się z tym czuł, więc od razu mu powiedziałem: „Posłuchaj, to wspaniale, bardzo dobrze. Już się przyznałeś – powiedziałeś mi o tym. A to wspaniała sprawa. Popełniłeś błąd i komuś o tym powiedziałeś”. Po drugie, gdy uzyskałeś wybaczenie, możesz się z tego uczyć. Jest tak wiele innych dozwolonych rzeczy. Nie uwierzylibyście, co możemy jeść po południu – czekoladę. No i można się napić miodu albo soku owocowego. Co jeszcze można? Całe góry jedzenia. Skorzystaj z tego, jeżeli naprawdę jesteś głodny po południu. Weź coś z tego i dodatkowo jedz więcej w czasie lunchu. A on na to: „OK”, i dodał: „To dobry pomysł”. „W ten sposób nie będziesz głodny i nie będziesz musiał łamać wskazań. Nie mówimy tylko »Nie łam wskazań«. Musi być jakiś powód. Dlaczego do tego doszło? Znajdź przyczynę, przyjrzyj się jej, i zazwyczaj wtedy problem się rozwiązuje”. A on na to: „OK, to dobry pomysł”. Odpowiedziałem: „Dobrze, możesz iść”. A on: „Co? Czy to znaczy, że nie będzie żadnej kary? Może chociaż wyczyszczę toalety lub wykonam jakąś dodatkową pracę?”. Odrzekłem: „Naturalnie, że nie ma kary. Nie stosujemy kar. To właśnie kochamy w buddyzmie. Brak kary”. „No cóż… jeżeli mnie nie ukarzesz – powiedział – to prawdopodobnie w nocy znowu zrobię to samo”.

Niektórzy ludzie już tacy są – kiedy dostają jakąś pokutę, pojawia się czynnik powstrzymujący. W przeciwnym razie wydaje im się, że nadal będą robić złe rzeczy. Więc ten facet domagał się czynnika powstrzymującego. Chciał kary. Musiałem się naprawdę nagłówkować. Jak można ukarać kogoś w buddyjskim klasztorze? Aż wpadło mi do głowy coś związanego z historią Australii, czytałem o tym wcześniej. Jaką karę stosowano wobec ludzi, którzy złamali prawo, ponad 200 lat temu? Brutalnie biczowano ich kańczugiem zwanym też „kotem o dziewięciu ogonach”. Akurat o tym czytałem. Tak więc spojrzałem na niego i powiedziałem: „No cóż, jeżeli chcesz zasmakować tradycyjnej australijskiej kary, to skazuję cię na 50 kotów”. A ten gość nie miał zielonego pojęcia, czym jest buddyzm. Jego twarz zbladła, była bielsza niż ubranie, które nosił, zaczęły mu drżeć usta – ludzie tak mają, kiedy naprawdę się czegoś boją. Naprawdę myślał, że zostanie wychłostany. Wtedy wytłumaczyłem mu, co oznacza 50 kotów w buddyjskim klasztorze. W tamtym czasie mieliśmy dwa koty. „Znajdź jednego z nich – są bardzo miłe – i pogłaszcz. Jedno pogłaskanie to jeden kot, drugie, to dwa koty, a potem trzeci kot. Naucz się czegoś o współczuciu i życzliwości!”. Bo tych przymiotów brakowało mu znacznie bardziej niż innych.

Do dziś karą za zrobienie czegoś złego jest 50 kotów, a właściwie 50 pogłaskań kota, o ile jeszcze jakiegoś znajdziesz. Nie mamy też psów, ale mamy pluszowe misie. Więc możesz znaleźć pluszowego misia i wymierzyć mu 50 pogłaskań – na jedno wychodzi. Innymi słowy, istnieje życzliwość i niektórzy z was mogą się jej nauczyć od zwierząt domowych. To zooterapia – wiele psów może wchodzić do szpitali i ma na to zezwolenia. Zostały do tego zachęcone, przeszły wcześniej stosowny trening. Tak zwyczajnie, żeby mogły się znaleźć w pobliżu cierpiących ludzi, którzy mogą je wtedy głaskać i przytulać. A współczucie i życzliwość, jakie zwierzak może ci przekazać, mają ogromy wpływ.

