KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE

Otrzymałem wiele próśb o ten temat, więc pomyślałem, żeby omówić go dzisiaj. Nie chcę jedynie teoretyzować o Dhammie czy buddyzmie, chciałbym się także skupić na tym, jak sprawdzają się te teorie w obecnych czasach.

Jedną z rzeczy, o których będę mówił, jest reakcja na wydarzenia, które dzieją się bardzo daleko, jak na przykład wojna w Ukrainie czy innych częściach świata. Powiem o tym, jak możemy się do tego odnieść i zrobić coś przydatnego, a także o sytuacji związanej z covidem.

Wielu z was pewnie wie, że niedawno wróciłem z Melbourne, gdzie pomagałem w klasztorze buddyjskim w Newbury, który jest także ośrodkiem odosobnień. Jedną z najważniejszych rzeczy, które tam zauważyłem, było to, że stworzyliśmy wręcz depresyjną atmosferę i poczucie braku lub niewielkiej nadziei.

W czasie, kiedy ludzie nie mogli spotykać się z innymi ani chodzić do miejsc takich jak świątynie, nie mogli tym samym otrzymać tego zastrzyku energii.

Pamiętam, jak wiele lat temu pewien człowiek, który w końcu został mnichem, mówił, że uwielbia przychodzić na piątkowe mowy, ponieważ cały tydzień jest zajęty pracą, radzeniem sobie z nią i biurową polityką, ale po przyjściu do świątyni dostaje zastrzyk pozytywnej energii, ma czas na medytację, ciekawą rozmowę. Potem zaczynał się weekend i znów stawał się zmęczony – więc to był taki przyjemny zastrzyk energii przed wyjściem gdzieś indziej.

Zauważyłem to i całkowicie to rozumiem, że czasami ludzie nie są w stanie przyjść w celu posłuchania bardzo dobrej mowy. Ale nie chodzi o to, że ma być intelektualnie ani o mówienie wam, co powinniście przeczytać w książce albo wygooglować. To są ważne rzeczy, ale samo przyjście do takich miejsc, nawet tylko po to, żeby spotkać przyjaciół, daje wam naprawdę duży zastrzyk energii – społecznej energii, energii wspólnoty, energii do działania.Wspaniale jest żyć z pozytywną energią w sobie.

To jest jeden z powodów, dla których byłem zachwycony możliwością pojechania do Melbourne, akurat kiedy znosili restrykcje dotyczące pandemii. To było dla mnie cudowne.

Jedną z małych rzeczy, które miałem szczęście i przywilej zrobić, było wygłoszenie mowy w ratuszu Malvern w Melbourne. Było to tuż po tych kilku latach zamknięcia i restrykcji przez covid, po raz pierwszy można było otworzyć takie placówki i zapełnić całą salę. Wszystkie miejsca były zajęte, przyszło około 600 osób. Bardzo się ucieszyłem, kiedy zarząd poprosił mnie – i to nie mnisi byli zarządzającymi ratuszem Malvern, to było publiczne miejsce dla osób z przedmieścia Melbourne – poprosili mnie, abym dał błogosławieństwo. Było to prawie jak błogosławieństwo podczas święta albo ochronne recytacje, ponieważ był to pierwszy raz od kilku lat, kiedy mogli się otworzyć i ludzie znów mieli miejsce, do którego mogą przyjść, w którym mogą pracować i zarabiać.

Było to wspaniałe, dlatego wygłosiłem najlepszą mowę, jaką tylko mogłem, no wiecie, po prostu, aby im to podarować, ponieważ mnie również naprawdę udzieliła się ta energia, a fakt, że możemy się spotkać z tak wieloma ludźmi, oznacza, że dajemy im zastrzyk czegoś, co również jest bardzo ważne – nie tylko szczepienia. Ja już dostałem swoje trzy zastrzyki, nie ma w tym nic złego. Proszę, jeśli możecie je przyjąć, to wspaniale, chyba że macie jakiś powód, dla którego nie możecie… ale to pokazało mi, że nie tylko szczepienia, ale również czyjeś nastawienie do życia, dobroć, życzliwość, ta emocjonalna siła są bardzo, bardzo ważne w życiu.

To właśnie otrzymujemy, gdy przychodzimy do miejsc związanych z religią czy duchowością. Miejmy nadzieję, że nie mówią wam tylko o strasznych rzeczach, które mają się wydarzyć, jeśli tam za tydzień nie przyjdziecie, ale również opowiadają wam o tych pięknych rzeczach, których doświadczacie już teraz.

W zasadzie to właśnie kamma. Tworzycie dobrą kammę, przychodząc tutaj dla siebie i innych ludzi. Czujecie, że nie tylko o tym mówię, czujecie również energię dobra i świadomości, że jest w życiu coś więcej. Czasami skupiacie się na świecie, który jest taki negatywny – telefony, gazety, katastrofy – wiecie, to czego ludzie lubią słuchać, ponieważ zawsze dzieje się coś złego i ludzie starają się poznać szczegóły i dowiedzieć więcej.

Dziwne. Można to zrozumieć, to nas pobudza, ekscytuje. Ale jako medytujący wiesz, że chcesz spokoju, to jest całkowicie inna sprawa.

Dodatkowo, tak jak wcześniej wspomniałem podczas wskazówek do medytacji, kiedy się uspokajacie i jesteście w bezruchu, dostajecie o wiele więcej energii i dotykacie głębi zrozumienia.
Dlatego medytujemy. Aby bardziej cieszyć się życiem. Nieważne, jakie jest to życie. A także, aby widzieć więcej.

Wygłaszam wiele mów jako mnich i za każdym razem chcecie jakiś inny temat, żeby było ciekawiej. Kilka dni temu, w ostatnią środę, wygłosiłem mowę w klasztorze Bodhinyana dla mnichów i mniszek.

Wygłosiłem mowę pod tytułem „Buddyzm i beton”, ponieważ biedny Ajahn Brahmali wylewał wieczorem beton i powiedział, że będzie zbyt zmęczony, aby przyjść na moje wystąpienie. Powiedziałem: „W porządku. Tak bardzo lubisz beton, więc wygłoszę mowę o buddyzmie i betonie”. A on na to, że w takim razie jednak przyjdzie.

Zakończeniem tej mowy było: Po pierwsze – beton jest plastyczny, możesz go zmienić w jakikolwiek kształt. Po drugie – beton jest mocny, więc cokolwiek się dzieje, nic na niego nie wpływa. Ale najciekawszą częścią tej mowy o betonie jest to, że bazuje na prawdziwym doświadczeniu medytacyjnym.

Był kiedyś czas, kiedy w tych tajlandzkich klasztorach, w których dorastałem jako mnich i otrzymałem moje szkolenie, nadszedł sezon monsunów – prawdopodobnie gorszy niż w Sydney czy Queensland, naprawdę lało jak z cebra. Ale wiecie, jesteśmy do tego przyzwyczajeni, więc wykonujemy naszą medytację chodzoną po sali. Ta sala była betonowa, żadnego dywanu czy kafelków. To była uboga część północno-wschodniej Tajlandii i beton został wylany przez mieszkańców wioski; nie byli żadnymi profesjonalistami. Powiedziałem o tym mnichom, bo byłem tam i to widziałem – do pracy w dużej mierze użyli śliny. Proszę, wybaczcie mi, w tych czasach z tyloma przepisami ochrony zdrowia. Mieli beton, a ślina naprawdę pomagała w jego wygładzeniu.

