Wersja z lektorem:

Wersja z napisami:

KLIKNIJ TUTAJ - POSŁUCHAJ NA SOUNDCLOUDZIE

Plik z napisami do ściągnięcia STĄD (kliknij prawym przyciskiem myszy i wybierz "zapisz jako")

OK. Świetnie. Myślę, że większość z was jest już w środku. Zacznę dzisiejszy wykład od zadanego wcześniej pytania, które brzmi: w jaki sposób poradzić sobie, a właściwie przekroczyć strach, niepokój i zmartwienia.

Czy światło jest włączone, bo zwykle jest tu nieco jaśniej? Powinno być zdecydowanie jaśniej, ponieważ to się nagrywa. O, teraz lepiej. Tak więc – jak sobie radzić ze strachem, zmartwieniami, niepokojem i tego typu rzeczami, bo tylu ludzi martwi się dosłownie wszystkim, a to z kolei sprawia im w życiu ogrom problemów i trudności.

Powinniście spojrzeć na mnie – w ogóle nie mam zmartwień. Spójrzcie, nie mam żadnego zaplecza finansowego, a wiecie dlaczego? Ponieważ nie dostaję emerytury. Nie mam świadczeń emerytalnych, żadnego zabezpieczenia, nie mam prywatnego ubezpieczenia zdrowotnego ani konta bankowego czy karty kredytowej.

Przyglądałem się statutowi Buddyjskiego Towarzystwa Zachodniej Australii i okazało się, że w każdej chwili mogą mnie wywalić… W przyszłym miesiącu będzie walne zgromadzenie… Mogą poprosić, żebym odszedł. I wyląduję na ulicy, bez domu, bez pracy, bez pieniędzy, bez żony czy rodziny. Moje zabezpieczenie finansowe jest równe zeru. Czy wyglądam na zmartwionego? To dlaczego wy się martwicie? Tyle przecież macie. I w tym właśnie rzecz. Im więcej posiadacie, tym więcej macie zmartwień.

Jednocześnie wiem, że moja przyszłość jest bezpieczna i stabilna. Wiele podróżuję. I nie wykupuję ubezpieczenia zdrowotnego za każdym razem, kiedy wyjeżdżam. Oczywiście chcieli mi je kupić, ale powiedziałem: „Nie ma mowy”, ponieważ moją polisą ubezpieczeniową jest życzliwość, dobroć i pomoc bardzo wielu ludzi – doświadczam jej od lat. I to niesamowicie efektywne, nawet w Korei. Niesamowite, że nawet ludzie w Korei mnie znają. A nie czułem się tam zbyt dobrze, trochę kaszlałem ze względu na temperaturę –10 stopni na zewnątrz. Nie uwierzycie – myślę, że na sali jest kilkoro ludzi z Korei – wyobraźcie sobie, że w pomieszczeniu jest 26 stopni ciepła i mróz na zewnątrz. Nie wiem, czemu tam tak mocno podkręcają temperaturę wewnątrz. Nieważne, w każdym razie trochę kaszlałem. I tylu ludzi chciało mi pomóc, dać mi lekarstwa… Tak jak powiedziałem wam wcześniej, muszę się kryć z każdą chorobą, jaką łapię. Ponieważ, jeśli kaszlnę raz… Zdarzyło się to tutaj kilka tygodni temu – zakaszlałem i w środku wykładu dostałem trzy butelki syropu na kaszel. Naprawdę. W środku wykładu ktoś do mnie podszedł, żeby mi coś dać. To właśnie jest moje ubezpieczenie zdrowotne. Ludzie będą się bić, żeby mi pomóc.

Czy to nie wspaniałe? To wiele mówi. Jeśli naprawdę jesteś dobrym, życzliwym, hojnym i miłym człowiekiem, to jest to najlepsza inwestycja na przyszłość. A nazywa się: Fundusz Emerytalny Kamma. Dajesz troszeczkę z siebie, a Buddyjskie Towarzystwo da resztę. I to jest prawda. Często mówię ludziom podczas medytacji, że jeśli chcą mieć spokojną, szczęśliwą i zdrową przyszłość, niech się zastanowią, kiedy ta ich przyszłość się tworzy? Kiedy jest ten jedyny moment, w którym możesz zrobić coś ze swoją przyszłością? Właśnie teraz, nieprawdaż? Jeżeli potrafisz sprawić, że ten moment będzie szczęśliwy, spokojny i zdrowy, jest to najlepsza rzecz, jaką możesz zrobić dla swojej przyszłości. Co oznacza, że nie musisz się o nic martwić. Robisz, co w twojej mocy, bardziej się skupiając, będąc jeszcze bardziej życzliwym, wkładając więcej wysiłku, więcej hojności, więcej piękna w to, co jest teraz. Wtedy właśnie tworzysz piękną przyszłość. Więc po co w ogóle się martwić? Jest w tym sporo prawdy, czyż nie?

Mówiłem to wcześniej wiele razy. Warto powtarzać to w nieskończoność, bo potrzebujecie prania mózgu. Kiedy widzicie reklamę w telewizji, czy tam mówią coś tylko raz? Nie, powtarzają wielokrotnie. Jeśli widzimy na przykład spoty przedwyborcze w telewizji, wiadomość przekazywana jest w kółko, bez końca. To się nazywa praniem mózgu. I po całym tygodniu wasz mózg jest totalnie wyprany. Dlatego powtarzam te informacje, dopóki ktoś nie zda sobie sprawy: „OK, dlaczego nie?”. Czasami nie zgadzacie się ze mną, kiedy mówię, że coś jest dla was dobre, bo uważacie, że nie żyję w prawdziwym świecie. Jednak ja żyję w prawdziwym świecie, bardziej niż przypuszczacie. Kiedy podróżuję, ludzie często pytają: „Ajahn Brahm, gdzie mieszkasz?”. Odpowiadam wtedy: „Cóż, w samolocie”. Co może i jest prawdą – czasem dłużej przebywam w samolocie niż w klasztorze Bodhinyana. To możliwe. Dużo podróżuję, nauczając. Czasami, kiedy dużo podróżujesz, spóźniasz się na samolot. Czasami nie wiesz, czy ktoś po ciebie wyjdzie. Czasami nie wiesz, czy nie znajdą czegoś nielegalnego w twoim bagażu. Czasami możesz w ogóle zniknąć, ale czy się tym martwię? Otóż nie martwię się tym wcale, ponieważ zdałem sobie sprawę, że ktoś, kto trafi do więzienia, szczególnie w Australii, dostaje trzy posiłki dziennie, a czasem nawet cztery. Kiedy jestem w klasztorze, dostaję tylko dwa, jeśli mam szczęście. W więzieniu dostaje się gruby materac, podczas gdy w klasztorze sypia się na podłodze. W więzieniu można nawet oglądać telewizję. To niesamowite. Za każdym razem, kiedy chcesz pobyć sam, wszystko, co musisz zrobić, to uderzyć jednego ze strażników w nos. Wtedy zaprowadzą cię do izolatki na trzy miesiące. Tutaj nie mam szansy na takie odosobnienie. Czy mam się przejmować tym, że mogę pójść do więzienia? Nie, ponieważ widzę dobre strony całej sytuacji.

Czym jest strach i niepokój? To pesymistyczne patrzenie w przyszłość. Czasami mamy negatywne nastawienie, zawsze dostrzegamy to, co najgorsze – w życiu, w innych czy nawet w sobie. Ten sam pesymizm przesłania nam przyszłość: „O matko, wszystko pójdzie źle, wiem, że tak będzie. Ekonomia się wali, guz na mojej piersi to na pewno rak, który mnie zabije. Problemy z oddawaniem moczu to pewnie rak prostaty, pewnie mnie zabije. Wiem, że umrę, i to niebawem. Spadnie kometa i zniszczy wszystko”. Niesamowite, jak bardzo ludzie się przejmują. I jeśli nie martwią się życiowymi problemami, wtedy włączają telewizję i przejmują się tym, kto wygra w krykieta lub w piłkę nożną. Albo co stanie się w kolejnym odcinku „Sąsiadów” czy w jakimś innym. Po prostu kochamy się przejmować. Po co to robicie? To zupełne szaleństwo.