Jedna z osób ze Stowarzyszenia Buddyjskiego Wiktorii w Mellbourne miała psa, pięknego labradora. Przypuszczam, że nie powinienem podawać jej imienia. Była lekarką i buddystką i zdecydowała, że będzie miała psa i podda go szkoleniu, żeby móc prowadzić dogoterapię. Wiecie, jak nazwała swojego psa? „Chemo” – skrót od chemoterapii. To był piękny, stary pies. Zawsze, kiedy zjawiałem się w Melbourne, nalegałem, żeby przyprowadzała psa. Ile lat miał Chemo, kiedy zmarł? Wydaje mi się, że to było w zeszłym roku. Tak 16 albo 17 lat – dobra, stara Chemoterapia. Piękny labrador. Zawsze się z nim spotykałem. Ostatnim razem trochę się chwiał. Ten pies wypracował sobie dużo dobrej kammy, pomagając wielu fajnym ludziom przez tak długi czas.

Więc nawet psy mogą w oczywisty sposób zdziałać dużo dobrego. Zatem buddyzm i rok psa. Nie patrzymy na zwierzęta jak na poddanych, wiemy, że mogą być doskonałymi towarzyszami. I mogą nas wiele nauczyć o życzliwości, miłości i wierności. Do tego dochodzi jeszcze jedna umiejętność, której możemy się od nich nauczyć: bycie wiernym bez narzekania. Możemy spojrzeć na siebie tymi pięknymi psimi oczami i po prostu podarować sobie bezwarunkową życzliwość i miłość. Jeżeli pies potrafi to zrobić, to dlaczego ty nie potrafisz? Czy pies musiał przejść tresurę, żeby tak robić? Czy to coś wrodzonego? W naszym obecnym świecie chcemy być trenowani. Chodź i naucz się, jak medytować. Chodź i naucz się bycia mądrym. Chodź i naucz się współczuć.

W wielu przypadkach, kiedy pozbywamy się strachu, stajemy się bardziej naturalni i spokojni. Nie martw się, co myślą o tobie inni. Po prostu więcej śpij. To radykalna forma treningu umysłowego. I po prostu ucz się mądrości od jednego z naszych najbliższych przyjaciół. Pies – najlepszy przyjaciel mężczyzny i kobiety. Czy możesz go nazwać starym kalyānamittą? Dobrym przyjacielem, od którego możemy się dużo nauczyć? To stare buddyjskie określenie. Tak więc po przesunięciu dotychczasowych granic w tę stronę, zaczynamy uczyć się od natury. A zamykając tę kwestię, dodam, że istnieje jedno, a raczej wiele podobieństw – przez to też komuś podpadnę – między mnichami a psami. Oj, przez to będę miał zbyt dużo kłopotów. Wiem, że to wbrew tradycji i rozumowaniu ludzi, ale czasami musimy myśleć w inny sposób, żeby zadośćuczynić mądrości.

Kiedy pierwsi mnisi z Tajlandii przybyli do Wielkiej Brytanii, ówczesny przewodniczący English Sangha Trust był wykładowcą na dużym uniwersytecie. Był również, tak mi się wydaje, dyrektorem Banku Anglii, czołowym ekonomistą. Był również buddystą, więc zapytano go: „Czy stać nas na utrzymanie mnichów i mniszek? Ile będą nas kosztować, kiedy tu przybędą?”. Ten człowiek wykonał obliczenia i przedstawił zadziwiający wynik. Powiedział: „Opieka nad mnichem, nad dobrym mnichem tradycji leśnej lub mniszką tejże tradycji, żyjącymi prosto, jest dużo tańsza niż posiadanie psa”. Wasze psy są droższe w utrzymaniu, a więc zapomnijcie o psach i kotach, miejcie mnicha, który będzie odpowiednikiem zwierzaka. Możemy to porównać. Widzieliście, gdzie mieszkają mnisi. Oni żyją, jak… Cóż to nieco większe od budy, ale idea jest taka sama. Umieszczasz go z tyłu ogrodu. No i mnisi i mniszki – my też jemy z misek, jak zobaczycie jutro rano, kiedy wyruszymy po jałmużnę. Zabierzemy was na spacer. Albo wy zabierzecie nas. To się nazywa pindapāta. I zawsze merdamy ogonami, jeżeli je mamy. I jesteśmy zawsze bardzo, bardzo mili i mądrzy. I mamy również wiele współczucia i życzliwości.