Ale nie przejmowaliśmy się tym w ogóle. Rzecz w tym, że medytowanie podczas chodzenia jest zupełnie innym rodzajem medytacji – nie siedzimy cały dzień, ale praktykujemy również świadome chodzenie, tam i z powrotem.

Pamiętam moją pierwszą medytację chodzoną w tej sali. Powierzchnia była szorstka, w różnych odcieniach szarości, raz wyższa, raz niższa. I kiedy jesteś uważny, naprawdę bardzo uważny, możesz ujrzeć wszystkie kształty w betonie, różne kolory i linie. Nie był to jedynie płaski kawałek betonu. Dotarłem do momentu – naprawdę, nie przesadzam – w którym wyglądało to jak dzieło sztuki. Było tak piękne, że nie mogłem dalej chodzić, zatrzymałem się i przez 15 minut wpatrywałem się w zachwycie w to niesamowite betonowe dzieło sztuki. I oczywiście uważałem, że nie mogę po tym chodzić, przecież to jak chodzić po dziele Picassa. Pomyślałem sobie, że wezmę piłę, wytnę to i wyślę do muzeum sztuki nowoczesnej Tate Modern w Londynie – to zasługuje na podziw nie tylko mnicha, ale całej ludzkości.

Wcale nie zwariowałem, po prostu stałem się bardzo uważny i to właśnie się dzieje, kiedy dużo medytujecie – widzicie głębiej, widzicie więcej, niż widzi zwykły człowiek, i dlatego niektórzy z tych medytujących stają się tak niesamowicie mądrzy, widzą wszystko na głębszym poziomie, dostrzegają piękno tam, gdzie nikt go wcześniej nie zobaczył.

Jak więc radzić sobie z konfliktem, śmiercią, urazami, dziećmi tracącymi swoje życie, zniszczonymi budynkami, które tak długo budowaliśmy? To już nie jest tylko teoria – to są wasze relacje, wasi przyjaciele i bliscy. To się dzieje. Jak niby mamy się do tego odnieść? Teraz to Ukraina, jakiś czas temu były to Birma i Wietnam. Czemu ciągle są jakieś konflikty? Również w północnej Afryce. Ciągle się to powtarza.

Jedną z rzeczy, które pamiętam – nie mam na myśli żadnego konkretnego konfliktu – jest to, iż mówi się, że czasami przez konflikt dzieją się niesamowite i piękne rzeczy. Ciężko mi to mówić, kiedy ludzie są bardzo zmartwieni sytuacją w Kijowie, ale jest to inne spojrzenie na konflikt.

Teraz buddyjska opowieść. Mam nadzieję, że większość z was nie tylko zna teorię buddyzmu czy nauki Buddhy, ale również wie, jak to się zmieniło przez wieki i co stało się z buddyzmem. Był pewien człowiek, o którym wspomnę – przyszły cesarz – Aśoka. Jest on prawdziwą postacią historyczną, ponieważ pozostawił kamienne pomniki w Indiach, które – choć było to 2300 lat temu – wciąż tam są i możecie je zobaczyć. Nawet dzisiaj oficjalnym symbolem Indii jest koło i wiem, że Mahatma Gandhi chciał, aby było to obracające się koło, lecz jest to koło, które znajduje się na szczycie jednej z kolumn Aśoki. [43:30] Ponieważ był on królem, cesarzem, i w tamtych czasach miał praktycznie najpotężniejszą armię w Indiach, to użył jej, aby najechać terytorium państwa Kalinga.

W tym czasie praktycznie kontrolował większość obszaru indyjskiego i całkiem zasłużenie nazywał siebie cesarzem, ale widok śmierci i ogromnych zniszczeń sprawił, że zaczął on o tym pisać. Sprawiło mu to wiele cierpienia, smutku i żalu, kiedy zobaczył, co tak naprawdę powoduje wojna. Z tego powodu – proszę, wybaczcie mi, nie jestem pyszałkiem – został buddystą, zaprzestał wojen, zasadził drzewa wzdłuż dróg, stworzył miejsca, w których opiekowano się zwierzętami. I wydaje mi się, że raz na miesiąc – czy coś takiego – dbał o to, aby w całym królestwie był przestrzegany wegetarianizm.

I zmienił się. Z żalem patrzył na to, co się wydarzyło, i zmienił całe swoje podejście do życia.

Zawsze wspominam jedną z historii – o tym, że miał brata, który nie był za bardzo zainteresowany duchowością. Jak więc uczyć kogoś bardzo nam bliskiego doceniania wspanialszych rzeczy w życiu? Cesarz Aśoka postanowił coś z tym zrobić. Pewnego razu wszystkie swoje królewskie szaty i koronę zostawił na zewnątrz łaźni. Zaplanował to tak, aby jego brat przeszedł obok i aby jeden z jego ministrów powiedział: „Och, spójrz, twój brat, cesarz, zostawił wszystkie swoje ubrania na zewnątrz. Może byś je przymierzył, bo kiedy cesarz Aśoka umrze, ty będziesz musiał zostać władcą. Spróbuj je przymierzyć”. On odpowiedział: „Nie, nie mogę, to nielegalne. To jest jak zdrada. Jak próba przejęcia królestwa, kiedy mój brat żyje i jest cesarzem. Nie mogę tego zrobić”.
„Och, o niczym się nie dowie, nic mu nie powiemy”.
No więc włożył te szaty.
Gdybyście mieli możliwość założenia tych drogich szat – pamiętam widok królowej Elżbiety z tymi wszystkimi diamentami, koroną i pięknymi strojami – czy nie chcielibyście ich przymierzyć? Tylko sprawdzić rozmiar?
No więc założył je i taki był właśnie plan. Wtedy cesarz wyszedł z łaźni i zapytał: „Dlaczego nosisz moje szaty, bracie?”.
„Och, ja tylko je przymierzałem!”
Na co cesarz powiedział: „Powinieneś wiedzieć, że to nielegalne, to jest obraza. Muszę być sprawiedliwy dla wszystkich i nie mogę cię traktować inaczej tylko dlatego, że jesteś moim bratem. Musisz zostać stracony”.
„Och, nie, proszę, nie rób tego! Ja je tylko przymierzałem”.
„Przykro mi, ale to zdrada stanu. Ale powiem ci jedno – ponieważ jesteś moim bratem i chciałbyś być cesarzem, możesz cieszyć się ze wszystkich przywilejów cesarza przez siedem dni. Potem będę musiał wykonać wyrok. Możesz cieszyć się wszystkim – ryżem, jedzeniem, rozrywką, czymkolwiek chcesz, przez siedem dni”.
Po siedmiu dniach – to były przyjemne wakacje dla cesarza Aśoki – zapytał swojego brata: „Czy ci się podobało?”.
„Podobało?” – powiedział brat. – „Jak mogło mi się cokolwiek podobać, kiedy wiedziałem, że za siedem dni zostanę stracony? Nie mogłem nawet spać”.
I wtedy cesarz Aśoka powiedział: „Taki był mój zamysł od początku. Wiedziałem, co się wydarzy – to wszystko było zaplanowane. Nie wykonam na tobie wyroku. Jesteś moim bratem, a ja jestem teraz życzliwym człowiekiem i nie wykonuję egzekucji na ludziach. Ale teraz już wiesz, jak się cieszyć, kiedy wiesz, że niedługo umrzesz”.