Tak więc, zamiast martwić się o przyszłość i patrzeć pesymistycznie, powinniśmy spojrzeć w nią z nadzieją. Dlatego kilka lat temu podczas jednego z wykładów ukułem nowe wyrażenie. Antonimem przejmowania się, czyli pesymistycznego patrzenia w przyszłość, jest patrzenie w przyszłość z nadzieją. Powiedziałem więc: „Nie martw się, bądź hopey – radufny” [gra językowa związana z tytułem piosenki „Don't worry, be happy”, przyp. tłum.]. Czyli nie „szczęśliwy”, ale pełen nadziei, ufności. Cóż za wspaniałe angielskie słowo, które razem tu wymyśliliśmy [po polsku: radość + ufność = radufność, przyp. tłum.]. Co to znaczy być radufnym? To znaczy mieć nadzieję na to, co może w przyszłości pójść dobrze: w twoim życiu, karierze, związku, ciele, podczas wykładu. Mieć nadzieję to przeciwieństwo przejmowania się. Nie można robić tych dwóch rzeczy naraz. Więc nie bój się, bądź „hopey”. [z publiczności: Tak jak nazwa Indian z plemienia Hopi?] Ach, racja Indianie Hopi, dzisiaj zostało ich niewielu, ostatecznie przetrwali, więc byli „hopey”. Ale to słówko ma inną pisownię h-o-p-e-y. Nowe słowo.

Kiedy nie masz zmartwień, kiedy masz nadzieję, możesz zrobić dosłownie wszystko i w pełni cieszyć się życiem. Jeśli nie jesteś zmartwiony, jeśli się nie boisz, jesteś o wiele bardziej śmiały w robieniu nowych rzeczy czy też w wypowiadaniu się. Mam tak, kiedy jadę za granicę. Gdy pojechałem do Korei, to jako mnich robiłem niesamowite rzeczy. Debatowałem ze światowej sławy mnichami zen z Japonii, a wszystko transmitowała telewizja. Zupełnie jak podczas meczu Freemantle Dockers z West Coast Eagles. A tu: Ajahn Brahm przeciwko światowej sławy mnichom, w Korei. Kto zwycięży? To ekscytujące. Było zabawnie.

Więc nie wchodzi się w życie, starając się wygrać, jak w jakiejś grze, pokonać innych. Ponieważ to może przynieść dużo lęku, niepokoju i zmartwień. Zamiast tego żyjemy, żeby dobrze się bawić, odkrywać, być ciekawym świata. Kiedy czujesz niepokój, nie możesz być odważny. Jesteś spięty i popełniasz zbyt wiele życiowych pomyłek. Tak więc, bądź radufny. Śmiały, odważny w życiu. Okaże się, że cokolwiek cię w życiu spotka, nie będzie porażką. Jednym z problemów niepokoju jest strach przed porażką. Nie ma w życiu czegoś takiego jak porażka. Jeżeli popełnisz błąd, wszystkim o tym powiedz. Sprawisz, że inni będą szczęśliwi. To prawda.

Kojarzycie programy, w których pokazują całemu światu wpadki różnych ludzi na wizji? To sprawia, że inni się śmieją. Czy to nie śmieszne? Widzieć ludzi, którzy się mylą. Kiedy popełniasz błąd, to jest to zabawne. Pewien człowiek z klasztoru Bodhinyana, z najdłuższym stażem jako anagarika, opisał taką historię w książeczce wydanej z okazji moich 60 urodzin. Opowiem wam i będzie to szczera prawda. To są okulary do czytania – nie potrzebuję ich, żeby was widzieć. Zakładam je tylko do czytania, nie noszę ich cały czas. Raz jechaliśmy z klasztoru Bodhinyana, właśnie tu, na weekend. W połowie drogi do Nollamara, zdałem sobie sprawę, że zapomniałem okularów. Miałem uczestniczyć w obradach, więc pomyślałem, że muszę wrócić, przecież tam wszystko będę musiał czytać. Zapytałem, czy moglibyśmy zawrócić, bo zostawiłem swoje okulary w klasztorze. A wtedy on spojrzał na mnie i powiedział: „Ajahn Brahm, spójrz na swój nos”. Więc… miałem okulary na nosie. Czy to przytrafia się i wam? To mogło się przydarzyć i wam, ale on opisał to w książce, tak że każdy mógł o tym przeczytać. To świetnie. To oznacza, że możesz uszczęśliwiać innych, popełniając głupie pomyłki.

Zatem to, co robimy, gdy popełniamy błędy, to nie boimy się tego. Zdajemy sobie sprawę, że błędy są czymś, co ktoś nazwał „porażką do przodu”. Nie tylko porażką, ale porażką do przodu. Chodzi o to, że w rezultacie uczymy się, rośniemy w siłę i stajemy się lepsi. Jeżeli nie boisz się porażek, możesz się ośmielić, próbować nowych rzeczy. A jeśli jesteś odważny i próbujesz nowych rzeczy, jesteś o wiele szczęśliwszy i odnosisz więcej sukcesów.

Wielu z nas za bardzo martwi się tym, co pomyślą sobie inni. To głupie, ponieważ ludzie o nas nie myślą. Kiedy masz około dwudziestu lat, przejmujesz się tym, co inni o tobie pomyślą. Dlatego faceci muszą mieć dobrą gadkę, a dziewczyny muszą wyglądać modnie. Kiedy masz dwadzieścia lat, zdecydowanie przejmujesz się tym, co myślą o tobie inni. Kiedy masz około czterdziestki, zyskujesz pewność siebie. Masz gdzieś, co powiedzą inni, bo i tak zrobisz swoje. Znacie takich ludzi, prawda? „Po prostu to zrobię, ubiorę się jak tylko zechcę”. A kiedy jesteś po sześćdziesiątce, w końcu dowiadujesz się, że tak naprawdę nikt o tobie nie myśli. Gdybyś tylko to wiedział, kiedy byłeś młodszy, miałbyś o wiele lepsze życie. Ludzie o tobie nie myślą. Nie jesteś tak ważny.

Warto tu zacytować Winstona Churchilla. Miał świetną odpowiedź na pytanie: „Pamiętasz mnie?”. Brzmiała: „A powinienem?”. Zawsze myślimy, że jesteśmy tacy ważni i że ludzie nas pamiętają. Moja odpowiedź byłaby nieco bardziej delikatna i miła. Naprawdę spotykam mnóstwo ludzi każdego roku, więc kiedy przychodzą i pytają: „Ajahn Brahm, pamiętasz mnie?”. Odpowiadam: „Ach tak, oczywiście, że pamiętam. Ty jesteś tą osobą, której imię ciągle wypada mi z głowy”. To o wiele milsze, nieprawdaż?

Dlaczego tak często czujecie niepokój i przejmujecie się tym, co inni o was pomyślą? Po pierwsze… albo po drugie lub trzecie, nie pamiętam… Za każdym razem, gdy się martwisz o swój wizerunek, o to, co powiedzą inni, przysparzasz sobie tylko zmartwień i niepokoju. Możesz być gejem, który boi się do tego przyznać. Boisz się, co pomyślą inni. Ale po co, przecież bycie gejem jest OK. Z tego strachu możesz zostać mnichem i żyć w celibacie. Celibat, jako jeden z rodzajów seksualności, też jest ostatnio dyskryminowany. Kilka tygodni temu czytałem artykuł jakiegoś eksperta, który twierdzi, że celibat nie jest naturalny. To samo mówili o homoseksualizmie, wiecie, że nie jest naturalny: „Damy ci jakieś leki, żeby to naprawić”. A teraz mówią to o celibacie: „Ajahn Brahm, może potrzebujesz jakiejś porady, żeby posmakować życia?”. Naprawdę tak mówią. Więc znowu walczę o prawa tych, którzy żyją w celibacie. Rozmawiałem o tym z paroma osobami. Zawsze to powtarzam: kiedy będzie następna parada równości podczas Mardi Gras w Perth, muszę tam być. Żądam prawa do celibatu.

Wracając do tematu, co zrobić, żeby nie czuć lęku przed tym, co ludzie powiedzą. Wiele razy to powoduje mnóstwo lęku. Możesz mieć ogromne kłopoty, a idąc do więzienia, obawiasz się, co na to powiedzą inni. Znam mnóstwo wspaniałych ludzi, którzy tam byli. Nelson Mandela, Gandhi – obaj siedzieli w więzieniu. Czasami zastanawiamy się, co inni o nas myślą, kiedy popełnimy błąd, kiedy coś nam się nie uda. Błagam… nieistotne, co myślą inni, tylko to, co sami myślimy o sobie. To właśnie jest najważniejsze. A tylu ludzi postrzega siebie przez pryzmat opinii innych. To sprawia, że jest się podatnym na strach i obawy. Tutaj, na duchowej ścieżce takiej jak buddyzm, sami, poprzez własną medytację, poznajecie, kim jesteście. Nie możecie być zależni od innych. Co inni o was wiedzą? Skąd mogą wiedzieć, kim naprawdę jesteście, co zrobiliście, jakich trudności doświadczyliście w życiu, w jaki sposób doszliście do miejsca, w którym jesteście, i ile wysiłku to kosztowało? Jak ktokolwiek może was oceniać? Zdecydowanie nie może. Nikt tak naprawdę was nie zna. Nawet wasi partnerzy, z którymi dzielicie życie przez długi czas… Przez te wszystkie lata ta druga osoba ciągle cię odkrywa, tak jak ty odkrywasz samego siebie. To część związku – odkrywać siebie nawzajem. Wtedy można odkryć również to, kim się samemu jest. Jak ktokolwiek może was podsumować, nazywając głupcem albo świnią? Nikt nie może tego robić. To niemożliwe. A że ludzie w to wierzą, to inna historia.