Czasami ludzie myślą, że psy są naprawdę jakimś niższym sortem. Dlatego porównywanie uznanych mnichów do psów może być nieco obraźliwe według niektórych ludzi, ale proszę, nie traktujcie tego jako obrazy. Każde porównanie można przyjąć w taki lub inny sposób. Po prostu upewnijcie się, że wyciągniecie z tego dla siebie coś naprawdę dobrego. Najlepsza mądrość pochodzi od kogoś, z kim możecie być i kto może was nauczyć wiele miłującej dobroci. A jeśli kiedyś wasz pies odejdzie, pamiętajcie o wspaniałych chwilach, które razem spędziliście. Możecie zachować piękne wspomnienia wszystkiego, czego nauczył was zwierzak. Cudownie mieć takie doświadczenia.

W porządku, wydaje mi się, że widzę teraz nie psy, ale jakieś większe zwierzęta, które zaraz tu przyjdą, by uczcić rok psa. Właściwie to będą lwy, ale zanim do tego przejdziemy, proszę jeszcze o informację, czy mamy jakieś szybkie pytanka? Udzielę szybkiej odpowiedzi.

Pytanie: Istnieje pięć grup składowych, jedną z nich nazywamy złożonościami? Czym one są?

OK, otrzymasz odpowiedź w niedzielę, odbędzie się wtedy lekcja sutt. Skądinąd jedną z najbardziej zadziwiających rzeczy w buddyzmie jest cierpliwość. Zatem poczekaj, a po chwili, w niedzielę wszystko zostanie przed tobą odkryte. To dlatego, że to nie ma związku z dzisiejszą mową. Czy mamy jakieś pytanie z internetu? Odpowiemy szybko, a potem będziemy świętować i będzie taniec lwów.

Świetnie, o tutaj jedno szybkie od Joe: „Ajahn Brahm, czy pies ma naturę Buddhy?”.

AB: No cóż, pies szczeka, a wewnątrz szczekania jest jego esencja – więc hau! Oczywiście, pies ma naturę Buddhy. Może być miły.

Pytanie: „Amerykańskie psy nie potrzebują broni, żeby przeżyć. Jak ludzie mogą stać się mądrzy i przeżyć w świecie wolnym od broni palnej czy innej? Dzięki”.

AB: Czasami mamy psa… OK, ten żart nie zadziała. Dobra, ten jest z kategorii dziecięcych: „Co robi hau, hau, dzyń, dzyń? Pies łańcuchowy”. A co do świata bez broni palnej lub innej. Podobnie jak w innych kwestiach to możliwe tylko, jeżeli zaufamy. Są świetne terapie dla ludzi z zaburzeniami umysłowymi lub dla… Pamiętam wspaniały projekt – pracę z ludźmi, którzy dopuścili się strasznych przestępstw. Byli nawet trochę psychotyczni, psychopatyczni. Mieli po prostu tresować psy od szczeniaka, uczyli się od nich empatii. Empatii można się nauczyć. To nie jest coś, czego brakuje w twoim mózgu. Tak ja pojmuję tę kwestię. A więc, jak możemy zmądrzeć i przeżyć w świecie wolnym od broni palnej lub innej? Trzeba sprawdzić, czy możemy wykrzesać z siebie więcej życzliwości, a możemy się jej nauczyć od psów i kotów.

Pytanie: „We współczesnym świecie psy i koty cieszą się ogromną sympatią. Co może zrobić buddysta, żeby ludzie szanowali tak samo wszystkie zwierzęta?”.

AB: Właściwie to nie mamy wystarczającej sympatii dla psów i kotów. Patrzymy na nie z góry, zamiast się od nich uczyć. Zatem być może spojrzenie na naturę może tu pomóc, uczenie się od niej, może wtedy będziemy mieli więcej szacunku dla wszystkich istot. Niektórzy ludzie są w jakiś sposób inni, w jakiś sposób napiętnowani – z powodu koloru skóry, tego, jak się ubierają lub zwyczajnie z powodu wieku albo ze względu na jakąś ułomność. Wydaje mi się, że również wtedy możemy się nauczyć, jak być miłym dla wszystkich istot. Możemy się tego nauczyć od innych istot.
Odpowiadam z pośpiechem na pytania, ponieważ teraz już mamy tu lwy. Czekają na zewnątrz, a jeśli każemy lwom zbyt długo czekać na zewnątrz, to one zrobią nam…

Z sali: Mamy opóźnienie.