I tym sposobem nauczył go Dhammy. Dlatego zawsze wstawiamy się za bliskimi i cieszymy się tym. Czy to nie jest najważniejsze? Tak więc cesarz po prostu nauczył czegoś swojego brata.

Za każdym razem, gdy czytam o tym, czego dokonał cesarz Aśoka po tym, jak doświadczył wyrzutów sumienia i żalu, uważam to za bardzo inspirujące. Wynikło z tego coś dobrego i jest to jedno z najbardziej zrozumiałych dzieł.

Jakie są więc przyczyny, że nie możemy kontynuować tej nauki i po prostu omijać konfliktów? Nie mówię tylko o konfliktach między państwami, ale także między ludźmi.

Czy mieliście jakiś konflikt z ludźmi, z którymi mieszkacie? W waszych związkach? Z bliskimi?

Czasami ludzie mi o tym mówią i myślę sobie:
„Dlaczego się kłócicie?”.
Czasami przychodzą do mnie małżeństwa i mówią, że nie mogą znieść siebie nawzajem. A ja ich znam już od tak dawna – on jest dobrym facetem, a ona dobrą dziewczyną.
„Och, Ajahnie Brahmie, ale ty go tak naprawdę nie znasz. To ja muszę z nim żyć”.
„Ale on też musi z tobą żyć. Oboje jesteście nieidealni”.
Dziwną rzeczą jest to, że zawsze zakładamy, że inni ludzie mają być idealni. Nie są tacy. Nie jesteście idealni. Zawsze zakładamy, że rząd powinien być idealny, ale – jak wszyscy wiemy – wcale nie jest. Osobiście znałem kilkoro ministrów, prezydentów, królowych i królów. Bycie mnichem jest naprawdę dziwne. Zostałem mnichem, aby iść do dżungli, medytować i mieć proste życie, a co jakiś czas spotykam takie szychy. Niektórymi z nich się inspirujemy. Innymi… nie chciałbym powiedzieć niczego złego i zostać złapanym albo gdzieś zaginąć.

To ciekawe zobaczyć w rzeczywistości niektórych liderów naszych społeczności. Na początku często starają się dać z siebie wszystko, ale po jakimś czasie stają się skorumpowani. Czasami ta korupcja powstaje, ponieważ jedynymi ludźmi, którym pozwalają sobie doradzać, są osoby z ich wąskiego grona.

W Australii mówimy na nich „brązowe nosy” [ang. brown-nose – lizusy], ponieważ są zawsze za blisko tyłka lidera i przez to mają brązowe nosy.

Doradzają oni liderom w bardzo zły sposób. Warunkuje się nas poprzez to, czego nas uczą i to, co widzimy i słyszymy. Nie zagłębiamy się w to.

Uważam, że byłoby cudownie, gdyby ludzie robili takie rzeczy jak odosobnienia. Byłoby cudownie, gdyby rozumieli te wspaniałe przypowieści, które czytałem w suttach.

Jedną z nich była historia króla, który wyruszył ze swoją armią na ćwiczenia. Podczas powrotu zauważył dwa drzewa mango. Pierwsze drzewo miało mnóstwo mango, były dojrzałe i można było poczuć ich zapach. Musiały być bardzo słodkie i soczyste. Było ich setki, gotowych do zjedzenia. Na drugim nie było żadnych mango. Król rzekł: „Spójrzcie na to głupie drzewo bez mango. Jest bezużyteczne. Co za złe drzewo. Ale to drugie jest już nasze, więc wrócę tutaj po te wszystkie mango, wyglądają wspaniale. Pojadę do zamku, zmienię ubranie i wrócę tutaj, i zjem kilka z tych mango”. Pojechał do pałacu, przebrał się i wrócił, aby zjeść trochę mango z tego drzewa, na którym rosły cudowne, smaczne owoce. Kiedy dotarł na miejsce, odkrył, że żołnierze nie czekali, aby się najpierw przebrać – po prostu zjedli wszystkie mango i nie zostawili żadnego dla króla. Oprócz tego, starając się zdobyć te mango, zniszczyli tyle gałęzi – i tyle liści leżało na ziemi – że mangowe drzewo, które przedtem było piękne, zdrowe i pełne owoców, teraz wyglądało bardzo źle, było poważnie zniszczone. Król spojrzał na drugie drzewo, na którym prawie nic nie rosło, które było nietknięte i natychmiast zrezygnował ze swojego tytułu. Abdykował, ponieważ zrozumiał, że kiedy jesteś królem, masz władzę, ludzie na ciebie patrzą i chcą tego, co ty masz. Kiedy jesteś bogaty, ilu jest ludzi, którzy chcą tego samego?

O wiele lepiej jest być biednym. O wiele lepiej jest żyć prosto. Lepiej jest nie mieć zbyt wiele, wtedy nikt nie chce niczego, co posiadasz.

Pamiętam stary samochód, który kiedyś mieliśmy. Pewnego dnia – wydaje mi się, że jechaliśmy na pogrzeb czy coś takiego – zaparkowaliśmy go na ulicy Newcastle w Northbridge, żebym mógł zjeść jakiś obiad. Kierowca znał pewne miejsce, w którym jadał lunch, więc zaparkowaliśmy w Northbridge. Dla tych z zagranicy – w nocy jest to dość niebezpieczna okolica, tak mi powiedziano, ja nigdy tam nie byłem w nocy. Można to nazwać dzielnicą czerwonych latarni Perth. No więc zaparkowaliśmy tam samochód i poszliśmy na lunch. Po lunchu, przed dwunastą, kierowca zaczął szukać kluczyków do samochodu. Powiedział:
„Czy masz kluczyki, Ajahnie Brahmie? Nie mogę ich znaleźć w kieszeni”.
„Ja ich nie mam, to ty jesteś kierowcą”.

Wróciliśmy się, a potem z powrotem poszliśmy do samochodu i znaleźliśmy kluczyki – były w stacyjce. Drzwi były otwarte i silnik cały czas chodził, kiedy my jedliśmy lunch, ale nikt nie ukradł naszego samochodu.
Wiecie dlaczego? Ponieważ był to stary, zniszczony samochód. Takie są najlepsze, nikt ich nie chce kraść.

W każdym razie był ten król, który abdykował i miał spokojne, przyjemne życie, bo przecież został mnichem.

Pamiętam podobną historię. Pojechałem do Wietnamu, na konferencję. Kiedy jeździ się na konferencje, można tam przeżyć ciekawe przygody, ale również zdarzają się niesamowicie silne doświadczenia.

To była konferencja w Hanoi, skąd zabrali nas nad zatokę Hạ Long. Po drodze mijaliśmy górę, która stała się bardzo sławna, ponieważ wieki temu król Wietnamu, z północnej części kraju, również postanowił abdykować i wspiął się na tę górę, wysoko, na sam szczyt. Tam właśnie został mnichem i spędził swoje życie, a życie na tej górze było bardzo surowe.
To bardzo inspirujące, że ludzie, którzy mają wszystko, tyle władzy, są w stanie to poświęcić, ponieważ dociera do nich, że tak naprawdę wcale nie mają tej władzy. Po jakimś czasie zaczynasz rozumieć, że nie da się mieć nad wszystkim kontroli.