Jeśli ktoś nazwie cię idiotą, jedynym powodem, dla którego jesteś smutny, zdenerwowany, jest to, że mu wierzysz. Gdybyś wiedział, że się myli, nie czułbyś się źle. Jeśli ludzie przychodzą i nazywają cię idiotą, trzeba powiedzieć: „Przykro mi, ale się mylicie”. I wtedy można odejść. Czy potraficie to zrobić? Bardzo często nie. Ktoś przychodzi i nazywa cię głupcem, idiotą, ciamajdą. Cudne słowo, prawda? O wiele lepsze od słowa idiota. Ktoś określa cię tymi brzydkimi słowami, a ty w to wierzysz i czujesz się źle. Gdybyś wiedział, że tak nie jest i miałbyś własny obraz siebie, który byłby poparty zrozumieniem tego, kim naprawdę jesteś, wtedy oczywiście nie miałbyś z tym problemów. I nie przejmowałbyś się tak bardzo, co inni ludzie o tobie pomyślą. Twoja pewność siebie brałaby się z wnętrza, nie byłaby kontrolowana przez otoczenie. To cudowna rzecz wiedzieć, kim się jest i czuć się z tym dobrze. Jak mówiłem podczas odosobnienia, chodzi o to, żeby cenić siebie, żyć w zgodzie ze sobą, rozumieć, kim się jest dzięki temu wszystkiemu, i czuć do siebie szacunek. Wtedy masz spokój i żyjesz beztrosko, będąc tym, kim jesteś w swoim życiu. To, co myślą inni, wpada jednym uchem, a wypada drugim.

Ktoś pytał mnie wcześniej o krytykę w pracy. Ale tak naprawdę zawsze jesteśmy krytykowani, cokolwiek zrobimy. Ja też czasami jestem krytykowany. Nie do końca wiem dlaczego. Inni mnisi na przykład twierdzą, że opowiadam kiepskie dowcipy. Nie wiem, dlaczego tak mówią. Ale mam niezły dowcip w tym tygodniu. Zbliżał się pierwszy dzień w szkole. Jeden dzieciak został zapytany, jak nazywa się jego mama. – Moja mama nazywa się Uśmiech. – A twój tata? – Tata nazywa się Śmiech – To chyba Żart? – Nie, ja jestem Dowcip, to mój brat nazywa się Żart. Tak, ten był naprawdę śmieszny. Pewnie nikt z was go wcześniej nie słyszał. Ten jest nowy… Przypomnę, żebyście mogli go powtórzyć, kiedy stąd wyjdziecie: mama nazywa się Uśmiech, tata Śmiech, chyba żartujesz, nie, ja nazywam się Dowcip, mój brat to Żart.

Tak więc sami widzicie, jedynym powodem, dla którego mogę opowiadać kiepskie dowcipy jest to, że nie obchodzi mnie, co o mnie myślicie. Inaczej w ogóle bym ich nie opowiadał. Nie można czuć strachu, że wszystko zawsze pójdzie źle. Jeśli czulibyśmy strach, czy w ogóle bylibyśmy w stanie opowiadać kawały? Dlaczego więc się boimy? Jaki w tym sens? Boimy się, co inni o nas pomyślą, boimy się porażek, które ponosimy w życiu. Dla mnie porażki stanowią etap, podczas którego tak naprawdę się uczymy, więc pozwalaj sobie na popełnianie błędów i szanuj to. Czy można przewidzieć, że coś w życiu pójdzie nie tak? Zawsze przecież popełniamy błędy. Idąc dalej, kiedy nie martwisz się o swoją przyszłość, nie musisz robić tych wszystkich planów. Są tacy, którzy zawsze mają jakiś plan A, B czy C, mają cały alfabet planów. Potem mają plany A1, A2, A3, B1 itd. To niesamowite, jak wiele ludzie potrafią zaplanować. Nauczyłem się z doświadczenia – a mam 61 lat – że kiedy nie planuję, rzeczy nie idą dobrze. To prawda, idą źle, jeśli nie masz wystarczającej ilości planów. Wiecie, to jak z planami Buddyjskiego Towarzystwa Zachodniej Australii – kto będzie prezesem, kto będzie sekretarzem, i tego typu rzeczy. Kiedy nie planujesz, coś idzie nie tak, a jeśli obmyślasz plany, sprawy i tak idą źle. To prawda. Zatem, czy planujesz czy nie, sprawy i tak idą źle. Zamiast tego możesz przestać planować i cieszyć się życiem, ponieważ wiesz, że życie jest tym, co i tak pójdzie źle, bo inaczej rzecz ujmując, jest serią nieoczekiwanych wydarzeń. To jest moje rozumienie życia. Seria niespodziewanych i nieprzewidywalnych przygód. A to z kolei oznacza, że nigdy nie możesz przewidzieć, co zrobisz.

I na przykład w Korei jedną z bardziej niespodziewanych rzeczy, jaka mnie spotkała, było wystąpienie w KBS, narodowej stacji telewizyjnej, w wiadomościach wieczornych, w programie o największej oglądalności. A kiedy występujesz w programie z największą oglądalnością, z prezenterem, który przeprowadza z tobą wywiad, to po pierwsze musisz… iść na makijaż. Wiecie, kiedy zostawałem mnichem, nie spodziewałem się, że kiedyś będę miał makijaż. Właściwie to już był mój czwarty makijaż. Po co w ogóle oglądać mnicha w wiadomościach wieczornych? To mnie zaskoczyło. I oczywiście wielu by się zestresowało – telewizja na żywo, wiadomości wieczorne, tysiące widzów. Bylibyście zestresowani? Jasne, że nie, to nie ma znaczenia. Jeśli się strasznie pomylę, to świetnie. Będę miał spokój i nie trzeba będzie tam więcej wracać. Będę się cieszył życiem. Oczywiście, jeśli wszystko pójdzie dobrze, być może ponownie mnie zaproszą i dotrę do większej liczby ludzi. Tak czy inaczej zachowuję pozytywne nastawienie do przyszłości.

Cokolwiek się stanie, będzie w porządku. Kiedy stracisz pracę, świetnie, możesz pojechać na wakacje. Wiecie jak ciężko jest teraz pojechać na wakacje, dostać odpowiednio długi urlop? Zawsze kiedy chcesz wziąć dłuższy urlop, twoi pracodawcy chcieliby, żebyś pracował i może się okazać, że kiedy wrócisz po urlopie, już nie masz pracy. Trudno w dzisiejszych czasach pojechać na wakacje. A kiedy cię zwolnią, możesz sobie powiedzieć: „Taak, nareszcie wakacje, mogę cieszyć się wolnością”. Nie martw się problemami finansowymi. Właściwie nie wiem, czemu ludzie tak wiele czasu poświęcają na martwienie się o pieniądze. I tak umrzesz, nie zabierzesz pieniędzy ze sobą. I nie dawaj ich swoim dzieciom, bo i tak je zmarnują.

Zatem gdy tak bardzo się nie przejmujesz, możesz cieszyć się życiem o wiele, wiele bardziej. Co również oznacza, że nie musisz martwić się, że popełnisz błąd. Ile razy tak naprawdę byliście w poważnych tarapatach? Kiedy twoje życie się sypie, bo dostałeś wymówienie, straciłeś pracę… Pamiętam rozmowę z pewnym człowiekiem. Opowiadał mi, że pracował dla firmy. Było to w Indonezji. Jego szef wezwał go do biura i poprosił grzecznie, żeby złożył wypowiedzenie. On na to, że nie. Myślicie, że macie trudnego szefa? To posłuchajcie, co zrobił ten… Otóż ten szef wyjął z szuflady broń, przyłożył mu do skroni i powiedział: „Zrezygnuj”. Nie sądzę, żeby związek zawodowy miał z tym coś wspólnego, ale tak bywa w Indonezji. Tak więc musiał zrezygnować i myślał, że to koniec świata. Dwójka małych dzieci, piękna żona, pokaźny, bogato wyposażony dom i nagle został bez pracy. Nie do końca wykopany, ale bliski tego, by kopnąć w kalendarz. Co zrobił? Okazało się, że to była najlepsza rzecz, jaka przytrafiła mu się w życiu. Miał kontakty, wiedział wszystko o pracy, którą wykonywał – o kwestiach związanych z importem/eksportem – więc otworzył własną firmę. Stał się multimilionerem. Widzicie, czasami myślimy, że wszystko idzie źle, ale nigdy nie wiemy, co się stanie.