AB: Opóźnienie! No tak, dobrze… 9:20–9:30… Poczekamy. Mamy opóźnienie. Eddie, pamiętasz mój pomysł? Myślę, że powinieneś to teraz zrobić. Jako że nie mamy prawdziwych lwów, to myślę, Eddie, że może ty mógłbyś spróbować wykonać taniec lwów? Założę się, że zrobisz, co w twojej mocy. Myślałem, że są na zewnątrz, ale jeszcze ich nie ma.

Zatem czego możemy się nauczyć od psów? Psy są dużo mądrzejsze, niż ludzie sądzą. Jako że w dzisiejszych czasach nie dyskryminujemy ludzi ani zwierząt, opowiem wam historię zasłyszaną od kogoś. Człowiek ten pracował w siedzibie Unii Europejskiej, w Brukseli. A w Brukseli, w Unii Europejskiej, obowiązuje bardzo, ale to bardzo poprawna polityka antydyskryminacyjna. Nie opowiadałem tego przypadkiem w zeszłym tygodniu? Nie – to dobrze. Jeżeli musicie już iść, bo lwy przyjdą dopiero za pół godziny, to bądźcie ostrożni – możecie je spotkać po drodze, bo zmierzają w tę stronę. Więc jeśli musicie, to uważajcie, w przeciwnym razie…

Ale wracając do Unii Europejskiej, do Brukseli i polityki antydyskryminacyjnej: nieważne, jaką religię wyznajesz, ile masz lat, jakiej jesteś płci albo czy jesteś niepełnosprawny – jeżeli jesteś w stanie wykonywać pracę, to ją dostaniesz. Dlatego o etat ubiegał się pies. Powiedzieli mu: „Nie zatrudniamy psów”. Na to pies wskazał łapą: „Polityka antydyskryminacyjna. Jeżeli potrafisz wykonywać pracę, to ją dostaniesz”. No więc odpowiedziano mu: „Podjedź tam i napisz list”. Więc mały pies wskoczył na małe krzesło biurowe, otworzył laptop, uruchomił Worda i łapami napisał na klawiaturze idealny list. To było niesamowite. Koty też to potrafią, bo cały czas bawią się z myszami. Ale ten pies potrafił – wymyślam tu na poczekaniu, dajcie mi odetchnąć. A więc pies napisał list. „Dobrze, ale potrzebujemy też arkusza kalkulacyjnego”. Wtedy pies otworzył Microsoft Excel i przygotował idealny arkusz kalkulacyjny. A tamci na to: „O niebiosa! Trzeba by jeszcze – kontynuowali – jako, że jesteśmy w Brukseli, w Europie, być dwujęzycznym. Musisz posługiwać się drugim językiem”. A pies na to: „Miau, miau”. OK, robiłem, co mogłem.

Współczesne czasy – wspaniałe psy, ponieważ są świetne w węszeniu. Sklecę to na szybko, bo muszę się uwinąć, zanim przyjdą. Leciałem raz samolotem i siedziałem na fotelu przy oknie. Obok mnie siedział pewien jegomość, a na fotelu przy przejściu siedział pies. Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby ktoś miał psa w samolocie, więc zapytałem o to tego człowieka. A on odpowiedział: „To jest ochrona. To pies pracujący w ochronie. Pokażę ci, jak to wygląda”. I posłał psa wzdłuż przejścia, a ten obwąchał wątłego młodzieńca podróżującego z plecakiem i wrócił. Szczeknął i zamerdał ogonem. A opiekun na to: „To znak, że ten koleś przewozi marihuanę. Zgarniemy go, jak dolecimy do celu. A teraz sprawdźmy, co tu jeszcze mamy”.

Następnie poszli do klasy biznes, a pies obwąchał pewną damę, bardzo gustownie ubraną, szczeknął dwa razy i zamerdał ogonem. Opiekun powiedział: „Oho, to kokaina. Ktoś tu sobie popala kokę. Zobaczmy, co jest w pierwszej klasie”. Przeszli do pierwszej klasy, pies powąchał bardzo pożądanie ubranego pana, szczeknął trzy razy i zamerdał ogonem. „Ciężki kaliber. To heroina. Mamy tu również szmuglera heroiny”. Niesamowite – ten pies wszystko wywąchiwał. „Sprawdźmy, co nam jeszcze zostało”. Przeszli do klasy ekonomicznej, a pies powąchał innego kolesia, wrócił, ale nie szczeknął. Zaczął skomleć, podkulił ogon i zrobił kupę na fotel. A opiekun: „O rany, to znak, że na pokładzie znajduje się bomba”. Bomba… zrobił kupę, skomlał…