To jedna z rzeczy, które zauważyłem w miejscach takich jak Ukraina czy jakiekolwiek inne.

[57:50] Po jakimś czasie tracisz kontrolę. Buddha powiedział: „Zwycięzcy nigdy nie zaznają spokojnego snu. Ci, którzy przegrali, zawsze żywią chęć zemsty. Ale ci, którzy są pełni pokoju, śpią spokojnie”.

Nie ma żadnej wygranej, ponieważ tworzysz tyle złej woli w tych ludziach, że wkrótce odkrywasz, iż nie możesz ich kontrolować.
Możecie to zauważyć w obecnych wydarzeniach, w miejscach takich jak Ukraina. Ci napastnicy nigdy nie będą kontrolować tego kraju. Nie mogą, ponieważ kontrola i siła to rzeczy, które inni ludzie dają ci dobrowolnie. Nie możesz ich do tego zmusić.

To jest jeden z powodów, dla których ostatecznie musisz zrezygnować. Musisz odejść. Znajdziecie to w każdym konflikcie. Po pierwsze musicie stworzyć spokój. A spokój to dar, który dajecie innym, który kosztuje, i to bardzo dużo. Ale mimo wszystko jest wart swojej ceny… by zyskać spokój i znaleźć sposób na uzdrowienie.

Tak samo na wojnie w Wietnamie. Działy się tam straszne rzeczy. Pamiętam… jeszcze przed tym, jak zostałem mnichem… spędzałem czas w świątyni w Londynie, gdzie przychodziło wielu ludzi. Pamiętam stamtąd kambodżańską rodzinę: mąż – chyba ambasador Kambodży w Wielkiej Brytanii – pojechał do kraju, aby załatwić parę spraw i nigdy nie wrócił, zaginął gdzieś w Kambodży. Pamiętam, jak zmartwiona była jego rodzina, choć prawdopodobnie wiedzieli, że już nigdy go nie zobaczą. Widziałem też Wietnamczyków i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem liczby przypadków dowodzących tego, że potrafimy wybaczyć niektóre rzeczy. Tak jak ci Wietnamczycy, którzy wiele przeszli, ale potrafili przebaczyć nawet żołnierzom, którzy przybyli do ich kraju i nie bardzo wiedzieli, co właściwie robią, strzelając do nich.

To nie jest czas na kontynuowanie aktów zemsty. Nasza przeszłość jest za nami. Odpuść.

Czasami tak musi być, aby zapewnić pokój w przyszłości, zakończyć konflikt. Kiedy wojna w Ukrainie się uspokoi, nie wracajcie do tego, co było wcześniej. Nadejdzie taki czas, kiedy sobie przebaczycie.

Jest jeszcze jedna warta wspomnienia sprawa – ludzie, którzy mają przewagę w sile, którzy mają więcej pieniędzy, większą liczbę walczących, nigdy nie będą tak silni jak ci, którzy są naprawdę oddani temu, czego bronią. To oddanie jest o wiele potężniejsze. To jest przykład: jak oddani są żołnierze rosyjscy w porównaniu do młodych mężczyzn w Ukrainie, którzy podnoszą broń, aby obronić swoja rodzinę? Poziom ich zaangażowania jest inny. Dlatego nigdy nie walcz z kimś, kto jest bardziej oddany niż ty.

Pamiętam – przytaczałem to wiele lat temu –– kiedy to ja walczyłem na wojnie. To tylko metafora. Przez teren naszego klasztoru Bodhinyana przejeżdżały ciężarówki z gliną. To było wiele lat temu, nie pamiętam kiedy, ale zobaczyłem jedną z tych ciężarówek skręcającą na Kingsbury Drive. To była ciężarówka z dwiema naczepami. Widząc to, pomyślałem: „Rany, to niebezpieczne”, ponieważ kierowca stracił kontrolę nad pojazdem. Gdyby wydarzyło się to na dole wzniesienia, przejechałby przez południowo-zachodnią autostradę i wiecie: szkolny autobus, klasztor czy cokolwiek – wszyscy zginęliby na miejscu.

Zatem postanowiłem, że powinniśmy z tym walczyć. „Ale dlaczego z tym walczysz? To jest duża firma, mają o wiele więcej zasobów niż ty”.

A ja powiedziałem, że nie, ważne jest to, aby chronić ludzi, którzy przychodzą do klasztoru Bodhinyana. Aby chronić nas, spokój, ciszę i bezpieczeństwo. I wiedziałem, że wygramy. Było nas tylko dwóch – Ajahn Sujato i ja – starających się walczyć o tę sprawę. Wiedziałem to, bo byliśmy bardziej zaangażowani. To jest nasz klasztor, nasze miejsce. Nie jest to tylko biznes czy dochody. Jest to coś o wiele ważniejszego.

I oczywiście wygraliśmy. Gliniana firma po jakimś czasie się poddała, byliśmy zbyt trudni – oni byli słoniem, a my byliśmy komarem. A komary doprowadzają słonie do szaleństwa i po jakimś czasie nie jest to tego warte.

Między innymi dlatego bądźcie ostrożni, nie walczcie na wojnie z kimś, kto jest bardziej oddany niż wy.

Daje to nadzieję, że możemy się czegoś nauczyć z konfliktów czy przeszłości.
Jednym ze świetnych rozwiązań – i muszę przyznać, jednym z najwspanialszych, jakie w życiu widziałem – jest fakt, że patrzę na wszystkich zebranych tutaj ludzi, na was, którzy pochodzicie z różnych miejsc, różnych kultur, przychodzicie tak różnymi drogami, a uczycie się żyć razem w zgodzie. Ludzie to potrafią. Dlaczego nie potrafią tego rządy? Czyż przedstawiciele rządu, nas, nie są istotami ludzkimi?

To cudowne, że mamy ludzi, którzy przychodzą z tak wielu różnych miejsc. Zawierają małżeństwa, odwiedzają siebie nawzajem, wędrują z plecakiem po innych krajach, jeżdżą do innych ludzi, na studia, po prostu żyją w innych krajach.

Zatem co to znaczy „Australijczyk”? Co to znaczy „Rosjanin”? „Wietnamczyk”?
Wszyscy się ze sobą mieszamy i ja do tego namawiam. Namawiam do tego nawet w sferze religijnej.

Jest pewna para w Singapurze i często o niej wspominam. On jest chyba buddystą, ona chrześcijanką. Mają dwój synów – jednego muzułmanina i jednego hinduistę.
Powiedziałem im: „Proszę, proszę, proszę, powinniście mieć kolejne dziecko, aby było żydem. Mielibyście cały zestaw”.

Oczywiście nie możecie kogoś do tego zmusić, ale mieli wolny wybór i takie właśnie religie wybrali. I żyją razem w zgodzie i harmonii. Dlaczego nie?