Ilu ludzi, którym przytrafiło się coś złego, mówiło, że to katastrofa, a potem, kiedy spojrzeli wstecz, okazywało się, że ta katastrofa była najlepszą rzeczą w ich życiu. I dlatego właśnie nie powinniście się o nic w życiu martwić. Jest taka historia, którą czasem opowiadam. Historie często uciekają mi z głowy. To opowieść o człowieku, który jechał na lotnisko w Bombaju. Czy przywoływałem ostatnio tę historię? Pewien człowiek opowiadał mi ją dawno temu, a był to biznesmen, który robił interesy w Bombaju. Kiedy załatwił swoje sprawy, miał jeszcze bardzo dużo czasu, złapał taksówkę, która miała go zawieźć na lotnisko, ale…. taksówkarz zabłądził. Zabłądził w mieście, w którym mieszkał. Mężczyzna miał sporo czasu, ale podczas, gdy tak jeździli, ten czas powoli uciekał. Jeździli w kółko, ciągle w dużej odległości od lotniska, więc zaczął się przejmować, że spóźni się na samolot. Nadal błądzili, a on już wiedział, że z pewnością nie zdąży na samolot… Kiedy zbliżyli się do lotniska, pomyślał, że może jest jakaś szansa, w końcu w Indiach loty są często opóźnione. Ale kiedy byli już blisko, okazało się, że ten nie był opóźniony – zobaczył, jak jego samolot startuje. Często na ogonie samolotu można zobaczyć znak linii lotniczych. Zobaczył, jak jego samolot odlatuje, i bardzo się zdenerwował na tego głupiego taksówkarza. Krzyczał na niego i zdecydowanie nie były to miłe słowa. W tym momencie, gdy krzyczał na głupiego taksówkarza, zobaczył, że samolot spada – rozbił się i nikt nie przeżył. „Cudowny taksówkarz. Wspaniały taksówkarz. Kocham cię tak bardzo, cmok, cmok, cmok. Masz tu wielki napiwek”. Ten taksówkarz uratował mu życie. Człowiek, który mi to opowiedział, od momentu tego wydarzenia nie martwi się już niczym. Był tak przejęty, że spóźni się na samolot, ale nie wiedział, że to spóźnienie naprawdę uratuje mu życie.

Wszystkie sprawy, o które się martwimy, mogą pójść nie tak, zawsze coś może pójść źle. A często seria nieoczekiwanych zdarzeń, zwana twoim życiem, jest bardzo pozytywna. U schyłku życia, kiedy spojrzysz na wszystkie sprawy, którymi się przejmowałeś, zobaczysz, że większość rzeczy, o które się martwiłeś, nie wydarzyła się, a te, które się wydarzyły, nie były powodem do zmartwień. Okazały się szczęściem w nieszczęściu, a przy tym, ile głębi wniosły do twojego życia. Uważacie, że wszystko w waszym życiu nie potoczyło się tak jak powinno? To wcale nie tak. To była część, która dodała życiu barw i doświadczeń. Jestem na to dobrym przykładem – ja, który stałem się mnichem. A dlaczego nim zostałem? Bo rzuciła mnie dziewczyna. To było straszne. Nie, to było wspaniałe! „O nie, co ja teraz zrobię? Dziewczyna mnie rzuciła… więc zostanę mnichem!”. Zostałem mnichem, żeby zapomnieć. Właściwie… może mnie rzuciła, nie pamiętam teraz… No dobra, nie zostałem mnichem, żeby zapomnieć. Ale wydarzyła się wspaniała rzecz – zostałem mnichem. Cieszę się tym najbardziej, jak się da, gdy robię wszystko to, czego zwykle nie spodziewacie się po mnichu, jak występy w telewizji czy podróże do tych wszystkich wiekowych klasztorów w Korei, jak ten najbardziej znany, który miałem okazję odwiedzić w Korei Południowej. Stoi wysoko w górach, to naprawdę odległe miejsce. Klasztor liczący około 600 lat. Piękne budowle, pokryte śniegiem, który topi się, spadając kroplami z dachów świątyni. Każda kropla to osobna możliwość zostania oświeconym. I piękna zamarznięta rzeka na terenie klasztoru. Przez 600 lub 700 lat mnisi medytowali, stając się oświeconymi przez wszystkie moce, było to coś na wzór tego, co znamy z filmów o kung-fu. Oczekiwałem, że ci wszyscy siwowłosi 200-letni mnisi powiedzą coś mądrego.

To świetnie móc robić tego typu rzeczy jako mnich, to całkowicie nieoczekiwane. Bo wiecie, wyobrażałem sobie, że bycie mnichem polega na tym, że nic się nie robi tylko siedzi cały dzień i medytuje. Ale moje życie okazało się zupełnie inne. Twoje życie też nie jest pewnie takie, jakie wydawałoby się, że będzie. Przestań więc przejmować się tym, co mogłoby być, a zamiast tego otwieraj się na to, co nieoczekiwane. Przyjmij tę niepewność. Nie wiem, dlaczego, ale ktoś zapytał mnie wcześniej, czy potrafię wróżyć i przepowiadać przyszłość. Powiedziałem: „Tak. Przyznaję się, potrafię przewidywać przyszłość”. Mogę przepowiedzieć wam przyszłość właśnie teraz: wasza przyszłość jest niepewna. I okaże się to prawdą. Przyszłość każdego, kto urodził się w roku smoka, który zacznie się za kilka tygodni… A przepraszam, nie smoka, tylko węża. Widzicie, popełniam błędy. I jest mi z tym dobrze. Dobrze, więc będzie to rok węża. Przyszłość każdego, kto urodził się w roku węża będzie… niepewna. Nie wiemy, co się stanie. Jako buddysta wiem, że przyszłość jest nieznana. Nie można jej przewidzieć. Żadna wróżka nie może powiedzieć, co się wydarzy w przyszłości, ponieważ zawsze masz wpływ na to, co się dzieje. Ty tworzysz swoją przyszłość. To niesamowite zdać sobie sprawę z tego, że nie jesteś ofiarą przyszłości. Jesteś jej twórcą. Jeżeli zdasz sobie sprawę, że jest to esencja kammy w buddyzmie, to wiesz, że nie jesteś ofiarą, nic nie jest ustalone z góry, więc tak naprawdę możesz zrobić wszystko, co chcesz, z tym, co masz. To zdumiewające, widzieć pomysłowość ludzi.

Podczas nocy sylwestrowej, wigilii Nowego Roku, pokazywałem tu kilka filmów. Jednym z nich był film o Orkiestrze Śmieciowej. Nie jestem pewien na 100%. Ale filmik był o dzieciakach w Kolumbii. Mieszkały w mieście, gdzie było duże wysypisko śmieci, i zbierały przedmioty z wysypiska, żeby zrobić z nich klasyczne instrumenty muzyczne. Pamiętam wiolonczelę zrobioną z beczki na ropę i kawałka drewna. Myślę, że gdzieś dostali czy znaleźli prawdziwe struny. Niesamowite, bo to brzmiało jak prawdziwa wiolonczela. Robili też skrzypce ze śmieci. Grali naprawdę świetną muzykę klasyczną. To niezwykle inspirujące nagranie, na którym można było zobaczyć, jak dzieci stały się innowacyjnymi muzykami i co zrobiły z tego, co inni wyrzucili. Zobaczyć beczkę z przytwierdzonym do niej kijem i strunami i ludzi grających na takim instrumencie, to naprawdę piękne, inspirujące.

Chodzi mi o to, że wiele można zrobić z tym, co mamy. To znaczy, że możesz tworzyć przyszłość. Jeśli zdasz sobie z tego sprawę, wszystkie twoje zmartwienia znikną. Zamiast martwić się, że wszystko pójdzie źle, okropnie albo o to, co się z tobą stanie, zastanów się, co możesz zrobić z tym, co masz. Podejście się wówczas zmienia, porzucasz zamartwianie się i zaczynasz aktywnie uczestniczyć w kreowaniu własnej przyszłości. Zaczynasz rozumieć, że jesteś w stanie tworzyć taką przyszłość, jaką chcesz. Ta wiedza jest piękna. Ty jesteś twórcą. Więc przestań się martwić przyszłością, wyjdź jej naprzeciw i zacznij ją tworzyć.