Ostatni dowcip. Rok psa. Teraz to chwytam się brzytwy, bo lwy już tu powinny być. Gdyby to były psy, toby się nie spóźniły. One są bardziej niezawodne. Tak czy siak tu jedna osoba wychodzi – kto nas opuszcza? Acha, ominie ich historia o świątyni na Sri Lance. Muszą jeszcze zostać, żeby ją usłyszeć. Facet przechodzi obok świątyni na Sri Lance, a tam odbywa się piękny kiermasz, jak to na Sri Lance. Widzi masę, masę, ale naprawdę ogromną masę jedzenia. Jest tam dwóch gości z psami. Jeden ma labradora, a drugi chihuahuę. Stwierdzają: „Och, chodźmy spróbować tego cudnego, przepysznego i do tego darmowego jedzenia!”. Ale człowiek pilnujący wejścia oczywiście powiedział: „Nie, przykro mi. Psom do świątyni wstęp wzbroniony”. Na to gość z labradorem: „To mój pies przewodnik. Jestem ślepy”. „OK, możesz wejść”. Wszedł do środka i zajadał się przepysznym jedzeniem. Wtedy drugi facet pomyślał: „Spróbuję tego samego z moją chihuahuą”. I ruszył, jednak człowiek pilnujący wejścia powiedział: „Nie możesz wejść do środka. Psom wstęp wzbroniony”. A facet odparł: „To mój pies przewodnik. Jestem ślepy”. „Daj spokój. To przecież chihuahua”. A facet na to: „O mój boże, dali mi chihuahuę?!”. Nie mógł jej widzieć.

Filiżanka herbaty. Filiżanka herbaty – to naprawdę dobry pomysł. Zatem… cóż, nie wygląda, żeby lwy zastały tu wielu ludzi. Dlatego możecie mnie rzucić im na pożarcie po tym dowcipie. Jednak bądźcie ostrożni, jeżeli macie psa. Rozmawia dwóch facetów: „Spójrzmy na to tak: właściwie pies jest dobrym towarzyszem życia”. A drugi: „O tak, załatwię sobie labradora”. A ten pierwszy: „Nie! Wszystko, tylko nie labrador”. Więc drugi dopytuje: „A czemu nie?!”. „A nie zauważyłeś, że ludzie ślepną po tym, jak wezmą labradora?”.

Dobra, trafiony samozatopiony. Myślę, że już tego wystarczy, bo kończą mi się kiepskie żarty, a wielu z was wychodzi. Robimy, co możemy, bo lwów ani widu, ani słychu. Robimy, co możemy, ale to nie moja wina, więc proszę, nie wincie personelu. Możemy teraz wyrazić szacunek dla Buddhy, Dhammy i Saṅghi, a potem możecie znikać, jeżeli musicie. Fajnie, jeśli ktoś może zostać na pokazie lwów – zwłaszcza ci, którzy mają dzieci, bo dzieciaki naprawdę czekają na te lwy. No to zaczynajmy. Sadhu… Wybaczcie, one nie znają „sadhu” – hau, hau. Trzy hau. Dobra, a teraz pokłońmy się trzy razy przed Buddhą, Dhammą i Saṅghą.

O autorze

brahm.jpg

Brahmavamso Ajahn
zobacz inne publikacje autora

Czcigodny Ajahn Brahmavamso Mahathera (znany jako Ajahn Brahm), właściwie Peter Betts, urodził się w Londynie 7 sierpnia 1951 roku. Obecnie Ajahn Brahm jest opatem klasztoru Bodhinyana w Serpentine w Australii Zachodniej, Dyrektorem ds. Duchowych Buddyjskiego Towarzystwa Stanu Australia Zachodnia, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Wiktoria, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Australii Południowej, Patronem Duchowym Bractwa Buddyjskiego w Singapurze oraz Patronem Duchowym ośrodka Bodhikusuma Centre w Sydney.

Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: Facebook

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

gnu.svg.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

cc.png

Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK

Źródło: http://www.bswa.org

Tłumaczenie: p.m.
Redakcja: Alicja Brylińska
Czyta: Sylwia Nowiczewska

Image0001%20%281%29.png

Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/