Pamiętam pewną kobietę, wiele lat temu, która przyszła na jedno z odosobnień, które prowadziłem, zanim stworzyliśmy nasz własny ośrodek. To było w północnym Perth w ośrodku odosobnień w klasztorze redemptorystów. Ta kobieta przyszła w hidżabie i zapytałem: „Och, jesteś muzułmanką?”.
„Oczywiście, że tak. Sam widzisz. Przyszłam na odosobnienie”.
„Dobrze. Nikomu nie powiem, nie musisz się tym martwić, nikomu nie powiem”.
Przyszła na odosobnienie i zdjęła hidżab, ponieważ według zasad nie trzeba go nosić w pomieszczeniu.
Powiedziała: „Nie widzę w tym nic złego. To jest wspaniałe odosobnienie. Bardzo dziękuję”.

Czy nie tak powinno wyglądać życie? Tak, że naprawdę akceptujemy siebie nawzajem? Nie możemy ze sobą prowadzić wojen i mieć tych głupich roszczeń terytorialnych, jeśli znamy siebie nawzajem.
Lecieliście kiedyś z Perth na przykład do Europy? Dość często leci się nad Ukrainą. Wyjrzałem przez okno – lubię miejsca przy oknie – ale nie widziałem żadnych linii. Czasami na mapach mamy różne kolory, ale nigdy nie widziałem linii w prawdziwym życiu. To nadinterpretacje – to jest moje, to jest twoje. Dlaczego tak robimy?

Plusem społeczności buddyjskiej jest to, że wszyscy są mile widziani. W prawdziwym świecie nie ma tych linii. To tylko wytwór człowieka na mapach – to jest moje, to jest twoje, trzymaj się od mojego z daleka.
Muszę oczywiście przyznać, że mamy granice nieruchomości w Serpentine, postawiliśmy znaki. Pamiętam, jak na początku w klasztorze Bodhinyana, a potem w Jhana Grove, mieliśmy znaki mówiące: „Zakaz wchodzenia, ponieważ wchodzący zostaną nawróceni”.

Nie, że zostaną ukarani – to byłoby zbyt silne i agresywne. „Wchodzący zostaną nawróceni” było o wiele straszniejsze.
Więc może postawmy w Ukrainie, dookoła Kijowa i w całym mieście, wielkie znaki, że Rosjanie zostaną nawróceni na bycie Ukraińcami.

Mówię to jako osoba z poczuciem humoru, a każdy z nas go trochę ma – myślę, że dobrze jest widzieć to poczucie humoru, ono nas ze sobą łączy.

Jednym z powodów, dla których lubię opowiadać dowcipy, jest to, że wszyscy się śmieją. A kiedy się śmieją, śmiejemy się razem. Kiedy śmiejemy się razem, zapominamy o naszych różnicach – o innym patrzeniu na świat, innym myśleniu, o tym, że ja mam rację, a ty nie.

Kto ma rację? Ci, którzy są pokojowi, życzliwi. Ci, którzy mają otwarty umysł zamiast ciągłego pragnienia posiadania czegoś w ten czy inny sposób.

Ludzie, którzy chcą posiadać… Czasami można się zastanawiać, czy Rosja nie posiada już wystarczająco dużo ziemi? Dlaczego chcą posiadać teren Ukrainy? Nie ma to dla mnie sensu. Dlaczego chcemy posiadać? Im więcej mamy, tym więcej mamy też odpowiedzialności i problemów. Krok po kroku uczymy się mądrości. Tu, w tym miejscu, niewiele możemy kontrolować, ale zauważacie, że życie się zmienia, że sposób patrzenia na świat się zmienia, rozwijamy się przez te lata – to zawsze daje mi nadzieję.

Chyba o tym jeszcze nie mówiłem, ale wcześniej miałem rozmowę o miso, ponieważ kiedy pierwszy raz przyjechałem do Australii, Ajahn Jagaro był starszym mnichem i był bardzo zmartwiony zagrożeniem wojną nuklearną pomiędzy Związkiem Radzieckim a Europą i tym, że Ameryka też weźmie w tym udział, ponieważ na Garden Island była jakaś wielka baza. Przeczytał on, że jeśli jesz rano zupę miso, pomoże ci ona w obronie przed chorobą popromienną. Przez to codziennie rano miesiącami musiałem jeść zupę miso, choć w Perth nie było żadnego radioaktywnego opadu.

W każdym razie bądźcie rozsądni. Nie musicie jeść zupy miso, nie będzie żadnego radioaktywnego opadu, więc zamiast tego bądźcie pozytywnie nastawieni.

To samo z wirusem covid – bądźcie pozytywnie nastawieni. Nawet jeśli się zarazicie, to nie koniec świata.
Ostatnia historia – kiedy byłem w Melbourne, ostatnią noc spędziłem w miejskiej świątyni stowarzyszenia buddyjskiego Victorii. Kolejnego dnia, wcześnie rano, poleciałem z powrotem do Perth. Później jeden z mnichów z tamtej świątyni powiedział mi, że po tym, jak wyjechałem, dostał gorączki i dowiedział się, że ma grypę. Nie covid – pamiętacie jeszcze zwykłą grypę, którą nikt się wtedy nie przejmował? Miał grypę, więc byłem bezpieczny.

Czasami się zastanawiam, dlaczego ludzie się tak boją? To strach jest jedną z najgorszych rzeczy w każdym konflikcie. To strach jest jedną z najgorszych rzeczy podczas każdej pandemii. Proszę, upewnijcie się, że to widzicie i porzućcie strach. Bądźcie ostrożni, życzliwi dla siebie i innych, ale nie bójcie się.

Czy opowiadałem ten żart tydzień temu? Dlaczego konie nie chorują na covid? Ponieważ mają końskie zdrowie.

Dziękuję za wysłuchanie. Czy są jakieś pytania? Online lub z sali? Jakieś pytania przez internet? Myślałem, że dostanę przynajmniej pytanie od pana Putina, ale wygląda na to, że nie słuchał.

Pytanie:
Zawsze mam pytania, ale udaje ci się na nie wszystkie odpowiedzieć podczas wykładu – to niesamowite. Zastanawiałam się, czy mógłbyś powiedzieć o zmianach klimatu, bo jest to kolejna rzecz, która mnie przytłacza, tak samo jak pandemia i Ukraina.

Ajahn Brahm: To jest dobre pytanie, dziękuję.

Jedną z dobrych rzeczy jest to, że prawie nikt już nie twierdzi, że to się nie dzieje. Może oprócz jakichś szaleńców.
Ale to dotyczy również konfliktów – ilość rzeczy wyrzucanych do atmosfery, kiedy wybucha choć jedna bomba, jest straszna.
Pamiętajcie jednak, że mimo iż zmiany klimatu są problemem, jest też wiele innowacyjnych sposobów na radzenie sobie z tym. Pamiętam pewne społeczności w Bangladeszu, które mieszkały przy dużym ujściu rzeki. Każdego roku powodzie zalewały ich domy, aż w końcu ktoś wpadł na bardzo innowacyjny pomysł budowania domów na wodzie. Były to bardzo proste domy i kiedy przychodziła powódź, one się podnosiły razem z wodą, a potem znowu się osadzały.

Kiedy zobaczyłem niektóre zdjęcia tego, co się działo w Nowej Południowej Walii i Qeensland, pomyślałem: Dlaczego mamy domy w takich okolicach połączone z ziemią wielkimi betonowymi płytami? Czy nie możemy ich tak zbudować, aby unosiły się razem z wodą i osadzały z powrotem, kiedy woda opadnie? Takie domy na wodzie.
Dlaczego to takie trudne?