Kiedy się martwisz, to cię obezwładnia. Jeśli ciągle się martwisz i martwisz, nie robisz dla swojej przyszłości nic pożytecznego. Zamiast tego stań się jej sprawcą. I możesz to zrobić, to się nazywa prawem kammy. Czy to nie uwalniające? To daje ci zarówno wyzwolenie, jak i ogromną odpowiedzialność. Nie możesz tylko modlić się i błagać: „Ajahn Brahm, czy możesz stworzyć moją przyszłość za mnie, proszę? Dam ogromny datek, podpowiedz mi tylko liczby, które pojawią się na loterii, żebym mógł wygrać pokaźną sumę”. Albo: „Czy mógłbyś, proszę, sprawić, by ta dziewczyna z ostatniego rzędu się we mnie zakochała?”. Ludzie często proszą mnichów o niesamowite rzeczy. Wszystkie te rzeczy, które wymieniłem, naprawdę usłyszałem. Więc nie, nie będę tworzył waszej przyszłości za was. Jeśli chcesz, żeby dziewczyna z ostatniego rzędu się w tobie zakochała, to po pierwsze umyj zęby… o tak, ty też możesz brzydko pachnieć… więc zrób coś, żeby stworzyć swoją przyszłość.

Wtedy zdasz sobie sprawę, że w ogóle nie masz zmartwień związanych z przyszłością. Twoje skupienie jest skierowane na czas teraźniejszy, na to, jak sprawić, żeby coś się wydarzyło. Do tych, którzy cierpią na chroniczne zamartwianie się i chroniczny niepokój: zawsze mówicie o tym, co jest poza waszym zasięgiem. „Ciągle się martwię, ciągle czegoś się boję”. To dlatego, że zbyt długo było to w was zakorzenione. Za każdym razem, kiedy coś się nie udało, byłeś karany, poniżany, mówiono ci, że nic nie jesteś wart, więc ciągle byłeś przerażony możliwością porażki. Byłeś upokarzany, mówiono, że nie jesteś wystarczająco ładny, bystry, dobry, bla, bla, bla… Aż w końcu przerodziło się to w niską samoocenę. Patrzysz w lustro i nie jesteś już w stanie powiedzieć: „Jestem wystarczająco dobry”. Jesteś zaniepokojony swoją przyszłością, więc co możesz z tym zrobić? Możesz dużo medytować albo po prostu przychodzić tutaj na regularne pranie mózgu. Innym sposobem na radzenie sobie ze zmartwieniami jest zrozumienie, że te zmartwienia, niepokój, lęk, cokolwiek, odbijają się na twoim ciele. Ciało jest fizycznym odzwierciedleniem emocji. Za każdym razem, kiedy czujesz niepokój, nie patrz na niepokój w umyśle, poczuj go w ciele.

Współcześni ludzie są skupieni na ciele znacznie bardziej niż na umyśle. Możesz więc poradzić sobie z problemem w ciele poprzez relaksację tej części, w której jest on umiejscowiony. Jest taka stara historia, którą opowiadałem wiele razy, o kobiecie cierpiącej na chroniczne stany lękowe. Zapytałem, gdzie to czuje, odpowiedziała, że w klatce piersiowej. Poprosiłem, żeby opisała to uczucie, żeby była go w pełni świadoma. Bądźcie świadomi tego, gdzie odczuwacie zmartwienia, gdy macie ich dużo. Nie skupiajcie się na swojej głowie, ale na tym, jak odczuwacie to w ciele. Kiedy wiecie, jak się z tym czujecie, kiedy wasza uwaga obejmuje w pełni ciało… To ćwiczenie z buddyjskiej psychologii: kiedy odczuwasz coś w ciele zamiast w umyśle, wtedy masz władzę nad lękami. Możesz masować to miejsce, żeby je zrelaksować – sprawdź, jak poczucie w twoim ciele się zmienia. A naprawdę się zmienia. Jeśli odczujesz wzrost napięcia, znaczy, że to nie ten kierunek. Jeśli poczujesz, że ciało jest bardziej zrelaksowane, wtedy oznacza to, że obrałeś dobrą drogę. Powtórzę: uważność daje ci informację zwrotną. To jedna z jej wspaniałych cech. Zyskujesz kontrolę, ponieważ masz pewnego rodzaju miarkę, wskaźnik i wiesz, czy czujesz napięcie, czy czujesz się zrelaksowany. A po pewnym czasie to wydaje się jeszcze prostsze. Wiesz dokładnie, co masz zrobić, by zmniejszyć uczucie niepokoju albo zmartwienie. Możesz zrobić to sam. Wszystko polega na współczuciu i życzliwości. Odprężasz ciało i odprężasz, i odprężasz. Jeśli chodzi o tę kobietę, powiedziałem jej, żeby masowała klatkę piersiową za każdym razem, kiedy czuje stany lękowe. A miała z nimi ogromny problem. Masaż to bycie świadomym swojego ciała i obdarzenie go szacunkiem. Ciągły masaż, dopóki uczucie nie minie. Tak właśnie poradziła sobie z chronicznym lękiem, który sprawiał, że była przykuta do łóżka, smutna, bo nikt, żaden lekarz, nie był w stanie jej pomóc. Ale ta metoda zadziałała. Jeśli jesteś kimś, kto naprawdę dużo się martwi, jest niepewny w pracy, zmartwiony w domu, na ulicy, poczuj to zmartwienie w swoim ciele. Nie próbuj rozwiązywać problemu w głowie. Nie masz takiej mocy, żeby to zrobić. Poczuj to w ciele, gdziekolwiek jest to umiejscowione, i zrelaksuj tę część ciała. Jeżeli rozluźnisz fizyczny odpowiednik lęku i zmartwień, znikną również takie uczucia. Te dwie rzeczy idą w parze, kiedy zrelaksujesz ciało, twój umysł także się odpręży. Jeśli miewasz ataki paniki, postaraj się zrozumieć, w której części ciała są one umiejscowione. Poznaj to uczucie. Przyłóż rękę i masuj. To bardzo odpręża, a panika i niepokój znikają.

Oto sposoby zwalczania niepokoju i zmartwień pojawiających się w życiu. Wiele razy wynikają one po prostu ze złego nastawienia umysłu, błędnego toku myślenia. Ponieważ kiedy tylko zaczynasz się martwić, pogarszasz sprawę. Można to porównać do rosnącej śnieżnej kuli, toczącej się w dół coraz szybciej. Czasami to błędne koło. Masaż napiętych części ciała jest genialny, ponieważ trzyma cię z dala od wzmagania stresu, przenosi problem z umysłu do ciała, dzięki czemu możesz zrelaksować się do maksimum. Jeśli mniej się martwisz, czerpiesz wiele korzyści. Ale ci, którzy się nie martwią, mają pewne efekty uboczne. Ja nie martwię się w życiu zbyt wiele, bo po co? Idę, wykładam, nie obchodzi mnie, co ludzie o tym myślą, opowiadam dowcipy, nie przejmując się za bardzo tym, co inni będą mówić na ich temat. Ubieram się jak dziewczyna, mam nakładany makijaż, gdy jestem w telewizji, i nie przejmuję się innymi, dobrze się bawię. Jest jeden minus, gdy nie martwimy się w życiu. A minusem jest to, że jeśli nie przejmuję się za bardzo, przybieram na wadze. Ludzie mi mówią: „Ajahn Brahm, gdy się martwisz, stajesz się szczuplejszy”. Więc staram się jak mogę, żeby martwić się nieco bardziej, żeby spalić zbędne kilogramy. Nawet nie jem tak dużo, ale mam bardzo wolny metabolizm i dlatego przybieram na wadze. Dlatego wszyscy najlepsi mnisi i mniszki są grubi. Bo się nie martwią. Jeśli znajdziecie mnicha, który jest naprawdę chudy, to będzie oznaczało, że na pewno się martwi, że ma stany lękowe, zupełnie tak jak wszyscy inni, i powinien poświęcić się medytacji. Kiedy pojechałem do Korei, byli zachwyceni, że jestem grubym mnichem, mówili mi: „Jesteś bodhisattą”. Ci, którzy wiedzą coś na temat buddyzmu, na pewno kojarzą, że w odłamie buddyzmu mahayana mają bardzo grubego Buddhę. I w Korei powiedzieli: „A, to ty, nie wiedzieliśmy, że mają grubego Buddhę w Australii”. Wiecie, że kiedy idziecie zagrać na loterii, musicie pogłaskać grubego Buddhę? Stałem kiedyś tu niedaleko, kiedy podeszła chińska dziewczynka i pogłaskała mnie po brzuchu. Nie miałem nic przeciwko, to bardzo dobre. Jeśli będę chciał znaleźć fundusze dla klasztoru, stanę przed kolekturą z jakimś kubeczkiem i pozwolę się głaskać za dolara. Myślę, że w taki sposób można by zarobić sporo pieniędzy.

Więc, jak wcześniej wspominałem, jest wiele sposobów radzenia sobie z niepokojem i zmartwieniami w życiu. Choć powinienem powiedzieć jeszcze o jednym. Przez wszystkie te lata miałem bardzo dużo publicznych wystąpień i ludzie przychodzili do mnie, mówiąc, że najbardziej przerażającą rzeczą w życiu jest właśnie publiczne wygłaszanie przemówień. Można powiedzieć, że jestem dosyć odprężony, kiedy daję publiczne wykłady, ale wiele lat temu nie byłem aż tak zrelaksowany.

Pamiętam, że przyszedłem tutaj, miałem dać wykład i nagle przyszła mi do głowy myśl, że wszyscy ci ludzie przychodzą w piątkowy wieczór, żeby mnie posłuchać. Co, jeśli się zatnę albo mój wykład będzie naprawdę zły? Prawdopodobnie zawiodę tych ludzi, a co gorsza, nie przyjdą tu nigdy więcej. Wystarczy jeden zły wykład, jeden kiepski żart i koniec. Wiele razy byłem naprawdę bliski załamania. Przypomniało mi się to, ponieważ będziemy mieli teraz sporo pracy w klasztorze. Mamy most nad strumieniem. I ja, między innymi, robiłem ten most. Wszystko było zaprojektowane, trzeba było się upewnić, że jest wystarczająco mocny, czy wytrzyma wagę ciężarówki z betonem. W tamtym czasie zakładaliśmy, że po jednej stronie mostu będą mnisi, a po drugiej mniszki. Więc napisałem żart, że teraz most jest na tyle silny, żeby unieść dwie grube mniszki jednocześnie. Dostałem potem naprawdę ostre listy: „Co ty wygadujesz? Dwie grube mniszki – to seksistowskie!”. Po tym żarcie kilka osób chciało zrezygnować z Towarzystwa Buddyjskiego. Więc czasami opowiadam naprawdę kiepskie kawały. I to był właśnie jeden z nich. Nie mam problemu z przyznawaniem się do błędów.

Czasami popełniasz błędy. Później można się z tego śmiać, bo przecież wszyscy popełniamy błędy. Więc trzeba dać innym spokój, dać spokój sobie. Kiedy mówię ludziom o swoich błędach, mogą mieć wówczas nieco mniej problemów z własnymi pomyłkami. Nie trzeba być doskonałym. Jaka to ulga. Nie muszę się martwić tym, żeby moje wykłady zawsze były perfekcyjne. Nie muszę się ciągle martwić o to, czy ludzie śmieją się z moich dowcipów. Nie muszę się w ogóle martwić. Dlaczego? Bo to w porządku być niedoskonałym. Próbujecie być zawsze tak cholernie perfekcyjni? Dlatego się martwicie. Kiedy rzeczy idą źle, w życiu następuje przełom, bo to właśnie wtedy się uczymy, rośniemy w siłę i musimy podjąć nowe wyzwania. Kiedy na przykład ucieka ci samolot, ilu interesujących ludzi wtedy poznajesz, zaprzyjaźniasz się z tymi, którzy również muszą czekać, bo odwołano lot. To nadzwyczajne, kiedy coś w życiu idzie nie tak. Jak wielu ludzi spotykasz, kiedy jesteś w szpitalu, bo powiedzmy masz raka? Czasami to dobrze, kiedy rzeczy idą nie tak jak trzeba.

Przypomina mi się historia znajomych z Anglii, to, jak się poznali. Przyjaciel miał wypadek samochodowy. Trafił pokiereszowany do szpitala, a potem poślubił swoją pielęgniarkę i od tamtej pory żyją długo i szczęśliwie. Tak więc dla niego ten wypadek okazał się piękną rzeczą, bo dzięki niemu znalazł miłość swojego życia. To zdarza się tak często, więc nie bój się popełniać pomyłek, błędy są doskonałe. Ty też jesteś idealny. Kiedy nie masz żadnych zmartwień, rzeczy nie idą źle.

Nie sądzę, żeby w ogóle istniało takie określenie jak „źle”. Wszystko, co spotyka nas w życiu, jest w porządku. Kiedy twój partner cię rzuci, świetnie. Kiedy umrzesz młodo, idziesz do nieba wcześniej od innych. Wspaniale. Jeśli stracisz wszystkie pieniądze, to cudownie, możesz żyć jak Ajahn Brahm. To prawda, że brak pieniędzy to brak zmartwień. Jak zapłacić rachunki? Przecież to problem banku, a nie twój. Jeśli nie masz dokąd pójść, możesz zostać mniszką lub mnichem, tutaj cię przygarną. Czym tu się przejmować? Zupełnie niczym. A to dlatego, że masz prawo do błędów. Ponieważ jesteś idealny, kiedy je popełniasz. Opowiem wam pewną starą historię. Kiedy pójdziesz do lasu… oczywiście w mieście nie ma lasów, ale możesz iść do lasu przy klasztorze. Chodzisz i próbujesz znaleźć w nim idealne drzewo. Takie, które jest naprawdę proste, z gałęziami, które są w równej odległości od siebie, z liśćmi, które są tak doskonałe, jak tego oczekujesz. Nie ma tak naprawdę idealnie prostego drzewa, z idealnie rozłożonymi gałęziami. Każde drzewo jest trochę pochylone, złamane, z kilkoma brakującymi gałęziami, brązowymi liśćmi. Gdyby wszystkie drzewa w lesie były rozmieszczone w prostych rzędach, nazwalibyśmy to plantacją rządową. A to nie las. W lesie wszystko jest porozrzucane. Patrząc tu na was, stwierdzam, że wszyscy jesteście nadłamani, zgarbieni, starzy, tu i tam coś odpada… A to czyni was ludźmi – pięknymi, perfekcyjnymi.

Kiedy zdasz sobie sprawę z tego, czym jest perfekcja, wtedy nie będziesz się zamartwiać pomyłkami. To z kolei doprowadzi do tego, że będziesz żyć w pokoju z samym sobą. A wtedy nie będzie więcej zmartwień. Wszystkie zmartwienia to niezrozumienie doskonałości życia, niezrozumienie, że błędy są jego nieuniknioną częścią. Trzeba je przyjmować. Cokolwiek się wydarzy w przyszłości, jest tym, co musisz przyjąć i wyciągnąć z tego lekcję. Musisz także zdać sobie sprawę, że jedyną rzeczą, jaką możesz zrobić w tym momencie, to zrobić coś dobrego z tym, co przyniosło życie. Tak jak można stworzyć piękną orkiestrę dzięki zwykłym śmieciom. Ważne jest zauważenie tego, co możesz zrobić ze swoim życiem, nawet jeśli czasami jesteś wyrzucany na śmietnik. To niesamowite, ile możesz zrobić. Więc czym tu się przejmować? Nawet jeśli trafiłeś na śmietnik, możesz stworzyć piękną wiolonczelę. Dlatego nie ma się czym martwić. Jeśli podążysz za tą radą, będziesz równie… gruby jak Ajahn Brahm. To by było na tyle, jeśli chodzi o dzisiejszy wykład o niemartwieniu się.

Sadhu! Sadhu! Sadhu!

Mamy kilka pytań z zagranicy. Jedziemy.

To niesamowite, że te pytania napływają z całego świata. Dzisiaj mamy pytania z Sydney, Holandii i Niemiec.

Pytanie: Ajahn Brahm, w jaki sposób zbalansować współczucie i mądrość? Czy współczucie wymaga, żeby poświęcić czyjeś szczęście, spokój i radość?