Bardzo mnie frustrują niektóre regulacje prawne. Aby mieć maleńki domek – bo jako mnisi mieszkamy w małych domach – trzeba zdobyć na nie pozwolenia i jest to niesamowicie trudne. Siedem lat zajęło nam zdobycie pozwoleń na postawienie małych domków, które budujemy w klasztorze Bodhinyana. Nieważne, w końcu się udało. Ale czy nie powinniśmy otrzymywać więcej zrozumienia od instytucji takich jak rady miast i rządy? Więcej innowacyjności?

Inna sprawą jest, że kiedy jest na świecie jakiś problem, innowatorzy wpadają na niesamowite pomysły.
Był kiedyś taki ogromny problem – pamiętam z historii Anglii – w XVII wieku w Londynie domy stały bardzo blisko siebie. I w 1666 roku czy coś takiego był wielki pożar, który zniszczył tyle domów, że zanim mieszkańcy zdecydowali się na odbudowę, stworzyli system kanalizacji. Tak więc wielkie rury kanalizacyjne w Londynie mogły powstać, ponieważ wszystko było zrównane z ziemią. Nie wiem, jaki geniusz wpadł na ten pomysł, bo ówcześni ludzie nie mieli zbyt wiele – nie było komputerów, wiedzy o pływie wody – ale spojrzeli na coś tak prostego jak nerwy liści i na to, jak małe nerwy przechodzą w duże pod pewnym kątem. Patrzyli, jak to działa w liściach, drzewach i krzewach – w naturze. I wykorzystali to do zaprojektowania podziemnego systemu kanalizacji w Londynie, który działa perfekcyjnie nawet te setki lat później.

Dlatego wiem, że czasami, kiedy są jakieś problemy, pojawiają się innowacje i dzięki temu się rozwijamy, stajemy się lepsi.
Ale za to nie nauczyliśmy się, jak być bardziej przyjacielscy, co mnie trochę rozczarowuje, ponieważ to również tworzy wielkie ilości zmian w klimacie. Jak wiele materiałów wybuchowych i innych rzeczy jest potrzebnych, aby wybudować czołg? Ile mogłoby powstać karetek z pieniędzy wydawanych na tylko jeden czołg?

Miejmy nadzieję, że stopniowo będziemy się tego uczyć.
Zbyt wiele władzy w zbyt wielu rękach jest bardzo niebezpieczne. Demokracje są problematyczne i powolne. Trudno jest uzyskać wspólne stanowisko w klasztorze, kiedy jest tak wielu mnichów mających jakąś opinię, ale jest to lepsze niż dyktatura, w której jedna osoba decyduje o wszystkim.
Czasami się nad tym zastanawiam, ponieważ jestem teraz starszym mnichem, a teraz w Bodhinyanie jest wielu mnichów, około dwudziestu czterech.

Wyobraźcie sobie, dwudziestu czterech mnichów i musimy podjąć wspólną decyzję.
Jeśli kiedyś przyjdziecie do naszej jadalni, zobaczycie, że jej ściany są jasnożółte. Zdecydowałem – ponieważ wtedy dopiero co stałem się tam szefem – abyśmy podjęli demokratyczną decyzję, więc przyniosłem wzornik kolorów ze sklepu z farbami i kolor z największą liczbą głosów miał zostać użyty do przemalowania. Większość wybrała intensywny żółty kolor.

Malarz zapytał, czy na pewno chcemy ten kolor, wygląda to bardziej jak dyskoteka niż klasztorna jadalnia. Ale powiedziałem, że trzeba tak zrobić, ponieważ musimy się nauczyć, jak podejmować wspólne decyzje – nawet jeśli to była zła decyzja. Wszyscy mnisi się zgodzili, kosztowało nas to parę tysięcy, aby to wszystko przemalować, ale to zrobiliśmy. Było to wspaniałe, ponieważ była to lekcja o tym, że ważniejsze jest to, jak są podejmowane decyzje, a nie, jaka jest ostateczna decyzja. Proces, a nie wynik. Ludzie są ważniejszą materią.

Jeśli jakaś osoba z Ukrainy spotka kogoś z Rosji, kto głoduje albo jest ranny, proszę, niech mu pomoże. Bądźcie dobrymi buddystami, dobrymi ludźmi. Bądźcie życzliwi. Ta życzliwość może naprawdę pomóc.

Nigdy nie byłem na wojnie, ale doświadczyłem konfliktu, tu, w zachodniej Australii. Pewnego razu w Bunbury, na plaży – chodziłem tam popołudniami medytować, kiedy wieczorami nauczałem w więzieniu – spokojnie medytowałem, aż nagle coś przeleciało mi obok głowy. Zobaczyłem, że to jakieś dzieci rzucały we mnie kamieniami. Na szczęście nie były w tym dobre, ale to była tylko kwestia czasu, by jeden z kamieni mnie trafił. Krzyczeli: „Wynoś się z naszej plaży, Rajneeshu!”. Myśleli, że jestem wyznawcą Rajneesha. Jeszcze kilka kamieni mnie minęło, potem wstałem, obróciłem się i ruszyłem w ich stronę. Było ich siedmiu lub ośmiu, a ja byłem sam. Byłem wtedy dość szczupły, więc słaby był ze mnie cel. Kiedy szedłem w ich stronę, wszyscy uciekli oprócz jednego. Pamiętam, jak podszedłem do niego i powiedziałem: „Posłuchaj, nie jestem wyznawcą Rajneesha, jestem buddystą. Ale nawet gdybym był, nie powinno się w nikogo rzucać kamieniami”. Powiedziałem to bardzo uprzejmie i spokojnie.
Odpowiedział: „Och, przepraszam, proszę pana”. A potem przyszła reszta dzieci i odbyliśmy krótką rozmowę, kilkuminutową rozmowę o buddyzmie i o tym, czym jest medytacja. Powiedzieli potem: „Dziękujemy i przepraszamy za to, co zrobiliśmy”.

Tak powinno się radzić sobie z konfliktem. Dlaczego nie?
Krok po kroku życzliwość i spokój umysłu zwyciężają.
Był jeden mnich, który przyjechał z wizytą z Wietnamu, lata temu. Był to mnich buddyzmu theravādy i nauczał ludzi z Wietkongu i z rządu. Mogli po niego przyjść, ale zostawili go w spokoju, bo jest dobrym, życzliwym i pokojowym mnichem. Wygłaszał mowy dla wszystkich i był tak niesamowity, że nikt go nie skrzywdził.

Pytanie:
Jak możemy wyjaśnić poczucie winy w kontekście kammy? Jak pozbyć się schematu poczucia winy w związkach?

AB:Kiedy macie poczucie winy, patrzycie na przeszłość z wyrzutami sumienia i chcecie siebie ukarać. Myślicie, że nie jesteście wystarczający. Oczywiście, że jesteście wystarczający. Wystarczający, aby być lepszymi ludźmi. Patrzymy na poczucie winy będące wielkim kamieniem, który kładziemy sobie na barki i nosimy ze sobą całe życie. To nam nie pozwala nigdzie dotrzeć w życiu, nie pozwala nam tańczyć, uśmiechać się.
Zamiast tego uczcie się na wszystkich złych rzeczach, o których myślicie, że je zrobiliście. To jest akronim PPW: Przyznaj się, Przebacz i Wyciągnij Naukę. To jest właśnie kamma – daje wam składniki, abyście mogli się rozwijać.