Nie, to nie jest współczucie. Współczucie i mądrość oznaczają, że nie ma czegoś takiego jak ja czy ty. Jesteśmy my. Rozmawiałem z kimś wcześniej o tym, jaka jest różnica pomiędzy chorobą a wyzdrowieniem. Cóż… Choroba zaczyna się od c – ciebie, a wyzdrowienie od w – was. To mądre, czyż nie? To prawda. Jeśli zwracasz uwagę na c – ciebie, wtedy jest to choroba, jeśli na w – was, to wyzdrowienie. Nie chodzi tu o mnie, nie chodzi o ciebie, wszystko opiera się na „my”, na „was”. Dlatego też mądrość i współczucie nigdy nie jest poświęcaniem samego siebie. Nie chodzi o bycie samolubnym. Zawsze trzeba pamiętać, że chodzi o nas. W życiu zawsze chodzi o coś więcej niż tylko o siebie. Problemy nigdy nie są tylko twoje czy moje, zawsze są nasze. Jeśli jesteś w związku, nigdy nie obwiniaj dziewczyny czy chłopaka. Nigdy nie obwiniaj siebie. Jeżeli macie trudny dzień, ten problem jest wasz. Wspólnie macie problem. Możecie go wtedy wspólnie naprawić. Więc czyj to jest problem? Czy to problem premiera Tony'ego Abbotta czy premier Julii Gillard? Nie, to ich problem. A mogli naprawić to razem. Ale by było, gdyby zdali sobie z tego sprawę wcześniej. To zmieniłoby całą scenę polityczną. Wracając do tematu, tym właśnie jest szczęście: współczuciem i radością.

Pytanie z Holandii: Drogi Ajahnie Brahm, w filmie „Sekret” uczą, że można przyciągać dobre rzeczy w życiu przez ich wizualizację i wyobrażanie sobie, że już je mamy.

O rany, to kompletna głupota. Rzeczy nie działają w taki sposób. Nie jest to takie proste. To nie żaden sekret tylko szachrajstwo. Sekretem jest to, że możesz zrobić w balona tylu ludzi i zbić na tym fortunę. W końcu jest tylu łatwowiernych. Jeśli chcesz przyciągać w życiu dobre rzeczy, musisz być nastawiony pozytywnie. Bądź uprzejmy, spokojny, bądź hojny i bądź po prostu dobry. Wtedy przyciągniesz do siebie dobrych ludzi, z którymi będziesz miło spędzać czas. To jest prawdziwy sekret i powtarzam to co tydzień.

Trzecie pytanie, z Niemiec: Mój partner ciągle się o mnie martwi, kiedy nie ma mnie w domu. To na mnie wpływa i przez to oboje nie czujemy spokoju. Co robić?

Czemu właściwie twój partner się martwi? Boi się, że znajdziesz sobie innego faceta? I że uciekniesz z nim czy z nią? Bo nie wiadomo, czy ten ktoś to mężczyzna czy kobieta. Jeżeli naprawdę kochasz swojego partnera… Właściwie, co tak naprawdę znaczy miłość? Prawdziwa miłość, to po prostu chcieć, żeby twój partner był szczęśliwy. Szczęście i radość waszych partnerów są dla was najważniejsze. To prawdziwa miłość. Więc wyobraź sobie, że twój partner odchodzi albo ty odchodzisz, ale twój partner kocha cię tak bardzo, że twoje szczęście jest dla niego najważniejsze. Więc jeśli znajdziesz sobie innego faceta, który jest nawet lepszy w łóżku od obecnego, czy to nie będzie wspaniałe? „Och, spędzasz z nim czas o wiele lepiej niż ze mną, a twoje szczęście jest dla mnie najważniejszą rzeczą na świecie. Jesteś z nim szczęśliwsza, och, jaka radość”. Więc czym się martwisz? Myślę, że odpowiednie tu będzie to, co powiedział Dalajlama. Krótkie, pięknie powiedziane: „Jeśli jest coś, co możesz zrobić, zmienić na lepsze, wtedy możesz się o to martwić. Ale jeśli nie pozostało już nic do zrobienia i nie masz nad tym kontroli, po co się martwić?”. Jeśli twój parter odchodzi, no cóż, nic z tym nie można zrobić. Więc dlaczego masz się tym zamartwiać? Można martwić się tylko tym, na co mamy wpływ. W innym wypadku to tylko strata czasu i energii, wytwarzanie negatywnych emocji. Więc proszę, nie martwcie się rzeczami, z którymi nic nie można zrobić.

Po drugie, jeśli możesz coś zrobić, nie ma sensu się martwić. Na rany koguta, po prostu to zrób. Kiedy martwisz się za bardzo tym, co masz zrobić, wtedy powstrzymujesz działanie. Jeśli twój partner martwi się za bardzo, kiedy cię nie ma w domu, możesz założyć sobie jedną z tych bransoletek GPS, żeby zawsze wiedział, gdzie jesteś, a ty będziesz czuła się szczęśliwa. To okropne, kiedy żyjesz w ten sposób. Więc nie ma się co martwić. Wiem, że niektórzy mnisi martwią się, kiedy mnie nie ma. Pamiętacie, kiedy było tsunami takie naprawdę duże, kiedy to było? W 2004 czy 2005. Byłem wtedy właśnie w Penang, gdzie uderzyły fale. Kilka osób zginęło. Jeden z mnichów tak bardzo się o mnie martwił, był tak przejęty, że dzwonił do mnóstwa ludzi, żeby upewnić się, że jestem bezpieczny. Kiedy go o to zapytałem, powiedział, że wcale nie był zaniepokojony o mnie, tylko o siebie. Powiedział, że gdybym umarł, on musiałby zostać opatem, a tego nie chciał. Więc martwił się tylko, żebym przyjechał cały i zdrowy i żeby on nie musiał ciężko pracować, pełniąc tę funkcję. Dobry kolega.

Jaki jest sens martwienia się? Przede wszystkim nie pozwalaj, żeby zmartwienia twojego partnera odbijały się na tobie. To wszystko, co możesz zrobić i czego możesz go nauczyć. Jeśli się nie boisz i nie martwisz, ten brak zmartwień udzieli się również jemu i to ukoi jego lęki. To w pewnym sensie zaraźliwe. Podobnie jak martwienie się jest zaraźliwe. Kiedy jedna osoba zaczyna się przejmować i bać, wiecie, to wpływa na innych. Ty też zaczynasz się martwić.

Pamiętam taką historię. Byłem wtedy młodym mnichem w Tajlandii. Podróżowałem po mieście staroświeckimi autobusami, bo Tajlandia to dosyć biedny kraj. Ponieważ w tych autobusach ludzie palili papierosy, więc co chwilę stawały one w płomieniach. Ludzie byli wtedy uwięzieni i ginęli. Potem pokazywano to w wiadomościach. Jeden z moich przyjaciół, mnich, był uwięziony w jednym z takich autobusów. Udało mu się uciec, ale jego miska i zapasowe szaty spaliły się. Ja też byłem w jednym z nich, ale wiecie, zawsze wypychają mnicha na początek autobusu… Opowiadałem wam tę historię wcześniej. Wypychają mnicha na początek autobusu, ponieważ dobra kamma mnicha gwarantuje, że nie będzie wypadku. Naprawdę tak robią. Pamiętam, że jechałem takim autobusem do Bangkoku. Jak tylko wsiadłem, kazano mi iść na sam przód autobusu, kierowca ciągle się uśmiechał i powiedział, że nie muszę płacić za bilet. Z przodu był telewizor, a kierowca cieszył się, że mnich też tu jest, bo od tej chwili nie musiał patrzeć na drogę, mógł oglądać film. A moim zadaniem było pilnować, żeby autobus nie miał wypadku. To było przerażające. Próbowałem kiedyś tego samego w tajskich liniach lotniczych: „Tak samo robię w autobusach, mogę zapobiec katastrofie tego samolotu, jeśli usiądę z przodu. Czy mogę dostać pierwszą klasę?”. Niestety to się nie udało.

Wracając do tematu, zaraz, na czym to ja skończyłem? Aha, na autobusie. No więc, nagle ktoś krzyknął: „Pożar! Pożar!”. Kierowca bardzo szybko nacisnął hamulec, wtedy wszyscy rzucili się do wyjścia. Nie do końca wiedziałem, co się dzieje, bo nie oglądałem wcześniej wiadomości, więc po prostu nadal spokojnie siedziałem. Nawet mężczyzna z miejsca obok uciekł. A ja sobie wciąż spokojnie siedziałem. Nagle okazało się, że w autobusie zostałem tylko ja i kilkoro ludzi, którzy jeszcze nie zdążyli uciec. Wtedy mężczyzna, który również został w środku, powiedział, że to nie był prawdziwy pożar tylko papieros. To była jedna z tych chwil, z których jestem dumny. Nie było żadnego pożaru, więc wszyscy wrócili do autobusu. „Och, oświecony mnich”. „Nie ma w tobie lęku”. „Och, jesteś taki wspaniały”. To nie tak, że w ogóle się nie przejąłem, tylko po prostu nie wiedziałem, co się dzieje. To kolejny sposób, żeby pokonać zmartwienie – bądź głupi. Nie wiesz, co się dzieje, więc nie musisz się o to martwić. Pamiętam, to było wspaniałe doświadczenie. Ludzie myśleli, że jestem oświecony, a ja po prostu nie wiedziałem, co się dzieje, to wszystko. Więc jeśli nie masz żadnych zmartwień, możesz pozwolić swojemu partnerowi odejść. I tak wróci. Tak więc możesz być szczęśliwa i czuć się dobrze.