Pytanie:
Pytanie z Singapuru: Mam pewne napięcie i strach, które mi zawsze towarzyszą, jak OCD [nerwica natręctw]. Nie wiem, jak się bardziej zrelaksować, mimo że staram się być tego świadomy.

AB: Nie staraj się być tego świadom. Spokój to domyślny stan – nic nie robisz, a osiągasz spokój i błogość. Dlatego zawsze powtarzam, że medytacja jest najłatwiejszą rzeczą na świecie. Nic nie robicie, po prostu siedzicie i jesteście tu i teraz. Spróbujcie tego. Pogódźcie się z tym, bądźcie delikatni i wtedy nadejdzie spokój. Ajahn Chah mawiał – i ja też o tym wspominałem – że liść na drzewie poruszany jest jedynie przez wiatr. Wiatr ustaje i liść się zatrzymuje. Wasz umysł się porusza, ponieważ czegoś chcecie lub nie chcecie. Kiedy niczego nie pragniemy, jesteśmy spokojni, a umysł sam się wycisza.

Nie muszę wkładać wysiłku, starać się i dążyć do medytacji. Mam już wystarczająco dużo pracy i jeśli miałbym jeszcze usiłować medytować… Medytacja jest moim odpoczynkiem, moim relaksem.
Cieszcie się tym maksymalnie.

Tak więc „napięcie i strach, które mi zawsze towarzyszą, jak OCD”… Powitaj napięcie, powitaj strach, powiedz: „Dziękuję, że mnie odwiedziliście. Jak się macie? Już nie mam zamiaru starać się was pozbyć. Nie będę się bać strachu, nie będę się napinać przez napięcie. Pozwolę im być. Dziękuję”.
Widzicie, co się dzieje, kiedy nie karmicie napięcia, kiedy nie karmicie niepokoju? „Och, coś strasznego się wydarzy!”
Zazwyczaj wcale się to nie wydarza.
No dobrze, następne pytanie.

Pytanie:
Byłbym wdzięczny za porady, jak zwolnić, kiedy ludzie wokół mnie wydają się tacy szybcy.

AB: Byłbym wdzięczny za porady… jak… zwolnić… Spróbuj właśnie tak, specjalnie mówić wolniej.
Jeśli jesteś osobą, która wygłasza wykłady i tak właśnie robisz, to cię spowalnia. Ale wyobraźcie sobie sytuację, że mówię bardzo szybko: „Zostało kilka minut. Spojrzałem na pytania. Ostatnie pytanie. Wybaczcie mi. Nie mogę dzisiaj na nie wszystkie odpowiedzieć. Jest bardzo fajnie, ale nie mam czasu. Wybaczcie mi”.

Co to robi waszemu umysłowi? Nawet jeśli nie rozumiecie, co do was mówię, sprawia to, że jesteście bardziej spięci.

Pamiętam technikę, jaką czcigodny Thích Nhất Hạnh wykorzystywał podczas demonstracji Martina Luthera Kinga w Stanach Zjednoczonych. Kiedy ludzie stawali się zdenerwowani i zestresowani, on celowo – ponieważ był na samym przodzie – zaczynał iść bardzo wolno, a przez to inni również musieli iść wolno i to ich uspokajało. To są proste rzeczy.

Jak na chwilę zwolnić? Jeśli macie telewizor albo oglądacie jakiś film, włączcie to w zwolnionym tempie, żeby… wszystko… dłużej…trwało… Czy to możliwe? Nie wiem, ale to tylko taka propozycja.

Pytanie:
Flavio z Belgii: „Czy to w porządku stosować osiem wskazań, będąc osobą świecką? Co jeśli jestem razem z rodziną, na obiedzie – czy najważniejsza jest wierność tym zasadom?

AB: Nie, najważniejsza jest wierność życzliwości i współczuciu. A także wierność uważności i spokojowi. Dam dobry przykład – no dobrze, nie wiem, czy taki dobry, ale teraz mi wpadł do głowy – kiedy byłem studentem, byłem rygorystycznym wegetarianinem. Pewnego razu dziewczyna zaprosiła mnie do siebie na obiad i z jakiegoś powodu zapomniała, że jestem wegetarianinem. Włożyła wiele wysiłku w przygotowanie dań, ale było w nich trochę mięsa. Powiedziałem, że tego nie zjem, i bardzo ją tym zasmuciłem, dlatego do dziś mam wyrzuty sumienia – chociaż nie, nie wyrzuty sumienia, ale czuję, że nie powinienem był tego robić. Powinienem był to zjeść, skoro włożyła w to tyle wysiłku i dopiero później powiedzieć: „Posłuchaj, było pyszne, ale jestem wegetarianinem”. Ponieważ ona również była ważna. To był koniec tego związku.

Mówię, jakby to było coś złego, ale może było w tym też coś dobrego, bo – kto wie – może skończyłoby się to inaczej i nie zostałbym mnichem.

Ludzie są równie ważni, szczególnie rodzina. Stosujcie osiem wskazań, ale jeśli jesteście z rodziną i musicie zjeść z nią posiłek, proszę, zróbcie to. Dopiero później powiedzcie im: „Mamo, tato, tak naprawdę stosuję osiem wskazań…”. Wtedy oni zauważą, że coś dla nich poświęcasz i to docenią.

Pytanie:
Ostatnie pytanie, z Niemiec: Nie rozmawiałem z moją mamą od dwóch lat. Wiele rzeczy się wydarzyło, chcę być z nią blisko, ale nie chcę być w przemocowej relacji. Co powinienem zrobić?

AB: Mogła to być przemocowa relacja w przeszłości, ale nierozmawianie z nią jest też trochę przemocowe w teraźniejszości. Dlatego postaraj się być dla niej życzliwym, a to zaczyna się poprzez „kochanie tygrysa na odległość”. Wyślij jej kartkę urodzinową lub prezent, cokolwiek, aby wiedziała, że o niej nie zapomniałeś. Po jakimś czasie możecie się bardziej zbliżyć i starać się wybaczyć sobie nawzajem. Powiedz swojej mamie: „Posłuchaj, bardzo mnie denerwowało, kiedy robiłaś to i tamto, ale jesteś moją mamą, więc proszę, ja ci wybaczam, ty mi wybacz, nauczmy się postępować lepiej następnym razem. Drzwi mojego serca są zawsze dla ciebie otwarte, nieważne, co zrobiłaś”. I to nie oznacza, że dajemy tej osobie pozwolenie na przemoc. Po prostu mówimy: „Nie wiem, dlaczego to zrobiłaś i prawdopodobnie nigdy się nie dowiem”. Ale proszę, daj temu kolejną szansę, to twoja mama – urodziła cię, opiekowała się tobą przez tyle lat. Wiele złych rzeczy się wydarzyło, ale pozostaw je w przeszłości i bądź życzliwy w teraźniejszości.

Kilka razy brałem udział w ceremoniach pogrzebowych. I może zmarł twój ojciec, ale mama nadal żyje i ty też; czasami może to być pewna szansa. Znacie siebie, wiecie, że zrobiliście różne głupie rzeczy – nie obwiniajcie o to innych. Każda relacja jest o nas, jesteśmy w tym razem, więc oboje jesteśmy winni, ale to już przeszłość. Aktem miłości dla kogoś, kto właśnie odszedł, jest staranie się, by być prawdziwą matką, prawdziwym synem lub córką. Tym sposobem wszyscy się tym zainspirują.

To samo tyczy się Rosji i Ukrainy, Anglii i Francji. Pamiętam, jak czytałem o wojnie stuletniej – to szalone – Anglicy i Francuzi walczyli ze sobą przez sto lat.

Była też wojna Jenkinsa – pamiętam to ze szkoły, kiedy byłem dzieciakiem, ponieważ wysłali ambasadora do Hiszpanii, aby spróbować wynegocjować jakiś układ. Hiszpanie odesłali w pudełku jego ucho, oddzielone od reszty ciała – to nie było zbyt miłe.

Byłem dzieckiem, ale zawsze zapamiętuję takie głupie rzeczy. Nie szukajcie zemsty. Okazujcie przebaczenie i życzliwość. No dobrze, czy coś jeszcze?

Czy mogę – zrobiłem tak w Melbourne – zakończyć opowieścią o komunistach po wojnie w Wietnamie? Północno-wschodnia Tajlandia to było miejsce, gdzie mieszkałem. Mieliśmy plany ewakuacyjne, bo gdyby Wietnamczycy przeszli przez granicę, to było to tak blisko klasztoru Ajahna Chah, że stamtąd do Hanoi to była połowa drogi do Bangkoku, więc bardzo niedaleko. Mieliśmy plany ewakuacyjne, było bardzo niebezpiecznie, a tajscy generałowie bardziej koncentrowali się na walce nie z ludźmi po drugiej stronie Mekongu, ale z lokalnymi mieszkańcami. Byli tam studenci, mnóstwo mądrych studentów z uniwersytetu Thammasat, którzy byli wtedy bardzo źle traktowani – przedostali się do dżungli, głównie w północno-wschodniej Tajlandii, gdzie znajdowali się powstańcy, którzy mieli mnóstwo amunicji od komunistów po drugiej stronie Mekongu. Mieli też niesamowite umiejętności organizacyjne. Wielu ludzi w Tajlandii było w niebezpieczeństwie. Ci powstańcy zabijali ludzi, zabijali mnichów. Był tam pewien mnich, Ajahn Fun, i wielu starszych mnichów, którzy wędrowali po tamtej okolicy; zostali oni złapani i zabici przez komunistów. Byli torturowani i zostali zabici. Podobno jako ostrzeżenie dla reszty mnichów.
Ja też tam chodziłem, w tamtej okolicy. Ostrzeżono mnie, abym uważał.

Rozwiązanie było przepiękne. Tajski rząd – a był to kraj, który nazywał siebie krajem buddyjskim – działał według buddyzmu i potrójnej strategii: amnestii, braku przemocy i odkrycia przyczyny, dlaczego ludzie próbują walczyć z rządem i go obalić. Przyczyną oczywiście było ubóstwo. Jeden z żołnierzy, którzy mieli za zadanie pilnować mieszkańców wioski, powiedział: „Wiemy, gdzie wszyscy są. Nie wlatujemy tam śmigłowcami bojowymi czy helikopterami i nie bombardujemy tego miejsca, bo każda osoba, którą byśmy zabili, ma braci i siostry, którzy zajęliby jej miejsce. Każda ofiara wśród powstańców spowoduje, że staną się tylko silniejsi”. Dlatego właśnie „brak przemocy”.

Po drugie: amnestia, przebaczenie.

„Wiemy, gdzie są ci ludzie, którzy zabili naszych żołnierzy i mnichów, ale nie mamy zamiaru ich za to karać. W każdej chwili mogą oddać swoją broń, nic im za to nie grozi”.
Po trzecie: dlaczego? Jeden z żołnierzy powiedział, że widział tych powstańców schodzących, aby zdobyć ryż z wioski. To co do nich trafiło to rozwój, pokazał im, że ma nowe radio, nowy zegarek. Mieszkańcy stawali się zamożni w tych wioskach – drogi, centra medyczne, nowe systemy nawadniające, które były instalowane przez rząd. Powiedział, że jeden za drugim ci powstańcy się poddawali. Oddawali swoją broń i nie byli przesłuchiwani ani karani, po prostu wracali do swoich wiosek czy uniwersytetów – bez żadnych pytań.

Ostatnią rzeczą, którą uważam za piękną i przez którą wciąż opowiadam tę historię, jest to, że ostatecznie liderzy tych powstańców – wtedy nazywaliśmy te tereny różowymi rejonami Tajlandii – musieli się poddać. Nie zostali wysłani do więzienia, nie byli przesłuchiwani, nie zostali ukarani. Po prostu dano im naprawdę dobre stanowiska w tajlandzkim rządzie.
„Macie naprawdę duże zasoby, umiejętności organizacyjne i niesamowite oddanie. Pracujcie dla rządu zamiast przeciw niemu”.

Pamiętam, jak opowiadałem tę historię w Sidney i tamtejszy konsul wstał i powiedział: „To był dość dokładny opis, Ajahnie Brahmie, ale pominąłeś jedną ważną rzecz. Dwoje liderów tego powstania próbowało przemocą i zbrojnie obalić rząd Tajlandii i naszych pracujących tam ministrów”.

Pomyślałem sobie: „Po co marnować takich świetnych organizatorów? Pracujmy dla ludzkości zamiast przeciw niej”.
To się naprawdę wydarzyło. Tak powinno się to robić.

Zawsze sobie myślę, że ISIS czy Osama bin Laden to świetna okazja do działalności charytatywnej. Nie zabijajcie go. Niech przyjedzie do Australii i pracuje dla Buddyjskiego Towarzystwa Zachodniej Australii. Zawsze brakuje nam koordynatorów wolontariuszy. Co tydzień o nich pytamy i nigdy ich nie znajdujemy. On byłby idealnym koordynatorem wolontariuszy.
W każdym razie nie bierzcie tego na poważnie, wiecie, co mam na myśli.

No dobrze, chyba na dzisiaj wystarczy, bo wpędzę się w jeszcze większe kłopoty. Na szczęście jeszcze nic mi się nie stało.

Oddajmy więc cześć Buddzie, Dhammie i Sandze, a potem, jeśli potrzebujecie, możecie zadać inne pytania.

O autorze

brahm.jpg

Brahmavamso Ajahn
zobacz inne publikacje autora

Czcigodny Ajahn Brahmavamso Mahathera (znany jako Ajahn Brahm), właściwie Peter Betts, urodził się w Londynie 7 sierpnia 1951 roku. Obecnie Ajahn Brahm jest opatem klasztoru Bodhinyana w Serpentine w Australii Zachodniej, Dyrektorem ds. Duchowych Buddyjskiego Towarzystwa Stanu Australia Zachodnia, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Wiktoria, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Australii Południowej, Patronem Duchowym Bractwa Buddyjskiego w Singapurze oraz Patronem Duchowym ośrodka Bodhikusuma Centre w Sydney.

Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: Facebook

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

gnu.svg.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

cc.png

Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK

Źródło: http://www.bswa.org

Tłumaczenie: Alicja Błońska
Redakcja polska: Aneta Miklas (www.liczesiezeslowami.pl)
Czyta: Aleksander Bromberek (http://lektor-online.pl/)

Image0001%20%281%29.png

Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/