Jakieś pytania z widowni, z Perth? Może jedno, dwa pytania. Próba mikrofonu, raz, dwa. O to był niesamowity taniec, dzięki za dobry balet. Proszę.

Pytanie: Interesuje mnie technika medytacji, o której mówiłeś przy okazji chronicznego lęku. Czym różni się ta technika od medytacji, którą praktykujemy tutaj i jaką medytację poleciłbyś komuś z chronicznym lękiem?

To, co robimy tutaj, jest wprowadzeniem do rozwoju uważności poprzez odprężenie i bezruch, ponieważ umysł jest skupiony na chwili obecnej. Musisz być tu i teraz, wraz ze swoim odczuciem, które czasami jest dość nieprzyjemne. Jeżeli czuje się niepokój jako napięcie, bywa to dość przerażające. To, czego się tu uczymy, to uważność i akceptowanie tego, czego akurat doświadczamy. To z kolei sprawia, że jesteśmy bardziej świadomi swojego ciała i uczuć. Niesamowite, ilu ludzi nie ma kontaktu ze swoim ciałem. Nawet go nie czują, nie znają go. Szczególnie, jeśli chodzi o ból. Często nie można się z nim uporać, pozbyć się go. Kiedy już poznamy to odczucie, wtedy, o czym wspominałem w wykładzie, mamy nad nim władzę. Bo możemy je poczuć. Wiemy, kiedy jest słabsze lub silniejsze, zauważamy, co sprawia, że się nam polepsza, co sprawia, że odczucie odpuszcza i staje się łatwiejsze do zniesienia. To jest współczucie. Miłująca dobroć, zyskiwanie spokoju, przyjmowanie, a nie zwalczanie. Zauważamy, że z początku ból staje się tylko odrobinę mniejszy, potem jeszcze bardziej i bardziej. Jest taki przykład, którym można się posługiwać w wielu kwestiach, więc go uwielbiam.

Kilka lat temu miałem zatrucie pokarmowe. Wszyscy w klasztorze to mieli, takie ryzyko zawodowe. Bo wiecie, dają nam różne jedzenie, nie wiemy, co wkładamy do ust. Czułem się naprawdę źle. Zamiast wezwać doktora, co zdecydowanie powinienem był zrobić, po prostu się rozluźniłem, byłem świadomy – zamiast zwalczać, przyjąłem i byłem życzliwy. Szczerze, dwadzieścia minut uważności i miłującej dobroci i wszystko zniknęło. Nie miałem już później żadnych symptomów zatrucia pokarmowego. Po prostu wstałem i znowu było normalnie. Dwadzieścia minut, żeby pozbyć się dokuczliwego zatrucia pokarmowego. Możesz to zrobić. Możesz nauczyć się odprężać ciało, otworzyć je, co sprawi, że szybko wyzdrowiejesz. Medytuję od wielu lat i jest to moja siła. Stany lękowe wymagają nieco więcej czasu, są bardziej problematyczne, ale wkrótce nauczysz się odprężać to odczucie, traktować je z życzliwością, bo to właśnie powinniśmy zrobić. Niesłychaną rzeczą jest to, że jeśli zniknie fizyczne uczucie, podobnie stanie się z problemem emocjonalnym. To genialna metoda na kontrolowanie swoich emocji.

Uważność, ale także współodczuwanie. Więc tak, można się tego nauczyć, można też tego nauczać. Wielu psychologów stosuje tę metodę, bo powiedziałem im, jak to robić i mogą w ten sposób leczyć swoich pacjentów, i to nie tylko ze stanów lękowych. Można tak leczyć nawet złość. Kiedy jesteście źli, możecie to wyraźnie poczuć w ciele. Poznajcie uczucie, które wam towarzyszy, kiedy jesteście naprawdę rozgniewani. Poznajcie, a wtedy nauczycie się, jak je osłabić. Kiedy wam się to uda, złość również mija. One są połączone. Gdy jedno odejdzie, drugie również. To dobra metoda na radzenie sobie z lękiem i z każdą inną emocją, którą odczuwamy. Nawet z żalem. Czujecie go, ponieważ ktoś bliski odszedł z tego świata, ktoś, kogo bardzo kochaliście. Gdzie w ciele jest umiejscowione to uczucie, czym ono jest? Opiszcie je sobie albo komuś innemu – tak nawet lepiej. To pozwala na lepsze zrozumienie żalu. Potem nauczcie się, jak to uczucie odprężyć: życzliwością, masażem bądź czymkolwiek innym. Wtedy okaże się, że żal również ustępuje. W taki sposób to działa. Medytacja tutaj uczy was, jak być bardziej świadomym ciała. Czy odpowiedziałem na pytanie? Bardzo dobrze. Następne pytanie.

Pytanie: Nie jest to bardzo poważne pytanie. Czy kiedykolwiek podziękowałeś swojej byłej dziewczynie za to, że zostałeś mnichem?

Nie. Byłbym wdzięczny, gdybym mógł ją gdzieś znaleźć. Podziękowałbym trzykrotnie. „Gdybyś nie rzuciła mnie dla kogoś innego, byłbym żonaty… prawdopodobnie z tobą”. Wszystkie te dzieci, kredyty hipoteczne.

Pytający: Czy nie byłoby wspaniale, gdyby cię teraz oglądała?

O tak, zdecydowanie. Jeśli mnie pamiętasz – dziękuję bardzo! Pamiętacie ten stary żart? O nie, zaczyna się, kiedy zacznę, nie mogę się powstrzymać, nawet jeśli opowiadałem go tydzień temu.

Znacie najkrótszą bajkę? Więc bajka zawsze musi się zaczynać od słów „dawno, dawno temu”, a kończyć na „i żyli długo i szczęśliwie”. A oto najkrótsza bajka świata. Dawno, dawno temu chłopak oświadczył się dziewczynie. Powiedziała „nie”, i oboje żyli długo i szczęśliwie. Mnisi żart. Opowiadałem ten kawał naszemu bibliotekarzowi jakiś czas temu. A on odpowiedział z poważną miną, że niebawem się żeni. Pomyślałem: „O rany, po co to mówiłem?”. To jeden z tych momentów, kiedy człowiek popełnia głupie błędy. W ogóle nie uznał tego za śmieszne.

Dziękuję wszystkim za uwagę, dziękuję za pytania. Możemy teraz złożyć szacunek Buddzie, Dhammie i Saṅdze, bo jest już po czasie.


O autorze

brahm.jpg

Brahmavamso Ajahn
zobacz inne publikacje autora

Czcigodny Ajahn Brahmavamso Mahathera (znany jako Ajahn Brahm), właściwie Peter Betts, urodził się w Londynie 7 sierpnia 1951 roku. Obecnie Ajahn Brahm jest opatem klasztoru Bodhinyana w Serpentine w Australii Zachodniej, Dyrektorem ds. Duchowych Buddyjskiego Towarzystwa Stanu Australia Zachodnia, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Wiktoria, Doradcą ds. Duchowych przy Buddyjskim Towarzystwie Stanu Australii Południowej, Patronem Duchowym Bractwa Buddyjskiego w Singapurze oraz Patronem Duchowym ośrodka Bodhikusuma Centre w Sydney.

Artykuły o podobnej tematyce:

Sprawdź też TERMINOLOGIĘ


Poleć nas i podziel się tym artykułem z innymi: Facebook

Chcąc wykorzystać część lub całość tego dzieła, należy używać licencji GFDL: Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję lub/i modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.

gnu.svg.png

Można także użyć następującej licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0

cc.png

Oryginał można znaleźć na tej stronie: LINK

Źródło: bswa.org

Tłumaczenie: KuHarmonii
Redakcja polska: Alicja Brylińska, Bartosz Klimas
Czyta: Aleksander Bromberek

Image0001%20%281%29.png

Redakcja portalu tłumaczeń buddyjskich: http://SASANA.PL/